ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
COLLODI
Skrzywił się, gdy zapach rozmaitych potraw dotarł do jego szerokich nozdrzy. Wyselekcjonowane zapachy nie powodowały mdłości u Severusa, ale połączenie woni słodkich bułek mlecznych, jajecznicy z dużą ilością masła, smażonego bekonu oraz smrodu spoconych uczniów, już tak. Zastanawiał się jakim prawem złośliwe robaki wytykały mu deficyty w higienie osobistej, skoro fetor unoszący się nad nimi od samego rana, dorównywał górskim trollom.
Nietrudno się dziwić, że Severus miał kłopot z przybraniem na masie, a jego ciało składało się w większości ze skóry, kości oraz parszywego charakteru ze szczyptą najczarniejszego humoru. Odgonił marzenie o zdrowym ciele, skoro duch pozostawał uszkodzony, a w dodatku śniadania w Hogwarcie w którym spędził ponad trzydzieści lat, powodowały jedynie chęć ucieczki z pustym żołądkiem.
Wytykając sobie kretynizm i wyolbrzymianie zaistniałego problemu, usiadł przy stole nauczycielskim i nalał kawę do pucharu ozdobionego wymyślnymi wyżłobieniami. Powąchał czarny płyn, aby pozbyć się z nosa obrzydliwej mieszanki zapachów.
— Ciężka noc? — zapytała Minerwa kącikiem ust, aby nikt z niepożądanych nie mógł jej dosłyszeć. — Wyglądasz dziś markotnie.
— Czy według ciebie, mój nastrój odbiega od obowiązującego dla mnie wzorca? — burknął chłodno. — Szczerze w to wątpię. Zwykle jestem markotny. — Zmierzył dyrektorkę badawczym spojrzeniem i zmrużył oczy. — Co tu robisz, kobieto? Powinnaś leżeć i odpoczywać.
— Wyręczasz mnie w moich obowiązkach. Mam siłę na spożycie posiłku z przyjaciółmi i podopiecznymi — powiedziała stanowczo, nakładając sobie niewielką porcję jajecznicy.
— Widzę — spojrzał wymownie na jej talerz. — Jesz mniej niż wróbel.
— Odezwał się łakomczuch — prychnęła. — Poza tym, masz w tym swój udział. Nafaszerowałeś staruszkę eliksirami i dziwisz się, że jej żołądek się buntuje.
— Przypominam, że nafaszerowanie cię eliksirami, jest niezbędne do utrzymania funkcji życiowych. Rzecz jasna, mogliśmy tego uniknąć gdybyś zaufała odpowiedniej osobie — syknął pod nosem piorunując Poppy ostrym spojrzeniem. Pobladła pielęgniarka, zasiadająca po lewicy Minerwy, wlepiła spojrzenie w swój pusty talerz, jakby nigdy w życiu nie widziała nic bardziej fascynującego.
— Daj jej spokój — wycedziła dyrektorka, ściągając usta. — Obiecała milczeć i dotrzymała słowa. Mam wobec niej dług wdzięczności. Cenię lojalność...
— Lojalność — szydził zgryźliwie. — W tym się różnimy, Minerwo. Dla mnie, ratowanie niewinnego życia ma większą wartość od lojalności.
Palce Minerwy zacisnęły się na krawędzi stołu.
— Wiem — szepnęła w odpowiedzi. — To zaleta godna podziwu, Severusie.
Czarodziej spochmurniał i zmusił się do skonsumowania małych kęsów owsianki. Kleista masa urosła mu w jamie ustnej, stając się prawie niemożliwą do przełknięcia. Zatęsknił za przepysznymi śniadaniami w Onca z widokiem na tańczące wodorosty na dnie Amazonki. Hogwardzkie skrzaty gotowały dobrze, ale nic nie mogło się równać z talentem kulinarnym Melwina.
— Masz ochotę na krótki spacer po zamku, Minerwo? — zapytał impulsywnie.
Dyrektorka rozszerzyła oczy.
— Spacer? — zapytała retorycznie, patrząc na Severusa z niedowierzaniem. — Spacer z tobą?
— Nie — powiedział neutralnie. — Mam zamiar wskrzesić Albusa, aby wyręczył mnie w tym męczącym obowiązku. — Przewrócił oczyma. — Oczywiście, że ze mną. Świeże powietrze dobrze ci zrobi.
Skinęła głową, a mały uśmiech zagościł w kąciku jej pomarszczonych ust.
