ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SIÓDMY

NIESPODZIANKA


Hermiona oparła się o zamknięte drzwi do jej apartamentu w Onca. Severus odprowadził ją do sadzawki po randce i pożegnał niewinnym pocałunkiem.

W jej niespokojnym umyśle dezorientacja mieszała się ze zdumieniem i niewytłumaczalną ekscytacją na myśl, że czarodziej nie chciał zakończyć ich spotkania w mniej niewinny sposób. Nie mogła zaprzeczyć, że liczyła na coś więcej po ich niegrzecznych sesjach w Onca, ale z drugiej strony cieszyła się, że Severus okazał się wzorowym dżentelmenem.

Oh, w porządku... do dżentelmena mu daleko, ale liczą się chęci, prawda?

Czego mogę się spodziewać po kimś, kto ograniczył swój stopień wrażliwości do niechętnie wybąkanych przeprosin i ZAŁOŻENIA, że pójdę z nim na uroczystość w Hogwarcie bez wcześniejszej prośby o moje towarzystwo.

Ściągnęła sukienkę przez głowę z westchnieniem ulgi i potruchtała pod prysznic.

Woda ukoiła drobne nerwy na które została narażona podczas kolacji. Zasadniczo, domyśliła się, że Severus odwzajemnia jej skomplikowane uczucia i teoretycznie byłby skłonny ruszyć dalej, jeśli wyraziłaby taką chęć. Problem w tym, że Hermiona sama nie wiedziała czego chce, a ugodowe podejście czarodzieja wcale nie ułatwiało wyboru strategii.

Związek z Ronem odbił się na jej komforcie psychicznym i ograniczonym zaufaniu względem innych mężczyzn. Na początku związku, Ron był kochającym, troskliwym mężczyzną, który dbał o jej potrzeby i był skory do kompromisów. Wszystko zmieniło się, gdy osiągnął szczyt sławy w drużynie i zdobył prestiż oraz popularność wśród młodych fanek. Gdy byli nastolatkami, Hermiona zlekceważyła jego pożądanie sławy i chwały. Myślała, że to przejściowy okres nastoletniego buntu lub chwilowa utrata poczytalności, ponieważ od dziecka Ron (jego zdaniem) był najmniej kochanym synem Molly. Osiągał niewielkie sukcesy, a gdy stał się rozpoznawalnym przyjacielem Harry'ego Pottera, odbiła mu szajba i zaczął przywiązywać zbyt wielką wagę do opinii innych ludzi.

Z perspektywy czasu, Hermiona mogłaby kopnąć swoje młodsze JA za przejaw ślepoty i kompletnej łatwowierności. Ron doskonale zdawał sobie sprawę jakie uczucia żywi do niego Hermiona na szóstym roku w Hogwarcie, a i tak zdecydował się na zemstę poprzez wsadzenie języka do gardła Lavender Brown, ponieważ Hermiona śmiała oddać pocałunek Wiktorowi Krumowi po Balu Bożonarodzeniowym, dwa lata wcześniej.

Zachowanie i zdrady Rona niezaprzeczalnie przyczyniły się do zerwania ich zaręczyn, ale Hermiona nie była święta. Od początku miała wątpliwości i uważała, że nie są wystarczająco kompatybilni, aby stworzyć szczęśliwe małżeństwo. Głównym argumentem braku dopasowania były odmienne priorytety i plany na życie.

Reasumując, Hermiona obawiała się powtórki z rozrywki. Severus może nie ganiał za spódnicami, ale jego skrajności i trudny charakter mogły przyczynić się w przyszłości do sprzeczek. Z drugiej strony, Hermiona zdawała sobie sprawę ze swoich ułomności. Potrzeba dominacji w związku oraz kontroli nad sytuacją dawała jej poczucie stabilizacji i komfortu, a Severus nie należał do mężczyzn, których łatwo podporządkować.

Ukryła ekscytującą myśl w głębokich czeluściach umysłu, która zdecydowanie sprzyjała popchnięciu dalej relacji z Severusem. Na potrzeby dzisiejszych refleksji postanowiła ją odkopać i przeanalizować jej dobre strony.

Polowanie, wyzwanie, nagroda.

Severus może być złamanym mężczyzną do którego trudno dotrzeć i zbudować zgodną więź...

Jednak dla Hermiony Granger, wyzwania stanowiły pożądaną pożywkę, a wynagrodzenie jej wysiłków było warte zachodu.

Uśmiechnęła się chytrze do odbicia w lustrze, dokładnie szczotkując zęby.

Tak.

Hermiona była skora do kompromisów i zmiany zdania, jeśli przedstawione argumenty będą wystarczająco solidne i sensowne. Severus jest inteligentnym, upartym człowiekiem i myśl o słownych przepychankach napawała Hermionę niecierpliwym oczekiwaniem. Wyobraziła sobie dyskusję podczas pozornie spokojnego wieczoru przy książce w towarzystwie lampki wina. Niewinna dyskusja zmieniłaby się w zaciętą wymianę argumentów, a następnie w ognisty pokaz dwóch różnych charakterów...

Dobrze, gdyby zakończyła się ostrym pieprzeniem. Seks na zgodę świetnie wyładowuje kumulowane emocje.

Kolejnym plusem jest poczucie bezpieczeństwa oraz świadomość, że Severus nie będzie chciał jej świadomie skrzywdzić. Po dzisiejszym wieczorze miała pewność, że prędzej zrani samego siebie, niż ją.

Obmyła twarz chłodną wodą i wyklepała eliksir nawilżający.

Zastanawiała się czy Severus dotarł do Hogwartu bez przeszkód. Zatęskniła za jego małym uśmiechem i niepochlebnymi komentarzami dotyczącymi jej włosów i deficytów w koordynacji ruchowej. Uśmiechnęła się smutno wchodząc do pustej sypialni. Uwielbiała spędzać czas w swoim towarzystwie, wliczając pocieszającą obecność dobrej książki. Zdziwiła się, że samotność nigdy nie doskwierała jej tak mocno, jak wtedy, gdy godzinę temu rozstała się z Severusem pod małym akwenem sadzawki.

