CIEŃ CZARNEGO PANA
][ ][ ][
Rozdział 11
Niczemu nie zawiniłaś
xxx
Ludzie są na tyle szczęśliwi,
na ile sobie pozwolą
Abraham Lincoln
xxx
][ ][ ][
Ledwie słowa Voldemorta ucichły, umieszczone na ścianach kandelabry rozjarzyły się, zalewając pomieszczenie pomarańczowym blaskiem. Jego oczom ukazał się niewielki salonik połączony z kuchnią. Chociaż wydawało mu się, że będzie to miejsce od dawna opuszczone, to tak naprawdę nic na to nie wskazywało.
Wyglada że ktoś tu niedawno był. - zbliżając się do ustawionego przy kominku stolika, przejechał palcem po grzbiecie pozostawionej na nim książki. Nie pokrywała jej nawet odrobina kurzu.
- Kto tutaj mieszka? - zapytał
- Nikt. To miejsce stoi puste od wielu lat.
- Puste? Nie wydaje mi się. Wygląda na to, że ktoś był tutaj i to całkiem niedawno. Na książkach nie ma nawet drobiny kurzu.
- Nikogo tu nie było. Czary zabezpieczające teren nie pozwoliłyby dostać się tu nikomu niepowołanemu. Co do wyglądu tego miesca, zawdzięczasz go skrzatom. Nawet pod nieobecność swojego pana nie zaniechały powierzonych im obowiązków.
- Czyli to twój dom? – bardziej stwierdził niż zapytał, wiedząc jaką odpowiedź usłyszy. Tylko Voldemort mógł zostawić na tyle lat opuszczony dom i mieć pewność, że skrzaty nie ośmielą się porzucić swojej pracy. Ciekawe tylko czemu tu zadbał o czystość, a tamten dwór zostawił aby popadał w ruinę... - wspominając zapuszczony dom w którym się obudził, ponownie rozejrzał się po saloniku tak różnym od tamtego dworu. Wszystko tutaj wyglądało tak, jakby ktoś wyszedł przed kilkoma minutami.
- Ten dom nie należy do mnie. Jest twój.
Mój? - zaskoczony odwrócił się w stronę Voldemorta. - Chcesz powiedzieć, że ten dom należy do mnie?
- Tak Avis. To jedna z twoich posiadłości.
- Jedna z posiadłości? Tyle lat spędziłem w komórce pod schodami choć mam więcej niż jeden dom? Jak wiele jeszcze odebrałeś mi Dumbleodre? - szepnął sam do siebie, ponownie wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. - Voldemort musiał go usłyszeć bo powiedział.
- Masz kilka posiadłości, dom jednak tylko jeden. Zawsze mówiłeś że tamte miejsca to zwykłe budynki. Jak w domu czułeś się jedynie tutaj. – Te słowa wywołały w nim jeszcze większe poczucie zdrady. Przed oczami stanął mu dziurawy materac na którym spał przez dziesięć lat. . Śwoadomość że przez cały ten czas miał przynajmniej kilka miejsc, w których mógłby zamieszkać, sprawiała że zamiast żalu czuł coraz większą złość.
Pewnego dnia mi za to wszystko zapłacisz Dumbleodre.
- Miałeś męczący dzień, powinieneś odpocząć. Jestem pewien że twoje skrzaty dobrze się tobą zajmą. My zobaczymy się za tydzień. - przywrócony do rzeczywistości, spytał:
- Za tydzień? Powiedziałeś, że zostawisz mnie w spokoju. Miałem spędzić wakacje z dala od ciebie i cholernego Dumbledore'a! Już łamiesz dane przez siebie słowo? Zastanawiam się, dlaczego w ogóle ci zaufałem. - odwrócił się do Voldemorta plecami, wściekły na samego siebie za to, że dał się omotać i uwierzył we wszystkie obietnice.
- Zdaję sobie sprawę z tego co ci obiecałem Avis. Nie bój się, nie zamierzam ograniczać twojej wolności. Niestety nie mogę zostawić cię całkowicie samego, tak jak ty byś tego chciał. Wciąż jest wiele kwestii z których nie zdajesz sobie sprawy. Sam powiedziałeś, że na razie wiesz o sobie niewiele więcej poza tym jak się nazywasz, a minie wiele czasu nim twoje wspomnienia zaczną powracać. Nie możesz przez cały ten czas żyć w nieświadomości. Nie pomoże ci to w podjęciu decyzji co do twojej przyszłości. Dlatego będziemy widywać się raz w tygodniu. Nie martw się jednak, nasze spotkania nie zajmą więcej niż godzinę.
- W porządku, czy mogę teraz zostać sam? - wiedział, że nie ma sensu się kłócić. Nie sądził, by mógł cokolwiek zdziałać. Voldemort podjął już decyzję w tej sprawie. Zresztą, choć za nic nie powiedziałby tego na głos, sam musiał przyznać mu rację. Nie mógł nie wiedzieć.
