ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY
DEMONY PRZESZŁOŚCI
— Ty...
Głos Hermiony brzmiał obco w jej uszach. Gapiła się na stoickiego mężczyznę w szoku.
Przybysz skrzyżował umięśnione ramiona, a jego usta ułożyły się w ciasnym uśmiechu.
— Witaj, moja droga. Widzę, że zaklimatyzowałaś się w nowym gniazdku.
Paniczne wciągniecie powietrza do płuc było jedynym, na co Hermiona mogła się zdobyć w tej chwili.
— Jeśli to jakiś głupi żart, Josu...
— Nie przywykłem do uprowadzania czarownic dla żartu — przerwał młodej kobiecie, rozciągając usta w rozbawionym uśmieszku. — Choć przyznam, że byłaś łatwym celem. Poczucie bezpieczeństwa w zaufanym gronie przyjaciół bywa zgubne, prawda?
Milczała, przyglądając się mężczyźnie z ciężkim sercem. Wspomnienia zalały jej umysł, przywołując obraz uprzejmego czarodzieja, którym był na początku ich znajomości. Przypomniała sobie moment, w którym mogła nazwać ich relację przyjaźnią, tym samym powierzyć Francuzowi najskrytsze sekrety i plany na przyszłość.
Nie odnalazła życzliwości w jego spojrzeniu, gdy ostentacyjnie przechadzał się po kilku metrach pomieszczenia, które zostały oddzielone magiczną barierą od miejsca w którym siedziała.
— Czego ode mnie chcesz? — Być może, to zmęczenie sprawiło, że jej głos wydawał się zrezygnowany. A może tyle razy zawiodła się na bliskich, że nic już nie mogło jej w życiu zdziwić.
Josu zatrzymał się, jak na zawołanie i odwrócił się na pięcie, aby na nią spojrzeć. W jego brązowych oczach pojawiła się łakoma iskra, która przeraziła Hermionę najbardziej.
— Ciebie.
Rozszerzyła oczy w zdumieniu.
Mnie?
— Co masz na myśli, Josu? — wychrypiała przez gardło, zaciśnięte z zawodu. — Byłam...
— Wspólniczką? Przyjaciółką? — Pokręcił głową cmokając pod nosem. — Hermiono... Twoje przyjazne stosunki są doprawdy wzruszające, ale oczekuję czegoś więcej.
— Czego konkretnie oczekujesz?
— Jesteś zbyt łatwowierna, ale diabelnie bystra. Podejrzewam, że potrafisz wyciągnąć wnioski — mruknął porozumiewawczo.
Przymknęła oczy, oddychając głęboko.
— Nigdy nie otrzymałam od ciebie wystarczająco jasnych sygnałów, Josu... Ja... — Kopnęła się mentalnie za słabe brzmienie swojego głosu. — Cholera, naprawdę?! — warknęła wstając i odzyskując wolę walki. To absurd! — Czy nie przyszło ci do głowy, aby po prostu zaprosić mnie na randkę?! Jesteś szalony?! Porywasz mnie z przyjęcia, bo ci się spodobałam? Oh, Merlinie...
— Nie interesuje mnie uganianie się za spódnicą, Hermiono. Przez cztery lata naszej znajomości byłem ideałem mężczyzny, którego powinna zapragnąć każda kobieta. Poświęciłem zbyt wiele czasu i energii, aby spełnić twoje widzimisię. Miałaś szansę, aby się we mnie zakochać. Nie zrobiłaś tego. Mniemam, że nigdy do tego nie dojdzie. Cóż, pewien czarodziej stanął mi na przeszkodzie, więc nie mogłem już dłużej czekać.
— Słyszysz, co mówisz?! — zapytała, krztusząc się. — Byliśmy przyjaciółmi! Mogłeś mi powiedzieć wszystko! Znam cię na wylot!
Oczy mężczyzny rozbłysły intrygą, a usta rozciągnęły się w obrzydliwym uśmiechu satysfakcji.
