ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY
DOLINA GODRYKA
Przez większą cześć tygodnia, Hermiona pracowała nad rozwiązaniem zagadki truciciela oraz metodą leczenia osłabionej Minerwy. Wymieniała dziesiątki listów z Severusem, ponieważ planowane wcześniej spotkania naukowe nie doszły do skutku. Młoda czarownica pracowała za dwóch w Departamencie Tajemnic i przeklinała Josu, który rozpłynął się w powietrzu, porzucając stanowisko pracy, co w skutku przełożyło się na ogrom dodatkowych obowiązków. Nie mogła w żaden sposób się z nim skontaktować. Powrócił dopiero w środę, wylewnie przepraszając i obiecując poprawę w komunikacji, jednak Hermiona była rozjuszona do tego stopnia, że trzasnęła drzwiami od gabinetu i nie pojawiła się przez resztę tygodnia w pracy, ignorując próby kontaktu ze strony Francuza.
Piątkowe popołudnie zapowiadało się obiecująco, zważając na informacje, które otrzymała od Severusa w ostatnim liście. Zapewnił, że udało mu się stworzyć eliksir spowalniający działanie tajemniczej klątwy Dołohowa, a Minerwa nabrała pełni sił po zaledwie pięciu regularnych dawkach. Severus przyznał, że eliksir sam w sobie został wyprodukowany za pomocą najczarniejszej magii, zapewniając tym samym, że jeśli będzie musiał zwalczyć chorobę przyjaciółki przy użyciu wątpliwych środków, moralność i etyka nie mają dla niego żadnego znaczenia.
Usłyszała energiczne pukanie do drzwi jej apartamentu. Naciągnęła szlafrok na cienki dres i podeszła do masywnych drzwi w przedpokoju.
Aclla zmarszczyła nos, zerkając na jej niechlujny stan i wyminęła ją w drzwiach, kręcąc głową z politowaniem.
— Herma być w kropka. Herma powinna zadbać o ładność — westchnęła, zasiadając na kanapie i podskakując na miękkiej poduszce, jakby pierwszy raz w życiu testowała ogólnodostępne dla cywilizowanych ludzi meble. — Wygodny zasiadek — mruknęła do siebie i wyciągnęła nogi na leżącym w pobliżu podnóżku. Wyglądała, jak z innego świata w swoim dwuczęściowym stroju ze skóry pekari.
— Przyszłaś pouczać mnie, że nie powinnam siedzieć w południe w piżamie, czy masz coś ważniejszego do powiedzenia? — zapytała urażona Hermiona, zasiadając naprzeciw szamanki.
Aclla spojrzała na nią z uśmiechem i wyciągnęła ze skórzanej saszetki długi naszyjnik ozdobiony kamieniem księżycowym.
— Herma podziękuje i nie marudzi — powiedziała, wciskając Hermionie naszyjnik do ręki. — Aclla ukończyła wszystkie talizmany. Ludzkie przyjaciele z Onca dostać po jednym. Aclla poprosiła Lycusza o danie talizmanu Sevusowi, a on powiedzieć, że nie będzie nosić tego kolorowego obrzydlistwa z piórami. — Uśmiechnęła się szerzej. — Sevus być uroczy.
Hermiona roześmiała się radośnie i zawiesiła naszyjnik na szyi, chowając go między poły szlafroka.
— Dziękuję! Jest śliczny!
— Jest dobry dla ochrona rodzina — szepnęła, gwałtownie poważniejąc i spoglądając na dno Amazonki za szklaną ścianą apartamentu. — Białe ludzie być mi rodziną, Aclla nie skrzywdzić rodzina.
— Nie pozwolisz nas skrzywdzić — poprawiła Hermiona z uśmiechem i zacisnęła palce na nadgarstku czarownicy, rozmasowując jej opaloną skórę kciukiem w pocieszającym geście. — Przykro mi, że zostałaś bez biologicznych krewnych. Nie mogę jednak ukryć, że jestem wdzięczna za możliwość przyjęcia cię do naszej rodziny, Aclla. Bez ciebie to miejsce nie byłoby takie samo.
Uśmiech dziewczyny rozświetlił półmrok salonu. Aclla przypominała Hermionie postać z filmu animowanego, który oglądała kilka lat temu w domu rodzinnym, podczas przerwy świątecznej.
Oh, powinnam sprowadzić do Onca szopa pracza dla naszej uroczej Pocahontas...
Johna Smitha już posiada.
Hermiona parsknęła głośno na porównanie Lucjusza do animowanego żołnierza.
Aclla zmarszczyła brwi, przyglądając się Hermionie z zainteresowaniem.
— Co śmieszy Hermi?
— Nie chcesz wiedzieć. — Przygryzła wargę, rozmasowując skronie. — Przyjęłaś zaproszenie Lucjusza?
— Lycusz? Aclla nie wie co Hermi mówi.
— Wspomniał, że zaprosił cię na wesele Harry'ego i Ginny, pójdziesz?
— Ah, tak. Lycusz zrobił ładne oczy i mówić, że Aclla być potrzebna. — Wzruszyła ramionami. — Aclla lubić białe ludzie. Przyjdzie. — Spoglądała na splecione palce na swoich kolanach. — Herma nie mówiła o Sevusie. Wszystko pasuje?
