CIEŃ CZARNEGO PANA

][ ][ ][

sabiro221 – cieszę się że wróciłaś do mojego opowiadania i mam nadzieję, że przy tej wersji zostaniesz. Liczę też na kolejne komentarze w przyszłości.

Zapraszam także wszystkich do zajrzenia na moje konto youtube - konto Catalinka M Znajdziecie tam wiele filmów z gatunku boys love - filmy fan made na podstawie azjatyckich filmów i dram. Zazwyczaj jest to całkowicie nowa historia przy użyciu mieszanki kilku serii. Zapraszam i czekam na wiele komentarzy ;)

][ ][ ][

Rozdział 20

Uważaj gdzie idziesz

Nikt prawie nie wie,

dokąd go zaprowadzi droga,

póki nie stanie u celu.

J.R.R. Tolkien – Dwie wieże

xxx

][ ][ ][

Z uwagi na to że poprzednia wersja nijak nie pasowała mi do obecnej fabuły, niemal połowa rozdziału została przeze mnie napisana na nowo. Tak jak zawsze, zaznaczyłam z czyjego punktu obserwowana jest akcja. W tym rozdziale zmienia się to kilkukrotnie. No i drobne ostrzeżenie tak na koniec, w rozdziale mogą pojawić się przekleństwa oraz sceny lekko nie dla dzieci.

][ ][ ][

Punkt widzenia Avisa

Szedł tak naprawdę bez celu, nie obierając żadnego konkretnego kierunku. Spacerował po ścieżkach które odkrył w ciągu spędzonych tu dni. Nogi ponownie zaprowadziły go do wodospadu, choć tym razem zrezygnował z zapuszczania się do jaskini. Odwiedził punkt widokowy na którym jadł z Voldemortem w swoje urodziny, a także ponownie przeszedł się po wiosce. Czas mijał nieubłaganie i było już późne popołudnie gdy trafił na plażę. Czując pod stopami ciepły piasek, ruszył wzdłuż brzegu, po prostu ciesząc się z ciepłych promieni słońca które ogrzewały mu twarz.

Naprawdę żałował że musi opuścić to miejsce. Nie, nie chodziło nawet o to, że chciałby spędzić tu pozostała część wakacji. Tak naprawdę czuł się tu jak w domu, znacznie bardziej niż kiedykolwiek miało to miejsce w Hogwarcie. Mógłbym tu zamieszkać… Spędzałbym dni na plaży lub w zaciszu biblioteki… Zostawiłbym za sobą Dumbledore'a, Voldemorta i cały ten bajzel związany z tym kim jestem i kim byłem.

- To byłoby piękne. – szepnął i uśmiechnął się smutno, aż za dobrze wiedząc że to nigdy nie będzie możliwe. Żaden z nich nie zostawi mnie w spokoju. Żaden. Choć wcale mi się to nie podoba muszę wybrać jednego z nich by uchronić się przed drugim…

- A wybór jest prostszy niż bym tego chciał. – pokręcił bezradnie głową i zatrzymał się, dostrzegając nagle wąską ścieżkę po prawej stronie. Ruszył w jej stronę, przyglądając się skałom które odcinały z tej strony plażę od reszty wyspy. Chociaż był tutaj już kilka razy, zawsze wydawało mu się, że tu nie ma przejścia w głąb wyspy.

- Dlaczego wcześniej nie zauważyłem tej ścieżki? Czy to możliwe że ostatnio jej tu nie było? – zamyślił się. Nie to chyba nierealne… pewnie po prostu byłem tak roztargniony, że ją przegapiłem. Odwrócił się by dać znać pozostającemu w pewnym oddaleniu Kenjemu gdzie idą, po czym po raz kolejny poddając się własnej ciekawości, wszedł pomiędzy skały. Te górowały nad nim sprawiając że już po kilku jego krokach, ścieżka przed nim pogrążyła się w półmroku. W pewnym momencie zaczął się nawet zastanawiać czy zapuszczenie się w takie miejsce jest najlepszym pomysłem, ale świadomość że Kenji podąża za nim przekonała go do tego by szedł dalej.

Mam tylko nadzieję, że ścieżka nie stanie się tak wąska że gdzieś tu utknę. – pomyślał, ale wbrew jego obawom ścieżka która z początku rzeczywiście się zwężała, teraz stopniowo zaczęła się rozszerzać. W końcu znacznie bardziej przypominała stara drogę niż ścieżkę. Piasek po którym szedł,ustąpił miejsca dla kamiennego bruku, dając mu pewność, że droga ta nie została wyrzeźbiona za sprawą natury.

- To dzieło człowieka… Ciekawe tylko po co zadano sobie trud tworzenia drogi pomiędzy skałami? Czy wciąż można coś znaleźć na jej końcu?

- Jest tylko jeden sposób na to żeby się o tym przekonać – spokojna odpowiedź uzmysłowiła mu, że wypowiedział na głos własne myśli. – odwrócił się by spojrzeć na niego i zorientował się że Kenji zmniejszył dzielącą ich odległość i teraz szedł ledwie krok za nim. Nie poprosił aby ponownie się odsunął. Sceneria która się wokół nich roztaczała nie zachęcała go dłużej do pozostawania samotnie. Spoglądając na obrośnięte mchem skały. Jedynie upewnił się w tym, że nie chciałby znaleźć się tutaj sam.