— Moja śliczna... — zacmokał, kręcąc głową w zaprzeczeniu. — Nic o mnie nie wiesz... Ale ja znam ciebie, Hermiono. Od dawna.
— Przestań krążyć i usiądź! To nie pomaga w koncentracji!
Zacisnął zęby z frustracji na komentarz Lucjusza.
Od dwóch godzin próbowali rozwikłać zagadkę zniknięcia Hermiony i byli dalej od celu niż na początku dyskusji.
— To ty mi nie pomagasz! — warknął Severus, krążąc szybciej po grubym dywanie, zakreślając pierścienie na jego włóknach. — Jestem cholernie wykończony twoim towarzystwem i bezsensownym pierdoleniem, Lucjuszu! Przyprowadź kogoś kompetentnego, albo zajmę się wszystkim sam!
Jak na zawołanie, drzwi do komnat Severusa otworzyły się ze skrzypnięciem i w polu widzenia czarodziejów pojawiło się trzech przybyszów. Severus pożałował swojej prośby, nie mając jej wcale na myśli.
— Wiedziałeś, że się zjawię! Po co zabezpieczyłeś drzwi?! — wrzasnęła rozeźlona Minerwa McGonagall, wprowadzając do środka Kingsleya i Pottera.
— Właśnie dlatego — burknął pod nosem Severus.
— Udam, że tego nie słyszałam, mój chłopcze.
Skrzywił się, słysząc pieszczotliwe określenie, którym posługiwała się Minerwa, aby złagodzić jego wybuchowy temperament.
Kingsley wyglądał na zdezorientowanego, drapiąc się po łysej głowie i spoglądając na wszystkich wokół szklistymi oczyma.
Potter miał posępniejszy wyraz twarzy, patrząc na swoje buty, jakby były źródłem wszystkich problemów.
— Dobrze, że jesteście. Nie wytrzymam z nim nawet minuty dłużej w samotności! — warknął Lucjusz, zakładając szatę podróżną, obitą lisim futrem. — Zrobiłem swoje. Uspokoiłem Severusa na pięć minut. Zajmijcie się nim, a ja odwiedzę szemrane towarzystwo z mojej wątpliwie moralnej przeszłości. Znając ich sposoby, będą pomocni przy poszukiwaniach. — Lucjusz chwycił zamaszyście laskę i minął zamrożonych w miejscu czarodziejów, zatrzaskując za sobą drzwi z donośnym hukiem.
— Co mu się stało? — zapytała Minerwa, przyglądając się w szoku miejscu, w którym zniknął Lucjusz. Spojrzała na Severusa podejrzliwie. — Co mu zrobiłeś?
— To Malfoy. — Mistrz eliksirów wzruszył ramionami w lekceważący sposób. — Obraził się bez powodu. Ma wrażliwe ego. — Zlustrował milczących gości i zapytał napiętym tonem, którego nie udało mu się zamaskować: — Czego się dowiedzieliście?
Potter i Kingsley wymienili zaniepokojone spojrzenia.
— Nie widziano jej od soboty. Rozpłynęła się w powietrzu chwilę po wejściu do domu w Dolinie Godryka. Minęła Ginny w ogrodzie i poinformowała, że spędzicie resztę weekendu w Spinner's End — powiedział Potter.
— Josu poinformował nas o nieobecności... — zaczął Kingsley.
— Wiem, do cholery! Słyszałem to kilkanaście razy! Skupcie się na szczegółach i nie marnujcie mojego czasu! To jasne, że została uprowadzona! Co ze skrzatami? Nie mogą wykryć jej magii? Może...
— Mogą... mogą ją wyśledzić na terenie Onca oraz w niezabezpieczonych pomieszczeniach. Miejsce, w którym znajduje się obecnie Hermiona, musi być nienanoszalne lub zabezpieczone silniejszymi zaklęciami, których pochodzenia i autora nie jesteśmy w stanie zidentyfikować — wtrącił Kingsley.
— Wygląda na dzieło niewymownego, a raczej szefa Departamentu... — powiedział Severus, ale Minerwa przerwała jego potok słów.
