CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

Rozdział 8

To dla mnie tylko puste słowa

xxx

Tylko w ciemności

możesz zobaczyć gwiazdy

xxx

][ ][ ][

28 lipca 1957 roku... Czy to w ogóle możliwe? Myśl że miałbym urodzić się w 1957 roku brzmi co najmniej absurdalnie, ale Voldemort najpierw przetestował to zaklęcie na sobie... Czy to znaczy, że on nie pomylił się, nazywając mnie Avis? - Cyfry wiszące przed jego oczami, najpierw zblakły, a zaraz potem rozwiały się całkowicie. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Już nie. Data którą zobaczył, na zawsze wyryła się w jego pamięci.

1957 rok.

Czy to może być oszustwo? - chciał żeby tak było, lecz zarazem zdawał sobie sprawę z tego, że Voldemort nie ma potrzeby kłamać. Poza tym, sam widział chwilę wcześniej datę urodzenia Czarnego Pana. W obu przypadkach cyfry wyglądały identycznie. Nie mógł zaprzeczyć, że rzucono to samo zaklęcie. Niestety świadomość tego nie napawała go radością.

- Czyli ja... - nie był w stanie tego wypowiedzieć.

- Chociaż przez ostatnie czternaście lat żyłeś jako Harry Potter, nazywasz się Avis Aital Arawn. Urodziłeś się 28 lipca 1957 roku, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. - Słysząc to, chciał temu zaprzeczyć, ale nie potrafił. Tu nie było już niczego, czemu można by zaprzeczyć. Próbując jakoś pozbierać się po tym, wstał i podszedł do okna. Otworzył jego żeby wpuścić trochę powietrza. Było mu duszno i czuł się skołowany. Miał wrażenie że grunt zaraz usunie mu się spod nóg. Opierając się o parapet wziął głęboki oddech i nie odwracając się, powiedział:

- Nie jestem Harrym. - Czuł się obdarty ze wszystkiego co kiedykolwiek posiadał. Nie wiedział już kim jest i co ma dalej robić. - Całe moje życie było zwykłym kłamstwem? Moi rodzice, Syriusz, Remus, wujek Vernon... oni wszyscy nie mają ze mną nic wspólnego? Czy ja naprawdę przez te wszystkie lata żyłem życiem kogoś innego?! Co mam teraz zrobić? Jak mam spojrzeć w oczy dyrektorowi wiedząc, że on... - głos całkowicie mu się załamał.

- Gdy nadejdzie na to czas, znajdziesz siłę. Nie zapominaj także, że nie jesteś i nigdy nie byłeś sam, Avis. Jesteś częścią mnie i tak pozostanie na zawsze. - Ostatnie słowa Voldemorta powinny raczej wzbudzać w nim strach niż przynosić ulgę, ale pozwoliły mu się uspokoić. Otworzył okno szerzej i wchodząc na parapet, oparł się plecami o framugę.

- Nie mów też że żyłeś życiem kogoś innego. Przez ostatnie czternaście lat to było twoje życie, nawet jeśli pełne fałszu i zdrady, wciąż twoje. Wpłynęło na ciebie sprawiając że jesteś tym kim jesteś. Oba twoje życia są nieodłączną częścią ciebie. To które pamiętasz i to o którym zapomniałeś wciąż wpływają na ciebie bardziej niż ci się wydaje. Zresztą, pomimo wszystkich manipulacji Dumledore'a, to życie doprowadziło do tego, że po raz kolejny znalazłeś się u mojego boku. - słysząc to spojrzał na Voldemorta. Wydawało mu się że ten chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Zostawił to więc, mimo wszystko czując się pokrzepiony jego słowami. Ponownie spojrzał za okno i szepnął.

- Skoro naprawdę jestem osobą o której mówisz, powiedz mi w jaki sposób stałem się piętnastolatkiem. Myślę, że jestem już gotowy tego wysłuchać. - Ciszę która między nimi zapadła przerwał dźwięk odstawianej filiżanki na stolik, zaraz po tym, usłyszał:

- Istnieją dwa sposoby na dokonanie trwałej manipulacji takiego rodzaju. Oba są równie niebezpieczne jak i nielegalne.

