CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

Rozdział 9

Zawsze byłem w stanie przewidzieć twoje decyzje mój mały

xxx

Czasem trzeba obejrzeć się za siebie,

by zrozumieć to, co niesie przyszłość.

Yvonne Woon

xxx

][ ][ ][

Punkt widzenia Harry'ego

Pierwsze kroki skierował do sypialni. Tak jak Voldemort obiecywał, w przestronnej szafie znalazł trzy zestawy ubrań. W sumie jak się im bliżej przyjrzał, okazało się, że są to trzy niemal identyczne zestawy. Na każdy z nich składała się prosta biała koszulka z krótkim rękawem, oraz w tym samym kolorze, długie lniane spodnie. Jedyną różnicą był wyszyty na nich srebrną nicią wzór. Zastanawiające było dla niego, dlaczego wszystko jest białe. Zawsze lubił biały kolor, nigdy jednak nie ubierał się całkowicie na biało. Wciągnął ubrania na siebie, nieco zażenowany tym, że pośród rzezy nie znalazł bielizny i mocno zaciągnął sznurek przy spodniach, by się nie zsunęły.

W sumie wyglądałoby to całkiem nieźle, gdyby nie wisiały na mnie tak bardzo. - pomyślał spoglądając krytycznie na siebie. Rzeczy były kilka rozmiarów za duże. W sumie do chodzenia w za dużych ubraniach powinienem się już przyzwyczaić. Zresztą ubrania po Dudley'u wyglądałyby znacznie gorzej... - Schylił się i podwinął zbyt długie nogawki.

- Ale wolałbym bluzę z długim rękawem... - szepnął do siebie, prostując się. Odsłonięte rany na rękach były teraz doskonale widoczne i wiedział, że nie dadzą mu o sobie zapomnieć. Tak, jak mógłbym wybierać, wolałbym ich nie oglądać. - Wsunął bose stopy w klapki i nie skupiając się więcej na tym co ma na sobie, opuścił sypialnię.

][ ][ ][

Przemierzając kolejne korytarze liczył na chwilę wytchnienia, jednak jego własne myśli nie pozwoliły mu na to. Przez ponad pół godziny chodził od pokoju do pokoju, ale ledwie zauważał zmiany w wystroju kolejnych pomieszczeń. Wciąż kołatające się po głowie słowa Voldemorta, nie dawały mu cieszyć się możliwością spenetrowania kwater samego Czarnego Pana.

Po kolejnych piętnastu minutach, w końcu poddał się, nie wiedząc nawet czy obejrzał już cały dom. Prawdę mówiąc, zupełnie nie miało to dla niego znaczenia. Nie widział sensu w dalszym chodzeniu po łudząco do siebie podobnych pokojach. Jak dla niego wyglądały niemal identycznie, no może poza kolorem rozstawionych w nich nieco rozklekotanych mebli. Poza tym, wiele pomieszczeń było zamkniętych, tak jak przestrzegał go Voldemort. Mógłby spróbować do nich wejść, ale jakoś nie czuł potrzeby ściągania na siebie jego gniewu.

Jeszcze coś mu się odwidzi i jednak uzna, że lepiej było mnie zabić... - Po raz ostatni rozejrzał się po korytarzu, po czym, skierował kroki w stronę drzwi frontowych.

][ ][ ][

Gdy owiał go ciepły wiatr, wziął głęboki wdech i pokonując kilka poobijanych stopni, zszedł na piaszczystą ścieżkę. Jak już zdążył zauważyć to z tarasu, ogród aż krzyczał, że od dawna nikt tym miejscem się nie zajmował. Przeplatające się ze sobą krzewy, drzewa i chwasty, tworzyły prawdziwy gąszcz. Jedynie kilka głównych ścieżek zostało oczyszczonych aby utorować drogę do dworku. Dostrzegając po lewej stronie nieduże oczko wodne, ruszył tam i przysiadł przy brzegu. Przyglądając się mętnej wodzie, pozwolił żeby myśli które odpychał cały ranek, powróciły.

- Avis Arawn - chciał żeby to imię cokolwiek mu mówiło, ale było dla niego tak samo nierealne jak wtedy gdy usłyszał je po raz pierwszy. - Kim ja jestem? - na to pytanie także nie znał odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę z tego że nie jest Harrym. Nie mógł temu dłużej zaprzeczać, ale wcale nie czuł się Avisem.

Ani trochę.

Nawet jeśli zyskałem potwierdzenie tego, że urodziłem się w 1957 roku, to tak naprawdę nic o sobie nie wiem. Poza tym, świadomość że byłem już dorosły, dalej wydaje mi się całkowicie nierealna. Nie ma znaczenia, że wszystko wskazuje na to, że to prawda. Ja po prostu nie umiem od tak zaakcentować tego, że żyłem już wcześniej. Myśl że byłem dorosły a potem znów stałem się dzieckiem jest po prostu zbyt dziwna.