— Oh, przestań Severusie! To niepoważne! Nie obwiniaj tego chłopca z zazdrości!
— Nie jestem zazdrosny — wypuścił każde ze słów, jak jadowite kły, wbijające się w miękką tkankę. — Jestem zbulwersowany waszą ślepotą i łatwowiernością. Ten francuski typ śmierdzi fałszerstwem na kilometr!
Po napiętych słowach Severusa nastała głucha cisza, przerywana jedynie stukotem butów Kingsleya, który niespokojnie przestępował z nogi na nogę.
— Powinniśmy sprawdzić Josu — powiedział niespodziewanie Potter, patrząc wprost w oczy Snape'a. — Ufam osądowi Se-Sev-Severusa...
Wspomniany czarodziej nigdy by nie przypuszczał, że aprobata Harry'ego Pottera będzie dla niego znaczyć więcej, niż spalony kociołek Neville'a Longbottoma.
— Jakieś obiekcje? — zapytał Severus, mierząc zaciekłym spojrzeniem pozostałych członków narady.
Pokręcili głowami, spuszczając oczy na podłogę i zagłębiając się we własnych myślach.
Analizowali plan działania przez dobrą godzinę, wyszczególniając możliwe scenariusze i ewentualne motywy sprawcy zamieszania.
Dla Severusa, wina Francuza była jasna, a niedowierzanie, które mógł dostrzec w oczach Minerwy i Kingsleya zaczęło go irytować.
Potter przyjął argumenty ze spokojem i zachował ocenę dla siebie. Dopiero, gdy Severus wspomniał o diametralnej zmianie zachowania Josu podczas przedostatniego weekendu oraz jego podejrzanych komentarzach i niemych groźbach w stronę mistrza eliksirów, oczy Harry'ego rozbłysły iskierką zrozumienia.
— Miałem przeczucie... widziałem, jak na nią patrzy. Ginny, oh... Ginny wspomniała, że nigdy nie spotkała kogoś tak perfekcyjnego w każdym calu. Zaczynając od zachowania i manier, a na wyglądzie kończąc. Mówiła, że w końcu wyjdzie szydło z worka i poznamy jego drugą stronę... — wyszeptał Harry, błądząc niewidzącym wzrokiem po podłodze.
— Od kogoś trzeba zacząć. Idźmy więc do Ministerstwa. Jest niewinny, dopóki nie udowodnimy mu winy — zaproponowała Minerwa.
— Wyszedł z pracy kilka godzin temu, mijałem go w Atrium... — przerwał Kingsley, biorąc niespokojny haust powietrza i podnosząc ciemne oczy, aby spojrzeć na wszystkich uczestników rozmowy. — Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wychodził wcześniej...
— Parszywy świr — skwitował Severus, odnajdując spojrzenie Pottera, które zapłonęło żywym ogniem.
Głośny trzask aportacji rozbrzmiał przy kominku, wywołując wzdrygnięcie Kingsleya, zduszony wrzask Minerwy, upadek okularów Pottera, które przecierał skrawkiem szaty i uniesienie gęstych brwi Severusa.
W komnatach mistrza eliksirów pojawiło się trzech niespodziewanych gości. Lucjusz, którego policzki pokryły się ceglastoczerwonym rumieńcem ze złości lub wstydu, próbował wyrwać się z żelaznego uścisku ręki Aclli, która trzymała go za kark. Szamanka wrzeszczała w nieznanym nikomu języku i machała zamaszyście drugą ręką. Trzecią postacią była Bajka, usiłująca załagodzić konflikt. Severus miał wrażenie, że tylko pogorszyła sprawę, gdy pociągnęła czarodzieja i czarownicę za uszy, aby zrównać ich twarze z jej długim nosem.
— Panicz Lucjusz i panienka Aclla się uspokoją, albo Bajka zamknąć ich usta magią skrzatów! Bajka ma już dość tych kłótni!
Przywołani do porządku czarodzieje rozejrzeli się po nowym otoczeniu, zauważając, że mają większą widownię i odskoczyli od siebie, jak oparzeni.
