Rozdział detykowany tym, którzy nienawidzą Dolores Jane Umbridge
Gellert z niepokojem obserwował jak Umbridge i jej grupa weszła do Pokoju Życzeń. Zaciskał palce na Czarnej Różdżce i rozważał kolejne kroki. Bez problemu mógł rzucić na nich wszystkich Confundusa, albo i coś gorszego gdyby zechciał, ale czekał patrząc co się dzieje. Jak długo nie tkną jego Hermiony nie zaatakuje, bo nie chce spalić przykrywki. Niech Albus wypije piwo, jakie sobie nawarzył. Tolerował wygłupy Pottera i tej jego grupki, nie pozwalał mu zająć się Dolores.
- Odprowadź swoją dziewczynę – powiedział Draco – ja muszę dołączyć do reszty.
- Dokąd idziecie Malfoy? – spytał Gellert.
- Do gabinetu dyrektora – wyjaśnił Draco – Umbridge coś wywinie jestem tego pewna, powiadomiła ministra – dodał.
- Szlag – syknął Gellert – słuchaj jakbyś mógł iść tam i powiedzieć mi co zaszło, będę ci wdzięczny, bardzo, bardzo wdzięczny i napiszę do twojej matki jak dobrze dbasz o interesy rodziny.
- Rozumiem.
Draco skinął głową. Matka kazała mu być uprzejmym dla Gellerta von Hammersmarka, którego uważała za potężnego czarodzieja. No i nawet Ślizgoni nie przepadali za Dolores na dobrą sprawę, którą uważali za szkodliwą. Draco, ale także Pansy czy Dafne chcieli dobrze zdać SUMy. Zależało im na ocenach, ponieważ chcieli kontynuować naukę aż do końca szkoły. I zdawali sobie sprawę, że muszą ćwiczyć rzucenie zaklęć przed egzaminami. Trenowali w swoich dormitoriach albo Pokoju Wspólnym. Dołączyli do Brygady Inkwizycyjnej, ponieważ mogli zarobić punkty dla Domu, a samej Dolores nie cierpieli. Nie przepuścili okazji by wyciągnąć korzyści.
Blondyn szybko ich dogonił. Skłamał, że „pogadał ze szlamą o jej miejscu w szkole" i razem z innymi wszedł do gabinetu dyrektora. Nikt nie wątpił w prawdziwość słów. Gellert wyraźnie nie miał pewności czy nie powinien iść do gabinetu czy nie. Albus poradzi sobie ze wszystkim, ale teraz już nie miał pewności co z tego wszystkiego wyniknie.
- Dam sobie radę Gellercie, jeśli chcesz dołączyć do dyrektora możesz iść. Nie musisz się o mnie martwić – zaczęła Hermiona.
- Nic tam po mnie – powiedział po chwili – jeśli Albus zechce walki, da sobie z nimi radę bez problemu.
Tymczasem w gabinecie przebywali już złapani uczniowie, a dokładnie Harry, Ron, Luna i Neville i członkowie Brygady. Z dorosłych obecni byli: Dolores a także minister Knot w asyście Kingsleya oraz Dawlisha. Dolores ciągnęła przerażoną Mariettę, która wyraźnie nie przewidziała takiego przebiegu sprawy. Uśmiech na twarzy Dolores czynił jej ropuszą twarz jeszcze brzydszą, minister miał minę dziecka co dostało niespodziewany worek słodyczy. Albus z kole sprawiał wrażenie ubawionego.
- Witaj Korneliuszu, w czym mogę ci pomóc? – spytał Albus tonem jakby zapraszał gości na herbatę.
- Mam informację o nielegalnej grupie uczniowskiej, szkolącej się do walki! Mam na to świadka, nie ma to jak dobry świadek prawda, Dumbledore? – zaczął zaczepnie Knot.
- Ależ oczywiście, że tak. Nalegam jednak byś napił się Korneliuszu herbaty, w końcu możemy kulturalnie porozmawiać o świadku – powiedział Albus.
Ktoś by mógł wziąć to za oznakę słabości lub rozpaczliwą chęć kupienia sobie czasu ze strony starszego czarodzieja. Wszyscy wbili spojrzenie w dyrektora, nie patrząc na to jak wymienili spojrzenia z Kingsleyem a ten niewerbalnie zmodyfikował pamięć Marietty. Dziewczyna lekko zadrżała, ale i wcześniej była nerwowa więc nikt nie zauważył co ma miejsce. Draco zaś milczał i obserwował.
