CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

Rozdział 10

Czego ty właściwie ode mnie chcesz Voldemort

xxx

Człowiek nigdzie naprawdę nie był,

póki nie wróci do domu.

Terry Pratchett

xxx

][ ][ ][

Z trudem przełknął eliksir. Specyfik był tak gorzki, że obawiał się iż jeszcze długo nie pozbędzie się posmaku jaki pozostawił w jego ustach. Oddając pustą buteleczkę Czarnemu Panu, zapytał:

- Kiedy zacznie działać?

- Antidotum potrzebuje około dwóch tygodni na to żeby rozeszło się po ciele i zmieszało z eliksirem który przyjąłeś przed laty. Po tym okresie powinieneś zacząć doświadczać pierwszych przebłysków emocji związanych z twoją przeszłością. Później, około dwa miesiące od wypicia antidotum, zaczną pojawiać się przebłyski wspomnień, choć będą to jedynie przypadkowe migawki. Dopiero po czterech miesiącach w całości powrócą pierwsze ze wspomnień. Cały proces będzie trwał od sześciu do ośmiu miesięcy.

- Czyli minie osiem miesięcy zanim sobie o wszystkim przypomnę?

- Po ośmiu miesiącach eliksir zakończy swoje działanie. Wtedy będziesz pamiętał tyle ile eliksir jest w stanie odzyskać z twoich wspomnień. Nie znam jednak przypadku, aby powróciły wszystkie wspomnienia.

- Jak to?

- To urok tego przeklętego eliksiru. Jedynie jeśli przyjmiesz odtrutkę w ciągu pierwszego miesiąca od wypicia eliksiru anghofio, możesz odzyskać całą pamięć. - przytaknął, ale zaraz zrozumiał, że coś mu w tym nie pasuje:

- Ale przecież mówiłeś, że przyjęcie antidotum w pierwszym miesiącu, zabija.

- Dokładnie tak Avis. Dokładnie tak. Żeby przyjęcie odtrutki było w miarę bezpieczne musi minąć przynajmniej pół roku od usunięcia wspomnień. Niestety to wiążę się z tym, że część z nich będzie już nie do odzyskania.

- Jak wiele? Ile ja utraciłem, skoro minęło już tyle lat? Czy w ogóle coś sobie przypomnę?

- O to nie musisz się martwić. Przy twoim poziomie mocy, twoje wspomnienia z pewnością powrócą. Być może nie odzyskasz tych najbardziej neutralnych, jednak te silnie zabarwione emocjonalnie, pojawią się. Nasze emocje reagują z naszą wewnętrzną magią, dlatego pewne wydarzenia pozostają w naszej pamięci z najdrobniejszymi szczegółami. - Harry wcale nie był co do tego przekonany, ale postanowił dłużej nie drążyć tematu. Zamiast tego skierował rozmowę na inne tory:

- Gdy już odzyskam wspomnienia, co wtedy?

- O co pytasz mój mały?

- Chciałeś żebym wypił eliksir i odzyskał wspomnienia, ale co planujesz później? Czego ty właściwie ode mnie chcesz Voldemort?

- Czy to nie oczywiste Avis? Wierzę, że gdy nadejdzie czas, znów staniesz u mego boku tak jak powinno być zawsze.

- Już ci powiedziałem, że nie jestem zainteresowany służeniem ci.

- Już ci mówiłem, że nigdy mi nie służyłeś. Jednak nie pora teraz na rozmowy o tym. W tej chwili zbyt wiele byłoby by dla ciebie niezrozumiałe. Gdy twoje wspomnienia zaczną powracać, obiecuję ci, że powrócimy do tego tematu.

- Dopiero co mówiłeś, że będę mógł po wakacjach wybrać czy chcę być z tobą czy wrócić do Dumbledore'a, a teraz już zakładasz że za kilka miesięcy będę stał u twojego boku. W co ty właściwie grasz Voldemort? - splótł ręce na piersi i pozwolił by ich spojrzenia skrzyżowały się. Nie zamierzał dać sobą manipulować. Wystarczająco długo Dumbledore robił z nim co chciał.

- Avis, jak powiedziałem decyzja będzie należała do ciebie. Sam wybierzesz co dla ciebie lepsze. Będziesz mógł pozostać w cieniu lub wmieszać się w wojnę która niechybnie wkrótce się rozegra. Możesz walczyć u mego boku, lub nie angażować się w starcie, zaakceptuję to. Jednak proszę Avis, nie oszukuj się, do Dumbledore'a nigdy nie wrócisz.

