Gdy pewnej październikowej deszczowej nocy jeden z członków grona nauczycielskiego zniknął bez śladu, wśród nauczycieli zapanowało poruszenie.

Dumbledore, który doskonale wiedział, dlaczego jeden z jego podwładnych postanowił bez słowa opuścić mury zamku, zawzięcie ukrywał prawdę, wmawiając pozostałym z kadry, że Horacy Slughorn zapewne poczuł się przytłoczony nauczaniem i postanowił wziąć sobie urlop.

Nikt poza nim nie podchodził do owej sprawy tak spokojnie. W tych czasach, kiedy Voldemort coraz bardziej rósł w siłę, każde zagadkowe zniknięcie budziło ogromny niepokój. Nauczyciele nie mogli jednak nic ze zniknięciem Slughorna zrobić. Po przeczesaniu któryś już raz z kolei w ciągu jednej nocy całego zamku, żywo zaniepokojeni, ale bezradni, wrócili do swoich łóżek, zastanawiając się, dlaczego Horacy nagle zniknął i co mogło się z nim teraz dziać. Czy naprawdę postanowił po prostu wyjechać na wakacje, nikomu nic o tym nie mówiąc? A może komuś udało się go uprowadzić? Większość jednak wykluczyła tę opcję. Po przeszukaniu kwater Slughorna okazało się bowiem, że jego rzeczy zniknęły, co przemawiało za tym, że odszedł dobrowolnie.

Nikt, kto zastanawiał się nad tym, co stało się ze Slughornem, nie brał pod uwagę tego, że z jego zniknięciem miał coś wspólnego dyrektor. Nikt, poza dwoma wyjątkowo dociekliwymi, czujnymi i znającymi Dumbledore'a lepiej, niż ten by sobie tego życzył, głowami domów Hogwartu.

– I tak nam nic nie powie – stwierdziła McGonagall, siedząc od prawie godziny w swoim gabinecie wraz z Severusem Snape'em.

– Jeśli go przyciśniemy, nie będzie miał wyboru. Obydwoje wiemy, że ściągnął do Hogwartu Slughorna z jakiegoś powodu. I obydwoje podejrzewamy, że coś poszło nie tak i że to właśnie z tego powodu Horacy zdecydował się dać nogę.

– Podejrzewamy, ale nie mamy pewności.

– I co z tego? Minerwo, do cholery, musimy jakoś zareagować. Dumbledore wmawia wszystkim, że Horacy postanowił odpocząć i że to dlatego zniknął, ale co powie jutro uczniom, których nie będzie miał kto nauczać eliksirów?! Im też oznajmi, że ich nauczyciel udał się na urlop, a o egzaminy niech się nie martwią, bo może jakoś dadzą sobie radę sami w przygotowaniach? To nie jest błaha sprawa. Jeśli Slughorn nie wróci do jutrzejszego poranka, będziemy mieć problem. Dumbledore będzie miał problem, a my, jako głowy domów, razem z nim. Już widzę te nadlatujące sowy z listami od wściekłych rodziców, w których będą się gorączkować, że ich dzieci nie są w tej szkole prawidłowo przygotowywane do egzaminów, bo nauczyciele w środku roku szkolnego bez słowa wyjeżdżają sobie na urlopy.

– Jeśli Slughorn rzeczywiście nie wróci…

– …co jest pewne, bo zabrał ze sobą wszystkie swoje rzeczy… – wtrącił Snape.

– …to będziemy musieli znaleźć nowego nauczyciela eliksirów. Albo obrony przed czarną magią, jeśli ty zgodzisz się wrócić do eliksirów.

– Powodzenia. Znaleźć osobę, która nadawałaby się na stanowisko nauczyciela eliksirów, jest cholernie trudno. Niewiele osób ma odpowiednie kompetencje. Bardzo niewiele. A ja nie zamierzam odpuścić stanowiska nauczyciela obrony, zbyt długo na nie polowałem.

Minerwa westchnęła ciężko.