- To że nic nie pamiętam, też nie bardzo pomaga. - westchnął. - Zupełnie nie wiem, co mam teraz zrobić... - Gdy Dumbledore wymazał moje dawne życie, przynajmniej zostawił coś w zamian. Dał mi nową tożsamość, przeszłość i jakąś przyszłość, nawet jeśli była ona jedynie wytworem jego popieprzonej fantazji... Teraz, Voldemort zrobił dokładnie to samo co dyrektor, jednak zostawił mi tylko pytania. Wiem, że nazywam się Avis Aital Arawn, wiem kiedy się urodziłem i... to właściwie tyle.Mam nazwisko oraz imię które usłyszałem po raz pierwszy mniej niż czterdzieści osiem godzin temu.

- Jak mam zdecydować o tym, kim chcę być, skoro nie mam pojęcia co wiąże się z "byciem Avisem"? - opadł do tyłu. Leżąc w trawie, zapatrzył się w błękitne niebo na którym nie było ani jednej chmurki.

Nigdy więcej nie zamierzam przekroczyć progu Privet Drive 4. Nie mogę tam wrócić, ani tam, ani pod czułą opiekę Dumbleore'a. Nie pozwolę mu więcej sobą manipulować. Nie nadaję się do tego by być dłużej jego przeklętym rycerzykiem, którego wykorzystuje zawsze gdy zajdzie potrzeba... Zresztą chyba nawet nie potrafiłbym stanąć przed dyrektorem, nie przywalając mu przy tym na powitanie. Tylko czy to znaczy, że muszę zostać Avisem i zgodzić się na ochronę Voldemorta?

- Na to też nie jestem gotowy.

Nawet jeśli jako Avis w jakiś sposób współpracowałem z Voldemortem, to nie mogę teraz od tak zacząć działać po stronie człowieka, który przez całe moje życie, przynajmniej to które pamiętam, próbował mnie zabić.Tylko co innego mi pozostaje? Co mogę zrobić? Czy nie mogę po prostu zostawić w cholerę ich obu i zniknąć?

- Dlaczego moje życie zawsze musi być tak pokręcone? - przymknął oczy i przysłonił twarz ręką, chroniąc się przed coraz mocniej przygrzewającym słońcem.

- Jak mam podjąć decyzję, skoro oba rozwiązania przyprawiają mnie o mdłości? Nie chcę zostać jednym z szalonych sługusów Voldemorta, ale wiem także, że już nigdy nie będę tym Harrym co dawniej. Nie potrafię nim dłużej być. Nie potrafię, ale czy to znaczy że mam porzucić wszystko co znam? Od tak mam zrezygnować z przyjaciół i szkoły? Przecież jeśli stanę po stronie Voldemorta, oni znienawidzą mnie...

Nie chcę tego.

- Co mam zrobić? Ja... nie umiem od tak odrzucić całego mojego życia... Nie chcę o tym decydować... Po prostu, nie chcę.

][ ][ ][

Stając przed kamienną chimerą, odetchnął i po usłyszeniu „Proszę" wszedł do dobrze znanego gabinetu. Siadając na krześle, ani na moment nie spuszczał oczu z siedzącego po przeciwnej stronie dyrektora.

- Cieszę się, że nic ci nie jest Harry. Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem. - troska w głosie Dumbledore'a wydawała mu się całkowicie szczera, ale jakoś nie potrafił w nią uwierzyć. Już nie.

- Nie nazywam się Harry i ty dobrze o tym wiesz dyrektorze. Możesz przestać tak do mnie mówić. Obaj wiemy jak się nazywam i wolałbym żebyś zwracał się pan do mnie we właściwy sposób.

- Nie rozumiem Harry, o czym ty mówisz mój chłopcze? Jak możesz mieć inaczej na imię?

- Nie planuję dłużej grać w te gierki Dumbledore. Pamiętam wszystko i radzę ci wziąć to pod uwagę. Mógłbym wytoczyć ci sprawę w ministerstwie, jednak na razie bardziej odpowiada mi anonimowość. Daje mi to znacznie więcej możliwości, nie sądzi pan dyrektorze?

- Avis ty...

- O, widzi pan dyrektorze, jednak pamięta pan jak mi na imię. Proszę jednak żeby zwracał się pan do mnie „Panie Arawn" nigdy nie byliśmy przyjaciółmi i nie sądzę, żeby miało się to w przyszłości zmienić.

- Czego chcesz?

