ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY
OMAMY
Sekundy mijały. Hermiona wpatrywała się w twarz z jej koszmarów bez mrugnięcia. Serce kotłowało się w klatce piersiowej, gdy z każdą kolejną sekundą usta mężczyzny rozciągały się w obłąkanym uśmiechu. Uśmiechu, który nie sięgał jego najczarniejszych oczu.
Wszechogarniający paraliż minął, a mięśnie kobiety zaczęły współpracować, gdy odskoczyła od Antonina Dołohowa, jak oparzona.
— Nie żyłeś... nie możesz żyć... Flitwick... — bełkotała bez składu, pocierając skórę na nadgarstkach, gdzie przed chwilą znajdowały się palce porywacza.
— Ah, Flitwick... Ten niskorosły nauczyciel z Hogwartu? — prychnął. — Brak kompetencji. W Durmstrangu, rada nadzorcza nie pozwoliłaby na zatrudnienie półgoblina. Te obrzydliwe, brudnokrwiste...
— Filius Flitwick ma większy powód do nazywania siebie kompetentnym czarodziejem niż ty — syknęła w obronie profesora zaklęć.
— Doprawdy? — zapytał z największą ciekawością, unosząc ciemne brwi. — Jeśli twoja teoria jest słuszna, jego zaklęcie powinno mnie zabić. Podejrzewasz u siebie skłonność do omamów, Hermiono? Stoję tu, żywy i nienaruszony.
— Skąd mam wiedzieć, czy to nie jakaś sztuczka? — zapytała podejrzliwie, przytulając się do ściany plecami i obejmując pierś ochronnie ramionami. — Możesz być kimś innym i...
— Sama w to nie wierzysz, moja śliczna. — Uśmiechnął się obrzydliwie. — Znam cię tak dobrze, Hermiono. Widzę, gdy w twoich oczach pojawia się świadomość sytuacji, w której się znalazłaś. Zaprzeczanie faktom nie ma sensu.
— Na razie nie przedstawiłeś żadnych faktów. Nawet jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz... — urwała, zastanawiając się nad strategią. — Nie wyjaśniłeś swoich motywacji. Może jeśli to zrobisz, będę w stanie uwierzyć.
Antonin Dołohow parsknął szyderczym śmiechem. Analizował jej propozycję przez dłuższą chwilę, po czym zacmokał i pokręcił głową z politowaniem.
— Jesteś taka oczywista, Granger. Zważając na brak możliwości ucieczki z tego domu, myślę, że mogę uchylić rąbka tajemnicy. Co chcesz wiedzieć?
Wszystko.
— Jak przeżyłeś?
— Zaczynamy z rozmachem? Myślałem, że zostawimy najlepsze na koniec. — Widząc jej zaciśnięte usta, Dołohow wzruszył niezobowiązująco ramionami. — Zaczynając od początku, moje ślepe podążanie za Czarnym Panem zakończyło się w momencie, w którym rozkazał młodemu Malfoyowi torturować mnie w ramach kary. Zabijałem dla mojego pana, poświęciłem lata spędzone w Azkabanie, aby wyrazić moją wierność i oddanie, a co za to otrzymałem? — Zawinął palce, zaciskając ręce w pięści. Przechadzał się po pokoju, stukając niskimi obcasami w posadzkę. — Nie chciałem uczestniczyć w bitwie. Służyłem Czarnemu Panu z uwagi na własne cele. Wierz mi lub nie... nie obchodziło mnie torturowanie mugoli i uganianie się za Potterem i jego rudym kumplem. Ty, to co innego, ale... o tym później. Znalazłem się w Hogwarcie na skutek przypadku. Jak już wspomniałem, zostałem dotkliwie ukarany przez Czarnego Pana za moje niepowodzenie w schwytaniu waszej trójki na Tottenham Court Road. Na szczęście po tym niemiłym incydencie odesłano mnie do Rosji, abym zdobył poparcie nowych popleczników. Gdyby to ode mnie zależało, nie wróciłbym do tej zacofanej Wielkiej Brytanii.