— To jej wina — wysyczał Lucjusz. — Miesza się w sprawy o których nie ma pojęcia.
— Aclla nie wie?! Aclla być wiedząca bardziej od Lycusza! Aclla mówić to od początku! Hermiona być zagrożeniem!
— Zagrożona — poprawił lekceważąco Lucjusz.
— Zagrożona być twój tyłek, jak wrócimy do domu! — warknęła Peruwianka, wyszczerzając białe zęby.
— Obiecujesz? — Lucjusz uniósł kącik ust w figlarnym uśmieszku, schodząc z tonu.
— Biały AMU! — krzyknęła obelgę w stronę czarodzieja i zamachnęła się pięścią w powietrzu, mijając nos Lucjusza o cal.
— Co tu się na Merlina dzieje?! — ocknęła się Minerwa i rozszerzyła oczy ze zdumienia. — Postradaliście zmysły?!
— Lycusz być uparty! Aclla mówić, że wiedzieć rzeczy! Aclla znaleźć Hermi!
— Musiałem odpuścić spotkanie z demonami przeszłości, ponieważ mojej szanownej pani... — Lucjusz ukłonił się szamance, wskazując na nią otwartą dłonią, jak najprawdziwszy królewicz, zapraszający damę do tańca. — ... ubzdurało się, że wie w jaki sposób sprowadzić Hermionę do domu. Byłem skłonny wyprowadzić ją z tego błędu. Skoro dwóm szpiegom, Ministrowi Magii, dyrektorce Hogwartu oraz zbawicielowi nie udało się namierzyć Hermiony, to istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że zdziczałej wiedźmie się to uda.
Aclla warknęła zwierzęco, sztyletując arystokratę wzrokiem i obróciła się do niego plecami, zwracając się bezpośrednio do reszty czarodziejów.
— Aclla wie jak szukać Hermi. Hermi mieć głaz! Hermi go nie ściągać!
Wszyscy spojrzeli po sobie bez zrozumienia, marszcząc brwi w zmieszaniu.
— Musisz doprecyzować, kobieto — powiedział zniecierpliwiony Severus, gdy milczenie innych przeciągało się w nieskończoność.
Aclla uniosła kącik ust w chytrym uśmiechu. W jakiś dziwny sposób przypominała Severusowi jego zaginioną wiedźmę. Być może oszalał z tęsknoty i niepokoju o życie Hermiony, a może miała na to wpływ ta wszechwiedzącą iskra w spojrzeniu szamanki.
Aclla przewróciła oczyma, nie otrzymując oczekiwanej reakcji od reszty towarzystwa i sięgnęła pod górę od skórzanego kompletu, który miała na sobie.
Severus wstrzymał oddech, podobnie jak pozostali obserwatorzy, gdy Aclla wyciągnęła długi sznurek, wiszący na jej szyi.
Różnokolorowa powierzchnia rozbłysła w świetle pochodni, wydobywając westchnienie z ust wszystkich wtajemniczonych, którzy mieli bliźniacze przedmioty zawieszone na swoich szyjach.
— Talizman z kamieniem księżycowym — wyszeptał Severus, czując jak płomyk nadziei rozpala się gdzieś w głębokich zakamarkach jego serca.
— Znasz mnie od... dawna? — wyszeptała Hermiona, blednąc gwałtownie. — Co masz na myśli? Znamy się od zaledwie czterech lat.
— To zabawne, czyż nie? Najmądrzejsza czarownica w swoim wieku żyła w nieświadomości, gdy ja mogłem poszczycić się wiedzą o czymś, czego ona się nawet nie domyśla. Moje zwycięstwo było jeszcze słodsze, gdy zobaczyłem twój zawiedziony wyraz twarzy! Merlinie, Hermiono... jesteś taka naiwna.
— Przestań — wyszeptała. — Proszę, nie rób tego.
