Rozdział 16: Świąteczny płomień
Harry zrelaksował się, gdy usiadł wygodnie na kanapie w pokoju wspólnym Gryffindoru, podciągając do siebie stopy. Egzaminy nareszcie się skończyły i jutro pojedzie z Syriuszem do domu na święta Bożego Narodzenia.
Po raz pierwszy miał doświadczyć Bożego Narodzenia w domu, w którym żył z kimś, kto się o niego troszczył. Nie spędzi ich w Hogwarcie, co również było fajne. Spędzi je w domu, który należał tylko do niego i Syriusza.
I do mnie — powiedział Dash, który był owinięty wokół nóg Harry'ego, aby zbliżyć się do ognia. Odwrócił głowę i zatrzepotał jedną powieką, jakby chciał ją unieść i ujawnić śmiercionośne oko znajdujące się pod nią.
I do ciebie — powiedział Harry, pocierając dłonią pióropusz Dasha. Jak zwykle głowa bazyliszka opadła na bok, w ślad za pieszczotą Harry'ego. Chodziło mi o to, że nie sądzę, aby miało dla ciebie znaczenie, że mieszkamy w domu. Moglibyśmy mieszkać w jaskini, a ty byłbyś szczęśliwy, dopóki mógłbyś wyjść i zapolować. Mylę się? — dodał, ponieważ Dash milczał, a Harry był prawie pewien, że wynikało to z czystego uporu i odmowy przyznania, że Harry miał rację.
Ważne jest dla mnie, gdzie mieszkamy. W jaskini byłoby więcej myszy.
Harry musiał się na to roześmiać. Sądził, że nic się nie stanie, jeśli to zrobi. Większość gryfonów albo już pojechała do swoich rodziców lub innych członków rodzinny, albo biegała po śniegu krzycząc i obrzucając się śnieżkami, ciesząc się ogólnym brakiem ograniczeń. Harry mógł to zrozumieć, ale poprosił Syriusza o zostanie jeszcze jedną noc w Hogwarcie zanim wróci do domu, a ten się zgodził. W każdym razie nie było to tak, że Harry nie mógł iść do domu.
Poza tym Dash nie lubił zimna, a udział w bitwie na śnieżki oznaczał, że Harry musiałby go zostawić. Ostatnim razem kiedy Harry to zrobił, niektórzy w Gryffindorze poczuli się nieswojo, a nawet Dumbledore obserwował go ze zmrużonymi oczami.
Rozgrzej mnie — oznajmił Dash i owinął się mocniej wokół Harry'ego, tak że nastolatek uznał, że będzie musiał się obejść bez kości, aby to znieść. Pomyśl o czymś ciepłym, to pomoże.
Harry próbował się podporządkować, ale ledwo co zdążył pomyśleć o ogniu, nasuwały mu się myśli o ogniu pod kociołkami i lekcje eliksirów. Skrzywił się lekko, a potem westchnął i potrząsnął głową.
Czego się spodziewał? Oczywiście Snape musiał wrócić do bycia cholernym dupkiem, kiedy dowiedział się, że Syriusz kupił dom. Harry mówił o tym Ronowi i Hermionie, kiedy Snape przechodził obok i zwolnił swój krok, by podsłuchać.
Harry spojrzał wtedy na niego niepewny, czy powinien zareagować na Snape'a. Nie byli przecież w klasie. Była sobota, a on, Ron i Hermiona siedzieli na śniadaniu w Wielkiej Sali, a Dash radośnie wił się wokół małej kuli gorącego światła, którą Harry nauczył się wyczarowywać.
Ale Harry przez ostatnie kilka tygodni starał się nie myśleć o Snape'ie i Malfoyu, a tygodnie zmieniły się w miesiące. Harry był również pewien, że Malfoy nigdy nie zawracał sobie nim głowy. Po prostu wydawał się spędzać cały swój czas w kącie biblioteki, robiąc badania, chodząc na lekcje lub wędrując po szkole jak duch.
