CIEŃ CZARNEGO PANA
][ ][ ][
Rozdział 12
Za piekło na ziemi
xxx
Muzyka bezpośrednio dotyka serca,
niezależnie jak mały czy oporny
umysł ma słuchacz.
Patrick Rothfuss
xxx
][ ][ ][
Punkt widzenia Harry'ego
- Egh...
- Aghh... - wraz z powrotem świadomości, pojawił się ból. W głowie mu się kręciło, a jeszcze nie wygojone plecy, paliły żywym ogniem. Próbował usiąść, jednak nie było to takie proste. W końcu okupując to atakiem mdłości zdołał podnieść się przy trzecim podejściu. Wysiłek sprawił że na kilka sekund pociemniało mu przed oczami. Przymknął na moment powieki po czym, gdy zawroty głowy nieco zelżały, odetchnął i niepewnie rozejrzał się, próbując zrozumieć, gdzie właściwie się znalazł.
Choć z pewnością był pod ziemią, światło odbijające się od mieszczącego się ponad nim wodospadu, sprawiało, że w tej części jaskini panował półmrok. Był za to wdzięczny. Nie ufał sobie na tyle, by mieć pewność, że w całkowitej ciemności nie wpadły w panikę.
Nienawidzę ciemności.
Jaskinia była nieco mniejsza niż ta w której znalazł się po przejściu przez ścianę wodę. Był pewien że wystarczyłoby mu kilka kroków na to, by obejść ją w całości. Przytrzymując się ściany, z trudem podniósł się na nogi, zastanawiając przy tym, dlaczego ktoś stworzył takie miejsce w samym środku lasu. Gdy znalazł się w jaskini na górze, założył, że to wytwór natury. Lecz fakt, że podłoga usunęła mu się spod nóg w wyraźnie magiczny sposób utwierdzał go w tym, że maczał w tym palce jakiś czarodziej.
Ukrycie jaskini za wodospadem jest genialne, ale do czego ona służyła? Na co komu ukryte pomieszczenie w takim miejscu? Może ktoś kiedyś coś tutaj chował? Nie, to nie ma sensu... skoro ja znalazłem to miejsce przez czysty przypadek, także inni mogliby dostać się tutaj bez większego problemu.
- To chyba zbyt słabe miejsce na kryjówkę. Chyba że kiedyś chroniły je zaklęcia które dawno już straciły moc... To miejsce może mieć setki lat.
- I jak mam się stąd wydostać? - szepnął. Ledwie jego słowa przebrzmiały, pomieszczenie wypełnił kolejny zgrzyt. Przerażony spojrzał w górę obawiając się, że jaskinia zamyka mu się nad głową. Dopiero gdy upewnił się, że światło wciąż pada z góry, odetchnął i ponownie się rozejrzał.
- Co to był za dźwięk? - zastanawiając się, patrzył czy coś się zmieniło. Fakt że wciąż mieniło mu się przed oczami nieco to utrudniał, ale w końcu zdołał dostrzec wyrzeźbione w skale schody, Nie było ich wcześniej. - pomyślał i zaraz mimowolnie odetchnął z ulgą. Naprawdę nie chciał utknąć tu, zwłaszcza bez różdżki. ruszył w ich stronę, mocno wspierając się o ścianę. Tępe łupanie w czaszce, upewniało go w tym, że powinien jak najszybciej wracać do domu.
Parsknął orientując się, że choć przybył tu dopiero wczoraj, już nazywa to swoim miejsce domem. Niestety śmiech w jego kondycji okazał się niezbyt mądrym posunięciem. Gdy ponownie świat zaczął mu wirować przed oczami, zacisnął powieki czekając aż wirowanie ustanie.
- Cholera, czy to musi tak boleć?! - Ledwie jego słowa przebrzmiały, echem odbijając się w tak małym pomieszczeniu, a po raz kolejny tego dnia stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał.