- Zaczynam wątpić w to, czy Dumbledore kiedykolwiek stosował legalne rozwiązania. - mówiąc to odwrócił głowę do Czarnego Pana. - Skoro bez skrupułów manipuluje cudzym życiem, co mu szkodzi nagiąć nieco prawo? Zresztą czy ktokolwiek uwierzyłby, że taki dobrotliwy staruszek robi coś nielegalnego? - przez twarz Czarnego Pana przemknął cień uśmiechu gdy mu odpowiadał:

- Dumbledore przez wiele lat pracował nad swoim wizerunkiem i tak jak mówisz, dzisiaj niewielu byłoby gotowych podważyć jego słowa. Stał się ikoną jasnej strony, przewodnikiem za którym ludzie są gotowi ślepo podążyć. Wszystko co powie jest uznawane za prawdę. Ma w swojej garści niemal wszystkich z pośrednich rodów. Stare rody czarodziejskie nie są tak ślepo ufne w jego słowa, ale ich pozostało zbyt mało. Nawet jeśli nie wierzą w jego przekonania, nie mają władzy żeby coś z tym zrobić.

- Stare i pośrednie rody? - zapytał zainteresowany. Nie przypominał sobie by Ron czy Hermiona kiedykolwiek wspominali mu o starych czy pośrednich rodach.

- Czy słyszałeś kiedyś o czarodziejskich kastach? - gdy zaprzeczył, Voldemort podjął wątek.

- Za moich czasów nauczali o tym w Hogwarcie, jednak to jak i wiele innych przedmiotów, poszło w zapomnienie. Obecnie uczy się tylko tego co uznawane jest za jasne i odpowiednie. W dążeniu do uczynienia ze wszystkich, jasnych czarodziejów Ministerstwo powoli zapomina o tym, że urodzeni wśród mugoli nie posiadają podstawowej wiedzy o naszym świecie. Dla czarodziejów ta wiedza jest tak oczywista, że zapominają o tym, by przybliżyć tą kwestię mugolakom. Wracając jednak do tematu, powinieneś wiedzieć, że czarodzieje od wieków dzielą się na cztery kastry. Powstający, Młodzi, Pośredni i Starzy. Powstające Rody toczarodzieje i czarownice mugolskiego pochodzenia, czyli pierwsze pokolenie czarodziejów wywodzące się od niemagicznych. Młode Rody posiadają przynajmniej trzy pokolenia magicznych potomków. Gdy ród osiąga sto lat staje się Rodem Pośrednim, zaś Stare Rody mają za sobą ponad pięćset letnią historię.

- Jakim rodem byli moi rodzice... Lily i James? - nie wiedział nawet jak ma ich teraz nazywać, ale czuł, że wciąż na swój sposób są mu bliscy. Nawet bez łączących ich więzów krwi, w dalszym ciągu stanowili część jego rodziny. Oddali za mnie życie i nic tego nie zmieni. Zawsze będą dla mnie rodzicami.

- Lily Potter wywodziła się z rodziny mugolskiej, jednak wżeniła się w ród Potterów który ma za sobą prawie czterysta lat historii. Wciąż znajdowali się w przedziale Rodów Pośrednich ale wśród nich byli jednym z najdłużej istniejących rodów. Prawdziwych Starych Rodów zostało niewiele. Większość wymordowano.

- Wymordowano? - zapytał, zsuwając się z parapetu i powracając na fotel.

- Chodziło o czystość krwi Avis. Stare Rody znane są ze swej czystości krwi. Były czasy gdy nie wszystkim podobał się ich statut. Starano się je wyeliminować i niestety w wielu przypadkach się to udało. Do dziś czystość krwijest sprawą dyskusyjną, choć obecnie tylko nieliczni pamiętają co tak naprawdę ona oznacza. Jednak to obszerny temat którym możemy zająć się przy innej okazji. Dziś mogę ci powiedzieć, że jednym ze Starych Rodów, z jaki miałem okazję się spotkać, jest twój własny ród.

- Mój? Masz na myśli...

- Tak. Ty jesteś potomkiem jednego z najstarszych istniejących w magicznym świecie rodów. Z tego co się orientuję, w ten ród wchodzi kilka rodzin, chociaż ty jesteś ostatnim z Arawnów. - słysząc to przytaknął, nie potrafiąc zdobyć się na nic więcej. Słuchanie o obu rodzinach było dla niego dosyć dziwne. Tak naprawdę nie był pewien czy obecnie należy do którejkolwiek z nich.

Mam już potwierdzenie, że nie nazywam się Potter, ale co to znaczy, że jestem Avisem? Avis Aital Arawn, to tylko puste imiona. Obecnie wiem o sobie niewiele więcej ponad to jak się nazywam i kiedy się urodziłem. Poza tym, tatuaż który mam na nodze świadczy o tym, że w jakiś sposób związałem swoje życie z Voldemortem. Nie wiem jednak dlaczego coś takiego zrobiłem? Co mnie skłoniło do zawarcia jakiegokolwiek sojuszu z Voldemortem? Czy byłem złym człowiekiem? To chyba niemożliwe żebym robił to co inni śmierciożercy, prawda? - chciał żeby Voldemort to potwierdził, ale nie potrafił wydobyć z siebie choć słowa. Nie zdołał zebrać się w sobie na tyle, żeby o to zapytać.

