CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

Rozdział 4

Co takiego chcesz mi pokazać Voldemort?

xxx

Zrań mnie mówiąc prawdę,

ale nigdy nie pocieszaj, kłamiąc.

xxx

][ ][ ][

Punkt widzenia Harry'ego

Nie odrywając spojrzenia od migoczącej w pomarańczowych promieniach słońca tafli, powrócił myślami do jednej z rozmów, którą kiedyś odbył z Remusem. Nie miał okazji zobaczyć wtedy na żywo myślodsiewni, jednak profesor sporo mu o niej opowiadał. Chociaż minęło wiele czasu, to tak go ona zainteresowała, że wciąż dobrze pamiętał jego ostrzeżenia dotyczące tego magicznego artefaktu.

Myślodsiewnia to magiczne narzędzie w którym można przechowywać, a także przeglądać wspomnienia. W myślodsiewni czarodziej jest w stanie ponownie przeżyć swoje najbardziej odległe wspomnienia Harry. Potężny czarodziej może mieć dostęp do wydarzeń ze swojego najwcześniejszego dzieciństwa. Musisz wiedzieć, że dawniej myślodsiewnie zaliczano do czarnomagicznych aretfaktów. Czarodzieje obawiali się ich bowiem pozwalają nie tylko zajrzeć we własne, ale także umożliwia przeglądanie wspomnień innych osób. Zastanów się nad tym, Harry. Nikt nie chce by obca osoba poznała wszystkie aspekty jej życia, nawet te najbardziej wstydliwe i mroczne. Myślodsiewnia pozwala to zrobić. Musisz pamiętać o tym że myślodsiewnia jest uznawana za tak tajemniczą, ponieważ w żaden sposób nie da się jej okłamać. Nie można zmanipulować umieszczanych w niej wspomnień. Gdy ktoś próbuje dodać do niej zmienione wspomnienie, myślodsiewnia filtruje je a następnie i tak pokazuje całą prawdę. Całkowicie fałszywego wspomnienia w ogóle nie da się w niej umieścić...

Bardzo dobrze pamiętał każde słowo jakie padło w czasie tamtego wykładu, lecz w tym momencie, najistotniejsze dla niego było jedno Myślodsiewni nie można okłamać. - Ponownie spojrzał na siedzącego tuż obok Voldemorta i znów zadał to samo pytanie.

- Co takiego chcesz mi pokazać, Voldemort?

Czarny Pan przysunął bliżej w jego stronę misę z kłębiącym się wewnątrz srebrzystym płynem. Zadrżał gdyż coś w jego wzroku wzbudziło w nim niezrozumiałą obawę przed wspomnieniem ukrytym wewnątrz naczynia.

- Czyje to wspomnienie? - odważył się wreszcie zapytać, gdy panująca między nimi cisza zaczęła stawać się zbyt nieznośna.

- Moje. To moje ostatnie wspomnienie przed utratą ciała.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku gdy sens usłyszanej wypowiedzi w pełni do niego dotarł. Ostatnie wspomnienie Voldemorta przed tym jak utracił ciało? Przecież to... - urwał nie potrafiąc skończyć tego zdania nawet w myślach. Między nimi ponownie zapadła cisza. Zacisnął palce na koszuli w którą był ubrany i spróbował wziąć uspokajający oddech. W końcu ponownie skupił uwagę na Czarnym Panu, mówiąc:

- To wspomnienie egzekucji którą wykonałeś na mojej rodzinie. - głos zdradliwe drżał mu gdy to mówił, ale nie odwrócił wzroku od twarzy Voldemorta.

- Zanim zaczniesz cokolwiek oceniać, zajrzyj do wnętrza. Pozwolę obejrzeć ci to w samotności. Potem porozmawiamy.

Ponownie spuścił wzrok na kamienną misę, wahał się jedynie przez moment. Bez względu na to jak okrutne to miało być, chciał chociaż raz ujrzeć twarze taty i mamy. Wiedział że oglądanie wspomnienia to zupełnie co innego niż magiczne fotografie. Czując ukłucie w sercu pochylił się i zanurzył twarz w gęstej, srebrzystej substancji. Musiał ich zobaczyć, nawet jeśli miał oglądać ostatnie momenty ich życia.

][ ][ ][

Świat wirował tworząc niezrozumiałą plątaninę dźwięków i barw. Uczucie było dziwne, jednak wszystko ustało gdy tylko jego nogi dotknęły podłoża. Obraz się wyostrzył i wreszcie był w stanie dostrzec cokolwiek. Znalazł się w niewielkim pokoju, którego ściany wymalowano tak by imitowały las. Poskręcane gałęzie namalowanych drzew pięły się w górę, aż do rozjarzonej kuli unoszącej się pośrodku sufitu. Wyglądało to pięknie, nie miał jednak czasu na uważniejsze oglądanie wystroju. Scena która rozgrywała się tuż przed jego oczami, przykuła całą jego uwagę.

Mama...