- Panno Edgecombe, proszę powiedzieć co pani wie – zachęcał.
- Harry zaprosił nas do Świńskiego Łba – zaczęła Marietta.
- Powiedz dziewczyno wszystko – powiedziała Dolores szarpiąc Mariettę.
- Żądam by pani natychmiast przestała, ma pani prawo przesłuchiwać uczniów, ale nie ich szarpać – wycedził dyrektor.
- Nazwali się GD, Gwardia Dumbledore'a – mówiła Dolores – Korneliuszu…
- Tak, tak – powiedział minister – tak to wyjaśnisz Dumbledore?
- Gwardia Dumbleodre'a, nie Pottera – powiedział Albus – poleciłem Harry'emu stworzyć te organizację i jak widać zaproszenie panny Edgecombe było błędem.
- Dość tych bzdur, brać go!
- Powoli panowie, pamiętam cię Dawlish i to, że miałeś „W" ze wszystkich OWUTEMów, ale nie zamierzam dać się wam wziąć żywcem. Nie chcę też tracić czasu na ucieczkę z Azkabanu – dodał – porozmawiamy więcej jak odzyskasz zmysły Korneliuszu.
Po tych słowach Albus oszołomił wszystkich w pomieszczeniu, poza Harrym. Nakazał Harry'emu uczyć się oklumencji po czym zmieniwszy się w feniksa znikł w płomieniach by po chwili przenieść się na Grimmauld Place. Wierny Fawkes poleciał za nim i niebawem wesoło latał po domiszczu. Syriusz się ucieszył z obecności dyrektora, zaś sam Albus powiadomił członków Zakonu, gdzie jest i że jest bezpieczny. Wysłał też wiadomość do Gellerta, który uznał to zachowanie za idiotyczne.
Harry wrócił do Pokoju Wspólnego kompletnie załamany ostatnimi wydarzeniami. Jeśli uważał, że wcześniej było źle to teraz zrobiło się okropnie i zapewne będzie jeszcze okropniej. Winił się za to, że dyrektor musiał uciekać ze szkoły i Hermiona nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Przecież od samego początku wyrażała sceptycyzm wobec pomysłu GD, ale nie ma serca mu powiedzieć „a nie mówiłam?". Dlatego tylko słabo się do niego uśmiechała, woląc zachować milczenie.
- Czy dyrektor coś mówił nim znikł? – pytała ostrożnie.
- Tak bym się uczył oklumencji.
- Zaufaj mu Harry, dyrektor chce twego dobra.
- Ale czemu Knot go aresztował?
- Ponieważ szukał haków od jakiegoś czasu i znalazł – powiedział Gellert, który do nich dołączył – to był pretekst dobry jak każdy inny.
- Ale co teraz zrobimy? – spytał Harry.
- Ty powinieneś się uczyć oklumencji – powiedział Gellert.
Ale równie dobrze mógł mówić do ściany, bo Harry nie suchał. Harry nie lubił Severusa i każdy widział animozje tych obojga. Widział je także Gellert i nie pojmował, dlaczego Albus podjął taką a nie inną decyzję. On sam uczył Hermionę, podobnie jak inne swoje kobiety i wiedział jak bardzo pomagała w tym więź między nimi. Zaufanie było niezbędna a miłość dodatkowo wspierała.
Dolores Umbridge została nowym dyrektorem Hogwartu, ale jak mawiała złośliwa plotka, sam Hogwart nie uznał jej i nie wpuszczał do gabinetu dyrektora. Plotka obiegła szkołę z prędkością błyskawicy. Dlatego kobieta zajmowała swój stary gabinet i teraz rozpaczliwie szukała sposobu na odnalezienie Albusa. Dokona tego, nawet jeśli nie ma pojęcia jak. Ukarała złapanych na gorącym uczynku każąc im pisać krwawym piórem. I nawet wie od czego zacznie.