— Więc po co...
— Wydałem niemałą fortunę za wszelkie informacje o miejscu twojego pobytu — kontynuował, ignorując niedokończone pytanie Hermiony. — Jeden ze szmalcowników, który zaprowadził was do Malfoyów, był moim informatorem. — Zamilkł na moment, wpatrując się w nieokreślony punkt na ścianie. Jego zamglone oczy wyostrzyły się, gdy zwrócił je ku przestraszonej czarownicy. — Gdy przybyłem do Malfoy Manor, aby cię zabrać... zniknęłaś razem z resztą dzieciaków, a Czarny Pan zdążył już ukarać swoje sługi i roztrzaskać salon w drobny mak. Nie miałem wyjścia. Musiałem zostać przy jego boku, aby nie wzbudzać podejrzeń.
— Podejrzeń? — zapytała bez tchu, pochłaniając każde słowo, jak gąbka ciecz.
— Naprawdę, Hermiono? — parsknął. — Czy wy wszyscy jesteście naiwni? Myślisz, że śmierciożercom podobały się tortury z rąk tego szaleńca?
I kto to mówi?
— Chcesz mi powiedzieć, że nie popierałeś jego poglądów?
— Zależy. Gardzę mugolami, ale nie uważam, że mugolaki kradną magię od czarodziejów. To śmieszne.
— Jak miło z twojej strony — sarknęła, by po chwili ugryźć się w język.
Nie drażnij go.
Dołohow uśmiechnął się prawie szczerze, kręcąc głową.
— Poznałaś mnie od dobrej strony, moja droga. Wiesz, że jestem wykształconym człowiekiem, a mój umysł nie jest ograniczony. Imponowała mi moc, którą Czarny Pan władał, ale jego przekonania... Wiesz, rozpoznaję szaleńca, gdy patrzę mu w twarz.
— W takim razie musisz czuć się wyjątkowo źle, gdy patrzysz w lustro — syknęła.
Antonin zignorował jej przytyk, uśmiechając się pobłażliwie.
Nienawidziła siebie za to, że musiała się z nim zgodzić. Josu, którego znała Hermiona, był diabelnie inteligenty i specjalizował się w wielu dziedzinach, a przy tym udzielał pomocy młodszym, którzy chcieli zdobyć wiedzę i poznać sposób, aby wykorzystać ją w praktyce. Sama przekonała się o tym na własnej skórze.
— Nic nie wymaże twoich okrutnych czynów. Widziałam dokumentację z Ministerstwa... byłeś, jesteś i będziesz złym człowiekiem, nawet jeśli nie popierałeś w pełni Voldemorta.
Dołohow zmierzył Hermionę chłodnym spojrzeniem.
— Dokumentacja z Ministerstwa... — powiedział do siebie, marszcząc ciemne brwi w skupieniu. — Masz na myśli ten stek bzdur, dorzucony do moich kartotek? Wiesz jak działa biurokracja. O wszystkie niezakończone sprawy morderstw i napaści najlepiej oskarżyć śmierciożercę. Nieźle się ubawiłem, czytając niektóre z nich. Martwi nie mogą się bronić, czyż nie? Powiedzmy, że byłem równie zaskoczony ilością moich zbrodni, co ty. — Jego protekcjonalny ton wywołał ciarki u Hermiony. — Przyznaję się do trzech morderstw. Zabiłem Fabiana oraz Gideona Prewettów w trakcie nieuczciwego pojedynku. Jeden z braci rzucił mi wyzwanie, a jego bliźniak dołączył z znienacka, gdy jego brat ponosił sromotną porażkę. Zabiłem również Lupina, choć dla mnie wilkołaka nie można nazwać człowiekiem.
— To nic nie zmienia, ty...