- Oczywiście. Jak będziesz czegoś potrzebował, wezwij skrzaty. Ten dom zamieszkują dwa: Cytrynka oraz Drops.
Cytrynka i Drops - powtórzył w myślach i parsknął gdy sens tego co usłyszał, przebił się do jego świadomości. Cytrynka i Drops... Cytrynowy drops... - tym razem Harry roześmiał się już otwarcie, zastanawiając się, który z nich wpadł na tak zabójcze imiona.
- To twoja zasługa. Nie ja je nazwałem. - woląc się nie zastanawiać nad tym, skąd ten wie o czym akurat myślał, Harry postarał się opanować.
- Będę o tym pamiętał.
- W takim razie widzimy się za tydzień, mój mały. - po tych słowach Voldemort odwrócił się i z szelestem szat opuścił pokój. Harry wyjrzał za nim. Było zbyt ciemno by mógł dostrzec cokolwiek ale trzask aportacji który dotarł do jego uszu, upewnił go w tym, że jest sam.
][ ][ ][
Jeszcze przez kilka minut stał w tym samym miejscu, wpatrując się w ciemność. Blask płynący z kandelabrów tworzył refleksy na szybie, sprawiając że czerń za oknem zdawała się jeszcze ciemniejsza. Czuł jak napięcie ostatnich dni powoli z niego opada. Ziewnął i zamrugał, odrywając spojrzenie od szyby.
- To mój dom. - powiedział to głośno, wciąż nie do końca wierząc, że to prawda. Mam swój dom. Miał wielką ochotę obejrzeć wszystkie jego zakamarki, ale zmęczenie powoli zaczynało brać górę nad ciekawością.
Równie dobrze mogę zrobić to jutro.
- Cytrynka. Drops. - zawołał, czując, że wypadałoby zapoznać się z mieszkańcami tego miejsca zanim pójdzie spać. Chociaż nigdy nie uznawał zapędów Hermiony do uwalniania na silę skrzatów, nie był w stanie traktować ich tak, jakby nie istniały. Zresztą skoro wtargnął niespodziewanie do domu z pewnością warto było dać znać, że tu jest zanim któryś przypadkiem uzna go za intruza.
Rozległ się trzask i pojawiły się przed nim dwa skrzaty, kłaniając się nisko na powitanie. Harry z ulgą zarejestrował, że nie wyglądają jak Zgredek, gdy zobaczył go po raz pierwszy. Cytrynka miała na sobie ładną błękitną sukienkę przewiązaną białą wstążką, zaś Drops ubrany był w czarne spodenki i zieloną koszulkę z krótkim rękawkiem.
- Przestańcie. Nie chcę byście się mi kłaniały.
Skrzaty podniosły się. Harry odniósł wrażenie, że początkowo patrzyły na niego z rezerwą, zaraz jednak w ich wielkich oczach pojawiły się łzy i pomieszczenie wypełniły piskliwe głosy.
- Pan Avis! Cytrynka myślała że pan nie żyje! Cytrynka cieszy się, że pan Avis jest cały i zdrowy!
- Drop też jest szczęśliwy! Drops dbał o dom i ogród tak jak pan zawsze sobie tego życzył! Wszystko jest tak jak pan Avis zostawił!
Harry w głowie miał chaos.
Pan Avis? Skąd...
- Skąd wiecie kim jestem? - po jego pytaniu, Cytrynka spojrzała na niego dużymi oczami i wyjaśniła.
- Wczoraj dostaliśmy informację że mamy przygotować dom bo ktoś przyjedzie, ale nie powiedziano nam kto. Cytrynka nie była zadowolona że ktoś obcy będzie w domu, dlatego od razu się nie pojawiła. Cytrynka przeprasza że nie powitała pana właściwie. To się więcej nie powtórzy. Pan wygląda inaczej ale Cytrynka czuje pana magię. Cytrynka teraz już wie że to pan Avis.
- Ja też się cieszę, że mogę tu być.
- Ale teraz Pan pójdzie spać. Wygląda pan blado i ledwie stoi na nogach. Musi się pan położyć i wyspać. Proszę odblokować główną sypialnię to Cytrynka zaraz przygotuje dla pana łóżko.
- Odblokować? Przepraszam, nie bardzo wiem jak miałbym to zrobić.
- Na główną sypialnię oraz osobiste pokoje pana nałożone jest hasło. Pan zawsze nakładał je gdy wyjeżdżał. Nikt nie może wejść do środka, ani skrzat ani człowiek, dopóki pan nie zdejmie zabezpieczenia. Dlatego musi je pan zdjąć, żeby Cytrynka mogła tam posprzątać.
