ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY
KRZYK MANDRAGORY
Minerwa McGonagall od najmłodszych lat potrafiła łagodzić spory między rówieśnikami. W późniejszym okresie życia, talent do uspokojenia dwóch wzburzonych stron, pomagał w przerwaniu kłótni między uczniami Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Zaletą obecnej dyrektorki było chłodne podejście do większości ludzi, które sprzyjało obiektywnej ocenie konfliktu. Jednocześnie, Minerwie nie brakowało empatii, którą oferowała ludziom w potrzebie. W końcu przynależność do domu lwa, zobowiązywała do noszenia serca na talerzu, mimo surowych i rygorystycznych zasad, które wytyczyła sobie i podopiecznym.
Minerwa McGonagall pierwszy raz w życiu przyznała się do sromotnej porażki w swoich działaniach, mających na celu złagodzenie powstałego sporu.
Spór, to nieodpowiednie słowo...
Nieporozumienie?
Wzmocniona eliksirami dyrektorka, o mały włos nie doznała urazu nosa, gdy jej wieloletni przyjaciel zatrzasnął drzwi przed jej twarzą. Choć mogłaby użyć magii, aby przywołać kapryśnego gnojka do porządku, to pokładała skrytą nadzieję, że chłopak się opamięta. Zacisnęła usta w komicznie wąską linię i pokręciła głową z dezaprobatą.
— Severusie! — wrzasnęła, tracąc resztki cierpliwości i waląc kościstą pięścią w drewniane drzwi. — Masz ostatnią szansę, żeby mnie wpuścić dobrowolnie!
McGonagall nie poczuła się zaskoczona, gdy drzwi ani drgnęły, a w pomieszczeniu do którego próbowała się dostać, rozległo się zirytowane prychnięcie. Odetchnęła, przytakując sobie głową.
Raz kotu śmierć.
Wyciągnęła różdżkę, zakreślając nią wymyślne wzory, tym samym pozbywając się zaklęć zabezpieczających komnaty mistrza eliksirów. Musiała przyznać, że Severus przyłożył się do ochrony własnego tyłka i była przekonana, że większość profesorów nie byłaby w stanie przebić się przez jego osłony. Zamknęła oczy, a jej wargi uniosły się w zadowolonym uśmieszku, gdy zabezpieczenia puściły, a klamka poddała się pod ciężarem ręki.
Pierwsze, co była w stanie spostrzec, a raczej wyczuć, to silna woń przetrawionego alkoholu. Przedpokój komnat Severusa był ciemny, a powietrze gęste i nieświeże. Podłogę pokrywały porozrzucane przedmioty, ubrania, a nawet rozbite szkło, które Minerwa z trudem próbowała ominąć. Gasnący żar w kominku, słabo oświetlał nieruchomą postać, zasiadającą w wysokim fotelu w salonie. Minerwa machnęła ponownie różdżką, rozpalając ogień i przyglądając się krytycznie mężczyźnie. Porównanie mistrza eliksirów do inferiusa byłoby niedopowiedzeniem. Severusowi udało się schudnąć kilka kilogramów w zaledwie trzy dni. Tańczący w kominku ogień, odbijał się od pobladłej cery mężczyzny, a ciepłe tony światła gasły na jego twarzy, jakby bały się dotknąć jej zimnej powierzchni. Kilkudniowy zarost pokrył zapadnięte policzki i zaciśniętą szczękę Severusa, dodając mu co najmniej dziesięć lat więcej. Podkrążone, zasinione oczy, spoglądały na przeciwległą ścianę, zyskując wyraz całkowicie pusty...
Martwy.
Minerwa obserwowała zmiany wyglądu przyjaciela z chłodną kalkulacją. Milczenie nie przyniosło reakcji, której oczekiwała, więc skrzyżowała kościste ramiona na piersi i odchrząknęła znacząco.