— Niech będzie, mój chłopcze. Aczkolwiek, będę musiała się na tobie wesprzeć. Przeżyjesz takie poświęcenie?
Severus uśmiechnął się kwaśno.
— Z największą przyjemnością — wycedził ironicznie. — Może uda mi się zepchnąć cię ze schodów i oszczędzić cierpienia sobie oraz wszystkim wokół.
Minerwa parsknęła wesoło i przyjęła zaoferowaną rękę Severusa, wstając od stołu.
— Prawie nic nie zjadłeś — zauważyła ze zmarszczonymi brwiami. — Severusie, musisz jeść! W przeciwnym wypadku, skończysz jak ja!
— Broń Merlinie. Powinienem zabrać coś na wynos, aby nie zmienić się w niepełnosprawnego kota.
— Nie żartuj ze zdrowia, mój drogi. Ostatnim razem, gdy nie miałeś apetytu, twoim przełożonym był Voldemort, a ja dawałam ci popalić! — Spojrzała na Severusa, jakby rozwiązała zagadkę stulecia. — Denerwujesz się! — Jej oczy stały się czułe. — Z mojego powodu?
— Żartujesz? — zapytał z udawanym niedowierzaniem. — Nie mogę się doczekać piastowania twojego stanowiska na stałe. — Milczał przez chwilę, oferując dyrektorce ramię i prowadząc ją do głównego wyjścia na błonia. — Dziś mam randkę z Granger — powiedział w końcu, nie odrywając wzroku od masywnych drzwi zamku.
— Oho! To dlatego terroryzujesz uczniów od poniedziałku! Wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
— Nie, Minerwo. Humor mi nie dopisuje, ponieważ dwie stare wariatki postanowiły zataić przede mną śmiertelne skutki klątwy, a mało tego, w Onca grasuje truciciel, którego musimy z Hermioną wyśledzić i zneutralizować.
— Dostałam sowę od Hermiony. Napisała, że z Harrym i Ginny już lepiej, dzięki tobie.
— Zrobiłem to, co zrobiłby każdy na moim miejscu.
— Mógłbyś się niemile zaskoczyć. Znieczulica na cudzą krzywdę jest powszechnie spotykana w dzisiejszych czasach. Ludzie potrafią być kompletnymi egoistami. Zwłaszcza, jeśli mówimy o zagrożeniu ich cennego życia.
— A widzisz — powiedział cicho. — Moim zdaniem nie można takich wynaturzeń nazwać ludźmi.
Pogoda dopisywała tego poranka. Odświeżający zapach zielonej trawy oczyścił umysł Severusa, a dzień wydawał się barwniejszy, niż przed śniadaniem.
— Mówiłeś, że zaprosiłeś Hermionę? — zagadnęła dziarsko Minerwa. — Cieszę się, że wam się układa. Gdzie się wybieracie?
— Wbrew pozorom, którym zazwyczaj ulegasz, jestem rozsądnym człowiekiem i dopilnowałem, aby wścibskie oczy opinii publicznej nie namierzyły dwóch bohaterów wojennych na pierwszej randce. Zabieram Hermionę do świata mugoli. Myślę, że jej się spodoba.
— Dobrze przemyślane — powiedziała, uśmiechając się lekko. — Mam pewną sprawę o której chciałabym z tobą porozmawiać.
Severus zatrzymał się w miejscu słysząc jej poważny ton i zerknął na jej bladą twarz. Wyglądała lepiej, niż na początku tygodnia, ale można było dostrzec zmęczenie cierpieniem, którego padła ofiarą.
— A cóż to za sprawa? — wycedził ostrożnym tonem.
— Teraz wiesz o mojej przypadłości, więc powinniśmy porozmawiać o Hogwarcie. Wcześniej nie mogłam poruszyć tematu, aby nie wzbudzić twoich podejrzeń.
— Do brzegu, Minerwo. Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną.
— Nie czujesz tego? — zmarszczyła brwi. — Gdy Albus odchodził, ja...
— Czego nie czuję?
— Zamku. Kiedy Albus... — urwała. —... na wieży...
— Kiedy wycelowałem swoją różdżkę w starca i uderzyłem go zabójczą klątwą? — zapytał niewinnie.
Minerwa skarciła go surowym spojrzeniem, ale kącik jej ust drgnął.
— Powinieneś popracować nad subtelnością, chłopcze.
— A komu to potrzebne? To żadna tajemnica, że uśmierciłem Dumbledore'a. Ulga w cierpieniu czy nie, nazywajmy rzeczy po imieniu.