Razem zawsze raźniej – pomyślał żałując że Rona i Hermiony nie ma teraz przy nim. Tak, to z nimi chciałbym to miejsce zwiedzać. Śmiać się i odkrywać pozostałości dawno zaginionego miasta...

- Spójrz w lewo. – ciche polecenie wyrwało go z zamyślenia. Przywrócony do rzeczywistości spojrzał we wskazanym kierunku i zatrzymał się.

Tuż przed sobą dostrzegł proste drewniane drzwi. Nie byłoby w nich nic dziwnego gdyby nie fakt, że ktoś umieścił je w skale. Czy coś jest za nimi? – zbliżył się do nich, aby ich dotknąć lecz zawahał się, w ostatnim momencie cofając rękę. Może lepiej tam nie zaglądać? Spojrzał w górę. Kilku metrowa skała wyglądała tak samo jak pozostałe które wciąż ich otaczały. Jedyną rzeczą jaka wyróżniała je od reszty, były właśnie te drzwi przed którymi stał.

- Na pewno nie jest to dom. Brakuje tu okien i komina. Jednak w takim miejscu musi być zimno, może to jakiś stary magazyn? – spokojna analiza Kenjego zmniejszyła obawy które nagle zaczęły nim targać.

- Po prostu to sprawdźmy. – powiedział i pchnął drzwi, te ustąpiły z donośnym zgrzytem. Nie wiedział czego oczekiwał, ale tak naprawdę nie ujrzał nic. Mrok panujący wewnątrz nie tylko utrudnił zobaczenie czegokolwiek ale także powstrzymał go przed wejściem do środka.

- Masz różdżkę? – rzucił w przestrzeń, boleśnie świadom, w tym momencie, że wciąż nie posiada własnej.

- Lumos – zaklęcie padło zamiast odpowiedzi. Kenji zbliżył się do niego i pchnąwszy go lekko, rzucił.

- Chodźmy.

Przekraczając próg, poczuł jak uderzyło w niego ciepłe powietrze. Zdziwiło go to. Kenji wspominał że powinno być tu zimno... - ledwie przebiegło mu to przez myśl, rozkojarzył się, spoglądając na obraz który w blasku różdżki, ukazał się jego oczom. Chybotliwe światło nie było intensywne, ale wystarczyło by zorientować się gdzie się znaleźli.

- To świątynia. – szepnął, spoglądając na kamienny stół stojący pośrodku oraz misy z resztkami poczerniałego drewna.

- Tak. Choć nie mam pojęcia kogo tu czczono. – Kenji przytaknął mu, oświetlając jedną ze ścian na której namalowano dziwne symbole. Farba wyblakła przez lata ale wciąż można było dostrzec fale, pętle i kropki układające się w jakieś skomplikowane wzory. Harry podszedł bliżej aby lepiej się im przyjrzeć. Jeden z nich z czymś mu się skojarzył. Przyłożył palce do wilgotnej ściany i przesunął je po dziwnym symbolu, nagle pojmując skąd go zna.

- To vegvisir… - Ledwie jego słowa przebrzmiały w ciszy pomieszczenia a poczuł ból w kostce. – Ałł – syknął, spoglądając w dół. Jego lewa kostka jarzyła się delikatnym, białym światłem.

- Co się dzieje? – zawołał ściągając na siebie uwagę Kenjego. Nie zdołał jednak dodać nic więcej. Ściana pod jego palcami zrobiła się gorąca, zaraz potem błysnęło i rozchodzące się od kostki światło ogarnęło całe jego ciało. Wraz z nim uderzył w niego ból. Czuł się tak jakby ktoś próbował spalić jego skórę.

- Aghh. – jęknął ponownie. Słyszał że Kenji coś do niego woła nie był jednak w stanie zrozumieć słów. Ból przybierał na sile, stając się nie do zniesienia. Upadł, uderzając kolanami w kamienną posadzkę. Czuł że się trzęsie. Miał wrażenie że coś chce spalić go od środka. Blizna na czole do wtóru zaczęła pulsować tępym bólem. Czuł że coś wilgotnego spływa mu po twarzy.

Boli… To była jego ostatnia przytomna myśl.

Wszystko spowiła czerń.

][ ][ ][

Punkt widzenia Kenjego

Rzucił się do przodu, w ostatniej chwili chroniąc go przed uderzeniem głową w kamienną posadzkę. Ostrożnie opierając go o własną klatkę, próbował zrozumieć co się właśnie do cholery stało. W jednej chwili wszystko było w porządku, a w następnej Avis zaczął krzyczeć i upadł.

- Avis? Słyszysz mnie? – potrząsnął nim delikatnie, tylko po to by upewnić się, że ten po raz kolejny jest nieprzytomny. Czy to znów twoje wspomnienia? - przesunął różdżkę by oświetlić jego twarz i zaklął, dostrzegając krew.

- Cholera! Co sobie zrobiłeś?! - Nie otrzymał odpowiedzi ale tak naprawdę wcale jej nie oczekiwał. Rozejrzał się i uznając, że przede wszystkim muszą opuścić to miejsce, schwycił niższego chłopaka pod pachy i wciąż przyświecając sobie różdżką, wywlókł go z pomieszczenia.

Ostrożnie ułożył Avisa na ścieżce po czym kucnął przy nim, aby ocenić jego obrażenia. To co zobaczył wcale nie podniosło go na duchu. Nie tylko jego twarz ale także ręce i plecy były całe we krwi.