Zacznie rzecz jasna od osoby, której wyjątkowo nie lubiła. Osoby co ją drażniła od samego początku, od pierwszej lekcji, czyli Hermiony Granger. Szlama śmiała mieć bardzo dobre oceny i to lepsze niż uczniowie czystej krwi. I dlatego postanowiła działać. A chociaż Draco pozwolił Hermionie odejść, to Gryfonka została wezwana do gabinetu pani dyrektor, która jednak nie zajmowała gabinetu dyrektora.
Draco może nie lubił Hermiony, ale instrukcje matki w sprawie zachowanie wobec von Hammersmarka i Granger były jasne. Może i chłopak nie do końca rozumiał co tamta mówiła mówiąc o potężnym czarodzieju i „protektorze", ale rzadko coś wywierało takie wrażenie na Narcyzie Malfoy. A jeśli ktoś wywarł wrażenie na Narcyzie Malfoy to należało sprawę potraktować poważnie. Dlatego blondyn popędził przed drzwi do wejścia do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Wpuść mnie proszę – prosił Grubą Damę – chodzi o Hermionę Granger została złapana przez Umbridge, proszę przekaż to Gellertowi von Hammersmark.
- Co? Ropucha ją ma? – spytała przechodząca obok Lavender, wyraźnie zaniepokojona wieściami.
- Właź Malfoy, powiemy mu – powiedziała.
Chociaż Umbridge prowadziła w szkole śledztwo w sprawie GD, miała swój własny sposób wybierania uczniów wzywanych na przesłuchania. Zaczęła od biednych Weasleyów, ale miała innych na liście. Lavender jednak nie została sprowadzona do gabinetu Umbridge. Była dziewczyną czystej krwi do tego pochodzącej nie z bogatej, ale nieźle ustawionej rodziny mającą krewnych w Wizengamocie. Dlatego pewnie Dolores potraktowała ją inaczej niż biednych zdrajców krwi Weasleyów czy mugolaczkę, Hermionę Granger. Oboje wymienili porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli przez Pokój Wspólny.
Gellert Grindelwald odpoczywał leżąc sobie na łóżku, kiedy usłyszał jak dwie osoby dobijają się do jego dormitorium. Rozpoznał Lavender, dziewczynę, z którą Hermiona dzieliła dormitorium i którą on sam osobiście lubił. Dawniej uznałby ją za płytką, ale teraz nazywał po prostu zwyczajną dziewczyną nie przejmującą sprawami, na które nie ma wpływu. Chciała skończyć szkołę z niezłymi ocenami, potem zdobyć staż a czas w szkole dzieliła między naukę, ploteczki a swego chłopaka. Tak powinna wyglądać młodość. I do tego uczyła Hermionę różnych przyjemnych spraw, więc cóż nic do niej nie miał. Ale nie znaczy, że chce słuchać jak się do nich dobijają!
- Co jest? – spytał uchylając drzwi.
- Ropucha ma Hermionę – wyjaśniła Lavender.
- Dzięki za informację, dzięki wam obojgu, możesz go odprowadzić? – spytał dziewczynę – nie chce by go ktoś zaatakował.
- Jasne.
Ruszył szybko w kierunku gabinetu Dolores. Był wściekły na siebie za nieostrożność i nie pilnowanie Hermiony. Zamierzał ukarać ropuchę jakby tknęła jego kobietę, a szybki marsz pomagał opanować wściekłość na tyle, że nie zamierzał jej zabić na miejscu. To by było za proste, oj za proste.
Tymczasem Hermiona faktycznie siedziała w gabinecie Dolores. Nauczycielka z obrzydliwie słodkim uśmiechem podała do ręki krwawe pióro i zmusiła do pisania. Dziewczyna wiedziała, że czeka ją bardzo bolesny czas, nie wiadomo jak długi. Nie mogła protestować. Była sama, nie miała różdżki, a tamta była nauczycielką. Dlatego zaczęła pisać zaciskając palce z bólu. Miała na rękach parę płytkich, ale i bolesnych nacięć, z których leciała krew. Starała się nie okazać cierpienia, ale marnie jej szło.
Dolores z lubością patrzyła na jej cierpienie. By dopiec ofierze z fałszywą troską pytała czy boli, czasem dotykając ran grubymi paluchami. Na jej twarzy malował się paskudny uśmiech. Kazała pisać „będę znać swoje miejsce" okrutnie mówiąc o tym, że nie jest i nigdy nie będzie prawdziwą czarownicą. I że powinna odejść, gdzie jej miejsce, czyli do świata mugoli. I powinna złamać różdżkę i zrobić miejsce dla lepszych od siebie, jak Draco Malfoy.