- O jakich sposobach na zmianę wieku, mówiłeś? - zmieniając temat, starał się odciągnąć swoje myśli od dalszego analizowania własnej tożsamości. Przynajmniej na razie nie czuł się jeszcze na to gotowy. Jeszcze nie teraz.

- W obu przypadkach proces przebiega bardzo podobnie, z uwagi na to, że cel jest taki sam. Zanim przybliżę ci każdy z nich, musisz zapamiętać jedną rzecz. To co zrobił z tobą Dumbledore różni się od wszelkich zaklęć czy eliksirów wpływających na rozwój i wygląd. To nie jest jedynie zamaskowanie twoich prawdziwych cech wyglądu. Twój wiek został w pełni cofnięty. Ponownie stałeś się dzieckiem. W chwili gdy tamtej nocy próbowałem cię zabić, twoje ciało naprawdę miało rok. Także dzisiaj twój wiek fizyczny zgadza się z tym co sugeruje twój wygląd. Różnica pozostaje jedynie w wieku magicznym, tego bowiem nie zmieni żadne zaklęcie.

- Czym jest wiek magiczny?

- Gdy czarodziej się rodzi, jego potencjał magiczny nie jest w pełni rozwinięty. Magia dojrzewa stopniowo. Proces ten zatrzymuje się mniej więcej w okolicach szesnastych urodzin czarodzieja czy też czarownicy. Czasem, w przypadku potężniejszych magicznie osób, proces ten może trwać dwa lub nawet trzy lata dłużej. Po tym czasie następuje pewne utwardzanie się magi. Chociaż zasób magi już nie rośnie to jednak magia im jest starsza, tym bardziej staje się skupiona. Przekłada się to na siłę czarodzieja. Najważniejsze jest jednak byś zrozumiał, że tego procesu w żaden sposób nie można zatrzymać ani odwrócić. Nawet zastosowanie czarów wywołujących zmiany w ciele, nie oddziałuje na istniejącą w nim magię. Gdy magia raz dojrzeje, nie można tego zmienić, rozumiesz? – przytaknął.

- Czar sprawdzający wiek korzysta z tej zasady. To dlatego po jego rzuceniu, wiek który został odczytany z twojego rdzenia magicznego pokazał jego pełen rozwój. Chociaż twoje ciało ma obecnie około piętnastu lat, to twoja magia jest dużo starsza. Innymi słowy, urodziłeś się w 1957 roku, jednak fizycznie twoje ciało jest dużo młodsze niż powinno być. - przytaknął, chociaż wciąż zaakceptowanie tego nie było proste. Voldemort tymczasem tłumaczył dalej:

- Powracając do sposobów w jaki można kogoś odmłodzić, oba opierają się na magii ofiary. Na podobnej zasadzie działa magia miłości o której już wspominaliśmy, chociaż w przeciwieństwie do niej, uzyskanie pożądanego efektu wymaga nieco innego poświęcenia.

- Poświęcenia? - zapytał zastanawiając się co Voldemort ma na myśli. Porównanie tego co zrobił mu dyrektor do magii miłości wydawało mu się niesmaczne.

- Czy pamiętasz co opowiadał ci Dumbledore na temat magii miłości?

- Powiedział że to ona ocaliła mnie przed zaklęciem zabijającym. Ochroniła mnie, ponieważ mama zasłoniła mnie, oddając za mnie życie. Poświęcając się, stworzyła tarczę. To dlatego przeżyłem i dlatego gdy mnie dotknąłeś chcąc dostać kamień filozoficzny, spaliłem ciało Quirella którego opętałeś. Zniszczyłeś tą ochronę dopiero niedawno gdy do odrodzenia się użyłeś mojej krwi.