- Niewiele, wystarczy mi zadośćuczynienie za kłamstwa których się dopuściłeś. Chcę byś zapłacił za wszystkie te lata które mi odebrałeś. Za to co musiałem znosić u tych chorych mugoli. Za to, że przez tyle lat służyłem ci jak wierny piesek, nie mając pojęcia kim tak naprawdę jestem i gdzie jest mój dom.

- O jakiej zapłacie mówisz?

- Czy to nie oczywiste dyrektorze? Życie za życie, to uczciwa wymiana. Ty odebrałeś mi moje więc ja teraz chcę twojego. Tu i teraz. - powolnym ruchem wyciągnął przed siebie różdżkę, kierując ją wprost na człowieka który już dawno powinien przestać chodzić po tym świecie.

- Do widzenia, Albusie.

Zielone światło zalało całe pomieszczenie.

][ ][ ][

Otworzył oczy i usiadł gwałtownie. Na wpół przytomnie rozglądając się wokół, starał się poskładać własne myśli w całość. Czuł, że ma przyspieszony oddech, a ręce mu drżą. Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, że wciąż jest w ogrodzie i najwidoczniej po prostu zasnął. Przyciągając kolana pod brodę, oparł na nich głowę, powoli wyrównując oddech.

Sen był tak realistyczny, że sama myśl o nim, przyprawiał go o ciarki. Nie chciał o nim myśleć, ale to co zobaczył, raz za razem powracało do niego.

- To był tylko sen... tylko sen... - wzdrygnął się. - To nic nie znaczy, nic. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nie potrafiłbym... ja nie... nie byłbym w stanie zabić... nigdy.- starając się odpędzić niechciane obrazy z głowy, nawet nie zauważył, że zaczął wbijać sobie paznokcie w dłoń.

To tylko głupi sen. Coś takiego się nie wydarzy. -Odetchnął, powoli się opanowując. Dochodząc do siebie, ponownie skierował wzrok na niebo i zaskoczony dostrzegł, że ktoś rozłożył nad nim parasol osłaniając go przed prażącym słońcem.

- Kto... - zastanowił się i zaraz pokręcił głową – Nie, to przecież niemożliwe. - Po co miałby przejmować się tym czy nie spalę się na słońcu? Zresztą sam powiedział, że porozmawiamy wieczorem, więc pewnie nawet go tu nie ma, prawda?

To na pewno nie on. Może po prostu zrobił to skrzat domowy... Tylko czy skrzat zrobiłby to sam z siebie? - rozejrzał się, ale jak sięgnął wzrokiem wciąż otaczały go jedynie drzewa i krzewy. - Wstał i skierował się w stronę dworu. Nad pewnymi rzeczami wolał się dłużej nie zastanawiać. Gdy znów znalazł się w środku, ruszył w lewo, pamiętając, że ten korytarz prowadzi do sypialni w której obudził się dzisiejszego ranka. Nie miał już ochoty na jakiekolwiek wycieczki.

][ ][ ][

Napuszczając gorącą wodę do wanny, przyglądał się przelewającemu strumieniowi dziwnie błękitnej wody. Nie myślał przy tym o niczym konkretnym. Miał już serdecznie dość zastanawiania się nad tym co zrobić, zresztą i tak nie potrafił znaleźć wyjścia z patowej sytuacji w której się znalazł.

Przerzucił ubrania przez rant umywalki i wszedł do wanny, pozwalając by oblał go ciepły strumień. Siadając powoli, syknął gdy woda przykryła rany na plecach. Zapiekły, zaczął więc podejrzewać, że któryś ze strupów, musiał się otworzyć. Siedział przez chwilę czekając aż woda rozluźni napięte mięśnie. Gdy ból w końcu zelżał, zanurzył się po samą szyję i przymykając powieki, oparł głowę o brzeg wanny.

Przez jakiś czas po prostu leżał, pozwalając sobie na chwilę zapomnienia. Dopiero gdy woda zaczęła stygnąć, ruszył się i ponownie siadając spojrzał na własne ręce. Strupy w wielu miejscach rozmokły, ponownie otwierając cięcia. Przyglądając się poszarpanym liniom, ciągnącym się od nadgarstka niemal po ramię, był pewien że gdy tylko będzie miał szansę na kupienie sobie czegokolwiek, dopilnuje by żadna jego koszula nie miała krótkiego rękawa.

- Pewnego dnia mi za to zapłacisz Vernon. Możesz być tego pewien.

- Jego dni z pewnością są policzone, jednak nim nadejdzie ta chwila, musisz najpierw zadbać o siebie. - Podskoczył, orientując się, że nie jest już dłużej sam. Odwracając się do Voldemorta zadrżał pod jego uważnym spojrzeniem. W jednej sekundzie boleśnie uświadomił sobie fakt, że właśnie siedzi w wodzie nagi jak noworodek i nie pozostawia Czarnemu Panu nic dla wyobraźni.

