CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

Ldorotka – wróciłam i cieszę się że ty także wróciłaś do moich opowiadań. Zmian jest raz więcej raz mniej ale cały tekst jest odświeżony i doszlifowany. Mam nadzieję że zostaniesz i będziesz częściej komentowała.

Basia – nad opowiadaniem Nie baw się ogniem zastanawiam się i chwilowo jeszcze nie wiem co z nim zrobię. Na razie Cień myślę też nad Światłem no i od jakiegoś czasu coś nowego chodzi mi po głowie, ale zobaczymy...

Veliana – witam ponownie i tak wróciłam. Tak ja też liczę na to że tym razem Cień doczeka się wielkiego finału. Tak Światło również planuję ruszyć, ale na spokojnie, najpierw chcę poprawić stare rozdziały Cienia. Zapraszam do czytania i czekam na kolejne komentarze.

Po raz kolejny zapraszam także wszystkich do oglądania moich filmów z serii slash - BL - moje konto na youtube - Catalinka M

][ ][ ][

Rozdział 19

W czym ci pomogłem

Za jedną z najbardziej intrygujących rzeczy w życiu

uważam to, że bierzemy udział w czymś,

czego zupełnie nie rozumiemy.

Agatha Christie - Autobiografia

][ ][ ][

Uwaga na kolejnych kilka scen nie dla dzieci.

][ ][ ][

Punkt widzenia Harry'ego

Otaczająca go cisza, powoli koiła jego wciąż skołatane nerwy. Minuty upływały jedna po drugiej, ale nie zwracał na to uwagi. Nim wrócił do pokoju, niebo całkowicie się rozjaśniło przybierając błękitną barwę. Było jeszcze dosyć wcześnie, ale nie zamierzał się kłaść. Nie przespał tej nocy ani minuty, lecz wcale nie odczuwał zmęczenia. Wydarzyło się zbyt wiele, żeby mógł położyć się i nie myśleć o niczym.

Ponownie zbliżył się do łóżka. Przysiadając na brzegu zatrzymał wzrok na wciąż porozrzucanych po pościeli prezentach. - W co mam to wszystko spakować? - Nie miał pojęcia. Oczywiście posiadał kuferek który podarował mu Voldemort, nie sądził jednak, żeby zdołał się w nim pomieścić. Miał teraz znacznie więcej rzeczy niż w chwili wyjazdu na wyspę. Podejrzewał że ani ten kuferek ani jego magicznie powiększony plecak nie pomieszczą wszystkiego.

Moje ubrania przepadły na Privet Drive wraz z podręcznikami i całą resztą przyborów. Jeśli chcę mieć w czym chodzić, muszę zabrać ze sobą te rzeczy które nosiłem od momentu przybycia na wyspę. Ponadto planowałem, że opuszczając to miejsce zabiorę niektóre z książek jakie posiada w swoich zasobach tutejsza biblioteczka. Zapewne przydałoby mi się też część przyborów z gabinetu, nie wspominając już o tym, że gdzieś muszę upchnąć własne zakupy oraz prezenty które otrzymałem od Syriusza i przyjaciół...

- Voldemort powiedział, że przez długi czas tu nie wrócę i naprawdę nie chce zostawiać tych rzeczy... Tylko jak w takim razie mam się pomieścić z tym wszystkim? - pokręcił zrezygnowany głową i poddał się, pewien, że sam na nic nie wpadnie.

- Cytrynko! - zawołał w końcu, mając nadzieję, że może ona będzie w stanie rozwiązać jego problem. Skrzatka pojawiła się w ułamku sekundy.

- Pan Avis wzywał Cytrynkę.

- Jak się czuje Kenji?

- Pan Avis nie musi się martwić. Cytrynka wie co robi. Pana piesek teraz śpi. Nie obudzi się przed południem. Gdy wstanie, będzie z nim dobrze. Nie został mocno ranny. - Przytaknął na znak, że rozumie, nie wspominając słowem o tym w jaki sposób określiła ona Kenjego. Obawiał się, że jeśli spróbuje coś powiedzieć, nie zdoła powstrzymać śmiechu.