— Gdy spadł z wieży, najpierw poczułam silne przyciąganie do murów zamku, następnie... coś, jakby puls? Ciężko to opisać, ale myślę, że wiesz co mam na myśli... w końcu sam zostałeś dyrektorem, a Hogwart w pełni cię zaakceptował.
— Twoja teoria nie ma sensu — prychnął. — Nadal żyjesz, więc nie powinienem nic czuć.
Severus powstrzymał się od dodania, że doskonale wie, co Minerwa ma na myśli i doświadcza tego dziwnego zjawiska od czterech lat.
— Też tak myślałam, dopóki nie przypomniałam sobie, że moja więź z zamkiem została zapieczętowana po śmierci Albusa, ale dziwne połączenie czułam, gdy Dumbledore został uderzony klątwą pierścienia Gaunta. — Spojrzała na Severusa stanowczo. — Magia zamku jest niezbadaną przez czarodziejski świat siłą, Severusie. Podejrzewam, że Hogwart wyczuwa nadchodzącą śmierć dyrektora lepiej, niż jakiekolwiek zaklęcie diagnostyczne. Myślę, że ma to coś wspólnego z naszym magicznym rdzeniem, który słabnie i obumiera w skutek choroby.
Severus stał, jak sparaliżowany, a myśli w jego głowie szalały z niepokoju.
Zajmując stanowisko dyrektora był w stanie wyczuć połączenie z Hogwartem. Gdy opuścił zamek podczas bitwy, po pojedynku z Minerwą, Filiusem, Pomoną i Slughornem, dziwna więź uległa osłabieniu, a po kilku chwilach całkowicie zniknęła. Nie skupiał się na tym zjawisku, podczas swojej rekonwalescencji na Spinner's End, ale doskonale pamiętał moment w którym więź odnowiła się, gdy ponownie przekroczył próg zamku.
Czy na odnowienie połączenia mogła mieć wpływ choroba Minerwy i jej osłabiony stan?
Wszystkie te portrety...
Chimera...
Przez ten cały czas myślał, że zamek darzy go sentymentem lub swego rodzaju szacunkiem, bo w końcu nie umarł, a abdykował. Myślał, że Hogwart nie uznał Minerwy jako dyrektora, ponieważ on sam jeszcze oddychał.
— Masz rację — odpowiedział po długim namyślę. — Czuję połączenie z Hogwartem od momentu, gdy wróciłem po rehabilitacji.
— Ten szczegół potwierdza moje przypuszczenia. — Skinęła głową ze smutnym uśmiechem. — Dobrze mieć pewność, że nie zwariowałam.
— W tym ci racji przyznać nie mogę.
Parsknęła wesołym śmiechem, obejmując ciaśniej ramię Severusa.
Czarodziej obserwował rozjaśnioną twarz wieloletniej przyjaciółki i doszedł do jednego, niezaprzeczalnie oczywistego wniosku.
Cokolwiek się stanie, nie pozwoli jej umrzeć.
— Obiecuję — wysyczała ze złością Hermiona. — Jeśli jeszcze raz zmierzysz mnie w ten swój dziwny, porozumiewawczy sposób, to cię wyproszę!
— Zaprosiłaś mnie, więc niegrzecznie byłoby wyrzucić gościa za drzwi — powiedziała rozbawionym głosem Luna. — Nie moja wina, że masz w szafie same nudne ubrania.
— Ah, tak?! Powinnam włożyć na siebie neonową żółć, ozdobioną falbanami?! — krzyknęła ironicznie, przymierzając beżową garsonkę.
— Żółty, to nie twój kolor, Hermiono — zachichotała. — Aczkolwiek nie powinnaś ubierać formalnych strojów na pierwszą randkę. Wyglądasz, jak pani z mugolskiej korporacji. Choć skrycie uważam, że taki look ci pasuje, lepiej wybrać coś swobodniejszego na spotkanie z Severusem. Nie idziesz na rozmowę rekrutacyjną, na Merlina!
— TO CO MAM ZAŁOŻYĆ?! — warknęła i wepchnęła Lunę do garderoby z impetem. — Spójrz! Nie mam tutaj nic odpowiedniego!
— Czy aby na pewno? — zapytała z uśmiechem, przeglądając pobieżnie zestawy szat i mugolskie sukienki Hermiony. — Oh, nie zgodzę się! Zobacz! Ta jest śliczna! — Wyciągnęła jaskrawozieloną szatę z rozszerzanymi rękawami. — Pięknie podkreśli twoją opaleniznę!