Harry nie martwił się o niego. Nie po tym, jak Malfoy był takim kretynem.
Snape był taki sam. Słuchał, jak Harry opowiadał o swoim pokoju - ponieważ Harry nie miał zamiaru przestać mówić tylko dlatego, że miał większą publiczność - i w chwili, gdy mężczyzna usłyszał o jeleniu i psie w postaci gwiazd na suficie odwrócił się i odszedł z idealnie wyprostowaną i sztywną sylwetką.
Harry mógł tego żałować, zwłaszcza że wiedział, że Syriusz nigdy nie podziękował Snape'owi za zeznawanie na jego procesie, ale nic nie mógł na to poradzić. Chciał jedynie spróbować i być szczęśliwym tak, jak wiedział, że jego rodzice chcieliby, żeby był, a w międzyczasie cieszył się myślą o życiu z Syriuszem.
Mam tylko nadzieję, że nie wypełni pokoi stosami herbatników, dekoracjami w kształcie mioteł na każdej ścianie, czy czymś równie niedorzecznym — powiedział Dash i przekręcił głowę na bok, sprawiając że palce Harry'ego poruszyły się wraz z nią.
Dlaczego miałbyś przejmować się miotłami? — zapytał zdziwiony Harry. Lubię je, więc albo powinieneś je polubić, albo je zignorować.
Dash poruszył ogonem. Myślę, że zrobiłby coś śmiesznego, ponieważ jedyną rzeczą, na której mu zależy, jesteś ty. A teraz mieszka w domu i widuje cię tylko w weekendy. Zrobiłby coś, co może utrudnić wspinanie się po ścianach, ponieważ nie ma tam ciebie, żeby mógł się na tobie skoncentrować.
Harry zmarszczył brwi, a potem lekko pokręcił głową. Nie wiedział, czy mógłby zaprzeczyć temu, co mówił Dash, ale miał zamiar zaprotestować przeciwko wnioskom. Czyli to oznacza, że jestem odpowiedzialny, jeśli zrobi coś głupiego? Nie, podziękuję. Mam już dość ludzi, którzy obwiniają mnie za rzeczy, które nie są moją winą.
Dash ziewnął, wywijając język w sposób, który Harry wiedział, że nie był dla niego naturalny. Robił to tylko dlatego, że wyglądał, jakby wykonywał bardziej ludzki gest. Potem odwrócił się i owinął się wokół torsu Harry'ego, pochylając głowę tuż pod policzkiem chłopca. Harry pogładził go po szyi i zamknął oczy.
Nikt nie czyni cię odpowiedzialnym za niego — powiedział miękko, ale stanowczo Dash. Przynajmniej nie ja i każdy, kto spróbuje tego, będzie musiał poradzić sobie z moim ugryzieniem. Nie pozwolił nawet Harry'emu na powiedzenie, że nie dał Dashowi zgody na ugryzienie kogokolwiek, po prostu kontynuując. Liczy się to, że nie powinieneś się dziwić, jeśli czasami będzie zachowywać się obsesyjnie.
Harry wpatrywał się w podłogę. Jedynymi innymi obsesyjnymi ludźmi, jakich znał, którzy skupiali się na nim, byli Voldemort i Snape.
Tak, ale jeden z nich chce cię zabić, a drugi nie wie, czego chce. Dash trącił go nosem i zsunął się na podłogę. To sprawia, że pierwszy jest bardziej niebezpieczny. A teraz przestaniemy dyskutować o przygnębiających rzeczach i pójdziemy do kuchni. Powinno być tam jedzenie.
Ale nie jedzenie, które możesz zabić — powiedział ostrożnie Harry, wstając. Dash, który miesiąc temu węszył w kuchni, wspomniał kiedyś o polowaniu na skrzaty domowe, a Harry wciąż nie wiedział, czy zareagował zbyt łagodnie, chociaż krzyczał, tupał i opowiedział Dashowi o Zgredku.