- Bardzo ci dziękuję Cytrynko. Cieszę się, że tak dobrze się o niego zatroszczyłaś. To prawdziwe szczęście. że zawsze mogę na tobie polegać. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie było cię tutaj ze mną. Żałuję, że muszę wyjechać. – uśmiechnął się do skrzatki. Naprawdę polubił ją przez czas który tu spędził.

- Dlaczego Pan Avis chce wyjechać? Pan Avis nie powinien teraz jechać! Pan Avis miał odpoczywać w domu do końca lata! Pan Avis powinien zostać i cieszyć się ładną pogodą. Pan Avis nie jest zdrowy i nie może się przemęczać. Podróżowanie nie jest teraz dla pana dobre. Nie jest!

- Nawet jeśli bardzo bym tego chciał, obawiam się że nie mogę dłużej tu zostać, Cytrynko. Przynajmniej nie w te wakacje. Być może przyjadę j w przyszłym roku, ale na razie muszę wyjechać.

- Czemu Pan Avis nie może tutaj zostać? Co pan planuje panie Avis? Znów coś jest ważniejsze niż pana zdrowie? – przygryzł sobie wargę, ponownie powstrzymując śmiech, gdy po tych słowach założyła ręce na piersi i spojrzała na niego surowo.

- To nie ja podjąłem decyzję o wcześniejszym opuszczeniu tego miejsca. Pragnę tu zostać, ale jeszcze przed zmrokiem zostanę stąd zabrany.

- Irytujący Pan zabiera stąd pana Avisa? Co on tym razem wymyślił? Czy on nie wie że pan Avis powinien odpoczywać. Irytujący Pan powinien wreszcie zostawić pana Avisa w spokoju! - parsknął. Nie zdołał się powstrzymać.

- Obawiam się że na razie muszę zrobić to czego on chce, Cytrynko. Poza tym Voldemort martwi się że mogę ponownie zemdleć i że zrobię sobie przez to krzywdę. - nie wiedział dlaczego broni Czarnego Pana i szczerze wolał się nad tym nie zastanawiać.

- Cytrynce się to nie podoba, ale Irytujący Pan ma rację, pana piesek to słaba ochrona. - z tymi słowami Cytrynka opuściła ręce po czym dodała. - Dobrze w takim razie Cytrynka zaraz spakuje pana Avisa.

- Nie musisz. Sam się mogę spakować, choć przydałoby się żebym miał w co. Czy jest tu jeszcze jakiś plecak lub torba?

- Cytrynka zaraz przyniesie kufer Pana Avisa.

- Kufer? Chcesz powiedzieć, że mam tutaj swój kufer? - zapytał, ale Cytrynka zdążyła już zniknąć z cichym pop.

Niespełna minutę później, pojawił się przed nim elegancki kufer. W niczym nie przypominał nie tylko jego własnego, ale nawet żadnego z tych które dotąd widywał u swoich kolegów w Hogwarcie.

- Nigdy bym nie pomyślał, że zwykły kufer może tak wyglądać. - Wyszeptał i przykucnął, z mimowolnych zachwytem przyglądając się mu z każdej strony. Zazwyczaj kufry były czarne lub brązowe, raz zdarzyło mu się widzieć jeden w kolorze musztardy, ale ten stojący teraz przed nim był zupełnie biały. Delikatnie przejechał dłonią po białej skórze, bojąc się, że naciskając mocniej, uszkodzi ją.

- Piękne - wyrwało mu się, gdy jego palce powoli sunęły po wytłoczonych na wieku kwiatach. Nie rozpoznawał ich, ale nie mógł zaprzeczyć, że wyglądają prześlicznie. Całości dopełniały srebrne okucia osłaniające rogi kufra. Spróbował podnieść wieko ale to ani drgnęło.

- Jak go otworzyć? - zapytał po chwili nie dostrzegając nigdzie zamka. Ponownie spojrzał na stojącą obok Cytrynkę. - Mam nadzieję, że przynajmniej do niego nie jest potrzebne jakieś hasło?

- Nie ma hasła.

