CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

Rozdział drugi

Szukając w mroku...

xxx

Wszyscy od czasu do czasu się gubimy.

Jednak trzeba wierzyć,że warto się szukać.

Richard Paul Evans – Stokrotki w śniegu

xxx

][ ][ ][

Punkt widzenia Voldemorta

Bezchmurne niebo skrzydło się od gwiazd. Był środek gorącej, lipcowej nocy. Opustoszałe uliczki oświetlał pomarańczowy blask padający z przydrożnych latarni. W oknach podmiejskich domków panowała ciemność. Nawet koty zwykle grasujące po śmietnikach, w tą duszną noc, wolały pogrążyć się we śnie. Cała okolica zamarła, zupełnie tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

Trzask aportacji który niespodziewanie przeciął ciszę, zabrzmiał niczym wystrzał. Przed jednym z wielu identycznie wyglądających domów aportowała się wysoka postać. Półmrok utrudniał rozpoznanie twarzy przybysza, jednak i w dziennym świetle nie byłoby to łatwe. Mężczyzna odziany był w długa szatę z przepastnym kapturem. Jego ubiór oraz różdżka w dłoni świadczyły jednak o tym, że jest czarodziejem.

Voldemort przez chwilę stał nieruchomo, starając się ponownie wyczuć słaby sygnał docierającej do niego magii, w końcu odwrócił się w stronę znajdującego po prawej stronie domu. Jedynie przelotnie spoglądając na mosiężną czwórkę, zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku pomalowanych na biało drzwi.

- Co robisz w miejscu takim jak to?- ponownie zadał sobie to samo pytanie, po czym kierując różdżkę w stronę drzwi, rzucił cicho Alohomora. Zamek kliknął. Nacisnął klamkę i pchnąwszy drzwi, wszedł do domu. Gdy znalazł się w niewielkim korytarzu, w jego nozdrza uderzył mdlący zapach środków czyszczących.

- Lumos. Blade światło padające z różdżki oświetliło wnętrze. Jego oczom ukazał się brązowy dywan pokrywający podłogę oraz białe ściany obwieszone ramkami na których uwieczniono pucołowatego chłopca. Nie przywiązując większej uwagi do wystroju, powoli ruszył przed siebie, szukając źródła mocy.

Nie znalazł go.

Nie był w stanie nic wykryć. Było zupełnie tak, jakby wszystko ucichło w chwili gdy tylko przekroczył próg tego domu. Ktoś mógłby powiedzieć, że po prostu pomylił się przychodząc tutaj, ale on wiedział, że to nieprawda.

Nie mogło być mowy o pomyłce.

Pomóż mi, mój Mały Czarny Panie - błaganie jakie usłyszał w tym wezwaniu, wezwaniu od osoby która nie dała znaku życia od tak wielu lat, upewniło go w tym. Wiedział, że musi być gotowy na wszystko.

- Wskaż mi. - szepnął kładąc różdżkę na otwartej dłoni. Ta przez chwilę wirowała dookoła własnej osi, by w końcu zatrzymać się, wyraźnie wskazując kierunek. W kilku krokach znalazł się przed jednymi z drzwi. Wyglądały niepozornie, zastanawiający jednak był fakt, że zamknięto je na cztery kłódki.

- Alohomora - ponownie rzucił zaklęcie otwierające. Rozległ się cichy szczęk i wszystkie cztery spadły. Głuchy odgłos uderzenia został stłumiony przez dywan. Nacisnął klamkę i delikatnie pchnął drzwi. Wystarczył jeden rzut oka, by zorientował się, że trafił na zejście do piwnicy. Sięgnął ręką do kontaktu, ale światło nie zapaliło się.

- Lumos - szepnął aby przywrócić światło na końcu różdżki i powoli zaczął schodzić w dół. Idąc, nie do końca wiedział, czego właściwie się spodziewa, ale na pewno nie był to widok który ukazał się przed jego oczami.

Pomieszczenie było prawie puste. Zazwyczaj piwnica staje się składowiskiem niepotrzebnych w domu przedmiotów które szkoda wyrzucić, tu jednak było inaczej. Poza kubkiem porzuconym przy jednej ze ścian, w piwnicy nie było nic więcej. Nie spodobało mu się to, zwłaszcza że zarówno przy ścianie jak i pośrodku pomieszczenia, dostrzegł ciemne plamy. Jeszcze nim podszedł bliżej wiedział że to krew. Metaliczny zapach nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

- Cholera. - zaklął. Widział w swoim życiu wiele podobnych miejsc... To nie była piwnica. To był loch.