Poczuła parcie na pęcherz i pobiegła ponownie do toalety dysząc ciężko.

No tak... siadanie na chłodnym murku w krótkiej sukience musi nieść za sobą jakieś konsekwencje.

Przywołała apteczkę machnięciem ręki, gdy piekący ból w cewce moczowej sprawił, że zapiekły ją oczy. Odkorkowała eliksir przeciwbólowy i wypiła fiolkę do dna.

Przyszło jej na myśl, że nawet gdyby miała cierpieć na zapalenie pęcherza do końca następnego tygodnia...

Nie cofnęłabym czasu, aby wstać z kamiennego muru.

Widok był tak piękny...

... a jego usta smakowały, jak czerwone wino.


Brązowe oczy.

Zalane łzami.

Drobne, nagie ciało skulone w pozycji embrionalnej, trzęsące się na skutek czarnomagicznej klątwy.

Wąskie, pionowe źrenice, jak u jadowitego węża.

Otoczone czerwonymi tęczówkami.

Bezlitosne oczy jego Pana.

— Zrób to, S-S-S-Severusie — wysyczał lodowaty głos. — Zrób to.

Niegdyś śliczne złoto-brązowe loki dziewczyny, teraz miały kolor zaschniętej krwi i brudu. Zwisały w posklejanych strąkach, otulając zdeformowaną od wcześniejszych tortur twarz czarownicy.

— Zrób to. ZABIJ!

Blade przedramię uniosło się ku górze.

Poły narzuconej peleryny odsłoniły obrzydliwy znak wyryty na jego skórze.

Piętno.

Kobieta uniosła oczy ku niemu, patrząc z miłością i wyrozumiałą akceptacją.

Severus obudził się z krzykiem, gdy strumień zielonego światła rozbłysł pod jego powiekami.

— Nie! — wrzasnął, szamocząc się z niewidzialnym przeciwnikiem we własnym łóżku. — Hermiono!

Poderwał się do pozycji siedzącej, rozglądając się po ciemnej sypialni.

Sen.

Podciągnął kolana pod klatkę piersiową i ukrył twarz w dłoniach, ścierając łzy płynące z przerażonych oczu.

Tylko sen.


Obudził się kilka godzin później, gdy słońce zaczęło wschodzić na horyzoncie.

Koszmary nawiedzały go stosunkowo często, ale dawno nie był zmuszony do wypicia eliksiru na sen bez snów. Właściwie, nie działał na niego odpowiednio, a dawka którą przyjął mogłaby uśpić zdrowego konia.

Nie chciał widzieć jej we śnie.

Nie w takim stanie.

Zacisnął powieki, zapewniając siebie samego, że zagrożenie minęło, a Czarny Pan wącha kwiatki od spodu.

Wstał z łóżka, pospiesznie przecinając szerokość sypialni, aby dostać się do łazienki. Skorzystał z toalety i wszedł pod zimny prysznic.

Perspektywa niemożności spotkania z Hermioną przez resztę tygodnia, napawała Severusa dziwnym niepokojem. Zasadniczo, kilka dni separacji powinny im przysłużyć. Mogą do tego czasu się za sobą stęsknić. Problem w tym, że Severus nie potrzebował tygodnia, aby zatęsknić za Hermioną. Wręcz przeciwnie, tęsknił za nią w każdej minucie, gdy nie było jej obok, niezależnie ile dni, godzin, minut, sekund przebywała w dalszej odległości, niż zasięg jego wzroku.

Lodowata woda oblała jego czarne włosy. Skrzywił się na uczucie pieczenia skóry głowy i zwiększył temperaturę uderzającego w jego ciało strumienia.

Myśl o spędzeniu weekendu w samotności wywołała skurcz w żołądku. Zazdrościł czarodziejom, którzy będą zachłannie obserwować poruszającą się sylwetkę Hermiony, gdy przyjdzie powitać mieszkańców Onca z serdecznym uśmiechem na ustach.

Jedyną jasną stroną w tej tragicznej sytuacji była nieobecność zadufanego w sobie Francuza. Hermiona wspomniała, że przebywa co najmniej do końca tygodnia w rodzinnym kraju.

Uśmiechnął się złośliwie do własnego odbicia.

Jak mi przykro.

Ubieranie zwyczajowej szaty nauczycielskiej, przerwało pukanie do drzwi jego komnat.

Zdecydował się przyspieszyć zapinanie guzików zaklęciem i pognał do wyjścia ze swoich pokoi.

— Czego? — warknął, otwierając masywne drzwi.

Przerażony uczeń trzeciego roku patrzył na niego, jakby wyrosły mu diabelskie rogi.

— W-w-wysłano m-mnie... — wyjąkał.

— Kto? — zapytał niecierpliwie.

— Pani P-P-Pomfrey! — Zaczerwienił się z wysiłku.

— Wysłów się Caligan — wycedził spokojnie Severus. — Nie mam całego dnia. Jeszcze nie zdążyłem zjeść śniadania, a na pewno słyszałeś plotki, że najbardziej gustuję w gardłach małych dzieci — sarknął.

Chłopiec rozszerzył oczy i pisnął, gdy Severus ruszył w jego kierunku, zamykając za sobą drzwi.

— N-nie słyszałem!

— Uspokój się, chłopcze. — Przewrócił oczyma. — To swego rodzaju żart? Powiedzmy, że zastałeś mnie w wyjątkowo dobrym humorze. — Wyszczerzył pożółkłe zęby w sarkastycznym uśmieszku.

Caligan wyglądał na bardziej przerażonego, niż wcześniej.

— P-profesorze Snape, P-pani P-P-Pom...

— Tak wiem, że chodzi o Poppy. Mam się u niej wstawić przed śniadaniem w ważnej sprawie?

Chłopiec pokiwał energicznie głową w potwierdzeniu, a Severus zlitował się nad dzieciakiem i machnął lekceważąco ręką.