— Wyglądasz koszmarnie, mój chłopcze. — Severus nawet nie drgnął. Wpatrywał się w ten sam punkt. — Zabarykadowałeś się tutaj na ponad trzy dni. Nie jesz, pijesz jedynie alkohol, a odór unoszący się w tym pomieszczeniu wskazuje, że nie kąpałeś się od sobotniego wieczoru! — powiedziała, wykrzywiając usta w kwaśnym grymasie i oczyściła powietrze zaklęciem. — Twoje milczenie nie pomaga! Co się z tobą stało?
Severus skierował lodowate oczy na nieproszonego gościa i wzruszył niezobowiązująco ramionami. Minerwa zacisnęła usta w wąską linię i przywołała czystą szklankę, wlewając słuszną porcję Ognistej Whisky i przykładając do pomarszczonych ust. Jej działanie przyniosło pożądany efekt, gdy oczy Severusa zaczęły śledzić jej rękę, zaciśniętą na kryształowej szklance. Ukryła uśmiech za szkłem, gratulując sobie iście ślizgońskiego planu, gdy mężczyzna zmrużył czarne oczy i jednym, zwinnym ruchem odebrał jej napój.
— Nie możesz pić. — Ochrypły od nieużywania głos Severusa, wywołał ciarki na plecach Minerwy.
— Teraz zacząłeś się tym martwić? — zapytała z urazą, którą usilnie próbowała ukryć. — Zobowiązałeś się do pilnowania moich codziennych dawek eliksiru oraz prawidłowej diety. Tak więc dziwi mnie twoja nagła troska o mój stan zdrowia. — Wzruszyła ramionami. — Poza tym, co za różnica czy wykończy mnie klątwa, czy kac? Bez ciebie nie mam szans na wyzdrowienie, a sądząc po twoim koszmarnym wyglądzie, niedługo podzielisz mój los, umierając z wycieńczenia i wygłodzenia.
— Trzy dni... — szepnął do siebie, ponownie skupiając wzrok na ścianie. — Trzy dni...
— Tak, Severusie. Trzy dni. Poppy mówiła, że nie pojawiłeś się poza swoimi komnatami od tego czasu. Po kilkudziesięciu próbach bezowocnego kontaktu, włamałam się do twoich komnat. Odpowiesz na moje pytania, czy mam użyć eliksiru prawdy, aby wyciągnąć z ciebie informacje? Co się na Merlina stało?!
Mężczyzna zacisnął powieki, przygryzając wargę. Gdy otworzył oczy, Minerwa zaczerpnęła gwałtowny wdech na widok bólu, który odbijał się w jego ciemnych tęczówkach.
— Uciekła...
— Kto? — Dyrektorka zmarszczyła brwi, przybliżając się do Severusa, aby wyłapać każde słowo z jego ledwo słyszalnej odpowiedzi.
— Hermiona. Uciekła. Zaproponowałem jej odwiedzenie mojego domu rodzinnego. Zgodziła się, a gdy spuściłem ją z oczu na kilka minut, uciekła.
Minerwa rozchyliła usta w szoku.
Hermiona zostawiła Severusa?
Dyrektorka podejrzewała, że Hermiona i Severus najprawdopodobniej się pokłócili, ponieważ jego parszywy nastrój, zazwyczaj był związany z jakimś nieporozumieniem między nim, a Hermioną. Nie spodziewała się jednak takiego obrotu spraw.
— Mój drogi... — zaczęła niepewnie, splatając palce na kolanach. — Stosunki, które utrzymujesz z Hermioną, nie są moją sprawą. Zdajesz sobie sprawę, że staram się nie oceniać i nie ingerować w twoje prywatne życie. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok krzywdy, którą sobie sprawiasz. Nawet jeśli pojawiły się komplikacje w waszym związku, nic nie usprawiedliwia twojego zachowania... Oh, Severusie... Spójrz na siebie!
— Mogła mi powiedzieć prawdę... — wyszeptał do siebie, ignorując tyradę przyjaciółki. — Dlaczego nie powiedziała wprost, że nie chce kontynuować naszej... naszego... — zamilkł, wykrzywiając twarz w bolesnym grymasie.