— Czy wszystko między nami dobrze? — zapytała Hermiona, spinając się lekko pod oceniającym spojrzeniem rdzennej Amerykanki. — Cóż, powiedzmy. Mieliśmy kilka sprzeczek w ostatnim czasie. Severus jest trudnym człowiekiem, Aclla.
— Hermi świeci, gdy Sevus jest blisko. Wuj Aclla mieć podobne połączenie ze swoja żona.
— Oh, naprawdę? — zapytała z zainteresowaniem, a widząc energiczne kiwanie głową kobiety, uśmiech rozciągnął jej wargi. — Chciałabym wierzyć, że Severus uważa naszą więź za wyjątkową.
— Sevus być w Hermie po uszy, Hermi nie musi się martwić.
— Lepiej powiedz jak radzisz sobie z uległym. Wszystko w porządku?
Szamanka skinęła głową, a jej smutny uśmiech zmienił się w złośliwy.
— Aclla przyszła do Herma z historia.
— Jaka historia? — zapytała ze zmarszczonymi brwiami.
Indianka zrobiła niewinną minę i postukała w pełne wargi palcem wskazującym.
— Nic pilnego. Aclla myślała, że Herma chcieć wiedzieć o spotkaniu Aclla z Lycuszem w czerwonym pokoju...
Oczy Hermiony rozbłysły intrygą, a kąciki ust uniosły się w chytrym uśmieszku.
— Nie pozwól, abym przerwała twoją interesującą opowieść, moja droga.
— Czuję się niedołężna, gdy sprawdzasz mnie codziennie i kontrolujesz przyjmowane przeze mnie posiłki! Jestem dorosła, na Merlina!
Severus słuchał żalów Minerwy z kamienną miną, udając, że jej słowa nie powodują wzburzenia, które pełzło w jego klatce piersiowej.
Znalezienie tymczasowego lekarstwa na przypadłość dyrektorki zajęło mu kilka nieprzespanych i pracochłonnych nocy. Obiecał sobie, że prędzej ulegnie Lucjuszowi i da się zaciągnąć na lekcje tańców latynoamerykańskich, niż pozwoli Minerwie zmarnować jego wysiłki, gdy czarownica przypadkiem zapomni o prawidłowej diecie i regularnym przyjmowaniu eliksiru wzmacniającego.
— Minerwo — wycedził chłodno, piorunując dyrektorkę ostrym spojrzeniem. — Jesteś dorosła, przy czym nieodpowiedzialna, impulsywna i lekkomyślna. — Przygryzł wnętrze policzka, widząc jej oburzoną minę. — Przyjmujesz dawki eliksiru pod moim nadzorem i nie ulegnie to zmianie, dopóki nie znajdę trwałego rozwiązania problemu.
Promienie wschodzącego słońca rozświetliły zarumienioną twarz Minerwy. Siedziała na łóżku w sztywnej pozycji, marszcząc w rękach materiał szlafroka w szkocką kratę.
— Czasami zapominam, że jesteś upartym i bezkompromisowym czarodziejem, Severusie — westchnęła ciężko, wsuwając okulary-połówki na wąski nos.
— Kompromis nie jest mi obcy, jeśli argumenty i ogół sytuacji na to pozwala. W twoim przypadku... — urwał, unosząc kącik ust. — ... temat nie podlega dyskusji.
— Dobrze, mój chłopcze. Pilnuj mnie, jeśli chcesz. — Wzruszyła bezradnie ramionami. — Wybierasz się na ślub Harry'ego i Ginewry?
— Jeśli już musisz wiedzieć, Hermiona zaprosiła mnie na tę wzniosłą i niezapomnianą uroczystość. — Uśmiechnął się drwiąco, widząc zdezorientowane spojrzenie dyrektorki.
— Czy Hermiona nie zaprosiła Josu? Wspomniałeś wcześniej, że...
— Twoja pamięć jak zwykle jest niezawodna, droga przyjaciółko — wycedził ironicznie. — Francuz łaskawie zgodził się na odstąpienie mi miejsca na tym uroczym zgromadzeniu.
— Kirke, Severusie... — Na wargi Minerwy wpełzł rozbawiony uśmieszek. — Widzę, że się nie poddajesz. Dobrze. Myślę, że do siebie pasujecie.
— Minerwo... — Pokręcił głową z politowaniem. — Powinnaś wiedzieć, że zdanie innych znaczy dla mnie tyle, co zasady bezpieczeństwa i higieny pracy dla Hagrida. Hermiona postanowiła mnie zaprosić, ponieważ wie, że jestem zaborczym draniem, a jakiekolwiek inne męskie łapska, które przypadkiem znalazłyby się na jej osobie, mógłby zostać równie przypadkowo rozczłonkowane i oddzielone od reszty ciała właściciela tychże rąk.
— Oh, mój drogi — zacmokała, kręcąc głową. — Znam cię nie od dziś i doskonale zdaję sobie sprawę z twoich ułomności. Warto zaznaczyć, że czynią cię kimś wyjątkowym.
— Dziękuję za niepotrzebne błogosławieństwo, Minerwo. — Westchnął, przystępując do zebrania pustych fiołek, leżących na stoliku nocnym. — Wrócę po obiedzie. Oszczędzaj siły.
— Czuję się bardzo dobrze, nie martw się! — krzyknęła do placów Severusa, gdy ten oddalał się do drzwi.
— Nie martwię się o ciebie, wiedźmo. — Zerknął przez ramię na uśmiechniętą twarz Minerwy. — Szkoda by było zmarnować tak pokaźną ilość składników eliksirów.