– Przeklęty Albus. Jeśli to rzeczywiście z jego powodu Slughorn odszedł, to jest bardziej nieodpowiedzialny, niż myślałam. Już samo to, że ściągnął go tutaj z powodu jakichś osobistych interesów…! Skandal.

– Chodźmy z nim o tym porozmawiać. Mamy prawo żądać wyjaśnień. W końcu jutro to zapewne my będziemy musieli tłumaczyć się przed uczniami, kiedy zostanie wywieszone ogłoszenie, że lekcje eliksirów są odwołane.

McGonagall zgodziła się i razem ze Snape'em udali się do gabinetu dyrektora.

Dumbledore wyglądał na zaskoczonego ich wizytą, jednak w głębi duszy się jej spodziewał.

– Może inni wierzą w to, że Horacy po prostu zapragnął urlopu i dlatego od dzisiejszego popołudnia nikt go nie widział, łącznie z uczniami na jego ostatnich zajęciach w tym dniu, ale dla nas to wytłumaczenie jest śmieszne – oznajmił Severus, kiedy bez pozwolenia wraz z Minerwą zasiedli przed biurkiem dyrektora.

– Dlaczego, Severusie? – zapytał Albus, uśmiechając się pogodnie, co nie tylko Snape'a, ale i McGonagall, doprowadzało w zaistniałej sytuacji do szału.

– Bo Slughorn jest tchórzem – odparła Minerwa, wyręczając Severusa. – Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem w tych czasach, biorąc pod uwagę fakt, że na wolności grasuje pełno śmierciożerców, a Voldemort przygotowuje się do wojny z nami! Slughorn się przed nimi ukrywał, próbowali go przecież zwerbować, wiemy o tym. Czy to naprawdę w jego stylu, tak po prostu opuścić bezpieczne gniazdko, by udać się na urlop?

Dumbledore przez chwilę milczał, cały czas pogodnie się uśmiechając.

Snape tak bardzo w nim tego nienawidził – tej dwulicowości. Momentami stwierdzał nawet w duchu, że o wiele lepiej czuł się siedząc przed Czarnym Panem, niż przed Dumbledore'em. Ten pierwszy przynajmniej nie udawał niewinnego i życzliwego staruszka, w środku będąc intrygantem i manipulatorem.

– Co więc insynuujecie, moi drodzy? – zapytał po chwili siwobrody. – Że go uprowadziłem? Zwolniłem, a teraz to ukrywam? A może od razu – że go zamordowałem i wrzuciłem jego zwłoki do jeziora?

– W zasadzie nie wiem sam, która teoria jest najbardziej prawdopodobna – odparł Snape, uśmiechając się kwaśno. – Insynuujemy, że Slughorn miał powód, by ja najszybciej zwinąć manatki i się stąd wynieść. I podejrzewamy, że miałeś z tym wiele wspólnego. Mamy rację? Przecież nie zatrudniłeś go z uwagi na jego niezwykły talent do eliksirów – powiedział z wyczuwalną ironią. – Każdy dostrzegł, że miałeś w tym jakiś interes. Zapewne i Slughorn w końcu to wyczuł i właśnie z tego powodu postanowił odejść. Aby nie być twoją marionetką, jak tak wielu w tym zamku, z Potterem na czele.

Minerwa rzuciła Severusowi szybkie, ostrzegawcze spojrzenie, ale po chwili znów wpatrzyła się z wyczekiwaniem w dyrektora.

– Czy to jest prawda, Albusie? Czy Slughorn odszedł z powodu czegoś, co wyniknęło między wami?

– Cóż… nie nazwałbym tego w ten sposób, Minerwo, aczkolwiek, rzeczywiście, być może w pewnym sensie zakłóciłem jego spokojne życie w tym zamku, rzecz jasna niecelowo.

Snape prychnął cicho, a nieme i ironiczne „oczywiście" zawisło w powietrzu.

– Co takiego się stało? – drążyła McGonagall.

– Niestety nie mogę wam tego powiedzieć. Jest to ściśle tajne.