— Wystarczy! — syknęła McGonagall, zrywając się na równe nogi z niespodziewanym dla jej wieku wigorem. — Doprowadź się do porządku, natychmiast! Ja skontaktuję się z Hermioną i poproszę, aby wyjaśniła swoje zachowanie. — Spojrzała na pomarańczowe płomienie, rozważając nurtującą myśl. — Severusie, nie wiem dlaczego Hermiona odeszła bez słowa, ale zapewniam, że musiało stać się coś poważnego. Opowiadała mi o swoich rodzicach i próbie odwrócenia modyfikacji pamięci. Mniemam, że mogła dokonać przełomu w badaniach i nie zdążyła cię poinformować lub otrzymała niepokojące wieści z Australii. Rodzina jest dla niej ważna, a ty stałeś się częścią jej rodziny w Onca. Nie pozostawiłaby cię samego, gdyby istniało inne rozwiązanie.
Severus objął się ochronnie ramionami, nie odrywając oczu od nieokreślonego punktu w pomieszczeniu. Minerwa westchnęła, ruszając w stronę drzwi, mając nadzieję, że do jej powrotu Severus odzyska motywację, aby o siebie zadbać.
Poppy żaliła się Minerwie, że Severus nie pojawił się na szkolnych korytarzach od soboty. Dyrektorka spędziła ten czas w skrzydle szpitalnym, ponieważ dawki eliksiru wzmacniającego przestały wystarczać na dolegliwości po klątwie. Po wyjściu ze szpitalnego łóżka, w pierwszej kolejności odwiedziła Severusa, aby otrzymać uzasadnienie jego nieobecności. Nie spodziewała się żywego trupa z nałożonymi tarczami ochrony umysłu.
Wchodząc do gabinetu, wezwała dwa skrzaty, nakazując im stały nadzór nad mistrzem eliksirów i przypilnowanie, aby zjadł ciepły posiłek. Usiadła przy biurku, zgarniając zaległą pocztę, której nie miała okazji przeczytać. Zdecydowana większość listów pochodziła od rodziców i członków Rady Nadzorczej Hogwartu. Minerwa przeżyła niemały szok, gdy odczytała imiona adresatów ostatnich kopert. Zlustrowała zawartość listów, poprawiając okulary-połówki trzęsącą się ręką.
— Melwin! — wrzasnęła do pustego gabinetu, oddychając ciężko.
Skrzat pojawił się chwilę późnej. Dyrektorka rozszerzyła oczy, widząc jego obłąkane spojrzenie..
— Pani dyrektor wzywała Melwina! — pisnął, zaciskając palce na wymiętej koszuli.
— Meliwn, powiedz co sie stało! Dlaczego nikt nie skontaktował się z nami wcześniej?!
— Melwin nie może odwiedzać Hogwartu, jeśli panienka Hermiona nie wyrazi zgody lub nie zostanie wywołany przez mieszkańca Onca. Paniczowie i panienki z Onca pisali listy i wysyłali patronusy do pani dyrektor i panicza Severusa.
— Byłam nieprzytomna! Sądząc po stanie Severusa, on również. Kiedy zorientowaliście się, że zniknęła?
— Minister Magii dowiedział się, że panienka Hermiona nie pojawiła się w pracy. Panicz Josu zgłosił nieobecność dopiero wczoraj, ponieważ panienka Hermiona w zeszłym tygodniu również nie zjawiła się w Ministerstwie... — bełkotał skrzat.
— Jakim cudem nie zauważyliście jej nieobecności wcześniej?!
Melwin położył uszy, wyglądając na skruszonego i jednocześnie przerażonego swoją nieuwagą.
— Panienka Ginny rozmawiała z panienką Hermioną przed jej wyjściem z wesela. Panienka Hermiona powiedziała, że wybiera się do domu rodzinnego panicza Severusa. Myśleliśmy, że panienka dobrze się bawi i postanowiła wziąć urlop...
— Na prosty nos Hekate, Melwin! Hermiona prędzej zaśpiewałaby hymn Hogwartu a cappella, niż wzięła urlop bez informowania przełożonych i współpracowników!