- Przyznaję że wciąż jeszcze nie wiem, skąd wzięła się ta ochrona którą posiadałeś. Mam pewne podejrzenia ale zanim udzielę ci na to pytanie odpowiedzi, muszę jeszcze kilka rzeczy potwierdzić. Na razie mogę cię jednak zapewnić, że jej przyczyną nie było poświęcenie Lily Potter. Jak już ci wspominałem, aby użyć magi miłości, musiałaby ona wykonać rytuał na który z pewnością nie miała w tamtym momencie czasu. Wracając jednak do obu tych rytuałów, pewien rodzaj poświęcenia jest tym co je łączy. Magia miłości opiera się na oddaniu życia za drugą osobę. Magia ofiary wymaga tego samego. W obu przypadkach odbywa się to w trakcie specjalnego rytuału, bez którego ani magia ofiary ani miłości nie osiągnie pożądanego rezultatu - przytaknął, zaraz jednak zmieszał się, orientując, że coś mu w tym nie pasuje.

Oddanie życia za drugą osobę? Przecież Dumbledore wciąż żyje! Zresztą ostatnią rzeczą którą on dobrowolnie by zrobił, byłoby oddanie życia za kogoś...

- Dumbledore nie oddał za mnie życia, jak więc mógł... - zaczął jednak Voldemort uciszył go machnięciem ręki.

- Mylisz magię miłości z magią ofiary, Avis. Oba rytuały opierają się na poświęceniu życia, ale istnieje pomiędzy nimi zasadnicza różnica. Chociaż znana ci z opisów magia miłości opiera się na poświęceniu swojego życia dla drugiej osoby, to magia ofiary działa nieco inaczej. Również wymaga ofiary z życia, ale przy niej nie musi być to twoje własne życie. - Filiżanka którą przed chwilą ponownie wziął do ręki,wysunęła mu się z nagle zdrętwiałych palców. Dźwięk trzaskającej porcelany ledwie do niego dotarł.

- Czy to znaczy, że Dumbledore kogoś zabił, żebym ja...To niemożliwe, prawda? Nawet on by czegoś takiego nie zrobił... Nie mógł tego zrobić, przecież jest... - głos całkowicie mu się załamał.

- Obawiam się że tak, Avis. Aby doprowadzić do twojego odmłodzenia musiał poświęcić ludzkie życie. Skoro sam wciąż cieszy się dobrym zdrowiem, oczywiste jest, że wykorzystał do tego celu kogoś innego.

- Dlaczego? Walczy o jasną stronę, dlaczego więc tak mało liczy się z życiem innych? Jak może komukolwiek spojrzeć w oczy i jednocześnie... - po raz kolejny głos odmówił mu posłuszeństwa. Coraz mniej był pewny tego, o co tak naprawdę walczy Albus Dumbledore.

- Wszystko robi dla większego dobra, przynajmniej we własnym mniemaniu. Sądzę, że niewielka ofiara była w jego rozumowaniu do przyjęcia, w porównaniu z efektem jaki miało jego działanie przynieść. Nie zapominaj, że jego celem byłem ja. Od wielu lat to właśnie mnie uważa za swojego najgorszego wroga. Ty stanowiłeś jedynie środek który miał mu umożliwić osiągnięcie tego co zamierzał.

- Czy wiesz kogo poświęcił żebym znów stał się dzieckiem? - Użył słowa poświęcił, gdyż czuł że wyraz "zabił" nie przejdzie mu ponownie przez gardło.

- Nie znam na to odpowiedzi, chociaż wiele zależy od tego, której z dwóch metod użył. Rytuał magii ofiary można przeprowadzić na dwa sposoby. Nie wspomniałem ci jeszcze o tym, że to co zrobił z tobą Dumbledore nie jest jedyną rzeczą jaką można osiągnąć dzięki magii ofiary. Magia ofiary to rytuał w którym w zamian za poświęcone ludzkie życie, możesz zmusić magię do wykonania pewnego działania. Jest to kolejny z przejawów prastarej magii znanej z czasów gdy jeszcze nie używano różdżek.

- Czyli można było w ten sposób zażądać czegokolwiek?

- Magia ma swoje ograniczenia, ale tak, rytuał ten dawał spore możliwości, zwłaszcza dawniej gdy było na jego temat więcej informacji niż jesteśmy w stanie odnaleźć dzisiaj. Mimo wszystko często cena była zbyt wielka w porównaniu do wartości jaką miał mieć uzyskany rezultat. Powracając jednak do samego przebiegu rytuału, oba sposoby przeprowadzenia go, dają ten sam efekt. Różnią się jedynie mocą jaką osiąga magia, a to wpływa na szybkość otrzymania rezultatów. Przy niższym poziomie magii twoje odmłodzenie trwałoby zapewne kilka dni lub nawet tygodni, przy wyższym zaś, kilka godzin.

- Ale jeśli oba sposoby wymagają złożenia ofiary, dlaczego raz osiągnięcie rezultatu może trać tygodnie, a raz jedynie godziny? - spytał o to, wciąż nie potrafiąc za bardzo pojąć różnicy o jakiej wspominał mu Czarny Pan.