- Co się kurwa stało? - zaklął i momentalnie podjął decyzję. Podniósł go i zarzucając sobie na plecy puścił się biegiem w dół ścieżki. Avis potrzebował pomocy, a on nie był w stanie mu jej udzielić.

][ ][ ][

Droga powrotna do domu dłużyła mu się niemiłosiernie, choć niemal nie czuł ciężaru spoczywającego mu na plecach chłopaka. Szczerze to nawet zastanawiał się czy ten je cokolwiek. Nie był medykiem ale nawet on wiedział, że piętnastolatek nie powinien ważyć tak mało. Czy to przez ten przeklęty eliksir który wziąłeś? Powoli zaczynał się zastanawiać czy odzyskanie przez Avisa wspomnień było tego warte.

Ciężko było mu przyznać się do tego nawet przed samym sobą, ale przestała przeszkadzać mu obecność młodszego chłopaka w pobliżu. Początkowo zaakceptował go dlatego że ten jest Avisem Arawnem ale obecnie jego tożsamość nie była już dla niego taka ważna. Chłopak był inny niż mu się wydawało i obecnie nie miałby nic przeciw niemu, nawet wtedy, gdyby on realnie wciąż był Harrym Potterem.

Gdy wreszcie w oddali zamajaczył mu dobrze znany dach, odetchnął. Wiedział że skrzatka Avisa całkiem nieźle zna się na leczeniu, planował więc oddać go w jej ręce. Potem musiał przygotować się do nieuchronnej rozmowy z Czarnym Panem. Spojrzał na szarzejące niebo upewniając się w tym, ze on wkrótce tu będzie.

- Muszę porozmawiać z nim zanim ten zobaczy Avisa... W przeciwnym razie mogę umrzeć nim będę miał szansę powiedzieć cokolwiek.

][ ][ ][

Punkt widzenia Voldemorta

Pochylił się i wziął go w ramiona, wyciągając z wody. Avis nawet nie drgnął, Nie poruszył się także wtedy gdy osuszał jego ciało puszystym ręcznikiem, ani wtedy gdy ubierał go w śnieżnobiały szlafrok. Wracając z nim do pokoju mimowolnie uśmiechnął się wspominając dotyk jego gładkiej skóry.

- Pomogłeś sam sobie, nawet o tym nie wiedząc. - wyszeptał mu do ucha i usiadł, ostrożnie sadzając go sobie na kolanach. Układając go tak, że teraz opierał się on głową o jego ramię, ponownie odgarnął przydługie kosmyki z jego czoła. - Jeden problem mamy z głowy – szepnął i schylił się, składając na jego czole delikatny pocałunek. Jeszcze przez chwilę po prostu spoglądał na niego, w końcu przesunął się lekko, aby ułożyć go na pościeli. Gdy go kładł, szlafrok rozluźnił się lekko, odsłaniając brzuch. Widząc to, położył na nim rękę, zsuwając ją lekko w dół.

- Nie prowokuj mnie mój mały, bo przestanę się powstrzymywać. - pozwolił na to by jego palce pogłaskały odsłoniętą skórę, po czym ponownie nachylił się nad nim, tym razem składając pocałunek na jego czerwonych wargach. - Nie prowokuj mnie. - wyszeptał , poprawił jego szlafrok i podniósł się, odsuwając od niego. Czuł że jeszcze trochę i naprawdę będzie miał problem z tym by się w porę powstrzymać.

Nim opuścił sypialnię, po raz ostatni spojrzał na niego.

Dlaczego nawet jako Potter jesteś tak cholernie ponętny?

][ ][ ][

Świtało. Biorąc kolejny łyk kawy, ani na moment nie oderwał wzroku od wciąż nieruchomej postaci spoczywającej w zbyt dużym łóżku. Czekał. Chciał być pierwszą osobą którą Avis zobaczy gdy się obudzi. Musieli omówić parę spraw zanim wyruszą, zwłaszcza w świetle tego co wydarzyło się wczoraj. Poza tym nie ukrywał że przyglądanie się mu było na swój sposób, kojące. Oczywiście, wolałby aby Avis odzyskał swój dawny wygląd, ale nawet w obecnej postaci miał on coś w sobie. Zresztą jego magia wciąż była taka sama.

Tak samo elektryzująca jak zawsze... - jakby w odpowiedzi na jego myśli, poczuł wibrowanie magii i zaraz po tym w łóżku nastąpiło poruszenie.

- Witaj wśród żywych, Avis.

][ ][ ][

Punkt widzenia Harry'ego

Nie boli... To była jego pierwsza przytomna myśl. Nie wiedział ile to wszystko trwało, ale ból wreszcie ustąpił. Poruszył się i nagle do jego wciąż skołatanego umysłu dotarło że leży na miękkim materacu. Łóżko... Jak się tu znalazłem? Czy Kenji przyniósł mnie do domu?

- Witaj wśród żywych, Avis. - te kilka cichych słów uzmysłowiło mu że nie jest w pomieszczeniu sam. Wiedział również kto z nim jest. Ten głos rozpoznałby wszędzie.

- Jak długo byłem nieprzytomny? - zapytał, otwierając oczy i odwracając głowę tak, by spojrzeć na Voldemorta. Wciąż czuł się lekko oszołomiony, nie wspominając o tym, że chciał wiedzieć co się u licha z nim stało.