- Ale...

- Dumbledore zbyt wiele szkód narobił w obu twych życiach, żebyś miał świadomie ponownie stanąć u jego boku, Avis. Nawet jeśli wciąż mnie nienawidzisz, musisz to przyznać. Wiem że wspominałem, że możesz do niego wrócić i jeśli się uprzesz, nie zatrzymam cię, jednak wiem również że nie jesteś samobójcą . - Harry po raz kolejny nie znalazł argumentów do dalszej dyskusji. Zrezygnowany przymknął oczy i wyszeptał:

- Czy możemy już ruszać? Chciałbym być już na miejscu.

- Oczywiście, mój mały. Oczywiście.

][ ][ ][

- W jaki sposób dostaniemy się na tą wyspę, Talantis? - zapytał gdy owiało ich chłodne, wieczorne powietrze.

- Najszybszym sposobem byłby międzykontynentalny świstoklik Jednak aby go otrzymać musielibyśmy złożyć wcześniej wniosek i podać koordynaty lądowania. Zbyt wiele osób dowiedziałoby się o celu naszej podróży. Z tergo względu, zamiast świstoklika wykorzystamy tunele transportowe. - odpowiedział mu Voldemort, ruszając przed siebie.

- Czym są tunele transportowe? - pierwszy raz spotkał się z tą nazwą. Ron nigdy nie wspominał mu o takim środku transportu i nie bardzo wiedział jak on wygląda.

- Jest to międzykontynentalna sieć Fiuu, jednak w przeciwieństwie do zwykłej, nie stosuje ona kominków, lecz runiczne tunele które zapewniają bezpieczny przelot. Poza tym, nie wymaga się tam żadnych specjalnych pozwoleń. Jeśli zapłacisz, możesz lecieć gdzie chcesz. To ułatwia nam wiele kwestii.

- Nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje.

- To normalne, szczerze mówiąc, zdziwiłbym się gdybyś wiedział czym one są.

- Dlaczego?

- Ponieważ korzystanie z tuneli jest u nas nielegalne.

- Czemu? Czy są niebezpieczne?

- Nie, ale bardzo trudno je kontrolować. Zbyt łatwo przeoczyć kolejnych podróżujących. Ministerstwo obawia się ich. Wzbudzają taki strach gdyż w przeciwieństwie do pozostałych środków magicznego transportu, aby podróżować tunelami nie trzeba posiadać w sobie magii. Kominek nie przeniesie mugola, ale tunel już tak. Z tego względu większość z nich została zlikwidowana ponad sto lat temu. Te które funkcjonują po dzień dzisiejszy są dobrze poukrywane. Bez odpowiednich kontaktów, nikt ich nie zlokalizuje.

- Ty wiesz gdzie są. - to nie było pytanie, ale Voldemort i tak odpowiedział:

- Wiem. W naszym kraju znam trzy takie miejsca, chociaż dwa z nich są dosyć daleko stąd. Ten którym polecimy mamy w pobliżu, jednak i tak czeka nas dość długa podróż nim do niego dotrzemy. - gdy po tych słowach Voldemort zatrzymał się, Harry zrobił to samo. Rozglądając się w okół, zauważył że minęli właśnie granicę ogrodu rozpościerającego się przed dworem. Stali na skarpie. U stóp Harry spodziewał się ujrzeć las który widział z tarasu, ale zamiast tego dostrzegł w dole cmentarz. Cmentarz który wydawał mu się dziwnie znajomy.

- Czy to... - urwał, ale nie musiał kończyć. Voldemort i tak mu odpowiedział.

- Tak, to tam spotkaliśmy się w czerwcu. - gdy to usłyszał, przez jego myśli przeleciały urywki z tamtej nocy, a wraz z nimi powróciły do niego wypowiedziane przez Glidogona słowa: Krew wroga, ciało sługi, kość ojca... Ojciec – z tą myślą odwrócił się w stronę dworu który został za nimi. Jakby czytając mu w myślach, Voldemort powiedział.