— Nie mogę ubrać szat, Luna — Pokręciła głową i wyrwała przyjaciółce ubranie z ręki, odwieszając je na miejsce. — Severus nie zdradził gdzie się wybieramy. Wolę ubrać mugolski strój, bo nawet jeśli zabierze mnie do świata czarodziejów, to nie będę modowym zaskoczeniem dla przechodniów. Inna sprawa, jak założę szaty w mugolskiej dzielnicy, daj spokój.
— Dobrze — skinęła głową. — W takim razie, przeprowadziłyśmy selekcję, która ułatwi nam wybór kreacji — powiedziała do siebie, oddzielając szaty od reszty ubrań i marszcząc brwi nad stonowanymi kolorami mugolskich sukienek. — Zastanawiam się, jakim cudem ktoś zwrócił na ciebie uwagę, skoro te ubrania stapiają się z otoczeniem...
— Z moimi włosami przyciąganie uwagi nie jest żadnym wyczynem, wierz mi.
Luna parsknęła uroczym śmiechem i wyciągnęła połyskujący materiał w kolorze morskiej zieleni.
— Genialna! Idealna ! Spójrz!
Hermiona spojrzała podejrzliwie na sukienkę, której nigdy nie miała okazji założyć i westchnęła z wyolbrzymionym cierpieniem.
— Daj — skwitowała, wyciągając rękę. — Już wszystko mi jedno.
— Rozchmurz się! Pamiętaj, że w związku liczy się równowaga, a twój partner zarezerwował już cały limit na ponure usposobienie.
— Pf, tak... — prychnęła. — Daj mu powód do szydzenia, a nadrobi żartów za cały czarodziejski świat.
— Coś cię gryzie? — zapytała Luna, jak zwykle świetnie odgadując nastrój Hermiony. — Powiedz, nie będę oceniać... zbytnio...
— Obecnie, gryzie mnie materiał tej sukienki — powiedziała, przeciągając ubranie przez głowę i oceniając odbicie w lustrze. — Za krótka.
— Przesadzasz. Sięga niewiele ponad kolano.
— Właśnie to mam na myśli.
— Nie bądź pruderyjna, wyglądasz ślicznie! Patrz!
Luna stanęła za Hermioną i uniosła jej ciężkie włosy, aby zaprezentować sukienkę w pełnej okazałości.
Musiała przyznać, że krój był zdecydowanie wyrozumiały dla jej sylwetki. Przylegająca, stonowanie wydekoltowana góra ładnie podkreślała jej średniej wielkości piersi, a rozkloszowany, jedwabny dół nadawał zwiewnego charakteru.
— Może być — wzruszyła ramionami. — Dla Severusa wygląd nie ma znaczenia.
— Kirke... — szepnęła Luna, rozszerzając oczy na Hermionę, jakby widziała ją po raz pierwszy. — Nie masz zielonego pojęcia o tym, co kręci mężczyzn.
— Jeśli uważasz, że Severus...
— Wiem co chcesz powiedzieć, Hermiono i proszę zamilcz — powiedziała stanowczo, wyciągając rękę przed twarz przyjaciółki. — Nie mówię, że twój facet zwraca uwagę wyłącznie na wygląd i stawia atrakcyjność fizyczną na piedestale w związku. Snape jest ostatnią osobą u której mogłabym podejrzewać taką żałosną przypadłość. — Przeczesała palcami włosy Hermiony i wyciągnęła różdżkę, a kosmyki loków zaczęły się zwijać i unosić pod jej zaklęciem. — Mężczyźni są wzrokowcami. Niektórzy mają luźniejsze podejście do tego, czy kobieta o siebie dba, ale wierz mi, że wszyscy szanują piękno. — Uśmiechnęła się marzycielsko do lustrzanego odbicia Hermiony. — Twój Severus przypomina mi niespełnionego artystę. Na pewno zwróciłaś uwagę w jak atrakcyjny sposób rozjaśnia się jego twarz, podczas warzenia eliksirów. Długie, delikatne palce otaczające z pasją każdy składnik z osobna... Ciche, metodyczne siekanie, brzmiące jak utwór muzyczny grany z namiętnością... Powolne mieszanie mikstury w kociołku, które sprawia, że jego twarz staje się zrelaksowana... — Jej uśmiech stał się złośliwy. — Kto, jak kto... ale Severus Snape zapraszający kobietę na randkę, będzie zwracał uwagę na detale. I módl się, Hermiono, aby po kolacji potraktował cię, jak jeden z tych składników eliksirów.