Lily Potter stała z wyciągniętą przed siebie różdżką i starała się zasłonić sobą, stojącą w rogu kołyskę. Dobiegał z niej dziecięcy płacz..

- Proszę oszczędź go. Zabij mnie, ale oszczędź Harry'ego. On nie jest niczemu winny. To tylko mały chłopiec... - Wzdrygnął się gdy zielone oczy jego matki spojrzały wprost w jego własne. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie na niego patrzy w tym momencie. Jeszcze zanim się obrócił, wiedział kogo ujrzy.

Voldemort.

Odsunął się nieco do tyłu, tak by mieć widok na całe pomieszczenie. Celujący różdżką w jego mamę Czarny Pan, wyglądał tak samo, jak człowiek siedzący z nim obecnie w saloniku. Nic się nie zmienił.

- Avada Kedavra - błysk zieleni i ciało Lily osunęło się na ziemię, zupełnie tak jakby ktoś odciął sznurki utrzymujące je w pionie.

Mamo.

Przez kilka sekund po prostu na nią patrzył, nie wiedząc, co tak właściwie czuje. W końcu jednak oderwał wzrok od aureoli jaką tworzyły jej rude włosy na ciemno zielonym dywanie i ponownie skupił się na Voldemorcie który właśnie zbliżał się do łóżeczka.

Zdawał sobie sprawę że widzianym przez niego dzieckiem jest tak naprawę on sam, ale jakoś nie potrafił tak o tym myśleć. Dużo łatwiej było mu po prostu określić siebie sprzed lat jako "dziecko". Zwłaszcza teraz, gdy rozgrywająca się przed jego oczami scena zaczęła stawać się coraz dziwniejsza. Nie wiedział dlaczego, jednak gdy tylko Voldemort podszedł bliżej, dziecko przestało płakać. Również zbliżył się do kołyski i zaskoczony zauważył że na mokrej od łez twarzy maluszka pojawił się nieśmiały uśmiech. Malec uspokoił się, jak tylko Voldemort znalazł się w zasięgu jego wzroku.

Chłopiec wyciągnął przez szczebelki rączkę i zaciskając piąstkę na szacie Czarnego Pana roześmiał się, najwyraźniej ciesząc z jego obecności. Harry'emu wydało się to co najmniej dziwne. Zdawał sobie sprawę że dziecko mające niewiele ponad rok, może nie rozumieć wszystkiego co się dzieje. Rozumiał to, lecz nie pojmował, jak jeszcze sekundę temu przerażone dziecko nagle może być tak szczęśliwe. Przecież Voldemort był dla niego obcą osobą, dlaczego więc...

To nie było normalne.

- Interesujący z ciebie malec. - Voldemort wyciągnął w stronę dziecka rękę i pogłaskał je po roztrzepanych włoskach. - Wielka szkoda. Może nawet bym cię oszczędził, gdybyś nie był synem zdrajcy.

Synem zdrajcy...

Te dwa słowa podziałały na niego niczym kubeł zimnej wody. Zdezorientowany wodził wzrokiem od dziecka do Voldemorta i z powrotem. Zaraz, o jakiej zdradzie mówi Voldemort? Kto kogo zdradził? - Niestety nie miał więcej czasu na zastanawianie się nad tym, bowiem widmowy Voldemort właśnie skierował różdżkę na chłopca. Harry wiedział co się stanie jeszcze zanim słowa przebrzmiały w ciszy i pokój ponownie rozjaśniło zielone światło zaklęcia.

- Avada Kedavra.

Przeraźliwy płacz musiał być przeszywający, jednak Harry prawie go nie słyszał. Stał nieruchomo, wpatrzony w postać Voldemorta. Zafascynowany obserwował jak ciało Czarnego Pana niczym szmaciana lalka opada na ziemię i nieruchomieje. Gdyby nie znał całej historii, powiedziałby że jest martwy. Jednak zdawał sobie sprawę, że to nie prawda. Czarny Pan przetrwał ten atak.

To nie był jego koniec.

Na potwierdzenie tego, zaledwie kilka sekund później, w okół nieruchomej postaci powietrze powoli zaczęło gęstnieć. Z początku było to ledwo zauważalne, ale w końcu nie można było już tego zignorować. Ostatecznie przyjęło ono postać szarej, skłębionej mgły. Harry podejrzewał, że była to emanacja duszy Voldemorta. W jakiś sposób wydostanie się jej z ciała, pozwoliło Czarnemu Pau przeżyć?

- Jak udało ci się tego dokonać? - zapytał sam siebie, patrząc jak mgła unosi się w górę i zawisa nad ciałem będącym teraz jedynie pustą skorupą.

Czasami chyba lepiej nie wiedzieć.

