Nowa nauczycielka eliksirów była głównym tematem w piątkowy poranek zarówno przy stołach uczniowskich, jak i przy nauczycielskim. Oczywiście przy tym drugim szczególnie trzeba było silić się na szept i powstrzymywać swoje oczy przed ciągłym wędrowaniem w stronę siedzącej na miejscu Slughorna kobiety.

Każdy był zaskoczony nie tylko tym, że nową nauczycielkę udało się znaleźć dyrektorowi tak szybko. Zdumienie wzbudzał zwłaszcza fakt, iż nikt tej osoby nie kojarzył. Nie uczęszczała jako nastolatka do Hogwartu, a gdzieś poza zamkiem – choćby w Hogsmeade czy Ministerstwie – również nikt nigdy jej nie widział. Była niczym przybyszka znikąd.

Na uczniach zrobiła pozytywne wrażenie. Łączyła efektywne nauczanie z wyrozumiałym podejściem oraz sympatyczną postawą, dlatego nikt nie śmiał nawet przez chwilę zatęsknić za Slughornem, w którym większość widziała dość zabawnego staruszka, ale raczej nikt dobrego nauczyciela czy pedagoga.

Dla innych profesorek i profesorów odznaczała się rzecz jasna uprzejmością, aczkolwiek widać było, że nie szukała bliższych relacji. Niemal cały weekend spędziła na samotnych spacerach po błoniach zamku oraz w swojej niewielkiej pracowni, czytając różne księgi, prowadząc badania i sprawdzając, jak reagują na siebie różne składniki potrzebne do uwarzenia wymyślonych przez nią eliksirów.

Była ambitna, a Severus Snape potrafił wyczuć ambicję na co najmniej kilka mil. Poza tym, dla niego również fakt tego, że była całkowicie nieznana otoczeniu, był ciekawy, a nawet lekko przyciągający – nie należała bowiem ani do Zakonu Feniksa, ani do śmierciożerców. Spór między Dumbledore'em a Voldemortem w ogóle jej nie dotyczył i w żadnym stopniu nie była w niego zaangażowana. Dla niego samego, tkwiącego dokładnie pośrodku tego konfliktu i w dodatku ciągle otaczającego się ludźmi, którzy wspierali albo jedną stronę, albo drugą, kojarzyła się z czymś spokojnym.


Niedzielny wieczór powoli zamieniał się w noc, kiedy Harry Potter wymknął się z pokoju wspólnego Gryfonów i, pod osłoną peleryny niewidki, przemknął pod gabinet dyrektora.

Miał szczęście, że znał hasło, inaczej z pewnością nie dostałby się do środka, ponieważ Dumbledore nie bardzo miał ochotę z nim w tym czasie rozmawiać.

– Harry, mówiłem ci, że powinieneś czekać, aż sam cię wezwę – powiedział mu na powitanie staruszek, stojąc przy oknie i wpatrując się z zamyśleniem w rozgwieżdżone niebo.

– Czekać?! – odparł Potter rozzłoszczonym tonem. – Na co mam czekać? Przeze mnie profesor Slughorn zniknął. Przeze mnie i przez pana. Gdybym go tak nie naciskał, próbując wyciągnąć z niego wspomnienie o Tomie Riddle'u, zostałby w zamku. Tymczasem jest… nie wiadomo gdzie, a wszędzie grasują śmierciożercy.

– Nie martw się o to. Przecież sam wiesz, że Tom Riddle darzył profesora Slughorna sympatią. Może tak zostało do tej pory. – Dumbledore w końcu odwrócił się od okna i posłał Harry'emu lekki uśmiech.

– Naprawdę? W ten sposób zagłusza pan swoje sumienie? Myśląc, że może Voldemort czuje sentyment do swojego dawnego nauczyciela i z tego powodu rozkaże śmierciożercom, by go nie tykali, a sam zaprosi go na herbatkę i wynajmie mu przytulony pokój w Hogsmeade?

Dumbledore westchnął i potarł się po nosie.

– Uspokój się, Harry. Ja również niepokoję się o profesora Slughorna, aczkolwiek sam podjął decyzję o opuszczeniu szkoły.

– Dlatego, że zorientował się, iż został tutaj ściągnięty z konkretnego powodu. I ten powód mu się nie spodobał, co mnie szczególnie nie dziwi. Sam pan mówił, że profesor Slughorn wstydzi się tego wspomnienia, które miałem od niego wyciągnąć.

– Prawdopodobnie nie bez powodu. Harry, nie rozumiesz, jak ważne to wspomnienie może dla nas być?

Chłopak wciągnął głośno powietrze, a później głęboko odetchnął, starając się uspokoić.

– Więc ma pan jakiś pomysł, co dalej? Nie mamy tego wspomnienia, a profesor Slughorn zniknął bez śladu. Zamierza pan go szukać?

– O, tak. Już nawet zacząłem. Jak tylko wpadnę na jakiś trop, powiadomię cię o tym, zgoda? Nie zadręczaj się poczuciem winy. Nie zniknął przez ciebie, a przez swoją przeszłość. Szkoda, że nie rozumie, iż w końcu się od niej uwolni, kiedy pozwoli nam ją zobaczyć. Przecież my chcemy wykorzystać ją tylko po to, by pójść dalej w walce ze złem. Tylko on na ten moment może nam w tym pomóc. I dlatego musimy go odnaleźć, Harry.