— Załatwione — powiedział. — Zmykaj na śniadanie. — Puchon wyglądał, jakby miał zwymiotować, więc wyminął go zamaszyście i ruszył w stronę skrzydła szpitalnego. — Caligan — zerknął przez ramię. — Pięć punktów dla Huffelpuffu za dostarczenie ważnej wiadomości — rzucił na odchodne.

Chłopiec uśmiechnął się blado i skinął głową szepcząc do siebie „Tak, to jednak mi się śni".

Skrzydło szpitalne było całkowicie puste. W pierwszej chwili spodziewał się nieprzytomnej Minerwy lub któregoś ze Ślizgonów, ale najwyraźniej zagrożenie życia nie było przyczyną wezwania przez Poppy.

Zapukał głośno do gabinetu pielęgniarki, niecierpliwie tupiąc nogą. Otworzyła chwilę później, unikając jego wzroku.

— Życie ci niemiłe? — zapytał ironicznie. — Musisz być naprawdę odważna, skoro wysyłasz do mnie ucznia przed śniadaniem.

— Minerwa jest w św. Mungo — zaczęła bez przywitania.

Zacisnął zęby, czując wszechogarniającą frustrację i złość.

— Kiedy?

— Dziś w nocy — szepnęła. — Jej stan się pogorszył, ale magomedycy z Mungo milczą. Nie wiem co mam zrobić. Byłam w twoich komnatach, ale nie mogłam cię dobudzić.

— Trzeba było wysłać cholernego patronusa! — warknął.

Poppy spojrzała na Severusa po raz pierwszy szklistymi oczyma.

— Nie mogę... — Jej warga zaczęła drżeć. — Nie mogę go przywołać... ja... — Schowała twarz w dłoniach.

Severus poczuł litość i westchnął ciężko, rozmasowując skronie. Nie miał w zwyczaju kopania leżącego, więc zdecydował się zakopać topór wojenny.

Na czas leczenia Minerwy...

— Weźże się wreszcie do kupy, Poppy — powiedział. — Minerwa cię potrzebuje, ja cię potrzebuję.

Uśmiechnęła się lekko, przecierając oczy, a po chwili wyprostowała się, jak na Gryfonkę przystało i skinęła głową.

— Pomogę za wszelką cenę — odzyskała surowy ton, sprawiając cień ulgi Severusowi.

— W takim razie, skup się na wyciągnięciu szczegółowych informacji od medikretynów z Mungo, a ja zagęszczę ruchy w swoich badaniach. Zdobyłem wczoraj plik dokumentów z Ministerstwa. Wszystkie dotyczą Dołohowa.

— Genialnie, Severusie! — Rozpromieniła się. — Dziękuję za twoją pomoc. Bez ciebie nie dałabym sobie rady.

— Wiem — wycedził nieskromnie. — Do roboty, wiedźmo — rozkazał stanowczo i wyszedł w pośpiechu na śniadanie.

Dzień dobroci dla zwierząt.

Muszę złapać jakiegoś Gryfona na niecnym uczynku i odjąć mu pokaźną ilość punktów.

Jeśli będę zbyt wyrozumiały, pomyślą że zmiękłem.


Sobotnie, popołudniowe słońce przysłoniły burzowe chmury. Zbierało się na deszcz, więc powietrze zgęstniało zapierając dech w piersiach mieszkańców londyńskiej dzielnicy na obrzeżach centrum miasta.

Mugolscy przechodnie błagali swym wzrokiem o ulgę i jakby na zawołanie, lekki deszcz opadł na ich czoła, oczyszczając otaczające powietrze.

Hermiona siedziała na marmurowej ławce przy sadzawce, czytając po raz kolejny profil kryminalny Dołohowa. Ilość zbrodni, których się dopuścił wywoływała ciarki. Jego występki nie dotyczyły jedynie mugoli, ale również czystokrwistych czarodziejów.

Westchnęła z rezygnacją, gdy kilka kropel opadło na pergaminowe strony jej zeszytu w którym streściła dokumentację z Ministerstwa Magii.

To znak, że czas odpocząć.

Chwilę później wyłądowała w swoim apartamencie.

— Melwin! — krzyknęła do pustego salonu.

— Panienka Hermiona wzywała Melwina! — zameldował się z szarmanckim ukłonem.

Zachichotała rozbawiona i uklęknęła na ziemi, przytulając go mocno do klatki piersiowej.

Melwin znieruchomiał.

— Panienka dobrze się czuje? — zapytał wystraszony. — Panienka potrzebuje magomedyka?

— Nie — wyszeptała z uśmiechem. — Potrzebuję przytulić się do przyjaciela.

Małe ciałko Melwina zatrzęsło się lekko, a chude rączki objęły Hermionę w pasie w luźnym uścisku.

— Melwin jest zaszczycony — wyszeptał po dłuższej chwili namysłu. — Melwin jest zaszczycony, mogąc nazwać się przyjacielem Hermiony Granger.

— A Hermiona Granger jest zaszczycona mogąc nazwać się przyjaciółką Melwina — powiedziała z rozbawieniem i oddaliła się od skrzata na długość ramienia. — Mam do ciebie prośbę, Melwin.

— Co tylko panienka sobie zażyczy.

— Czy możesz zabrać mnie dziś do Hogwatu? — zapytała przygryzając wargę.

Melwin wzruszył ramionami.

— No pewnie — pisnął. — Jak to skrzat.

Uśmiechnęła się promiennie i ostatni raz uścisnęła małą istotę, szepcząc podziękowania.

Miała na celu niegrzeczne zamiary.


Severus trzasnął drzwiami od komnat ze sfrustrowanym fuknięciem.

Cholerne bachory.

Dochodziła dwudziesta druga, a on dopiero wrócił z wieczornego patrolu. Nie spędził nawet minuty w swoich komnatach od momentu wyjścia na śniadanie. Samo zarządzanie szkołą nie sprawiało mu większych problemów, jednak połączenie prowadzenia lekcji z piastowaniem funkcji dyrektora oraz przypilnowaniem gnojków podczas przerw było twardym orzechem do zgryzienia, biorąc pod uwagę jego wybuchowy charakter.