Severus słyszał rozbawiony chichot Minerwy, gdy ruchome schody niosły go w dół klatki.
Silne skrzydła wznosiły ku górze masywnego ptaka. Zwierzę zrównoważyło lot do szybowania nad koronami niskich drzew. Jeden z przechodniów przetarł oczy, przyglądając się ptakowi z niedowierzaniem, gdy ów zwierze rozsiadło się na grubej gałęzi dębu i spoglądało na niewielkie domy, wybudowane w równych rzędach.
— Kate — szepnął chłopiec, szturchając swoją towarzyszkę w żebra i wskazując jej palcem ptaka o rdzawym ubarwieniu. — Przecież to orłosęp! Spójrz!
— Przestań gadać głupoty, Tommy — parsknęła dziewczyna, przewracając oczyma na chłopca. — Skąd miał się wziąć sęp w Dolinie Godryka!
— Orłosęp, nie sęp! Spójrz! Widziałem takiego w telewizji! One żywią się padliną! — Dziesięciolatek upierał się przy swoich przypuszczeniach i tupnął nogą na niedowierzającą siostrę.
Odgłos uderzenia butem o kostkę brukową, zwrócił uwagę cichego ptaka. Skierował białe ślepia na dwójkę rozgorączkowanych dzieciaków i kłapnął dziobem, chcąc zakomunikować, że mimo iż żywi się padliną, nie zawaha się użyć ostrych pazurów, jeśli bachory się nie uspokoją.
— Chodź Tommy — szepnęła roztrzęsionym głosem dziewczynka, ciągnąc chłopca za rękę i oddalając się tym samym od ptaka. — O-on mógł uciec z ogrodu zoologicznego, Tommy. Może być niebezpieczny, a rodziców nie ma w domu, chodź.
Dziesięciolatek westchnął z żalem, dając się poprowadzić za rękę do pobliskiego domu. Zerkając pod raz ostatni na ptaka przez szparę w drzwiach, zatrzasnął je z frustracją.
Mugole - pomyślał z rozbawieniem ptak, odwracając wzrok od domu ciekawskiego rodzeństwa.
Skierował białe ślepia na inny budynek o białych ścianach, otoczony wysokim żywopłotem.
Niemagiczni mieszkańcy niewielkiego miasteczka nie mogli zobaczyć ani usłyszeć rozmów, rozwijających się za granicą antymugolskich środków bezpieczeństwa ów domu. Padlinożerny ptak potrafił dostrzec grono czarodziejów i dosłyszeć ich podekscytowane wymiany zdań.
Cieszcie się głupcy.
Póki możecie.
Szelest liści zakomunikował odlot orłosępa, gdy odbił się od gałęzi dębu, rosnącego w jednej z uliczek Doliny Godryka.
— Cześć Severusie — powiedziała Hermiona z nerwowym uśmiechem, gdy ponury czarodziej pojawił się w sali wejściowej Onca. — Zastanawiałam się czy nie zrezygnowałeś z towarzyszenia mi na ślubie, po naszym ostatnim spotkaniu.
Severus uśmiechnął się niewinnie, co kompletnie zaprzeczyło intrydze, którą Hermiona mogła dostrzec w jego oczach.
— Dotrzymuję obietnic.— Patrzył przez moment na jej sylwetkę, wciśniętą w gorsetową suknię ze zwiewnym dołem w kolorze bzu. — Ślicznie wyglądasz. — Chrząknął i odwrócił wzrok od jej badawczego spojrzenia, strzepując niewidzialny pyłek z formalnej szaty. — Liczę, że przeprosinowy prezent przypadł ci do gustu.
— Żartujesz? — Zbliżyła się o kilka kroków do nerwowego czarodzieja, aby złożyć pocałunek na jego szorstkim policzku. — Uwielbiam Dzieje Hogwartu. Wybaczyłabym ci wszystko!
— To dobra wskazówka na przyszłość — Uśmiechnął się, obserwując jej radosny nastrój. — Odwiedziłaś dom Potterów już wcześniej? — zapytał z zainteresowaniem.
— Nie. — Wzruszyła ramionami. — Remont domu rodziców Harry'ego zakończył się całkiem niedawno. Wcześniej Harry i Ginny mieszkali w Norze oraz na Grimmauld Place. Ponoć dom w Dolinie Godryka jest nie do poznania. Nie trudno uwierzyć, skoro był w totalnej ruinie.
— Po zakończeniu wojny odwiedziłem ich groby i... — Severus mówił tak cicho, że Hermiona ledwo mogła dosłyszeć pojedyncze słowa. — ... widziałem ten dom. Rzeczywiście wyglądał fatalnie.
Hermiona nabrała chęci, aby dopytać o wizytę Severusa w Dolinie Godryka. Powstrzymała impuls, widząc zamknięty wyraz oczu czarodzieja.
— Może zamiast rozmawiać o jego potencjonalnej metamorfozie, powinniśmy się sami przekonać, hm? — zapytała, usiłując rozluźnić atmosferę.
Severus skinął głową, oferując jej ramię. Uzgodnili, że zjawią się w domu młodej pary nieco wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach do uroczystości.
Udali się wspólnie do pokoju transportowego, by bez trudu dotrzeć na przyjęcie dzięki podróży świstoklikiem, dołączonym do zaproszeń ślubnych.