- Prawie całą noc. Jest teraz czwarta nad ranem.

- Co się stało?

- Co pamiętasz? - gdy Voldemort odpowiedział mu pytaniem na pytanie, przywołał do siebie ostatnie wydarzenia po czym powiedział:

- Chciałem po raz ostatni przespacerować się po wyspie zanim stąd wyjadę. Byłem w kilku miejscach które już widziałem, a potem w czasie spaceru po plaży znalazłem nową ścieżkę. Nie wiem czemu, ale nigdy wcześniej jej tam nie widziałem... - urwał nie wiedząc czy wyjawiać swoje myśli na głos. Nim jednak zdążył się na cokolwiek zdecydować, Voldemort odezwał się.

- Najpewniej jej tam wcześniej nie było, nie miałeś więc możliwości odnalezienia jej.

- Myślisz że naprawdę mogło jej tam nie być?

- Tak podejrzewam, zwłaszcza że już raz udało ci się wejść do tamtej świątyni choć później nigdy nie trafiłeś do niej ponownie.

- Byłem już tam? - zapytał, nie zastanawiając się nawet skąd Voldemort wie o świątyni. Wiedział, że skoro tak długo był nieprzytomny, Kenji musiał poinformować go o wszystkim.

- Nie tylko byłeś, ale nawet doświadczyłeś tego samego. Kenji wspominał że po prostu upadłeś, ale ja podejrzewam że otoczyło cię białe światło. Nie mylę się? - nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu, po prostu przytaknął.

- Światło wydobywało się z twojego tatuażu na kostce, prawda?

- Tak. - tym razem zebrał się na odpowiedź. - Czy już kiedyś coś takiego się stało?

- Tak i pomogło ci tak samo dobrze jak wczoraj.

- Pomogło? Co masz na myśli? - zapytał. Ostatnie czego się spodziewał to to, że Voldemrot uśmiechnie się po jego słowach.

- Sądzę, że powinieneś pójść i przejrzeć się w lustrze, Avis.

W lustrze? Co się ze mną stało? - momentalnie poderwał się z łóżka, zapominając o tym, że jeszcze chwilę wcześniej czuł się za słaby na to aby wstać. Czy ja się zmieniłem? - przez głowę zdążyło przelecieć mu kilkadziesiąt myśli nim wreszcie dotarł do łazienki i stanął przed lustrem. Wpatrując się we własne odbicie spodziewał się wszystkiego tylko nie tego co właśnie zobaczył.

Blizna zniknęła.

Dotknął czoła gdzie jeszcze wczoraj była blizna w kształcie błyskawicy. Przejechał po nim ręką ale niczego to nie zmieniło. Po bliźnie nie pozostał nawet ślad. - Jak to możliwe? - zapytał sam siebie i nagle zamarł, dostrzegając coś jeszcze. Pospiesznie zsunął szlafrok z ramion i odwrócił się tak by zerknąć na swoje ramiona. Były tak samo gładkie jak jego czoło. Nie ma ich. Podwinął prawy rękaw, ale i na ręku nie było nawet najmniejszej blizny.

- Jak to możliwe? - wyszeptał ponownie, podwijając drugi rękaw i ponownie zamarł. Tu także nie było blizn, ale tym co przyciągnęło jego uwagę były drobne runy które niczym bransoletka otaczały jego nadgarstek.

- Co to jest? - zapytał sam siebie po czym poprawił szlafrok i wrócił do pokoju. Wiedział, że tylko Voldemort może w tej chwili udzielić mu jakichkolwiek wyjaśnień.

- Co to za runy? - ponowił pytanie, tym razem kierując je do Czarnego Pana. - Czy to przez tamtą świątynię się pojawiły?

- I tak i nie.

- Co przez to rozumiesz?

- Wczorajsza wizyta w świątyni ujawniła je, ale zostały wyrzeźbione wiele lat temu, Avis.

- Wyrzeźbione?

- Run nie tatuuje się od tak, można je tylko wyrzeźbić. Te które masz na nadgarstku to część klucza który ty sam stworzyłeś. Jak się sobie dobrze przyjrzysz, znajdziesz także dwie pozostałe jego części wyryte na własnym ciele. Wyrzeźbiłeś je jeszcze przed ukończeniem Hogwartu.

- Chcesz powiedzieć że ja sam je sobie... Po co?! - Nie mógł zrozumieć jak miał sobie coś takiego zrobić. Nigdy nie podobały mu się tatuaże. Ten na jego kostce przynajmniej był niewidoczny, zresztą tamten zrobił mu Voldemort, ale to... To było dla niego zbyt wiele.

- To część ochrony którą zaprojektowałeś.

- Ochrony?

- Dokładnie tak, Avis. Musisz wiedzieć, że jeżeli dobrze rozumiesz runy mogą one stać się czymś znacznie więcej niż tylko starym zakurzonym pismem. Nigdy nie spotkałem drugiej osoby która posługiwałaby się nimi tak dobrze jak ty.

Przypomniał sobie pokój pełen run. Upewnienie w tym że to rzeczywiście on korzystał z tamtego miejsca, wywołała w nim mieszane uczucia. Zresztą nie wiedział co ma myśleć o fakcie, że sam wytatuował sobie coś takiego na ciele. Tak zajmowanie się runami to jedno, a tatuowanie tego cholerstwa na sobie to zupełnie co innego.- ponownie spojrzał na własną dłoń. W jaki sposób coś takiego ma być ochroną? Przed czym?