Tak, ale mogą być lody.
Harry przewrócił oczami i podążył za Dashem po schodach. Dash zszedł z nich w ciekawy sposób, płynąc z boku niczym strumień wody. Narzekasz, że jest ci zimno, a potem chcesz iść i zjeść zimne jedzenie.
Później możemy wrócić i ogrzać się przy ogniu, a ty będziesz mnie głaskać. Nie wiedzę w tym żadnych wad.
Harry przynajmniej musiał uśmiechnąć się półgębkiem, a od tego był to mały krok do pełnego uśmiechu.
OoO
Draco sprawdził swoje notatki, a potem przygryzł wargę. Według niego wyglądało to dobrze. Skopiował je prosto z książki Slytherina, ale nie mógł użyć do tego zaklęcia duplikacji. Książka Slytherina miała uroki, które temu zapobiegały.
W końcu Draco potrząsnął głową i wstał, podchodząc do swojego kufra, by wyciągnąć książkę Slytherina. Może był idiotą, że chciał się upewnić jeszcze raz, ale przynajmniej byłby żywym idiotą z bazyliszkiem.
Rozejrzał się uważnie po sypialni chłopców z trzeciego roku, zanim otworzył kufer. Do tej pory sądził, że jedynym powodem, dla którego nie został z nią złapany, było to, że ta książka leżała w środku starego i nieużywanego działu historii. Wszyscy, oprócz badaczy, którzy mieszkali daleko od zamku, zakładali że wszystko, co ważne dotyczące Założycieli, znajduje się w Historii Hogwartu.
Jego ręka grzebała między ubraniami i dotykała innych książek, papierów, miotły, która musiał obiecać odłożyć i nie używać do przyszłego roku…
Nie było książki Slytherina.
Draco zamarł na sekundę. Potem odrzucił wieko i zaczął zaciekle przeglądać kufer, nie zawracając sobie głowy rozglądaniem się po pokoju, czy nikogo nie ma. Sądził, że i tak za chwilę usłyszy kroki na schodach.
Nic tam nie było. W każdym razie nic, czego by chciał. Książki, którymi nauczył się pogardzać, teraz kiedy znał sekret prawdziwej mocy. Ubrania, które nie pomogą mu w rytuale. Miotła, której nie potrzebowałby, gdyby zdobył bazyliszka i poznał sekret zaklęcia do latania, tak jak obiecywała mu książka Slytherina.
Tylko że tej cholernej książki nie było w kufrze.
— Draco, co robisz?
Draco poderwał się i odwrócił się z wyciągnięta różdżką. Blaise stał za nim zdumiony. Po chwili potrząsnął głową i podszedł do łóżka, chociaż z odwróconą na bok głowa, aby móc widzieć Draco, jakby sądził, że Draco skopiuje jego pracę domową czy coś.
— Cokolwiek to jest, nie mieszaj mnie do tego — mruknął Blaise, siadając na łóżku i wyciągając zwój oraz atrament.
Żadnych książek - pomyślał Draco, wpatrując się w niego bijąc się z myślami. Blaise zawsze twierdził, że najlepiej wykonuje pracę używając swojej wiedzy i potrzebuje swoich książek, tylko po to, aby pomogły mu zrewidować wypracowanie.
— Zabrałeś to? — zażądał Draco.
— Co? Twój zdrowy rozsądek? — mruknął z roztargnieniem Blaise, zanurzając pióro w atramencie, z rozmachem zaczynając pisać tytuł na górze zwoju. — Wydaje mi się, że widziałem, jak Greg z nim uciekał. Pospiesz się, zanim wymyśli, jak przemienić go w ciasto i go zje.
