Rozdział 207: Niespodziewana wizyta

— Proszę Ollie — szepnęła delikatnie Violet Holmes, podskakując wnuka na jednym kolanie, trzymając przed jego twarzą małe ciasteczko z kawałkami czekolady.

Piszczac 14-miesięczny chłopiec wziął smakołyk i wsadził go sobie do ust, dokładnie w chwili, gdy Mycroft wszedł do pokoju.

— Mamusiu — powiedział z irytacją. — Mówiłem ci, żebyś nie dawała Oliverowi żadnych słodyczy. Zaraz położę go spać.

— Och, proszę cię, Myc, to właśnie robią babki! — zagruchała, całując dziecko w policzek.

— Baba! — powtórzył Oliver, po czym wziął kolejny kęs ciastka, sprawiając, że okruchy spadły na niego.

Babcia — próbował go poprawić Mycroft. Violet przewróciła oczami.

— Wolę babę, mój drogi — poprawiła go po raz milionowy. — Babcia jest dla mnie po prostu zbyt prawidłowa.

— Myślę, że baba jest w porządku — powiedział Greg, wchodząc do pokoju.

— Papa! Tatuś! — powiedział Oliver, obracając się w uścisku baby i machając rękę do swoich ojców.

— Czy to nie miłe ze strony baby, że wpadła? — Greg zapytał syna, bawiąc się jego puszystymi, czarnymi włosami.

Oliver zachichotał, odwracając się w stronę Violet, aby uciec przed tym, chociaż było jasne, że to kochał. Greg zaśmiał się czule.

— Chodź, Oliverze, pora sny — powiedział cicho Mycroft.

Uklęknął obok matki, odgarniając okruszki ciasteczek, po czym wziął Olivera w ramiona i przygładził lekko jego włosy.

— Papa — powtórzył Oliver, patrząc na Mycrofta. — Nie łóżko?

— Łóżko, kochanie. Powiedz dobranoc.

— Baba, nie łóżko! — powtórzył Oliver, odwracając się do babci, która uśmiechnęła się promiennie.

— Słuchaj swojego papy, kochanie — powiedziała. — Dobranoc, Ollie.

Nastąpiła kolejna minuta protestu, co nie było niczym niezwykłym przed snem, ale w końcu Mycroft wyszedł z pokoju, a Oliver już tak mocno nie protestował. Greg patrzył, jak odchodzą, zanim zwrócił się do swojej teściowej.

— Herbaty Violet? — zapytał, oferując jej dłoń.

Violet skinęła głową i przyjęła jego wyciągnięta rękę, wstając. Razem weszli do kuchni.

Greg zaparzył herbatę w sposób, w jaki pamiętał, że lubiła ją pić i kawę dla siebie. Miło, że do nich wpadła. Oczywiście była sama, ponieważ najwyraźniej Siger musiał wziąć udział w niewielkiej konferencji w Londynie. Jak powiedziała, kiedy przyjechała po raz pierwszy, korzystając z jego podróży, aby ich odwiedzić i rozpieszczać wnuka tak bardzo, jak to możliwe.

Przez chwilę raczyli się napojami w milczeniu, zanim rozpoczęła się rozmowa.

— Zawsze byłam bardzo zatroskaną matką — przyznała niespodziewanie, zerkając w swoją filiżankę, gdy mówiła.

Greg zdziwiony spojrzał na nią.

— Violet? — ponaglił cicho, czekając cierpliwie na kontynuację.

— Zawsze bardzo martwiłam się o moich chłopców — ciągnęła po chwili. — W większości bardziej o Mycrofta niż o Sherlocka. Mycroft zawsze był takim odległym, bezinteresownym dzieckiem. Oczywiście intuicja matki podpowiadała mi, że kocha mnie i swojego ojca, że kocha Sherlocka, ale nigdy tego nie okazywał. Nigdy nie wychodził, żeby się zaprzyjaźnić. Zawsze był taki samotny i było jasne, że wolał to w ten sposób. Nawet Sherlock miał Rudobrodego i mimo wszystkiego był bystrym i szczęśliwym dzieckiem. Mycroft tolerował Rudobrodego. Tolerował wszystkich swoich kolegów z klasy. Był takim samotnikiem.

Greg słuchał uważnie, pijąc kawę i nic nie mówiąc. Wiedział, że to jedna z tych wielkich rozmów, jakie teściowie zawsze mieli zanadrzu w pewnym momencie. To nie była pierwsza, jaką mieli - jedna z najcięższych miała miejsce, zanim on i Mycroft się pobrali - więc mógł powiedzieć, ile to znaczy dla nich dwojga.

— Kiedy w rzadkich chwilach mówił o innych dzieciach, byli to tylko znajomi. Nawet w wieku dziesięciu lat Mycroft mówił i myślał jak polityk lub biznesmen. Dążył do interakcji z innymi dziećmi tylko wtedy, gdy było to dla niego korzystne. Nie dbał o przyjaciół ani o związki. Potem cię spotkał.

Greg uśmiechnął delikatnie, czując ciepło w piersi. Wypił więcej kawy, a Violet spojrzała na niego.

— Greg, nigdy nie będę w stanie wystarczająco wyrazić, ile to dla mnie znaczy, że tu jesteś. Nauczyłeś mojego syna, jak naprawdę kochać. Mój syn troszczy się o ciebie całym sercem. Kiedy pierwszy raz cię spotkałam i zobaczyłam… Kiedy zobaczyłam, jak Mycroft na ciebie patrzył, kiedy zobaczyłam ten uśmiech na jego twarzy, który miał tylko dla ciebie, prawie się rozpłakała. Martwiłam się, że to będzie widok, którego nigdy nie ujrzę.

— To niesamowity mężczyzna, Violet — wyszeptał Greg. — Powinnaś być z niego dumna.

— Jestem najdumniejszą matką na świecie — rozpromieniła się Violet, a jej oczy zabłysły. — Wychowałam syna najlepiej, jak potrafiłam i dałam mu życie, którego potrzebował. Na które zasłużył. A teraz jestem babcią. Nigdy sobie tego nie wyobrażałam. — Violet położyła swoją dłoń na ręce Grega, ściskając ją delikatnie. — Jestem dumna z tej rodzinny, którą wy dwoje stworzyliście, a jeszcze bardziej dumna jestem, że mogę być jej częścią. Z dumą nazywam cię moim zięciem i bardzo cię kocham Gregory Lestrade-Holes. Nigdy nie mogę ci wystarczająco podziękować za to, co zrobiłeś dla mojego syna.

— Ja również nie potrafię wyrazić wystarczająco dobrze, co dla mnie zrobił — powiedział Greg, obracając dłoń, by w zamian uścisnąć jej. — Dziękuję za powierzenie mi go.

— Udowodniłeś, że na niego zasługujesz w chwili, gdy przekroczyłeś nasz próg — powiedziała Violet, potrząsając głową i popijając herbatę. — Byłabym cholernie szaloną kobieta, gdybym odmówiła ci bycie z nim. Wiedziałam, że jesteście stworzeni dla siebie, zanim powiedziałeś cokolwiek. Po prostu wiedziałam.

— Jeśli chodzi o Mycrofta Violet — wyszeptał Greg, oblizując wargi i zerkając przez ramię w kierunku, w którym jego kochany mąż odszedł z synem. — Również to wiedziałem. W tym pierwszych chwilach wiedziałem. Nawet jeśli nie zdawałem sobie z tego sprawy.