Oświadczam że nie mam praw do Dragon Age mam jednak prawa do tej historii i upraszam o nie robienie plagiatów.
Rozdział 6
Dzieciństwo część II
"Dzieciństwo to nie tylko czas zabawy, ale i nauki oraz uczenia się od starszych dyscypliny."
- Eowina podczas prywatnej rozmowy z Sir Rolandem.
Dwa lata później.
Na placu ćwiczeń w Wysokożu młody chłopiec przygotowywał się do ćwiczeń. Po krótkim rozciąganiu staną na linii startu toru z przeszkodami. Dzieciak był obserwowany przez szóstkę rycerzy, którzy oceniali go i jego umiejętności oraz sprawnoś. Arthur zbudował odpowiednią kondycję oraz nabrał krzepy. Wygląd jego też się zmienił, widać było już mięśnie rąk, nóg i brzucha, co robiło wrażenie na wielu ludziach. Chłopiec był obecnie na kolejnym treningu robił kolejną serię pompek, obecnie robił ich ze sto. Następnie powstał na równe nogi przeciągnął się i gotował się do biegu przez tor przeszkód. Najpierw bieg przez grząskie bagno, chłopiec dobrze pamiętał pierwszy raz, kiedy zmierzył się z tym etapem toru to wywołało u niego śmiech. Wtedy był dość nieporadny i lądował na za każdym razem, gdy przyspieszał tempo, obecnie nie miał już tego problemu, ponieważ dzięki ćwiczeniom Cedrica i Tiry ciało jego było sprawne i silne. Następnym etapem były drabinki, Arthur dostał się po nich na platformie, a potem zjechał po linie w dół. Kiedy znalazł się na dole stanął na chwilę oparł dłonie o kolana, po czym zrobił trzy ugięć i wyprostowań w nogach, a każdemu z nich towarzyszył głęboki oddech. Następnie szybko ruszył sprintem i przeskoczył koziołka robiąc pad w powietrzu lądując w pozycji kucniętej. Chłopiec wyprostował się i podbiegł do drewnianej belki, wszedł na nią i zaczął iść szybkim tempem próbując zachować równowagę. Artur w końcu dotarł do kowadeł musiał pozostać na drewnianej kładce unikając strącenia z niej przez ruchome przeszkody. Przechodził spokojnie nie ryzykując zderzenia, ominął ostatnią przeszkodę z obrotem i instynktownie kucnął uchylając się przed ciosem młyna ćwiczebnego, po czym spokojnie wyszedł z pola rażenia. Następnie padł na ziemię i zaczął się czołgać przez prowizoryczne zasieki z trudem ale w końcu udało mu się dotrzeć do końca przeszkody. Na koniec musiał się dotarł do liny zawieszonej prowizorycznym murze. Zaczął się wspinać unikają wiader z wodą oraz łajna końskiego, mimo wszystko musiał przyznać że jego nauczyciele byli bardzo pomysłowi jak utrudnić rekrutów życie. W końcu dotarł do mety lekko zdyszany, zgiął się opierając dłonie o kolana zrobił pięć wdechów i tyle samo wydechów. Spojrzał na rycerzy przy barierkach a ich dowódca pokazał znakiem dłoni by do nich podszedł. Wyprostował się i ruszył w kierunku swoich mentorów spokojnym krokiem wyprostowany i dumny.
Kiedy znalazł się przy nich sir Cedric podał mu bukłak z wodą mówiąc ze uśmiechem - Całkiem, całkiem młody, chodź parę rzeczy bym poprawił, ale nic popracujemy na tym.
- Rozumiem. - stwierdził Arthur biorąc solidnego łyka wody następnie zapytał spokojnie - Więc czemu przerwaliśmy?
- Wcale nie przerwaliśmy, tylko skończyliśmy rozgrzewkę. - oznajmiła mu spokojnie sir Tira, patrząc na sir Rolanda. Mężczyzna nie zmienił się za dużo od siedmiu lat dalej był rosłym człowiekiem o czarnych rozpuszczonych włosach do szyi z pojedynczym warkoczem zaplecionym z tyłu głowy wśród rozpuszczonych włosów, miał niebieskie oczy które były lekko skośne a jego twarzy porastała kozia bródka z połączona z baczkami.
Chłopiec już domyślił się, że dziś zacznie naukę fechtunku lecz czekał grzecznie na potwierdzenie informacji od dowódcy rycerzy.
- Dzisiaj zaczniesz naukę fechtunku. - powiedział Roland z powagą w oczach.
- Nareszcie! - krzyknął podekscytowany Arthur.
Dowódca rycerzy spojrzał na rozentuzjazmowanego chłopca z podniesioną lewą brwią.
- Więc od czego zaczniemy sir Rolandzie? - zapytał chłopiec nie mogąc się doczekać treningu pod okiem jednego z największych szermierzy Fereldenu.
- Uspokój się paniczu to nie ja na razie poprowadzę twój trening tylko sir Ryszard. - oznajmił Roland bez ogródek i spokojnym głosem.
- Rozumiem - powiedział zawiedziony Arthur.
- No dobrze chłopcze, zaczniemy od dobrania, dla ciebie odpowiedniej tarczy. - oświadczył Ryszard z uśmiechem podchodząc do chłopca.