— Merlinie! — krzyknęła Hermiona, gdy pojawili się na miejscu.
Rozejrzała się wokół siebie z zachwytem. Posesja ogrodzona wysokim żywopłotem, znacznie odbiegała od tej ze wspomnień Hermiony. Smutna posiadłość została gruntownie wyremontowana, ogród wypielęgnowany i obsadzony licznymi gatunkami roślin i kwiatów. Całość przypominała skromny dworek, wybudowany pośrodku tajemniczego ogrodu. W zagajniku stworzonym przez wysokie krzewy i drzewa, stała altanka, wzniesiona na grubych palach. Drewnianą konstrukcję porastały pnące róże w kolorze śnieżnej bieli. Przed altaną postawiono rzędy krzeseł, co podpowiedziało Hermionie i Severusowi, gdzie dokładnie ma odbyć się ceremonia zaślubin.
— Pięknie, czyż nie? — zapytała, rozglądając się po uroczym ogrodzie Potterów.
— Podejrzewam, że nasza definicja różni się od siebie, wiedźmo — burknął Severus, nie chcąc przyznać, że klimat panujący w posiadłości Harry'ego Pottera przypadł mu do gustu. — Wystarczy trochę trawy i kolorowych badyli, aby cię zachwycić. Ja oczekuję czegoś więcej.
— Doprawdy? — Uniosła brew z rozbawieniem, nie dając się nabrać na złośliwe przytyki Severusa. — Na przykład czego więcej?
— Oh, nie wiem... — Wzruszył lekceważąco ramionami. — Byłoby miło, gdyby gospodarze zdecydowali się powitać gości, zamiast wdzięczyć się przed lustrem.
Hermiona zmarszczyła brwi. Severus przewrócił oczyma i wskazał jej palcem otwarte drzwi balkonowe na pierwszym pietrze domu. Hermiona podążyła za jego wskazującym palcem i parsknęła głośnym śmiechem. Harry Potter stał przed wysokim lustrem i wściekle szarpał czarny krawat. Jego czerwona ze zniecierpliwienia twarz zdradzała niespokojne emocje, które buzowały w rozzłoszczonym czarodzieju.
— Poczekaj tu — poprosiła Hermiona, rzucając Severusowi przepraszające spojrzenie. — Pomogę mu, bo w przeciwnym razie nie doczekamy się ceremonii do przyszłej wiosny.
— Świetnie — wybąkał Severus, nie kryjąc swojego rozdrażnienia. — Biegnij do chłopca, który staje się mężczyzną, a ja dołączę do tych wszystkich badyli i zakwitnę, dopóki nie będziesz raczyła wrócić.
Zaśmiała się cicho i pocałowała Severusa w kącik ust.
— Nie bądź taki — szepnęła, ściskając jego rękę. — Mamy cały czas na świecie. Zdążymy się sobą nacieszyć. — Pogładziła wierzch jego dłoni kciukiem i wbiegła do posiadłości nie oglądając się za siebie.
Wnętrze domu było urządzone minimalistycznie i ze smakiem. Przeważały tu kolory bieli, brązu i beżu. Hermiona podejrzewała, że Ginny przyłożyła rękę do aranżacji subtelnego wnętrza, ponieważ w jej rodzinnym domu, pomieszanie mieszało się z poplątaniem.
Wbiegła po krętych schodach, okrytych miękką wykładziną. Zatrzymała się w pół kroku, patrząc w szoku na ściany wąskiego korytarza. Patrzyły na nią oczy kilkudziesięciu osób z teraźniejszości i przeszłości. Niektóre z postaci na zdjęciach poruszały się i kiwały do Hermiony entuzjastycznie.
Spojrzała na trzy postacie, obejmujące się na jednej z magicznych fotografii. Chudy chłopiec o zielonych oczach uśmiechnął się nieśmiało, spoglądając na dziewczynkę o burzy brązowych loków, która łypała spod byka na rudego chłopca o bardzo winnym wyrazie twarzy. Po chwili, cała trójka młodych czarodziejów roześmiała się głośno i objęła w przyjacielskim geście, aby zapozować do zdjęcia. Dopiero teraz zorientowała się, że po policzkach ciekną jej łzy. Nie mogła jednoznacznie stwierdzić czy to sentymentalne łzy smutku, czy radości.
Otrząsnęła się z letargu, odwracając wzrok od wszystkich twarzy, widocznych na zdjęciach i pognała w głąb korytarza, aby odnaleźć przyjaciela.
Zajrzała do jednego z pomieszczeń, które najprawdopodobniej było tym, które widziała z zewnątrz.
— Harry? — zawołała, otwierając drzwi odrobinę, aby poinformować wybrańca, że przybyła mu z odsieczą.
Harry pociągnął za klamkę z drugiej strony, wciągając ją do środka sypialni za łokieć i chwycił ją w ramiona.
— Hermiono! — powiedział roztrzęsionym tonem. — Pomóż mi zawiązać to przekleństwo! Zwariuję!
— Merlinie... — wydusiła, gdy wybraniec pozbawił ją oddechu swoim braterskim uściskiem. — Harry, na miłość Kirke! Czy nie nauczyłeś się zaklęcia zawiązującego krawat przed Balem Bożonarodzeniowym?
— Wolę dziś nie używać magii... — Odetchnął, wypuszczając Hermionę z objęć. — Dziś rano zamiast przystrzyc włosy, zmieniłem ich kolor na kanarkową żółć. — Zaśmiał się histerycznie. — Niezbyt twarzowy kolor dla pana młodego...