Wchodząc głębiej schylił się, uważnie przyglądając plamom pozostawionym na betonowej podłodze. Kto ci to zrobił? - dotknął opuszkami palców krwi. Energia która w niego uderzyła, upewniła go w tym, że się nie pomylił. On tu był. Był i ktoś zrobił mu potworną krzywdę.

Gdzie jesteś?

Ponownie rozejrzał się, jedynie upewniając w tym, że jest w piwnicy sam. Gdy jednak wsłuchał się w otoczenie, wyraźnie wyczuł zawirowania magii. To dało mu pewność, że Avis musiał być w tym pomieszczeniu jeszcze kilka godzin temu. Po raz kolejny dotykając plam krwi, przymknął oczy, skupiając się na resztkach obecnej w niej esencji, jaką pozostawiła jego magia.

Krew od zawsze była jednym z najlepszych przewodników, dlatego dosyć szybko zdołał odnaleźć słabo pulsujące źródło. Energia nie była silna, ale upewniła go w tym, że Avis wciąż żyje. Dzięki krwi tym razem bez trudu odnalazł jego dokładne położenie. Chciał się od razu do niego teleportować, ale bariery antyteleportacyjne, powstrzymały go. W normalnych warunkach mógłby się zastanowić nad tym, że ktoś zadał sobie trud nałożenia barier na mugolski budynek, ale w obecnej sytuacji nie dziwiło go już nic.

Podniósł się i po raz ostatni omiatając wzrokiem pomieszczenie, opuścił je, nie chcąc tracić więcej czasu niż to konieczne. Równie bezszelestnie jak dostał się do domu, opuścił go, notując w pamięci lokalizację. Tak, zamierzał tu wrócić i zająć się jego mieszkańcami.

][ ][ ][

Trzask aportacji echem rozniósł się po okolicy. Już po raz drugi w ciągu tej nocy teleportował się nie wiedząc, dokąd trafi. Zazwyczaj niemożliwa była teleportacja w miejsce nieznane, jednak on kierował się pozostawionym śladem magii. Dawało mu to pewność, że nie zbłądzi.

Tym razem otoczyła go całkowita ciemność.

Pierwszą rzeczą którą zarejestrował po wylądowaniu był fakt, że grunt na którym stoi nie jest tak twardy jak wcześniej. To, wraz z głośnym szelestem liści, wywołanym przez podmuch wiatru, podsunęły mu myśl, że znalazł się na niezamieszkałym terenie.

-Lumos - ponownie tego wieczoru wypowiedział zaklęcie światła by rozproszyć mrok i rozejrzał się. W słabym blasku z ciemności wyłoniły się poskręcane konary drzew, potwierdzając jego podejrzenia.

Był w lesie.

- Cholera - zaklął. Coraz mniej mu się to wszystko podobało. Wciąż miał w pamięci ślady krwi pozostawione na betonowej podłodze. Ślady te wyraźnie świadczyły o tym, że Avis nie opuścił tamtej piwnicy bez szwanku. Tym bardziej fakt, że sygnał jego magii odnalazł w miejscu takim jak to, przyprawił go o lodowaty dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa.

- Lumos lucidum - kolejne zaklęcie sprawiło że promień światła oderwał się od różdżki i zaczął unosić tuż przed nim. Znów położył różdżkę na dłoni i szepcząc wskaż mi, skupił się na tym czego poszukuje. Różdżka zawirowała dookoła po czym zatrzymała się, prowadząc go w stronę ciemnego pasa drzew. Ruszył tam, pewien że cel jego poszukiwań nie może być zbyt daleko.

Las był gęsty, a chybotliwe światło nie ułatwiało poruszania się. Przedzierając się przez plątaninę krzaków i wystających konarów, raz za razem potykał się. Gdy jego szata po raz drugi zaplątała się o ostre kolce i do jego uszu dobiegł dźwięk rozrywającego się materiału, zaklął. Był pewien, że osoba która doprowadziła do tej sytuacji, słono za to zapłaci.