- Dlaczego przecież to nie ważne, jaką tarczą będę walczył tarcza to tarcza. - powiedział młody panicz wyraźnie nie rozumiejąc co rycerz ma na myśli.
- Nie do końca chłopcze. - ciągnął dalej ze spokojem - Wybór tarczy jest tak samo ważni, dla wojownika jak dobór oręża, którym będzie się posługiwać.
Arthur przez chwilę się zastanowił nad słowami doświadczonego rycerza gładząc się, po brodzie i patrząc na tarcze przy stojaku oraz mające różne wielkości, a także kształty powoli rozumiejąc, co sir Ryszard ma na myśli, po czym spytał zaciekawiony - Więc jak dobrać właściwą tarczę?
Rycerz popatrzył na dzieciaka, następnie odpowiedział z uśmiechem - To proste, podczas treningu.
- Więc od czego zaczniemy? - zapytał chłopiec czekając na odpowiedź z niecierpliwością.
- Zaczniemy od najprostszego czyli Pawęża. - oznajmił Ryszard z powagą w oczach.
Arthur zgodził się z swym nowym mentorem, wziął prostokątną jesionową tarczę treningową sięgającą mu do klatki piersiowej oraz drewniany miecz z tego samego materiału. Ryszard wziął też pawęż z jesionu tylko większy od tarczy chłopca i także wybrał miecz z tego samego drewna. Stanęli obaj obok siebie, dzieciak patrzył uważnie na rycerza, który zajął miejsce, a następnie przyjął pozycję "Muru". Wykonał kilka podstawowych cięć i bloków, po czym stanął z powrotem w pozycji.
Ryszard opuścił gardę, następnie zaczął tłumaczyć - "Mur" jest typową techniką walki mieczem i tarczą stosowaną już od starożytności.
Chłopiec skinął głową opierając się o tarczę.
- Wojownik pozycję, lewą noga wysunięta do przodu lekko ugięta, prawa z tyłu pod kątem trzydziestu stopni, chyba że walczący jest leworęczny to pozycja jest odwrócona. - wyjaśnił rudowłosy rycerz spokojnym oraz ze zrozumiałym głosem i dodał - Natomiast tułów lekko pochylony do przodu ale plecy mają być dalej proste.
Chłopiec słuchał uważnie każdego słowa.
- Tarczownik uzbrojony w pawęż trzyma go z przodu, zasłaniając się od kostek po brodę. - kontynuował trzeci mentor z powagą w oczach.
- Dobrze a jak trzymać miecz w tej pozycji? - zapytał Arthur z zaciekawieniem i przyjmując gardę.
- Ostrze trzymasz na wysokości oczu nie za blisko, nie za daleko, tylko równo. - ciągnął - Jelec ma, być lekko za oczami.
Chłopiec pokiwał glową.
- Pamiętaj jednak że "Mur" jest techniką defensywną. - wyjaśnił Ryszard nauczycielskim tonem.
- Chyba, już rozumiem - powiedział chłopak układając miecz w sposób, o którym mówił jego nauczyciel.
- To zobaczymy. - oznajmił rudowłosy rycerz sztywno i dodał głośno - Garda!
Arthur przyjął pozycję "Muru", sir Ryszard zrobił to samo tuż obok swego ucznia. Następnie nauczyciel donośnie krzyknął - sekwencja pierwsza. Cięcie z góry, blok oraz pchnięcie!
Chłopiec wykonał komedy poprawnie, lecz tarcza mu ciążyła, że trudno było mu zachować stabilną gardę. Ryszard wydał kolejną sekwencję - Sekwencja druga. Cięcie z góry, blok, cięcie dolne prawe i zasłona!
Arthur wykonał polecenie z lekkim opóźnieniem poprawiając uchwyt w tarczy. Rudowłosy rycerz wygłosił ostro kolejną komendę - Sekwencja trzecia. Cios tarczą, pchnięcie z góry, cięcie z prawego boku, blok, klęk i pchnięcie w krtań.
Mały lord wykonał wydaną kolejność ruchów, jednak przy ostatnim chwycił miecz odruchowo obiema rękami i pchnął w górę, ale to spowodowało, że upadł na ziemię, ponieważ potkną się o tarczę. Ryszard popatrzył na chłopca i powiedział poważnym tonem - Wstawaj mój panie i zajmij pozycję.
Arthur wstał szybko i przyjął gardę. Wtedy jego mentor wydał polecenie - Sekwencja czwarta. Pchnięcie, cios tarczą, cięcie z lewego boku, cięcie dolne prawe.
Chłopiec podczas drugiego komendy próbował wykonać cios krawędzią tarczy i prawie stracił równowagę. Ryszard zauważył to i kazał mu powtórzyć sekwencję. Po poprawnym wykonaniu polecenia rudowłosy rycerz nakazuje kolejną kombinację - Sekwencja piąta, cięcie z prawego boku, cięcie dolne z lewej strony, cios tarczą, powtórzyć, bok, wypad i dobicie.