— Hmm... — Josu zamyślił sie teatralnie, stukając palcem w brodę. — Podoba mi się, gdy błagasz. Taka zamiana ról musi być dla ciebie kłopotliwa, co? Skłonność do dominacji nie ułatwia próby osiągnięcia kompromisu. Nie zajmuj tym swojej mądrej główki, twoje błagania zdadzą się na nic. Jesteś teraz pod moją kontrolą.
— Więc taki masz plan? — zapytała, przyjmując nową strategię. — Więzić mnie tutaj wbrew woli i czekać, aż się w tobie zakocham? Skoro mnie tak dobrze znasz, powinieneś wiedzieć, że twoje obrzydliwe działania zniechęcą mnie jeszcze bardziej.
— Zakochać? — zapytał z niedowierzaniem, po czym roześmiał się pełną piersią. Dźwięk miał w sobie coś demonicznego i wywołał ciarki na plecach Hermiony, rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. — Zawsze byłaś ognistą lwicą, mała dziewczynko. Tyle w tobie pasji i surowych emocji! — Zachichotał. — Bądź poważna! Nie zależy mi na twojej miłości.
— Wcześniej mówiłeś, że...
— Tak, próbowałem cię rozkochać dla zabawy. Jesteś kotem. Powinnaś zrozumieć podniecającą zabawę ofiarą, zanim rozszarpiesz jej gardło. Miałem nadzieję, że będzie dla ciebie większym ciosem, gdy twój ukochany okaże się draniem. Ależ to byłby cios... — Uniósł kąciki ust, ale uśmiech nie dotarł do jego chłodnych oczu. — Gdy pojawił się Snape, moje plany legły w gruzach — wysyczał, spoglądając na sztywną sylwetkę Hermiony łakomym wzrokiem. — Byłoby wysoce niestosowne, gdyby moja własność zmarnowała się w rękach zdrajcy.
Zdrajcy...
Zdrajcy.
Hermiona cofnęła się o kilka kroków, a nogi ugięły się mimowolnie, gdy uda dotknęły cienkiego materaca. Wpatrywała się w Josu wielkimi oczyma.
— Nie wiesz ile czekałem, aż poznasz moją prawdziwą twarz, moja śliczna. — Zamknął oczy rozkoszując się milczeniem zszokowanej kobiety. — Marzyłem o chwili w której będę mógł cię znów dotknąć we własnym ciele...
— Znów? — zapytała szeptem, czując wilgoć pod zaciśniętymi powiekami.
— I wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? — zlekceważył jej pytanie. Odczekał moment, a gdy odpowiedź nie nadeszła, sam odpowiedział na zadane pytanie. — Nikt cię nie znajdzie, nikt nie usłyszy. Zabezpieczyłem dom najsilniejszymi zaklęciami nad którymi pracowaliśmy od lat. Możesz się wydostać jedynie z różdżką. Magia bezróżdżkowa tutaj nie zadziała, więc twoja forma animaga pozostanie w klatce.
Hermiona nie odrywała oczu od zadowolonego ze swoich dokonań mężczyzny.
Twarze dziesiątek czarodziejów i czarownic przebiegały przez jej myśli. Josu musiał używać zaawansowanej transmutacji lub eliksiru wielosokowiego, ponieważ Hermiona była pewna, że nie widziała go przed rozpoczęciem pracy w Ministerstwie.
Czarodziej... lub czarownica...
— Znasz mnie od lat? Czy ja cię znam? Czy wiem kim jesteś? — zapytała, korzystając ze zwycięskiego nastroju mężczyzny.
— Zostawię ci tę zagadkę do rozwiązania. Mogę się założyć, że tęskniłaś za wyzwaniem. Od wojny minęło tyle czasu...
— Kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy? — Zerwała się na równe nogi, gdy Josu odwrócił się w stronę wąskich drzwi. Podbiegła do bariery iskrzącej od zaklęć ochronnych, napierając na nią rękoma. Bariera rozbłysła niebieskawym światłem, parząc palce Hermiony. Odskoczyła gwałtownie i potarła zranioną skórę. — Daj mi wskazówkę!!!