- Wyjdź! - zawołał wskazując ręką drzwi. W jakimkolwiek innym momencie zapewne zastanowiłby się dwa razy zanim odezwałby się do Voldemorta w taki sposób, teraz jednak zupełnie go to nie obchodziło. - Wyjdź stąd! - powtórzył jedynie, jednak Voldemort nie ruszył się.

- Wyjdź! - krzyknął po raz trzeci, podciągając w wodzie kolana wyżej, by choć trochę się osłonić. Czarny Pan jedynie się uśmiechnął i pochylając się nad nim, szepnął:

- Nie ma tu nic, czego bym już nie widział Avis. Chociaż przyznaję, że wolę cię w twojej dawnej postaci. - zemdliło go, gdy sens tego co właśnie usłyszał, w pełni do niego dotarł.

W dawnej postaci? Czy to znaczy, że on... ja chyba z nim nie.. - na jego twarzy musiało odmalować się przerażenie, bowiem Czarny Pan odezwał się ponownie:

- Spokojnie mój mały, wszystko w swoim czasie. -spiął się, gdy Voldemort pochylił się jeszcze niżej i jeden z jego długich palców, przesunął mu się po wargach. - Czekałem tyle lat, mogę jeszcze trochę zaczekać. Zresztą, nie jestem zainteresowany gwałtem. Nie ma w tym żadnej przyjemności. - Czuł się jak spetryfikowany, chociaż Voldemort już dawno się odsunął.

Ja z nim naprawdę..? Nie, proszę, powiedzcie że to nie prawda... To się nie może dziać. Przecież to cholerny Czarny Pan! To Voldemort! A ja... Przecież ja lubię dziewczyny... - zamknął oczy potrząsając głową On sobie ze mnie żartuje, prawda? To na pewno jeden z jego pokręconych żartów... - Rozpaczliwie chciał w to wierzyć, ale podświadomie czuł, że może to mieć bardzo niewiele wspólnego z żartami.

Biorąc głęboki oddech, spróbował się wreszcie zebrać w sobie. Gdy był w miarę pewien, że głos mu nie zadrży, rzucił:

- Woda robi się zimna, chcę wyjść. Możesz się odwrócić? - przez cały ten czas ani na moment nie oderwał wzroku od jego czerwonych tęczówek, od razu zauważył więc błysk jaki przez nie przemknął. To wraz z uśmiechem który zaraz po tym rozlał się na jego twarzy, upewniły go w tym jaką otrzyma odpowiedź, jeszcze zanim padła ona z ust Voldemorta.

- Nie.

- Proszę. - szepnął, przeklinając się za to, że zniża się do proszenia Czarnego Pana o cokolwiek. Voldemort mierzył go jeszcze przez chwilę wzrokiem, po czym, ku jego ogromnej uldze, odwrócił się.

Nie czekając aż zmieni zdanie chwycił ręcznik i wyszedł z wanny. Ze wszystkich sił starał się przy tym zignorować fakt, że nie jest w pomieszczeniu sam. Niestety chociaż z wujkiem całkiem nieźle mu to wychodziło, tym razem nie było to takie proste.

- Załóż tylko spodnie, musimy ponownie nałożyć maść, część ran się otworzyła. - słysząc to przytaknął, a po chwili orientując się, że Voldemort nie mógł tego widzieć, dodał:

- Dobrze.

][ ][ ][

Piętnaście minut później siedział już ubrany na łóżku, wciąż jednak nie mógł pozbyć się zdradliwego rumieńca który palił jego policzki. Liczył, że Voldemort wybierze fotel, jednak ten usiadł tuż koło niego, nie dając zapomnieć o słowach jakie usłyszał przed chwilą w łazience. Starając się zignorować to jak blisko niego siedzi, odetchnął i poruszył temat który mieli dzisiaj rozstrzygnąć.

- Powiedziałeś, że mam wybrać co chcę dalej zrobić. Mówiłeś że mogę zostać pod twoją opieką, ale szczerze nie wydaje mi się żebyś chciał dowiedzieć się co sam Czarny Pan rozumie pod słowem "opieka". - zaakcentował ostatnie słowo, naprawdę uważając, że zwrot opiekun nie pasuje do Czarnego Pana. - Wiem, że mi pomogłeś i pokazałeś prawdę. Wierzę w to kim teraz jestem... - urwał ponownie zastanawiając się jak ubrać myśli w słowa. W końcu, po chwili wahania powiedział, wdzięczny, że Voldemort mu nie przerywa:

- Wierzę, że nie jestem Harrym... wiem, że nazywam się Avis. Po tym co mi pokazałeś, nie mógłbym temu dłużej zaprzeczać. Znam prawdę, chociaż nie wiem o sobie nic więcej poza własnym imieniem. Nie wiem kim kiedyś dla ciebie byłem, ale nie chcę i nie zamierzam zostać jednym z twoich sług... - znów urwał i tym razem Voldemort wtrącił się:

- Nigdy nie byłeś jednym z moich śmierciożerców, Avis. Nie pozwoliłbym na to byś dołączył do ich szeregów. To nie miejsce dla ciebie. - Przez ułamek sekundy chciał zapytać o to kim w takim razie był, ale zrezygnował. Jeszcze przyjdzie na to czas.