Arthur wykonał polecenie zamkiem dobrze lecz cały czas problem miał z ciosem tarczą, przez co zabardzo szedł do przodu. Roland to wychwycił i kazał podejść do niego Ryszardowi na chwilę oraz stanąć przy nim, a także wydawać komendy sekwencyjne. Obecny nauczyciel chłopca pomyślał "Jeśli Roland o to prosi to musiał coś zauważyć, warto popatrzeć przez chwilę na tego dzieciaka". Rudowłosy rycerz zaczął wydawać polecenia sekwencji po kolei przy pierwszej nic nie zauważył przy drugiej zaś wychwycił pewne opóźnienie ruchów. Pozostałe sekwencje utwierdziły go w tym, że dzieciak był typem wojownika ofensywnego, ponieważ trzyma pawęż w sposób odchylony gotowy do zbicia ciosu, a nie do jego przyjęcia. Wiedział o tym gdyż szkolił masę nowych rekrutów, a także należał do grona najlepszych wojowników Fereldenu. Wiedział także, już jaka techniką będzie dobra dla Arthura. Ryszard podnosząc rękę krzyknął, kiedy dzieciak miał powtórzyć wszystkie pięć sekwencji - Stop!
- Co się stało sir? - zapytał chłopiec zaciekawiony tym dlaczego przerwał.
- Odłóż pawęż na stojak z bronią i weź dwie małe okrągłe tarcze z wiązu. - polecił Ryszard spokojnym tonem gładząc swą brodę.
Arthur wykonał polecenie odłożył pawęż i wziął dwie małe tarcze z wiązu. Tarcza sięgała niewiele powyżej nadgarstka. Chłopiec podszedł do swego mistrza i podał mu jedną. Obaj założyli tarcze natomiast Ryszard kazał mu przyjąć pozycję "Muru" i wykonać wszystkie pięć sekwencji tej techniki. Tym razem dzieciakowi poszło znacznie lepiej i płynniej jednak były rzeczy nad, którymi muszą popracować.
Sir Ryszard podszedł do chłopca i oznajmił poważnym tonem bezogródek - Prawie dobrze wykonałeś wszystkie pięć sekwencji, jednak masz problem z sekwencją trzecią oraz czwartą, ale popracujemy nad tym.
- Rozumiem mistrzu. - powiedział chłopak z westchnieniem i zapytał spokojnie - Więc co powinienem poprawić?
- Na początku zaczniemy od innej techniki która idealnie sprawdzi w kombinacji małej tarczy i długiego miecza. - odpowiedział rudowłosy rycerz gładząc swoją brodę prawá ręką.
- A jakie są, jeszcze techniki miecza i tarczy? - spytał Arthur z ciekawością w oczach.
- No tak powinienem od tego zacząć. - potwierdził sir Ryszard swój błąd.
Chłopiec patrzył z niemałym zainteresowaniem na swego nauczyciela.
- Jest pięć technik, każda się wyróżnia. - oznajmił trzeci mentor spokojnym tonem.
Arthur czekał cierpliwie na wykład.
- Pierwszą ja, już wież jest "Mur" używany od starożytnych czasów. - tłumaczył Ryszard stojąc zdecydowanie.
Mały lord słuchał uważnie, każdego słowa nauczyciela
- Drugą techniką jest tak zwany "Taran", skupiający się głównie na szarży i odskoku ulubiona techniką łupieżców oraz chasyndów, a także qunarii. - powiedział rudowłosy rycerz po bakałarskim głosem.
Chłopiec pokiwał głową.
- Trzecią techniką jest "Żmij" ten styl pochodzi z Tevinterz polega na balansie ciała i unikach oraz walce w grupie. - wyjaśnił trzeci mentor dosadnie.
Dzieciak stał wyraźnie zaciekawiony wykładem.
- Czwartą techniką jest "Liść" lub inaczej "Ostry Wiatr" to styl walki elfów polegający głównie na szybkich cięciach uniwersalny, dla każdej broni służącej do walki wręcz prócz oręża obuchowego. - tłumaczył spokojnie sir Ryszard.
Arthur wiedział, że teraz zapadnie decyzja jaką technike będzie zgłębiać.
- Piątą i ostatnią techniką jest styl awarski zwany "Mabar" polegający przeważnie na pchnięciach, cięciach, odbijaniu ciosów i zejściach. - wyjaśnił zdecydowanie rudowłosy rycerz i dodał - Więc ze względu na twój charakter ofensywny w starciu, będziemy właśnie tego stylu się uczyć.
- Rozumiem więc zacznijmy. - oznajmił chłopiec zdeterminowany, by się uczyć tej techniki.
- Zwolnij chłopcze jest już późno jutro zaczniemy trening. - uspokoił dzieciaka trzeci mentor.
- Ale… - Ryszard przerwał chłopcu podnosząc otwartą dłoń na znak końca dyskusji.
- Żadnych "ale" paniczu potrzebujesz pełni sił by uczcić się tej techniki, ponieważ jest ona bardzo wymagająca dla początkujących. - wyjaśnił rudowłosy rycerz z spokojem w głosie.