Josu zatrzymał się spoglądając przez ramię z uśmieszkiem.
— Byłoby sprawiedliwe, gdybyś poświęciła więcej czasu na rozwikłanie zagadki... Ja straciłem go tak wiele... Ale dobrze. Zrobiłaś ze mnie nieudacznika. Dwukrotnie. To powinno wystarczyć.
Drzwi zatrzasnęły się cicho za jego oddalającą się sylwetką. Hermiona usiadła na skraju łóżka, podwijając kolana pod brodę i obejmując nogi ramionami.
Jedyną osobą z przeszłości Hermiony, której ego mogla nadwyrężyć, był Ron. Jednocześnie nie podejrzewała starego przyjaciela o porwanie. Bywał gnojkiem, ale nie był złym człowiekiem. Poza tym, zarówno Josu, jak i Ron byli obecni na weselu Potterów.
Zacisnęła włosy w pieśniach, aż zaczerwieniła skórę głowy.
Myśl!
Obawiała się, że prawdziwa tożsamość Josu nie ma znaczenia. Kimkolwiek był, chciał ją skrzywić, a Hermiona miała marne szansę na ucieczkę.
Bez magii...
Bez planu...
Bez pomocy z zewnątrz.
Przez jej niespokojne myśli przebiegły twarze przyjaciół, którzy zapewne odchodzili od zmysłów. Trzy dni, to wystarczająco dużo czasu, aby zaniepokoić mieszkańców Onca i pracowników Ministerstwa.
Severus...
Oh, Merlinie... Co musiał pomyśleć, gdy wystawiłam go na przyjęciu?!
Hermiona poznała czarodzieja na tyle, że mogła z pełną świadomością stwierdzić, że na pewno poczuł się odrzucony i nie rozważył innych okoliczności jej zniknięcia.
Cóż... może chociaż Melwin połączy kropki.
A nawet jeśli?
I tak mnie nie znajdą.
Zaawansowane metody ochrony budynków były specjalnością Josu i Hermiony. Pracowali nad ulepszeniem zaklęcia Fideliusa, aby do kryjówki mogły dostać się jedynie osoby, które miały intencje, odpowiadające osobie, która zabezpieczyła obiekt.
Jeśli Josu zażyczył sobie, aby w budynku pojawiła się osoba, która miała na celu zabić Hermionę, to tylko taki czarodziej byłby w stanie się tutaj dostać.
Poddała się więc i postanowiła nie głowic się nad rozwiązaniem zagadki jego prawdziwej twarzy. Nie da mu tej satysfakcji.
Hermiona poczuła ciepło emanujące gdzieś klatki piersiowej i zmarszczyła cienkie brwi w zmieszaniu. Rozsunęła poły szaty, którą Josu zostawił na przebranie, zanim się obudziła i sięgnęła pod materiał, aby odszukać źródło ciepła.
Rozszerzyła oczy na widok różnobarwnego kamienia, zwisającego ze sznurka ozdobionego piórami.
Talizman.
Ochrona.
Dom.
Rodzina.
Jej oczy zwilgotniały, gdy chwyciła kamień w pięść i położyła się na cienkim materacu, zaciskając powieki.
Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że zostanie ocalona z rąk psychopaty, którego kiedyś uważała za przyjaciela. I dziwnym sposobem nie czuła już strachu.
Ciepło promieniujące z niewielkiego kamienia, przyniosło pocieszenie i zapewnienie, że nie została zupełnie sama.
Jedynym, co czuła obecnie Hermiona był smutek, że najprawdopodobniej już nigdy nie doświadczy docinek Lucjusza. Nie będzie już świadkiem wspaniałej magii Aclli. Nie usłyszy pierwszych słów Jamesa, gdy Harry i Ginny powitają go na świecie.
I już nigdy nie zobaczę uśmiechu Severusa.
Najbardziej żałowała, że nie zdążyła wyznać mężczyźnie, co naprawdę do niego czuła.
Cichy dźwięk rozbrzmiał gdzieś w białym pokoju.