Zginie w męczarniach, a tamten dom zrównam z ziemią. - uśmiechnął się do własnych myśli - Ty Avis też dostaniesz za swoje. Gdy tylko cię znajdę i postawię na nogi, będziesz musiał odpokutować za zniknięcie na tyle lat. Nie myśl, że od tak ci podaruję... - urwał myśl w połowie, gdy niespodziewanie potknął się o coś, tracąc przy tym równowagę. Upadając, w ostatniej chwili wyciągnął przed siebie ręce, chroniąc się przed wylądowaniem twarzą w ziemi. Odpowiedzialnych za to będę zabijał powoli. Bardzo, bardzo powoli... - pokrzepiony tą myślą, podniósł się i zaczął otrzepywać zabłocone ubranie, zaraz jednak przerwał, w słabym świetle unoszącego się przed nim światła dostrzegając to, o co tak właściwie się potknął.

Ciało.

Leżał na brzuchu z lewą ręką wykrzywioną pod dziwnym kątem. Nie widać było jego twarzy, jednak nawet bez spoglądania, wiedział z kim ma do czynienia. Słabe przebłyski magii dochodzące od leżącego przed nim mężczyzny upewniły go w tym. Wreszcie, po tylu latach, on znów stanie u jego boku.

Uklęknął, ostrożnie starając się obrócić go. Chociaż nie ruszał się, czuł że wciąż żyje. Niestety gorąco bijące od jego ciała oraz nawet w tak nikłym świetle widoczna krew, świadczyła o tym, że nie jest z nim dobrze.

- Kto ci to to cholery zrobił? - syknął i postępując tak delikatnie na ile było to możliwe w obecnej sytuacji, ostrożnie ułożył go na plecach. Sięgnął ręką do jego twarzy, by odgarnąć z niej brudne kosmyki i zamarł.

Niemożliwe.

Leżąca przed nim osoba z pewnością nie była mężczyzną, dużo bardziej pasowało określenie chłopiec, by nie powiedzieć po prostu dziecko. Ruchem ręki obniżył światło tak, by oświetliło drobną twarz. Chłopiec był brudny ale nawet w półmroku, bez trudu dało się rozpoznać kim jest. Nie, nie ujrzał rysów jakich się spodziewał. Wręcz przeciwnie, przymknął oczy czując że to co zobaczył, właśnie wywróciło cały jego poukładany świat do góry nogami.

Harry Potter.

Jak? - W jego myślach zapanował chaos. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Faktem jednak pozostawało że osobą przy której właśnie klęczy jest cholerny złoty rycerzyk jasnej strony. Harry Potter.

Wciąż spoglądając na nieruchomą postać, zacisnął palce na różdżce, mając ochotę dokończyć to co nie udało mu się w czerwcu. Chciał, jednak magia emanująca od chłopaka powstrzymała go. Struktury magicznej nie dało się pomylić z inną. Dla każdego czarodzieja była unikalna. Zupełnie jak kod DNA o którym musiał wiele lat temu uczyć się w mugolskiej szkole. Tak, ten chłopiec z pewnością był osobą której szukał. Niestety świadomość tego ani trochę nie czyniła całej tej sytuacji bardziej klarowną. Jeszcze przez chwilę klęczał zastanawiając się co właściwie zrobić, w końcu podniósł się, ostrożnie biorąc nieprzytomnego Pottera na ręce. Starając się nie zrobić mu jeszcze większej krzywdy, poprawił chwyt, opierając go o siebie. Musiał to wszystko na spokojnie przeanalizować, a ciemny las na pewno nie był do tego najodpowiedniejszym miejscem.

- Aligio - rzucił bezróżdżkowo zaklęcie, związując siebie z dzieciakiem, po czym z trzaskiem teleportował ich obu.

][ ][ ][

Gdy tylko ponownie znalazł się wewnątrz własnej posiadłości, pierwsze kroki skierował do łazienki. Poprawiając nieprzytomnego chłopca w ramionach, machnięciem różdżki odkręcił kurki, napuszczając letniej wody do wanny. Nie do końca wiedząc dlaczego właściwie to robi, kolejnym zaklęciem usunął z niego zniszczone rzeczy po czym delikatnie zanurzył go w wodzie.