- W takim razie w jaki sposób mogę go otworzyć? Nie znalazłem nigdzie zamka i nie bardzo wiem jak... - urwał, wciąż pochłonięty analizowaniem możliwych sposobów na otworzenie go.

- Pan Avis nie musi go otwierać. Cytrynka spakuje pana. Spakuje i pojedzie z panem do domu Irytującego Pana. - niespodziewane słowa skrzatki zmusiły go do oderwania wzroku od kufra i spojrzenia na nią.

- Dlaczego chcesz ze mną jechać?

- Skrzat zawsze jest ze swoim panem, a Cytrynka jest dobrym skrzatem. Cytrynka zawsze dbała o pana Avisa i zamierza robić to nadal. Cytrynka pojedzie z panem Avisem i będzie się nim opiekować. Bez Cytrynki pan Avis znów się rozchoruje albo pozwoli by Irytujący Pan nim rządził - Harry ponownie tego poranka uśmiechnął się słysząc jej słowa, zaraz jednak spoważniał i zaprzeczył ruchem głowy:

- Nie Cytrynko. Zostaniesz tutaj. Tak będzie bezpieczniej. Nie ma potrzeby żebyś ze mną jechała. Nie wiem co mnie czeka i nie chcę także ciebie narażać.

- Cytrynka pojedzie z Panem Avisem. - niespodziewany upór skrzatki, zaskoczył go. Czy skrzaty nie powinny słuchać rozkazów bez szemrania? - westchnął przypominając sobie zachowanie Zgredka. Coś mi się wydaje, że ja nie mam szans na poznanie skrzata który słuchałby poleceń? No ale w końcu nazywam się Harry Potter, więc czemu oczekiwałem czegokolwiek innego? - westchnął, czując, że czeka go z nią ciężka przeprawa.

- Niestety, nie mogę cię ze sobą zabrać. Zresztą chcę byś zajęła się domem. Ktoś musi zostać tutaj na straży, nie uważasz?

- Nie Panie Avis. Domem i ogrodem zajmie się Drops. To zawsze być jego zadanie. Drops to skrzat domowy, Cytrynka to skrzat osobisty. Cytrynka zajmuje się Panem Avisem. Tak było zawsze i dalej tak będzie. Cytrynka pojedzie z Panem Avisem i będzie o niego dbać.

- Nie. Zostaniesz tutaj. Nie zmienię zdania. - starał się być stanowczy choć czuł że słabo mu to wychodzi.

- To niech Pan Avis otworzy sobie kufer sam! - trzasnęło i skrzatka znikła. Harry wciąż zaszokowany tym co właśnie usłyszał, jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce gdzie ona stała.

Czy moja własna skrzatka właśnie próbowała mnie szantażować? - Zrezygnowany spojrzał na kufer. - Czy ja naprawdę zawsze spotykam takie skrzaty? To kwestia nazwiska czy po prostu ze mną coś jest nie tak? - ponownie spojrzał na wciąż zamknięty kufer.

- Wygląda na to, że będę musiał uporać się z tym sam. - westchnął.

Pół godziny później, poddał się.

][ ][ ][

- Zgoda. - zawołał w przestrzeń pokoju. Nie musiał dodawać nic więcej. Skrzatka natychmiast zjawiła się ponownie przed nim i wskazując palcem na wieko kufra, wyjaśniła swoim piskliwym głosikiem:

- Lotos otwiera kufer. Pierwszy po lewej stronie. - Harry skierował wzrok na wskazany symbol, w myślach notując sobie nazwę kwiatu. Dotknął go, jednak nic się nie zmieniło. Kufer dalej pozostawał zamknięty.

- Nie Panie Avis, nie tak. Tak nie zadziała w ten sposób. Pan Avis musi odtworzyć wzór. Tylko wtedy kufer się otworzy..

- Odtworzyć wzór? - Nie miał pojęcia co skrzatka ma przez to na myśli. Jeszcze raz przyjrzał się wszystkim kwiatom, niestety nie było pomiędzy nimi nawet najmniejszej różnicy. W jaki sposób mam niby odtworzyć wzór? Jak w ogóle go można odtworzyć? - Wciąż nie znajdując odpowiedzi, zamyślony przyłożył palec do najmniejszego z kwiatów i delikatnie zaczął przesuwać go wzdłuż jego konturów.