Wiedząc że już po wszystkim, przygotował się do powrotu. W głowie miał wiele pytań i miał nadzieję na to, że przynajmniej na część z nich Czarny Pan udzieli mu odpowiedzi. Czekał aż obraz się rozwieje, ale nic takiego nie nastąpiło. Sekundy mijały a on wciąż stał w tym samym pokoju, Było zupełnie tak jakby wspomnienie się zawiesiło, chociaż nie był pewien czy coś takiego właściwie jest możliwie. Gdy zaczął się już zastanawiać jak wydostać się z niego na własną rękę, ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu, przeszył odgłos kroków na schodach. Zaskoczony spojrzał w stronę drzwi, pojmując, że to jeszcze nie koniec wspomnienia.

Czy to Hagrid? Przyszedł zabrać mnie stąd? -Tak sądził, wiedział bowiem że to on dostarczył go tej pamiętnej nocy na Privet Drive. Jednak gdy drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem, to nie gajowy stanął na progu.

Dumbledore?

Dyrektor wszedł do pomieszczenia, uważnie przyglądając się panującemu w pokoju pobojowisku. Jego wzrok padł najpierw na śpiące od zbyt długiego płaczu dziecko, a następnie ześlizgnął się na nieruchome ciało Voldemorta i mgłę wciąż wiszącą nad nim. Po chwili, na zwykle dobrotliwej twarzy starca, pojawił się uśmiech pełen satysfakcji.

- Kto by pomyślał, że tak łatwo dasz się załatwić swoją własną bronią. W końcu podniosłeś różdżkę na niewłaściwą osobę, nieprawdaż? Twój jedyny słaby punkt okazał się twoją zgubą.

Dumbledore mówił coś jeszcze jednak jego kolejne słowa stały się zupełnie niezrozumiałe. Mgła otaczająca ciało Czarnego Pana zaczynała się rozwiewać, a wraz z nią zamazywało się wspomnienie. Zaledwie kilka sekund później Harry poczuł że jakaś niewidzialna siła wyciąga go z naczynia. Gdy ponownie znalazł się w saloniku, utkwił wzrok w oknie próbując zrozumieć to co właśnie usłyszał.

][ ][ ][

Minuty mijały, a on wciąż siedział nieruchomo, zapatrzony w jeden punkt. Starał się jakoś poukładać to wszystko w głowie, jednak informacje które przekazał mu Voldemort stworzyły zbyt wielki chaos w jego myślach. Zarówno słowa Voldemorta ze wspomnienia jak i to co na samym końcu powiedział Dumbledore wzbudzało w nim niepokój. Nie zgadzało się z tym, co do tej pory słyszał o wydarzeniach z tamtej nocy.

Nie wiedział jak ma się do tego odnieść. Oczywiste rozwiązania które nasuwały mu się z tych informacji, ani trochę mu się nie podobały. Wolał żeby się nie potwierdziły. Nie mogą się potwierdzić. - Obserwując jak Voldemort zapala świece i rozjaśnia półmrok który zapanował w salonie, odetchnął i cicho zapytał:

- Dlaczego w tym wspomnieniu nazwałeś mnie synem zdrajcy? - Czerwone oczy spotkały się z jego własnymi, po czym wzrok Voldemorta przesunął się po jego twarzy jakby czegoś w niej szukając. Po chwili na twarzy Riddle'a pojawił się lekki uśmiech gdy odpowiedział:

- Tamtej nocy właśnie nim dla mnie byłeś. Zatajono to przed tobą, jednak James Potter zaraz po ukończeniu szkoły wstąpił w moje szeregi. Miał duży potencjał i był obiecującym nabytkiem, niestety szybko okazało się, że nie jest względem mnie lojalny. Został Śmierciożercą, lecz zarazem wciąż służył jasnej stronie. Przystąpił do mnie na polecenie tego Starego Idioty. Miał zostać szpiegiem. Na szczęście udało mi się odkryć prawdę zanim zdołał zbyt mocno namieszać w moich planach. W każdym razie wydał tym samym na siebie wyrok. Niestety, zanim miałem szansę go wykonać, ukrył się pod Fideliusem. Pewnie nie znalazłbym go, lecz jak sam wiesz, niezbyt odpowiednio dobrał swojego Strażnika Tajemnicy.

Harry zadrżał przypominając sobie Glizdogona przez którego Voldemort zdołał odnaleźć i zabić jego rodziców. O tym że ten szczur był tym który ich wydał wiedział już od dawna, jednak pozostałe kwestie były dla niego nowością. W dodatku to co powiedział Voldemort w niczym nie zgadzało się z tym, co do tej pory mówili mu wszyscy.

Byłem jeszcze na pierwszym roku gdy Dumbledore wyjawił, że Voldemort zjawił się w Dolinie Godryka żeby mnie zabić. Nie powiedział dlaczego, ale powtarzał, że Czarnemu Panu chodziło właśnie o mnie. Celem nie byli moi rodzice, lecz ja.

- To nie ma sensu. - Nawet nie zauważył, że powiedział to na głos. Jego własne myśli pochłaniały go całkowicie. Jeśli to co twierdzi Voldemort ma cokolwiek wspólnego z prawdą, to by znaczyło, że to nie po mnie wtedy przyszedł. Jeżeli tata był szpiegiem i został zdemaskowany, to Voldemort... chciał zlikwidować jego, nie mnie.