Rozebrał wierzchnią szatę, odrzucając ją na pobliskie krzesło. Nalał Ognistej Whisky do kryształowej szklanki i wypił płyn do dna.

Chociaż tyle przyjemności z dzisiejszego dnia.

Usłyszał szelest za drzwiami sypialni i znieruchomiał z niepokoju.

Każdy normalny człowiek mogły podejrzewać, że umysł płata mu figle ze zmęczenia i odczekałby chwilę na kolejny znak odstępstwa od normy...

...ale Severus Snape nie był normalnym człowiekiem.

Wyciągnął różdżkę i podkradł się do zamkniętych drzwi sypialni, otwierając je cicho i przyjmując pozycję bojową.

Zamrugał gwałtownie, chcąc odgonić wytworzony w zdradzieckim umyśle obraz.

Każdy normalny człowiek zadałby kilka pytań ładnej czarownicy, która siedziała na jego łóżku w samej bieliźnie, okrytej cienkim szlafrokiem.

Każdy normalny człowiek powitałby niezapowiedzianego gościa uprzejmymi, choć zaskoczonymi słowami.

Severus Snape nie był normalnym człowiekiem.

Przywołał gestem ręki eliksir wytrzeźwiający ze zdumieniem stwierdzając, że kilka łyków Ognistej Whisky wywołało u niego zwidy.

Bo jakim cudem czarownica pojawiłaby się w jego sypialni w sobotę, gdy Onca była pełna niegrzecznych czarodziejów?

Odkorkował fiolkę spokojnym ruchem i wlał na język pięć kropel gęstego płynu.

Nie poczuł większej różnicy, ale mikstura miała właściwości poprawy koncentracji, nawet jeśli organizm nie miał w sobie nawet najmniejszej ilości alkoholu.

— Nie jesteś Hermioną Granger — powiedział oschle, orientując się, że kimkolwiek był intruz, musiał zażyć Eliksir Wielosokowy. — Masz kilka sekund na ujawnienie prawdziwej twarzy, albo wezwę aurorów lub samego Ministra Magii.

Wiedźma uśmiechnęła się z rozbawieniem, zakładając nogę na nogę i podpierając się rękoma o łóżko, aby lepiej zaprezentować atuty, którymi obdarzyła ją matka natura.

Cholera.

W przebraniu, czy nie... jej ciało robiło wrażenie.

— Dla twojej informacji, Kingsley jest obecnie zajęty zgłębianiem relacji z swoją świeżo upieczoną narzeczoną. — Uniosła kącik ust w grzesznym uśmieszku. — Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy, zabrałeś mnie na randkę do ładnej, włoskiej wsi Collodi — powiedziała, przygryzając wargę. — Niestety nie otrzymałam tego, czego pragnę. Byłeś zbyt powściągliwy, Severusie. — Przerzuciła rozpuszczone, wilgotne włosy przez ramię i zerknęła na niego chytrze. — Choć zabawa w prawego aurora, który krępuje moje ręce i poucza o moich prawach i obowiązkach mi się podoba, wolałabym mieć wolne kończyny, aby sprawić ci większą przyjemność.

Severus spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Co tu robisz, wiedźmo? — zapytał. — Nie masz przypadkiem kilkudziesięciu pijanych grzeszników oraz niepoczytalnego Lucjusza do przypilnowania?

— Poradzą sobie — szepnęła. — Wzięłam urlop na dziś. Mam pewne plany.

Severus przełknął głośno ślinę, a jego ręce zaczęły się intensywnie pocić.

— Tak? — zapytał z lekceważącym wzruszeniem ramion. — A cóż to za plany?

— Hmm... — zamyśliła się. — Powiem ci jak wrócisz spod prysznica. Ja już skorzystałam z udogodnień twojej łazienki, a ty nie pachniesz najlepiej.

— Dziękuję — sarknął. — Właśnie TO chciałem od ciebie usłyszeć.

Zachichotała cicho i wskazała palcem drzwi do łazienki.

Severus skierował się w ich stronę z obrażoną miną i znacząco nimi trzasnął, aby podkreślić swoje rzekome niezadowolenie z przebiegu wieczoru.


Hermiona uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy dźwięki płynącej wody rozbrzmiały za zamkniętymi drzwiami łazienki.

Wizja spędzenia czasu w Onca bez obecności Severusa nasunęła jej pomysł zrobienia czarodziejowi niespodzianki. Meliwn zgodził się na przeniesienie Hermiony do kwater mistrza eliksirów z porozumiewawczym uśmiechem, zapewniając, że dopilnuje dzisiejszej libacji w Onca, a wszystkich źle zachowujących się czarodziejów sprowadzi na dywanik do jej gabinetu dnia następnego.

Nie mogła się doczekać ujrzenia zdezorientowanej miny Severusa, gdy odkryje jej obecność w jego komnatach i zdecydowanie się nie zawiodła.

Będę musiała wyciągnąć to wspomnienie z głowy i wrzucić do myślodsiewni na koniec jakiegoś parszywego dnia.

Roześmiała się cicho, ale umilkła gdy dźwięki szumiącej wody ucichły, a trzask drzwiczek od prysznica zapowiedział rychłe pojawienie się Severusa.

Poprawiła włosy trzęsącymi się rękoma i usadowiła się w wygodniejszej pozycji na łóżku. Odświeżyła oddech zaklęciem i schowała różdżkę w momencie, gdy drzwi otworzyły się zamaszyście i pojawił się w nich czarodziej z przewiązanym ręcznikiem wokół bioder. Podszedł kilka kroków w stronę łóżka, zatrzymując się w połowie drogi. Krople niewytartej wody spływały z włosów po jego półnagim ciele, aż na podłodze wytworzyła się niewielka kałuża.

— Czy to dzień spełniania fantazji Hermiony Granger? — zapytał znacząco, rozkładając ramiona i prezentując tym samym świeżo umyte ciało. — Zrobiłem, co kazałaś. Czeka mnie nagroda?

Parsknęła śmiechem, widząc jego zadowoloną minę i wstała z łóżka, podchodząc do domagającego się nagrody czarodzieja.