- Nie chcę tutaj zostać, ale do Dumbledore'a także się nie wybieram. Sądzę że obecnie nie byłbym w stanie spojrzeć mu w oczy. No i tak jak mówiłeś, wcale nie mam ochoty dłużej postępować według jego porąbanego planu. Zbyt długo już manipulował moim życiem i nie pozwolę by trwało to dalej... - zabrakło mu tchu, nabrał więc powietrza i mówił dalej. - Tak naprawdę, żadna z dwóch opcji, które mam, mi się nie podoba, ale szczerze, nie mam pojęcia co innego mógłbym zrobić. Czy jest jakieś inne miejsce gdzie mógłbym pójść? - urwał ponownie, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć.

- Podejrzewałem, że tak to się skończy Avis. Zastanawiałem się nad możliwościami i przyszło mi na myśl jeszcze jedno rozwiązanie. Sądzę, że będzie ono dla ciebie najlepszą drogą, przynajmniej tymczasowo.

- Co masz na myśli?

- Umieszczę cię w miejscu w którym będziesz miał czas na poukładanie sobie tego wszystkiego i znalezienie odpowiedzi na to, co chcesz dalej zrobić. Spędzisz wakacje daleko ode mnie i od dyrektora. Czy to ci odpowiada?

Brzmi to trochę zbyt pięknie żeby było prawdziwe... - miał sporo wątpliwości, ale i tak zapytał.

- O jakim miejscu mówisz? Czy w ogóle jest jakieś miejsce gdzie Dumbledore mnie nie znajdzie? Obecnie wszyscy czarodzieje wiedzą jak wyglądam. W czasie turnieju moje zdjęcia tak często pojawiały się w gazetach, że ludzie wskazują mnie palcami już z daleka. Dumbledore nie będzie musiał włożyć wiele wysiłku w znalezienie mnie. Planujesz zamknąć mnie gdzieś?

- Z pewnością zamknięcie cię mogłoby być korzystnym rozwiązaniem, ale myślałem raczej o wyjeździe z kraju.

Z kraju? Zaraz, miałbym wyjechać za granicę?

- Dokąd?

- Powinieneś odwiedzić Talantis. To mała wyspa znajdująca się w paśmie Wysp Kanaryjskich. Jest zamieszkała wyłącznie przez czarodziei. Zapewne o niej nie słyszałeś. Zresztą nie znajdziesz jej na żadnej z mugolskich map. Jest niewykrywalna dla statków i dla samolotów. - To co Voldemort mówił brzmiało wspaniale, ale wątpił żeby miało szansę się spełnić.

- Byłoby wspaniale, ale w jaki sposób miałbym tam dotrzeć? Dumbledore znajdzie mnie zanim zdołam wydostać się z Londynu. Jestem nieletni. Nie ma szans na to, żebym wyjechał bez dokumentów czy opiekuna.

- Wciąż myślisz w kategoriach mugoli Avis. Najwidoczniej zbyt długo mieszkałeś wśród nich. Jeżeli się zgodzisz, znikniesz zanim ten Stary Idiota się zorientuje. Zresztą podejrzewam że na razie on wciąż zakłada że siedzisz u mugoli. Jeśli nie zobaczy cię nikt niepowołany, Dumbledore nawet nie będzie wiedział, że opuściłeś kraj.

- Czy się zgodzę? Chyba sam znasz na to odpowiedź, Voldemort.

- Znam. Zawsze byłem w stanie przewidzieć twoje decyzje mój mały. - Zadrżał czując nagle jak ręka Voldemorta powoli przesuwa mu się po plecach. Poruszył się, żeby zwiększyć między nimi odległość, jednak wtedy palce Voldemorta zamknęły się na jego dłoni, uniemożliwiając mu ucieczkę.

- Dlaczego to robisz? - Voldemort nie odpowiedział, zamiast tego poczuł na karku jego oddech i zaraz potem usta Czarnego Pana złożyły na jego szyi delikatny pocałunek. - szarpnął się i tym razem Voldemort go puścił. Odskakując od niego na bezpieczną odległość spojrzał wprost w czerwone tęczówki. Chciał coś powiedzieć, nim jednak miał okazję,Voldemort odezwał się pierwszy:

- Nie bój się Avis. Nie zrobię nic wbrew twojej woli. Z pewnością na wiele rzeczy jest dla ciebie za wcześnie. - to mówiąc Voldemort ponownie położył mu rękę na plecach, zataczając palcami delikatne koła w okół jego obojczyków.