- Te runy miały chronić cię przy skupianiu magii. Jak wspominałem twoja magia jest bardzo specyficzna. Taka kombinacja run mogła pomóc tylko tobie.

- W czym mi pomagała?! - zawołał, chcąc to w końcu zrozumieć. - Niestety Voldemort tylko pokręcił głową po czym powiedział:

- Niestety tego nie mogę ci powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Twoje wspomnienia dopiero zaczynają powracać. To zbyt niebezpieczne abyś wiedział o tym teraz, gdy wciąż nie tylko nie wiesz do czego doszedłeś, ale nie masz też właściwej kontroli nad swoją własną magią.

- Ale...

- Nie Avis. Cierpliwości. Obiecuję ci że gdy nadejdzie czas powiem ci wszystko. Obiecuję ale musisz dać sobie jeszcze kilka miesięcy. Kilka miesięcy, tylko o tyle proszę, Avis. - słysząc to, zrezygnowany przytaknął, godząc się. Czuł że nawet jeśli będzie naciskał, Voldemort nie powie mu nic więcej.

- Skoro już nie śpisz, ubierz się. Pamiętaj że o ósmej musimy być w Gringocie. - nagła zmiana tematu, sprawiła że zgrzytnął ze złości zębami ale ostatecznie poddał się i sięgając po pozostawione w nogach łóżka ubrania, poszedł się ubrać.

][ ][ ][

Zegar zdążył wybić siódmą nim opuścił dom. Wszystkie jego rzeczy, obecnie magicznie pomniejszone, spoczywały teraz bezpiecznie w kieszeni szaty Voldemorta. Za radą Czarnego Pana założył też na siebie jedną z peleryn. Noc była trochę zbyt ciepła na taki strój, jednak Czarny Pan nalegał, twierdząc, że tak będzie bezpieczniej. Rozumiał go. Sam nie miał ochoty, żeby ktoś postronny zorientował się, z kim podróżuje.

Jeżeli to wyszłoby na jaw, moje życie jako Harry Potter zostałoby nieodwracalnie skończone. Nawet jeśli nie wiem co teraz zrobię to jeszcze nie jestem gotowy na tak drastyczny krok... Zwłaszcza że dobrze wiem co by się stało po tym... - pomyślał, sam nie będąc pewnym, co owo "jeszcze" tak naprawdę oznacza.

Voldemort szedł pierwszy, on tuż za nim, a ich milczący pochód zamykał podążający niczym cień, Kenji. Cytrynki przy nim nie było, ale był pewien, że ona na własną rękę, dotrze na miejsce, gdziekolwiek by ono nie było. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że dotarła tam jeszcze przede mną. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie zacznie się zbytnio rządzić, zanim tam przyjdę. Zwłaszcza, że tak naprawdę jeszcze nawet nie zdążyłem poinformować Voldemorta o tym, że ona także jedzie ze mną... Po minie jaką zrobił, słysząc o Kenjim, nie miałem ochoty wspominać mu na razie o kolejnym pasażerze na gapę...

- Czy znów polecimy tunelem?

- Tak. Międzykontynentalna sieć Fiuu jest najszybszym i zarazem najbezpieczniejszym środkiem transportu.

- Gdzie jest tunel? Jak lecieliśmy tutaj, wylądowaliśmy w lesie, ale nie wydaje mi się, żeby tam był jakiś... Zresztą nie idziemy chyba w tamtą stronę? - zapytał, zastanawiając się jak daleko idą. Był na tej wyspie już jakiś czas, ale jak dotąd nie trafił na żadne tunele. Ale jak tak nad tym myślał, to ostatnio w życiu nie powiedziałby, że takie biuro może kryć się w śmietniku.

- Wylądowaliśmy w lesie, bowiem to było nasze miejsce docelowe.

- Gdzie w takim razie jest tunel?

- Tunel znajduje się poza polem ochronnym wyspy. Otaczające ją bariery uniemożliwiają umieszczenie magicznego środka transportu wewnątrz nich. - tym razem odpowiedział mu nie Voldemort, a idący kilka kroków za nim, Kenji. - Słysząc to, spojrzał przez ramię na niego i zapytał:

- Leciałeś już nim?

- Nie, nie miałem jeszcze okazji.

- To jak się tu dostałeś?

- Świstoklikiem. W moim kraju nikogo nie interesowało to dokąd się udaję.- przytaknął słysząc to po czym zapytał podejrzliwie.

- Skąd w takim razie wiesz gdzie jest tunel?

- Przez ostatnie dni dużo widziałem. Nie lubię przebywać w miejscu którego nie znam. Niesie to ze sobą zbyt wiele zagrożeń. - ta odpowiedź zaskoczyła go, ale prawdę mówiąc, czego innego się spodziewał? Musiał, być jakiś powód tego, że Voldemort wybrał akurat jego, na mojego ochroniarza.

][ ][ ][

Tym razem tunel nie został ukryty w kontenerze na śmieci ani w żadnym innym równie dziwnym miejscu jak chociażby wyjście z wrzeszczącej chaty które schowano za wierzbą bijącą. Nic z tych rzeczy. Tutaj ktoś zdecydowanie poszedł na całego... - pomyślał, gdy zatrzymali się przed ciemnym wejściem do groty.