Potter kiwnął głową, wytrzymując poważne spojrzenie dyrektora.

– Czy zamierza pan namówić go również na powrót na stanowisko nauczyciela eliksirów?

– O ile będzie chciał wrócić, muszę trzymać otwarte ramiona ku niemu. Trzeba obchodzić się z nim delikatnie, może sprawa nie jest jeszcze stracona. Dlatego właśnie nie mogłem zagwarantować nowej nauczycielce, że zostanie na cały rok.

– Profesorze… skąd pan ją w ogóle wytrzasnął?

Dumbledore uśmiechnął się lekko.

– Cóż, to długa historia, a dzisiaj jestem na takie już zbyt bardzo zmęczony. Polubiłeś ją?

Harry spuścił lekko głowę, a potem uśmiechnął się, nieco zawstydzony.

– Chyba… tak. Każdy ją właściwie polubił. Jest bardzo… miła, rzetelna i… cóż… ładna. Znaczy… ładna jako nauczycielka. Rzadko się takie spotyka… Och, przepraszam, nie chciałem obrazić innych nauczycielek, ja…

– Harry, nie tłumacz się, rozumiem – przerwał mu Dumbledore, śmiejąc się cicho. – I sam przyznaję, że jest ładna. To nic wstydliwego, powiedzieć to głośno.

– Chyba tak. – Potter podrapał się po głowie, wzrok mając wbity w podłogę. – Pójdę już.

– Dobrze, Harry, miłej nocy.


W poniedziałek Severus zdawał dyrektorowi raport ze zebrania śmierciożerców, które odbyło się poprzedniego wieczora. Czarny Pan planował coraz większe przedsięwzięcia, w tym całkowite zajęcie Hogwartu i Ministerstwa Magii.

– Wiemy, że w chwili największego napięcia dojdzie do bitwy o Hogwart. W tym momencie Ministerstwo Magii będzie już zdobyte przez Voldemorta – mówił Dumbledore. – Hogwart częściowo też, bo śmierciożercy już będą w środku, myśląc, że mają przewagę.

– Ach, tak… widzę, że znów rozmawiamy o tym, co nastąpi po tym, jak już cię zabiję, a wszyscy z Zakonu Feniksa będą krzyczeć jeden przez drugiego: „Wiedziałem! Co za skurwysyn!", „Mówiłem, że ten dupek nas zdradzi!".

– Od kiedy to przejmujesz się tym, co mówią inni?

– Racja. Po co się tym przejmować? Będę musiał jedynie schować się przed całym światem i nie wychodzić z ukrycia, bo kiedy tylko to zrobię, ktoś na pewno się na mnie zaczai, by cię pomścić. O ile natychmiastową śmierć przyjmę z ulgą, o tyle znoszenia makabrycznych tortur mi się nie widzi, a dobrze wiem, że wielu z Zakonu będzie tylko czekać na to, by takowe na mnie przeprowadzić.

– Wierz mi, że będą mieli wówczas inne sprawy na głowie, niż tropienie ciebie. Wielka bitwa zbliżać się będzie wielkimi krokami. Wracając do planowania. Czy Voldemort wspominał coś o tym, że zamierza kontaktować się z olbrzymami, wilkołakami, wampirami lub jakimikolwiek innymi stworzeniami magicznymi?

– Nie, ale dobrze wiemy, że to kwestia czasu.

– W rzeczy samej. Dlatego musimy go uprzedzić. Jeszcze dziś skontaktuję się z Remusem. Będzie naszym reprezentantem w kontaktach z wilkołakami. Hagrid i madame Maxime spróbują dotrzeć do olbrzymów. Ponownie. Ostatnia próba skończyła się niepowodzeniem, ale nie możemy się poddawać. Ja już zająłem się wampirami. Jestem na etapach rozmów z jednym z nich.

– Rozmawiasz z wampirami? One w życiu nie opowiedzą się za nami. Dołączą do Czarnego Pana bez specjalnych próśb z jego strony.

– Myślę, że uważanie wampirów za istoty całkowicie złe to powielanie stereotypu.

– Wiesz, że nie. Tu chodzi zwyczajnie o ich naturę. Żywią się przede wszystkim krwią i można uznać, że normalnym jest, iż wesprą tego, kto da im zgodę na zabijanie przeciwników i wysysanie z nich ich krwi i duszy. Zakon nigdy się nie zgodzi na to, by mieć za sprzymierzeńców takie istoty. A wampiry nigdy nie zgodzą się z kolei na to, by stanąć po czyjejś stronie ze względu jedynie na idee, które są im zapewne tak naprawdę zupełnie obojętne. Równie dobrze możesz więc wycofać się z tych negocjacji i dać spokój.

– Mimo wszystko spróbuję. Sporo wampirów przeszło w ostatnich latach na dietę wegetariańską… Nie żywią się już krwią ludzką.

– Sporo? To dość ryzykowne stwierdzenie. Ale w porządku, udawaj, jak zwykle, że ktoś iście zły to w środku ukryty anioł.

Dumbledore spojrzał na Snape'a zza swoich okularów-połówek, uśmiechnął się z lekkim smutkiem i pokręcił głową.