I wtedy drzwi otworzyły się na oścież, przerywając paskudną radość Dolores. Stał w nich Gellert, podobny do nastolatka, a od postaci biła furia. Chociaż wyglądał młodzieńczo, to emanował mocą. Rozsądna osoba by uciekła, ale Dolores miała o sobie wysokie mniemanie. Zaciskał palce na swej Czarnej Różdżce i wyglądał pięknie w swym gniewnie, niczym mroczny rycerz. Hermiona odłożyła krwawe pióro, co rozwścieczyło Umbridge.
- Co to ma znaczyć, jestem dyr... – zaczęła Umbridge.
Nie zdążyła dokończyć zdania. Gellert wykonał ruch dłonią, a tak naprawdę rzucił zaklęcie niewerbalnie i bez użycia różdżki. Unieruchomił Dolores, po czym podszedł do Hermiony. Dotknął jej przedramienia, by zobaczyć jakie są obrażenia. Zacisnął zęby widząc krew z otwartych ran. Wykonał kilka ruchów Czarną Różdżką i powiedział kilka słów formuły. Rany się zasklepiły, a po chwili zniknęły podobnie jak ból.
- Jestem bardzo kompetentnym uzdrowicielem – zapewniał – kochanie, dasz radę wrócić do dormitorium?
- Tak, a ty?
- Porozmawiam z Dolores – powiedział z pozbawionym radości uśmiechem.
Nie chciał by Hermiona widziała pewne sprawy, dlatego poprosił by wróciła do dormitorium i odpoczęła. Patrzył na nią czułością, to młoda czarownica, jeszcze prawie dziecko. Na pewne sprawy nie jest jeszcze gotowa. Dlatego tak a nie inaczej odnosi się do niej czy to w sypialni czy poza. Dlatego zamierza bez niej rozprawić się z Dolores teraz, kiedy nie ma już Albusa nikt jego ręki nie powstrzyma. Nikt mu nie powie co jest właściwie, a co nie. Nikt nie zrobi wykładu o moralnych kwestiach używania czarnej magii. A on zetrze uśmieszek ze szpetnej facjaty ropuchy.
- Dolores podniosłaś rękę na moją kobietę, pożałujesz – powiedział spokojnie, siadając na biurku – nauczę cię by szanować magię.
- Nie masz prawa, jesteś uczniem a ja dyrektorem, dostaniesz szlaban – groziła Dolores.
- Skoro nie umiesz się odzywać kulturalnie, to zabiorę ci dar mowy. Silencio – rzucił zaklęcie – udamy się do Wrzeszczącej Chaty.
Po tych słowach z pomocą magii zmniejszył Umbridge i unieruchomił zaklęciem Petryficus Totalus, przez co wyglądała jak lalka. Może i wyjątkowo szpetna lalka, ale nie zamierzał teraz wnikać w aspekty estetyczne. Wsadził lalkę to worka i nie niepokojony przez nikogo wyszedł w kierunku wyjścia do Hogsmeade. Hermiona opowiedziała mu o Wrzeszczącej Chacie i uznał miejsce za idealne. Ma do załatwienia parę spraw, do których potrzebuje spokoju i miejsca odosobnienia.
O miejscu chodziła legenda, jakby było nawiedzone. Oczywiście nie mieszkały tam żadne duchy ni głośne, ni ciche, ale on chętnie rozpuszcza plotki by mieć spokój. Niewiele osób tam wchodzi, a on zabezpieczy pokój jakby przez wypadek jakiś uczeń się tam zapuścił. By nie go nie zatrzymał przed wejściem, rzucił na siebie zaklęcie Kameleona, przez co mógł spokojnie wyszedł w kierunku Hogsmeade. Co prawda ma w torebce szpiclówę, ale ostrożności nigdy dość.
Właściwie to spacer był całkiem przyjemny, a do tego kojący nerwy po tym całym zamieszaniu. Mógł prosić Mrużkę by go teleportowała, ale spacer pozwalał mu zaplanować co zrobi Umbridge. Nie zamierza jej zabić, nie, to za mało za to, że dręczyła uczniów i podniosła rękę na jego kobietę. Albus mógł nie chcieć zadzierać dalej z ministerstwem, on ma to gdzieś. I nie ma wątpliwości moralnych co używania czarnej magii.