Hermiona wpatrywała się, jak zahipnotyzowana w odbicie przyjaciółki.
Skubana.
Ma rację.
Niekoniecznie chciałaby skończyć jako posiekany składnik eliksirów, ale wewnętrznie przyznała słuszność Lunie.
— Dobrze — zaakceptowała sugestię przyjaciółki. — Zrób ze mną, co uważasz za słuszne. Tylko proszę, oszczędź mi rzodkiewek w uszach.
— Szkoda — zachichotała. — Samosterowalne śliwki pasują każdemu.
Hermiona odmówiła modlitwę do najświętszej Hekate, aby natchnęła Lunę subtelną wizją na jej stylizację, bez ingerencji dziwacznych przedmiotów w uszach.
Severus tupał nerwowo nogą o twardą kostkę brukową. Umówił się z Hermioną przy sadzawce na placu londyńskiej dzielnicy przed wejściem do Onca.
Wiedźma śmiała przetestować jego cierpliwość i spóźnić się na zaplanowaną godzinę.
Oh, kurwa... a jeśli się rozmyśliła?
Uczucie wszechogarniającej paniki wkradło się niespodziewanie do umysłu i ciała Severusa Snape'a.
A więc...
Ah, tak...
To tak czuje się mężczyzna, którego kobieta wystawia przed randką.
Wszystkiego w życiu trzeba doświadczyć, czyż nie?
Tylko dlaczego akurat TA randka i TA konkretna kobieta?
Wykrzywił szyderczo wargi, spoglądając na odbicie swojej nieatrakcyjnej twarzy w lustrze wodnym sadzawki.
Jesteś kompletnym kretynem, draniu.
I przestań robić tą żałosną, smutną minę porzuconego szczeniaka.
Odwrócił wzrok od idiotycznego dupka, który łypał na niego zranionym wzrokiem z tafli wody i odszedł kilka kroków od sadzawki.
Żałosny, łatwowierny, obrzydliwy...
— Severusie?
Prawie skręcił kark, gdy jego głowa mimowolnie obróciła się gwałtownym ruchem w stronę damskiego głosu.
Hermiona spoglądała na Severusa z niepokojem, przestępując z nogi na nogę i marszcząc w pięściach morskozielony materiał ślicznej sukienki. Miała ładnie związane włosy w wymyślne sploty, a gdzieniegdzie do kosmyków zostały przyczepione polne kwiaty.
— Spóźniłaś się — wysyczał, automatycznie wyładowując swoją frustrację na nieświadomej dziewczynie.
— Oh! — pisnęła, słysząc jego wrogi ton. — Tak, tak przepraszam cię najmocniej! — Widząc jego gniewne zmrużenie oczu dodała szybko — Co się takiego stało? Czekałeś na mnie zaledwie pięć minut dłużej. Luna uparła się, że każda kobieta powinna mieć na pierwszej randce wplątane we włosy kwiaty. — Uśmiechnęła się lekko. — A spróbuj się z nią kłócić... jest gorsza od Molly karmiącej niejadka...
— Rozumiem — powiedział zbyt oschle, zważając na fakt, że jego niepokój całkowicie zniknął, wraz z wyjaśnieniem Hermiony. Chciała się spotkać, nie wystawiła cię, bądź milszy! — Skoro przeżyłaś zabiegi Luny na twoich godnych pożałowania włosach, to może będziesz łaskawa do mnie dołączyć? Tak się składa, że miałem zaplanowany wieczór, co do minuty.
To by było na tyle z mojej wyrozumiałości i życzliwości, względem pożądanej przeze mnie kobiety.
Bijecie brawo?
Hermiona będąc totalną masochistką i idealnym przykładem dziwnego gustu w wyborach męskiego towarzystwa, parsknęła śmiechem i nagrodziła Severusa rozbawionym spojrzeniem.
— Humor dopisuje, ot co! — zachichotała i podbiegła w podskokach do Severusa, składając mały pocałunek w kąciku jego ust na powitanie. — Jeśli będziesz mówił do mnie w ten sposób, mogę się nieodwracalnie zakochać.
Gdyby nie znał poczucia humoru Hermiony, zapewne rozszerzyłby oczy i zaprowadził wiedźmę, jak najszybciej do św. Mungo.
Ale znam... znam ją.
Wiem co robi...
Najwidoczniej próbowała rozluźnić atmosferę i nie mógł się nie zgodzić, że poczuł się lekki, jak piórko, a wszystkie nęcące go wcześniej wątpliwości ulotniły się w mgnieniu oka.