Hermiona otworzyła oczy z rezygnacją, odnajdując przestraszonego skrzata. Marszczył poszarpaną szmatę w którą był ubrany i kręcił głową w zaprzeczeniu, jakby kłócił się sam ze sobą.
Hermiona odchrząknęła, aby zwrócić jego uwagę, co przyniosło swój skutek, gdy wielkie oczy skrzata odnalazły jej twarz i rozszerzyły się z jeszcze większą paniką.
— Kazał ci tu przyjść? — zapytała łagodnie, nie chcąc przestraszyć magicznej istoty.
Niemy skrzat pokiwał głową przecząco i wskazał na swoją pierś długim palcem.
— Chciałeś przyjść tutaj sam z siebie?
Skinął głową i uderzył się z pieści w twarz w ramach kary.
— Oh! Nie! Nie rób tego, proszę! — krzyknęła, podbiegając do skulonej sylwetki i chwytając jego wychudłe ręce w stanowczym uścisku. — Chcesz mi coś przekazać?
Pokiwał głową gwałtownie, a jego oczy nabiegły niewylanymi łzami. Wskazał na nią, by po chwili rozglądać się po małym pokoiku, jakby szukał rozwiązania, aby przekazać jej wiadomość.
Usłyszeli niespodziewany dźwięk kroków, niosący się zza niewielkich drzwi. Skrzat wydał zdławiony dźwięk i zaczął zamaszyście poruszać rękoma.
— Nie rozumiem, nic nie rozumiem... — powiedziała z rezygnacją, gdy małe stworzenie na wszelkie sposoby starało się przekazać swoje myśli bez używania słów. — Idź już. Będziesz miał kłopoty, jeśli cię znajdzie — szepnęła zaniepokojona Hermiona, gdy stukot butów Josu przybrał na mocy.
Skrzat chwycił jej przedramię, podwijając szatę i wskazując na poszarpane litery, ułożone w obraźliwe słowo.
Szlama.
Skrzat zacisnął paznokcie na jej skórze i wskazał na jej klatkę piersiową, gdzie zwisał kamień księżycowy na cienkim sznurku.
Odetchnął głęboko i aportował się z trzaskiem, upuszczając ówcześnie bezwładne ramię Hermiony.
Stała tam w bezruchu, nie pojmując przekazu jej nowego sprzymierzeńca. Obróciła się tyłem, gdy drzwi skrzypnęły.
Za jej plecami zamajaczyła obecność drugiej osoby.
Nieznajomej osoby. Już go nie znam. To nie jest mój Josu. — stwierdziła w myślach Hermiona, przyglądając się gorączkowo poszarpanej bliźnie na przedramieniu.
Co chciał przekazać skrzat?
Bellatriks?
Hermiona była świadkiem śmierci tej paskudnej wiedźmy i upewniła się, że jej prochy zostały unicestwione.
Oczywiście istniała możliwość, że szalona psychofanka Voldemorta poszła w jego ślady i stworzyła własnego horkruksa. Ktoś taki, jak kuzynka Syriusza mógłby posunąć się do rozerwania duszy na cząstki, a Hermiona została poinformowana, że Voldemort samodzielnie szkolił Bellatriks Lestrange.
Cóż... to by wyjaśniało sprawę.
W końcu Hermionie udało się okłamać śmierciożerczynie, a później ukraść jej tożsamość, aby wkraść się do Gringotta.
A Josu powiedział, że zrobiłam z niego nieudacznika... dwukrotnie, czyż nie?
Zagłębiając się w myślach nie wyczuła, że dystans między nią, a przybyszem znacznie się skrócił, dopóki nie poczuła oddechu na swojej odkrytej szyi.
Silne ramię otoczyło jej ciało i została przyciśnięta do twardego torsu. Mężczyzna poprowadził jedną rękę wzdłuż jej biodra, aż po gardło i chwycił ją za włosy, odciągając głowę do tyłu.
Zaczerpnęła głęboki wdech, a panika sparaliżowała jej wszystkie mięśnie.