Szczęk zamka przeciął panującą w pomieszczeniu ciszę.

- To jest klucz? - Pewien, że sam nigdy by na to nie wpadł, skinieniem głowy podziękował skrzatce i uchylił wieko.

Wnętrze kufra nie różniło się od innych jemu podobnych. Po protu pusta skrzynia która czeka na to aż ktoś wypełni jej wnętrze. Nie powiedziałby tego głośno, ale po takim zamknięciu liczył, że może znajdzie coś co dawno temu ukrył w środku.

- Miałem nadzieję, że będzie tu coś co odsłoni kolejny fragment mojej przeszłości...

- W środku to działa tak samo jak na zewnątrz, panie Avis.

- Tak samo? Co masz na myśli? - zapytał, lecz jeszcze zanim skrzatka miała szansę mu to wyjaśnić dostrzegł kwiaty wyrzeźbione po wewnętrznej stronie wieka. - To je miałaś na myśli? Czy to znaczy, że ten kufer ma jakieś dodatkowe przegrody? - Nie mając nic do stracenia, obrysował palcem pierwszy z kwiatów. Nie wiedział na co właściwie czeka, jednak cokolwiek miałoby to być, nie nastąpiło.

Chyba za dużo wymagam, prawda? - pomyślał kręcąc głową, po czym zamiast przestać, zrobił to samo z kolejnym. Tym razem wnętrze kufra zmieniło kolor z zielonego na granatowy. Nie był też już dłużej pusty.

W tej przegrodzie kufra znalazł niewielką skrzyneczkę pełną eliksirów, pergaminy i pióra do pisania, oraz plik listów przewiązanych srebrną wstążką. Po tylu latach eliksiry pewnie zmieniły się już w truciznę. - Wiedział, że nie odważy się wypić żadnego, ale coś powstrzymało go przed wyrzuceniem ich od razu.

- Może powinienem dać je najpierw komuś do przejrzenia? - odsunął je na razie na bok i sięgnął po listy. Od kogo mogą być? Może z nich dowiem się czegoś więcej? - rozwiązał tasiemkę i otworzył ten spoczywający na samej górze. Bardziej niż list, przypominał on raczej krótką notatkę.

vvv

Mój Sjeno,

Czy ty zawsze musisz być tak strasznie uparty? Zgodzę się byśmy zrobili to tak jak Ty chcesz, ale musisz przystać na pewne ustępstwa. Pod żadnym pozorem nie zgodzę się na to, byś podjął się tego sam. Nie pozwolę żebyś narażał się na niebezpieczeństwo zwłaszcza teraz, gdy możemy tego uniknąć. Nie zapominaj jak twoja samowolka skończyło się ostatnim razem. Postąpiłeś lekkomyślnie i omal nie przypłaciłeś tego własnym życiem. Nie przekraczaj granic zza których nie będziesz już miał powrotu. Pamiętaj, że nawet najlepsi Uzdrowiciele nie zdołają Cię wtedy uratować. Przestań ignorować własne zdrowie, albo naprawdę zamknę cię gdzieś i będę trzymał pod kluczem. Przynajmniej wtedy będę miał pewność, że nie zdołasz zrobić kolejnego głupstwa...

M

vvv

Odłożył pergamin na bok zastanawiając się jakiej sprawy może ta wiadomość dotyczyć. O jakie granice chodzi? Co takiego próbowałem zrobić? - obrócił pergamin, ale nie było na nim napisane nic więcej. Zamyślony ponownie spojrzał na treść. Wiem że to list do mnie, choć nie mam pojęcia czemu jestem nazywanym w nim Sjeną, no i dlaczego jest podpisany M? Kto mógł mi go wysłać? Czy to może być list od Czarnego Pana? - czuł, że nie powinien wykluczać takiej możliwości, ale na chwilę obecną niczego nie był pewny.