Cicha melodia wypełniła otoczenie, wkradając się do jego świadomości. Wraz z nią, uporczywe łupanie zaczęło zanikać. Powoli rozchylił powieki. Jaskinię wypełniało delikatne, błękitne światło. Sekundy mijały jedna po drugiej, a on czuł, jak ogarnia go spokój. Nie, ból pochodzący od otwartych na plecach ran nie zniknął, jednak migrena ustąpiła całkowicie. Nie wiedział dokładnie jak to się stało, jednak odniósł wrażenie że było to w jakiś sposób powiązane z wciąż wypełniającą pomieszczenie muzyką. Zastanawiał się skąd ona pochodzi i co właściwie spowodowało to, że zaczęła grać.
- Czy to mój krzyk ją wywołał? Nie, to niemożliwe, dlaczego miałaby się pojawić z takiego powodu. Lecz, jeśli to nie przez niego, to... co ją tak naprawdę wywołało? - wciąż nie znajdując na to pytanie odpowiedzi, zbliżył się do schodów. Gdy tylko postawił stopę na pierwszym z nich, muzyka ucichła, a światło przygasło. Pokonując stopień za stopniem, wciąż nie był pewien tego czy naprawdę to przeżył. Może po prostu ustąpienie bólu głowy było jedynie skutkiem ubocznym tego jakie wrażenie wywarła na nim grająca w takim miejscu muzyka.
][ ][ ][
Dotarcie na zewnątrz zajęło mu jedynie kilka minut. Gdy znów znalazł się na zalanej słońcem polanie, odniósł wrażenie, że po prostu zdrzemnął się i to wszystko mu się jedynie przyśniło. Może i uwierzyłby w taki obrót spraw, jednak wciąż piekące plecy upewniały go w tym, że to jednak nie był sen.
Pogrążony w myślach ponownie wszedł na ścieżkę, zawracając w stronę domu. Jak na jeden dzień miał stanowczo dość wycieczek. Może poczytam książkę, albo po protu poleniuchuję na balkonie, wygrzewając się na słoneczku. - Oddalając się od wodospadu, starał się nie analizować w kółko tego co przeżył, nie było to jednak takie proste. Wciąż nie umiał sobie wytłumaczyć z czym tak właściwie miał do czynienia, a rzeczą której najbardziej nie cierpiał, była niewiedza.
Miał dość niedopowiedzeń.
][ ][ ][
Powtarzał sobie, że wystarczy mu już niespodzianek i teraz wraca prosto do domu, jednak jak zwykle wyszło inaczej niż sobie zaplanował. Nim właściwie zastanowił się nad tym co robi, zboczył z obranej wcześniej ścieżki, wchodząc głębiej w las. Nie miał pojęcia dokąd idzie, jednak droga wydawała mu się dziwnie znajoma. Instynktownie wiedział którą ścieżkę powinien wybrać. Ból pleców stał się zupełnie niezauważalny, po prostu czuł, że musi iść.
Im dalej się zapuszczał, tym las robił się gęstszy. Czuł gałęzie ocierające się o ręce, ale mimo to, nie zawracał. Coś coraz silniej ciągnęło go naprzód. Ścieżki już dawno przestały być widoczne, lecz nawet bez nich, wiedział gdzie ma skręcić. Gałęzie czepiały się jego ubrań i drapały odsłonięte części ciała, lecz zamiast zatrzymać się, przyspieszył. Musiał się pospieszyć, Liczyła się każda sekunda.
Szybciej, szybciej - nakaz stawał się coraz intensywniejszy.
Nie był pewien jak długo to trwało, zupełnie stracił poczucie czasu. Może było to jedynie kilka minut, a może wiele godzin. Nie miało to obecnie dla niego żadnego znaczenia. Po prostu szedł dalej.
- Dokąd idę? - sam sobie zadał to pytanie, jednak nie znalazł na nie odpowiedzi. Jedynie w jego głowie echem odbijała się wciąż ta sama komenda: Szybciej, szybciej... - Jego oddech przyspieszył, a dłonie zaczęły się pocić. Kuło go w klatce, choć miał wrażenie, że nie ma to nic wspólnego ze zmęczeniem.
Szybciej, szybciej.