Zmywając brud oraz zaschniętą krew zniesmaczony dostrzegł że na wychudzonym ciele można policzyć wszystkie żebra. Dzieciak był głodzony. Gdy z rozmokniętych ran zaczęła sączyć się przemieszana z ropą, krew, dostrzegł jak jest ich wiele. Pokrywały praktycznie całą powierzchnię drobnego ciała. Na palcach jednej ręki mógł policzyć miejsca nie poznaczone rozcięciami lub siniakami.

Kto cię tak skatował?

- Jak Dumbledore mógł pozwolić na to by jego ukochany bohater został potraktowany niczym worek treningowy? - Przemywając kolejne zranienia zastanawiał się, dlaczego właściwie jeszcze nie zabił tego dzieciaka. To przez Harry'ego Pottera wiele lat spędził w powłoce nieprzypominającej nawet ludzkiego ciała. Tak, dobrze o tym pamiętał, a mimo to...

Nie mógł go zabić.

Energia która emanowała z Pottera była zbyt znajoma. Wciąż nie wiedział jak to możliwe, ale miał pewność, że to tej magii poszukiwał. To jego brakowało mu przez cały ten czas. Nie zgadzał się jego wygląd, ani tym bardziej wiek, lecz w jakiś sposób czuł że ma do czynienia z tą samą osobą.

Gdy zmierzył się z nim na cmentarzu, nie zwracał na niego zbyt wielkiej uwagi. Jego dopiero co odrodzone ciało było wtedy wciąż niestabilne i nie miał dostępu do wielu własnych zdolności, przez co nie zdołał wyczuć kim jest.

Kiedy powrócił pamięcią do nocy trzeciego zadania Turnieju Trójmagicznego, nagle kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce. Dotąd sądził że rytuał który przeprowadził Glizdoogon nie został odprawiony właściwie i to dlatego początkowo jego wygląd tak bardzo odbiegał od normy. Teraz jednak zaczął się zastanawiać nad tym, czy przyczyna tego nie była zupełnie inna.

Krew wroga odebrana siłą...

- Skoro posiadasz tą magię i jest jakiekolwiek wyjaśnienie tego, jak mógłbyś być nim, to by znaczyło że krew którą otrzymałem, nie była krwią wroga... - ledwie jego własne słowa przebrzmiały w pomieszczeniu, zyskał pewność, że może mieć rację. To było najlogiczniejsze wytłumaczenie.

Woda w wannie zaczęła stygnąć, wyciągnął więc chłopca z wody i po osuszeniu go zaklęciem, przywołał z szafki maść. Nakładając ją na oczyszczone teraz zranienia powrócił do rozmyślań.

- Jeżeli to rzeczywiście jesteś ty, jak to możliwe, że wyglądasz jak dziecko? Zaklęcia maskujące? Wielosokowy? - Pokręcił głową pewien że oba pomysły są równie absurdalne. Zaklęcia łatwo można by zdjąć a eliksir wielosokowy trzeba było zażywać regularnie. Poza tym dotąd już kilka razy spotkał się z Harrym Potterem. Miał pewność, że chociażby w Hogwarcie, gdy próbował wykraść Kamień Filozoficzny, nie walczył z dorosłym. Tak wtedy Harry miał jedenaście lat i walczył jak jedenastolatek.

Zastanawiając się jakie inne może być tego wyjaśnienie, nastawił rękę chłopca i ostrożnie pochwycił go w ramiona owijając w jeden z puszystych ręczników. Przeniósł bezwładne ciało do sypialni po raz kolejny zwracając uwagę na to, jak lekki jest chłopak. Delikatnie ułożył go na brzuchu i ponownie sięgnął po różdżkę. Rzucił kilka podstawowych zaklęć diagnostycznych i skrzywił się widząc rezultaty. Przywołał do siebie kilka eliksirów i usiadł obok nieruchomej postaci. Odwrócił chłopca tak, że ten teraz opierał się o niego i ostrożnie wlał mu do gardła eliksir przeciwkrwotoczny. Zmusił go do przełknięcia po czym to samo zrobił z eliksirem zbijającym gorączkę. Wiedział, że chłopaka powinien zobaczyć uzdrowiciel, jednak na razie było to niemożliwe. Mając nadzieję, że przynajmniej na razie eliksiry wystarczą, ponownie ułożył Pottera na poduszkach I przykrył go, uważając by nie zetrzeć przy tym pokrywającej zranienia maści.