Odłożył pergamin na bok, po czym skupił uwagę na kolejnym:

vvv

Mój mały Sjeno,

Twoje rady jak zawsze okazały się niezastąpione. Znów rozwiązałeś mój problem, na którego rozstrzygnięcie ja sam zapewne musiałbym poświęcić kilka dni. Paczkę którą wysłałem Ci razem z listem przyjmij w ramach podarunku za twą nieocenioną pomoc. Jestem pewien, że będziesz wiedział co zrobić z tym, co znajduje się w jej wnętrzu...

Wierzę również, że nadszedł czas na to, aby nasza współpraca weszła na inny poziom. Zdaję sobie sprawę, że wciąż możesz nie czuć się na to gotowy. Nie zamierzam Cię naciskać, ale pragnę się z Tobą spotkać. Pora byśmy porozmawiali otwarcie bez szyfrów i niedomówień. Nie sądzę, bym musiał zapewniać Cię o tym, że w moich progach nic Ci nie grozi. Ty sam zapewne nie masz już co do tego wątpliwości.

W odpowiedzi podaj dogodny dla Ciebie dzień i godzinę, o resztę zatroszczę się osobiście.

LV

vvv

Tym razem podpis nie pozostawiał żadnego pola na debatowanie o tym, kto jest autorem listu. Zamaszyste LV u dołu pergaminu mówiło samo za siebie. Co więcej, miał już również odpowiedź na to, kto napisał poprzednią wiadomość. Sięgnął po odłożony pergamin i porównał charaktery pisma, upewniając się w tym, że oba te listy pochodzą od Czarnego Pana. Ponownie odczytał treść drugiego z nich.

- To musi być jeden z pierwszych listów jakie wymieniłem z Voldemortem. Ciekawe tylko co mnie podkusiło, że w ogóle zacząłem korespondować z przeklętym Czarnym Panem! - jęknął W czym właściwie mu pomogłem? Dlaczego ktoś taki jak on miałby słuchać moich rad? - odłożył obie wiadomości i sięgnął po kolejne licząc, że może z nich dowie się czegoś więcej. Niestety trzy następne zamiast cokolwiek wyjaśnić, sprawiły, że przez jego ciało przeszedł dreszcz:

vvv

Mój Sjeno,

Nie proś mnie o to, żebym zmienił decyzję. Nie tym razem. Nie zapominaj, że ja nie będę tolerował nieposłuszeństwa któregokolwiek z moich ludzi. Skoro złamał mój rozkaz, kara go nie ominie. Zdradę karzę śmiercią i nie zamierzam od tego odstępować, nawet dla Ciebie.

V

vvv

Dlaczego wciąż to robisz? Czy zawsze musisz być taki uparty? Czemu tak bardzo zależy Ci na jego życiu, że ofiarujesz się poświęcić samego siebie? Nie rozumiem Cię, ale niech tak będzie. Skoro tego chcesz, zgadzam się.

LV

vvv

Przybędę po Ciebie dziś wieczorem. Lepiej się na to przygotuj. Pamiętaj jednak, że ja nie pobłażam. Skoro sam zdecydowałeś się ofiarować za niego, umożliwię Ci to. Uważaj tylko żebyś tego nie pożałował.

M

vvv

Ponownie zadrżał, nie chcąc wiedzieć o tym nic więcej. Wolał się nawet nie zastanawiać nad tym, co takiego zrobił mu wtedy Voldemort. Jedyne pytanie na które pragnął poznać odpowiedź to tożsamość osoby za którą zgodził się poświęcić. Niestety to na razie wciąż pozostawało dla niego tajemnicą.

Sięgnął po ostatni z listów, rozłożył go i skupił wzrok na tekście:

vvv

Mój mały,

Ja nie wątpię, więc i ty nie możesz. Moje wybory zawsze są słuszne. Nie bez powodu zawierzyłem właśnie Tobie. Pamiętaj że nie zawierzyłem twojej mocy czy zdolnościom które posiadasz. Ja zawierzyłem twoim uczuciom i sile jaką nosisz we własnym sercu. Uwierz we mnie skoro nie potrafisz uwierzyć w samego siebie.