— Przecież taki mam plan, wiedźmo — szepnął z porozumiewawczym uśmieszkiem. — Rozkochać, uzależnić, porwać i zniewolić.
— Tyle dobroci naraz? — zapytała z udawanym niedowierzaniem. — Severusie... Ty zły, zły chłopcze!
Parsknął, oferując jej ramię, które przyjęła z wielką ochotą, uśmiechając się z rozbawieniem.
Merlinie.
Im dłużej myślał nad marnym gustem Hermiony w odniesieniu do mężczyzn, tym bardziej upewniał się w przekonaniu, że jego własny jest równie oczywisty.
Ktoś, kto potrafi pozbyć się moich czarnych myśli jednym uśmiechem, jest dla mnie niezaprzeczalnym ideałem.
Cisza panująca między pnącymi się w górę krętymi uliczkami, została brutalnie naruszona przez głośny trzask.
Para przybyszów pojawiła się znikąd na skraju włoskiego miasteczka Collodi, zataczając się nieco pod naporem nieznanej żadnemu z mieszkańców siły.
Odmienne od codzienności tej wsi zjawisko, nie zostało przez nikogo zauważone, ale kobieta i mężczyzna rozejrzeli się wkoło, jakby mieli niecne uczynki na sumieniu i próbowali je jak najszybciej zatuszować.
— Zaklęcia zwodzące dołączone do świstoklików międzynarodowych działają cuda — powiedział Severus, obracając w palcach gumową zatyczkę do uszu. Zerknął na Hermionę, która spoglądała sceptycznie na uciekającego w popłochu kota. — Nie martw się wiedźmo, nie widział nas. Pewnie spłoszył go ruch powietrza.
— To nowość w Departamencie Magicznego Transportu. Nawet nie wyobrażam sobie ile zapłaciłeś, aby dostać produkt przedpremierowy.
— Ani knuta — powiedział z wyższością. — Zalety bycia byłym profesorem stażystów Ministerstwa, wiedźmo.
— Wystarczyło, żebyś mnie poprosił — wybąkała odrobinę urażona. — Załatwiłabym jeden.
— A jaka byłaby w tym niespodzianka? — Uniósł brew z zaciekawieniem.
Wzruszyła ramionami, rozglądając się po otaczającym ich widoku.
Malowniczą wieś oświetlały promyki zachodzącego słońca. Zapach kwiatów z tarasowych ogrodów, przyciągnął uwagę Hermiony, która westchnęła z zachwytu na widok gęstej roślinności o precyzyjnie przyciętych kształtach.
— Co to za miejsce? — szepnęła.
— Collodi. — Severus również rozejrzał się po otaczającym ich krajobrazie i uniósł kącik ust. Podejrzewał, że Hermionie spodoba się klimat niewielkich, cichych miasteczek. — Średniowieczna wieś w regionie Toskanii.
— Nie miałam okazji zwiedzić środkowej części Włoch. Kiedyś rodzice wykupili wycieczkę do Rzymu, ale zachorowałam na grypę przed wyjazdem.
— To zabawne, że przeżywam z tobą kolejny pierwszy raz — sarknął. — Byłem we Włoszech jedynie na krótkiej delegacji. Wydarzenie obejmowało wielogodzinne obrady w sprawie nowości w dziedzinie eliksirów, a moja wycieczka złożyła się jedynie na wspomniane obrady i niedaleką podróż do pensjonatu w Neapolu. — Uśmiechnął się kwaśno, zerkając na Hermionę. — Zdążyłem zobaczyć kupę porozrzucanych śmieci oraz nietrzeźwego Włocha, który uparł się, aby sprzedać mi tanie wino.
Hermiona zachichotała radośnie, chwytając Severusa za oferowane ramię i dała się poprowadzić w górę krętych uliczek Collodi.
— Skąd pomysł, aby mnie tu zabrać? — zapytała z głębokim zainteresowaniem, nie spuszczając oka z twarzy Severusa, który zaczynał się czuć skrępowany jej przenikliwym wzrokiem.
— Matka czytała mi książkę, gdy byłem mały — wyszeptał tak cicho, że Hermiona ledwo mogła go usłyszeć.
— Oh! Świetnie! Czy to historia tego miasteczka?
— Nie — zacisnął wargi, a czerwony rumieniec zabawił jego policzki. — Pinokio.
Hermiona poczerwieniała równie mocno, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Odetchnęła głęboko i zerknęła na Severusa z rozbawieniem.