- Jak przed chwilą już wyjaśniałem, obie metody inaczej kumulują magię tym samym raz jest ona silniejsza raz słabsza. To dlatego różnią się czasem oczekiwania na efekt. To na ile osoba przeprowadzająca rytuał jest w stanie skumulować magię zależy od rodzaju ofiary jaką wykorzysta. Jeśli jest to poświęcone przypadkowe życie, magia jest słabsza, jednak jeśli złożone w ofierze życie jest w jakiś sposób związane, wtedy magia osiąga zupełnie inny poziom.

- Związane życie? Nie jestem pewien czy chcę wiedzieć, co masz na myśli. - Voldemort wykrzywił się lekko na te słowa i mówił dalej:

- Magia reaguje znacznie silniej, jeśli życie jest związane z którąś z osób biorących udział w rytuale. Jeżeli Dumbledore zabił wtedy osobę powiązaną ze sobą lub z tobą, magia zadziałała szybciej.

- Powiązaną? O jakim powiązaniu mówisz?

- Mam na myśli więzy krwi Avis. Krew wiąże silniej niż jakiekolwiek magiczne przysięgi.

][ ][ ][

Związanie więzami krwi. - zamknął oczy czując, że tego jest po prostu zbyt wiele. Czy to członka mojej rodziny poświęciłeś?

- Nie wiem czyje życie poświęcił, Avis. Nie mam pewności w jaki sposób przeprowadził ten rytuał. Może użył przypadkowej osoby? A może kogoś powiązanego ze sobą lub z tobą? To jest kolejny problem, którego nie rozwiążemy bez wyjaśnień Dumbledore'a lub... - Voldemort nie dokończył, ale tak naprawdę, nie musiał kończyć. Bardzo dobrze rozumiał, co ma na myśli.

- Potrzebowalibyśmy do tego moich własnych wspomnień.

- Tak. - Voldemort nie powiedział nic więcej. Nie musiał. Przez kilka kolejnych minut siedzieli w ciszy. W końcu Harry ponownie na niego spojrzał i zadał jeszcze jedno pytanie:

- Czy ty też to zrobiłeś? Zabiłeś kogoś by być młodszym?

- Nie Avis. Nigdy nie interesowało mnie to co można osiągnąć dzięki rytuałowi ofiary. Wymaga on zbyt wiele magii rzucającego. Poza tym, jeśli chodzi o samo odmłodzenie tego rodzaju metodą, z pewnością nie chciałbym ponownie być dzieckiem. Zresztą to nie ochroniłoby mnie przed zaklęciem zabijającym, nieprawdaż?

Przytaknął w myślach analizując to co usłyszał. Zaraz jednak zaskoczony zrozumiał jeszcze jedną rzecz.

- Dzieckiem? Czy nie można odmłodzić się o dowolną liczbę lat?

- Wygląda to trochę inaczej. Rytuał pozwala cofnąć wiek tylko do jednego miejsca. Do momentu gdy wykształcił się rdzeń magiczny czarodzieja. Rozmawialiśmy dzisiaj o tym, że rodzimy się z iskrą magii, jednak nasz rdzeń magiczny, tuż po urodzeniu niemal nie istnieje. Zazwyczaj kształtuje się on pomiędzy pierwszym i trzecim rokiem życia czarodzieja.

- Czyli u mnie pojawiła się jak miałem rok i trzy miesiące? Miałem tyle lat gdy zaatakowałeś mnie w Dolinie Godryka. - uznał, że to by w miarę pasowało, do tego co zobaczył w myślodsiewni. W końcu atak Voldemorta musiał nastąpić krótko po tym, jak Dumbledore poddał go rytuałowi. Jeśli czas byłby dłuższy, ktoś zapewne zorientowałby się w tym co on planuje i zniszczył jego zasadzkę.

- To prawda, że miałeś tyle gdy spotkaliśmy się w domu Potterów, ale rytuał zapewne nastąpił nieco wcześniej. Nie jestem w stanie podać ci dokładnej jego daty, jednak wiem kiedy zostałeś porwany. Zniknąłeś pod koniec kwietnia. Trzy miesiące przed swoimi urodzinami.

- Trzy miesiące? Czy nikt przez tyle czasu nie zauważyłby że coś jest nie tak? Nikt nie powiązałby mojego zniknięcia z dzieckiem które nagle pojawiło się u Potterów? - Chociaż użył zwrotu "nikt" miał na myśli Voldemorta. W jego ochach widział, że ten bardzo dobrze to rozumie.