Draco był nagle pewien, że to Blaise ją zabrał. Żaden z jego współlokatorów nie miał do tego wystarczającej inteligencji i nikt inny nie wiedział, że zabrał książkę z biblioteki. Zauważył, że Blaise wpatrywał się w niego w dniu, w którym przyszedł z nią do pokoju i był pewien, że czasami go obserwował, gdy czytał.
Podszedł i uderzył dłońmi w materac łóżka Blaise, ale chłopak zdołał złapać kałamarz, zanim ten przewrócił się rozlewając wszędzie atrament. To utwierdziło Draco w przekonaniu, że był winny, bo inaczej skąd miałby wiedzieć, że Draco był zły i co zamierzał zrobić?
— Pomogłoby gdybym poznał przestępstwo, jakie dokonałem, zanim stanę przed egzekucją — zauważył Blaise.
Draco zdał sobie sprawę, że trzymał różdżkę w zaciśniętej, drżącej dłoni, i że Blaise, mimo wszystkich pozorów, obserwował go uważnie. Draco zadrwił i opuścił różdżkę, by mocno zastukać nią w jego rzepkę.
— Chcę wiedzieć, czy zabrałeś książkę, którą miałem — powiedział. — Moja historyczna książka.
Usta Blaise wykrzywiły się w uśmiechu.
— Mój drogi Draco — powiedział i położył dłoń na sercu gestem, którego Draco nie mógł uznać za fałszywy ani prawdziwy, biorąc pod uwagę, jak dobrze grał. — Mam wystarczająco dużo problemów z pisaniem odpowiednich notatek we własnej książce do historii. Zapewniam cię, że nie chciałbym brać cudzych i szpiegować ich nastoletnich bazgrołów.
Draco wpatrywał się przez chwilę w niego, zanim zdał sobie sprawę, że Blaise myślał, że mówi o swojej książce do historii magii.
Albo udawał. Oczywiście, że tak naprawdę tak nie myślał i kłamał, działał i udawał, że obchodzi go Draco i to co badał, ale tak naprawdę nikt tego nie robił, nie tak, jak bazyliszek miałby…
Draco wydał z siebie krótki okrzyk czystej frustracji i rzucił się na Blaise'a.
Blaise tylko opadł na poduszki i machnął różdżką, a Draco przeleciał przez pokój, gdy wokół łóżka pojawiły się zaklęcia ochronne, a których drugi chłopak nie wiedział. Draco zorientował się, że leży na podłodze i dysząc z trudem podniósł się na nogi. Okropnie bolała go głowa.
— Nie zachowujesz się jak ty — powiedział Blaise, jakby odpowiadał na morderczą wściekłość, która kryła się za myślami Draco, zamiast na rzeczywisty wyraz jego twarzy. — Wiedziałbyś o tym, gdybyś się nad tym zastanowił. Nie mam twojej cennej księgi. Mówię prawdę — dodał, kiedy Draco ruszył do przodu, chcąc coś powiedzieć.
Draco patrzył na niego badawczo. Blaise spojrzał na niego z całą szczerością.
Udaje - pomyślał ponownie Draco, ale jednocześnie sądził, że chłopak był teraz szczery. Co oznaczało… ktoś inny zabrał książkę. Może było na niej zaklęcie, które ostrzegało bibliotekarkę, jeśli ktoś trzymał ją za długo i mogła ją przywołać z powrotem. Madame Pince zaczęła to robić z niektórymi książkami o quidditchu, po tym jak narzekała, że nigdy nie widziała ich na półkach.
Może Theodore zauważył ją i coś z nią zrobił. To prawda, że Theodore rzadko raczył zwracać uwagę na cokolwiek poza czubkiem własnego nosa, z wyjątkiem listów od ojca, ale kiedy już ujrzał coś, czego chciał, był bezwzględny, aby to dostać.
Draco odsunął się od Blaise, dysząc i patrząc na dziwne zaklęcia, które strzegły łóżka chłopaka. Nigdy wcześniej nie wiedział czegoś takiego, a wiele by dał, aby wiedzieć, jak je zniszczyć.