— Uczciwa licytacja — wymruczała, wyciągając ramiona, aby dotknąć nagiego torsu mężczyzny.

Później będzie się głośno śmiała z zaistniałej sytuacji. W momencie, gdy podeszła do Severusa o krok bliżej, poślizgnęła się na kałuży wytworzonej przez niewytarte krople wody z włosów Severusa i całe życie przeleciało jej przed oczyma, gdy w zwolnionym tempie opadała na twardy parkiet.

Sam czarodziej rozszerzył oczy i złapał ją w tali, ale ciężar jej ciała przesądził o następstwie poślizgu, ciągnąc Severusa w dół.

Grawitacja, to suka.

Hermiona jęknęła boleśnie, gdy ciało Severusa przygniotło jej drobną sylwetkę. Całe szczęście nie miał gabarytów Kingsleya, bo nabawiłaby się rozległych urazów wewnętrznych.

Przerażony Severus sturlał się z Hermiony i syknął, gdy jego łokieć zderzył się z twardym stelażem łóżka. Ukucnął nad nią i chwycił jej twarz w dłonie.

— Nie ruszaj głową i nie próbuj się podnosić — wysapał pośpiesznie, widząc jej próbę wstania do siadu. — Możesz mieć uraz kręgosłupa, poczekaj chwilę.

— Nic mi nie jest — upierała się. — To tylko drobne stłuczenie, co najwyżej.

— Milcz, wiedźmo — powiedział, wyciągając różdżkę i skanując jej ciało zaklęciem diagnostycznym w poszukiwaniu ewentualnych urazów. — Cóż, wyglada na to, że rzeczywiście nic ci nie jest. Możesz wstać?

Uśmiechnęła się, kiwając głową na potwierdzenie i wsparła się na jego wilgotnych ramionach.

— Dobry początek uwodzenia, nie ma co — parsknęła z bezsilności.

— Uwiodłaś mnie samym swoim przybyciem do mojej sypialni w tym stroju — zapewnił cicho. — Poza tym, padanie do moich stóp dodaje ci atrakcyjności, zapewniam.

Pacnęła go w ramię, gdy roześmiał się w odpowiedzi na jej zbulwersowaną minę.

— To twoja wina. Nie osuszyłeś włosów ręcznikiem!

— Nie mogę zdradzić ci szczegółów mojego niecnego planu znokautowania kobiety, aby zaoferować jej pomoc i zaplusować kompleksową opieką nad jej uszkodzonym ciałem.

Choć pośladki bolały ją od upadku, nic nie mogło pokrzyżować jej celu wyprawy do sypialni Severusa.

— Moje ciało potrzebuje obecnie innej formy opieki — wymruczała znacząco, patrząc w jego rozbawione oczy, których wyraz uległ zmianie natychmiast i stał się zaniepokojony. — Severusie...

— Wszystko w porządku? — zapytał, aby się upewnić. — Nie sądzę, że to dobry pomysł...

— To najlepszy pomysł na jaki wpadłam od dłuższego czasu. Nic mi nie jest.

Westchnął podnosząc ją niezdarnie i usadził na łóżku.

— Uparta. — Przewrócił oczyma.

— Myślałam, że właśnie TO we mnie lubisz — powiedziała z uśmiechem.

Iskra żywego ognia pojawiła się w jego czarnych oczach, zapowiadając przyjemność, której Hermiona będzie miała okazję doświadczyć dzisiejszej nocy.

— Tak — wychrypiał głosem ciężkim, niskim. — To jedna z wielu rzeczy, którą w tobie uwielbiam.


Słony smak jej zaczerwienionej skóry, którą podrażnił zębami, upewnił go w przekonaniu, że jej obecność, to nie sen.

Była tu.

Niezapowiedziana wizyta okazała się większą niespodzianką, niż mógłby przypuszczać. Przez krótką chwilę obawiał się, że to wszystko działo się w jego głowie.

Nie stworzył szalonej wizji w umyśle.

Jest tu.

Wybrała mnie.

Porzuciła Onca, aby odwiedzić go tej nocy i skłamałby, gdyby powiedział, że nie jest jej za to wdzięczny.

Wiła się niespokojnie pod jego ciałem, gdy w końcu zatopił się w niej z utęsknionym westchnieniem.

Skłamałby ponownie, gdyby przyznał, że zależy mu wyłącznie na spełnieniu cielesnych fantazji, które majaczyły pod jego powiekami w chwilach samotności... zapomnienia.

Skłamałby mówiąc, że czczenie jej ciała jest najważniejszą rzeczą, która wiąże się z ich pokręconym związkiem.

Ciało już nie wystarczało.

Prawda.

Prosty, dwusylabowy wyraz.

Dlaczego trudno mi wyznać prawdę?

Pełne, podpuchnięte wargi rozchyliły się w cichym dźwięku zaskoczenia, gdy przyspieszył ruchy bioder. Jędrne piersi unosiły się gwałtowniej, a oddech uciekał w szybkim tempie, zwiastując wybuch kumulowanego napięcia, które widział w jej oczach.

Jej oczy.

Rozszerzone do granic możliwości źrenice. Długie rzęsy rzucające cień na zarumienione policzki, oprószone drobnymi piegami...

Barwa szlachetnego bursztynu jej tęczówek.

Zacisnął zęby, gdy mięśnie ud odmówiły mu posłuszeństwa z wysiłku i spojrzał na jej rozrzucone na poduszce włosy. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc ich rozczochrany stan i poziom napuszenia od parnego powietrza, wytworzonego pod wpływem ich gorących oddechów.

Podparł ciężar ciała na na łokciach, usilnie starając się nie przerwać kontaktu ich skóry i wplątał palce w niesforne włosy wiedźmy, przekręcając jej twarz i dając tym samym znać, że jedyne czego obecnie pragnie, to wymienić choć jedno przelotne spojrzenie.

Uciekło mu zaskoczone westchnienie.