Przywrócił Umbridge normalne rozmiary już w chacie. Wybrał dla niej coś, co kiedyś musiało być sypialnią, chociaż teraz przypominało pobojowisko. Położył kobietę na dość zniszczonym łóżku, po tym jak nabrał pewności, że mebel wytrzyma ciężar człowieka. Na wszelki wypadek rzucił zaklęcie, by nieco tutaj ogarnąć. Nie chce by babsztyl wpadł i walnął się w łeb. Zadbał o takie sprawy, także o zabezpieczanie przed intruzami.
- Teraz porozmawiamy: możesz krzyczeć ile wlezie wyciszyłem ten pokój – powiedział tonem jakby zapraszał ją na herbatę.
- Nie masz prawa, jesteś wyrostkiem a ja dyrektorem i starszym podsekretarzem ministra – wyliczała Dolores.
- Tutaj jesteś więźniem Dolores – powiedział Gellert spokojnie – kazałaś mojej czarownicy pisać krwawym piórem, jej oraz innym dzieciom. Lubisz ból, la douleur – rzucił na nią starą, francuską klątwę o podobnym działaniu do Cruciatusa.
Dolores wiła się z bólu i wrzeszczała a oprawca z niej kpił, że nie umie znieść łaskotek a przecież torturuje uczniów. Nie przestawał umiejętnie dawkując jej zadawany ból. Na chwilę dał jej ulgę tak, by mięśnie przestały drgać i nieco odpoczęła. Ale jedynie na chwilę, by prędko zacząć nowy cykl dręczenia kobiety. doświadczony w tej kwestii umiał wyczuć, kiedy ofiara ma dość więcej nie da rady. I potrafił przetrzymywać na krawędzi. W przeciwieństwie do Bellatrix Lestrange nie zamierzał doprowadzać nikogo do szaleństwa, to taka amatorszczyzna.
- Taka słaba – mówił z pogardą – i masz tak okropne, różowe ubrania coś z tym zrobimy.
Wyciągnął z kieszeni sztylet o egzotycznym kształcie. Jak wyjaśnił, to sztylet z goblińskiej stali, co przewodzi magię. Podobne bronie są popularne wśród polskich i rosyjskich czarownic, które mają długą tradycję walki u boku swoich mężczyzn. Łatwiej posługiwać się sztyletem niż mieczem, a poza tym sztylety mają zastosowanie rytualne. On osobiście wolał miecze, ale do tego co zamierza zrobić sztylet nada się o wiele bardziej.
Pokazał jej dokładnie ostrze tłumacząc, że jest ostre niczym brzytwa. Przejechał nim o milimetry od twarzy przerażonej kobiety patrząc na nią z pogardą. Przeciął rękawy jej żakietu, chcąc ją przestraszyć, ale też lekko skaleczyć. Zamierzał zadać słabo krwawiące, niegroźne rany, ale jednocześnie dokuczliwe. Uśmiechał się przy tym przerażającym uśmiechem drapieżnika.
- Nie opuścisz tego miejsca – powiedział spokojnie – zabezpieczyłem pokój przed czarodziejskimi sposobami transportu, a także wejściem. To ci także nie będzie potrzebne – powiedział łamiąc jej różdżkę i podpalając fragmenty – Mrużka zadba o twoje potrzeby. Mrużko chodź do mnie proszę.
- Jak Mrużka może służyć panu? – spytała skrzatka.
- Będziesz karmić ją – wskazał na Dolores – ta kobieta torturowała uczniów krwawym piórem – tłumaczył na co skrzatka zakryła usta rękami – ja ją ukarzę, ale potrzebuję ciebie. Karm ją tak by nie opadła z sił, ale niekoniecznie do syta, rozumiesz?
- Mrużka rozumie panie – zapewniała skrzatka - pan nałożył potężne zabezpieczenia, pan jest mądry i potężny, ale Mrużka zna sztuczki nieznane czarodziejom. Czy pan pozwoli Mrużce rzucić takie?
- Czyń honory.