Krok, kolejny i jeszcze jeden.
- Już. - wyszeptał i przystanął lekko zdezorientowany, rozglądając się w okół. Ogarnęło go przeczucie, że dotarł na miejsce. Uczucie ponaglania ustało, zupełnie jakby ktoś nagle odciął sznurki za które go dotąd ciągnięto.
Był zmieszany.
Nie pojmował, co jest w tym miejscu tak wyjątkowego. Nie rozumiał, dlaczego akurat tutaj musiał się znaleźć. Cały ten dzień robił się coraz dziwniejszy i przestawało mu się to wszystko podobać.
- Gdzie ja jestem? - odpowiedziała mu cisza.
Ponownie się rozejrzał. Z każdej strony otaczały go drzewa. Las tutaj nie był aż tak gęsty jak ta część przez którą niedawno się przedzierał, jednak poza tym, to miejsce niczym się nie wyróżniało. Nie było tu żadnej polany, ani nawet ścieżki. Stał po prostu pomiędzy drzewami, zastanawiając się co go u licha tu przygnało.
Oparł się o pień jednego z najbliższych drzew, czując się coraz bardziej niepewnie. Obawy które jeszcze kilkanaście sekund temu kazały mu iść naprzód, teraz zniknęły, jednak nie poprawiło mu to nastroju.
Nie rozumiał sam siebie.
Co to miało być? Dlaczego czułem, że muszę przyjść akurat tutaj? To było takie ważne... Czułem że muszę przybyć tu jak najszybciej, że to kwestia życia i śmierci. A teraz co mam zrobić? Przecież w tym cholernym miejscu zupełnie nic nie ma! - zacisnął palce na spodniach, czując, że dłonie zaczynają mu drżeć.
Dlaczego się boję?
Jeszcze przez kilka minut po prostu tak stał, w końcu jednak zawrócił chcąc już tylko jak najszybciej wydostać się z lasu. Miał mętlik w głowie. Nie wiedział gdzie jest, wybierał więc kierunki zupełnie losowo. Nie wiedział dlaczego, może po prostu przez jego głupie szczęście, ale dosyć szybko odnalazł w ścieżkę i reszta drogi powrotnej minęła mu bez kolejnych niespodzianek.
][ ][ ][
Przekroczył próg i szczelnie zamknął za sobą drzwi. Opierając się o nie, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Czuł się skołatany i marzył już jedynie o tym by zaszyć się w miękkim fotelu w bibliotece. Pozwolić pochłonąć się jakiejś książce i przynajmniej przez moment nie zastanawiać się nad tym przeklętym dniem.
Nim zebrał się w sobie na tyle, żeby zmusić się do ruszenia z miejsca, powietrze przeszył charakterystyczny trzask. Bez otwierania oczu wiedział, że zmaterializowała się przed nim Cytrynka. Jej piskliwy głos tylko go w tym upewnił:
- Dobrze że pan Avis wreszcie wrócił. Obiad już czeka. Pan zjadł bardzo mało na śniadanie, dlatego Cytrynka przygotowała pana ulubione danie.
- Dziękuję ci Cytrynko, ale chyba nie jestem głodny. - odpowiedział jej wciąż lekko roztargniony. Ostatnią rzeczą na którą miał obecnie ochotę, było jedzenie.
- Pan wie że nie wolno mu unikać posiłków. Pan Avis musi jeść wszystkie posiłki. To niedobrze dla pana zdrowia nie jeść. Eliksir nie będzie dobrze działał jeśli pan nie będzie jadł. Proszę siadać do obiadu zanim wystygnie. - taka tyrada w wykonaniu skrzatki wydała mu się nawet zabawna, skrzywił się jednak gdy niespodziewanie Cytrynka krzyknęła:
- Dlaczego pan jest taki brudny i podrapany?! Czy ktoś pana zaatakował?! Czy pan jest ranny?!
- Nic mi nie jest Cytrynko. To nic poważnego. Naprawdę, wszystko w porządku. Po prostu przewróciłem się po drodze. Wystarczy, że się wykąpię. - chciał by jego głos zabrzmiał pewnie, ale nie do końca mu się to udało.