Zaufaj mi, a ja sprawię, że już nikt nie podważy tego kim jesteś. Zostań przy moim boku i stań się tak wspaniały jak powinieneś już dawno być. Skoro inni uważają, że jesteś słaby, spraw by pojęli swój błąd. Niech ich pomyłka stanie się ich zgubą. Wykorzystaj to jak niepozorny się im wydajesz i bądź moim Sjeną.

Potrzebuję Twej siły, a Ty potrzebujesz mnie. Przestań się wahać. Nawet jeśli Twoje ciało jest słabe, ja znajduję się przed Tobą. Zawsze tam będę, nie ważne kto Ci zagrozi. Nie obawiaj się. Nie ty. To inni będą się bać.

LV

vvv

Tym razem poczuł się kompletnie skołowany. Wymowa tego listu była tak różna od poprzednich, że nie wiedział jak na to zareagować. Sama świadomość tego, że kiedyś Voldemort coś takiego napisał do niego była nierealna. Nigdy by w to nie uwierzył gdyby nie miał teraz tego listu w ręce. Jednak jego palce wciąż się na nim zaciskały, upewniając go w tym, że nic mu się nie przywidziało.

Dlaczego Voldemort... - nie umiał ubrać w słowa własnych myśli. Ogarnęło go dziwne, nieznane mu uczucie. Nie potrafił opisać jakie emocje nim targają, ale czuł, że bicie jego serca gwałtownie przyspieszyło. Wziął głęboki wdech i pochylił się by ponownie spojrzeć na tekst, słowa jednak rozmyły mu się przed oczami, chwilę później, wszystko spowiła ciemność. Ostatnim co usłyszał był krzyk Cytrynki:

- Panie Avis!

][ ][ ][

Narzucił pelerynę na ramiona i wyszedł na zewnątrz. Wiedział, że do przybycia Czarnego Pana zostało mu ledwie kilka minut i nie chciał jeszcze bardziej pogarszać własnej sytuacji. Stojąc na wietrze, szczelniej otulił się materiałem, po czym rozwinął notkę. Po raz kolejny odczytując krótką informację zwrotną która otrzymał kilka godzin wcześniej, zadrżał mimowolnie:

vvv

Przybędę po Ciebie dziś wieczorem. Lepiej się na to przygotuj. Pamiętaj jednak, że ja nie pobłażam. Skoro sam zdecydowałeś się ofiarować za niego, umożliwię Ci to. Uważaj tylko żebyś tego nie pożałował.

M

vvv

Dobrze wiedział, że Czarny Pan jest wściekły i mdliło go na samą myśl o tym, co go teraz czeka. Bał się, ale nie zamierzał zrezygnować. Mógł znieść wszystko skoro w ten sposób może ocalić czyjeś życie. Zwłaszcza życie osoby, u której od lat miał dług...

Możesz zrobić ze mną co chcesz... wystarczy mi, że on przeżyje. Nie wybaczyłbym sobie gdyby zginął chociaż ja mogłem go ocalić... - z rozmyślań wyrwał go trzask aportacji który rozległ się kilka metrów od niego. Nawet bez spoglądania w tamtym kierunku, wiedział, kto przybył.

- Spójrz na mnie. - chociaż usłyszał polecenie, zignorował je. Może nie mógł uciec przed tym co nieuniknione ale nie zamierzał płaszczyć się przed nim.

Kolejne polecenie nie padło, zamiast tego usłyszał kroki i w chwilę później zimne palce zacisnęły się na jego szyi. Zmuszony do spojrzenia w czerwone tęczówki, bezskutecznie starał się schwytać oddech.

- Powinienem zabić cię za sprzeciwianie się moim decyzją. Czemu wciąż go broisz? Czemu poświęcasz samego siebie w zamian za życie tego śmiecia? Czemu do cholery jesteś tak uparty?! - uścisk na szyi zelżał i krztusząc się rozpaczliwie nabrał powietrza. Spróbował się odsunąć, jednak Czarny Pan go nie puścił. Lodowate palce zacisnęły mu się na ramionach.