Mrużna w niczym nie przypominała skrzatki wyrzuconej z domu pana Croucha. Nosiła coś, co przypominało sukienkę i buciki dla lalek, zaś ramiona miała zasłonięte szalem by nie marzła. Gellert wyjaśnił jej, że sukienka to nie ubranie jakie noszą ludzie, ale coś czym przystrajają maskotki. Ich rozmiary jest podobny do wzrostu skrzata i dlatego jej do podarował. Wyglądała niezwykle szykownie i elegancko jak na skrzata. Z całego serca służyła nowemu, dobremu panu. Teraz zaś założyła dodatkowo zabezpieczenia, patrząc nienawistnie na Dolores.
Skrzatka podała chudą rączkę Gellertowi i teleportowała się do jego dormitorium. Nakazał jej odejść i informować jakby Dolores próbowała uciec. Została uwięziona w Wrzeszczącej Chacie, ale nic nie mogła zrobić. Nie mogła zbić okna, ponieważ zostało zabezpieczone, podobnie jak odtworzyć drzwi. Została porażona jak tylko dotknęła klamki i ponownie porażona, kiedy dotknęła drzwi. Usiadła na łóżku rozumiejąc, że utknęła bez różdżki w zabezpieczonym pokoju.
Tymczasem Hermiona leżała w swoim dormitorium odpoczywając. Lavender przykryła ją kocem i wyszła do Pokoju Wspólnego. Nic jej nie dolegało, Gellert ją wyleczył i naprawdę mógł zawstydzić niejednego uzdrowiciela swoimi zdolnościami. Niemniej jednak doświadczenie było okropne. I martwiła się co zrobi Gellert, dlaczego kazał jej wracać wcześniej. Dał jej do zrozumienia, że ma pewne sprawy co załatwia bez niej a teraz to jeszcze jedna. Martwiła się co zamierza i co zrobi. To czarnoksiężnik na pewno załatwia mroczne sprawy i to ją przeraża, nieco.
Kocha go. Zakochała się w jego oczytaniu, a teraz zakochuje na nowo w troskliwości. Okazuje jej naprawę wiele tkliwości w zachowaniu a w czasie zbliżeń delikatności, ale to z jaką wpadł furią. Umbridge torturowała uczniów, czy nie należy jej dać poznać smaku tego, co fundowała dzieciom. Czy Gellert ma rację czy nie? Długo nad tym myślała i przede wszystkim czuła, że powinna go odwiedzić.
- Ocaliłeś mnie przed nią – szepnęła wchodząc do pokoju.
- Tak, to moja rola najmilsza – zapewniał zarzucając jej ręce na szyję – jestem twoim mrocznym rycerzem, to moja rzecz cię chronić. Ta okropna kobieta podniosła swe ohydne łapska na ciebie i innych, za co zapłaci.
Hermiona uśmiechnęła się do niego i odwzajemniła ten gest. On przysunął ją bliżej i pocałował namiętnie, jednocześnie zanurzając dłonie w jej włosach. Lubiła kiedy tak robił i on wyraźnie też to lubił. Teraz umiała już wyczuć rosnące podniecenie u mężczyzny i to właśnie czuła kiedy przylgnęła do niego całym ciałem. Mogła zgadnąć do czego zmierza, zanim przysunął ją bliżej w kierunku szafki pod ścianą. Mogła na takowej usiąść i objąć go nogami, co przyjął pomrukiem zadowolenia. Szybko zaczął przesuwać dłoń wzdłuż jej uda rozpalając ją do czerwoności.
Tylko on mógł w takiej chwili przywołać eliksir. Wypili oboje po dawce, a kiedy ona piła on zdążył już zdjąć jej rajstopy i zabierał za bieliznę. Prędko postanowiła i jemu pomóc, rozpinając mu spodnie. Byli gotowi naprawdę szybko. Mimo to jeszcze jej nie wziął. Całował ją gorąco, a swoje działanie ograniczył go przysunięcia do niej swojej męskości. Całował jej usta, policzki i za uszami budząc zadowolenie. Czuła jak rosło jego podniecenie i dlatego w końcu wziął ją szybkim, zdecydowanym ruchem. Wyraźnie nie miał ochoty na tulenie się w łóżku. Brał ją na szafce, a ona zaciskała palce na jego ramionach. Gniotła w ten sposób jego szatę, ale miał to gdzieś. Oboje czerpali z tego wielką przyjemność, ponieważ nie miała nic przeciwko temu by ją zdominował.