- Chodźmy. - Ponaglony przez Voldemorta zrobił niepewny krok do przodu, potem następny. Już po chwili otoczyły ich ze wszystkich stron kamienne ściany. - Światło. - ledwie polecenie wydane przez Voldemorta, przebrzmiało, odbijając się echem od ścian, te rozbłysły bladym światłem. Ich delikatny, niebieskawy blask nie był zbyt dobrym oświetleniem, ale wystarczył, żeby nie powpadali na siebie.

Wąski korytarz którym szli, to gwałtownie spadał w dół, to znów skręcał na lewo lub na prawo. Idąc nim, Harry cieszył się, że jak dotąd nie trafili na żadne rozwidlenie. Źle się czuł w tak ograniczonej przestrzeni i jedynym pocieszeniem była dla niego myśl, o tym, że jak się odwróci, dojdzie bez problemu do wyjścia.

Nie jestem pewien, czy bez drogi odwrotu, odważyłbym się tutaj wejść. Po tegorocznych wakacjach z wujem, ja... nie przepadam zbytnio za zamkniętymi miejscami...

][ ][ ][

Nie uszli zbyt daleko, a już zorientował się, że przestrzeń w okół nich robi się coraz szersza. W końcu korytarz rozszerzył się tak bardzo, że potrzeba było kilku kroków na dotarcie od jednej ściany do drugiej. Sam wygląd korytarza, także mocno się zmienił. Wyciosane w kamieniu ściany, dotąd nierówne i chropowate, teraz stały się gładkie niczym lustro.

To już na pewno nie powstało naturalnie - pomyślał przesuwając palcami po idealnie równym kamieniu. - Nie sądzę, żeby mugole byli w stanie coś takiego osiągnąć... Nie w miejscu takim jak to. - zamyślony nie zauważył, kiedy Voldemort zatrzymał się. Rozbijając się o jego plecy, zachwiał się, na szczęście Kenji ocalił go przed bolesnym zetknięciem się z podłożem.

- Przepraszam - szepnął, odzyskując równowagę i rozejrzał się, ciekaw, czemu stanęli. Korytarz przed nimi prowadził dalej w głąb jaskini, a miejsce w którym przystanęli, niczym nie różniło się od pozostałych części tunelu.

- Nie wygląda mi to na wejście do jednego z tuneli. Czy nie powinno być tutaj jakichś drzwi?

- To nie wejście.

- Czy coś się stało? - zapytał słysząc jego odpowiedź. Zauważył także, że Kenji też zdaje się nieco zdezorientowany. Voldemort w odpowiedzi przyłożył palec do ust, nakazując mu ciszę. Umilkł, chociaż polecenie nie spodobało mu się i miał ochotę odwarknąć Voldemortowi kilka słów. Nienawidził być w ten sposób uciszany.

Nie jestem dwuletnim dzieckiem, żeby ktoś miał mnie w ten sposób... - urwał myśl w pół zdania, gdy ciszę w okół nich przełamał dziwny dźwięk. Co to było? - rozejrzał się, starając zlokalizować jego źródło. Niestety odgłos był zbyt cichy na to, aby mógł precyzyjnie określić kierunek z którego nadszedł. Voldemort ruchem ręki zwrócił na siebie jego uwagę i bez słów kazał mu stanąć tuż za sobą.

Usłuchał, gdy ciszę przełamał kolejny niepokojący dźwięk. Ni to jęk, ni to krzyk, znacznie głośniejszy od poprzedniego, echem odbił się od ścian. Stając tuż przy Czarnym Panu, z ulgą przyjął, że Kenji zbliżył się, zmniejszając dzielącą ich odległość. Teraz w obliczu nadchodzącego zagrożenia, otaczali go z obu stron, odcinając od potencjalnego niebezpieczeństwa.

Zazwyczaj, w czasie kolejnych przygód, to on stał na czele. To za nim skrywał się Ron z Hermioną, jednak ta sytuacja była zupełnie inna. To nie była niewinna wyprawa po szkolnych korytarzach w czasie ciszy nocnej. Poza tym, nie miał przy sobie różdżki i nie zamierzał dać się zabić.

Zresztą, skoro inni sami pchają się w pierwszy szereg, dlaczego miałbym im to uniemożliwiać? - Kolejny krzyk, zmusił go do odsunięcia rozmyślań na dalszy plan. Zaraz po tym, nieświadomie schwycił się szaty Voldemorta.

- Co to jest? - wyszeptał, z przerażeniem wpatrując się w istotę powoli wyłaniającą się z korytarza. Czarna, skłębiona mgła, zdawała się wypełniać całą przestrzeń przed nimi. Niczym macki rozciągała się od podłogi po sklepienie i powoli sunęła do przodu.

- Scutum - Voldemort szeptem wypowiedział nieznane mu zaklęcie. W chwilę później pomiędzy nimi a idącą w ich stronę istotą powietrze zafalowało, tworząc jasnobłękitną tarczę.

