W tekście jest kilka drobnych odniesień do musicalu, bo się nim inspirowałam, ale fik nie jest do żadnej konkretnej wersji Addamsów i znajomość którejkolwiek wystarczy.
W razie nieznajomości fandomu-niespodzianki dodaję wyjaśnienie pod tekstem, ale potrzebny kontekst jest bardzo niewielki, a i bez tego spokojnie da się to czytać.
Z dedykacją dla Tiny Latawiec, bo to wszystko jej wina ;)
Odpowiednie towarzystwo
— Skarbie, Wednesday dzwoniła — oznajmił Gomez Addams, wetknąwszy głowę do salonu.
Morticia zerknęła na niego przez ramię, po czym odstawiła trzymaną przez siebie klatkę na stolik do kawy.
— Czemu mnie nie zawołałeś?
— Myślałem, że jesteś zajęta ćwiartowaniem myszy.
— Och, już nie. — Morticia odwróciła się i czuję pogłaskała jedną z paszcz ogromnej myszołówki*, po czym ponownie sięgnęła do wnętrza klatki. — Malutkiej już przeszła niestrawność, znowu może jeść je żywe. A do Wednesday zaraz oddzwonię.
— Nie musisz, dzwoniła tylko powiedzieć, że przyprowadzi dziś na kolację nową koleżankę z pracy. Prosiła, żebyśmy zachowywali się, jak należy. — Gomez zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi. — Nie wiem, o co jej chodzi, czy kiedyś nie zachowywaliśmy się, jak należy? — burknął.
— Och, nowa koleżanka, jak miło! — Morticia postanowiła zignorować ostatni komentarz. — Czyż to nie wspaniałe, że naszej córeczce tak dobrze się układa w pierwszej pracy?
— Wspaniale — odparł Gomez mało entuzjastycznie. Także i jego mina sugerowała coś zgoła przeciwnego.
Morticia zmarszczyła brwi i zamknęła klatkę z myszami.
— Gomez? Nie cieszysz się, że Wednesday tak dobrze sobie radzi?
— Cieszę się, cieszę, po prostu nadal nie pojmuję, po co jej to. Akademię jeszcze mogłem zrozumieć, jednak uczą tam tylu fascynujących rzeczy. I pamiętasz te zdjęcia ofiar, które wieszała sobie nad łóżkiem? Nadawały jej sypialni taki przytulny klimat. Ale praca? I to jeszcze na takiej niskiej pozycji? Nie rozumiem, po co jej to wszystko, przecież mamy dość pieniędzy, a jakby chciała je odziedziczyć szybciej, zawsze przecież są trucizny albo nawet noże.
— Może Wednesday po prostu chce być samodzielna? — Morticia z uśmiechem sięgnęła po rękę męża. — Nie pamiętasz już, jacy my byliśmy w jej wieku?
— W jej wieku? Ależ nie wiem, o czym mówisz, najdroższa, przecież ty nadal jesteś w jej wieku.
— Gomez, ty niereformowalny pochlebco. — Morticia ze śmiechem uderzyła go w ramię. — Wiem, że maseczka z mielonych karaluchów robi cuda, ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy już znacznie bliżej grobu niż wtedy…
— Caramba! Nie mów mi o grobach, najdroższa, to mnie podnieca!
Uśmiech Morticii stał się znacznie bardziej drapieżny.
— Grrrrób — powtórzyła zalotnie i sugestywnie przesunęła paznokciem wzdłuż jabłka Adama męża. — Trrrumna. Rrrrozkład... — Usta i język Gomeza skutecznie ją uciszyły, zaś jego ręka przesuwającą się wzdłuż rozcięcia jej sukni, głębokiego jak kryzys gospodarczy, sprawiła, że Morticia na moment kompletnie zapomniała o córce.
Niespodziewanie poczuła, jak coś pajęczym krokiem wspina się po jej plecach, a następnie puka ją w ramię. Zignorowała to, zbyt pochłonięta dłońmi męża tańczącymi po jej ciele. Chwilę później resztkami świadomości poczuła, jak intruz przechodzi z jej ramienia ja ramię Gomeza.
— Nie teraz, Rączko — wymamrotał Gomez, przerywając na moment pocałunek.
Morticia poparła go pełnym zawodu jęknięciem.
Rączka nie dawała jednak za wygraną. Korzystając z tego, że małżonkowie już się od siebie oderwali, wsunęła się między nich i zamachała zdecydowanie
— Jesteśmy nieco zajęci, to nie może zaczekać? — fuknął Gomez.
— Idź lepiej do babci, jak ładnie poprosisz, pomaluje ci paznokcie — zachęciła Rączkę Morticia. — Mam nowy lakier w kolorze treści żołądkowej.