Tylko po co Dumbledore miałby w tej spawie kłamać? Przecież po tylu latach to żadna tajemnica. Spokojnie mógłby mi wyjawić prawdę... Więc, może to nie on skłamał? Czy to Voldemort stara się mnie teraz oszukać? - westchnął, kręcąc bezradnie głową. Te wyjaśnienia także nie miały sensu. Nie sądził, by Voldemort kłamał. Zresztą, po co miałby to robić? Zdawał sobie sprawę, że Czarny Pan nic by nie zyskał na wmawianiu mu czegoś takiego. Poza tym, wiedział, że wspomnienia które widział w naczyniu, muszą być autentyczne.

Myślodsiewnia nie kłamie.

Temu nie mogę zaprzeczyć. Nie mogę też uznać, że słowa "syn zdrajcy" nie padły. Zresztą to co się tam wydarzyło, rzeczywiście przypominało egzekucję na rodzinie zdrajcy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. - potarł palcami nasadę nosa, starając się zignorować nadchodzący ból głowy.

Dlaczego Dumbledore nie powiedział mi o tym? Czemu ukrył fakt że tata szpiegował Voldemorta? Po co przez te wszystkie lata utwierdzał mnie w przekonaniu, że Voldemort przybył mnie zabić? Dlaczego pozwolił żebym przez cały ten czas czuł się winnym ich śmierci? Dlaczego był tak okrutny? - ponownie zacisnął palce na materiale koszulki. - Jak wiele jeszcze przede mną zataił?

Powrócił myślami do tego co zobaczył w myślodsiewni. Ponownie analizując to, w pewnej chwili uzmysłowił sobie jeszcze jedną rzecz.

To Hagrid tamtej nocy zabrał mnie z Doliny Godryka. To on przewiózł mnie motorem i dostarczył do mojego wujostwa na Privet Drive. Wiele razy opowiadał mi tą historię. Opisywał jak osobiście wyciągnął mnie z rumowiska domu... Zresztą sam pamiętam że leciałem na tamtym motorze. Nie mam wątpliwości, że to na pewno był on, dlaczego więc...?

Skoro Dumbledore był wtedy w moim domu, powinien wyciągnąć mnie stamtąd osobiście, prawda? Czemu zostawił mnie tam i zlecił zabranie, Hagridowi? Czy nie myślał o grożącym mi niebezpieczeństwie? Jak bez skrupułów mógł zostawić małe dziecko w zrujnowanym domu przy martwych ciałach? Przecież to chore.

- Dlaczego mnie tam zostawiłeś Dumbledore? - dopiero cicha odpowiedź Voldemorta uzmysłowiła mu, że i tym razem wypowiedział swoje myśli.

- Nigdy zbyt wiele nie znaczyłeś dla Albusa Dumbledore'a. Nikt tak naprawdę nic dla niego nie znaczy. Nie spotkałem jeszcze osoby która byłaby dla tego człowieka czymś więcej niż tylko narzędziem niezbędnym do osiągnięcia wyznaczonego celu.

Słowa Voldemorta były okrutne, ale w pewnym stopniu musiał się z nim zgodzić. Sam już dawno zorientował się, że powszechnie podziwiany dyrektor nie jest do końca tak dobry i szlachetny, za jakiego stara się uchodzić.

Nie jest i zapewne nigdy nie był.

- Zainteresowałeś Dumbledore'a tylko dlatego, że byłeś mu potrzebny. Zdecydował się wykorzystać ciebie, do pozbycia się mnie. Ułożył misterny plan, którego nawet ja w tamtym czasie nie zdołałem przejrzeć.

Chociaż jak na jeden dzień miał już serdecznie dość rewelacji, kolejne słowa Voldemorta ponownie go zaskoczyły. Plan? Jaki plan ma na myśli? Naprawdę byłem potrzebny dyrektorowi do pozbycia się Voldemorta? Ale zaraz... czy to by miało znaczyć, że Dumbledore pozwolił na to, żeby Voldemort...

- To niemożliwe. Nawet on by czegoś takiego nie zrobił.

- Zaprzeczanie, nie zmieni faktów Avis.

- Ale jak... Jak mógł zaplanować to, że ciebie pokonam? Jak i kiedy niby miałem to zrobić? W szkole, chociaż to ty jesteś doświadczonym czarodziejem? A może tamtej nocy gdy miałem niewiele ponad rok?! Przecież pokonanie ciebie to był przypadek! Gdyby moja mama nie oddała za mnie życia, już byłbym martwy!

- Nie byłbyś Avis i Dumbledore doskonale zdaje sobie z tego sprawę. To dlatego ingerował w nasze życie i doprowadził do tego, że tamtej nocy wyciągnąłem przeciw tobie różdżkę.