- Co to za stwór? - powtórzył pytanie i w tej samej chwili blado żółte oczy istoty, spoczęły na nim. Voldemort przesunął się, zasłaniając go, po czym wyjaśnił ściszonym głosem:

- To Upiór. Mroczna istota, jednak bardziej zastanawia mnie, co on tutaj robi. Upiory zwykle trzymają się starych, niepoświęconych cmentarzy. W miejscu takim jak to, mógł znaleźć się jedynie z jednego powodu.. - nim Voldemort skończył mówić, Kenji wszedł mu w słowo, dokańczając za niego.

- Ktoś go wysłał.

- Jak to?

- Upiory egzystują wśród zmarłych. Nie interesuje ich świat żywych. Jednakże są to istoty o bardzo słabych umysłach, którymi łatwo manipulować. Skoro wszedł tutaj, kogoś szuka.

- Szuka? - zapytał, przeklinając się za to, że głos zaczyna mu drżeć. - Kogo? - chciał zapytać, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy postać przed nimi przesunęła się i blade spojrzenie ponownie spoczęło na nim.

Znał już odpowiedź. Nie musiał pytać. Wiedział, po kogo przyszedł. Wiedział, jednak wciąż pozostawało pytanie "Kto".

- Kto aż tak bardzo mnie nienawidzi? - na myśl przychodziła mu tylko jedna osoba, ale ona nie powinna wiedzieć gdzie jest. Przecież on wciąż wierzy, że jestem na Privet Drive...

- Avis, odwróć się i zacznij powoli się stąd wycofywać. Nie spiesz się. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. - słysząc to, przytaknął i wstrzymując oddech, odwrócił się. Wolałby nie spuszczać tego czegoś ze wzroku, ale nie miał również zamiaru zostawać tutaj dłużej niż to absolutnie konieczne.

Za nic.

][ ][ ][

Szedł powoli, jednak stopniowo odległość między nim a Voldemortem i Kenjim zwiększała się. Korytarz za nim wypełniało teraz jakieś dziwne, purpurowe światło. Zastanawiał się, co oni robią, ale nie zatrzymał się aby to sprawdzić. Przystanął dopiero gdy ponownie owiało go czyste powietrze i znów znalazł się na otwartej przestrzeni.

Odwrócił się, tak żeby mieć wejście do jaskini na widoku i czekał. Nic innego mu nie pozostało. Kolejne minuty zdawały mu się wiecznością. Po tym co zobaczył, nie czuł się zbyt pewnie stojąc sam w nieznanym miejscu. Nawet w jego myślach brzmiało to nieco nierealnie, ale chciał, żeby Czarny Pan już wrócił.

Wolę użerać się z nim, niż stać tutaj wystawiony jak na strzelnicy. Mógłbym sobie jeszcze nakleić kartkę na czole: "Chodźcie i zaatakujcie Potter'a".

- Dlaczego dałem się znów gdzieś wyciągnąć, bez różdżki u boku? Cholera. Mam tylko nadzieję, że wrócą zanim coś jeszcze spróbuje mnie zaatakować.

Pięć minut później, jego prośba została wysłuchana.

][ ][ ][

Pierwszy z jaskini wynurzył się Voldemort. Chwilę później, pojawił się także Kenji. Na pierwszy rzut oka żaden z nich nie wydawał się ranny, ale Kenji wyglądał na piekielnie zmęczonego. Widząc jak przytrzymuje się skały by nie upaść, po raz kolejny zaczął zastanawiać się nad tym, co oni właściwie tam robili.

- Zabiliście go? - Harry zapytał w końcu, zauważając że żaden z ich nie kwapi się do przerwania ciszy jako pierwszy.

- Nie. Upiora nie można zabić, Avis. To są zbyt mroczne istoty na to, aby zwykłe zaklęcie mogło je uśmiercić. Jeśli spróbowałbyś to zrobić, nie tylko nie zabiłbyś Upiora ale także sam stałbyś się jednym z nich. - zadrżał słysząc to, tymczasem Voldemort mówił dalej:

- Nie martw się. Ten obecnie nie jest już dla ciebie zagrożeniem.

- Skąd ta pewność? - jakoś nie potrafił uwierzyć mu na słowo, zwłaszcza po tym, co właśnie usłyszał.

- Wymazałem cię z jego pamięci. Nie będzie cię już dłużej nękał. Niestety nie zdołałem dojść do tego, kto mógł go wysłać. Tym samym, nie wiem kiedy może pojawić się kolejny. - zemdliło go na samą myśl, ale i tak zapytał:

- Pojawi się kolejny?

- Tak sądzę. Ten na którego dzisiaj trafiliśmy, nie wróci już do swojego właściciela. Ktoś kto stara się ciebie dopaść, z pewnością wkrótce zrozumie, że Upiór zawiódł. To niemal pewne, że wyśle za tobą kolejnego, lub posłuży się inną metodą. - to mówiąc Voldemort spojrzał mu prosto w oczy.

Umilkł starając się przetrawić te informacje w końcu jednak wyrzucił z siebie: - Co mam zrobić? Co mam zrobić, gdy kolejny spróbuje mnie dopaść? Jak mam się broić, skoro nie mam nawet różdżki! Co w ogóle taki Upiór może mi zrobić? - czuł, że puszczają mu nerwy, ale całkowicie tp zignorował.

- Spotkanie z Upiorem, nawet jeśli nie poluje on akurat na ciebie, jest bardzo ryzykowne. Wiesz co robią Dementorzy, Avis?