- Nie staraj się mną manipulować! - syk tuż przy uchu przyprawił go o drżenie. Chciał mu odpowiedzieć, ale Czarny Pan nie dopuścił go do głosu. - Skup się na mnie – usłyszał jeszcze, zaraz po tym został pochwycony i świat w okół zamazał się.

vvv

Z trudem dochodząc do siebie po aportacji, otworzył oczy, rozglądając się. Poznał to miejsce. Ostatni raz Czarny Pan zabrał tu go w czasie ich pierwszego spotkania. Nie wiedział jak ma to rozumieć, ale to miejsce z pewnością nie nadawało się na tortury. Zbyt wiele postronnych osób mogłoby ich tutaj zobaczyć.

- Dlaczego mnie tu właściwie zabrałeś? - zapytał wreszcie prostując się i odgarniając z twarzy, wpadające w oczy kosmyki.

- Jeszcze się zastanawiasz? Naprawdę tego nie rozumiesz? - Voldemort ponownie zbliżył się i przyciągnął go do siebie. - Jeśli zabrał bym cię w inne miejsce naprawdę mógłbym zrobić ci krzywdę. - Czarny Pan zmusił go do oparcia się o siebie i wsunął mu dłoń pod koszulę. - Dlaczego zawsze wyprowadzasz mnie z równowagi? Czemu doprowadzasz mnie do granicy?

- Żałowałbyś tego. Żałowałbyś gdybyś go zabił.

- Szsz, nie wspominaj o nim więcej. - jęknął gdy po ty słowach dłoń Czarnego Pana zsunęła się niżej drażniąc go przez materiał spodni. - Nie chcę już słyszeć nic na jego temat.

- Przestań, ktoś może nas tu zobaczyć. - szepnął, czując, że powoli traci panowanie nad własnym głosem.

- Niech patrzą mój mały. Niech patrzą.

vvv

Wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, wciąż czuł gorąco palące jego policzki. Spróbował się podnieść, ale nie miał siły. Mięśnie nie chciały go słuchać. Nie ważne jak bardzo się starał, po prostu nie miał siły.

- To wszystko twoja wina - szepnął odwracając twarz w stronę podnoszącego się Marvolo. Był tak zmęczony, że oczy same mu się zamykały. - To wszystko przez ciebie. - szepnął po raz kolejny i zamknął oczy, poddając się.

Ledwie poczuł że ten podnosi go. Opierając głowę o jego ramię pozwolił by morfeusz schwytał go w swoje objęcia. Nim zasnął, usłyszał jeszcze ciche słowa.

- Zawsze będziesz mój, mój mały Sjeno.

][ ][ ][

Pierwszą rzeczą jaką poczuł był przeszywający ból rozchodzący się od koniuszków palców, aż po łokieć lewej ręki. Otworzył oczy i jęknął, gdy przy poruszeniu, czaszkę wypełniło tępe łupanie.

- Ostrożnie. Powoli. - słysząc to zamrugał dopiero po chwili rozpoznając pochylającego się nad nim Kenjego. Pozwolił by ten pomógł mu usiąść i ponownie przymknął oczy czekając aż zawroty głowy miną.

- Wypij. - uchylił powieki i z wdzięcznością przyjął eliksir w którym bez trudu rozpoznał środek przeciwbólowy. Gdy tylko nieznośne łupanie zelżało, spojrzał za okno. Słońce stało wysoko na niebie.

- Długo byłem nieprzytomny?

- Ponad godzinę. Twoja skrzatka zbudziła mnie jak tylko straciłeś przytomność. Zbliża się południe. Jak tylko cię znalazłem, przeniosłem cię do łóżka, ale nie byłem w stanie cię obudzić. - Harry przytaknął mu na znak, że rozumie, zaraz jednak tego pożałował gdy głowa ponownie dała o sobie znać. Czekając aż nieprzyjemne uczucie minie, powrócił myślami do tego co zobaczył. Zastanawiał się czy to listy nie wywołały tych wspomnień, był bowiem pewien że wiadomość którą czytał we śnie, to ta sama jaką niedawno miał w ręku.