Jak to możliwe że nie byłbym martwy? Przecież gdyby nie mama, tamta Avada by mnie zabiła. Zresztą jak niby Dumbledore mógł nastawić cholernego Czarnego Pana przeciw zaledwie rocznemu dziecku? Poza tym, skoro nie przyszedł wtedy po mnie, lecz po to by zabić mojego tatę, to co ja mam z tym wspólnego? Nawet jeśli Dumbledore w jakiś sposób chciałby żeby Voldemort mnie zaatakował, to nie mógł przecież wiedzieć, że tamtej nocy wyciągnie przeciw mnie różdżkę, prawda?! - rozdrażniony uderzył ręką w kolano. Nic w tym nie miało dla niego sensu i nie wiedział już, co ma o tym myśleć.

- Skoro przyszedłeś po mojego ojca, czemu chciałeś zabić także mnie? Czemu od tylu lat czyhasz na moje życie, skoro twierdzisz że to wszystko jest winą Dumbledore'a? - zdawał sobie sprawę że trochę zasłania się tymi pytaniami, wciąż jednak miał nadzieję, że w jakiś sposób zdoła zaprzeczyć temu co zobaczył i usłyszał. Chciał tego, bowiem był pewien, że jeśli nie podważy jego słów, cały jego dotychczasowy świat rozsypie się niczym domek z kart.

- Sądzę że już znasz na to odpowiedzi. Widzę to w twoim wzroku Avis, ale niech będzie, powtórzę to. Tamtej nocy przybyłem do was po to, żeby zabić zdrajcę wraz z całą jego rodziną. W takich wypadkach nie pozostawiam nikogo przy życiu. Nie chcę by dzieci zdrajców po latach próbowały się mścić. Nie potrzebne mi takie zamieszanie. - Nie mógł zaprzeczyć jego logice, więc po protu słuchał dalej.

- Jak już wiesz, tamtej nocy straciłem ciało. Stałem się wrakiem czarodzieja i wciąż nie znałem tego przyczyny. Dziecko zdrajcy pozbawiło mnie mocy na wiele lat. Gdy wreszcie udało mu się odzyskać część sił, robiłem wszystko by dokończyć to, czego nie zdołałem osiągnąć przed laty. Po tamtej nocy ty, wtedy małe dziecko, stałeś się dla mnie wrogiem numer jeden. Nienawiść do ciebie całkowicie mnie zaślepiła. Dopiero ostatnio zrozumiałem jak wielki popełniłem błąd. Zapewne gdyby nie twoje wezwanie, nie rozmawialibyśmy tu teraz, Avis.

Ignorując to, że Voldemort po raz kolejny nazwał go tym dziwnym imieniem, zastanowił się o jakim wezwaniu ten mówi. W pewnym momencie zadrżał, przypominając sobie ostatnią noc spędzoną w ciemnej piwnicy wuja. Nie będąc pewnym czy chce to powiedzieć, wziął głęboki oddech i wyszeptał ledwie dosłyszalnie:

- Wezwałem cię?

- Tego też nie pamiętasz? A może jednak? Może po prostu boisz się przyznać do tego, że znów zawołałeś mnie w ten skandaliczny sposób?

Gdy Voldemort umilkł, Harry przygryzł wargę starając się przypomnieć sobie jak nazwał wtedy Czarnego Pana. Dobrze pamiętał, że tuż przed pobiciem myślał o nim kilka razy, ale nie był pewien czy nazwał go jakoś specjalnie... Już chciał powiedzieć, że nie wie o czym ten mówi, lecz nagle zamarł, gdy w pamięci przerażająco dokładnie rozbrzmiały mu słowa które wypowiedział jako ostatnie:

Pomóż mi mój Mały Czarny Panie...

- Mały Czarny Pan – powtórzył to na głos, zamiast po prostu ugryźć się w język, zaraz jednak zakrył sobie usta dłonią, gdy zrozumiał co zrobił.

- Jednak pamiętasz - wzdrygnął się, gdy Voldemort zaczął się bawić różdżką która nie wiadomo kiedy znalazła się w jego ręku.

][ ][ ][

Harry spodziewał się ciosu, ale Czarny Pan nie w niego wycelował. Nie dosłyszał zaklęcia ale w chwilę później na stoliku, tuż obok myślodsiewni pojawiła się przed nim filiżanka z parującą herbatą i tost.

- Wypij. Nie jest zatruta – uśmiech Voldemorta mógłby sugerować coś wręcz przeciwnego ale i tak sięgnął po filiżankę. Wiedział, że jeśli Czarny Pan naprawdę tego będzie chciał to i tak może zabić go w każdej chwili. Nie zamierzał się tym teraz przejmować. I tak nic mi to nie da. - pomyślał i czując że język zaczyna się już mu przyklejać do podniebienia, wziął ostrożny łyk. Herbata była gorzka, ale nie przeszkadzało mu to. Nie przepadał za słodką. Jednak jedzenie całkowicie zignorował. Po dwóch tygodniach na Privet Drive w czasie których nie miał w ustaach nic poza wodą, nie czuł głodu.