- Wysysają szczęśliwe wspomnienia mogą też pocałunkiem odebrać człowiekowi duszę. - wyrecytował bez zająknięcia. Co do Dementorów, to już zbyt wiele razy miał z nimi do czynienia. - - Czy Upiór też może to zrobić? - zapytał, choć w tunelu wcale nie czuł się tak jakby ktoś próbował odebrać mu szczęśliwe wspomnienia z jego życia.

- Nie do końca. Chociaż ich metoda działania jest podobna. Upiór jest istotą która być może samą swoją obecnością nie niszczy radosnych wspomnień, jednak dłuższe przebywanie w jego obecności jest bardzo niebezpieczne. Sprawia, że człowiek zaczyna tracić kontrolę nad własnymi myślami. Stopniowo ciężko mu się na czymkolwiek skupić, robi się senny i zobojętniały na to, co się z nim dzieje. Gdy jest już całkowicie bezwolny, wtedy Upiór przystępuje do działania. Jego dotyk najpierw rani, a potem stopniowo zaczyna wyniszczać całe twoje ciało. Ostatecznie ciało rozpada się. To co się dzieje z duszą, zależy natomiast od tego czy zaatakowana osoba była czarodziejem czy mugolem. Mugol umiera, niestety czarodzieja nie czeka równie bezbolesny los. Jego dusza zaczyna czernieć i ostatecznie on sam staje się kolejnym Upiorem szukającym swojej ofiary. - tym razem jego wyobraźnia nie dała się zignorować. Uciekł na bok i zwymiotował.

Wciąż targany wstrząsami, poczuł, że Voldemort go obejmuje. Koliste ruchy ręki na plecach powoli pozwoliły mu się uspokoić. W końcu mdłości ustały. Oparł się o pierś Czarnego Pana, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co robi.

- Szsz. Spokojnie. Nie pozwolę żeby jakikolwiek z nich zrobił ci krzywdę. Szsz. Nie martw się mój maleńki. Nie martw się. - szeptane przez Czarnego Pana zapewnienia, uspokoiły go na tyle, że zdołał się od niego oderwać i nieco odsunąć.

- Kto? To aż tak bardzo mnie nienawidzi, że wysyła na mnie takie potwory? Czym ja zawiniłem? - głos tak bardzo mu drżał, że jego słowa nawet dla niego samego były ledwo zrozumiałe. Jednak Voldemort usłyszał go i odpowiedział mu:

- Nie wiem, maleńki, ale dowiem się tego. Bądź spokojny.

- Czy to mógł być Dumbledore?

- Wszystko jest możliwe Avis, jednak nie sądzę, żeby to był on. Według moich informatorów, ten Stary Idiota wciąż wierzy, że siedzisz bezpiecznie zamknięty z tymi mugolami. Ponadto teraz, gdy ja powróciłem, ty tym bardziej jesteś mu potrzebny. Jako roczne dziecko zostałeś okrzyknięty bohaterem który pokonał Czarnego Pana. Magiczne społeczeństwo ma wobec ciebie wiele oczekiwań. Dumbledore nie może się ciebie pozbyć. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Przytaknął, wiedząc, że jest wiele racji w słowach Voldemorta. Niestety to nie rozwiewało jego obaw. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazywało na to, że jest gorzej niż mógłby przypuszczać. Znacznie, znacznie gorzej.

- Wszystko wskazuje na to, że mam jeszcze jednego wroga. Ktoś próbuje mnie zabić, a ja nawet nie wiem kto i za co.

Tym razem Voldemort nie odpowiedział.

][ ][ ][

- W jaki sposób się stąd wydostaniemy? Droga przez tunel jest dzisiaj niemożliwa. - niespodziewane pytanie sprawiło, że Harry zaskoczony odwrócił się, spoglądając na wciąż stojącego przy jaskini Kenjiego. Zupełnie zapomniał, że poza nim i Voldemortem, ktoś tu jeszcze jest.

- Pojedziemy Obłędnym Rycerzem. To wydłuży trochę naszą podróż, ale w obecnej sytuacji, jest to najbezpieczniejszy środek transportu. - Po tych słowach, Voldemort wyciągnął różdżkę i machnął ręką przed sobą,

Niecałą minutę później zmaterializował się przed nimi autobus. Nie był to jednak ten którym podróżował ostatnim razem. Ten nie tylko miał aż osiem pięter, ale też zdawał się dużo dłuższy od Błędnego Rycerza, którym jechał uciekając z Privet Drive. Poza tym, był wściekle żółty.

- Witam w Obłędnym Rycerzu. Dokąd chcą państwo jechać? - dopiero słowa kierowcy, przywróciły go do rzeczywistości. Żałując, że nie dosłyszał nazwy miejscowości, która podał Voldemort, podążył za nim.

Miał wejść do środka, zatrzymał się jednak na stopniu i po raz ostatni odwrócił się na moment. Ciężko było mu opuścić to miejsce. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu powrócę... - pomyślał wzdychając i wsiadł.

Autobus ruszył, rozpływając się w mroku nocy.

][ ][ ][

Scutum - słowo pochodzi z języka łacińskiego i w dosłownym tłumaczeniu oznacza tarczę zgodnie z zastosowaniem w opowiadaniu.

Obłędny Rycerz - jak już pewnie zauważyliście, to nie jest żadna literówka. Obłędny Rycerz to autobus którym można podróżować z kraju do kraju.

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 20