- Cytrynka przygotuje kąpiel dla pana Avisa. Najpierw się pan wykąpie a potem zje. - pyknęło i skrzatka znikła. Nie dałby sobie za to ręki uciąć, ale zdawało mu się, że nim zniknęła, usłyszał jeszcze wyszeptane przez nią słowa: - Pan znów próbuje Cytrynce kłamać, ale Cytrynka wie lepiej. To na pewno nie jest od przewrócenia się.
][ ][ ][
Zanurzony w gorącej wodzie niemal po samą szyję, wbrew sobie po raz kolejny powrócił myślami do tego co wydarzyło się tego poranka w lesie. Był pewien, że do jaskini jeszcze wróci. Liczył, że może gdy będzie przygotowany na to, co go tam czeka, nie da się tak zaskoczyć jak dzisiaj.
- Drugi raz nie wpadnę do środka... - szepnął. Teraz gdy był bezpieczny w domu, chciał odkryć jaka tajemnica związana jest z tamtym miejscem. Przypomniał sobie błękitne światło i delikatną muzykę która go otoczyła.
- Czy to za jej sprawą, mój ból głowy wtedy tak szybko minął? Czy jednak wyolbrzymiam coś i był to jedynie dziwny zbieg okoliczności? Czy właściwie muzyka może sprawić by głowa przestała boleć. - dotknął skóry w miejscu uderzenia, ale nie wyczuł nawet najmniejszego guza. Zniknął, czy po prostu uderzenie było lżejsze niż mi się wydawało?
Jeśli miał być ze sobą szczery, nie był przekonany, która z odpowiedzi bardziej by mu odpowiadała. Westchnął, porzucając na razie próby zanalizowania tamtej dziwnej jaskini. Rozchlapał wodę ręką, powracając do tego, co wydarzyło się później.
W pełni zdawał sobie sprawę z tego, że to "wezwanie" nie wiedział, jak inaczej to nazwać, było co najmniej dziwne, by nie powiedzieć przerażające. Nie musiał drugi raz odwiedzać tamtego miejsca, by potwierdzić, że nie różniło się zbytnio od pozostałych części lasu.
Nie znalazłem tam nic niezwykłego.
Nie miał pojęcia dlaczego wtedy tak się czuł, jednak zaczynał zastanawiać się nad tym, czy nie było to przypadkiem jakieś echo jego dawnych wspomnień. Czy to możliwe, że dawno temu coś się tam wydarzyło? - westchnął i zanurzył się na kilka sekund całkowicie. Nabierając ponownie powietrza, strzepał krople wody z włosów i ponownie oparł głowę o rant wanny.
- Voldemort powiedział, że pierwsze emocje związane z zapomnianymi wspomnieniami zaczną pojawiać się po dwóch miesiącach. Jeśli to co mówił było prawdą, to niemożliwe, żeby to co się dzisiaj wydarzyło, było związane z moją przeszłością... - nawet wypowiadając to na głos, wcale nie był tego taki pewny.
- Przecież eliksir wypiłem dopiero wczoraj! Jednak, jeśli nie były to moje wspomnienia, to czym to właściwie było?
Nie znalazł na to odpowiedzi.
][ ][ ][
Wychodząc z łazienki czuł, że znów ma w głowie więcej pytań niż odpowiedzi. Powoli też zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że na wiele z nich nie zdoła znaleźć wyjaśnień w pojedynkę. Może Voldemort potrafiłby mi coś na ten temat wyjaśnić... Tylko nie jestem pewny czy mam ochotę na kolejną rozmowę z nim.
Ubrał spodnie i wycierając włosy ręcznikiem spojrzał na przygotowany słoik z maścią. Wiedział, że powinien nałożyć ją na rany, zwłaszcza że kilka z nich ponownie się otworzyło. Jak u licha mam to zrobić? - przez chwilę gimnastykował się próbując to zrobić, w końcu jednak, poddał się, uznając że musi zawołać skrzatkę. Nim się odezwał, ta zmaterializowała się przed nim i zabrała mu słoiczek z ręki.