Wczorajszego dnia. W zeszłym tygodniu. Kilka miesięcy temu. W tej chwili potrzebował tej księgi i musiał dostać się do Komnaty Tajemnic, a przede wszystkim potrzebował mieć swojego bazyliszka.
— Lepiej żebyś nie kłamał — szepnął. — Skrzywdzę cię, jeśli skłamałeś..
Wyraz twarzy Blaise zmienił się.
— W takim razie popełnisz błąd — powiedział, a jego uśmiech wyglądał jak cień tego, który Blaise widział na zdjęciach pani Zabini w gazetach.
Draco ponownie wpatrywał się w Blaise'a, po czym odwrócił się i wymknął z pokoju. Nie sądził, by chłopak naprawdę go otruł, co podobno było ulubionym sposobem pani Zabini na robienie z mężów byłych, ale głupotą byłoby zostać i ryzykować.
To byłoby…
Nie miał pojęcia, co dalej. Mógł wyśledzić Theodore'a, ale nie na tyle wcześnie, by odprawić rytuał podczas pełni księżyca w tym miesiącu. To musiało być zrobione dziś wieczorem, a Draco już zmarnował na przygotowanie trochę czasu, którego potrzebował.
Uciekł z dormitorium, a jeśli uważał na swoje plecy, cóż, Blaise prawdopodobnie uznał, że miał swoje powody.
OoO
Blaise westchnął i opadł z powrotem na łóżko. Wiedział, że ryzykował, zwłaszcza gdy powiedział Draco, że nie miał książki. Draco był tak poruszony, że mógłby uznać tę prawdę za kłamstwo, a wtedy Blasie musiałby popisać się niektórymi umiejętnościami, których nauczyła go jego matka, a nie chciał tego robić tak wcześnie.
W międzyczasie wiedział, że książka była w bezpiecznym miejscu. Blaise zabrał ją i za pomocą sowy przesłał matce, z pytaniami o to, co w niej było i wskazówkami, które mogła uznać za interesujące. Będzie wiedziała, czy podejrzenia Blaise'a dotyczące księgi i zaklęć, które jej strzegły były prawdziwe.
Dlaczego taka książka miałaby znajdować się w bibliotece w części dostępnej dla wszystkich? To było pierwsze pytanie jego matki, a Blaise zupełnie się z nią zgadzał. Jego matka widziała tylko trzy pasujące dla niej miejsca: w Zakazanej Sekcji, w prywatnej kolekcji lub u niej.
Chyba że sama księga była odpowiedzialna za znalezienie się w tamtym miejscu i sposób, w jaki żerowała na umyśle Draco.
Blaise miał tylko nadzieję, że zabrał ją, zanim jej wpływ na Draco został zakorzeniony.
OoO
Severus zmarszczył brwi i powoli odsunął się od portretu strzegącego pokoi Gryffindoru. Oczywiście ta niedorzeczna Gruba Dama odmówiła wpuszczenia go. Powiedziała najpierw, że nie zna hasła, a następnie, że był "tradycyjnym wrogiem" gryfonów, a po trzecie, że i tak nikogo nie było w pokoju wspólnym. Severus odpowiedział, że jest świadomy, że Potter tam jest i musi z nim porozmawiać, a wtedy Gruba Dama powiedziała interesująca rzecz, która powstrzymałaby Severusa przed kłótnią z portretem, gdyby o tym wiedział.
— Kilka minut temu zszedł do kuchni — powiedziała Gruba Dama, zadowolona z siebie, pyszniąc się i krzyżując ręce pod biustem, kiedy śmiała się z niego. — Czyli tutaj go nie ma. — Mówiłam ci, że nie ma nikogo w pokoju wspólnym. — Wpatrywała się czujnie w przestrzeń obok niego, jakby zamierzała chronić Wieżę Gryffindoru przed bardziej "tradycyjnymi wrogami", jeśli ci się pojawią.