Melwin zaczerwienił się i schował twarz w czteropalczastych rączkach.
— Melwin, to zły skrzat... Melwin zawiódł panienkę Hermionę i jej przyjaciół!
Minerwa przeklnęła pod nosem. Nie powinna wyżywać się na biednym stworzeniu, które oddałoby życie, aby zapewnić bezpieczeństwo Hermionie i jej bliskim.
— W porządku. Sprowadź Kingsleya, Harry'ego i Lucjusza. Będę potrzebowała ich pomocy.
Skrzat skinął ledwo zauważalnie głową i aportował się z cichym trzaskiem.
Ignorowanie obecności Minerwy w jego komnatach, przyniosło odwrotny skutek, niż zakładał. Wysłała skrzaty, aby zmusiły go do wypicia eliksiru trzeźwiącego i zjedzenia ciepłego posiłku. Wścibskie stworzenia zaciągnęły Severusa pod zimny prysznic, a po powrocie z łazienki, mistrz eliksirów zorientował się, że zniknął pokaźny zapas alkoholu, który magazynował w barku.
Uparte babsko.
Zasiadł na kanapie w pozycji, którą zwykł przyjmować przez ostatnie trzy dni. Różnica była taka, że użalanie się nad sobą bez alkoholowego otępienia, pogłębiło jego przygnębienie. Severus nie przywykł do lenistwa i bezczynnego wpatrywania się w jeden punkt na ścianie, zwłaszcza z jasnym umysłem.
Praca.
Powinien wziąć się do roboty i zająć się czymś pożytecznym, zapominając tym samym o orzechowych oczach, które patrzyły na niego z czułością, chwilę przed tym, zanim uciekła...
Cholera. Przestań o tym myśleć.
Zerwał się na równe nogi i przeszedł przez salon do gabinetu, aby dostać się do prywatnego laboratorium. Minerwa obiecała, że skontroluje postępy w higienie osobistej Severusa, a on miał zamiar ukryć się w pracowni, aby nikt nie odważył się go oskarżyć o zaniedbywanie obowiązków.
Warzył zapas podstawowych eliksirów o które prosiła Poppy. Niedługo miały odbyć się coroczne egzaminy, co w skutku przełożyło się na nadwerężanie stanu zdrowia u przemęczonych uczniów.
Severus kończył ostatni etap warzenia eliksiru pieprzowego, gdy drzwi do laboratorium otworzyły się, uderzając o ścianę z donośnym hukiem. Spodziewając się rychłej wizyty dyrektorki, Severus nie podniósł wzroku z tafli płynu, bulgoczącego w kociołku i warknął pod nosem z frustracją.
— Zjadłem, wziąłem prysznic i wróciłem do pracy. Czego jeszcze chcesz, wścibska wiedźmo?! — wycedził każde słowo z jadem.
— Chciałbym, aby gospodarz powitał mnie zgodnie z zasadami przyzwoitego wychowania — powiedział męski, znajomy głos, który zjeżył włoski na karku mistrza eliksirów. — A jeśli to zbyt wiele, to byłbym wdzięczny, gdyby gospodarz chociaż upewnił się kto zagościł w jego prywatnym laboratorium.
Ciemne oczy uniosły się znad bulgoczącego eliksiru, spotykając lodowate spojrzenie ów mężczyzny, który odważył się przybyć z niezapowiedzianą wizytą.
— Lucjuszu — burknął Severus, otrzymując w odpowiedzi uśmiech przyjaciela.
— Nie jest z tobą tak źle, skoro mnie poznałeś. Po zażaleniach Minerwy, mogłem stwierdzić, że straciłeś zmysły i stałeś się czymś mniej, niż warzywem.
— Minerwa posiada pewien talent do dramaturgii. Opowiada lepsze bajki, niż Andersen. Jestem pewien, że wszystko ze mną w porządku.