- Mój ojciec był mugolem, ten dwór należał do niego. Po jego śmierci trafił do mnie. - usłyszał, nim jednak miał szansę na zadanie kolejnego pytania, oplotły go ramiona Voldemorta. Przyciągnięty bliżej musiał oprzeć się o niego plecami. Gdy spróbował zwiększyć dystans pomiędzy nimi, Voldemort przycisnął go do siebie mocniej i wyszeptał mu wprost do ucha.

- Szsz, nic ci przecież nie zrobię, uspokój się. Musimy się teleportować i nie chciałbym, żebyś się po drodze rozszczepił. Aligio. - ledwie padło ostatnie słowo, Harry poczuł dziwny ucisk i świat rozmazał mu się przed oczami.

][ ][ ][

Ledwie wylądowali, ponownie nim szarpnęło i znów wszystko zalała mieszanina barw. Powtórzyło się to jeszcze dwa razy nim wreszcie poczuł, że stoi na twardym gruncie. Choć wrażenie przeciskania przez zbyt ciasną rurkę ustało, świat wciąż wirował mu przed oczami. Kolana się pod nim ugięły i upadłby, gdyby nie Voldemort który wciąż go trzymał. Czując, że ten ponownie opiera go o siebie, odchylił głowę do tyłu biorąc głęboki wdech. Skronie pulsowały tępym bólem, a świat przed oczami nie chciał przestać migotać. Mdliło go i niewiele brakowało żeby pozbył się i tak skąpej zawartości żołądka.

Chłód który niespodziewanie poczuł na czole sprawił, że przymknął oczy, wzdychając z ulgą. Nawet gdy w końcu zrozumiał, że ten chłód pochodzi od dłoni Voldemorta, nie odsunął się. Nie był pewny ile tak stali, w końcu jednak zaczął odzyskiwać kontrolę nad własnym ciałem. Gdy wreszcie był w stanie otworzyć oczy, spróbował wyswobodzić się z objęć Czarnego Pana. Voldemort pozwolił mu na to, jednak zaraz potem złapał go pod rękę i pociągnął do przodu. Harry wciąż lekko otumaniony nie miał siły na walkę, więc po prostu zgodził się na to, żeby ten pociągnął go za sobą.

Spoglądał raz w lewo, raz w prawo, zastanawiając się przy tym, gdzie tak właściwie są. Niestety ani wąskie uliczki które zdawały się wić niczym serpentyny, ani proste budynki, łudząco do siebie podobne, nic mu nie mówiły. Mogli być daleko od okolic które znał, albo znajdować się tuż za rogiem, niedaleko Dziurawego Kotła lub wioski Hogsmeade. Nie miało to żadnego znaczenia i tak sam zapewne zgubiłby się tuż za zakrętem. Przez ostatnie lata widział niewiele miejsc, teraz wiec mógł jedynie zdać się na Czarnego Pana i pozwolić na to, żeby ten go prowadził.

Kiedy kilka minut później Voldemort zatrzymał się. Harry zdezorientowany spojrzał na niego. Znaleźli się w przejściu tak wąskim, że dwie osoby mogłyby się wyminąć jedynie szorując ramionami o mur.

- Jesteśmy na miejscu - Gdy Czary Pan mówiąc to, wskazał na znajdującą się niedaleko studzienkę, zaczął się zastanawiać, czy ten przypadkiem sobie z niego nie żartuje.

- To studzienka ściekowa. Mamy zejść do kanałów?

- Przestań myśleć jak mugol, Avis. Chyba zbyt długo znajdowałeś się pod wpływem tego idioty, Dumbledore'a. - Voldemort wyjął różdżkę i wskazując nią na studzienkę wyszeptał coś cicho. Harry nie zdołał dosłyszeć zaklęcia, jednak zdało mu się ono mało istotne w odniesieniu do sceny która właśnie rozgrywała się tuż przed nim.

Zafascynowany patrzył jak zwykła studzienka rozmywa się przed jego oczami, a niewielki otwór powiększa się. Gdy zapadającą w okół nich ciemność rozjarzyło padające z niego bladoniebieskie światło, mimowolnie zaciekawiony zajrzał do wnętrza. Zamiast kanałów dostrzegł kręte, drewniane stopnie prowadzące w głąb

- Idziemy. - po ponagleniu ze strony Voldemorta, stanął na pierwszym z nich, zastanawiając się przy tym ile razy magia go jeszcze zaskoczy.