W końcu poświęcił kilka chwil aby uważniej przyjrzeć się chłopcu. Już na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że dzieciak z pewnością wygląda tak, jakby pochodził z rodziny Potterów. Charakterystyczne włosy oraz kości policzkowe nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Widząc go gdzieś przelotnie lub oglądając jego zdjęcia w gazecie nigdy nie uwierzyłby w to, że smarkacz jest kimś innym, a jednak... teraz nie mógł temu zaprzeczyć. Im dłużej go dotykał, tym szybciej rozwiewały się jego wątpliwości.

Magia chłopca mówiła sama za siebie.

- Co mu zrobiłeś Dumbledore? - był pewien, że to jego robota. Nikt inny nie byłby do czegoś podobnego zdolny. - Rzuciłeś na niego zaklęcie adopcyjne? - zamyślił się. Zaklęcie adopcyjne z pewnością mogło wyjaśnić podobieństwo chłopca do Potterów. Niestety wciąż nie wyjaśniało problemu związanego z wiekiem.

Chyba że...- zamarł gdy kolejny element układanki dopasował się do całości sprawiając, że wszystko nagle stało się przerażająco klarowne.

- Czy naprawdę jesteś aż tak szalony Dumbledore?

Wyciągnął dłoń i opuszkami palców delikatnie dotknął bladego policzka. Drobny chłopiec zdawał się tonąć w pościeli. Jeszcze przez chwilę przyglądał się chłopcu, po czym, odsunął kołdrę tak, by zsunęła się z jego lewej stopy.

- Jest jeszcze jeden sposób na to, by sprawdzić czy jesteś tym kim myślę. Sięgnął po pozostawioną na stoliku różdżkę i przykładając ją do jego kostki, zaintonował zaklęcie. -Verum invenire - Jak tylko ostatnia sylaba przebrzmiała, na bladej skórze pojawiły się z początku różowe a potem coraz ciemniejsze linie. Patrząc jak zaczynają tworzyć dobrze znajomy znak, uśmiechnął się do siebie.

- Avis Arawn... Jak to się stało, że ktoś taki jak ty został Harrym Potterem? Jak mogłeś dać się złapać osobie takiej jak Albus Dumbledore? - Przykrył go, układając wygodniej w pościeli. - Cóż w każdym razie sądzę, że masz już dość grania pierwszych skrzypiec w jego grze, prawda? - Ponownie sięgnął do jego twarzy i odgarnął z mokrego od potu czoła potargane kosmyki. Zsunął dłoń przeciągając jednym z długich palców po jego wargach.

- Osoba taka jak ty, nigdy nie będzie jego złotym rycerzykiem. Sprawię że znów staniesz się tym, za kim tak długo tęskniłem.- szepnął i pogrążony we własnych planach, cicho opuścił pokój. Jak tylko zamknął za sobą drzwi, zawołał:

- Misty – Skrzat zmaterializował się momentalnie.

- Mistrz wzywał Misty? - skrzat skłonił się.

- Zajmij się nim. - rzucił, ruchem głowy wskazując na pokój. - Gdyby coś się działo, zawiadom mnie. Chcę również wiedzieć jeśli się obudzi.

- Tak Mistrzu. Misty zrobi jak Mistrz sobie życzy.

][ ][ ][

Wraz z pierwszymi promieniami słońca wpadającymi przez duże okna, wszedł do sypialni. Avis nie obudził się przez całą noc więc po krótkiej diagnozie i napojeniu go kolejną dawką eliksirów, ponownie zostawił go pod opieką skrzata. Miał tego dnia kilka spotkań przed sobą i na rękę było mu że Avis wciąż śpi. Wiedział że rozmowa z nim nie będzie łatwa i chciał się do niej przygotować. Poza tym wciąż musiał potwierdzić kilka faktów nim przekaże je chłopcu.