— Mała podpowiedź, słonko. Byłaś nieskrupulatna w swojej pracy domowej, więc przybyłem z odsieczą — szepnął wprost do jej ucha. — Czy mógłbym się dowiedzieć, dlaczego nie walczysz? Może podoba ci się nowe lokum i postanowiłaś się poddać.
— Zapomniałeś, że wykonałam większość pracy, gdy tworzyliśmy zaklęcia ochronne? Stąd nie ma ucieczki.
— Muszę się z tobą zgodzić — powiedział rozbawionym głosem, rozmasowując skórę jej głowy palcami. — Zapewniam, że gdy otrzymam wystarczającą zapłatę, będę skłonny do negocjacji.
— Nic ode mnie nie dostaniesz — wysyczała.
Roześmiał się prawie szczerze, by po chwili zacieśnić uścisk na jej głowie i odchylić ją mocniej.
— Co ci to przypomina, Hermiono? — Szarpnął jej ciałem, jak szmacianą lalką. — Oh, daj spokój, moja słodka. To zbyt proste dla twojego genialnego mózgu.
Jego głos zmienił się przy ostatnim słowie, a Hermiona była w stanie dosłyszeć charakterystyczny akcent, który zjeżył wszystkie włoski na jej ciele.
Niemożliwe...
Josu zauważył jej bezdech i rozciągnął usta w złowieszczym uśmieszku, który Hermiona mogła poczuć na swojej szyi.
— Ah... więc już wiesz? To cholernie podniecające, mała lwico. Uwielbiam twój umysł i szybką kalkulację.
— Puść mnie — wyszeptała słabo, widząc mroczki przed oczyma. — Puść mnie...
— Nie.
Dla potwierdzenia przyciągnął jej ciało mocniej, dociskając dowód swojego podniecenia do jej pośladków. Zupełnie, jak wtedy, gdy spotkała go po raz pierwszy.
— Nie wiem czego ode mnie chcesz... nic ci nie zrobiłam...
— Wręcz przeciwnie, Hermiono. Zrobiłaś ze mnie głupca, aż dwa razy. Powinnaś liczyć się z tym, że można łatwo się sparzyć, gdy bawisz się ogniem.
Przed jej oczyma majaczyła twarz wystraszonego skrzata, który gorączkowo wskazywał na jej obrzydliwą bliznę i klatkę piersiową.
Przypomniała sobie głos mężczyzny, który kilka lat wcześniej obejmował jej młode, niedojrzałe ciało, szepcząc niestosowne komentarze odnośnie tego, co by z nim zrobił.
— Śniłem o chwili w której będę mógł cię mieć — wyszeptał prawie tęsknie w jej włosy. — Byłaś taka waleczna, Hermiono. Było w tobie tyle pasji, gdy rzuciłaś na mnie klątwę... Oh, na samą myśl robię się twardy.
Nie powstrzymał się przed dociśnięciem bioder do jej pośladków, aby udowodnić swoje słowa.
Ogarnęły ją mdłości i zakrztusiła się żółcią.
— Wiesz, słonko... — zamruczał. — Muszę przyznać, że gustuję w dużo młodszych... Cóż, wtedy byłaś dla mnie bardziej atrakcyjna... ale dla złotej dziewczyny zrobię wyjątek.
Ramię, które obejmowało ją w pasie zaczęło się zmieniać, odrobinę kurczyć. Ręka zaciśnięta na jej ciele przybrała ciemniejszy kolor, a na nadgarstku pojawił się niewielki tatuaż, który rozpoznała ze swoich wspomnień.
Mężczyzna obrócił Hermionę twarzą do siebie. Zacisnęła oczy, aby odgonić ten widok. Nie chciała na niego patrzeć.
Chwycił ją boleśnie za gardło, więc mimowolnie rozchyliła powieki.
Przywitało ją chłodne spojrzenie czarnych oczu, które przypominały tunele bez dna.
— Witaj, moja droga — szepnął w jej usta Antonin Dołohow.
Żywy Antonin Dołohow.