][ ][ ][

Schodząc w dół, zaskoczony zauważył, że zamiast tuneli jakie spodziewał się ujrzeć, pod nimi jest przestronna sala oświetlona przez umieszczone na ścianach pochodnie. Stając wreszcie na marmurowej posadzce zapatrzył się na wyrysowane na niej symbole. Trochę przypominały mu one runy z książek Hermiony, ale zupełnie się na nich nie znał, nie miał więc pojęcia co właściwie oznaczają.

- Pospiesz się. - ponownie pociągnięty za rękę, pozwolił podprowadzić się do jednego ze stojących przy ścianie biurek. Zza niego spoglądała na nich uważnie jakaś starsza czarownica. Nazwałby ją miłą staruszką, jednak do tego obrazu nie bardzo pasowały mu jej potargane włosy i pomalowane na czarno paznokcie.

- Mam zarezerwowany przelot na dziś.

- Nazwisko?

- Riddle.

Ta krótka wymiana zdań, przypomniała Harry'emu po co tak właściwie tu przyszli. Ponownie rozglądając się po sali, zaczął zastanawiać się nad tym, gdzie jest ten tunel o którym wspominał mu Voldemort.

Czy naprawdę jest tutaj tunel którym można polecieć do innego kraju? A jeśli tak, to jak to możliwe, że ministerstwo nic na ten temat nie wie? Jak zdołali ukryć takie miejsce pod samym nosem Knota? - rozmyślając nad tym przyglądał się przewracanym przez staruszkę dokumentom. Chociaż na biurku panował straszliwy bałagan, ona zdawała się świetnie orientować co gdzie leży.

- Przelot rzeczywiście został opłacony. Drzwi na lewo. - wskazała jednym ze swoich długich palców na drzwi za sobą. Gdy Voldemort ruszył w ich stronę, Harry'emu pozostało jedynie pójść za nim.

][ ][ ][

Drzwi zamknęły się za nimi z cichym zgrzytem. Otoczył ich półmrok rozjaśniony jedynie słabym blaskiem pochodzącym z różdżki Czarnego Pana. Pomieszczenie nie miało więcej niż dwa metry. Sprawiało nieco klaustrofobiczne wrażenie, jednak co ważniejsze nie dostrzegł w nim żadnego tunelu.

To naprawdę tutaj? - nim miał szansę zapytać o to, Voldemort ponownie tego wieczoru przyciągnął go do siebie, zmuszając żeby się o niego oparł. Gdy otoczył go swoim ramieniem, spróbował się wyswobodzić.

- Nie ruszaj się. W czasie lotu łatwo się zgubić. - Nie zamierzał kwestionować jego opinii, zaprzestał więc kolejnych prób wyswobodzenia się.

- Talantis - ledwie Czarny Pan wypowiedział cel ich podróży, Harry poczuł, że podłoga pod jego stopami zaczyna drżeć. Spojrzał pod nogi, Podłoga zafalowała i rozpłynęła się.

Polecieli.

Siła rozpędu była tak wielka, że bezwiednie wbił palce w trzymającą go rękę Voldemorta. Ponownie tego dnia zacisnął powieki, czując, że znienawidzi wszelkie środki magicznego transportu.

][ ][ ][

To było dużo gorsze od podróży kominkiem. Lecieli długo, bardzo długo. Był pewien że trwa to już przynajmniej pół godziny i niestety nic nie wskazywało na to, żeby ich podróż miała się wkrótce zakończyć. W dodatku wciąż owiewające ich chłodne powietrze sprawiło że zaczął drżeć i mimowolnie mocniej wtulił się w Czarnego Pana,powoli mając problemy z zapanowaniem nad szczękaniem zębami..

- Ile jeszcze będziemy lecieć? - wydusił z siebie w końcu. Miał dość. Jakby mało było tego, że było mu cholernie zimno to jeszcze ponownie też zaczęło go mdlić.

- Około piętnastu minut. - wzdrygnął się na samą myśl o tym, ile ta podróż ma jeszcze trwać.

- Nigdy więcej. - syknął. Nie zamierzał ponownie wykorzystywać tego transportu. - Wszystko będzie lepsze niż to... - nagle w jego gdy w pamięci stanęła mu niedawna teleportacja, dodał:. - Nie. Teleportacja była jeszcze gorsza. Świstoklik też jest niewiele lepszy i fiuu... Czy czarodzieje nie mogą podróżować w normalniejszy sposób? - Nie był pewien czy mu się nie przesłyszało ale wydawało mu się, że Voldemort parsknął.