Podszedł do lustra, zaciskając wargi. Wyglądał bardzo elegancko. Jedynym niechlujnym elementem były włosy, które od jego najmłodszych lat żyły własnym życiem.
— Denerwujesz się? — zapytała czule, zawiązując mu krawat i rozprostowując niewielkie zagniecenia na szacie wyjściowej.
— Denerwuję? — parsknął nerwowo. — Sram ze strachu — wyszeptał, zaciskając powieki.
Hermiona zmarszczyła brwi. Klatka piersiowa Harry'ego unosiła się w panicznej walce o powietrze, a jego oczy przybrały szalony wyraz.
— Harry, co ci jest? Coś się stało?
— Nie wiem Hermiono — pokręcił głową w zaprzeczeniu, nie patrząc jej w oczy. — Wątpliwości są śmieszne, biorąc pod uwagę, że żyjemy z Ginny wspólnie od ponad czterech lat i niedługo powitamy Jamesa na świecie — bełkotał. — Co jeśli nie będę mógł ich ochronić? Co jeśli zrobię jakieś głupstwo i narażę ich na niebezpieczeństwo? — Schował twarz w dłoniach. — Nie mogę pozbyć się wspomnień, Hermiono. Po prostu się boję. Pierwszy raz od czasów wojny jestem cholernie przerażony.
Hermiona poczuła uścisk w żołądku, patrząc na zgarbioną sylwetkę najodważniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek poznała. Chwyciła jego ręce i odciągnęła zaciśnięte pieści od jego twarzy.
— Nie ma nic złego w obawie o przyszłość, Harry. Ten dzień będzie pełen wrażeń, to fakt, jednak nic się nie zmieni oprócz formalności i ewentualnych strat materialnych, gdy pozwolicie wypić Kingsleyowi zbyt dużo Ognistej Whisky. — Uśmiechnęła się, słysząc zduszone parsknięcie przyjaciela. — Ludzie obecni na przyjęciu są waszą rodziną i najbliższymi przyjaciółmi. Macie w nas wsparcie i to nie ulegnie zmianie po dzisiejszym wieczorze.
— Wiem — powiedział stanowczo, odzyskując dawną iskrę pewności siebie. — Po prostu chcę, żeby James i Ginny byli bezpieczni. Żebyście wszyscy byli bezpieczni.
Zacisnęła usta, obejmując go ramionami.
— Nikt ich nie skrzywdzi. Nikt nas nie skrzywdzi.
Ciche dźwięki muzyki rozbrzmiały za oknem. Harry i Hermiona stali pośrodku sypialni pary młodej, patrząc na siebie w ciszy. Milczące porozumienie zajaśniało między przyjaciółmi wraz z pewnością, że nie pozwolą, aby ich bliskim stała się jakakolwiek krzywda.
— Powinniśmy zejść na dół — szepnęła. — Jestem pewna, że pod naszą nieobecność zebrało się już sporo niecierpliwych czarodziejów. — Harry skinął głową, oddychając głęboko przez nos i wypuszczając powietrze ze świstem. — Gdzie panna młoda? — zapytała u uśmiechem.
— Jest z Molly w pokoju gościnnym na parterze... — Drobny uśmiech rozświetlił twarz Harry'ego. — Wiesz, że czarodzieje są bardziej przesądni, niż mugole? Nie mogłem spojrzeć na Ginny od samego rana, bo według Molly, podglądanie przynosi ogromnego pecha. I właściwie muszę ci podziękować, że zjawiłaś się tak szybko. Oprócz Ginny, tylko ty jesteś w stanie mnie uspokoić.
— Doprawdy? — Pociągnęła Harry'ego za rękę, schodząc w dół schodów. — Czyżby miało to coś wspólnego z moim tonem nieznoszącym sprzeciwu?
— Tak — parsknął. — Przypuszczam, że właśnie o twój ton się rozchodzi.
Ogród zapełnił się przybyłymi gośćmi, którzy zagarnęli Harry'ego ochoczo, a Hermiona ruszyła na poszukiwania jej samotnego towarzysza. Znalazła go na skraju posiadłości, wpatrującego się w rosnący poza ogrodzeniem dąb.
— Severusie? — zawołała ze zmarszczonymi brwiami. — Co robisz?
Czarodziej drgnął, ale nie oderwał oczu od drzewa.
— Zdawało mi się... — wyszeptał. — Nie ważne.
Odwrócił się plecami do ogrodzenia i ruszył ku Hermionie energicznym krokiem.
— Zadbałaś o garderobę Pottera, czy polegałaś w tej trudnej misji?
— Oczywiście, że sobie poradziłam.
Artur Weasley powitał zgromadzonych gości i zaproponował im zimne napoje. Molly wyszła z domu, aby poprosić Lunę o pomoc w przygotowaniu panny młodej, a Kingsley zagonił pozostałych czarodziejów pod altanę, by zajęli miejsca siedzące. Stanęła z Severusem z tyłu, ponieważ nie chciała zostawiać go samego, aż do pojawienia się Harry'ego na altanie.
Ktoś szturchnął ją w ramię. Skierowała uśmiechniętą twarz w stronę przybysza, by sposępnieć po odkryciu jego tożsamości. Ron stał z zakłopotaną miną przy jej boku, rzucając nerwowe spojrzenie na Severusa.