- Nie było szans na znalezienie powiązania. Powiedziałem że zniknąłeś, ale to dosyć duże uogólnienie. Tamtego dnia widziałem twoją śmierć Avis. Twoje ciało przepadło, ale na własne oczy widziałem jak uchodzi z ciebie życie. - Tym razem to nie on, lecz Voldemort zapatrzył się w jeden punkt.

- Byłeś martwy. Dumbledore sprawił, że tak to wyglądało.

][ ][ ][

Tego się nie spodziewał. Nie wiedział jak ma zareagować na to wyznanie, zwłaszcza że głos Voldemorta dziwnie brzmiał, gdy o tym mówił. Gdyby ktoś go zapytał, powiedziałby że Voldemortowi żal było jego śmierci, ale nie pasowało mu to do wizerunku cholernego Czarnego Pana.

Ani trochę.

- Ale nikomu nie wydało się dziwne, że Lily i James nagle zaadoptowali dziecko? Dlaczego każdy mówił mi, że to byli moi rodzice, skoro gdy się u nich pojawiłem miałem przynajmniej rok.

Voldemort gdy odezwał się ponownie, znów mówił głosem całkowicie pozbawionym emocji. Słysząc to, Harry uznał, że wcześniej po prostu coś mu się wydawało. Zresztą to co powiedział Voldemort całkowicie zaprzątnęło jego uwagę:

- Potterowie w tamtym czasie mieli już synka.

- Mieli? Ale przecież...

- Wczoraj twierdziłeś, że nie wiesz czy Harry Potter kiedykolwiek istniał, a teraz mówisz mi coś zupełnie przeciwnego. W co mam wierzyć?

- Dalej nie wiem czy urodziło im się dziecko. Mówiłem jedynie, że każdy o tym słyszał. Jeszcze na kilka miesięcy przed twoim zniknięciem rozeszła się informacja że doczekali się syna, ale tak naprawdę nikt go nigdy nie widział.

- Nikt go nie widział? Przecież to niemożliwe? - nie pasowało mu to. - Na pewno ktoś go widział. Syriusz jest moim ojcem chrzestnym. Ojcem chrzestnym Harry'ego, jak więc mógł nigdy nie widzieć dziecka?

- W tamtym okresie od moich sług dowiedziałem się że dziecko jest chore i dlatego musi być trzymane w odosobnieniu. Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Czy dziecko Potterów rzeczywiście było na coś chore? A może po prostu Dumbledore ukrył tak fakt, że Lily i James nigdy nie posiadali potomka? Nie zaprzątałem sobie tym głowy. Wtedy mnie to nie interesowało. Nikogo nie interesowało. Wszystko zmieniło się po naszym starciu. Gdy ja zostałem bez ciała, a ty przetrwałeś avadę, czarodzieje założyli, że specjalnie ukrywano Harry'ego Pottera. Uznali, że trzymano chłopca w bezpiecznym miejscu, ponieważ był zdolny do pokonania mnie.

- To ja ciebie pokonałem, nie syn Potterów.

- Masz rację. To że mnie pokonałeś, stało się wyjaśnieniem przyczyny, dlaczego Harry Potter był ukrywany od momentu swoich narodzin. Urosło do rozmiarów legendy w naszym świecie. Jednak do dzisiaj nie wiem ile te plotki mają wspólnego z prawdą. Czy realnie żadnego dziecka nie było, czy też Harry istniał a Dumbledore potem po prostu wymienił dzieci. W każdym razie, podejrzewam że to on odpowiada za pomysł z ukrywaniem Harry'ego.

Jeśli był to pomysł dyrektora, to jak długo musiałby to planować? Ile czasu układał swój pokręcony plan? - wzdrygnął się na samą myśl o tym.

- Czemu to wszystko jest takie popieprzone? - wyszeptał, nie przejmując się tym, że Voldemort może go usłyszeć. Usłyszał. Co gorsza zdawał się po raz kolejny czytać z niego niczym z otwartej księgi:

- Myślę, że pomysł ze Złotym Chłopcem narodził się na długo przed twoim porwaniem. Dzisiaj zastanawia mnie jedynie to, czy Dumbledore zrobił to sam.

- Mógł nie zrobić tego sam? - zemdliło go na tą myśl. W takim razie ile osób może o tym wiedzieć? - Kto poza dyrektorem bawił się jeszcze moim życiem?