- Czemu więc to robisz? - szepnął, tym razem nie odsuwając się.

- Ponieważ wbrew temu jak wyglądasz, twoja magia wciąż jest taka sama. Nawet jeśli sam jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, dla mnie jest ona tak samo ponętna jak była piętnaście lat temu.

Ponętna? - nie chciał wiedzieć co się za tym kryje. Naprawdę nie chciał.

- Wracając do tematu. Jeszcze dzisiaj odstawię cię na Talantis. Większość spraw załatwiłem wcześniej, także sądzę, że w ciągu godziny wszystko będzie gotowe do twojego wyjazdu. Masz teraz chwilę dla siebie. Powinieneś wykorzystać ten czas na spakowanie się.

- Spakowanie? Co niby mam spakować? - Wszystkie jego rzeczy skonfiskował wujek zaraz pierwszego wieczoru. Podejrzewał, że większość z nich wylądowała w śmietniku lub po prostu spłonęła. To dlatego jeszcze przed zakończeniem roku oddał Ronowi na przechowanie album, mapę, pelerynę i miotłę. Na reszcie rzeczy aż tak bardzo mu nie zależało... Żałował jedynie, że nie oddał mu też wtedy różdżki... Tak obawiał się, że nie zobaczy jej już nigdy więcej.

- Zdaję sobie sprawę, że twoje rzeczy zostały u tamtych mugoli, jednak większość tego co będzie ci potrzebne, znajdziesz na miejscu. Resztę dokupisz sobie po przyjeździe. Mówiąc byś się spakował miałem na myśli eliksiry które powinieneś przyjmować oraz maść aby doleczyć twoje zranienia. Jeśli chcesz możesz również zajrzeć do biblioteki i wybrać sobie z niej kilka pozycji. - to mówiąc Voldemort wstał i skierował się do wyjścia. Kładąc rękę na klamce, odwrócił się jeszcze w jego stronę, ze słowami:

- Za godzinę wyruszamy. Przyślę do ciebie skrzata z eliksirami.

][ ][ ][

Pozostawiony samemu sobie, nie tracił czasu. Skoro Voldemort dał mu wolną rękę, zdecydował się skorzystać z jego oferty i przejrzeć zawartość biblioteki. Wciąż czuł na sobie jego dotyk i musiał czymś zająć myśli. Obawiał się bowiem że jeśli jeszcze dłużej będzie zastanawiał się nad tym jak wyglądały kiedyś ich relacje, zwymiotuje.

Chociaż miał już okazję zwiedzić dom i powinien orientować się w rozkładzie pomieszczeń, znalezienie właściwego miejsca zajęło mu dłuższą chwilę. Wreszcie jednak zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po niewielkim pokoju. Prawdę mówiąc określenie "biblioteka" było dość mocno naciągane, gdy porównywało się to miejsce z biblioteką Hogwartu. Był to właściwie kolejny salon w którym na jednej ze ścian ustawiono trzy regały. Książki porozstawiano całkowicie przypadkowo. Część z nich stała, inne leżały w nieładzie, jedna na drugiej. Zdawało się, że nie są poukładane w żaden logiczny ciąg. Podejrzewał, że gdyby ułożył je obok siebie, zajęłyby co najwyżej jedną trzecią powierzchni.

Zbliżając się do półek, wybiórczo zaczął przeglądać tytuły. Szybko zorientował się, że zebrane tu książki stanowią absolutną mieszankę niemal wszystkich dziedzin. Trafił nie tylko na pozycje dotyczące eliksirów, zaklęć, astronomii obrony przed czarną magią, czy też samej czarnej magii w najczystszej postaci... Wśród zebranych tomów znalazł też takie dotyczące pielęgnacji roślin, historii a nawet kilka zdających się pozycjami umieszczonymi tu wyłącznie dla rozrywki. Było tam kilka książek przygodowych, a nawet parę które bez wahania zakwalifikowałby jako romanse. Nie wiedział, skąd takie pozycje w biblioteczce Czarnego Pana, ale powoli przestawał się już dziwić czemukolwiek.

Przeglądanie zasobów Voldemorta zajęło mu sporo czasu, w końcu jednak zdecydował się na kilka książek. Wśród nich znalazły się pozycje dotyczące obrony i zaklęć, które wciąż były jego ulubionymi przedmiotami w Hogwarcie. Zdecydował się jednak wziąć także coś o eliksirach oraz zielarstwie. Na koniec dobrał do tego jedną wyglądająca na historyjkę o podróżach jakiegoś czarodzieja oraz: Trzech Muszkieterów. Wiedział, że to całkowicie mugolska książka i ciekawiło go, skąd Voldemort ją ma.