— Ronaldzie — przygryzła wnętrze policzka, usiłując wydobyć resztki samozaparcia, aby nie wybuchnąć sfrustrowanym wrzaskiem.
— Mion... — urwał, widząc jej grzmiące spojrzenie. — H-Hermiono... możemy porozmawiać na osobności?
— Zapomnij. — Severus wykonał gwałtowny obrót i zmierzył Rona podejrzliwym spojrzeniem. — Jeśli masz coś do powiedzenia, zrobisz to tutaj.
Hermiona zwęziła oczy w szparki. Doceniała troskę Severusa, jednak jej feministyczna część wzywała do natychmiastowej walki o własną niezależność.
— Nie ma nic, co chciałabym ukryć przed Severusem. — Skinęła głową. — Nie krępuj się, mów.
Ron zarumienił się, aż po cebulki rudych włosów i spojrzał jej w oczy.
— Zachowałem się jak dupek.
— Który konkretnie moment masz na myśli, panie Weasley? — Severus wycedził, a Hermiona rzuciła mu karcące spojrzenie. — Dobrze, nie będę przerywać tych łzawych wywodów prosto z serca.
— Skrzywdziłem cię, okłamywałem i próbowałem odwrócić moją rodzinę przeciwko tobie. Przyznaję, że ostatnie nie wyszło mi najlepiej. — Ron spojrzał przez ramię na Molly, rzucającej mu grzmiący wyraz spod byka. — Przepraszam — powiedział w końcu. — Nie mam nadziei na przyjaźń, ale może uda nam się zakopać topór wojenny...
— Nigdy nie rozpoczęłam wojny przeciw tobie Ron i byłabym wdzięczna gdyby każde z nas zajęło się własnym życiem. — Hermiona musiała skrycie przyznać, że w jakiś sposób jej ulżyło, choć domyślała się, że przeprosiny Ronalda wynikają bezpośrednio z inicjatywy jego matki. — Wybaczam ci, ale nigdy nie zapomnę i liczę, że o tym zapamiętasz.
Ron skinął głową i miał już się odwrócić, gdy podsłuchująca Molly zmrużyła brązowe oczy. Ron skrzywił się kwaśno i skierował zaniepokojone oczy na ponurego bruneta, stojącego w wyzywającej pozycji ze skrzyżowanymi ramionami na piersi.
— Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie, profesorze Snape. — Odwrócił się, nie czekając na odpowiedź mistrza eliksirów i zniknął w rozgadanym tłumie czarodziejów.
— Ahh... dzieci... — wyszeptał Severus, udając głębokie wzruszenie. — Tak szybko dorastają.
Hermiona ryknęła śmiechem, pozbywając się nagromadzonych emocji.
— Jesteś niegodziwy.
— Czymś muszę zaimponować młodszej kobiecie, aby nadrobić marną aparycję.
— Twoja aparycja imponuje mi najbardziej.
— Jesteś dziwną czarownicą, Hermiono.
Kingsley stanął na środku drewnianej antresoli, przywołując gestem Harry'ego. Pan młody wspiął się po niewielkich schodkach i uścisnął rękę ciemnoskórego czarodzieja. Tłum gości zasiadł na niskich krzesłach, oczekując przybycia panny młodej. Hermiona uścisnęła ramię Severusa i ruszyła ścieżką usypaną z płatków przeróżnych kwiatów. Weszła na antresolę i ustawiła się obok Harry'ego, zerkając kątem oka na Ronalda Weasleya, przestępującego z nogi na nogę.
Severus obserwował obecnych gości, zauważając deficyt platynowych włosów swojego wieloletniego przyjaciela.
Mogę się założyć o butelkę Ognistej, że Lucjusz nie może się zdecydować, czy błękitna szata wystarczająco dobrze podkreśla kolor jego oczu...
Nastąpił zduszony trzask, wywołując poruszenie wśród zebranych czarodziejów, a wspomniany wcześniej mężczyzna pojawił się w pełnej chwale, prowadząc wyjątkowo wkurwioną czarownicę za łokieć. Aclla wyglądała ślicznie i Severus ledwo poznał egzotyczną piękność w oficjalnej, czarodziejskiej szacie w kolorze morskiej zieleni.
— Severusie... — syknął Lucjusz, zbliżając się do rozbawionego mężczyzny, ciągnąc za sobą szamankę. — Wyjaśnij tej nierozważnej, upartej... — Zerknął na Acllę kątem oka. — ...damie, że upapranie sobie twarzy brązowym mazidłem i zakładanie stroju ze skóry, który zakrywa mniej, niż skąpe bikini, nie jest odpowiednim rozwiązaniem na cywilizowany ślub!!!
Wszyscy obecni na przyjęciu czarodzieje zamilkli, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pansy Parkinson zachłysnęła się drinkiem, plując Neville'owi Longbottomowi prosto w twarz. Artur Weasley westchnął z bezsilności, a Lee Jordan szturchnął Billa Weasleya, mówiąc że on by się nie obraził, gdyby Aclla założyła skórzany kombinezon.
Severus spojrzał z politowaniem na przyjaciela i zwrócił się do obrażonej szamanki, oferując jej ramię.
— Wyglądasz bardzo korzystnie w czarodziejskich szatach, Aclla. — Uśmiechnął się drwiąco, zerkając na Lucjusza. — Skoro twój partner nie potrafi się zachować i docenić wysiłku jaki włożyłaś w przygotowanie się do uroczystości, czy byłabyś chętna potowarzyszyć mi podczas oglądania tego cyrku?