- Obawiam się że to nie będzie możliwe. Nie znam tego hasła. Czy jest tu jakaś inna sypialnia, którą mogę zająć?
- Jest jeszcze sypialnia gościnna, ale pan bardzo rzadko w niej sypiał. Zawsze pan mówił, że źle się w niej czuje. Cytrynka jednak nie rozumie jak pan może nie znać hasła do swojej własnej sypialni? To przecież pan je założył!
- Niestety nie pamiętam go Cytrynko.- zbliżył się do stojącej przed kominkiem kanapy i opadł na nią, czując że zapowiada się na dłuższe wyjaśnienia. - spoglądając na dwa wpatrzone w niego skrzaty, dodał:
- Jak sama zauważyłaś, wyglądam teraz inaczej. Prawda jest taka że jeszcze kilka dni temu nie myślałem że nazywam się Harry Potter. Nawet teraz nie wiem o sobie nic więcej poza tym jak mam na imię. Zanim wszedłem do tego domu, nie miałem pojęcia, że posiadam jakikolwiek dom.
- Panie Avis, nie pamiętał pan, że ma dom? - widząc jak jej oczy o ile to możliwe zdają się robić jeszcze większe, rozłożył ręce w geście bezradności i odparł:
- Przez ostatnie czternaście lat sądziłem że mam na imię Harry. O tym, że tak naprawdę nazywam się Avis Arawn dowiedziałem się dopiero po tym jak znalazł mnie Czarny Pan. To dzięki niemu tu teraz jestem. Nie mam żadnych wspomnień z czasów gdy nosiłem imię Avis.
- W takim razie Cytrynka chętnie opowie wszystko co wie!
- Dziękuję. Z chęcią posłucham. Zresztą sam także z czasem odzyskam wspomnienia. Przyjąłem dzisiaj eliksir który powinien przywrócić mi pamięć, jednak to potrwa kilka miesięcy.
- Cytrynka pomoże panu Avisowi we wszystkim. Pan Avis nie musi się martwić. Ale pan Avis powinien ukarać Cytrynkę, bo Cytrynka była bardzo złym skrzatem, nie pomogła panu. Uwierzyła że pan nie żyje.
- Nie zamierzam cię karać. Nie mogłaś nic zrobić Cytrynko.
- Ale pan Avis wiele wycierpiał, miał straszny wypadek i Cytrynka powinna...
- To nie był wypadek Cytrynko. Zostałem uprowadzony. To dlatego wyglądam dziś inaczej i nawet mój wiek różni się od tego jaki powinien być. Miałem duże kłopoty i gdyby nie Czarny Pan z pewnością nie byłoby mnie tu dzisiaj. Być może byłbym już martwy.
- Martwy?! - przerażenie skrzatki rozczuliło go. Prawdę mówiąc niewiele znał osób które tak naprawdę przejmowały się jego samopoczuciem i poczuł ciepło w sercu gdy zobaczył jej szczerość.
- Tak Cytrynko, pewna osoba namieszała w moim życiu. Mam jednak nadzieję, że teraz uda mi się odzyskać nad nim kontrolę.
- To zrobił ten Stary Idiota?
- Tak - odpowiedział machinalnie, po raz pierwszy zastanawiając się nad tymi słowami. Stary Idiota, sam nazwał już tak Dumbledore'a kilkakrotnie, jednak usłyszenie tego z ust skrzata domowego było czymś zupełnie innym. Poza tym wiedział, że Voldemort też mówił o dyrektorze w ten sposób. Ciekawe kto wymyślił to określenie… w każdym razie nie mogę zaprzeczyć temu że pasuje ono idealnie.
Stary Idiota... Czarny Pan... - nie pamiętam przeszłości, ale te zwroty wydają się być z nią związane... Dlaczego jednak je pamiętam? Czemu akurat w tym roku zaczęły pojawiać się w mojej głowie? Nie mogą to być wspomnienia bo pojawiły się jeszcze zanim wypiłem antidotum na eliksir wymazujący pamięć. Ale skoro to nie wspomnienia, to co?
Czy moje życie zawsze musi być takie niezrozumiałe?
- Panie Avis, jest pan bardzo zmęczony. Cytrynka idzie przygotować sypialnię. Musi się pan położyć, dalej będziemy rozmawiać jutro. - skrzatka znikła zanim miał szansę jej odpowiedzieć. Widząc to pokręcił głową. Tak, te stworzenia zawsze go zadziwiały.
][ ][ ][
Obudziły go promienie słońca padające na twarz. Przeciągnął się leniwie, czując, że od dawna nie spało mu się tak dobrze. Świadomość że jest w tym miejscu sam i nie musi martwić się o nic, była kojąca. Dumbledore mnie tu nie znajdzie, a Voldemort nie będzie uprzykrzał mi życia przynajmniej przez najbliższy tydzień.