- Pan Avis teraz usiądzie. - Spełniając jej polecenie zaczął zastanawiać się czy ona przypadkiem nie obserwowała go z ukrycia. Uznając że to całkiem prawdopodobne, pozwolił jej rozprowadzić maść na plecach.
- Dziękuję. - powiedział gdy skończyła.
- Pan Avis teraz się ubiera i przychodzi zjeść obiad. Już.
- Dobrze, zaraz zejdę. - zgodził się, z trudem powstrzymując śmiech. Gdy znikła pokręcił głową stwierdzając że chyba zawsze trafiał na szalone skrzaty.
Kończąc się ubierać, rozejrzał się po sypialni. Wcześniej planował zjeść obiad i zaszyć się na łóżku z jakąś książką, teraz jednak podejrzewał że nie usiedzi w miejscu. Kąpiel przywróciła mu energię.
Może przekopię gabinet który rano widziałem? - z tą myślą wyszedł z sypialni. Skierował się w stronę schodów, uznając, że najpierw zje obiad. Nie był głodny, ale podejrzewał, że jeśli spróbuje się od niego wymigać, Cytrynka zagada go na śmierć.
][ ][ ][
Pół godziny później zamknął za sobą drzwi gabinetu i odwrócił się w stronę pomieszczenia. Gdy tylko postąpił krok do przodu, ogarnęło go uczucie nostalgii. Zbliżył się do fortepianu i bezwiednie przesunął palcami po białych klawiszach. Nie potrafił grać, nigdy nawet nie miał okazji usiąść przy jakimkolwiek instrumencie a mimo tego... pokusa by usiąść i pozwolić popłynąć melodii była olbrzymia.
Ciekawe czy kiedyś potrafiłem grać? Hmm, w sumie gdybym nie potrafił, po co trzymałbym w domu fortepian? Tylko nawet jeśli w przeszłości było inaczej, to czy jest szansa że obecnie jeszcze będę potrafił? - ponownie przesunął dłoń po klawiszach i odwrócił wzrok, skupiając uwagę na biurku.
Podszedł do niego. Na blacie panował idealny porządek. Długopisy i ołówki leżały równo ułożone w niewielkim pojemniczku. Tuż obok postawiono kałamarz i kolejny pojemnik z kilkoma śnieżnobiałymi piórami. Po drugiej stronie leżały zwinięte w rulon pergaminy oraz najzwyklejszy mugolski zeszyt w granatowej okładce.
Zdaje się, że korzystałem z mugolskich wynalazków. Wychodzi na to, że nie byłem nienawidzącym mugoli fanatykiem... Ciekawe jak Czarny Pan to zniósł? - Podniósł zeszyt i przekartkował go. Liczył na to, że znajdzie w nim jakieś zapiski, strony jednak były puste. Odłożył go na miejsce i otworzył znajdującą się pod blatem szufladę.
Niestety także w niej nie znalazł nic interesującego. Poza kilkoma kolejnymi kawałkami niezapisanego pergaminu i czystym blokiem, trafił tam na zestaw farb, kredek ołówkowych i świecowych oraz pasteli.
Wszystko wygląda na nieużywane...
- To same nowe rzeczy. Tylko po co ktoś miałby kupić to i nie korzystać z niczego? Czy ja sam je kupiłem i nie zdążyłem wykorzystać? - zadrżał, taka możliwość nie bardzo mu się podobała. - zdecydowanym ruchem zasunął szufladę i pozostawiając biurko za sobą, stanął przed jednym z regałów.
Nie było na nich książek. Zamiast nich na półkach porozkładano pełno pergaminów. Niektóre z nich leżały luzem, inne ktoś zrolował i poprzewiązywał wstążkami. Zdjął jeden z nich i ostrożnie rozwinął. Nie był pusty. Zapisano go równym, drobnym pismem, pełnym zawijasów. Przeczytał początek raz, drugi i trzeci. Niestety nie sprawiło to, że lepiej zrozumiał przeczytany tekst. Będąc bardziej precyzyjnym, nie zrozumiał ani słowa.