Rączka jednak zdecydowanie pokiwała wskazującym palcem, a następnie zeskoczyła na jedną z paszcz myszołówki. Roślina kłapnęła z irytacją, ale gdy otrzymała prztyczka w liść, uspokoiła się natychmiast i cierpliwie przyjęła rolę tymczasowego podestu dla kończyny, która rozpoczęła skomplikowaną gestykulację.
Morticia i Gomez przyglądali się Rączce spod zmarszczonych brwi, co jakiś czas wymieniając zdziwione spojrzenia.
— Co takiego?
— Och, doprawdy!
— Przecież nie robimy niczego zdrożnego, Rączko!
— Wyrażanie uczuć to nie zbrodnia, a sztuka. To znaczy sztuka inna niż zbrodnia, bo zbrodnia oczywiście też bywa sztuką...
— Właśnie, okazując sobie miłość, dajemy także dzieciom dobry przykład. Koleżance Wednesday też na pewno to nie zaszkodzi.
— Niekomfortowo? Zgorszona? Rączko, kto cię w ogóle nauczył takiego języka?
— Ach, byłaś z Pugsleyem i Festerem w tej bibliotece, kiedy podkładali ogień? A ja się właśnie zastawiałem, jak oni zdołali jednocześnie zablokować wszystkie wyjścia ewakuacyjne. A powiedz, to prawda, że Fester osobiście wlazł do szybu wentylacyjnego…? Dobrze już, dobrze, nie zmieniam tematu.
Po kolejnych kilku minutach żywej gestykulacji kończyny Morticia zwróciła się do męża:
— Gomez, mnie się zdaje, że Rączce nie chodzi tylko o wyrażanie uczuć.
Gomez posłał żonie zaskoczone spojrzenie. Morticia westchnęła lekko, czule pogłaskała go po ramieniu, potem pacnęła go po dłoni, która powędrowała w dół jej bioder, i podjęła:
— Pamiętasz Patsy Jones, skarbie?
— Tę okropną, niewychowaną blondyneczkę, która na każdym kroku mówiła „dziękuję" i „proszę"?
— Dokładnie tę. Pamiętasz, że rodzice zabronili jej przyjaźnić się z naszą Wednesday?
— I dobrze. — Gomez wzruszył ramionami. — Jeszcze nauczyłaby Wednesday tych okropnych manier.
W odpowiedzi na jego słowa Rączka podskoczyła i zgięła mały palec w haczyk.
— Właśnie — poparła ją Morticia. — Wednesday uważała ją za najlepszą przyjaciółkę. Nie nam oceniać jej wybory. A potem była ta Alice z kokardami we włosach. — Ostatnie słowa wymówiła z wyraźnym obrzydzeniem. — Pamiętasz, jak się skończyło?
Gomez podrapał się po głowie.
— Pamiętam, że uciekła z płaczem, kiedy Pugsley zdekapitował jej lalkę, ale to przecież tylko dziecięce zaloty, jestem pewien, że kiedy już się uspokoiła, musiała docenić romantyzm całej sytuacji.
— A Frannie Olsen?
— Córka dentystów? Pamiętam, mieli gabinet niedaleko szkoły, Wednesday uwielbiała siedzieć u nich w poczekalni i słuchać wrzasków pacjentów. Kiedyś nawet dali jej wypróbować wiertło na Frannie, to bardzo miłe z ich strony… — Gomez urwał i popatrzył na gestykulację Rączki. — Ach, nie dali? No cóż, w takim razie rozumiem, że Olsenom to się nie spodobało, ja też wolę, kiedy Pugsley najpierw zapyta, zanim zacznie się bawić w mojej żelaznej dziewicy. Ale czy wy za bardzo nie dramatyzujecie? Wednesday przecież miała masę koleżanek. O, na przykład ta ruda Veronica. Pamiętam ją dobrze, bo nawet udzielałem jej i Wednesday lekcji szermierki. Tak uroczo przeklinała, kiedy jej nie szło… Ogromna szkoda, że jej rodzina wyprowadziła się z miasta, ale cóż, to się zdarza…
— Wyprowadzili się po pierwszej wizycie u nas, Gomez — wytknęła Morticia, surowo marszcząc brwi. — Tej, podczas której pokłóciliście się z Festerem o to, czy gdyby ściąć cioci Heldze jedną głowę, przeżyłaby równie długo, mając tylko tę drugą.
— No dobrze, może trochę nas poniosło, mogliśmy poczekać z odkopywaniem trumny, aż Veronica i jej rodzice sobie pójdą, ale czy to zaraz powód, żeby wyjeżdżać z miasta?
Morticia wzruszyła ramionami.