– Cóż, może zatem zdradzisz nam chociaż to, co zamierzasz zrobić z faktem, że w środku października straciliśmy nauczyciela eliksirów? – Snape skrzyżował ręce na piersiach, patrząc posępnie na Dumbledore'a.

– Jestem pewien, że decyzja Horacego o opuszczeniu zamku była dość impulsywna i nieprzemyślana. Wróci. Ale, oczywiście, może nie nastąpić to tak szybko, jakbyśmy sobie tego życzyli. Severusie… chcesz zostać przy nauczaniu obrony czy może…

– Chcę zostać przy nauczaniu obrony – przerwał mu Snape, podnosząc się z krzesła. – Wiem, że znalezienie nauczyciela eliksirów jest trudne. A już na pewno znalezienie nauczyciela eliksirów, który zgodzi się nauczać przez jedynie jakiś czas, nie wiedząc nawet, kiedy zostanie zwolnionym. Ale, cóż, powodzenia. Może ci się uda.

Wyszedł, nie oglądając się za siebie i zostawiając Minerwę z dyrektorem.

Z jednej strony był wściekły na dyrektora, że ten mu niczego nigdy nie mówił, a przecież on ryzykował życie dla Dumbledore'a i jego cholernego Zakonu Feniksa, szpiegując Voldemorta. Z drugiej jednak strony rozumiał, że to właśnie fakt, iż był blisko Czarnego Pana, często wiązał Dumbledore'owi usta. W końcu nikt nie wiedział, gdzie kończyła się granica wytrzymałości Snape'a, po której byłby w stanie zdradzić Voldemortowi powierzone mu przez dyrektora sekrety. Sam Snape sądził, że prędzej dałby się zabić, niż zdemaskować, jednak Dumbledore – jak było widać – nie miał co do tego stuprocentowej pewności.

Następnego dnia rano, kiedy Severus pojawił się w Wielkiej Sali na śniadaniu, od razu zwrócił uwagę na puste siedzenie Slughorna. Było to, rzecz jasna, do przewidzenia, aczkolwiek każdy – zapewne włącznie z dyrektorem – miał nadzieję, że przez tych kilka godzin coś się zmieni i Horacy cudownie pojawi się w zamku.

Przez kilka kolejnych dni, jak przypuszczał Snape, uczniowie nie będą się niepokoić z powodu braku zajęć. Pewnie uznają, iż Slughorn gdzieś na chwilę wyjechał bądź zachorował. Jeśli jednak jego nieobecność zacznie się przedłużać, a Dumbledore nie znajdzie nikogo na jego miejsce, zaczną się kłopoty, głównie ze strony rodziców, a później – nie pozwól Merlinie – być może i samego Ministerstwa. Dopiero co szkoła uwolniła się spod jarzma Umbridge. Każdy nauczyciel i uczeń Hogwartu był więc nieco straumatyzowany z powodu owej niedawnej ingerencji Ministerstwa w działanie zamku i bynajmniej nikt nie miał ochoty przechodzić przez to ponownie.

Kończąc jedzenie śniadania, Severus doszedł do wniosku, że sytuacja może stać się naprawdę nieprzyjemna. W końcu, jeśli Slughorn nie wróci, a Dumbledore nie znajdzie zastępcy, zapewne większość z grona pedagogicznego, z szanownym dyrektorem na czele, zacznie naciskać na niego, aby wrócił do eliksirów. Ostatecznie wszystko mogłoby skończyć się w ten sposób, że miałby do nauczania dwa przedmioty, a tego by nie zniósł. W dodatku zupełnie nie miał na to czasu i energii – Czarny Pan pochłaniał i jednego, i drugiego wystarczająco sporo.

Czwartkowy poranek, a następnie popołudnie minęły dość szybko. Gdy zbliżał się wieczór, Snape udał się na patrol do lochów. Nie mieszkał w tej części zamku od prawie dwóch miesięcy, bowiem jako nauczyciel obrony przed czarną magią miał kwatery oraz gabinet na drugim piętrze.

Na początku przypuszczał, że sentyment do lochów pozostanie w nim żywy, bowiem spędził w nich tak wiele lat. Nic podobnego nie miało jednak miejsca – w podziemne korytarze zapuszczał się z wyjątkową niechęcią.