— Myślisz, że się usprawiedliwiam? Wyprowadzę cię z błędu, moja miła. Nikt, kto był śmierciożercą, śmierciożercą być nie przestaje. Czy powiedziałem, że jestem niewinny? — Wzruszył ramionami. — Zrobiłem wiele złych rzeczy, ale ty, moja droga, jesteś hipokrytką. Wybaczyłaś Snape'owi.
— Nie będę z tobą rozmawiać o Severusie — wycedziła stanowczo, zacieśniając uścisk palców na cienkiej szacie. — Dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak przeżyłeś?
— Jak już wspomniałem, nie zastałem cię w Malfoy Manor. Choć moja wizyta okazała się owocna, gdy dowiedziałem się, że Greyback położył na tobie swoje obżydliwe łapska. — Jego wzrok błądził po ciele Hermiony, gdy zbliżał się w jej kierunku niebezpiecznie szybko. Przyciągnął jej zamarłe ciało do swojego i ukrył twarz w jej włosach, oddychając głębiej. — Nie martw się, wilkołak pożałował, że dotknął cię w niewłaściwy sposób. Nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek krzyczał tak głośno.
— Czym różnisz się od niego? — zapytała słabo, czując żółć w gardle.
— Mnie na tobie zależy od lat.
Parsknęła histerycznym śmiechem, usiłując odepchnąć jego postawną sylwetkę od siebie. Antonin chwycił ją mocniej, nie pozwalając jej uciec.
— Jesteś szalony.
— Tak, jestem — wymruczał do ucha Hermiony. — Oszalałem po raz pierwszy, gdy w Departamencie Tajemnic, nastolatka wycelowała zaklęciem ogłuszającym w moją twarz i przeżyła klątwę nad którą pracowałem latami — wyszeptał, pocierając miejsce na jej klatce piersiowej, gdzie znajdowała się paskudna blizna. — Oszalałem, gdy ta sama nastolatka znokautowała mnie w obskurnej kawiarni, tylko po to żeby wymazać mi wspomnienia. Wiesz, że sam Czarny Pan miał trudności z odwróceniem twojego zaklęcia modyfikującego pamięć? — Parsknął na wspomnienie frustracji jego dawnego Pana i pogładził plecy roztrzęsionej dziewczyny. — Czy to nie ironia losu, że poznaliśmy się bliżej w Departamencie Tajemnic, gdzie moja obsesja na twoim punkcie miała swój początek?
— Nie poznaliśmy się. Nie znam cię...
— Oh, daj spokój. Nie jestem aż takim dobrym aktorem. Było ci łatwiej uwierzyć w moją lepszą stronę, gdy nie rozpraszała cię moja prawdziwa twarz. Nie miałem potrzeby udawać, choć przyznaję... starałem się być najlepszą wersją siebie.
— Kradnąc cudzą tożsamość? — zapytała z niedowierzaniem. — Jak chciałeś przedstawić najlepszą wersję siebie, nie będąc sobą? Jesteś nielogiczny.
— Nie ukradłem tożsamości. Nałożyłem zaklęcie Imperius na mugola, który raz w miesiącu dostarcza mi swoje włosy. Reszta mojej historii jest zmyślona. Dziecinnie proste, jeśli mnie pytasz. — Chwycił Hermionę za ramię i pociągnął ją w stronę łóżka, nalegając by na nim usiadła. — Chciałaś wiedzieć jak przeżyłem... — Złośliwy uśmieszek rozciągnął jego wargi, nadając mu złowieszczy wyraz. — Unikałem zaklęć Flitwicka za jedną z obalonych ścian zamku. Gdy wycelował klątwą w mury, zdołałem się aportować do Zakazanego Lasu i przeczekać tam bitwę. Zaczaiłem się na pracownika Ministerstwa, który przybył z aurorami, aby opanować chaos. Zmodyfikowanie jego wspomnień, by zeznał, że był świadkiem mojej śmierci, zajęło niewiele czasu. Flitwick myślał, że roztrzaskał moje ciało na drobny mak, więc nikt nie sprzeciwił się ich zeznaniom. Wróciłem do rodzinnego kraju, aby przeczekać najgorsze i zaplanować dalsze działania.