— Też uważam, że to lekko przesadzona reakcja, ale ludzie są różni, Gomez, niektórzy bywają nieco przewrażliwieni i też należy to uszanować. Rzecz w tym, że naszej córce nawiązywanie przyjaźni nigdy nie przychodziło zbyt łatwo. Nic jeszcze nie wiemy o tej jej nowej koleżance, więc może Rączka ma rację, że powinniśmy trochę bardziej się postarać, żeby nie przynieść Wednesday wstydu? Sam wiesz, jak bardzo jej zależy na tej pracy.
Gomez w zamyśleniu pogładził wąsy.
— Ty z pewnością nie mogłabyś przynieść jej wstydu, mi amor. Ale może rzeczywiście nie można tego powiedzieć o wszystkich członkach naszej rodziny. A zatem co, zamykamy babcię na strychu?
— Obowiązkowo. — Morticia pokiwała głową. — Ale obawiam się, że to za mało.
— Mogę zamknąć Festera w żelaznej dziewicy — zaoferował Gomez. — Dawno już o to błagał. Pugsley i tak pewnie będzie wolał bawić się na cmentarzu, taka dziś ładna plucha. Zostaje Lurch…
Małżonkowie wymienili spojrzenia, po czym zgodnie potrząsnęli głowami.
— Lurch nigdy nie przyniósłby nam wstydu.
— Absolutnie. Wystarczy na niego spojrzeć, na sto kilo wagi dziewięćdziesiąt poczciwości — poparła męża Morticia.
— A jak wymienimy mu w końcu lewą nogę na tę po wuju Salvadorze, to będzie nawet sto na sto — zgodził się Gomez. — A więc postanowione!
Pozbycie się niepożądanych członków rodziny nastręczyło zaledwie niewielkich trudności. Babcia trochę się opierała, ale kiedy Gomez z pomocą Pugsleya zamurował wejście, w końcu pogodziła się z losem i przestała przeklinać ich oraz ich potomstwo do dziesiątego pokolenia. Fester pomysł spędzenia popołudnia wewnątrz żelaznej dziewicy przyjął z dokładnie takim entuzjazmem, jakiego Gomez się po nim spodziewał. Pugsley z kolei nie był początkowo zachwycony wizją samotnej zabawy na cmentarzu, ale kiedy ojciec powierzył mu odpowiedzialne zadanie wykopania i odpiłowania nowej nogi dla Lurcha, chłopiec z dumą podjął się tej misji. Rączka obiecała pilnować myszołówki, by ta nie kłapała i nie mlaskała zbyt głośno, kiedy zatem w rezydencji Addamsów rozległ się ponury dźwięk dzwonka, poza nim we wnętrzu panowała błogo upiorna cisza.
Gospodarze wymienili usatysfakcjonowane spojrzenia. Morticia odruchowo jeszcze poprawiła czarną różę w butonierce małżonka i z trudem, ale jednak zdołała wyrwać się z jego objęć, nim zepsuł jej fryzurę.
— Gomez! — upomniała go cicho. — Ręce przy sobie, dziewczęta zaraz tu będą. Pamiętaj, że robimy to dla Wednesday.
Gomez oblizał wargi i posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie.
— Jak mam się skupić na gościach i kolacji, kiedy ty pachniesz niczym dom pogrzebowy i doprowadzasz mnie do obłędu?
Morticia uśmiechnęła się drapieżnie.
— Ach, rozpoznałeś! Wiedziałam, że spodoba ci się ten zapach.
— Jak mógłbym nie rozpoznać? — Gomez pochylił się, by musnąć ustami jej szyję. — Ten zapach przypomina mi o tylu szczęśliwych chwilach.
— Gomez! — Morticia zaprotestowała ponownie, ale tym razem się nie wzbraniała.
Dopiero gdy nad ich głowami rozległ się uprzejmy pomruk Lurcha, Addamsowie odsunęli się od siebie i zwrócili się w stronę drzwi, gdzie czekała na nich córka w towarzystwie nieco od niej starszej ciemnowłosej kobiety w skórzanej kurtce.
— Cześć, mamo, cześć, tato. To jest… — zaczęła Wednesday i urwała, gdyż w tym samym momencie gdzieś ponad nimi rozległ się głośny huk eksplozji.
Dom zadrżał w posadach, na głowy zebranych poleciał tynk, zaś w świeżej dziurze w samym środku sufitu pokazała się nieco osmalona twarz babci Addams.
— Chwilkę mi zajęło, co nie? — zachichotała. — To czyja teraz kolej?
Nim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, do holu wpadł zabłocony od stóp do głów Pugsley z wielką, zardzewiałą piłą w dłoni.