— No, no. Mogę sobie wyobrazić, że gdy byłeś dzieckiem...
— Nie, Hermiono. Kłamstwa nie mają nic wspólnego z długością mojego nosa!
Parsknęli śmiechem, potykając się o betonową płytę, która wystawała z podłoża.
— To twoja wina — powiedział z wyrzutem Severus. — Gdybym nie musiał ciągnąc niedorajdy, która nie potrafi samodzielnie chodzić, to nie zataczałbym się, jak pijak.
— Ciesz się, że utrzymaliśmy równowagę. Szkoda by było zakończyć randkę po pięciu minutach.
— Chodź — powiedział i pociągnął Hermionę w stronę kameralnej restauracji. — Ponoć prawdziwego włoskiego jedzenia można skosztować jedynie na obrzeżach większych miast.
— Nie wcisnę, ani kęsa więcej — jęknęła, masując się po pełnym brzuchu. — Miałeś rację. Jedzenie tutaj, to Niebo dla podniebienia.
Severus uniósł złożoną serwetkę do ust, wytarł kąciki i westchnął głęboko, opierając plecy o krzesło w wygodniejszej pozycji.
— Jestem potrzebny w Hogwarcie, Hermiono.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co Severus ma na myśli, ale już po chwili widząc jego zrezygnowaną minę domyśliła się w czym rzecz.
— Rozumiem — skinęła głową. — Choć bardzo chciałabym spędzić z tobą więcej czasu, wiem, że masz obowiązki dotyczące zarządzania szkołą. Z Minerwą lepiej?
— Tak. Choroba postępuje, ale jej samopoczucie uległo poprawie. Przynajmniej jest w stanie samodzielnie funkcjonować.
Hermiona sięgnęła do kopertówki, dyskretnie wkładając do niej przedramię, aż po łokieć.
— Masz — szepnęła, podając czarodziejowi plik dokumentów w skórzanej teczce. — Zdobyłam zapiski dotyczące Dołohowa. Nie zgub ich, to jedyna kopia.
— Zdobyłaś?
— Cóż, mogłam się włamać do Ministerstwa po otrzymaniu twojego listu...
— Hermiono...
— Spokojnie, Kingsley wie, że próbowałam wkraść się do większej części Departamentów...
— Hermiono...
— Nie, nie! Naprawdę nic mi nie grozi! Co prawda uruchomiłam alarm — parsknęła, klepiąc się w czoło. — Na szczęście złapał mnie Kingsley i...
— GRANGER!
Spojrzała na Severusa w szoku, uświadamiając sobie jego wcześniejsze próby dotarcia do niej, które przegapiła.
— Tak? — zapytała zawstydzona swoim gadulstwem.
— Dziękuję — powiedział z porozumiewawczym uśmiechem. — To wiele dla mnie znaczy.
Jej puls przyspieszył, a ciało pokryło się gęsią skórką na widok płonącego spojrzenia Severusa, które było zarezerwowane tylko dla niej.
— Nie ma za co... Zrobiłbyś dla mnie to samo...
— Zrobiłbym dla ciebie o wiele więcej... jeśli nie wszystko.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem, patrząc z niedowierzaniem na milczącego mężczyznę, który musiał porządnie ugryźć się w język, po tym co powiedział.
— Ja... — zawahała się. Strach przed wyznaniem dręczących ją myśli nie wynikał z braku pewności siebie. Severus przyznał się, że mu na niej zależy, już wcześniej. Obawiała się, że wszystko między nimi postępuje zbyt szybko. Mogła podsunąć ich związek dalej lub zachować neutralny stosunek do pochopnego wyznania Severusa i działać powoli. — Miło słyszeć, że mogę na tobie polegać i zapewniam, że odwzajemniam chęć wszelkiej pomocy — powiedziała, decydując się na bezpieczniejszą opcję. — Robi się późno, musisz już wracać?
— Co? — zapytał zdezorientowany Severus. — Nie, dlaczego?
— Przecież mówiłeś, że musisz być w Hogwarcie...
— Tak, ale miałem na myśli resztę tego tygodnia. Nie będzie mnie w Onca w ten weekend.
— A więc dobrze. — Uśmiechnęła się i chwyciła jego nieruchomą rękę, leżącą na stole. — Zabierzesz mnie na spacer? Te ogrody wyglądały tak pięknie...
— Czy moja pani życzy sobie deser na wynos? — zapytał z porozumiewawczym uśmiechem.