— Kim jest Andersen? — Lucjusz zmarszczył nos. — Cóż, nie odpowiadaj. Przypuszczałem, że wiedźma lubi koloryzować, dlatego przybyłem do twoich kawater, aby osobiście sprawdzić twój rzekomo fatalny stan. — Uśmiechnął się chłodno. — Wiesz co mi powiedziała? Oh, to zabawne! Powiedziała, że przez trzy dni siedziałeś zamknięty w czterech ścianach, upijałeś się do nieprzytomności, pokłóciłeś się z mydłem, a na środku twojego zasyfionego lokum, brakowało jedynie fekaliów. — Uniósł brwi do lini włosów. — Oczywiście jej nie uwierzyłem. Severus, którego znam, oszczędza na szamponie, ale na pewno nie ucieka przed mydłem.
Blade policzki mistrza eliksirów pokryły się purpurowym rumieńcem wstydu. Nie spuszczał oka z przygotowywanego eliksiru, unikając badawczego spojrzenia przyjaciela. Niezrażony ignorowaniem jego osoby, Lucjusz zdjął szatę wierzchnią, która nie nadawała się do noszenia w parnej pracowni eliksirów.
— A więc? — zapytał cicho. — Wyjaśnisz dlaczego zachowujesz się w ten sposób, czy mam zostawić cię w spokoju?
— A zostawisz mnie w spokoju, jeśli odmówię wyjaśnień? — zawtórował pytaniem Severus.
— Oczywiście, przyjacielu. Jesteś dorosły, a ja nie przywykłem do roli terapeuty. Szczerze mówiąc, jesteś mi potrzebny w swojej najlepszej, szpiegowskiej formie. Wrak człowieka, którym stałeś się przez ostatnie dni, będzie dla mnie kulą u nogi.
Lucjusz Malfoy był cholernym przykładem wzorowego Ślizgona. Subtelne manipulacje sprawiły, że Severus z zainteresowaniem podniósł wzrok, spotykając w drodze do lodowatych tęczówek, złośliwy uśmieszek Lucjusza.
— Salazar byłby dumny, panie Malfoy.
— Dziękuję. Starałem się. Takie słowa od głowy domu Ślizgonów... — Lucjusz uśmiechnął się na widok Severusa, który przestał udawać, że zajmuje się czymś ważnym i ściągnął kociołek eliksiru z ognia. — Na moje oko, trzymałeś go zbyt długo. Zastanawiałem się właśnie, czy masz mnie za kretyna. Wiesz, że gdybym nie miał majątku ojca i pragnienia władzy, zapewne zająłbym się eliksirami na poważnie.
— Byłeś znośny w eliksirach. Poza tym, zbyt kochasz swoje włosy, aby narażać je na opary mikstur — powiedział Severus, odzyskując iskrę humoru. — Przyznam ci słuszność... eliksir nadaje się jedynie do śmieci, trzymałem go zbyt długo na ogniu.
— Oh, tak. Masz rację.
— Zdradzisz mi powód wizyty?
— Oczywiście. Chodzi o Hermionę...
Wyraz zawodu pojawił się na twarzy Severusa. Zmrużył oczy na przyjaciela, starając się zachować pozory panowania nad emocjami.
— Dowiedz się więc, że nie wiem nic na temat Granger. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego uciekła z wesela Potterów. Minerwa już próbowała wyciągnąć ode mnie ploteczki! Zapytaj Granger, do cholery! To ona zrobiła ze mnie idiotę!
— Problem w tym, Severusie, że nie mogę dowiedzieć się niczego od Hermiony.
— Ah, tak? — podniósł głos, słabo maskując brak zainteresowania tematem. — Od ciebie również uciekła? — prychnął Snape.
— Nie, a jeśli przestaniesz być kompletnym egoistą i myśleć tylko i wyłącznie o własnych zranionych uczuciach, to może przejrzysz na oczy i dojdziesz do wniosku, że jej zniknięcie jest co najmniej dziwne. Merlinie, Severusie... Pomyślałeś, że mogła stać jej się krzywda?