— Tato, już wykopałem trupa wujka. Powiedz, czy tą nogę to od kolana czy razem z udem?
— Tę nogę, nie tą nogę, synku — upomniała go automatycznie Morticia. — Uważamy z mężem, że od dziecka należy dbać o język ojczysty. — Uśmiechnęła się przepraszająco do nowo przybyłej, która sprawiała wrażenie nieco przytłoczonej.
— Lurch, sam zdecyduj — Gomez zwrócił się tymczasem do kamerdynera.
— Eeeeeeeeeeee — odparł ten.
— Masz rację, po co kroić wujka dwa razy — zgodził się Gomez. — Pugsley, bierz od razu całą.
— Eeeee — dorzucił Lurch w stronę chłopca.
— Jasne, pamiętam, że lewa. — Pugsley skinął głową i ruszył biegiem w stronę wyjścia, ale nim dotarł do drzwi, zderzył się z wychodzącym właśnie z piwnicy Festerem.
— Pugsley! — ofuknął go stryj, masując brzuch w miejscu zderzenia. — Jeśli już biegasz z piłą, to pamiętaj, ostrzem do góry. — Chwilę potem zauważył Wednesday i jej gościa i uśmiechnął się szeroko. — Witamy w naszych skromnych progach.
— Fester! — Gomez sugestywnie przeniósł wzrok z brata na drzwi i z powrotem.
— Tak, tak, już sobie idę, nie będę wam przeszkadzał. Chciałem tylko poprosić Lurcha, żeby rozpalił ogień pod żelazną dziewicą. Jak się bawić, to na całego, nie?
— Lurch nie ma czasu, Rączka ci rozpali. — Gomez bezceremonialnie złapał brata za ramię i pchnął w stronę wyjścia, po czym pospiesznie odwrócił się do nowo przybyłych i uśmiechnął się swoim najbardziej czarującym uśmiechem. — Proszę wybaczyć, ot, drobne problemy rodzinne, nic takiego. A musi pani wiedzieć, że my, Addamsowie, rodzinę stawiamy zawsze na pierwszym miejscu.
— Tato! — Wednesday przewróciła oczami i Gomez zaraz się zreflektował.
— Bardzo nam miło panią poznać. — Podszedł i wyciągnął rękę, jednocześnie obserwując gościa z pewną dozą niepokoju, czy nie zechce zaraz czmychnąć za drzwi.
— Szwagier oczywiście żartował z tym ogniem pod żelazną dziewicą — wtrąciła Morticia pospiesznie.
— Och, z pewnością — zapewnił Gomez. — Przecież nawet dzieci wiedzą, że ogień rozpala się pod bykiem Falarisa**.
— Gomez, nie chwal się bykiem, i tak już go nie masz. — Morticia po raz kolejny upomniała męża, po czym także uśmiechnęła się szeroko do nowo przybyłej.
— Jestem Morticia Addams, to jest mój mąż Gomez. A pani jest zapewne nową partnerką naszej Wednesday?
Zapytana odpowiedziała krótkim, oszczędnym skinieniem głowy, ale jej kamienna dotąd twarz rozpromieniła się, a w miejsce dyskomfortu w oczach pojawił się błysk zainteresowania.
— Rosa Diaz. Wednesday mówiła mi o pańskiej kolekcji narzędzi perswazji, panie Addams. Bardzo bym chciała ją zobaczyć. Naprawdę ma pan oryginalną żelazną dziewicę z zachowanymi śladami krwi?
Morticia i Gomez wymienili spojrzenia pełne ulgi. Gdy zaś chwilę później szli śladem Lurcha i dziewczyn w stronę jadalni, Gomez szepnął do żony:
— Chyba nieźle nam idzie, co?
Morticia roześmiała się cicho.
— Nie, po prostu wygląda na to, że Wednesday nareszcie znalazła sobie odpowiednie towarzystwo.
.
* Mało znana roślina należąca do tej samej rodziny co muchołówka, ale znacznie od niej większa. Kuzyn Coś przywiózł ją Morticii w prezencie z wakacji na bagnach Karoliny Północnej.
** Byk Falarisa — starożytne narzędzie tortur w postaci wydrążonego w środku spiżowego byka, w którym skazańców można było upiec żywcem. Gomez Addams rzeczywiście posiadał niezwykle rzadki okaz takiego byka, jednak po długich namowach zgodził się wypożyczyć go Muzeum Brytyjskiemu, dlatego też Fester zmuszony jest do poszukiwania innych rozwiązań.
Jeśli ktoś nie zna, fandom-niespodzianka to "Brooklyn 99", a czemu Rosa Diaz jest idealną partnerką dla Wednesday, możecie zobaczyć w pierwszym lepszym video z Rosą na YT ;)