— Zapomnij... jeszcze jeden kawałek tłustego pokarmu, a będziesz musiał sturlać mnie z tych schodów.
— Mają tiramisu...
Hermiona jęknęła cicho.
— Ty zły, zły, zły człowieku... Oh, dobrze. Jeden kawałek na pół.
Mroczny chichot niósł się za Severusem, gdy podszedł do kelnera, aby zamówić deser i uregulować rachunek.
Spacer do ogrodów Villa Garzoni niekoniecznie należał do najprzyjemniejszych z racji stopnia przejedzenia Severusa i Hermiony.
— Ten widok był wart mojej męki — wysapała, gdy wspięli się na sam szczyt ogrodu i usiedli na murku odgradzającym taras tak, że ich stopy zwisały luźno w powietrzu. — Genialne miejsce na randkę, Severusie.
— Tam jest motylarnia — pokazał palcem najdalszy kąt tarasu. — Niestety o tej porze, jest już zamknięta.
— Mamy sporo okazów w Onca. — Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. — Poza tym, chętnie odwiedzę tę wieś w ciągu dnia, jeśli jeszcze kiedyś mnie zaprosisz.
Severus pogratulował sobie w duchu dobrego doboru miejsca, a ciepłe uczucie rozlało się po jego klatce piersiowej na myśl, że zadowolił swoją wiedźmę.
— Z największą przyjemnością — odpowiedział cicho, nie chcąc psuć wyjątkowej chwili, która nastąpiła po jej uroczym uśmiechu.
Patrzył.
Słowa nie były przydatne, gdy taka kobieta wpatrywała się w niego z uczuciem.
Uczuciem...
Chciałby wykonać na niej Legilimencję i upewnić się, że odwzajemnia jego emocje w tej chwili.
Patrzył.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca, osiadły na jej twarzy, a on zazdrościł im tego przywileju i okazji, by muskać gładką skórę czarownicy. To on powinien ją muskać.
Zbliżył się o kilka cali, zahipnotyzowany nerwowym drganiem jej ust i lekkim rozszerzeniem jej źrenic.
W umyśle Severusa pojawiła się ironiczna myśl. Od dłuższego czasu byli intymnie blisko, przeżyli wiele wzniosłych chwil, a zwykły pocałunek, który Severus chciał zainicjować, wydawał się ogromnym krokiem naprzód.
Ogromnie trudnym.
Coś zmieniło się w oczach Hermiony... w całej jej twarzy.
I już wiedział.
Ona też się boi.
I pierwszy raz w swoim ponad czterdziestoletnim życiu, nabrał pewności siebie. Przywilej, którym go obdarzyła, posiadanie wyrozumiałego przyjaciela i partnera - spowodował, że przestał się bać. Goniąc za swoim pragnieniem nikogo nie skrzywdzi, oferując jej siebie nie spowoduje końca świata, a jeśli im nie wyjdzie?
Postaram się zrobić wszystko, aby pożegnać ją z uśmiechem i życzyć szczęścia, jeśli zdecyduje się wybrać inną drogę.
I pocałował ją.
Chciałby nazwać to zbliżenie bezbłędnym, idealnie literackim i romantycznym pocałunkiem na pierwszej randce, ale wtedy by skłamał.
Zderzyli się czołami dość mocno, a dotarcie do jej ust zajęło Severusowi kilka chwil, bo jego pokaźnych rozmiarów nos, stanął im na przeszkodzie.
Hermiona nie mogła powstrzymać nerwowego śmiechu, ale poddała się jego ustom równie szybko, co on jej.
Wypuścił wiedźmę z objęć, dopiero gdy zaczęła błagać o powietrze, a jej zarumienione policzki i gorące spojrzenie pozbawiło go możliwości złapania wdechu.
Jest taka piękna...
Pragnienie jej ciała nie miało w tym momencie żadnego znaczenia. Nawet przeszło mu przez myśl, że zabierając ją do łóżka dzisiejszego wieczoru mógłby zbezcześcić więź, którą udało im się zbudować.
Postanowił nie kontynuować pocałunku, który niósłby za sobą rozłożenie wiedźmy na pobliskim żywopłocie i zaprezentowaniu jak bardzo stęsknił się za jej ciałem.
Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Zauważył jej zdezorientowany, odrobinę zawiedzony wzrok, ale nie miał zamiaru się tym przejmować.
Jeśli jego założenia są słuszne, będą mieli wiele wieczorów na spełnienie cielesnych potrzeb.
Dziś...
Dziś chcę ją po prostu objąć.