— Krzywda? — oburzył się Severus, prostując się na pełną wysokość i przyszpilając przyjaciela srogim spojrzeniem. — Co ty pleciesz?! Hermiona wyraziła chęć, aby odwiedzić Spinner's End, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Pewnie wreszcie zdjęła klapki z oczu...
— Ani słowa więcej.
Ton Lucjusza nie znosił sprzeciwu. Severus rozchylił usta na widok zawodu na twarzy mężczyzny.
— Mógłbym podejrzewać cię o wszystko, ale nigdy nie zarzuciłbym ci ciasnoty umysłu, mój drogi. Zanim powiesz coś, czego później będziesz żałować... Przyszedłem poinformować, że Hermiona nie zjawiła się ani w domu, ani w pracy od sobotniego wieczoru. Prowadzimy poszukiwania od wczoraj, gdy Josu zgłosił jej nieobecność w pracy, drugi dzień z rzędu.
Severus nigdy wcześniej nie doświadczył uczucia, które wytworzyło się w jego umyśle, rozchodząc się po całym ciele i osadzając w klatce piersiowej. Poczuł fizyczny ból, utrudniający złapanie tchu.
Lucjusz spojrzał na mężczyznę z niepokojem, a jego lodowate tęczówki złagodniały, gdy podszedł do zgarbionej postaci i chwycił ramię, okryte materiałem czarnego surduta.
— Wysyłaliśmy listy, Severusie. Nie chcieliśmy wam przeszkadzać. Mieliście świetnie się bawić w twoim domu. Gdy nie otrzymałem odpowiedzi na patronusa, odwiedziłem Spinner's End... — Westchnął. — Postanowiliśmy zjawić się w Hogwarcie. Na szczęście Minerwa wysłała po nas Melwina.
— Trzy dni... — szepnął Severus, zaciskając palce na włosach. — Oh, kurwa... to moja wina. Myślałem, że...
— Hermiona nigdy nie zostawiłaby cię na lodzie. Choć zgodzę się, że jesteś kompletnym idiotą... Obwinianie się nie ma żadnego sensu.
— Francuz... — Severus rozszerzył oczy, patrząc na Lucjusza zdezorientowanym wzrokiem.
— Co Francuz? Josu? Co on ma z tym wspólnego?
— Wiedział, że Hermiona uciekła, sam mi to zasugerował! Posłuchałem, bo...
— Bo jesteś niedowartościowanym dupkiem.
Severus nie zaprzeczył, zaciskając usta.
— Skoro wiedział, że uciekła... Myślisz, że dlaczego zgłosił jej zaginięcie dopiero wczoraj?
Lucjusz westchnął i wzruszył ramionami.
— Josu powiedział, że się pokłóciliście. Wspomniał, że jej szukałeś, a później zniknąłeś i pomyślał, że doszliście do porozumienia.
— Bzdrura — syknął Severus. — On jest podejrzany, Lucjuszu! Od początku mówiłem, że nie wolno mu ufać!
— Dość. Nie pora na szczenięcą rywalizację o kość. Musimy odnaleźć Hermionę.
Patrzyli na siebie w milczeniu, osiągając pełne porozumienie.
Stracili zbyt wiele czasu.
Dźwięk kąpiącej wody, wybudził młodą kobietę z półsnu. Niewielki pokój skąpał się w pomarańczowym świetle zachodzącego słońca. W ciasnej przestrzeni pomieszczenia, można było dostrzec jedynie pojedyncze łóżko z cienkim materacem i nieskazitelną biel pustych ścian. Na jednej z nich znajdowały się wąskie drzwi, prowadzące do małej toalety z prysznicem. Hermiona zacisnęła powieki, chcąc wybudzić się z tego surrealistycznego koszmaru.
Odzyskała przytomność dzień wcześniej, czując pulsujący ból głowy i suchość w gardle. Nie poznała miejsca w którym się znalazła, ale miała bardzo złe przeczucia. Ostatnim, co zapamiętała było wyjście z toalety w domu Harry'ego i Ginny. Gdy ocknęła się w pustym pokoju, przypominającym szpitalne pomieszczenie, miała skrytą nadzieję, że to jakiś nieśmieszny żart któregoś z członków Onca. Z każdą następną godziną, jej nadzieja zaczynała wygasać, równorzędnie ze wzrostem niepokoju.