- To będzie cudowny dzień!
Jeszcze raz się przeciągnął i usiadł, ponowie rozglądając po niedużej sypialni. Urządzono ją w ciemnych, chłodnych barwach. Dominowała tu czerń, fiolet i srebro. W pokoju stało duże łóżko nakryte satynową, czarną pościelą z której się właśnie wygrzebywał. Poza tym przy oknie ustawiono biurko. Na przeciwległej ścianie znajdowała się szafa na ubrania i regał na książki, który był w tej chwili opustoszały. Wszystkie meble były czarne. Szuflady w biurku miały srebrne uchwyty. Jedynym jaśniejszym akcentem był fioletowy, puszysty dywan który przykrywał ciemne drewno z jakim wyłożona była podłoga.
Wstając, zaczął rozumieć co skrzatka miała na myśli mówiąc, że z reguły unikał tego pomieszczenia. Ta sypialnia go przytłaczała. W żadnym razie nie czuł się w niej swobodnie. Łóżko było wygodne i spało mu się bardzo dobrze, ale im dłużej oglądał to pomieszczenie, tym bardziej nie na miejscu się w nim czuł.
Stając na miękkim dywanie, na bosaka zbliżył się do szafy, pamiętając, że Cytrynka wspominała o wiszących w niej ubraniach. Gdy otworzył drzwiczki, nie naoliwione zawiasy, zaskrzypiały.
W środku znalazł jedynie kilka rzeczy. Dwie pary spodni i trzy koszulki wyglądające jak zwykłe ubrania mugolskie. Poza nimi była także szata i strój w którym przybył tu wczoraj. Co więcej, tutaj także wszystkie ubrania były białe.
Dlaczego nie ma tu nic kolorowego? Wygląda na to, że to były moje ubrania, ale czemu do licha wszystkie są białe?!
- Nie zaprzeczę że dobrze czuję się w białych ubraniach, ale chodzić tylko w bieli to lekka przesada. Może w jakimś sklepie znajdę tutaj coś w kolorze? - pocieszony tą myślą, powrócił do przeglądania ubrań, próbując się na coś zdecydować. Rzeczy które miał na sobie wczoraj od razu odsunął na bok. Były na niego stanowczo zbyt duże.
- Nie zaprzeczę, że są wygodne, ale jak wyjdę w czymś tak dziwnym, z pewnością zacznę przyciągać uwagę. To ostatnie na co mam w tej chwili ochotę. - Pewny swego ostatecznie sięgnął po jedne z mugolskich spodni i koszulkę polo z wyszytym srebrną niciom smokiem. Niestety także tu nie znalazł bielizny. Uznając, że będzie to pierwszy punkt na jego liście zakupów, ruszył do połączonej z pokojem łazienki.
][ ][ ][
Pół godziny później, już ubrany, krytycznie przejrzał w wiszącym na ścianie lustrze. Koszulka w dalszym ciągu była na niego za duża, ale przynajmniej spodnie nie pałętały mu się po ziemi. Miały być trzy - czwarte, jemu jednak sięgały prawie do kostek.
- To i tak wygląda lepiej niż to co miałem na sobie wczoraj. - Wzruszył w końcu ramionami i opuścił pomieszczenie.
Wychodząc z pokoju, tym razem uważnie rozglądał się w okół. Wczoraj był tak zmęczony, że nie przywiązywał zbyt wielkiej uwagi do tego gdzie idzie, dzisiaj jednak chciał się wszystkiemu przyjrzeć. Znalazł się w przestronnym holu zalewanym promieniami słońca wpadającymi przez znajdujące się na wprost okno balkonowe. Nie było tu żadnych mebli. Po obu stronach holu zobaczył rząd drzwi prowadzących do kolejnych części domu. W sumie doliczył się ośmiu pomieszczeń, po cztery z każdej strony, wliczając sypialnię którą dopiero co opuścił. Skierował się do pierwszych drzwi po swojej prawej stronie. Nacisnął klamkę, lecz te nie ustąpiły. Ruszył w stronę kolejnych, tylko po to, by upewnić się, że także i one są zamknięte. Gdy z trzecie z rzędu również nie otworzyły się przed nim, uznał, że muszą to być te pomieszczenia o których mówiła skrzata.
Zapewne za nimi są pokoje w których mieszkałem... Chyba rzeczywiście nie dostanę się do nich bez hasła. - Przechodząc na przeciwległą stronę holu, podszedł do pierwszych z drzwi, te otworzyły się jak tylko wyciągnął w ich stronę rękę.