- Wiesz jak zaspokoić czarownicę – zapewniała go kiedy opanowała oddech – nigdy nie mam ciebie dość.
- Do usług pięknej pani – zaśmiał się pomagając jej zejść – i ja nie wyobrażam sobie by mieć cię dość. Latem zabieram cię do Nurmengardu, a tak będziemy mieć tyle czasu i miejsca na pożycie aż nie będziemy mieli siły chodzić. Ale wpierw odwiedzimy twoich rodziców.
- Tak, chcę im ciebie przedstawić – powiedziała Hermiona siadając na fotelu.
- A ja ich przekonam by wyjechali, to trudne kochanie, ale jesteś znaną postacią.
- Wiem, rozmawialiśmy, że powinni spędzić parę dla w Kanadzie dla bezpieczeństwa. Tak się o mnie troszczysz, kocham cię.
- Chodź tutaj – zaprosił ją na fotelu i przytulił.
I kiedy oni spędzali czas rozleniwieni, Dolores cierpiała. Z fotela przenieśli się na łóżko i tak odpoczywali a złapana miała rany po sztylecie i porażenie. Krzyczała, złorzeczyła i wrzeszczała, ale nic nie mogła zrobić. Nie pojmowała jakim cudem dzieciak ją tak urządził, ale urządził i tyle. A ona nic nie mogła zrobić. Gdyby była bardziej bystra, próbowała by oczarować czy coś takiego Gellerta ale ona nie była bystra. Umiała się podlizywać silniejszym i znęcać nad słabszymi.
Minęło sporo czasu nim zauważono zaginięcie Dolores, a raczej minęło sporo czasu nim ministerstwo coś dostrzegło. W szkole nikt nie płakał za nią, może poza Filchem i zarówno uczniowie jak i nauczyciele udawali, że nie zauważyli zaginięcia nomen omen pani dyrektor. A tak przynajmniej opowiadali zgodnie. Nikt nie miał pojęcia co zaszło, ponieważ dyrektorka po prostu zaginęła i tyle.
Severus nie był głupim człowiekiem i nie wierzył w cuda. W cuda nie wierzyła też Minerwa McGonagall. Obaj znali tożsamość Gelerta i obserwowali jego interakcje z Hermioną. Dyrektor mógł sobie co chciał myśleć, ale Minerwa wiedziała swoje jako kobieta. I wiedziała o tym, że krótko przed zaginięciem Dolores przesłuchiwała uczniów.
- On miał z tym coś wspólnego – mówiła Minerwa – tylko co jej zrobił.
- Mówimy o Gellercie Grindelwaldzie, co znaczy wszystko – wyjaśnił Severus – jeśli Umbridge kazała pisać pannie Granger krwawym piórem, to jest już martwa, albo zaraz będzie w zależności od jego fantazji.
- Nie wiem czy to właściwie towarzystwo dla panny Granger – zaczęła Minerwa.
- On jej nie skrzywdzi, więcej grozi jej w obecności Blacka niż Grindelwalda, widziałam jak on na nią patrzy i nie zapomnę, jak mnie zaatakował w jej obronie. Zabije każdego kto zagrozi pannie Granger, a jeśli ktoś zasługuje by skończyć w jego łapach to nasza droga Dolores. Ona torturowała uczniów.
- Wiem to jest chore, ale jeśli to on, zapewne on bo kto inny to gdzie ją zabrał? Przecież nie do swego dormitorium – zauważyła Minerwa.
- Może do Pokoju Życzeń, może do Wrzeszczącej Chaty a może do jeszcze innego miejsca. Nie wiemy, ale nasze zmartwienie to uczniowie a nie ona – przypomniał Severus – nikt nie ma dowodów, a przecież Knot nie uwierzy, że oficjalnie zaginiony czarnoksiężnik porwał jego ropuchę.
- Ropuchę? Jak w tej plotce o ropuszej ospie? Kto to w ogóle wymyślił? – parsknęła Minerwa.