Zdawał sobie sprawę, że znają się zbyt krótko. Wiedział, że weekendowe spotkania różnią się od codziennej rutyny oraz wieloletnich związków, w których dwoje ludzi jest w stanie poznać swoje mocne i słabe strony. Byli dopiero na jednej randce, na Merlina!

Był pewny, że ich skomplikowany układ nie odzwierciedla powszechnej relacji, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że widział miłość w jej oczach.

Choć mógłby mieć pewność, gdyby w swoim życiu zaznał więcej miłości.

Miał świadomość, że nie są zakochanymi gołąbkami, obnoszącymi się na lewo i prawo ze swoimi uczuciami i wyrażającymi je w charakterystyczny sposób...

Kurwa, nie wiem. Nie znam się na tym.

Jednak w spojrzeniu Hermiony Granger mógł dostrzec coś więcej, niż przyjacielskie uznanie lub ogień pożądania.

I skłamałby, gdyby przyznał, że jego serce nie zabiło mocniej.

— Severusie... — wychrypiała. — Czy...

— Nic nie mów — wyszeptał, obawiając się, że jeśli zacznie zadawać pytania, to nie będzie w stanie kontynuować. Musiał wyglądać, jakby miał na jej punkcie obsesję, gdy przyglądał jej twarzy w ten sposób. Może i mam. — Proszę — dodał z urywanym od wysiłku głosem, składając pocałunek na jej rozgrzanym policzku.

Zmarszczyła brwi, przygryzając pulchną wargę i objęła jego szyję, przyciągając jego usta do swoich.

Smakowała miętową pastą do zębów i zapragnął kosztować jej ust codziennie, przez resztę roku, do końca swoich dni, które na tę myśl wydawały się nabierać jaśniejszych barw, niż we wcześniejszych fantazjach o przyszłości. Wszystkie jego wspomnienia i plany na pozostałe życie przybierały bladoszare kolory, aż do momentu, gdy się pojawiła.

I wiedział, że Hermiona Granger go nie kochała. Nie tak, jak właśnie zapragnął być kochany, po ujrzeniu jej złożonego z różnych emocji spojrzenia.

A ja nie kocham jej.

Nie tak, jak na to zasługuje.

Ale kochali spędzać ze sobą czas, kochali możliwość rozwój intelektualnego, kochali książki i mocną herbatę.

I wiedział...

Wiem, że jeśli kiedyś nadarzy się sposobność, to pokocham ją tak, jak na to zasługuje i podejrzewam, że jeśli Hermiona Granger zacznie kogoś kochać, to pokocha każdym kawałkiem swojego dobrego serca. Tak, jak chciałbym być kochany.

Pocałunki nabrały intensywności, a ogień w jego sercu zrównał się z potrzebą spełnienia.

Warknął gardłowo, gdy owinęła zgrabne nogi wokół jego bioder i zaczęła wychodzić naprzód jego desperackim pchnięciom. Jęknęła cicho, wbijając paznokcie w nagie plecy Severusa, a on mógłby się założyć, że przetrwała ciągłość wrażliwej skóry.

Nie przeszkadzało mu to.

Ostatni raz spojrzał w bursztynowe oczy, odrywając się od jej ust i odetchnął głęboko, zanim jego wzrok pociemniał, a napięcie eksplodowało, odbierając mu możliwość trzeźwego myślenia.

A gdyby wytrzymał sekundę dłużej i nie przymknął powiek w pogoni za spełnieniem, mógłby zobaczyć tą samą emocję w spojrzeniu Hermiony, której nie bał się już opisać.


— Myślisz, że zdążymy na czas? — zapytała Hermiona, przekręcając się na bok i podpierając głowę na rozłożonej dłoni. — Pytałam Kingsleya... nie ma więcej zapisków dotyczących Dołohowa.

Leżeli w ciemnej sypialni Severusa, omawiając postępy w jego obszernych badaniach nad klątwą, która wysysała życie z McGonagall.

Severusowi udało się wyciągnąć od Lucjusza pokaźny stos zwojów z autorskimi zaklęciami śmierciożerców, w tym jego własne oraz paskudne eliksiry do których stworzenia został zmuszony przez Czarnego Pana. Spalił zwoje tego samego dnia z zaciśniętymi ustami, aby nigdy więcej nie widzieć tej okropnej plamy na swojej przeszłości. Pozostałe zapiski okazały się w miarę przydatne, ale nie udało mu się odnaleźć przeciwzaklęcia na klątwę Minerwy oraz konkretnej inkantacji, która odpowiadałaby jej skutkom.

— Tak — odpowiedział zdawkowo, nie chcąc dopuścić innej możliwości. — Zdążymy.

Ton głosu musiał zdradzić niepewność, kryjącą się gdzieś w podświadomości umysłu Severusa, bo Hermiona wtuliła się w jego bok i chwyciła go za rękę.

— Pomogę ci — wyszeptała. — Wezmę wolne, gdy wróci Josu i razem popracujemy nad przeciwzaklęciem.

Severus poczuł ciepło rozlewające się po klatce piersiowej i objął nieugiętą wiedźmę ramieniem, jednak wykrzywił usta w kwaśnym grymasie na dźwięk imienia pompatycznego idioty.

— Normalnie powiedziałbym, że masz zająć się własnym nosem, ale te okoliczności nie są normalne. — Westchnął, rozczesując splątane loki i klnąc pod nosem, gdy oplotły jego rękę, jak pajęczyna. — Równie nienormalne, co twoje włosy — burknął, usiłując uciec z więzienia, które stworzyły napuszone kosmyki.

Hermiona parsknęła i odplątała włosy z jego palców, związując je w koński ogon zaklęciem bezróżdżkowym.

— Lepiej? — zapytała z uśmiechem.

— Lepiej nie mówić — powiedział przewracając oczami i zabierając kołdrę dla siebie.

— Ej! — krzyknęła, próbując odebrać mu kawałek pościeli, aby się okryć. — Jestem gościem!

— Niezapowiedzianym gościem. — Uniósł znacząco brew. — Trzeba było nastawić się na ciężkie warunki, skoro gospodarz był nieświadomy twojego przybycia i nie zdążył się przygotować na przenocowanie nieznośnej wiedźmy.