- Długo jeszcze? - zapytał w końcu.

- Zaraz będziemy na miejscu. - Z ulgą przyjął zapewnienie Voldemorta. Naprawdę miał już dość tej podróży.

Wkrótce poczuł że pęd powietrza w okół nich traci na sile. Owiewający ich wiatr zrobił się znacznie cieplejszy i zaczęli zwalniać. Gdy wreszcie poczuł twardy grunt pod stopami, a ręka Voldemorta go puściła, opadł na kolana, nie będąc w stanie utrzymać równowagi.

- Calor. - usłyszał i z ulgą przyjął owiewające go ciepłe powietrze. Wciąż targające nim dreszcze w końcu ustały. Czując, że temperatura ciała powoli wraca mu do normy, odważył się wreszcie otworzyć oczy.

- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? - sarknął, z wyrzutem spoglądając na stojącego nad nim Czarnego Pana.

- Niestety w czasie podnóży nie można rzucać żadnych zaklęć. Mogłyby one zakłócić tor naszego lotu. Jednak masz rację, należą ci się przeprosiny. Powinienem rzucić na ciebie czar zanim wyruszyliśmy. Nie odczuwam chłodu i nie pomyślałem, że ty możesz zmarznąć. - Podnosząc się na nogi Harry pomyślał, że świat się chyba kończy, skoro sam Czarny Pan przyznaje się do pomyłki.

Rozejrzał się. Nie był pewien jakiego widoku oczekiwał, ale ostatnią rzeczą jakiej się spodziewał było to, że znajdą się w środku lasu. Wylądowali na niewielkiej polance, otoczonej drzewami. Spojrzał w ciemne niebo usiane gwiazdami. Przyglądając się im z mimowolnym zachwytem, zastanawiał się, czy kiedykolwiek widział ich aż tyle.

- Ruszajmy, mamy jeszcze spory kawałek do przejścia. Przebywanie w lesie po zmroku nie jest zbyt bezpieczne.

Nie jest bezpieczne? Dlaczego właściwie? Przecież to nie Zakazany Las!

- Dlaczego nie jest tu bezpiecznie w nocy? - zapytał, doganiając Voldemorta który już zaczął się oddalać.

- Wyjaśniłem ci już, że Talantis to wyspa na wskroś przesiąknięta magią. Wśród jej mieszkańców nie znajdziesz ani jednego mugola. Każdy czarodziej mieszkający tutaj czerpie energię z wibracji jakie wysyła obecna tu magia. Tutejsze zwierzęta również na nią reagują. Nawet w Zakazanym Lesie przy Hogwarcie nie znajdziesz wielu z magicznych gatunków, na które możesz natknąć się tutaj. To dlatego las w którym aktualnie jesteśmy różni się od innych i nikt nie powinien zagłębiać się w niego po zmroku.

- Czy te zwierzęta są aż tak niebezpieczne?

- Nie wszystkie. Część z nich żyje nie wchodząc nam w drogę tak długo jak ich nie niepokoimy. Jednak są i takie które zaciekle bronią swoich terytoriów. Zapuszczając się na ich tereny sam podajesz się im niczym główne danie na obiad.

Dobrze wiedział, co to oznacza. Momentalnie stanęła mu przed oczami fatalna wycieczka z Ronem wprost do gniazda pełnego malutkich pajączków dla których omal nie zostali daniem głównym. Tak, co jak co, nie miał najmniejsze ochoty na powtórkę z tamtej przygody. Nie chciałbym znów zostać uznany przez kogoś za smaczną przekąskę.

- Skąd mam wiedzieć w jakie rejony lepiej nie wchodzić?

- Wystarczy że będziesz trzymał się wyznaczonych ścieżek. Dopóki nie zboczysz z nich i nie zagłębisz się gdzieś w las, wszystko powinno być w porządku.

Nie zagłębię się, o to możesz być spokojny.

][ ][ ][

Droga przez las wbrew słowom Voldemorta wydała mu się bardzo krótka. Nim się obejrzał już drzewa przed nimi zaczęły się przerzedzać i w kilka minut znaleźli się na otwartym terenie. Było ciemno jednak blask gwiazd był tak intensywny, że bez trudu rozpoznał, że znaleźli się w jakiejś wiosce.