Jego oczom ukazała się niewielka biblioteka, wyglądająca tak przytulnie, że miał ochotę od razu się w niej zaszyć. Zrobił krok do przodu by wejść do środka, zaraz jednak wycofał się. - Jeśli tam teraz wejdę, zapewne całkowicie stracę poczucie czasu. Chyba lepiej jak najpierw pójdę rozejrzeć się po okolicy. Zresztą nic nie ucieknie. Skoro jest tu biblioteka, równie dobrze mogę posiedzieć w niej po południu.
Przelotnie zajrzał do kolejnych pomieszczeń. Za drugimi drzwiami kryła się niewielka pracownia eliksirów. Wszystko było w niej sterylnie czyste i poukładane niczym od linijki. Poczuł się zupełnie tak jak w klasie Snape'a, szybko więc wycofał się na zewnątrz.
- Po co mi pracownia eliksirów? Czyżbym kiedyś miał do nich jakikolwiek talent? - spytał sam siebie i zaraz pokręcił głową. - Nie, w to to chyba nie uwierzę.
Następny pokój okazał się gabinetem. W niczym nie przypominał on jednak gabinetów jakie dotychczas miał okazję oglądać, Owszem było tu biurko oraz szafki z jakimiś dokumentami. Jednak poza tym w rogu pokoju stał także fortepian, a przy jednym z dużych okien, rozstawiono sztalugę. Uznając, że tutaj zajrzy jeszcze przed zakopaniem się w bibliotece, skierował się do ostatnich drzwi po tej stronie.
Wnętrze całkowicie go zaskoczyło. Pokój był praktycznie pusty. Jedynym elementem wystroju był miękki dywan pokrywający drewnianą podłogę. Wsunął się do pomieszczenia zastanawiając się, jakie właściwie było jego przeznaczenie. Nie wydawało mu się, żeby ten pokój był po prostu nie używany. Zresztą gdy przyjrzał się uważniej ścianom, miał już co do tego pewność. Zbliżył się do jednej z nich i przesunął palcem po wyrytym na niej wzorze.
Czy to runy? - nie znał się na tym, jednak znaki pokrywające każdą ze ścian, najbardziej mu się właśnie z nimi kojarzyły. - Po co ktoś je tu wyrył? Dla ozdoby? - może by w to uwierzył, jednak po spędzeniu kilku lat w świecie pełnym magii, miał co do tego wątpliwości.
Może skrzaty mi to wyjaśnią? - jeszcze przez chwilę analizował runy, po czym wyszedł. Złapał za klamkę ostatnich drzwi po prawej stronie, jednak tak jak podejrzewał, one także się nie otworzyły. Wygląda na to, że pomieszczenia z tej strony nie są dostępne bez hasła… W sumie i tak dobrze że wszystkie pokoje nie są zamknięte i nie muszę spać na kanapie. Chociaż i tak chyba wolałbym kanapę niż przebywanie w dworze Voldemorta… Z tą myślą ruszył ku schodom, zaraz jednak zatrzymał się na pierwszym ze stopni, ponownie podziwiając ich niezwykłość. Już wieczorem przyciągnęły jego uwagę, w dziennym świetle wyglądały jednak jeszcze piękniej.
Przesuwając dłonią po poręczy z zaciekawieniem wodził wzrokiem po każdym żłobieniu na niej. W dotyku przypominała korę drzewa, zarazem jednak drewno było tak jasne, że niemal białe. Nawet w Hogwarcie nie widział czegoś takiego. Zresztą nie tylko poręcz przyciągała tu uwagę. Same stopnie schodów także znacznie różniły się od powszechnie przyjętych standardów. Podobnie jak poręcz, także i je wykonano z drewna. Najbardziej jednak zaskakiwał ich wygląd. Każdy schodek był okrągły. Co więcej, wyrzeźbiono na nich kwiaty. Gdy się uważniej im przyjrzał, zorientował się, że na każdym stopniu, choć jest ten sam kwiat, wygląda on zawsze nieco inaczej. Kucnął próbując rozpoznać, co to za roślina, jednak nawet z bliska nie był w stanie tego określić. Z czymś mu się on kojarzył, ale w tym momencie nie potrafił sprecyzować gdzie go widział.
Jeszcze przez kilka minut kontemplował kolejne rzeźbienia, w końcu jednak podniósł się i wolnym krokiem ruszył na parter. Jak tylko stanął na progu saloniku, zmaterializowała się przed nim Cytrynka, witając go niskim ukłonem.
- Czy pan Avis dobrze spał? Śniadanie jest już gotowe.
- Dobrze, dziękuję. - Wcale nie czuł się "Panem Avisem", ale zaczynał czuć, że nie zdoła wyperswadować tej skrzatce nazywania go w ten sposób.
Skrzatka ponownie podniosła na niego wzrok i zaskoczony zauważył, że przygląda mu się krytycznie. Nie mając zupełnie ochoty na wysłuchiwanie z jej strony komentarzy na temat wyglądu, wyminął ją. Siadając przy stole mimowolnie uśmiechnął się, dostrzegając, co Cytrynka przygotowała mu na śniadanie.