- Zapewne nasz jasnowłosy sojusznik, to nie jakieś brednie o narglach! No i ten Lord Peverell-Hufflepuff, tak czy siak powinniśmy pilnować przygotowań do SUMów oraz Pottera. Nie będę ukrywał, że lekcje oklumencji idą fatalnie. Potter mnie ignoruje, nie ćwiczy i obraża się, jeśli mu zwracam uwagę. Tak niczego nie osiągniemy. Nawet Grindelwald podziela moje zdanie i próbował przekonać Albusa a wiele nie wskórał. On wie jak ważne jest zaufanie w nauce oklumencji. Nawet Granger niewiele wskórała w walce z zakutym łbem Pottera i widzi jaki to zakuty łeb, seks z Grindelwaldem wyraźnie ją oświecił.
- Severusie! – fuknęła oburzona.
- Taka prawda Minerwo za rączki to się oni nie trzymają a Granger zachowuje się bardzo racjonalnie. Próbowała wybić z głowy GD Potterowi, dała sobie spokój z wyzwalaniem skrzatów a teraz prawie go za kołnierz prowadzi na moje lekcje. A Potter nie słucha nikogo i niczego. Słyszałaś, że coś spaliło kolonię akromantul?
- Nie coś, ale Albus ze swoim przyjacielem.
Długo jeszcze rozmawiali i uznali Gellerta za głos rozsądku. To on przekonał Albusa by spalić akromantule i do paru innych rzeczy. Severus patrzył z podziwem na jasnowłosego czarnoksiężnika, co obiecał usunąć mu „tandetny tatuaż" jak nazywał Mroczny Znak. Na lekcjach trzymał się Hermiony, a raczej ona jego i Severus widział jak parę raczy ruchem dłoni wyczarował tarczę, by ją osłonić przed skutkami głupoty Longbottoma. Obaj to samo sądzili o Neville'u i innych sprawach, toteż przyjemnie sobie przyjemnie porozmawiali przy szklaneczce czegoś głębszego.
A ów głos rozsądku po dwóch tygodniach znudził się wymierzaniem kary Dolores, a raczej Dolores była już w takim stanie, że zabawa mu się znudziła. Mógł ją podleczyć i dalej męczyć, ale aż tak mu nie zależało. Wolał spędzać wolne chwile z Hermioną czy to rozmawiając, czy spacerując, czy pomagając się jej rozładować stres przed nadchodzącymi SUMami. Odkrył, że w tej kwestii bardziej niż czułe przytulanie pomaga jej wzięcie w szybko, zdecydowany sposób albo na szafce albo opierając ją o ścianę. Nie miał absolutnie nic przeciwko podobnemu rozwiązaniu.
Kiedy postanowił łaskawie skończyć męki Dolores, ta błagała go o śmierć. Trochę go błagała nim łaskawie wbił jej sztylet w serce. Jak tylko umarła transmutował jej ciało w kawał udźca i zapakował do worka. Nie zamierzał chować jej w grobie, o nie za dużo roboty i ktoś ją może znaleźć. Na szczęście, jak dla kogo szczęście, testrale lubią mięso. Nakarmił nią testrale, które oczywiście widział, bo nieraz był świadkiem czyjejś śmierci. Testrale zaś pożarły panią podsekretarz kończąc jej działalność. I kiedy minister Knot się zorientował, że zaginęła nie znalazł nic. Gellert kazał Mrużce zrobić bałagan w pokoju we Wrzeszczącej Chacie, ciało dawno skończyło tam, gdzie posiłki testrali.
Dolores Umbridge była oficjalnie zaginiona, ponieważ przepadła z Hogwartu nie wiadomo, gdzie. Nikt jej nie widział od czasu wyrzucenia dyrektora Dumbledore'a, chociaż nienawidził jej praktycznie cały Hogwart minister nie miał pojęcia kto i jak. Gellert słyszał rzecz jasna coraz bardziej dzikie teorie na ten temat i jako Lord Pervell-Hufflepuff napisał artykuł sugerujący, że to sam Hogwart pochłonął Umbridge, bo ocenił ją jako niegodną. Ministerstwo rozpaczliwie walczyło z tymi tezami, ale nikt nie potrafił zaproponować nic lepszego na wyjaśnienie jakim cudem świeżo mianowana pani dyrektor po prostu przepadła i nikt nie wie ni jak ni gdzie. Dlatego tezy „Lorda" zdobywały popularność.