— Jak dostałeś się do Ministerstwa? Departament Tajemnic przykłada wiele wysiłku do sprawdzenia historii pracowników. Musiałeś się pod kogoś podszyć! — warknęła rozeźlona Hermiona, czując gniew i frustrację.
Strach zaczął ją opuszczać, a w głębi serca pojawiła się absurdalna nadzieja, że będzie w stanie wydostać się z tego bagna.
Dołohow odszedł od młodej kobiety na krok i skrzyżował ramiona na piersi, górując nad jej drobną sylwetką. Jego twarz zmieniła swój wyraz z neutralnego na rozpromieniony.
— Otrzymałem pomoc samego Ministra Magii.
Słowa uderzyły Hermionę, jak zaciśnięta pięść prosto w brzuch. Rozszerzyła oczy, łapiąc haust powietrza i wlepiając zdezorientowany wzrok w zadowolonego mężczyznę.
— K-Kingsley? — wyjąkała, czując destrukcyjne przerażenie. Chwilę zajęło jej, aby odzyskać zdrowy rozsądek i podważyć prawdziwość jego slow. — Kłamiesz! Kingsley brzydzi się śmierciożercami! Nigdy by ci nie pomógł, gdyby wiedział kim naprawdę jesteś!
— Nie dramatyzuj — wychrypiał z rozdrażnieniem. — Nie powiedziałem, że Shacklebolt zdawał sobie sprawę z kim ma do czynienia. — Wznowił wędrówkę po opustoszałym więzieniu Hermiony, gładząc swój równo ostrzyżony zarost w zadumie. — Na skutek szczęśliwego wypadku, spotkałem Kingsleya w Cannes, gdy wypoczywał po konferencji z francuskim Ministrem Magii. Poprowadziłem z nim ożywioną rozmowę, podając się za pracownika Ministerstwa i opisując moje dotychczasowe stanowisko pracy. Kilka godzin przyjemnego gawędzenia przekonało Ministra do uroczego, inteligentnego i ambitnego Josu. Zaprosił mnie na wspólną kolację, która miała odbyć się następnego dnia. Dobroduszny Kingsley połknął haczyk, skarżąc się na nieprawidłowe funkcjonowanie Departamentu Tajemnic w Wielkiej Brytanii i zapewnił, że jeśli mam odpowiednie kwalifikacje, mógłby rozważyć moją kandydaturę.
Hermiona uważnie śledziła wzrokiem krzepką sylwetkę czarodzieja, poruszającą się dostojnie w niewielkiej przestrzeni pokoju.
— Jak możesz się pewnie domyślić, Kingsley nie drążył zbytnio mojej historii, gdy zjawiłem u drzwi jego biura miesiąc później. Wystarczył mu krótki życiorys i dokument polecający od francuskiego Ministra, który udało mi się sfałszować.
Milczała, nie wiedząc jak zareagować na nowe informacje. Gdyby usłyszała o tych dokonaniach od kogoś innego, na pewno byłaby pod wrażeniem ilości wysiłku i sprytnego planu.
Ale nie jestem pod wrażeniem.
Hermiona w tym momencie, czuła jedynie obrzydzenie do zadowolonego z siebie mężczyzny.
— Dlaczego ja? — zdołała wyszeptać przez zaciśnięte gardło, nie patrząc byłemu śmierciożercy w oczy.
— Dlaczego ty, co? Dlaczego włożyłem tyle wysiłku, aby cię porwać?
Skinęła głową.
— Myślałem, że dość jasno wyjaśniłem moje motywacje — burknął ponuro. — Teraz należysz do mnie.