Arthur nie omieszkał zapytać, skąd sir Ryszard zna tą technikę. Trzeci mentor opowiedział, że podczas rebelii króla Marica Wyzwoliciela spotkał awarskiego wojownika i jak usilnie uczył się tej techniki by ją dokładnie opanować. Chłopiec pokiwał głową na znak, że rozumie, po czym ukłonił się nauczycielom na pożegnanie dziękując za trening. Następnie poszedł w kierunku drzwi prowadzących do stołku.
Wtedy Roland podszedł do Ryszarda i powiedział - Dobrze zrobiłeś nie idąc tradycyjną ścieżką.
- Po prostu obserwuję i słucham dobrych rad. - odpowiedział rudowłosy rycerz.
Wszyscy się śmiali po czym ruszyli w stronę koszar rycerskich na wieczerzę.
Arthur szedł korytarzami zamkowymi spokojnie lecz wyraźnie zmęczony po treningu. Wszedł po kamiennych schodach na górne piętra, przeszedł obok pokoi gościnnych, otworzył drzwi, które prowadziły do komnat Couslandów. Znalazłszy się w korytarzach, gdzie znajdowały się pokoje jego rodziny, skręcił w pierwsze drzwi po lewej. Drzwi były lekko uchylone, lecz Arthur był tak zmęczony, że tego nawet nie zauważył. Pchnął drzwi i nagle "chlust", spadło na niego wiadro z dziwną żółtą wodą. Zdjął wiadro z siebie i powąchał rękę, "Pachnie jak to jak szczytny, ciekawe kto jest taki dowcipny." pomyślał chłopiec wyraźnie zirytowany. Wtedy za jego tuż za nim przechodziła jego siostra Marion. Dziewczyna wyrosła na zacną nastolatkę zaczęła bardziej przypominać swoją matkę jeżeli chodzi o twarz natomiast nabrała trochę kształtów, gdyż widać było że urosły jej piersi oraz też w innych miejscach urosła. Dwunastolatka poszła w stronę nerwowego brata, by dowiedzieć się co się stało. Weszła do komnaty i zobaczyła jak Arthur zdejmuje płaszcz i rodzina koszule a następnie ściąga ją z siebie i zaczyna powoli zdejmować buty.
Podeszła do chłopca, następnie rzeczowym tonem zapytała - Co się stało Bracie i co to za zapach?
- Komuś zebrało na głupie żarty. - oznajmił zdenerwowany Arthur.
Marion drapała się lekko po lewym boku głowy, wyraźnie zastanawiając się kto to zrobił, jednak znała już odpowiedź.
- Ale skoro wydajesz się zdezorientowana to mam pewność że był to Fergus. - odparł białowłosy chłopiec z powagą w oczach.
- Więc co zamierzasz zrobić? - spytała zaciekawiona dziewczyna.
- Na razie to zignoruję. - odpowiedział Arthur spokojnie i dodał poważnie - Jeśli sytuacja się powtórzy dam mu nauczkę.
- No dobrze ale lepiej się wykąp cuchniesz jak troll. - Marion zażartowała wyraźnie chichocząc i wtyk geście zasłaniając nos.
- Taaak? - zapytał chłopiec z przeciągnięciem i dodał z knującym uśmiechem - Nie tylko mnie przydała się kąpiel.
- Ani się waż. - Marion cofała się powoli do tyłu, gdyż wiedziała co knuje jej brat.
Arthur jednak nie zważał na słowa siostry i błyskawicznie do niej podszedł . Złapał ją nadgarstek przyciągnął do siebie podniósł, następnie zaniósł do swojej bali, która stała niedaleko kominka. Marion wierzgała, ale nagle nastąpiło głośne "hlup", gdy została wrzucona do wody.
Dziewczyna wynurzyła się z wody i groźnie spojrzała na młodszego brata mówiąc - Hejj. Co to miało znaczyć?
Arthur zdejmował szybko buty i spodnie i sam błyskawicznie wskoczył do bali i powiedział z uśmiechem - Spokojnie siostrzyczko kiedyś cały czas kąpaliśmy się razem.
- Tak, kiedy miałeś cztery lata a ja dziewięć. - odparła dziewczyna wyraźni zirytowana zachowaniem brata.
- Oh przestrzeń siostrzyczko przecież to jest normalne dla nas. - oznajmił chłopiec naciskając na swoją siostrę.
- Niech ci będzie skoro i tak już jestem mokra to skorzystam z okazji, a przy okazji spróbuję ci wybić z głowy zemstę na Fergusie. - powiedziała ze westchnieniem wychodząc z bali, lecz podobała je się myśl o wspólnej kąpieli z swoim młodszym bratem, jednak sama nie wiedziała dlaczego.
- Niewiem o czym mówisz. - odparł siedmiolatek, przyjmując niewinny wyraz twarzy.
Marion westchnęła masując prawą skroń, po czym zdjeła suknie i weszła spokojnie do wody nie czując wstydu. Rodzeństwo rozmawiało śmiało się wspominając ich wybryki i żartując z nauczycieli takich jak Aldous. Kiedy skończyli rozmawiać zaczęli się wygłupiać chlapiąc się wodą nawzajem śmiejąc się przy tym. W końcu postanowili wyjść z bali, Arthur wyszedł pierwszy wycierając się dokładnie, po czym sięgnął po suchy ręcznik który leżał na pobliskim krześle i podał go siostrze. Marion wychodząc z wanny wzięła ręcznik, ale przez nieuwagę źle stanęła i się poślizgnęła. W ostatniej chwili Arthur złapał siostrę w talii, chroniąc ją przed upadkiem i przyciągnął ją błyskawicznie do siebie. Serce dziewczyny gwałtownie przyspieszyło oraz jej twarz oblała się lekkim rumieńcem.