— Nieznośnej? — wysyczała. — Może powinnam wrócić do Onca? Tam znajdę zapas pościeli!

Severus skrzywił się teatralnie i szarpnął pościelą w stronę niezadowolonej kobiety.

— Mocny argument — prychnął. — Nie myśl, że zacznę ci ulegać na każdym kroku. Dziś jestem już zbyt zmęczony twoim ordynarnym bełkotem. — Odwrócił się do niej plecami, niemo informując, że nie ma ochoty na dalsze pogawędki.

— Tylko zaśnij, panie idealny — wyszeptała złowieszczym głosem. — Sprawdzimy czy będziesz taki pewny siebie bez zasłony czarnych włosów.

Severus odwrócił się gwałtownie, przyszpilając chichoczącą kobietę do materaca.

— Radzę ci teraz dobrze mnie wysłuchać, mała wiedźmo — wycedził przez zaciśnięte zęby. — Jeśli kiedyś przyjdzie ci do krzaczastej głowy, aby pozbawić mnie jakiejkolwiek formy owłosienia bez mojej wyraźnej zgody, to obiecuję przed Merlinem, że znajdę cię, oszołomię i zlecę mugolskiemu tatuażyście wykonanie na twoim czole uroczej podobizny Sybilli.

Rozszerzyła oczy, a jej usta rozchyliły się w szoku.

— Nie wiem co mnie bardziej przeraża. Wizja szalonej wieszczki na moim czole, czy fakt, że muszę być nieźle popieprzona, skoro kręcą mnie twoje groźby.

Severus parsknął bezsilnym śmiechem i przycisnął poduszkę do twarzy Hermiony.

— Może, jak cię uduszę, to w końcu się zamkniesz i pozwolisz mi spać.

— Nie, nie, nie — wymamrotała przez gruby knebel wypełniony gęsim pierzem i pokręciła przecząco palcem, trafiając Severusa prosto w nos. Naparła na poduszkę, aby było ją wyraźniej słychać i zachichotała złośliwie. — Wróciłabym, jako duch i nawiedzałabym cię w dzień i w nocy.

— Strzeżcie się piekła na ziemi, o magiczne istosty — jęknął Severus, opadając na plecy i wzdychając ciężko. — Obawiam się, że byłoby to w twoim stylu. Powrócić jako upierdliwa zjawa, machająca ręką w mojej klasie i doprowadzająca mnie do szału swoimi nieustającymi pytaniami. Byłabyś gorsza od Irytka.

— Na pewno — zaśmiała się cicho. — Z tą różnicą, że Krwawy Baron mnie nie przeraża.

Severus zawtórował jej zaraźliwemu śmiechowi i odetchnął, gdy jego ciało ogarnęło nagłe wyczerpanie.

Patrzyli na pogrążony w półmroku sufit, upajając się przyjemną ciszą.

Severus zorientował się, że Hermiona w końcu zasnęła, bo jej oddech uspokoił się nieco i stał się bardziej regularny.

I wmówił sobie, że to dla dobra wiedźmy zmniejszył niewielką odległość między nimi i otoczył ją opiekuńczymi ramionami, aby nie zmarzła podczas nocowania w zimnych lochach.


Poranek przyniósł ze sobą niezręczność.

To, co Severusowi udało się ustalić we własnej głowie poprzedniej nocy, wydawało się tracić na wartości, wraz z pomarańczowymi promieniami wschodzącego słońca.

Wstał cicho z łóżka, aby nie obudzić Hermiony, która zarezerwowała większość powierzchni materaca.

Jesteś cykorem, Snape.

Nie rozumiał jakim cudem jego podejście mogło się zmienić w ciągu zaledwie pięciu godzin snu.

Gdyby był młodszy, mógłby zarzucić sobie chwilową utratę poczytalności, podczas uniesienia, ale widział, że to kompletne bzdury.

Odrzucenie.

Tak, najprawdopodobniej nie chciał zostać odrzucony przez Hermionę.

Obawiał się, że w końcu pojawi się ktoś młodszy, przystojniejszy i z lepszymi perspektywami, niż spędzenie reszty życia w starym zamku z męczącymi bachorami i zgrzybiałymi staruszkami.

Z drugiej strony Hogwart miał piękną bibliotekę, a Hermiona...

Trzask drzwiczek od prysznica poinformował Severusa, że za jego plecami znajduje się intruz.

— Czy nawet tutaj nie mogę być sam? — zapytał ze sfrustrowanym fuknięciem.

— Dzień dobry, miło cię widzieć — wysapała Hermiona, jakby powstrzymywała się od zaskoczonego śmiechu. — Dobrze spałeś?

— Spałbym lepiej, gdyby ktoś nie zabierał mi kołdry i nie wciskał swoich lodowatych stóp pod moje kolana.

— Wybacz — zaśmiała się, przytulając jego mokre plecy, a Severus poczuł kształt jej delikatnych piersi, przesuwających się po jego rozgrzanym od wody ciele. — Nie bądź gburem, Severusie. Jeśli nie chcesz mojego towarzystwa, mogę wrócić do domu.

Obrócił się, jak na zawołanie, aby na nią spojrzeć.

Uśmiechała się smutno i miał wrażenie, że próbowała być wyrozumiała w stosunku do jego chłodnego zachowania.

Spuścił wzrok na jej gładką szyję i odgarnął jej włosy przez ramiona na plecy. Nabrał niewielką ilość cytrusowego mydła na gąbkę i spienił specyfik, rozcierając hojną porcję na jej skórze.

— Przepraszam. — Zamknął oczy i odetchnął dwa razy, nie chcąc wyładowywać swoich nerwów na Hermionie. — Zrozum... to dla mnie nowość... nie przywykłem do dzielenia się komnatami. Nie pragnąłem niczego więcej, niż zobaczyć cię w weekend, ale teraz...

— Czujesz się przytłoczony, nie rozumiesz naszego pokręconego związku, swoich i moich uczuć i najchętniej włożyłbyś głowę w piasek? — zapytała, przyglądając się Severusowi z zainteresowaniem.