Hermiona parsknęła śmiechem, zasłaniając usta ręką. Aclla uśmiechnęła się chytrze do Severusa i przyjęła jego zaoferowane ramię, zarzucając długimi włosami przez ramię i całkowicie przypadkiem trafiając ów włosami Lucjusza w twarz.
Obserwujący scenę czarodzieje zapomnieli o incydencie, gdy skrzaty z Onca, zaczęły grać cichą melodię na skrzypcach.
Jak romantycznie — pomyślał z przekąsem Severus.
Artur Weasley wyprowadził córkę z wewnątrz skromnego domu. Severusowi przyszło na myśl, że właśnie dowiedział się na czym polega fenomen piękna ciężarnych kobiet. Mimo sylwetki przejedzonej orki, Ginny (jeszcze) Weasley promieniała podejrzanie jasnym blaskiem. Jej biała suknia opinała spuchnięty brzuch w dobrym tego słowa znaczeniu. Długie, płomienno-rude włosy ułożyła w luźne fale, które ładnie odbijały promyki słońca. Cera panny młodej promieniała witalnością, a goszczący na jej policzkach rumieniec, dodawał jej młodzieńczego blasku i niewinności, której zaprzeczał stan zaawansowanej ciąży.
Uświadomienie sobie fenomenu piękna ciężarnej kobiety, tak bardzo wstrząsnęło Severusem, że zapragnął każdym włóknem swojego ciała zobaczyć Hermionę Granger w tym samym wydaniu. Spojrzał na czarownicę stojącą przy boku Harry'ego Pottera i poczuł miażdżący nacisk na klatkę piersiową na myśl, że nigdy nie będzie mu dane zobaczyć jej w tym stanie.
Nie, jeśli będzie ze mną.
Severus nie pamiętał ceremonii zaślubin młodej pary.
Nie podzielał szczęścia przybyłych przyjaciół i rodziny.
Patrzył na Hermionę Granger bez mrugnięcia, czując rozłam czegoś... czegoś w środku...
Aclla zacisnęła palce na jego ramieniu, powodując odwrócenie uwagi Severusa od autodestrukcyjnych myśli.
— Sevus — szepnęła. — To tylko w twoja głowa. Sevus być zdrowy i móc mieć dzieci.
— Co? — Rozszerzył oczy, odwracając gwałtownie głowę, aby spojrzeć na smutne oczy kobiety. — Co ty pleciesz?
Aclla pokręciła głową, uśmiechając się uspokajająco.
— Sevus nie zrozumie skąd Aclla wie rzeczy. Nie martwi się zdrowiem. Jeśli Sevus będzie chciał bobas, to Aclla pomoże.
— Mów ciszej wiedźmo, bo Lucjusz oskóruje moje zwłoki. To brzmiało cholernie dwuznacznie.
Kobieta zaśmiała się cicho.
— Sevus niech nie myśli o złych rzeczach. Dziś szczęśliwy dzień dla młoda para.
Czarodziej umilkł na resztę ceremonii, starając się nie myśleć o złych scenariuszach reszty swojego życia.
Hermiona łypała podejrzliwie na poddenerwowaną Pansy, która rozlała kolejny kieliszek z winem skrzatów i przeklnęła soczyście pod nosem.
— Wystarczy Parkinson! — warknęła, mając już dość jej niezdarnego stanu. — Co w ciebie wstąpiło?
— Nie twoja sprawa, Granger. — Zacisnęła usta, oczyszczając podłogę z rozlanego wina i chowając ją do ukrytej kieszeni w sukience.
— Pf! Nie chowaj różdżki. Za chwilę rozlejesz następny. Jak tak dalej pójdzie, to zabraknie zapasów alkoholu dla reszty gości.
— Podoba mi się — wyszeptała Pasy, zaskakując Hermionę.
— Co?
— Nie co, tylko kto.
— Kto ci się podoba? — zapytała zbita z tropu Hermiona.
— Neville — powiedziała Pansy, chowając twarz w dłoniach. — Nieoczekiwane? Oh, wiem! Kto by się spodziewał, że cholerny miłośnik zielonych patyków może zmoczyć majtki Ślizgonce!
— Zielonych patyków? — Hermiona zmarszczyła brwi. — Czy to przypadkiem nie ty jesteś praktykantką zielarstwa u Pomony?
— A myślisz, że dlaczego jestem pieprzoną praktykantką zielarstwa, Granger?! — warknęła, gestykulując zamaszyście ręką i rozlewając kolejny kieliszek wina. — Kurwa.
— Oh, Merlinie. Chcesz mi powiedzieć, że... — Widząc jej pobladłą twarz, Hermiona ściszyła głos. — Od kiedy podoba ci się Neville?
— Czy ja wiem? — prychnęła, starając się odzyskać wyniosły ton. — Siódmy rok...
— Nie gadaj!
— Dziwisz się? No tak... nie widziałaś, bo prowadziłaś koczowniczy tryb życia. Neville był genialny, gdy buntował się przeciw reżimowi śmierciożerców w Hogwarcie! Kirke...
— A Draco? — zapytała Hermiona, spoglądając na wspomnianego blondyna, obejmującego Astorię Greengrass. — Myślałam, że jesteś w nim nadal szaleńczo zakochana.