Dopiero po kilku godzinach poszukiwań jakiejkolwiek wskazówki lub opcji ucieczki, na środku pokoju aportował się wychudzony skrzat domowy. Postawił dzbanek wody oraz miskę z ciepłą zupą i pieczywem na ziemi. Hermiona próbowała wyciągnąć informacje od zmizerniałej istoty, jednak skrzat spojrzał na nią szklistymi oczami i wskazał palcem na otwarte usta.
Nie ma języka.
Nie może mówić.
Ktokolwiek uwięził ją w tym pokoju, traktował magiczne stworzenia, jak nic niewarte śmiecie, ponieważ nie mogła uwierzyć, że okaleczenie skrzata było skutkiem nieszczęśliwego wypadku.
Pozostawiła wodę i jedzenie na ziemi. Nauczyła się w swojej pracy niewymowniej, że przyjmowanie pożywienia i wody, spowoduje nadmierne przeciąganie przesłuchania. Osoba, która uwięziła ją w tym miejscu, najprawdopodobniej będzie chciała wyciągnąć od niej tajne informacje z archiwum Departamentu Tajemnic. Strajk głodowy przyniesie zamierzony skutek, ponieważ żaden logicznie myślący porywacz nie pozwoli, aby obiekt jego dążenia do celu, zasłabł z wycieńczenia, będąc niezdolnym do przesłuchań.
Młoda kobieta charakteryzowała się analitycznym umysłem, który w krótkim czasie przyswajał zdobytą wiedzę i filtrował niezbędne niuanse. Zwłaszcza w przypadku zagrożenia życia, szufladki w umyśle Hermiony Granger, otwierały się i prowadziły rzeczową selekcję zdobytych informacji. Stało się jasne dla Hermiony, że występki porywacza rozpoczęły się wcześniej. Zapewne był odpowiedzialny za część ataków, które przypisała Molly lub otrucie... Rozszerzyła oczy, myśląc gorączkowo o trucicielu z Onca.
Czy to możliwe, że...
Oh, tak... cholernie możliwe!
Trybiki obracały się w głowie, formując obraz potencjalnego sprawcy zamieszania.
Nie, nie... zbyt oczywiście.
A może? No tak, to miałoby po części sens, ale kobieta?
Nie, brak dowodów.
Wstrząs przeszedł przez jej kręgosłup, powodując wyprostowanie pleców.
Nie...
Kanaliki łzowe mimowolnie wypuściły kilka kropel łez zawodu, które powoli spłynęły po jej pobladłych policzkach.
Nie, proszę...
Nie!
Oczekiwany wcześniej dźwięk, wskazujący na ludzką obecność, nadszedł zbyt wcześnie. Uświadomienie sobie możliwej tożsamości porywacza, uderzyło Hermionę, jak grom z jasnego nieba i błagała w myślach, aby choć tym razem się myliła. Błagała, aby choć tym razem jej intuicja zawiodła.
Pusta ściana zafalowała, a na jej powierzchni wytworzyło się niewielkie zgrubienie, by po chwili uformować metalowe drzwi. Hermiona zacisnęła powieki, nie chcąc spojrzeć na przybysza. Nadzieja rozwiała się wraz z cichymi krokami, których dźwięk rozbrzmiał w uszach Hermiony, jak krzyk młodej mandragory.
Otworzyła oczy, podnosząc obłąkany wzrok, by znaleźć parę znajomych oczu. Tym razem nie spoglądały na Hermionę z czułą życzliwością do której przywykła przez te wszystkie lata. Patrzyły na nią ogniki triumfalnej satysfakcji.
— Ty... — wyszeptała słabo, mając nadzieję, że koszmar wkrótce dobiegnie końca, a ona obudzi się otulona ramionami Severusa w domu na Spinner's End.