Skoro list przywołał wspomnienia, to może jakbym miał więcej takich przedmiotów, szybciej byłbym w stanie poskładać własne życie w całość? Tylko nie wiem co to miałoby być, dotąd żaden przedmiot w tym domu nie wywołał u mnie podobnej reakcji...

- Co się właściwie stało? Dlaczego zemdlałeś? - przywrócony do rzeczywistości, spuścił nogi z łóżka i spoglądając na Kenjego, odparł:

- To nic takiego, wspomnienia po prostu ponownie przypomniały o sobie w najmniej oczekiwanym momencie. - spróbował się uśmiechnąć, ale mina Kenjego powiedziała mu, że kiepsko to wyszło.

Wstał ignorując to, że pociemniało mu przed oczami, od zbyt gwałtownego ruchu. Zignorował to jednak świadom, że wciąż musi się jeszcze spakować.

- Powinieneś odpoczywać. - w głosie Kenjego brzmiał niepokój ale Harry zbagatelizował to.

- Muszę się spakować. Voldemort zjawi się tu wieczorem. Wolałbym być już do tego czasu spakowanym.

- Czarny Pan zabiera cię stąd?

- Tak. Powinieneś się cieszyć z tego powodu. Będziesz mógł wrócić do domu. - to mówiąc Harry sięgnął po złożone przy łóżku prezenty i zaczął wrzucać je do kufra.

- Nie. Zostanę z tobą. Mam dług do spłacenia. - słysząc to Harry przerwał pakowanie i uniósł głowę żeby spojrzeć na chłopaka stojącego tuż obok.

- Nic nie jesteś mi winny. Zapomnij o długu. Zresztą znalazłeś się w tym bagnie wyłącznie przez to, że nie miałem ochoty przenosić się do posiadłości Czarnego Pana. Po prostu wyjedź i zajmij się swoimi sprawami. Voldemort więcej ci nie zagrozi

- Nie mogę wyjechać Potter. W moim kraju porzucenie osoby której zawdzięcza się życie, jest równoznaczne z porzuceniem swojego własnego honoru. Zostanę przy twoim boku gdziekolwiek się udasz.

- Zamieszkam w dworze Czarnego Pana. Czy jesteś pewny, że chcesz się tam znaleźć? Wiesz z czym to się wiąże?

- Wiem. Zresztą to czego ja chcę, nie ma znaczenia. Moim obowiązkiem jest chronienie ciebie i tym razem spełnię go jak należy. - po tym zapewnieniu Harry przestał się dalej kłócić. Wiedział, że to i tak nie ma sensu. Zresztą ulżyło mu na myśl, że nie trafi pomiędzy Śmierciożeców całkiem sam.

Chcę by ktoś był tam ze mną. Nawet jeśli tą osobą ma być Kenji.

- W porządku. Niech tak będzie.

][ ][ ][

Przy pomocy Kenjego i Cytrynki która wciąż mu nie odpuściła, zdołał uporać się z pakowaniem w godzinę. Resztę pozostałego mu czasu zdecydował się wykorzystać na ostatni spacer po okolicy. Eliksir w końcu zaczął działać i ból głowy zniknął całkowicie. Poza tym informacje które poznał tego dnia wciąż nie dawały mu wytchnienia. Potrzebował czasu z dala od innych. Chciał po prostu kilku godzin samotności w czasie których będzie mógł to wszystko przetrawić.

Nie zamierzał ponownie narażać Kenjego na utarczkę z rozwścieczonym Voldemortem, dlatego przystał na to, żeby ten mu towarzyszył. Wiedział, że do przybycia Voldemorta nie zostało dużo czasu i wolał nie prowokować kolejnej utarczki z nim. Na szczęście Kenji bardzo szybko zrozumiał jego potrzebę samotności i wycofał się, pozostawiając kilka kroków za nim. Tym razem nie obrał żadnego konkretnego celu. Po prostu szedł przed siebie.

][ ][ ][

Sjena - jak wspominałam to słowo wyjaśnię dopiero gdy Harry pozna jego znaczenie. Kto sam już do tego doszedł, pewnie wie, dlaczego.

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 19