Severus uznał, że mówiła prawdę. Oczywiście portery szkolne i tak nie mogły kłamać, bo inaczej dołączyły do uczniów w niezliczonych psotach, a dyrektor straciłby kontrolę, ale mogły być stronnicze lub specjalnie kogoś mylić.
Wciąż jednak szukanie Pottera w kuchni nie zajęłoby mu więcej czasu niż przyjście tutaj. A Severus chciał mieć szansę porozmawiania z nim, zanim Black zabierze go "do domu" na święta.
Kiedy Severus dotarł do gruszki, która skrywała wejście do kuchni, usłyszał glosy. Nie było to niezwykłe. Potter mógł rozmawiać ze skrzatami domowymi. Nie dorastając w magicznym świecie, nie przyjął typowej czarodziejskiej postawy wobec tych stworzeń.
Severus podniósł rękę, żeby połaskotać gruszkę, a potem zatrzymał się. Nie, rozpoznawał te głosy, a jeden z nich należał do Draco.
Severus od razu rzucił zaklęcie przez siebie wymyślone. Zaklęcie podsłuchu, które umożliwiało mu wyraźne usłyszenie słów, mimo dzielącej ich ściany. Potem rzucił wokół siebie zaklęcie kameleona i przyjął wygodną pozycję, by słuchać.
OoO
Harry był bardziej niż zaskoczony, kiedy Malfoy wpadł do kuchni, ale nie tak zaskoczony jak skrzaty, które zamarły sztywno w miejscu tak mocno jak zmarznięta była masa lodów, które właśnie położyły przed Dashem lub tak samo zszokowane jak Malfoy, który wpatrywał się w Harry'ego smutnymi oczami i odwrócił się, by uciec.
— Czekaj! — wypalił Harry.
— Czemu miałbym? — zapytał Malfoy, a jego głos brzmiał tak, jakby płakał, albo starał się tego uniknąć, ale nie szło mu zbyt dobrze. — To… wszystko jest nie tak. Może zabrałeś moją książkę i teraz nigdy nie będę miał bazyliszka.
Odwrócił się i znów skrzywił się patrząc na Harry'ego i Dasha. Dash zwinął się w kłębek, obserwując go przez sekundę, po czym zsunął się ze stołu.
— Dash! — zawołała Harry.
Nie ugryzę go. Chcę czegoś spróbować.
Harry mógł tylko przygryźć wargę i siedzieć spokojnie, mając nadzieję, że wszystko będzie w porządku, gdy Dash pełzł, aż znalazł się bezpośrednio przed Malfoyem. Malfoy wpatrywał się w niego nic nie mówiąc. Stał bardzo spokojnie i Harry nie sądził, że było to ze strachu. To było tak, jakby był w takim stanie, że jego rozpacz trzymała go w miejscu.
Harry czasami czuł się tak wcześniej, głównie wtedy, gdy kulił się w komórce u Dursleyów. Stwierdził, że wstrzymuje oddech.
Dash zakołysał się przed Malfoyem jak kobra, jego język poruszał się w powietrzu, smakując zapachy, którymi nie dzielił się z Harrym, chociaż ten o to zapytał. Powtórzył tylko: Chcę czegoś spróbować i owinął jeden zwój swojego ciało wokół nóg Malfoya.
Malfoy upadł. Harry wstał. Miał zamiar pobiec na ratunek, ale tak naprawdę nie wiedział komu. Dashowi czy Malfoyowi.
Mówiłem ci, żebyś dał mi wolną rękę — powiedział Dash, a w następnej sekundzie uwolnił Malfoya i popełzł z powrotem do Harry'ego. Na jego plecach czegoś brakowało. Harry, gdy go podnosił, zauważył coś migoczącego na nodze Malfoya. Wyglądało jak mała, jedwabista łuska, jedna z tych, które Harry często głaskał, gdy nie mógł zasnąć, a Dash pozwalał mu się pieścić jako metodę na uspokojenie.