Czekał na niego chrupiący tost, jajko na miękko i sałatka owocowa. To rzeczywiście moje ulubione śniadanie. Skąd ona wiedziała? Nigdy nie poznała mnie jako Harry'ego. Czy to możliwe, że kiedyś też jadłem podobnie? - Zastanawiając się nad tym, dostrzegł przy talerzu także dwie fiolki z eliksirami. Podejrzewał, że co do tych ostatnich to Voldemort ją poinstruował.
Czy on naprawdę musi pilnować mnie na każdym kroku? W końcu jakby jej tego nie powiedział, to skąd wiedziałaby o nich? - Usiadł przy stole, zażył przygotowane eliksiry krzywiąc się przy tym na ich smak, po czym z mimowolnym uśmiechem zabrał się za jedzenie. Pochłonięty nim i własnymi myślami, dopiero po dłuższej chwili zauważył, że skrzatka ponownie znalazła się u jego boku.
- Dlaczego Pan nie uruchomił czaru na ubraniach?
- Czaru? - pytającym wzrokiem spojrzał najpierw na skrzatkę, a potem na siebie. - O jakim czarze mówisz?
- Cytrynka przeprasza. Cytrynka zapominała, że pan Avis nie pamięta. Czy Cytrynka może zrobić to za pana? - Skinął głową, wciąż zastanawiając się jaki czar ma ona na myśli. Tymczasem skrzatka skierowała w jego stronę swoją dłoń i wyszeptała zadziwiająco wyraźnie jak na tak małe stworzenie.
- Haire. - ledwie słowo przebrzmiało w pomieszczeniu, Harry zaskoczony poczuł, że coś się zmieniło. Ponownie spojrzał na siebie. Okazało się, że ubrania jeszcze chwilę temu przyduże, teraz leżały na nim idealnie.
- Łał - wyrwało mu się, zanim zdołał ugryźć się w język. - Dziękuję Cytrynko - zwrócił się w końcu do skrzatki, nie mogąc przy tym powstrzymać uśmiechu wkradającego się na twarz. Może i ubrania wciąż były wyłącznie białe, teraz jednak mógł w nich przynajmniej wyjść bez obawy, że zostanie wyśmiany.
- Zaklęcie trzeba odnowić po każdym zdjęciu ubrań. Nie potrzeba do tego różdżki. Wystarczy dotknąć ręką ubrań i wypowiedzieć zaklęcie.
- Zapamiętam Cytrynko. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. - uśmiechnął się i zamyślony dotknął własnej twarzy, przypominając sobie o zaklęciu jakie rzucił na jego oczy Voldemort.
- Czy nie powinno już stracić mocy? – spytał sam siebie, pamiętając że miało działać jedynie przez dwanaście godzin.
- Cytrynka odnowiła to zaklęcie.
- Słucham? - zaskoczony ponownie spojrzał na skrzatkę. Ta wyraźnie na czymś przyłapana, wbiła wzrok w ziemię, zanim odpowiedziała.
- Cytrynka dowiedziała się o zaklęciu od Irytującego Pana. Cytrynka wie, że powinna uprzedzić pana że je zna, ale nie chciała by pan obudził się, nie widząc dobrze.
Słysząc jej wyjaśnienia, parsknął pojmując, że przez Irytującego Pana ma ona na myśli Voldemorta. Zgrzytnął zębami. Ciekawe jakbyś zareagował słysząc to? W sumie może powinieneś, skoro mieszasz się we wszystko, Voldemort?- westchnął i spojrzał na wciąż skruszoną skrzatkę. – Nie, chyba jednak ci tego nie powiem, jeszcze ze złości zrobiłbyś jej krzywdę.
- Czy pan Avis jest za to zły na Cytrynkę?
- Nie jestem zły na ciebie. Dziękuję, że rzuciłaś to zaklęcie. W tej chwili nie mam przy sobie różdżki, dlatego chcę cię prosić byś aktywowała to zaklęcie za każdym razem gdy będzie traciło swoją moc, dobrze?
- Oczywiście. Cytrynka się tym zajmie. - uśmiechnął się, zauważając, że skrzatka wyraźnie zdawała się dumna z tego, że jej podziękował. Wszelkie ślady jej skruchy zniknęły jak za dotknięciem różdżki.
- Pan Avis ma tu różdżkę, ale ona jest w skrytce. Do skrytki także potrzebne jest hasło, tak samo jak do pokoi pana.
Kilka minut zajęło mu zrozumienie tego co usłyszał.
Mam tu różdżkę? - Teraz to było dla niego oczywiste, jednak wcześniej taka opcja w ogóle nie przeszła mu przez myśl. - Moją różdżkę kupiłem u Olivandera cztery lata temu... To normalne, że przed tym jak stałem się Harrym, musiałem korzystać z innej. Dlaczego nie wziąłem tego pod uwagę? - zastanawiając się nad tym, uzmysłowił sobie jeszcze jedną rzecz.