— Jeszcze czego — parsknęła. — Napuszona fretka. Nie patrz tak na mnie, Hermiono. Lubię Draco, ale moje dziecięce zauroczenie umarło wraz z jego piskiem podczas ataku Hardodzioba.
— Co zrobiłaś, aby Neville domyślił się, że jesteś nim zainteresowana?
— Najpierw próbowałam o tym zapomnieć i przyjąć rekordową ilość uległych pod swoje skrzydła. A później... Cóż, zrobiłam wszystko, co działało na innych mężczyzn...
— Pansy... czy masz na myśli podrywanie Ślizgonów? Wiesz, że większość Gryfonów nie pojmuje manipulacji i gry słow.
— W zasadzie... — Zerknęła na Hermionę z wyrzutem do samej siebie. — Spieprzyłam to, prawda?
— Mhm. — Hermiona wzruszyła ramionami. — Nie owijając w bawełnę, Parkinson, polecam iść do niego w tym momencie, powiedzieć wprost, że za nim szalejesz i zaproponować randkę. Co ci szkodzi? Męczysz się z tym już pięć lat, gorzej nie będzie.
Pansy uniosła brwi, przyglądając się Hermionie z zadumą.
— Mówisz z sensem, Granger — Pokiwała do siebie głową. — Tak zrobię.
Godzinę później, gdy Hermiona przechodziła przez korytarz w drodze do toalety, widziała Neville'a, który przycisnął zarumienioną Pansy do ściany i penetrował jej usta językiem, jakby również magazynował wyznanie zauroczenia przez ostatnie pięć lat.
Wymęczona wiedźma oparła głowę na jego piersi. Przyciągnął ją bliżej, nie tracąc rytmu i kołysząc jej ciałem do wolnej piosenki.
Francuz próbował zaprosić Hermionę do tańca, ale Severus uniemożliwił gnojkowi dotknięcie jego czarownicy jakąkolwiek częścią ciała. Tego typu ochrona, wiązała się z nieustannym przebywaniem na parkiecie, aby zaspokoić potrzeby niewybawionej niewymownej. Severus miał zmiażdżone palce u stóp, bo nie zdążył rzucić zaklęcia ochronnego, zanim obcasy czarownicy pogruchotały mu stopy.
Znosił ból z dumą.
— Hermiono? — zapytał niepewnie, zastanawiając się czy wiedźma przypadkiem nie zasnęła w jego objęciach.
— Hm?
— Pomyślałem, że chciałbyś dołączyć do mnie po tej marnej imitacji imprezy. Będziemy mogli się oddalić, jak już wypełnisz do końca obowiązki świadka.
Hermiona podniosła wzrok, uśmiechając się słodko.
— Gdzie chcesz mnie porwać? — zamruczała.
— Zostaję do końca weekendu w moim domu rodzinnym i chciałem...
— Zgadzam się — przerwała bez zastanowienia. — Chętnie zobaczę gdzie się wychowałeś, Severusie.
Kamień spadł mu z serca.
Od dawna chciał zaprosić Hermionę do domu na Spinner's End. Wizyta wiązała się z nieuchronną rozmową o tragicznej przeszłości, ale Severus wiedział, że podzielenie się historią z kimś zaufanym pomoże mu zwalczyć demony.
— Severusie? — zapytała cicho.
— Tak?
— Myślę, że możemy uznać imprezę za zakończoną. Jestem cholernie wykończona, a większość gości już się zbiera. Skorzystam tylko z toalety, pożegnam się ze wszystkimi i możemy ruszać, dobrze?
— Jak sobie życzysz — mruknął i pocałował jej czoło.
Wypuścił ją z objęć i obserwował oddalające się plecy Hermiony, gdy ruszyła w stronę domu Potterów. Wyglądała na poddenerwowaną.
Severus pożegnał parę młodą oraz pozostałych gości.
Czekał cierpliwie na Hermionę, ale minuty mijały. Czarownica nie wróciła z toalety. Zaniepokoił się i ruszył w jej ślady, przeszukując każde pomieszczenie w niewielkim domu. Z porażka stwierdził, że wiedźma rozpłynęła się w powietrzu.
Zniecierpliwiony Severus wyszedł na zewnątrz i zaczął wypytywać wszystkich napotkanych mężczyzn oraz kobiety o przypuszczalne miejsce pobytu Hermiony. Większość była zbyt pijana, aby się tym przejmować, a reszta nie miała pojęcia gdzie znajduje się jego zaginiona czarownica.
Niechętnie podszedł do Josu, siedzącego przy jednym ze stolików przy parkiecie i zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
— Widziałeś Hermionę? — zapytał, czując ogromną frustrację.
— Oczywiście — prychnął Francuz, słysząc chłodny ton Severusa. — Weszła do domu jakieś dwadzieścia minut temu.
— Zdaję sobie z tego sprawę — warknął. — Czy widziałeś ją od tego czasu?
— Nie. — Wzruszył ramionami. — Zgubiłeś dziewczynę, Snape? — Uśmiechnął się drwiąco. — A może pozwoliłeś, żeby uciekła? Jeśli chcesz znać moje zdanie, to wcale się jej nie dziwię — powiedział z parsknięciem, wstał i ruszył w stronę domu.
Severus stał sztywno, jak sparaliżowany, odpychając złośliwe słowa Francuza, ale jedno z nich utkwiło mu w głowie i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że miało w sobie cień prawdy.
Uciekła.