— Nie wyjaśniłeś. Przyznałeś się do obsesji na moim punkcie, ale nie byłeś na tyle uprzejmy, aby przynamniej zdradzić mi swoje plany względem mojej osoby! — Wstała, mając serdecznie dość bezczynnego przyglądania się porywaczowi.
Hermiona rozważała w głowie kilka możliwości. Mogłaby niemo przyzwolić na jakiekolwiek życzenia Dołohowa, co oczywiście nie wchodziło w grę, nawet jeśli będzie musiała przepłacić życiem za swój opór. Mogłaby pójść na kompromis i uciec, gdy nadarzy się ku temu okazja, choć istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że Dołohow spuści ją z oczu. Najdosadniejszą, jej zdaniem, opcją było sprzeciwić się Dołohowi w pełni. Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę, że nie wyjdzie z celi, a jedyną możliwością samodzielnego opuszczenia tego domu jest aprobata Antonina. Udzielenie zgody będzie wiązało się ze spełnieniem niewiadomych fantazji śmierciożercy, a Hermiona wolałaby poderżnąć sobie gardło, niż być zabawką szalonego purysty.
Tak więc zamachnęła się gwałtownie i uderzyła zaciśniętą pięścią w szczękę zaskoczonego mężczyzny. Usłyszała trzask kości, ale nie mogła odróżnić, czy wydobył się z jej ręki, czy z żuchwy Dołohowa. Adrenalina znieczuliła układ nerwowy, a Hermiona była przekonana, że poczuje konsekwencje swojego czynu dopiero, gdy emocje opadną.
Siła uderzenia odwróciła twarz mężczyzny na bok, ale zreflektował się szybciej, niż Hermiona mogła się tego spodziewać. Szarpnął ją za włosy, chwytając ich garść w rękę i przybliżając twarz kobiety do swojej.
— To ostatni raz kiedy podniosłaś na mnie rękę, wiedźmo. Następnym razem mogę cię jej pozbawić.
— Jesteś głupcem, jeśli myślisz, że mnie to obchodzi.
— Hermiono... — udał smutną minę, gładząc jej policzek długim palcem. — Przewiduję, że nie będziesz chciała ze mną współpracować. Wiem również, że rozpoczniesz strajk głodowy lub będziesz próbowała odebrać sobie życie.
Usta Hermiony po raz pierwszy podwinęły się w drobnym uśmiechu satysfakcji.
Mam przewagę.
Nie weźmiesz mnie żywcem.
Antonin zachichotał nisko, szarpiąc jej włosami mocniej i rzucając kobietę na łóżko. Podszedł do niej spokojnie, chowając ręce do kieszeni i mierząc jej postać oschłym spojrzeniem.
— Spróbuj sobie coś zrobić, a odwiedzę twoich rodziców. Zapomniałaś, że znam ich osobiście? Na pewno z chęcią zaproszą narzeczonego ich ulubionej pacjentki na popołudniową herbatę.
Lodowaty dreszcz strachu wstrząsnął jej ciałem. Otworzyła oczy szeroko, a usta rozchyliły się w niemym krzyku na uświadomienie sobie tragicznej sytuacji w której się znalazła.
Rodzina.
Dom.
Bezpieczeństwo.
Dołohow patrzył z uśmiechem jak czarownica schowała twarz w dłoniach i zaniosła się szlochem.
— Jak on działa? — zapytał Severus z urywanym wdechem, przyglądając się kolorowej powierzchni kamienia księżycowego.
— Głaz być nośnik. Głaz mieć moc znajdować białych ludzi z Onca.
— Merlinie, wiedźmo. Naucz się wreszcie poprawnej komunikacji. Mieszkasz tu od czterech lat! — warknął zirytowany mistrz eliksirów.
Wiedział, że przesadza. Aclla dawała z siebie wszystko, aby wyjaśnić działanie talizmanu, który stworzyła z myślą o ochronie swoich bliskich. Nie był na nią zły i nie obwiniał jej za trudności w przekazaniu swoich myśli.