Przechodząc obok swojego dawnego gabinetu, czyli gabinetu nauczyciela eliksirów, zauważył niedomknięte drzwi, przez które można było dostrzec, że w środku paliło się światło.

Zszokowany otworzył drzwi na oścież, będąc przygotowanym na zobaczenie krzątającego się po pomieszczeniu Slughorna i rozstawiającego na półkach z powrotem swoje rzeczy, w tym zdjęcia dawnych i aktualnych członków Klubu Ślimaka – którym gardził najbardziej na świecie.

Zamiast mężczyzny w podeszłym wieku, z ledwo dopinającymi się guzikami szaty, zobaczył jednak młodą, jeszcze przed trzydziestką, zupełnie nieznaną mu kobietę, pochylającą się nad jakimiś pergaminami rozwalonymi po dużym, drewnianym biurku. Od razu po jego wejściu do środka uniosła na niego wzrok, a chwilę później się wyprostowała.

Miała ciemne włosy związane w wysokiego kucyka, sięgającego jej do dolnych partii pleców, duże, szmaragdowe oczy i fioletową, luźną szatę, ozdobioną złotymi nićmi.

– Dzień dobry – powiedziała do niego, uśmiechając się lekko.

– Dzień dobry.

Przez chwilę stali w milczeniu, mierząc się spojrzeniami. W końcu kobieta wyminęła biurko, za którym stała, i podeszła do niego, wyciągając rękę.

– Kristina Lytton. Nowa nauczycielka eliksirów.

– Severus Snape. Nauczyciel obrony przed czarną magią. I dawny nauczyciel eliksirów – odparł, ściskając krótko jej dłoń i zastanawiając się, jakim cudem Dumbledore znalazł odpowiednią osobę tak szybko. A może wcale nie była odpowiednia?

– Och. Kojarzę to nazwisko. Ma pan tytuł mistrza eliksirów, prawda?

– Owszem. A pani? Ma bądź aspiruje, by mieć?

– Aspiruję. Jestem w trakcie tworzenia pewnego eliksiru, który być może pomoże mi w rozwoju kariery, ale na razie jeszcze wciąż wiele badań przede mną.

– Rozumiem. Droga do tego tytułu bywa kręta i długa. Nie uczęszczała pani do Hogwartu, prawda?

– Prawda. Uczyłam się w małej, prywatnej szkole na zachodzie Anglii. Później miałam przyjemność dostać się na krótkie praktyki do pana Fredericka Campbella, szkockiego mistrza eliksirów.

Snape uniósł lekko jeden kącik ust, po czym rzekł:

– Również odbywałem u niego praktyki. Bardzo wiele mnie nauczył, ma ogromną wiedzę.

– Zgadzam się.

Na chwilę zapanowała cisza.

– Życzę owocnego pobytu w Hogwarcie. Oby nie wyrzucili pani w ciągu najbliższego tygodnia, aczkolwiek może się tak zdarzyć, jeśli chwilowo nieobecny nauczyciel eliksirów wróci.

– Och, tak. Niech nie wraca zbyt szybko. Nauczanie eliksirów to jeden z warunków rozwoju kariery. Rada Mistrzów Eliksirów mnie wyśmieje, jeśli im powiem, ubiegając się o tytuł, że uczyłam tylko kilka dni.

– To prawda. I współczuję. W zasadzie we wszystkich szkołach kadrę profesorską tworzą od niemal wieku ci sami nauczyciele, dla młodych osób nie ma miejsca. Sam jestem tak naprawdę jedynym nauczycielem w Hogwarcie, który nie ma jeszcze siwych włosów i co najmniej pięćdziesięcioletniego doświadczenia zawodowego.

Gdy parę chwil później opuszczał swój dawny gabinet, wracając do patrolowania korytarzy, w jego głowie na krótki moment rozbłysła myśl, że gdziekolwiek wybył flegmatyczny, pomarszczony, irytujący i snobistyczny Horacy Slughorn – niech tam zostanie.