Dlaczego różdżka jest w schowku? Jeśli "zginąłem" w jakimś pojedynku, to chyba miałbym ją przy sobie? A nawet jeśli umarłbym w wypadku, to przecież nie wyszedłbym z domu bez różdżki...
- W jaki sposób różdżka znalazła się w schowku? - dopiero cicha odpowiedź, skrzatki uzmysłowiła mu, że ostatnie zdanie wypowiedział na głos.
- Pan nałożył kiedyś czar na swoją różdżkę. Jeśli coś by się panu stało, panie Avis, to różdżka miała się przenieść do skrytki. Mógł też pan przy pomocy innego hasła przenieść ją do skrytki.
To wyjaśniało pewne kwestie, nadal nie miał jednak pojęcia jakim cudem mógłbym zmusić różdżkę do przeniesienia się na tak dużą odległość do jakiejkolwiek skrytki. Ja chyba nie zginąłem tutaj... Ale w takim razie to musiała by być teleportacja międzykontynentalna - pokręcił głową czując że zaczyna go ona boleć, na samą myśl o tym.
- Czy możesz pokazać mi tą skrytkę, Cytrynko? Chciałbym ją zobaczyć. - poprosił zostawiając niedojedzone śniadanie.
][ ][ ][
Już po kilku krokach rozpoznał, że kierują się na piętro. Czy skrytka jest w którymś z pokoi? – zastanawiał się ale skrzatka nie skierowała się na na samą górę, lecz zatrzymała na jednym ze stopni. Zaskoczony zorientował się, że jest to ten stopień, któremu się niedawno przyglądał.
- Skrytka jest w wewnątrz stopnia? - jego podejrzenia potwierdziły się gdy skrzatka swoim długim palcem wskazała na sam środek wyrzeźbionego kwiata.
- Tak panie Avis. Pana różdżka jest w środku. Cytrynka ją wyczuwa, ale nie może jej wyjąć. Potrzebne jest hasło.
Ponownie tego dnia pochylił się nad stopniem i przesunął palcami po wzorze. W przeciwieństwie do skrzatki, on nie wyczuwał tu kompletnie nic.
- Różdżka jest wewnątrz?
- Tak Panie Avis. Na pewno jest w środku.
Przez kilka kolejnych minut uważnie badał drewno, jednak nic nie wskazywało na to, by rzeczywiście była tu skrytka. Jeśli naprawdę można tu cokolwiek ukryć i różdżka jest w środku, to nic nie zdziałam bez hasła. Nie ma jak tego podważyć. Jak mam być szczery, tu nie ma nawet szczeliny.
- To się nie otwiera, panie Avis.
- Nie rozumiem. - zapytał, spoglądając kątem oka na skrzatkę, a ta wyjaśniła:
- Hasło wyciąga różdżkę ze środka. Pan Avis mówił hasło i różdżka zawsze pojawiała się u niego w ręku. Nie tylko w tym domu. Wszędzie, nie ważne gdzie pan był.
Różdżka pojawia się w ręku po wypowiedzeniu hasła? To w ogóle jest możliwe? - zapytał o to sam siebie i westchnął, stwierdzając, że magiczny świat chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś Cytrynko. - powiedział w końcu, przerywając ciszę. - Jestem pewien, że wkrótce przypomnę sobie hasło. Chyba, że akurat ono będzie jednym z tych wspomnień, które na zawsze zniknęły w odmętach mojej pamięci. - przebiegło mu to przez myśl, ale nie wypowiedział swoich obaw na głos.
][ ][ ][
Słońce przyjemnie grzało i nie miał najmniejszej ochoty na spędzenie całego dnia w domu. Po przesiedzeniu początku wakacji w ciemnej piwnicy, perspektywa spaceru wywoływała szeroki uśmiech na jego twarzy. Ostatnie dni jeszcze bardziej skomplikowały i tak już wystarczająco pokręcone jego życie i zupełnie nie wiedział, co przyniesie mu przyszłość. Mimo wszystko Voldemort ofiarował mu półtora miesiąca całkowitej wolności i zamierzał wykorzystać ten czas do granic możliwości.
Tak, to właśnie dlatego już blisko godzinę temu zabrał do kieszeni trochę pieniędzy i po dopytaniu się jak ma znaleźć w drodze powrotnej dom pośród pól, wyruszył na zwiedzanie okolicy.
Początkowo planował zwiedzić wioskę przez którą zeszłego wieczoru przechodził razem z Voldemortem, zmienił jednak zdanie już z daleka dostrzegając krzątających się tam ludzi o poranku. Nie czuł się jeszcze na siłach na spotkanie z kimkolwiek. Zdawał sobie sprawę, że jest daleko od swojego kraju i zapewne nikt go tu nie zna, mimo to jednak, wciąż nie był na to gotowy.