Severusa irytowała niemożność zrozumienia każdego, nawet najmniejszego szczegółu planu uratowania Hermiony. Czuł się bezużyteczny od kiedy zaginęła i zdawał sobie sprawę, że talizman może być jedyną wskazówką do jej odnalezienia. Skupił się więc na opracowaniu planu idealnego, a łamany język Aclli, utrudniał mu pojęcie wszystkich komplikacji, które mogły na nich czyhać.
— Sevus nie być draniem! Aclla się starać! — podniosła głos, tupiąc nogą o podłogę.
Wstała i zaczęła krążyć po salonie, mrucząc coś w swoim języku. Minerwa, Potter i Kingsley milczeli od kilkunastu minut, przysłuchując się rozmowie Severusa i Aclli w skupieniu. Lucjusz skrobał coś na pergaminie, denerwując mistrza eliksirów drapiącymi dźwiękami.
— Co ty, do cholery, robisz? — warknął Severus, tracąc resztki cierpliwości.
Malfoy podskoczył na swoim miejscu, podnosząc zdezorientowany wzrok na przyjaciela.
— Notatki? — bardziej zapytał, niż stwierdził.
— Notatki — wycedził niedowierzającym tonem Severus. — Czy poczułeś sentyment do szkolnych ławek Hogwartu? Na jakiego grzyba gryzmolisz po tym pergaminie? To nie jest cholerny wykład!
Lucjusz odrobinę się zaczerwienił, ale prychnął szyderczo i zacieśnił uścisk na gęsim piórze.
— Hermiona poleciła mi sporządzać notatki, jeśli potrzebuję ustalić harmonogram działania.
— Czy nasze obrady przypominają rozplanowanie tygodniowej diety odchudzającej, Lucjuszu? Nie ma czasu na dogłębną analizę każdego słowa! Tu chodzi o jej życie! — syknął nienawistnie, wyładowując negatywne emocje na bezsilnym Lucjuszu, który próbował zająć czymś ręce, aby nie myśleć o stracie Hermiony.
— Cicho być! — wrzasnęła szamanka, zatrzymując się w miejscu z rozpromienioną miną. — Aclla mieć rozwiązanie! Sevus wejść w Aclla!
Być może coweekendowe członkostwo w klubie rozpusty sprawiło, że reakcje czarodziejów były raczej jednoznaczne.
Severus uniósł ironicznie brew, przeczuwając wybuch Malfoya. Minerwa zakrztusiła się herbatą, kaszląc, jak gruźlik na łożu śmierci. Potter i Kingsley wymienili znaczące spojrzenia, a Lucjusz złamał w pół gęsie pióro, brudząc palce atramentem.
Pojmując dwuznaczne znaczenie swoich slow, Aclla zarumieniła się i spojrzała na Lucjusza niewinnie.
— Do głowy... Sevus wejść do głowy.
— Ale z nas głupki... — wybąkał Potter. — Legilimencja. O cóż innego mogłoby chodzić?
Severus podziwiał zaufanie, którym obdarzyła go Aclla.
Istniało niewiele osób, posiadających dostęp do najskrytszych myśli mistrza eliksirów. Właściwie, tylko on sam. Snape nie mial wątpliwości, że nigdy nie pozwoliłby na grzebanie w jego prawdziwych wspomnieniach, nawet gdyby od tego zależało jego życie. Szanował swoją prywatność i traktował umysł jako swego rodzaju świątynię.
Jedyny atut...
— Na pewno tego chcesz? — zapytał szamankę.
— Aclla nie mieć wyjścia. Musimy znaleźć Hermi.
Severus Snape rzadko zachwycał się cudzym umysłem. Ostatnim razem mial przyjemność odwiedzić schludnie uporządkowaną bibliotekę, pełną wspomnień Hermiony Granger.
Choć talent jego zaginionej wiedźmy do analitycznej segregacji wspomnień był intrygujący, nic nie mogło równać się z barwnym katalogowaniem wspomnień szamanki.