Kiedy złapała równowagę jej młodszy brat zapytał z troską - Nic ci nie jest?
- Nie i dziękuję. - odpowiedziała dziewczyna stłumionym głosem.
- To dobrze. - powiedział Arthur z ulgą uśmiechając się życzliwie.
Marion jeszcze bardziej się zarumieniła i pośpiesznie wzięła suknie zakrywając się ręcznikiem, wyszła pośpiesznie z komnaty swojego młodszego brata. Chłopiec podrapał się po głowie "Co się jej stał? Czy zrobiłem coś nie tak?" pomyślał zdezorientowany tą sytuacją. Myśląc o tym zdał sobie nagle sprawę, że stoi nagi, a drzwi od komnaty są otwarte. Pośpiesznie poszedł je zamknąć, po czym podszedł do szafy, założył zapasowe ubranie, a brudne poskładał w kostkę i położył do kosza na brudne pranie. Odziany był w czarną koszulę szare spodnie solidne skórzane czarne buty i szary letni płaszcz. Następnie wyszedł z pokoju i poszedł w kierunku sali jadalnej na wieczerzę.
Tymczasem Marion weszła do swej komnaty zamykając drzwi, rzuciła ręcznik i suknie w kąt i położyła się na swym łożu. Leżąc tak zastanawiał się "Stwórco co się ze mną dzieje, dlaczego cały czas o nim myślę.". Obróciła się na prawy bok i wyjęła spod poduszki mały drewniany wisior, który Arthur podarował jej na dwunaste urodziny. Marion trzymała wisior w prawej dłoni i jeździła, po nim palcem lewej dłoni, "Dlaczego tak się podniecam, kiedy patrzę w jego oczy, przecież jest tylko moim młodszym bratem." pomyślała roztargniona. Długo biła się ze swoimi myślami, aż jedna z służek zamkowych zapukała do jej drzwi by oznajmić, że podano wieczerzę. Dziewczyna błyskawicznie ubrała nową blękitną suknie, uczesała włosy pozostawiając je rozpuszczone i założyła białe pantofle z szafirem na języczku. Następnie otworzyła drzwi, po czym skierowała się w stronę jadalni, dostojnym krokiem maskując swoje emocje.
Dwa dni później, wszystko na pozór wróciło do normy, jednak Marion starała się przebywać z swoim młodszym bratem mniej czasu niż zwykle. Arthur to zauważył, jednak miał inne zmartwychwstania, Fergus dalej płatał mu tanie figle. Chłopcu wyczerpała, już się cierpliwość i postanowił dać starszemu bratu porządną nauczkę. Zaplanował plan działania. Dzisiaj wyjątkowo poprosił o szybszy koniec codziennych zajęć zmyślając nauczycielom, że ma kilka spraw do załatwienia. Wślizgnął się do zamkowego składzika oraz wziął trochę śwędzirośla zwyczajnego. Roślina wyglądała jak długie wodorosto-podobne, zioła o ciemnozielonych liściach, przyjmujących na końcach czerwoną barwę. Poszedł do komnaty zamkowego cyrulika, by skorzystać z moździerza zielarskiego. Wszedł ostrożnie patrząc, czy nie ma nigdzie Ionhara. Podszedł cicho do stołu wziął w ręce moździerz, wsypał zawartość zioła i zaczął je ubijać mieląc je je na proszek. Rąbiąc to pomyślał sobie "Doigrałeś braciszku odplacę ci z nawiązką, za te trzy dni upokorzeń.". Kiedy skończył wsypał do woreczka zawartość miseczki do małego płóciennego worka, który leżał po lewej stronie stołu. Następnie wyszedł z komnaty niewiedząc, że był obserwowany cały czas przez Ionhara który gładził swoją brodę w zamyśleniu. Arthur udał się, potem do stajni by przygotowaç tam pułapkę znalazł sznurek i dwa wiadra, wzioł też drewnianą kładkę. Przybory te ukrył w stogu siana uśmiechając się złoweszczo pod nosem, potem poszedł sprawdzić duł na odpadki zamkowe. Kiedy dotarł dołu pokiwał głową sprawdzając kwadratowy dół, w którym leżaly odpadki z zamkowej kuchni oraz kał ze zamkowych wychodków, przy okazji grunt rozglądając się po terenie. Z dołu wydobywał się obrzydliwy fetor, a grunt podatny na prostą pułapkę. Wszytko było gotowe, a rano mała zemsta chłopca na starszym bracie się zacznie.