- Być może nikt, Avis. Nie mogę wykluczyć możliwości, że działał sam. Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że działał na dość dużą skalę. Jak sprawił, że wszyscy bez oporu zaakceptowali fakt, że mały Harry będzie w odosobnieniu? Skoro dziecko było chore, musiało znajdować się pod stałą opieką uzdrowiciela, a żaden z nich nigdy nie podważył tego, że to ty jesteś Harry. Zresztą równie zastanawiające jest w jaki sposób, na tak wiele lat, ukrył twój stan zdrowia, nawet przed tobą samym, Avis.

- Co masz na myśli?

- Widzisz, nie wiesz nawet o czym mówię. Powiedz mi Avis, ile kanapek zjadasz na śniadanie?

- Kanapek? Co to ma wspólnego z... - zaczął, ale ten mu przerwał.

- Po prostu odpowiedz.

- Pół kawałka chleba.

- Najadasz się tym, prawda? - nie odpowiedział, ale Voldemort zdawał się wcale na to nie czekać. - Powiedz mi jeszcze ile jedzą twoi przyjaciele. - Tym razem zastanowił się. Wiedział, że Ron zawsze zjadał bardzo dużo, ale Hermiona? Nie pamiętał za bardzo, choć kojarzył, że ona raczej sięga zawsze po sałatki niż bułki, więc ciężko mu było porównać

- Jedzą więcej niż ty, mam rację?

- Ron zawsze je dużo. Po prostu on lubi jeść. Zawsze lubił. Dalej nie wiem po co o to pytasz? - niestety zamiast odpowiedzi usłyszał kolejne pytanie.

- Obiad zawsze kończysz już po kilku kęsach, a kolacji w ogóle nie ruszasz, prawda?

- Skąd.. - zaczął i urwał. Zdawało mu się, że już wie co Voldemort ma na myśli. - Chcesz powiedzieć, że kiedyś też jadłem tak mało? - Myślałem, że to prze kuchnię u cio... u Dursleyów.

- Kilka lat przed twoim zniknięciem, zostałeś otruty. Doszedłeś do siebie, ale pozostawiło to pewne ślady w twoim organizmie. Od tego czasu nie byłeś w stanie jeść dużych porcji i rzadko kiedy odczuwałeś głód. Mogę zrozumieć, że jedząc tak od dziecka, nie zauważyłeś różnicy, dziwne jednak że nikt inny nie zwrócił na to uwagi. Poza tym powinieneś stale przyjmować eliksiry odżywcze i zastanawia mnie jak dyrektor ci je podawał.

- Eliksiry? Nie przyjmuję żadnych eliksirów.

- Gdybyś ich nie przyjmował, twój organizm długo nie pociągnąłby na takich posiłkach. Nie można żyć powietrzem Avis.

- Ale ja naprawdę... - urwał by zebrać myśli i dokończył: - Chcesz powiedzieć, że Dumbledore podaje mi eliksiry bez mojej wiedzy? Kiedy niby? I co z wakacjami? Wtedy przecież byłem z dala od szkoły! A co z latami przed Hogwartem? Dumbleodre npewno się u mnie nie pojawił! Pamiętałbym go! Ciotka nigdy nie dawała mi żadnych mugolskich leków! Nie ma mowy by choć palcem tknęła coś takiego jak eliksir.

- Dlatego zastanawia mnie to Avis. Z pewnością w jakiś sposób przyjmujesz te eliksiry. Stan twojego żołądka nie mógł się zmienić, nawet przez odmłodzenie ciebie. Trucizna wywołała zbyt duży wpływ na twój organizm.

- Czy Dursleyowie mogli wiedzieć o tym?

- Niewykluczone, chociaż nie jestem pewien czy powierzyłby taką tajemnicę w ręce mugoli, zwłaszcza takich którzy mają negatywny stosunek do magi i wszystkiego co jest z nią związane. Sądzę, że w cały plan zaangażował tak niewiele osób jak to było możliwe. - słysząc to, poczuł, że już chyba nic nie chce wiedzieć, ale i tak zapytał:

- Twierdzisz, że Dumbledore zaangażował w ten plan innych czarodziei? To chcesz powiedzieć?

- Tak, fakty wskazują na to że nie jest jedynym czarodziejem który ingerował w twoje życie. Musi być w to zamieszana przynajmniej jeszcze jedna osoba. Nie wiadomo, może nie zna ona wszystkich faktów, ale na pewno jest ktoś kto na tym polu współpracuje z Dumbledorem. – Harry zacisnął place na kolanach. Miał już serdecznie dość.

- Czy masz dla mnie jeszcze jakieś informacje które po raz kolejny wywrócą wszystko na lewą stronę? – szepnął gdy cisza zaczęła się mędzy nimi przedłużać.