Gdy tylko wyszeptał inkantację zaklęcia, znalazł się na środku tropikalnego lasu. Widok powinien okazać się znajomy i oklepany, gdyby nie złote nici wspomnień, które przeplatały się ze sobą, tworząc obfitą roślinność, a jednoczenie zbiór najintymniejszych chwil z życia peruwiańskiej czarownicy.
Od dziecka, Severus był zbyt ciekawski.
Najbardziej pociągała go możliwość odkrycia tajemnic, do których nikt inny nie miał dostępu. Fascynował go sposób magazynowania informacji przez ludzki umysł. Im bardziej pojętny był człowiek, tym ciekawsza forma ochronny i segregacji poszczególnych wspomnień.
Sposób umiejscowienia informacji nie miał nic wspólnego z możliwością ich ochrony. Nawet Harry Potter wytworzył dość skomplikowany schemat selekcji wspomnień, w którym podstawę stanowiło boisko do Quidditcha, a każde z przeżytych incydentów w przeszłości, Potter umiejscowił na zatłoczonych trybunach. Ten sposób był dość intrygujący i w istocie kreatywny, ale nawet najbardziej skomplikowany schemat nie zatrzymał doświadczonego legilimenta przed odczytaniem wspomnień, jeśli ich właściciel nie opanował sztuki oklumencji.
Aclla nie broniła się przed inwazją na jej umysł. Severus zauważył, że posiada ona umiejętności do pełnej ochrony, ponieważ z każdą sekundą obraz stawał się jaśniejszy, jakby zza koron tropikalnych drzew wschodziło słońce.
Złote nici wspomnień zaiskrzyły w wyimaginowanym świetle, a silniejszy rozbłysk kilku z nich poprowadził Severusa do tych, które Aclla chciała mu w tym momencie pokazać.
Severus czuł się w pewien sposób uprzywilejowany, oglądając proces tworzenia talizmanu z kamieniem księżycowym i sposób wykorzystania go w praktyce. Aclla ćwiczyła jego zastosowanie na młodszej siostrze, mugolce, która miała w zwyczaju przechadzać się po niebezpiecznej dżungli bez nadzoru opiekunów.
Severus wyrwał się ze wspomnień szamanki, dysząc ciężko ze zmęczenia.
— Dziękuję — wyszeptał, patrząc w oczy równie wykończonej kobiety. Uśmiechnęła się słabo i opadła na kolana Lucjusza, który objął ją zaborczo w pasie. — Wiem co powinnyśmy zrobić. Myślę, że potrzebujemy kilku godzin na zaplanowanie działania i odpoczynek. W przeciwnym wypadku, możemy ponieść porażkę. Spotkajmy się jutro z samego rana. Kingsley, sprawdź czy Francuz pojawi się w pracy.
Nikt nie odważył się podważać jego słów. Opuścili komnaty mistrza eliksirów w ciszy, pozostawiając Severusa Snape'a z własnymi myślami i kiełkującą nadzieją, że wkrótce zobaczy zaginioną czarownicę.
Emocje nie opadły, nawet gdy położył się pod świeżą pościelą.
Obracał talizman w palcach, czując się w ten sposób bliżej Hermiony.
Czas płynął wolno, gdy gładził ciepłą powierzchnię kolorowego minerału, szepcząc obietnicę ochrony i głębi uczuć, których nie odważył się opisać słowami, zanim jego wiedźma zniknęła.
Dołohow zostawił Hermionę na kilka godzin samą w celi.
Tak jak przypuszczała, dawny Josu otruł Harry'ego i Ginny, aby zakomunikować Hermionie, że nigdzie nie powinna czuć się bezpieczna. Jej głowa wirowała od nadmiaru informacji, które otrzymała od śmierciożercy w przebraniu.