Było tak jak myślałem — stwierdził Dash i pokiwał głową, jakby chciał sobie pogratulować. Harry przewrócił oczami. Dash natychmiast powiedział mu, że tak, gratuluje sobie, i dodał: Pachniał jak magia na pułapkach, które wyczułem wokół nas, kiedy wychodziliśmy z Komnaty.
Masz na myśli magię Slytherina?
Tak.
Harry spojrzał na Malfoya ze zdumieniem. Chciał znaleźć drogę do Komnaty Tajemnic i wyglądało, że mu się to udało.
— Jesteś całkiem genialny jak na kogoś, kto nie jest wężousty. — Usłyszał, jak mówi.
Malfoy wstał powoli i potrząsnął głową.
— Co zrobił twój wąż? — zapytał i brzmiał tak, jakby zapomniał, że rozmawia z gryfonem i jednocześnie wrogiem. A może dla niego to było to samo.
Harry uśmiechnął się do niego z ostrożnością.
— Myślę, że uzdrowił cię z jakiejś magii, która cię raniła. Zostawił ci swoją łuskę. — Skinął na lśniący zielony kawałek, który wciąż trzymał się nogi Malfoya, jakby został do niej przyklejony.
Malfoy pochylił się i pociągnął ją. Nie odpadła, a Malfoy zapytał wysokim, wyniosłym głosem, w którym Harry mógł rozpoznać przerażenie:
— Utknęła. Dlaczego tam utknęła?
Prześladująca go magia była bardzo potężna — powiedział Dash, połykając lody i wysuwając język, jakby chciał przyswoić zapach lodów wraz z ich smakiem. Musiałem zostawić część siebie, aby temu przeciwdziałać. Będzie teraz związana z jego ciałem. Odwrócił się wysunął język. Powiedz mu, żeby nie śmierdział takim strachem. Psuje mi apetyt.
— Dash powiedział, że musiał dać ci jedną ze swoich łusek, żeby pozbyć się magii Slytherina — oznajmił Harry. — Slytherin wpływał na twój umysł.
Malfoy przestał ciągnąć za łuskę.
— Naprawdę?
Harry przez chwilę słuchał Dasha, chociaż jego słowa brzmiały dziwnie stłumione w umyśle Harry'ego. Był zmęczony, uświadomił sobie Harry. I głośny. Użycie tak dużej ilości magii wyczerpało go.
— Tak. Myślę, że robił to poprzez książkę. Dash twierdzi, że pachniałeś jak pułapki w Komnacie Tajemnic. I dał ci łuskę, abyś mógł uwolnić się od tej magii.
— I to zostanie ze mną. — Malfoy wpatrywał się oszołomiony w swoją nogę.
Harry skinął głową.
— Zgadza się.
Tym razem nie potrzebował, żeby Dash mi to powiedział. Sądził, że łuska wygląda dobrze i właściwie.
Malfoy wyraźnie przełknął. Potem spojrzał na Harry'ego i powiedział:
— Szukałem własnego bazyliszka, nie chciałem stać się jego częścią.
Harry uśmiechnął się i skinął głową.
— Usiądź i powiedz mi, co robiłeś. I powiem ci, dlaczego Dash jest mądrzejszy od nas obu.
Zawsze miło mieć ludzi świadomych mojej wielkości — powiedział Dash, nie podnosząc wzroku znad lodów. Zaczął już jednak zwijając część ogona na kolanach Harry'ego, co oznaczało, że wkrótce położy się spać.
Malfoy zrobił kilka ostrożnych kroków do przodu. Harry uśmiechnął się do niego i skinął głową tak serdecznie, jak to tylko możliwe. Malfoy powoli usiadł i zaczął mówić.
OoO
Uśmiechając się, Severus odsunął się od drzwi i ruszył w swoją stronę.