Wczesnym rankiem Arthur wstał szybko pośpiesznie założył bialą koszulę, czarne spodnie, wysokie brązowe buty oraz czarny płaszcz. Wyszedł po cichu z swej komnaty, biorąc z szuflady prawego stolika nocnego czerwony woreczek z sproszkowanym śwędziroślem oraz jeszcze mały napakowany niebieski oreczek i skierował do pokoju Fergusa. Jego brat spał jak zabity. Piętnastolatek był już praktycznie odbiciem swego ojca i dziadka. Wszedł do środka jak mysz i podszedł do krzesła, gdzie jego starszy brat zawsze miał naszykowane ubrania. Znalazłszy się przy ubraniach Arthur wyciągnął woreczek z kieszeni i posypał brązowe spodnie brata i jego niebieski dublet który zawsze nosił. Trochę swędzącego proszku nasypało mu się na lewą rękę, a po chwili zaczęło swędzieć jak czorty przynajmniej miał pewność że zadziała. Nagle usłyszał dźwięki i błyskawicz schował się za szafę drapiąc się w rękę co jakiś czas. Wyjrzał ostrożnie za szafy, zobaczył, że jego brat się nie obudził "Widać szczęście mi sprzyja" pomyślał i pociechy wyszedł z komnaty brata. Następnie udał się do zamkowych stajni by tam przygotować pułapkę. Kiedy chłopak wszystko przygotował wrócił do swojej komnaty i czekał na rozwój wypadków.
Arthur siedział na krześle w swoim pokoju czytając spokojnie książkę nagle usłyszał wściekły krzyk Fergusa więc postanowił wdrożyć drugą fazę jego planu. Wyszedł z komnaty, po czym skierował się w stronę pokoju swego starszego brata. Kiedy otworzył drzwi komnaty zauważył jak Fergus wściekle się drapie i chodzi po pokoju przeklinając i marudząc. Arthur zaczął się śmiać tak głośno, że przykuł uwagę swojego starszego brata, czyli zgodnie z planem.
- Czemu tak się śmiejesz? - zapytał Fergus dalej się drapiąc ale potem zdał sobie z czegoś sprawę dodał - Ty mały chuliganie ty to zrobiłeś.
Arthur jedynie się uśmiechnął złośliwe, po czym zaczął uciekać na widok zbliżającego się starszego brata. Chłopcy biegli na dół, a młodszy z braci miał przewagę kondycyjną, gdyż na treningach musiał zawsze szybko biegać. Fergus gonił delikwenta wyraźnie, już zmęczony, ale nie zamierzał odpuścić.
Podczas gonitwy Arthur wpadł na sir Rolanda który zapytał - Czemu tak szybko biegniesz?
- Nie po prostu…- nagle przerwał.
Kiedy usłyszał głos swego starszego wściekłego brata i zaczął dalej biec - Arthur! - ciągnął - Wracaj tu ty mały gnojku.
Za rogu nagle wyskoczył Fergus wyraźnie zdenerwowany, a kiedy dostrzegł Arthura natychmiast ruszył szybko za nim. Gonitwa przeniosła się na dziedziniec w chłopcy biegali krótko wokół studni, po czym młodszy z braci pobiegł o stajnia, gdy jego starszy brat się poślizgnąć błocie. Fergus zauważył jak jego młodszy brat ucieka do stajni, podniósł się szybko i nie myśląc ruszył za nim. Kiedy chłopiec otworzył drzwi na jego głowę spadło wiadro z końskim łajnem.
Arthur natomiast jeszcze mocniej się zaśmiał niż wcześniej mówiąc - I co braciszku smakuje ci koński specjał?
Fergus zdjął wiadro z głowy i ruszył szybko w stronę młodszego brata chcąc mu porządnie złoić skórę. Chłopiec widząc to wybiegł przez drzwi po prawej stronie, po czym chwycił za sznur i kiedy jego starszy brat znalazł się na miejscu pociągną spuszczając na niego kolejne wiadro, tylko tym razem z zimną wodą. Fergus był już tak wściekły, że niemal natychmiast ściągnąć wiadro z głowy i ruszył błyskawicznie w stronę swojego brata.
Arthur uciekał żartując - O co się tak wściekasz wodą przecież była na zapach.
- Ty mały… wracaj tutaj a przestrzenie ci tak skórę że Anderfelski rok popamiętasz! - krzyczał zdenerwowany Fergus.
Obaj biegli po dziedzińcu zamku, a gdy Arthur uznał, że już czas wdrożyć ostatnią fazę swojego planu. Jednak zauważył rodziców, wyraźnie zaniepokojonych i zirytowanych idących w ich stronę. Chłopiec wiedział że już nie ma odwrotu więc pobiegł w stronę dołu z odpadami. Kiedy znalazł się w tym miejscu czekał na nadbiegającego Fergusa szybko rozrzucił po ziemi metalowe kulki do gry. Sprawiając że jego brat zaczął się ślizgać w przód, tracąc równowagę i lecąc w stronę dołu z odpadkami i kałem. Arthur w ostatniej chwili skoczek w lewo schodząc całkowicie starszemu bratu z drogi.
Kiedy Fergus wpadł do dołu lądując w dziurze jego młodszy brat uśmiechając się powiedział - No to jesteśmy kwita braciszku.
Piętnastolatek zrozumiał wtedy, że właśnie to była po mistrzowsku rozegrana zemsta Arthura na nim i też po chwili zaczął się śmiać, gdyż wiedział że sam to zaczął. Młodszy brat pomógł wyjść starszemu z dołu dalej się śmiejąc z tej sytuacji.