Co to za język? - zdarzyło mu się już w życiu widzieć książki napisane w różnych językach. W Hogwardzkiej bibliotece można było znaleźć wiele rzeczy, zwłaszcza w dziale ksiąg zakazanych do którego wielokrotnie zapuszczał się nocami. Może nie potrafił ich odczytać, ale zazwyczaj przynajmniej w przybliżeniu potrafił określić w jakim języku daną książę napisano. Teraz jednak było inaczej. Pismo użyte na pergaminie widział po raz pierwszy w życiu.
Zaintrygowany ściągnął dwa kolejne pergaminy. Wystarczyło krótkie porównanie by zorientował się, że napisano je w tym samym języku. Jednak to co najbardziej go zaskoczyło, to dwa słowa które dostrzegł u dołu jednego z nich:
- Avis Arawn. - Gdy sens tego co odczytał w pełni do niego dotarł, zamknął oczy, pewien, że się już dziś nie pozbędzie bólu głowy. Zaraz, zaraz, ja to napisałem? To moje pismo? Po prostu cudownie! Wychodzi na to, że napisałem coś czego sam teraz nie potrafię odczytać?! Czy to znaczy, że jeśli chcę poznać treść to muszę liczyć na to, że przypomnę sobie ten język, albo zacząć uczyć się cholerstwa od nowa?!
- Naprawdę cholernie cudownie, skoro nawet nie wiem co to za język. - odłożył pergaminy na półkę, zatrzymując jedynie ten na którym u dołu widniał jego podpis. Może jednak powinienem zacząć zwiedzanie od obejrzenia biblioteki. - trzymając się tej myśli, opuścił gabinet, kierując się do pomieszczenia obok.
][ ][ ][
Wizyta w bibliotece zdecydowanie poprawiła mu nastrój. Półki okazały się pełne ksiąg o przeróżnej tematyce. Znalazł tam między innymi kilka normalnych działów takich jak dział poświęcony obronie przed czarną magią, zielarstwu, transmutacji, eliksirom czy astronomii. Jednak nie tylko takie książki miał w swoich zbiorach. Uważnie śledząc tytuły znalazł całą półkę o magii umysłu, a zaraz potem kolejną o rytuałach i magii krwi. - nie chciał nawet pytać, skąd takie księgi znalazły się w jego posiadaniu. Gdy jednak znalazł kilka ksiąg dotyczących czarnej magii, uznał, że po prostu musiały one kiedyś należeć do Voldemorta.
Ja na pewno nigdy z nich nie korzystałem. Nie mógłbym. - próbując upewnić się w tym przekonaniu, odłożył zdecydowanie księgi na bok, nie mając zamiaru do nich zaglądać. Zamiast tego pochylił się i zabrał za przetrząsanie kolejnej półki. Tym razem trafił na dział dotyczący starożytnych run. Jak się wkrótce przekonał był to najobszerniejszy dział w całych jego zbiorach. Przypominając sobie o runach w tamtym pustym pokoju, zaczął podejrzewać, że kiedyś musiał się nimi interesować.
Albo ja albo Voldemort, chociaż tych książek jest chyba trochę za dużo aby należały wyłącznie do Czarnego Pana...
Skierował się do ostatniej z półek. Po wyciągnięciu którejś książki z kolei zorientował się że ta półka tak dla odmiany pełna jest książek przygodowych i historycznych. Dostrzegając kilka tytułów idealnych do czytania pod kołdrą, odłożył je na bok z zamiarem zabrania ich do sypialni. Sięgał raczej po książki przygodowe a nie historyczne, jednak przy jednej zatrzymał się. Spoglądając na wytłoczony napis, wiedział już co będzie czytał tej nocy.
Talantis. - pod napisem na skórzanej okładce umieszczono rysunek dziwnego kwiatka. Jak tylko na niego spojrzał, wiedział już że widział go wcześniej. Kwiat był identyczny z tym który wyrzeźbiono na schodach.