Zdawał sobie sprawę, że Voldemort go obserwuje, nie odwrócił się jednak w jego stronę. Świadomość tego jak nazwał go, wciąż nie pozwalała o sobie zapomnieć. Nie pocieszał go nawet fakt, że miał wtedy gorączkę.

- Słyszałem twoje wezwanie, będąc jednak bardziej precyzyjnym, wezwały mnie nie twoje słowa lecz magia. Nie wiem czy słyszałeś o tym, jednak każdy czarodziej i czarownica ma swoją własną, unikalną magię nie podobną do żadnej innej. Jeśli potrafisz wykryć moc czarodzieja, bez trudu go rozpoznasz. Ja nauczyłem się tego wiele lat temu. Zresztą twoją magię znam równie dobrze jak swoją własną. Nie zajęło mi więc wiele czasu odnalezienie ciebie. Zapewne gdybym wcześniej odzyskał pełnię swoich mocy, szybciej zorientowałbym się, że nie jesteś moim wrogiem. Twoja magia by mnie przywołała. Z pewnością wtedy nie patrzyłbyś dziś na mnie, jak na mordercę który zniszczył ci życie.

- Dlaczego moja magia miałaby ciebie przywołać? - zapytał cicho.

- Z prostego powodu. Mój drogi, należysz do mnie Twoja magia zawsze była częścią mnie i będzie należała do mnie w przyszłości. Tego nie zmienisz ani ty, ani ten przeklęty manipulator.

- Nie jestem twoją własnością!

- Tu się mylisz, Avis. Jesteś, już od dawna. Sam dobrowolnie oddałeś się w moje ręce blisko dwadzieścia lat temu.

- Przestań mnie wreszcie tak nazywać. Jestem Harry, nie Avis. - Starał się by jego głos brzmiał pewnie, jednak wypowiedziane przez niego słowa były tak ciche, że sam ledwo je słyszał. Coraz mniej był przekonany, w co ma tak właściwie wierzyć. Po tym czego się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut dowiedział, czuł, że może spodziewać się wszystkiego.

][ ][ ][

Voldemort podniósł się i nim zdążył zareagować, okrążył stolik, zatrzymując się tuż przed nim. Gdy oparł rękę o fotel i nachylił się, poczuł na twarzy jego oddech. Zadrżał gdy zaraz potem, ponownie tego dnia pogłaskał go po policzku. Ich oczy znalazły się na tej samej wysokości i usłyszał jego spokojne słowa:

- Nie martw się, wkrótce zrozumiesz jaka jest prawda. Udowodnię ci kim jesteś. - Przez kilka kolejnych chwil, które jemu zdawały się wiecznością, po prostu na niego patrzył. Przełknął nerwowo ślinę, czując się dziwnie. Ulżyło mu gdy Voldemort wreszcie odsunął się nieco i ponownie odezwał:

- Zanim jedna przejdziemy do tej rozmowy, powinieneś obejrzeć jeszcze jedno wspomnienie. - Voldemort wsunął rękę w kieszeń szaty i wyciągnął flakonik ze srebrzystym płynem.

- Co zobaczę w tym wspomnieniu? - Przyglądając się zamkniętej w fiolce substancji, coraz bardziej czuł, że już nie chce nic więcej oglądać.

- To dowód na to, że James Potter nie tylko został szpiegiem jasnej strony na polecenie tego Starego Idioty, ale także na to, że jego celem od początku było doprowadzenie do starcia pomiędzy nami.

Ta odpowiedź odebrała mu głos. Oszołomiony patrzył jak Voldemort usuwa stare wspomnienie z myślodsiewni a następnie przelewa do niej zawartość fiolki. Gdy tylko naczynie było gotowe, Czary Pan się odsunął i ponownie zajął miejsce po przeciwnej stronie stolika. Harry spojrzał jeszcze raz na niego po czym bez słowa pochylił się nad taflą i po raz drugi tego dnia, zanurzył się w niej.

][ ][ ][

Tym razem, gdy tylko mgła się rozwiała, bez trudu rozpoznał pomieszczenie do którego trafił. Tak wiele razy odwiedził ten okrągły gabinet, że nie miał wątpliwości co do tego, gdzie jest.

Znalazł się w gabinecie Albusa Dumbledore'a.

Rozejrzał się i dopiero wtedy dostrzegł stojącego przy oknie dyrektora. Otwierał je właśnie, by wpuścić do środka świeże powietrze. Widząc jego wzrok raz za razem kierujący się w stronę wejścia, zorientował się, że ten na kogoś czeka. Jakby w odpowiedzi na tę myśl, zaledwie kilka sekund później drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i w progu pomieszczenia stanął James Potter.

Harry nie spodziewał się że będzie miał szansę go tutaj ujrzeć. Mimo wszystko uśmiechnął się dostrzegając, że rzeczywiście słowa które tyle razy słyszał nie są przesadzone. Tak, teraz rozumiał co Remus i Syriusz mieli na myśli.