Wtedy na miejsce przybyli rodzice obu braci, którym nie było wcale do śmiechu. Teyrna chwyciła dwóch delikwentów za uszy i pociągnęła ich za sobą do komnaty. Kiedy Teyrn i Teyrna oraz dwójka chuliganów znalazła się w komnatach Couslandów zaczęła się solidna pogadanka.
- Co wy sobie myślicie młokosy? - zapytał retorycznie Bryce wyraźnie zdenerwowany chodząc w lewo i prawo.
- Ojcze my tylko… - nagle Arthur przerwał, gdy zobaczył ją Teyrn podnosi rękę na znak by się ucieszył.
- Nie przerywaj mi, kiedy nie skończyłem. - oznajmił lord Wysokorza stanowczym i groźnym tonem.
Obaj bracia popatrzyli na siebie wiedząc, że tym razem solidnie sobie nagrabili.
- Nie obchodzi mnie, kto zaczął ten incydent. - powiedział beznamiętnie Teyrn siadając na krześle i dodał mrużąc oczy na syna i pasierba - Obaj naraziliście na szwank reputację naszej rodziny, przed mieszkańcami zamku.
Fergus i Arthur przełknęli równocześnie ślinę.
- Nic skoro sposoby waszej matki nie zadziałały to zrobimy po mojemu. - odparł Bryce przybierając poważny wyraz twarzy.
- Co chcesz uczynić kochany? - spytała Eleonora swego męża choć przeczuwała co się zaraz stanie.
- Jesteś cię zawieszeni we wszystkich waszych obowiązkach na dwa miesiące. - powiedział spokojnie Teyrn patrząc jak Fergus, po cichu się uśmiecha.
- Wiąże się to z tym, że będziecie pomagać służbie dbać o porządek w zamku przez dwa tygodnie. - oznajmił stanowczo Bryce.
Uśmiech na twarzy Fergusa nagle zniknął, a zastąpił go strach.
Arthur stał jedynie wiedząc, że to nie wszystko, co dla nich ojciec zaplanował.
- Będziecie też spać i jeść ze służbą. - powiedział Teyrn poważnym głosem.
Eleonora chciała coś powiedzieć, ale wiedziała że to na próżno, gdyż jej mąż był naprawdę zdenerwowany na obu chłopców.
- Po tych dwóch tygodniach ty Fergusie zostaniesz rekrutem straży u u sir Cedrica Blacka. - ciągnął dalej patrząc na Arthura - Natomiast ty Arthurze będziesz przez kolejne dwa tygodnie pomagał stajennemu, a potem będziesz pomagał zamkowej kowalowi.
- Rozumiem ojcze. - powiedział Arthur z żalem na z powodu Fergusa niż siebie.
- A więc dobrze zabierzcie to co niezbędne jest dla was i zaraz wydam rozkazy by przeniesiono was do nowych kwater i dano wam nowe uniformy. - oznajmił Bryce spokojnie.
Chłopcy wyszli z komnaty rodziców że spuszczonymi głowami.
Eleonora podeszła do męża i spytała - Czy naprawdę musisz ich tak karać?
- Trzeba im porządnej dyscypliny a dzięki ciężkiej pracy oduczą się głupich żartów i wystawiania nas na pośmiewisko. - powiedział Teyrn spokojnie, lecz stanowczo gładząc się po prawej skroni.
- Dobrze skoro uważasz, że to wystarczy. - odparła Teyrna nie zamierzając się spierać ze swoim mężem.
Po wszystkim oboje zaczęli powoli wychodzić z swojej komnaty i udać się poinformować ochmistrza, koniuszego, się Cedrica Blacka, oraz zamkowego kowala o swojej decyzji.
Fergus i Arthur zostali w ramach kary zatrudnieni jako pomoc służby, także odebrano im na okres dwóch miesięcy ich przywileje szlacheckie, by poznali życie prostych ludzi. Czternastego dnia obaj bracia wstali skoro świt i zaczęli się ubierać w uniformy dla służących. Odziani byli w brązowe spodnie, skórzane trzewiki tego samego koloru oraz pomarańczową tunikę i kremową kamizelką mieli też ubrane kaptury w barwach Couslandów. Po przywdzianiu swych uniformów, ruszyli w stronę kuchni, by tam zjeść śniadanie, ród Couslandów był na tyle majętny, że zapewniał służbie wikt i opierunek w zamian za lojalność. Chłopcy weszli do kuchni, wzieli drewniane miski i łyżkę, po czym podeszli do kucharki i dostali pełną miskę kaszy z soczewicą oraz trzy kromki chleba, to miało im starczyć aż do kolacji. Usiedli spokojnie przy stole po lewej stronie kuchni i zaczęli jeść.
Fergus jak co dzień zaczął narzekać - Cholera, dlaczego zawsze musimy jeść to paskudne żarcie.
- Może dlatego, że komuś zachciało się wojny na żarty. - odbar Arthur z westchnieniem.
- Racja, ale to ty przesadziłeś. - stwierdził starszy brat uśmiechając się.