Wzdłuż drogi na której właśnie się znajdowali przycupnęło kilka niewielkich domków. Harry nawet bez zbliżania się do nich, mógł stwierdzić, że wszystkie należą do czarodziei. Konstrukcja każdego domku zbyt mocno odbiegała od powszechnie przyjętych standardów, by w jakimkolwiek z nich miał mieszkać mugol. Najbliższy miał trzy spadziste daszki, zaś dom po przeciwnej stronie uliczki miał dach całkowicie wklęsły.

Domy w Hogsmeade wyglądają nieco bardziej normalnie. - Przebiegło mu przez myśl, gdy zaciekawiony rozglądał się na wszystkie strony, chcąc dojrzeć jak najwięcej szczegółów. Niestety było zbyt ciemno by mógł przyjrzeć się okolicy dokładniej. Pierwszą rzeczą którą zrobię jutro rano, będzie obejrzenie całej wioski. Jeśli wszystkie domy wyglądają jak te tutaj, z pewnością nie będę się nudził.

- Witaj w Zatopionej Dolinie, mój mały.

- Zatopiona Dolina? To trochę dziwna nazwa dla wioski.

- Cóż, możliwe, ale zarazem idealnie oddaje charakter tego miejsca.

- To znaczy?

- Nie Avis, nie będę ci psuł zabawy. Pozwolę byś na to pytanie odnalazł odpowiedź sam. - to mówiąc Voldemort schwycił go za rękę i poprowadził wzdłuż głównej drogi.

Po raz kolejny tego dnia pozwolił się prowadzić, ciekaw w którym z tych dziwnych domów spędzi wakacje. Jednak Czarny Pan nie zatrzymał się przy żadnym z nich. Wręcz przeciwnie, wkrótce minęli ostatni z domów i skręcili w bok. Znaleźli się na jakiejś zarośniętej, polnej dróżce. Zaczęli oddalać się od budynków. Po obu stronach drogi zamajaczyły pola. Chociaż jak okiem sięgnąć wszystko wydawało się identyczne, Voldemort w końcu zatrzymał się i ponownie skręcił, tym razem wchodząc w samo pole.

Widząc to, Harry chciał zapytać, czy na pewno nie ma innego przejścia, jednak słowa zamarły mu na ustach gdy zrobił kolejny krok. Pole znikło, a w jego miejscu, niczym z podziemi wyrósł dom. Żelazna furtka otworzyła się z cichym skrzypnięciem, gdy Voldemort pchnął ją lekko. Podążając za nim, z zachwytem chłonął każdy szczegół. Sama myśl, że ma w takim miejscu spędzić resztę wakacji sprawiała, że na twarzy pojawiały mu się wypieki.

Dach domu choć był trójkątny jak w każdym porządnym mugolskim domku, zdawał się nie mieć żadnej ostrej krawędzi. Wyglądał niczym ulepiony z plasteliny. Bielone ściany pokrywał bluszcz. Wchodząc na przysłonięty niewielkim daszkiem ganek, uśmiechnął się dostrzegając umieszczony tam stół z krzesłami oraz huśtawkę. Kolumny podtrzymujące daszek oraz te prowadzące do głównego wejścia wyglądały jak konary drzewa które oplotły dom, biorąc go w posiadanie. Nieświadomy do końca tego co właściwie robi, wyswobodził rękę z uścisku Voldemorta i z uśmiechem obiegł dom do okola, chłonąc każdy jego szczegół.

- Pięknie tu - wyrwało mu się, gdy ponownie znalazł się przed drzwiami frontowymi. Voldemort nie skomentował tego, ale Harry miał wrażenie że przez jego twarz przemknął uśmiech.

- Możemy już wejść do środka? - pchnięty lekko, przekroczył próg. Gdy znalazł się w środku, usłyszał cichy szept za plecami.

- Witaj w domu, Avis.

][ ][ ][

Zatopiona Dolina - z czasem znaczenie tych słów zostanie wyjaśnione, chociaż być może część uważnych czytelników już ma pewne domysły ;)

Calor - jak już wspominałam w jednym z rozdziałów, to wymyślone przeze mnie zaklęcie ogrzewające.

Aligio - czar wiążący w czasie teleportacji łącznej.

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 10