Ruszył więc w stronę lasu i teraz wąskimi ścieżkami podążał w głąb. Pamiętał o ostrzeżeniach Czarnego Pana jednak chciał znaleźć się z dala od cywilizacji. Zresztą Voldemort przede wszystkim mówił, że w lesie nie jest bezpiecznie po zmroku, sądził więc, że nic mu nie będzie jeśli przejdzie się kawałek w świetle dnia.
Nikt poza Ronem o tym nie wiedział, jednak w czasie roku szkolnego wielokrotnie zapuszczał się na spacery po Zakazanym Lesie. Czuł, że tutaj, podobnie jak tam, za dnia nic mu nie grozi. Wiedział, że jeśli będzie trzymał się ścieżek i nie naruszy niczyjego terytorium, to mieszkańcy pozostawią go w spokoju.
Pojął tą zasadę jeszcze jako dziecko i teraz instynktownie wiedział, gdzie może się zapuścić, a które rejony lepiej ominąć szerokim łukiem. Jak dotąd intuicja jeszcze nigdy go nie zawiodła. Zawsze jej ufał.
Aragog... historia z nim to zupełnie inna sprawa. Wtedy z Ronem sami prosiliśmy się o kłopoty. - Z zamyślenia wyrwał go szum, dobiegający wyraźnie gdzieś z lewej strony. Podążając za wciąż nasilającym się dźwiękiem, po kilku minutach zaskoczony zatrzymał się w miejscu.
Z zachwytem rozglądał się po niewielkiej polance na której się znalazł. Otoczona niemal ze wszystkich stron drzewami zdawała się całkowicie ukryta przed światem zewnętrznym. Na jednym z jej krańców wyrzeźbione przez naturę kamienne schody prowadziły do wysokiego wodospadu, którego szum przyciągnął go do tego miejsca.
Wspiął się po śliskich schodach i zatrzymał tuż przed ścianą wody. Ani trochę nie przejmował się tym, że lodowate krople ochlapują go, mocząc mu ubranie. Czuł się wspaniale.
Szkoda że w Zakazanym Lesie nie ma podobnych miejsc... Nie wiem czy to przez to miejsce, czy przez ten szum wody, ale mam wrażenie, że wszystko będzie w porządku. Czuję, że dam sobie radę i z Czarnym Panem i z Dumbledore'em. - Roześmiał się. Rozpierała go energia i mógłby teraz zrobić wszystko.
Wsunął dłoń w taflę wody, pozwalając przepływać kroplom pomiędzy palcami. Przesunął rękę głębiej chcąc dotknął ściany i zamarł, gdy zamiast niej, jego palce natrafiły na próżnię.
Co jest? - przesunął rękę w prawo, ale i z tej strony nic nie było. Czy coś jest za wodospadem? - zanim miałby szansę zastanowić się nad ewentualnymi konsekwencjami, nabrał powietrza i wszedł w wodę.
Jaskinia - to była jego pierwsza myśl, gdy tylko znalazł się po drugiej stronie. Zachwycony rozglądał się mimowolnie podziwiając to miejsce. Słyszał o tym, że woda może drążyć ścieżki w skałach, nigdy jednak nie podejrzewał, że będzie miał okazję znaleźć stworzoną w ten sposób jaskinię.
Zbliżył się do jednej ze ścian i powoli przesunął ręką po nierównej powierzchni. Skała była zimna i lekko wilgotna w dotyku. - Ron by mi nie uwierzył, jakbym opowiedział mu o tym, co robiłem w wakacje. - uśmiechnął się i ponownie przejechał delikatnie palcami po ścianie.
- Ałł - syknął, gdy opuszkiem palca natrafił na ostry fragment. Przyłożył palec do warg wysysając kropelkę krwi która się na nim pojawiła. Pochylił się chcąc zobaczyć, o co takiego się skaleczył, zamarł jednak gdy przez szum wody przebił się donośny zgrzyt.
Co się dzieje? - podłoga zadrżała mu pod stopami i zaczęła znikać niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Chciał się wycofać, było już jednak na to za późno. Dlaczego to zawsze muszę być ja... - pomyślał jeszcze nim z hukiem uderzył o ziemię. Impet odebrał mu na kilka sekund oddech, zaraz potem wszystko ogarnęła ciemność.
][ ][ ][
Haire - to czar wymyślony przeze mnie, Słówko jest zlepkiem dwóch innych habilis - z łacińskiego oznaczające dopasowanie, oraz ire - również łacińskie, którego jednym z tłumaczeń jest "pasować".
][ ][ ][
Koniec rozdziału 11