Policzki Severusa przybrały żałosny kolor różu. W ostateczności mógł zrzucić anomalię na skutki gorącego strumienia wody.

— Coś w tym stylu — powiedział niepewnie.

— Ja też — parsknęła i wzruszyła ramionami. — Nie planowałam pakować się w kolejny związek, Severusie. Nie prosiłam o to, ale jesteś i wolę zaryzykować, niż stracić możliwość do popełnienia błędu.

— Kto nie ryzykuje, ten dłużej żyje... czy jakoś tak — sarknął, spłukując pianę z jej ramion i podając wiedźmie gąbkę, aby się odwdzięczyła.

— Coś mi się wydaje, że nie tak to szło — zachichotała, przyjmując gąbkę i szorując jego ciało, aż zapiekły go oczy.

— Delikatniej, czarownico!!! — warknął, chwytając ją za nadgarstek. — Co do cholery? Nie jestem pieprzonym żółwiem! Mam skórę, a nie skorupę!

— Polemizowałabym — prychnęła. — Blisko ci do żółwia. Na zewnątrz gruba skorupa... miękki w środku.

— Nie jestem miękki — syknął, zakręcając wodę i przepychając się obok wiedźmy, aby wyjść z kabiny prysznicowej.

Ubrał się za pomocą magii bezróżdzkowej, bo świecenie nagim tyłkiem w chwili wzburzenia ujmowało mu autorytetu i możliwości ochrony.

Hermiona wyszła chwilę później, przewróciła oczami na widok jego wściekłej miny i przystąpiła do włożenia własnych ubrań, wyciągniętych z małej kopertówki.

Stanęła w pełni ubrana i zmierzyła go oceniającym spojrzeniem.

— Melwin — zawołała, nie spuszczając oczu z Severusa, nawet gdy skrzat wylądował u jej boku. — Daj znać, gdy żółw zdecyduje się opuścić skorupę, Severusie. Mogę być przy tobie w ciężkich chwilach, ale uderzanie głową w ceglany mur, zazwyczaj kończy się niepowodzeniem. — Westchnęła i pokręciła głową. — Niedługo zaczniesz tego żałować, a ja oczywiście przyjmę cię z otwartymi ramionami. Teraz, jednak... nie mam zamiaru walczyć, gdy walka z góry skazana jest na niepowodzenie.

Uśmiechnęła się uspokajająco do Melwina, który piorunował Severusa wściekłym spojrzeniem, bo odważył się skrzywdzić jego panią.

Świetnie, teraz nawet mistrz wszystkich skrzatów domowych mnie nienawidzi.

Hermiona odwzajemniła niejasne spojrzenie Severusa i skinęła głową.

— Do zobaczenia. Wyślij sowę — szepnęła i chwyciła zaoferowaną rękę skrzata.

I miała rację.

Pożałował każdego słowa, gdy tylko jej postać rozpłynęła się, pozostawiając go samego z własnymi myślami.


Hermiona wpatrywała się w korony wysokich drzew amazońskiej puszczy.

Niespodzianka zakończyła się dość dramatycznie, ale finalnie, Hermiona była zadowolona z przebiegu jej planu. Dręczące wątpliwości są nieodłącznym elementem złamanych ludzi, a takim właśnie człowiekiem jest Severus.

I ona sama.

Nie martwiła się jego chłodnym podejściem i wrednym nastrojem, skoro czarne oczy opowiadały inną historię i wyrażały odmienne emocje. Nauczyła się czytać uległych, a Severus wcale nie odbiegał od normy w tym temacie. Mimo dobrej kontroli nad mową ciała, czarodziej był tylko człowiekiem, któremu zdarza się opuszczać maskę w najmniej oczekiwanych momentach.

Uśmiechnęła się na widok Bajki, której drobne ciałko załamało się pod wpływem ciężkiej paczki z którą pojawiła się na polanie.

— Parszywe ptaszyska — warknęła, nie zauważając Hermiony, wylegującej się w wysokiej trawie. — Bajka mówiła zanieś panience, wredne ptaszyska nie słuchają poleceń, po co trzymać te pierzaste paskudztwa?! — bełkotała do siebie piskliwym głosikiem. — Panienko! — zawołała. — Gdzie panienka się chowa? Magia Bajki doprowadziła do panienki, Bajka wie, że panienka tu jest!

— Myślałam, że nie potrzebujesz towarzystwa do rozmowy — parsknęła Hermiona, podnosząc się do siadu. — Świetnie sobie radziłaś.

Skrzatka przybrała kolor soczystej purpury i podreptała do Hermiony.

— Bajka przeprasza — wymamrotała, składając w wyciągniętych ramionach Hermiony sporą paczkę, owiniętą w srebrny papier. — Sowy nie chciały zanieść panience paczki, nie lubią wlatywać do puszczy przez tego przeklętego kota!

— Varia nie zrobi im krzywdy. — Przewróciła oczyma. — Co najwyżej ruszy w pościg i trochę się pobawi.

— Bajka mówiła! Bajka została dziobnięta w nos!

— Przykro mi — zaśmiała się. — Dlaczego nie używasz magii do transportu paczek? — zapytała z ciekawością.

— Na wierzchu jest napisane, żeby tego nie robić — powiedziała z wyrzutem skrzatka. — To od panicza Severusa, najpewniej magiczny przedmiot i czary Bajki mogą źle współdziałać — szepnęła znacząco.

Uśmiech Hermiony poszerzył się, a w jej oczach zabłysły złośliwe iskierki.

— Wiedziałam, że będzie żałował — wyszeptała, gładząc gładki papier. — Dziękuję Bajko, możesz już iść.

Ciekawska skrzata popatrzyła na Hermionę z zawodem, by po chwili skinąć głową i zniknąć z cichym trzaskiem.

Hermiona odwinęła paczkę z warstwy ochronnej i westchnęła z zachwytem na widok pięknie zdobionej okładki.

Dzieje Hogwartu.

Pierwsze wydanie.