- Avis, informacji mam bardzo wiele, jednak na chwilę obecną zakończymy na tym co już wiesz. Zanim będę mógł podzielić się z tobą czymś więcej, musisz podjąć decyzję dotyczącą twojej przyszłości.

- O jakiej decyzji mówisz? - spiął się.

- Pokazałem ci kim jesteś. Znasz teraz swoją prawdziwą tożsamość, wiesz także co zrobił ci Albus Dumbledore. Teraz powinieneś zastanowić się nad tym, co zamierzasz zrobić z otrzymaną wiedzą. W tej chwili stoją przed tobą dwie możliwości. Możesz udawać dalej że nic się nie stało i powrócić do swojego dawnego życia lub zaufać mi i przyjąć moją opiekę.

- Ty i opieka w jednym zdaniu, to nie jest zbyt przekonujące rozwiązanie. - powiedział to zanim zdołał ugryźć się w język. Co go najbardziej zaskoczyło to fakt, że po jego słowach Voldemort otwarcie się roześmiał.

- Brakowało mi twoich komentarzy. Nie martw się, jeśli się zdecydujesz, zapewnię ci bezpieczeństwo. Należysz do mnie i nie pozwolę na to, żeby stała ci się krzywda.

- Co jeśli zechcę odejść? Naprawdę pozwoliłbyś mi wrócić do Dumbledore'a?

- Nie zatrzymam cię. Nigdy nie byłeś moim więźniem i nie zamierzam tego zmieniać. Jednak znam cię i nie sądzę, żebyś miał ochotę ponownie stać się zabawką w rękach tego Starego Idioty. Jednak to twoja decyzja. Przemyśl to wszystko. Pamiętaj, że od decyzji jaką podejmiesz, nie będzie odwrotu. Nie spiesz się. Ten wybór zaważy na całej twojej przyszłości. Zostawię cię teraz. Ponownie spotkamy się wieczorem i wtedy powrócimy do tego tematu. Możesz swobodnie poruszać się po całej posiadłości i ogrodach. Nie próbuj jednak włamywać się do zamkniętych pomieszczeń. Wiele pokoi nie było od lat używanych i wciąż nie są sprawdzone. Nie chcę by wizyta w jednym z nich źle się dla ciebie skończyła. - przytaknął.

- W szafie w swojej sypialni powinieneś znaleźć coś na przebranie gdybyś chciał wyjść na zewnątrz. - ponownie skinął głową na znak, że rozumie i zaraz po tym został sam.

][ ][ ][

Po tym jak Voldemort wyszedł, jeszcze przez jakiś czas siedział nieruchomo, tępym wzrokiem wpatrując się w niebo widoczne za oknem. Jego głowa pulsowała na skroniach. Był pewien że to skutek informacji którymi w przeciągu ostatnich dwóch dni został praktycznie zalany. Informacji które obróciły w pył wszystko w co do tej pory wierzył.

Świadomość tego że dla dyrektora był jedynie narzędziem przyprawiała go o mdłości, ale nie była to najgorsza myśl zaprzątająca mu głowę. Dużo bardziej dręczyła go wiedza o tym, że Dumbledore nie tylko wystawił jego mamę i tatę na pewną śmierć, ale też zabił kogoś by uczynić z niego dziecko. Równie mało optymistyczne było to, że najprawdopodobniej Dumbledore nie działał sam.

Jak bez skrupułów możesz zabawiać się cudzym życiem Dumbledore?

- Ile jeszcze żyć poświęcisz w imię dobra? - Odrywając wzrok od okna, z niechęcią spojrzał na niedojedzone śniadanie. Nie czuł głodu. Sama myśl o jedzeniu wydawała mu się teraz abstrakcyjna. Zamiast próbować wmusić w siebie cokolwiek, zdecydował się na spacer po domu.

Nie sądził, żeby pomógł mu on w podjęciu właściwej decyzji, ale liczył na to, że pozwoli mu on chociaż przez jakiś czas się nad tym wszystkim nie zastanawiać. Potrzebował trochę czasu, żeby złapać oddech.

Tym co mam zrobić, będę się martwił później.

][ ][ ][

Trochę nagięłam wątek z rodziną Potterów, ale takie rozwiązanie znacznie bardziej pasuje mi do fabuły.

Arawn - do nazwiska Avisa będę stosowała normalną odmianę: Arawna, Arawnem

Aital – imię męskie pochodzenia perskiego, oznaczające "biały", "świetlisty

][ ][ ][

Koniec rozdziału 8