Naprawdę jestem strasznie do niego podobny. Wyglądamy niemal identycznie. Jak bliźniacy. Chyba różnimy się tylko kolorem oczu i włosów. Chociaż jego też są tak samo potargane jak moje...

- Cieszę się że jesteś mój chłopcze. - Dumbledore odezwał się, otwierając szerzej okno i odsuwając się od niego. Patrząc jak kieruje się w stronę biurka, kątem oka dostrzegł jakiś ruch przy oknie, jednak gdy odwrócił się, zrozumiał że był to jedynie przelatujący kruk.

- Sytuacja staje się coraz trudniejsza. Dlatego zaprosiłem cię dzisiaj do siebie. Muszę cię o coś prosić. Wiem, że nie będzie to dla ciebie łatwe, ale chcę żebyś dołączył do grona Śmierciożerców.

- Mam zostać Śmierciożercą? Albusie to...

- Przepraszam cię, mój chłopcze. Zdaję sobie sprawę o jak wiele cię proszę, lecz obawiam się, że sytuacja nie pozostawia nam innego wyboru. Potrzebujemy szpiega w jego szeregach. Działania Voldemorta stają się coraz bardziej nieprzewidywalne. Ma wielu zwolenników i powoli nie wiemy już kto dał się omamić jego chorej ideologii. Musimy zacząć działać. Natychmiast. Jeśli staniesz się jednym z jego ludzi, zyskamy cenne źródło informacji. Pomoże to nam uniknąć wielu przyszłych ataków.

- Rozumiem to Albusie, ale dlaczego akurat mnie o to prosisz? Wiesz, że mam rodzinę. Nie chcę by Lily i malutki Harry znaleźli się w niebezpieczeństwie.

- Nie mogę poprosić nikogo innego, James. Potrzebuję wyszkolonego czarodzieja, który nie zdemaskuje się przy pierwszej okazji. Nie chciałem cię w to mieszać, ale prawda jest taka, że dokonać tego możesz tylko ty.

James Potter po tych słowach zamilkł. Obserwujący go z boku Harry bez trudu dostrzegał targające nim emocje. Widać było, że uważnie waży słowa dyrektora. W końcu odezwał się, kręcąc bezradnie głową.

- Przykro mi Albusie. Nie mogę tego zrobić. Nie jestem już dłużej sam. Nie mam prawa stawiać na szali życia Lily i Harry'ego. On nie ma jeszcze nawet roku. Jeśli zostanę Śmierciożercą, znajdą się na celowniku. Zrozum mnie, to zbyt niebezpieczne. - słysząc to Harry mimowolnie się uśmiechnął. Naprawdę doceniał postawę ojca. Widząc jak James odwraca się by odejść, zaczął zastanawiać się nad tym co niedawno powiedział mu Voldemort. Jak ta rozmowa ma niby udowodnić, że to przez dyrektora tata został szpiegiem? - Jakby w odpowiedzi na jego własne myśli, dyrektor odezwał się po raz kolejny.

- Jeśli odejdziesz, Harry nie będzie miał żadnej przyszłości. Ani on ani żadne inne dziecko. Jesteś na to gotowy? - Bardzo chciał by James po po prostu wyszedł, jednak te słowa wystarczyły, żeby zatrzymał się i ponownie spojrzał na dyrektora.

- Albusie... Czy naprawę nie ma innego rozwiązania? - gdy mówił, jego głos drżał.

- Przykro mi mój chłopcze. Gdyby było, nigdy bym cię o to nie poprosił. - Głos dyrektora zdawał się brzmieć szczerze. Mimo wszystko tyle razy już słyszał od niego takie zapewnienia, że wcale nie był pewien, czy on aby na pewno nie ma innej możliwości. Dlaczego mam wrażenie że on wymusił na nim tą rolę? Czy to przez słowa Voldemorta? - westchnął wiedząc, że nie tylko one mają na to wpływ.

Wciąż miał w pamięci własną rozmowę z dyrektorem którą odbył tuż po turnieju i jego słowa o większym dobru. Zresztą on zawsze się nim zasłaniał. Dla większego dobra ukryć przed światem prawdę o śmierci Cedrika, nie wyjawić tożsamości Croucha, pozwolić pałętać się dementorom po szkole... wszystko dla cholernego większego dobra. Tak, Dumbledore zawsze taki był. - Odrywając od siebie takie myśli, ponownie skupił się na rozgrywającej scenie. Patrzył jak Dumbledore podchodzi do jego ojca i kładzie mu dłoń na ramieniu.

- Dziękuję ci James. To nam bardzo pomoże. Pewnego dnia nie tylko ja ci za to podziękuję. - Widział, że podziękowania dyrektora, wcale nie podniosły Jamesa na duchu.

- Zadbaj o to by Lily i Harry byli bezpieczni. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli przeze mnie coś im się stanie.

- Oczywiście, o nic nie musisz się martwić. Dopilnuję by nic im nie zagroziło. Pamiętaj jednak żeby zachować całą tę sprawę w tajemnicy. Od tego zależy nasze powodzenie. Nikt nie może dowiedzieć się o twojej roli. Poza mną prawdę będzie znać jedynie twoja żona. Nikt więcej. Musisz zachować szczególną ostrożność. Tak będzie dla wszystkich bezpieczniej.