- To raczej nie jest przypadek. - szepnął, umieszczając książkę na szczycie pozycji do zabrania. - Opuszczając bibliotekę, trzymał w rękach spory stosik książek o przeróżnej tematyce. Kierując się z nimi do sypialni, planował już tylko rozwalić się na łóżku i zagłębić w lekturze. Nie był głodny, ale jak wszedł do sypialni, dostrzegł na stoliku przy łóżku kubek i talerz z kanapkami.
Cytrynka pewnie mi nie odpuści jak tego nie zjem.
][ ][ ][
Noc była cieplejsza niż początkowo mu się wydawało, zrzucił więc kołdrę którą do tej pory był przykryty i powrócił do czytania. Jak dotąd książka okazała się czymś zupełnie innym niż oczekiwał. Nie była to klasyczna księga historyczna. Nie opisywano tu losów wyspy na przestrzeni dziejów. Jak miał być szczery książka bardziej przypominała przewodnik turystyczny, choć zarazem z pewnością nim nie była. Opisano w niej różne miejsca znajdujące się na wyspie lecz przy każdym z nich pojawiało się jedno i to samo hasło: Lokalizacja nieznana.
Przeglądając kolejne strony zaczynał się zastanawiać, czy książka ta opisuje realne miejsca czy też są to jedynie związane z wyspą legendy. Może żadne z nich tak naprawdę nie istnieje? - przewrócił jeszcze kilka stron i zatrzymał się, odczytując kolejną nazwę.
- Czy to może być..? - wspominając dzisiejszy poranek, przeszedł do opisu.
Jaskinia Dźwięków
Sprawia że dzień z nocą stykają się ze sobą.
Poprzez muzykę, ból i emocje odchodzą w dal.
Poprzez sny unosi ducha pozwalając spojrzeć w to co ukryte.
W blasku słońca, w świetle gwiazd stapia czas.
Tekst był inny niż pozostałe które do tej pory przeczytał. Brzmiał bardziej jak jakaś zagadka niż opis miejsca. Był niejasny a jednak sprawił że dziwnie poczuł się po jego przeczytaniu.
- Czy to może być jaskinia którą dziś znalazłem? - Wydawało mu się to trochę absurdalne, tu bowiem także dopisano że lokalizacja nie jest znana, zarazem jednak jedno z przeczytanych zdań raz za razem odbijało się echem w jego myślach: Poprzez muzykę, ból i emocje odchodzą w dal. - westchnął, w końcu uznając że prawdę może poznać tylko w jeden sposób.
- Naprawdę muszę się tam wybrać ponownie.
Punkt widzenia Voldemorta
Spoglądając na płonący w kominku ogień, przesuwał w palcach kieliszek. Czerwony płyn błyszczał w świetle płomieni. Przykładając szkło do ust, upił łyk i uśmiechnął się do siebie.
Ostatnie dni przyniosły wiele zmian.
Nie musiał przejmować się dłużej tym denerwującym dzieciakiem który przez ostatnie lata psuł jego plany. Co więcej ten dzieciak okazał się jego największym sojusznikiem.
Avis... - sama myśl, że znów będzie miał go przy sobie sprawiała, że jego plany nabierały zupełnie innego kształtu. Wiedział, że z nim przyszłość będzie o wiele ciekawsza. Z tobą u boku wszystko pójdzie znacznie szybciej.
- Gdy odzyskasz swoją moc, zgotujemy temu staruchowi piekło na ziemi, mój słodki diabełku. - uniósł kieliszek na znak toastu i ponownie się napił.
Co zrobisz Dumbledore gdy zrozumiesz, że straciłeś swojego rycerzyka, a ja znów mam swojego Sjenę u boku? - zimny śmiech rozniósł się po pustym pomieszczeniu.
- Co zrobisz Stary Idioto?
][ ][ ][
Sjena - nie jest to wymyślone przeze mnie słówko. Jeśli ktoś ma ochotę, może szukać wyjaśnień. Ja pozwolę sobie na razie zatrzymać je dla siebie.
Koniec Rozdziału 12