Gdy zebrał wszystko razem, zrobił się z tego spory stos. W sumie doliczył się dziesięciu pozycji. Nigdy nie czytał tyle w czasie wakacji, teraz jednak wzruszył ramionami i łapiąc swoje łupy, opuścił bibliotekę.

][ ][ ][

Kiedy ponownie znalazł się w sypialni w której ostatnio sypiał, zaskoczony dostrzegł niewielki kuferek pozostawiony na łóżku. Gdy wychodził, nie było go tam, teraz więc odłożył książki na bok i zaciekawiony zajrzał do wnętrza.

W środku kuferek był przedzielony na dwie komory. Dostrzegając w tej po lewej stronie kilka flakoników, przypomniał sobie, że Voldemort obiecał przysłać skrzata z eliksirami. Wyciągnął jedną z buteleczek. Na flakoniku ktoś przykleił karteczkę z opisem kiedy i w jakich ilościach ma ten eliksir zażywać. Przejrzał wszystkie buteleczki. Wśród eliksirów znalazł odżywczy, który jak zrozumiał z opisu był tym który powinien zażywać stale, oraz eliksir przeciwbólowy, przeciwzapalny i słodkich snów. Dołożył do nich maść pozostawioną na stoliku i zaciekawiony sięgnął po znajdujący się w drugiej przegrodzie woreczek. Gdy wziął go do ręki, jeszcze przed otworzeniem zorientował się, co znajdzie wewnątrz.

Monety.

Tak jak podejrzewał, wewnątrz znajdowały się pieniądze, nie były to jednak galeony. Uważnie przyglądając się srebrnym, brązowym i czarnym monetom, zorientował się, że najprawdopodobniej jest to magiczna waluta.

Nie wiedziałem, że poza galeonami, syklami i knutami, czarodzieje używają także innych pieniędzy... - wsypując je z powrotem do sakiewki, stwierdził, że zapyta o to później Voldemorta. W kuferku nie było nic więcej, schował więc do niego przyniesione książki i zamknął wieko. Teraz pozostało mu już tylko czekać na powrót Voldemorta.

][ ][ ] [

Żałował, że nie ma przy sobie zegarka. Nie miał pewności czy wspominana godzina minęła już czy jeszcze nie. Szczerze to nawet nie był pewien jaki jest dzień. Przez pobyt w piwnicy domu Dursley'ów, zupełnie straciłem rachubę czasu.

Nie mogąc usiedzieć w miejscu, podniósł się z pościeli i nie mając co ze sobą zrobić, zaczął krążyć bez celu po pokoju. Czas mu się dłużył. Wolałbym być daleko stąd. Może jak znajdę się z dala od tego miejsca, zdołam wreszcie odkryć czego tak naprawdę chce ode mnie Voldemort?

- Mam nadzieję, że jesteś gotowy? - to pytanie sprawiło, że zatrzymał się i odwrócił w stronę drzwi. W progu pokoju stał Voldemort, leniwie opierając się przy tym o framugę. Pozwolił się tak bardzo pochłonąć własnym myślom, że nie wiedział jak długo on tam był. Nie usłyszał otwierających się drzwi, ani tym bardziej zbliżających się kroków.

Zwykle z wyprzedzeniem wiem, że ktoś do mnie podchodzi, a jemu już kolejny raz dałem się podejść. Dlaczego nie słyszę kiedy się zbliża?Nawet nie zauważyłem, że tam stoi...

- Co to za monety? Czy to waluta czarodziei?- starając się zatuszować to, że ten go zaskoczył, odpowiedział pytaniem na pytanie, wskazując na pozostawiony w kuferku woreczek.

- Tak, to jednak z magicznych walut. Tymi pieniędzmi możesz posługiwać się na Talantis. Srebrne monety to Dagdy są warte dwa nasze galeony. Te nieco mniejsze, brązowe, to Rigany. Piętnaście Riganów to Dagda. Czarne to Lugi. Trzydzieści Lugów to Rigan.

- Nie sądzę bym to spamiętał. - Harry czuł się ponownie tak jak w dniu gdy Hagrid po raz pierwszy tłumaczył mu różnicę między galeonami, syklami i knutami.

- Nie musisz. Wszystko masz zapisane. Pergamin znajdziesz w środku razem z instrukcją jak zażywać poszczególne eliksiry.

- Po co mi aż tyle eliksirów?