- W porządku. Masz zapewne rację Albusie. Dopilnuję by ta informacja nie wyszła poza naszą trójkę. Ale obiecaj mi, że o nich zadbasz.

- Obiecuję ci James. Ukryję wasz dom pod Fideliusem. Nic im nie zagrozi.

- Dobrze, niech więc tak będzie.

- Znakomicie. Skoro wszystko mamy ustalone, to w takim razie jutro wieczorem zjawię się u was byśmy mogli omówić szczegóły. Teraz idź odpocznij. Miałeś ciężki dzień. Lily i Harry zapewne już na ciebie czekają.

- Z pewnością. Sądzę że Lily już od dawna się niecierpliwi. Jestem obecnie spóźniony, a znasz ją. Ona uwielbia dni gdy rzeczy idą zgodnie ze schematem który zaplanowała. Moje opóźnienie na pewno jej się nie spodoba. - przez twarz Jamesa przemknął uśmiech. Widząc to sam również się uśmiechnął. Jego tata naprawdę kochał mamę.

- Uważaj na siebie.

- Będę uważał.

James wyszedł z gabinetu, jednak wspomnienie jeszcze się nie rozwiało. Zanim wszystko po raz kolejny spowiła mgła zdołał jeszcze zauważyć jak dyrektor ponownie spogląda w stronę okna, a przez jego twarz przemyka ledwie zauważalny uśmiech.

Wreszcie obraz gabinetu rozwiał się

][ ][ ][

Wpatrzony we własne kolana, milczał. Już po raz kolejny tego dnia nie wiedział jak zacząć dalszą rozmowę. Znów słowa Voldemorta się potwierdziły. Sama myśl, że to przez Dumbledore'a jego ojciec wstąpił między Śmierciożerców przyprawiała go o mdłości. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że był to czas wojny i wielu ludzi narażało własne życie dla powodzenia sprawy. Rozumiał to i wcale nie bolało go to, że ojciec został jednym ze Śmierciożerców Czarnego Pana. Nie, najbardziej bolała go świadomość tego, że zrobił to pod przymusem.

To nie była jego decyzja...

Jak wiele razy Dumbledore wymusił na innych działania które według niego są słuszne? - nie był pewien, czy chce to wiedzieć. Dobrze pamiętał własną naukę i to jak jego samego wiele razy naraził on na niebezpieczeństwo. Przykładem był chociażby niedawny Turniej Trójmagiczny ze smokiem już w pierwszym zadaniu... Żaden normalny dyrektor nie zgodziłby się na to, żeby czternastolatek brał udział w tych zmaganiach, a Dumbledore wręcz popchnął mnie do tego.

Zrobił to nie po raz pierwszy.

Nienawidzę cię Dumbledore. Naprawdę cię nienawidzę. - Przed oczami wciąż miał spojrzenie własnego ojca, gdy ten zrezygnowany godził się na zostanie szpiegiem. Najpierw zmusiłeś go do tego by został twoim pieskiem na posyłki, a potem i tak nie ochroniłeś ani jego ani mojej mamy... - pomyślał i zamarł, przypominając sobie co Voldemort powiedział mu zanim zanurzył się we wspomnieniu.

To dowód na to, że James Potter nie tylko został szpiegiem jasnej strony na polecenie tego Starego Idioty, ale także na to, że jego celem od początku było doprowadzenie do starcia pomiędzy nami.

- To prawda, że Dumbledore zmusił tatę do zostania szpiegiem, ale dlaczego twierdzisz, że chciał doprowadzić do starcia pomiędzy nami? - zapytał w końcu spoglądając wprost w czerwone tęczówki. Po jego pytaniu przez twarz Voldemorta przebiegł ledwie zauważalny cień, Harry nie umiał jednak wywnioskować, co to oznacza.

- Czy nie zastanowiłeś się jeszcze, skąd mam to wspomnienie, Avis? Jak myślisz, do kogo ono należało?

][ ][ ][

Myślodsiewnia - wiadomości na jej temat zaczerpnęłam ze strony opisującej świat Rowling, na której wyjaśnione jest działanie tego magicznego artefaktu. Mimo wszystko uprzedzam jednak że nieco zmodyfikowałam jej funkcję w porównaniu do działania pierwowzoru. No dobrze, może nawet troszkę bardziej niż tylko troszkę, ale cóż...

Zaklęcie Fideliusa (ang. Fidelius Charm) — zaklęcie, które zamykało w duszy żywego człowieka jakąś tajemnicę. Taką osobę nazywało się Strażnikiem Tajemnicy. Raz zdeponowanej tajemnicy nie można było wyjawić, nawet pod wpływem magii o ile oczywiście sam Strażnik nie zdecydował się jej wyjawić. W ten sposób została ukryta lokalizacja domu Potter'ów.

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 4