— Nie chciałem ich zabić, Hermiono. Wiedziałem, że Snape uratuje twoich przyjaciół prędzej czy później. Byłaś taka niespokojna, gdy opowiadałaś o tajemniczym trucicielu w pracy… Oh, moja słodka… tak zabawnie było patrzeć w twoje przerażone oczy, gdy byłem cały czas krok przed tobą.
Psychopata.
Niedoszła śmierć Dołohowa miała swoje plusy. Po pierwsze, Hermiona miała możliwość wyciagnięcia od śmierciożercy inkantacji przeciwzaklęcia na klątwę Minerwy. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, aby dyrektorka powróciła do pełni sił i przeżyła wycieńczające skutki choroby.
Po drugie…
Jeśli uda mi się uciec, dopilnuję aby resztę marnego życia spędził w Azkabanie w towarzystwie dementorów.
— Skrzacie! — zawołała Hermiona.
Na środku niewielkiej przestrzeni pojawił się przestraszony skrzat domowy. Hermiona nie znała jego imienia i poczuła się zniesmaczona faktem, że musi zwracać się do biednego stworzenia per skrzacie.
— Mogę mieć do ciebie prośbę? — Skrzat potulnie skinął głową. — Czy mógłbyś go przyprowadzić? Muszę z nim porozmawiać.
Stworzenie zaprzeczyło, kręcąc desperacko głową i zwijając ręce przed sobą w niemym błaganiu, aby Hermiona nie zmuszała go do realizowania jej prośby.
— Proszę… od tego zależy czyjeś życie.
Rozszerzył wilgotne oczy i ledwo zauważalnie skinął głową, znikając z trzaskiem.
Minęło zaledwie kilka minut, zanim usłyszała ciężkie kroki zza drzwiami pokoju.
Drzwi otworzyły się i przywitał ją niespodziewany widok jej byłego przyjaciela, którego kiedyś kochała tak samo mocno, jak nienawidziła go w tym momencie.
— Streszczaj się. Muszę zjawić się w Ministerstwie, aby nie wzbudzić podejrzeń — powiedział oschle, nie przestępując progu drzwi i wpatrując się w Hermionę podejrzliwie.
Przyglądała się jego przystojnej twarzy, żałując że Dołohow po raz kolejny przybrał postać Josu. To było niepokojące, gdy już wiedziała kim jest.
— Mam warunek — powiedziała równie chłodno. — Sporządzisz szczegółowy opis klątwy, którą uderzyłeś Minerwę podczas bitwy i prześlesz go sową do Severusa. Wraz z inkantacją przeciwzaklęcia.
Na twarzy Josu pojawił się wyraz rozdrażnienia.
— Oszalałaś? Myślisz, że będę wykonywał twoje zachcianki? To nie koncert życzeń.
— Będziesz, jeśli chcesz, abym spełniła twoje wymagania.
— Mam wysłać przeciwzaklęcie w zamian za co?
— Co tylko chcesz. Wszystko mi jedno.
Piwne oczy Josu zaiskrzyły zachłannym blaskiem.
— Mam twoje słowo? — zapytał ochryple.
— Słowo.
Nie patrzyła, gdy zamykał drzwi na cztery spusty. Skuliła się na cienkim materacu, otaczając palcami rozgrzany talizman z kamieniem księżycowym.
Łzy spływały po jej pobladłych policzkach, więc nie mogła zauważyć przez rozmazany wzrok, że kolorowy kamień zaczął błyszczeć w wątłym świetle pokoju.
Przez chwilę zdawało jej się, że słyszy urywany głos Severusa, wypełniony emocjami i czułością.
Przepraszam.
Zrobię wszystko.
Znajdę cię.
Hermiona uśmiechnęła się słabo.
Jeśli skrajne odwodnienie wystarczyło, aby dostała omamów…
Cóż, przynajmniej mogę jeszcze raz usłyszeć jego głos.
Nawet, jeśli rozbrzmiewa tylko w mojej głowie.