- Ja tylko postanowiłem ci dać do zrozumienia że mnie się nie wypowiada wojny na kawały, bo nigdy nie biorę jeńców. - oznajmił dumnie młodszy z braci.
- Sam się oto prosiłeś. - powiedział Fergus wskazując na brata łyżką.
- A w jakim sensie? - zapytał zaciekawiony Arthur.
- W takim że cały czas nauczyciele porównywali mnie i Marion do ciebie. - odpowiedział piętnastolatek lekko uniesionym tonem.
- I niech zgadnę, nasza siostra podsunęła ci ten pomysł, by zrobić mi kawał.? - zapytał siedmiolatek znając już odpowiedź.
- Tak. - odparł Fergus a potem spytał z zastanowieniem - Sugerujesz że zaplanowała to od początku?
- Tak przypuszczam. - oznajmił Arthur z uśmiechem, gdyż nie mógł uwierzyć że jego starsza łagodna siostra wojowała ich obu w pięknym stylu.
Kończąc rozmowę, obaj chłopcy dokończyli jedzenie, następnie obmyli swe miski i łyżki, po czym odłożyli na miejce. Fergus oraz Arthur wyszli, potem z kuchni i ruszyli do głównego holu, by dostać listę zadań na dzień dzisiejszy. Ochmistrz czekając na nich dał im listę, mieli dziś wyszorować schody na dziedzińcu, posprzątać bibliotekę, nanieść drewna do składzika oraz płuc przy rozładunku wozu z zapasami. Zaczęli właśnie od schodów wzięli wiadra, mydła oraz szczotki, a następnie ruszyli w stronę studni nabrali wody i zabrali się do pracy.
Szorowali schody na dziedzińcu przez godzinę wtedy Fergus się odezwał - Na szczęście, już jutro nie będę skazany na żadne szorowanie.
- Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu braciszku - odparł Arthur z przestrogą.
- A to niby dlaczego? - zapytał piętnastolatek z zaciekawieniem.
- Ponieważ trafisz pod komendę się Cedrica Blacka. - odpowiedział młodszy brat z powagą w oczach.
- I co z tego? - spytał z zdziwieniem Fergus.
- Braciszku przecież mnie szkolił sir Black razem ze sir Tirą Mennell. - oznajmił Artur z poirytowaniem.
- Przecież dobrze wyglądasz jak mimo swojego młodego wieku. - powiedział spokojnie starszy brat.
- Tak ale dlatego że szkolenie pod okiem sir Cedrica było bardzo rygorystyczne. - odparł siedmiolatek stanowczym głosem i tym samym tonem dodał - A wolałem zawsze ćwiczenia pod okiem sir Tiry ponieważ były spokojniejsze.
- Czyli mówisz że od jutra będę miał prawdziwe piekło? - zapytał lekko przestraszony Fergus.
Arthur jedynie pokiwał głową z współczującym uśmiechem.
- O Stwórco. - powiedział piętnastolatek przełykając głośno ślinę.
Cały dzień obaj bracia wykonywali zadania z listy, po czym poszli na wieczerzę. Podczas kolacji Fergus i Arthur rozmawiali o tym jakich technik się uczą oraz jak jakiego typu broni używają. Starszy brat powiedział, że używa trójkątnej tarczy oraz długiego miecza, topora jednoręcznego i buzdygana a także lancy. Oznajmił też że używa techniki "Taranu" w walce, ponieważ jak to ujął jego mentor to bardziej do niego pasuje. Arthur natomiast opowiedział że miał problem z opanowaniem techniki muru z powodu tarczy dlatego sir Ryszard kazał mu zamienić pawęż na małą okrągłą tarczę. Powiedział że też używa długiego miecza a ta zmiana tarczy przyniosła efekty a tym bardziej że zmienił technikę "Mabar" która jest stylem walki Arwarów. Później rozmowa zeszła ta nie tematy np. ich odczuć, bracia zrozumieli się i ostatecznie zakończyli swoje swary. Po wieczerzy wrócili do swojego dormitorium i obaj zaczęli pakować rzeczy Fergusa, który od jutra miał przenieść się do koszar straży zamkowej, a Arthur miał zostać sam w komnacie służby. Po wykonaniu bracia poszli spać życząc sobie dobrej nocy.
Następnego dnia Fergus stawił się o świcie w koszarach dla rekrutów na natomiast Arthur poszedł do stajni by pomagać jako pomocnik koniuszego przez dwa tygodnie. Dowiedział się tam, że jak odpowiednio opiekować się koniem i jak go uspokoić oraz czym karmić. Po tym okresie stawił się na na służbę u zamkowego kowala. Kowal dał chłopcu solidnie w kość każąc mu wykonywać czarną robotę. Arthur jednak dowiedział się przez ten miesiąc trochę na temat stali oraz typów broni szczególnie włóczni które uznał za przydatne podczas bitew. Fergusowi natomiast nie było do śmiechu, jego młodszy brat mówił prawdę sir Cedric to prawdziwy demon jeśli chodzi o wytrzymałość i dyscyplinę. Kiedy w końcu skończyła się kara obaj bracia zaprzestali głupich dowcipów a nawet bardziej się zżyli ze sobą.
Proszę komentarze ponieważ chciałbym wiedzieć, czy podoba wam się ta historia.