- Znajdziesz tam eliksir przeciwzapalny który powinieneś pić do czasu aż wszystkie twoje rany się wygoją. Poza tym, jest tam eliksir odżywczy który przyjmujesz już od blisko dwudziestu trzech lat. Wciąż nie jestem pewien w jaki sposób ci go dotąd podawano, jednak na Talantis musisz zatroszczyć się sam o przyjmowanie go regularnie. - słysząc to Harry przytaknął, po czym zapytał:

- Skoro przyjmuję go od tak dawna, to nie tylko u Dursley'ów, ale i w Hogwarcie ktoś musiał mi go dostarczać.

- Z pewnością. Być może to sam Dumbledore zatroszczył się o to, gdy byłeś w szkole, jednak bardziej zastanawia mnie czas jaki spędziłeś wśród mugoli. Nie wydaje mi się, żeby Dumbledore marnował czas na dopilnowywanie byś codziennie otrzymał jego kolejną dawkę. - Tym razem również, Harry musiał zgodzić się z Voldemortem. Sam już się nad tym zastanawiał.

- Czy jest szansa żeby dowiedzieć się kto to robił?

- Nie wiem mój mały. Pewne jest jednak to, że musisz trzymać się na baczności. Masz w pobliżu siebie osobę która podobnie jak Dumbledore może znać twoją przeszłość.

Ilu tak naprawdę mam wrogów? - nie był pewny czy chce to wiedzieć. Czy moje życie naprawdę nigdy nie było normalne? - westchnął. Nie miało najmniejszego znaczenia to jakie imię nosił... zawsze znalazł się ktoś, kto czyhał na jego życie.

- Wśród eliksirów znajdziesz jeszcze eliksir słodkich snów, pamiętaj jednak, że nie możesz go nadużywać. Już raz się od niego uzależniłeś i nie chciałbym, żeby taka sytuacja się kiedykolwiek powtórzyła.

- Nie nadużyję go - odparł, zastanawiając się, co musiało się wydarzyć w jego życiu, że zmusiło go do nadużywania tego eliksiru.

- Mam nadzieję Avis. Zanim wyruszymy, chcę żebyś wypił jeszcze to. - po tych słowach Voldemort wyciągnął z kieszeni szaty buteleczkę ze śnieżnobiałym płynem wewnątrz. Biorąc go do ręki, Harry zapytał:

- Co to za eliksir?

- To antidotum na eliksir anghofio. - Niewiele brakowało, a wypuściłby flakonik z ręki. Unosząc głowę żeby spojrzeć Czarnemu Panu w oczy, odezwał się:

- Powiedziałeś, że nie zmusisz mnie do wypicia tego.

- Nie zmuszę Avis. Nigdy do niczego cię nie zmuszałem. Powiedz mi jednak, czy naprawdę jesteś w stanie zrezygnować z własnej przeszłości? Czy mając świadomość tego, że twoje życie zostało ci odebrane, zamierzasz się na to dalej godzić? Zbyt dobrze cię znam, żeby uwierzyć w to, że przeszłość nie ma dla ciebie żadnego znaczenia.

- Ja... - zaczął i urwał, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Bał się wypicia antidotum. Voldemort sam wyjaśnił mu, że po jego zażyciu można zostać kaleką. Obawiał się, że jego magia wcale nie jest taka wspaniała jak sugerował mu Czarny Pan i ten eliksir po prostu zrobi mu krzywdę. Bał się tego, potwornie się bał, ale zarazem... właśnie, zarazem czuł, że Voldemort ma rację.

Chcę się dowiedzieć kim jestem. Sam. Denerwuje mnie to, że Voldemort musi opowiadać mi moje własne życie... Zwłaszcza że mówi o nim tak wybiórczo... - zamknął oczy zdając sobie sprawę, że tak naprawdę może podjąć tylko jedną decyzję.

- Wypiję go. - odkorkował buteleczkę i zanim wątpliwości miały szansę ponownie go ogarnąć, przytknął ją do ust i przechylił.

][ ][ ][

Dagdy, Rigany i Lugi - te monety są wyłącznie moim pomysłem. Uznałam, że skoro opuszcza kraj, warto zmienić walutę jaką posługują się czarodzieje. Skoro my wyjeżdżając za granicę korzystamy z różnych pieniędzy, dlaczego czarodzieje mieliby robić inaczej? Co do nazw monet oparłam się na imionach celtyckich bogów, Dagda ( dobry wszechpotężny bóg), Rigan ( To wzięło się od imienia żony Dagdy Morrigan - bogini zmieniająca się w kruka) Lugi - ( Pochodzą od imienia Lug - młody bóg walczący włócznią i procą)

Talantis - wymyślona przeze mnie wyspa, choć może nie do końca... Co wam wyjdzie po obróceniu dwóch pierwszych liter? Ktoś skojarzył co to za miejsce?

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 9

ooo