Chłopiec... Dziwnie się czuł ponownie myśląc o Avisie w ten sposób, ale podejrzewał że właśnie tym on w tej chwili jest. Na ile mógł go obserwować w czasie ich potyczki po trzecim zadaniu, miał do czynienia z dzieckiem. Dzieckiem które zdecydowanie było odważne i umysłowo znacznie starsze niż rówieśnicy, ale jednak wciąż pozostawało dzieckiem. Dzieckiem które nie miało pojęcia kim tak naprawdę jest. Westchnął, wiedząc że minie dużo czasu zanim złoty rycerzyk stanie się znów osobą którą był, nim pewien manipulator wtrącił się w ich życie.

- Zapłacisz nam za to Dumbledore. Sprawię że nam za to zapłacisz. - szepnął w przestrzeń i podążył wzdłuż wąskiego korytarza.

][ ][ ][

Ledwie minęło południe. Skończył właśnie rozmowę z jednym ze swoich zaufanych ludzi, gdy wyraźnie zdenerwowana skrzatka zmaterializowała się przed nim. Widząc jak miętosi w palcach rąbek szarej sukienki w która była ubrana, spytał bez ogródek:

- Obudził się? - odpowiedziało mu potrząśnięcie głową. Zaraz potem usłyszał jej niepewną odpowiedź.

- Panicz jest bardzo gorący. Rzuca się na łóżku i mówi przez sen. Jego rany się otworzyły i znów krwawi. Misty nie wie co robić. - dalej nie słuchał. Odesłał ją machnięciem ręki i pospieszył do bocznej sypialni. Gdy tylko przekroczył próg, do jego uszu dobiegły ciche jęki. Zbliżył się do łóżka, oceniając sytuację. Misty dobrze opisała stan chłopaka. Avis rzucał się na łóżku, koszula w którą był ubrany przesiąkła krwią z ponownie otwartych ran. Dotknął ręką wilgotnego czoła i zaklął orientując się jak bardzo jest rozpalony.

- Napełnij wannę wodą. Temperatura pokojowa – rzucił w stronę stojącej teraz w kącie skrzatki i wyciągnął z szuflady eliksir przeciwgorączkowy. Usiadł na łóżku aby mieć lepszy dostęp do chłopca. Unosząc lekko jego głowę, wlał w jego usta podwójną dawkę eliksiru i upewniwszy się że Avis przełknął, odstawił buteleczkę. Odrzucił wilgotną kołdrę i wziął wątłe ciało na ręce.

- Zmień pościel – powiedział, gdy skrzatka zameldowała że wszystko gotowe i skierował się do łazienki. Dodał do wody eliksir przeciw zakażeniom i ostrożnie umieścił chłopca w wannie. Gdy woda przybrała fioletową barwę, zaczął obmywać zranienia.

Nie był pewien ile tak siedzieli, w końcu jednak poczuł, że gorąco przestaje bić od chłopca. Wyciągnął go i osuszywszy, ponownie nałożył na jego plecy i ramiona maść. Przyglądając się jego drobnej twarzy, wrócił z nim do pokoju. Czuł, że ich magia w okół siebie wibruje. Uśmiechnął się i delikatnie dotknął jego policzka.

- Nawet jako Potter jesteś śliczny. - szepnął mu do ucha po czym okrył go i z łopotem szat opuścił pokój.

][ ][ ][

Lumos lucidum - stworzone przeze mnie zaklęcie które tworzy światło unoszące się przed osobą rzucającą czar. ( Lucidum - zwrot pochodzi z języka łacińskiego i w tłumaczeniu oznacza świetlisty).

Aligio – jak wspomniałam w tekście, to zaklęcie przywiązujące by można było aportować dwie osoby jednocześnie.

Verum Invenire – pokaż prawdę – po poprawkach zdecydowałam się na zmianę tego zaklęciea z polskiej wersji na łacińską.

Avis - wybrane przeze mnie imię to słowo mające wiele tłumaczeń - w języku łacińskim oznacza ptaka ( takie tłumaczenie wykorzystała Rowling ) lub znak wieszczy, poza tym w języku francuskim słowo tłumaczone jest jako informacja, ostrzeżenie.

Arawn - to słowo u mnie jest nazwiskiem, jednak w rzeczywistości to imię pochodzące z mitologii walijskiej, nazywano tak Pana Zaświatów.

Misty – po angielsku oznacza mglisty, trafiłam już w jednym tekście na takie imię skrzata i przyznaję że mi się spodobało.

][ ][ ][

Koniec rozdziału 2