Rozdział 211: Dobra gra
Uwagi: Alternatywa - Nastolatki
Przez wszystkie lata w szkole Mycroft nigdy się z nikim nie zaprzyjaźnił. Tolerował co najwyżej większość kolegów z klasy. Nigdy wcześniej nie tworzył związków z innymi i nikt nigdy wcześniej nie zadawał sobie trudu, żeby się z nim zaprzyjaźnić. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ tak naprawdę nigdy nie był w stanie znieść czyjegoś towarzystwa przez dłuższy czas.
Wciąż nie był w stanie określić, dlaczego Gregory Lestrade był wyjątkiem. Starszy chłopak był jego dokładnym przeciwieństwem. Był towarzyski i rozmowny, grał w rugby i był dziwnie popularnym dzieciakiem. To było dziwne, ponieważ był wyjątkowo szorstki i niegrzeczny (zdecydowanie nie tak jak normalni gracze rugby, którzy byli o wiele bardziej rozsądni i ostrożni), a jednak istniała pewna grupa nie popularnych dzieciaków, które natychmiast do niego przyległy. Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że był jednym z najbardziej atrakcyjnych chłopców w swoim roku.
Przez wszystkie swoje lata Mycroft miał co najmniej połowę swoich zajęć z Gregory'm i pewnego dnia właśnie zaczęli rozmawiać. Starszy chłopak przyjechał do szkoły w swoim wolnym czasie i nie wiadomo skąd zaczął rozmowę. To było dziwne, a Mycroft nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić, ale… Jakoś się udało i przekonał się, że chłopak nie był denerwujący. Gregory był naprawdę przyjemnym towarzystwem. Po chwili stało się jasne, że w jakiś dziwny sposób zdobył łaskę Mycrofta. Szykowny chłopak nigdy nie potrafił tego wyjaśnić, co było niezmiernie frustrujące, ale stwierdził, że mu to nie przeszkadzało.
Mimo to nigdy by w to nie uwierzył, gdyby powiedziano mu, że miesiące po tym, jak ich przyjaźń rozkwitła, będzie na meczu rugby. Uważał, że ten sport był śmieszny, a zaangażowanie wszystkich w szkole w to było jeszcze bardziej śmieszne. Jednak trzy dni wcześniej, kiedy Gregory usiadł przy nim i nerwowo poprosił, żeby przyszedł, Mycroft stwierdził, że nie mógł odmówić.
To był ostatni mecz w sezonie, co oznaczało również, że był to ostatni mecz Gregory'ego w tej szkole. Był to ważny mecz i dlatego zaprosił na niego Mycrofta. Młodszy chłopak nie był pewien, dlaczego jego obecność była tak ważna dla Grega, ale wiedział, że tak było. Ignorując obłudne docinki brata (ponieważ sam brał udział w wielu meczach rugby, najwyraźniej zafascynowany kapitanem drużyny z jego klasy, Johnem Watsonem), Mycroft ubrał się w swój szkolny mundurek i uczestniczył w wydarzeniu.
Mycroft nigdy nie był w stanie powstrzymać się od uznania Gregory'ego za atrakcyjnego. To było dość oczywiste od chwili, gdy zobaczył nastolatka. Jednak pociąg fizyczny nie był dla niego wszystkim. Gregory był takim zabawnym i miłym chłopcem, że Mycroft szybko się do niego przekonał, co z łatwością tłumaczyło rozkwitającą między nimi przyjaźń. Był również utalentowany, troskliwy i opiekuńczy oraz o wiele mądrzejszy, niż się spodziewano. Mycroft bardzo się o niego troszczył. Jednak oglądanie go grającego w rugby…
Mycroft nienawidził tego sportu, ale nagle stwierdził, że chce oglądać Gregory'ego przez cały czas grającego w to. Wiedzenie go biegającego w tych szortach po boisku, obserwowanie, jak jego koszula unosi się w górę, gdy poruszał się szybko i odsłaniał opalony brzuch oraz patrzenie, jak stopniowo jego skóra zaczęła błyszczeć od potu i była ubrudzona od odrobiny błota, było… To było nieodpowiednio atrakcyjne. Mycroft nie mógł oderwać od niego wzroku. Poczuł pustkę w klatce piersiowej, wielką i intensywną. Podświadomie chwycił niewygodne metalowe siedzenie pod koniec gry, gdy Gregory zdobył punkt. Wszyscy wiwatowali, a Mycroft uświadomił sobie, że się uśmiechał. Zdecydowanie był w tarapatach.
Pod koniec, gdy poczuł się dziwnie oszołomiony i zastanawiał się lekko, czy nie uciec, zanim da się w cokolwiek wciągnąć. Odkrył jednak, że naprawdę chciał zostać w nadziei, że Gregory go odnajdzie. I tak było. Wkrótce starszy nastolatek biegł przez boisko z promiennym uśmiechem na twarzy, machając do niego i nie zatrzymując się, dopóki nie znaleźli się obok siebie.
— Przyszedłeś! — Był wielce szczęśliwy i ciężko dyszał.
Mycroft poczuł łomotanie serca i to wszystko było trochę śmieszne.
— Oczywiście, że tak. — Skinął głową, zaskoczony, jak duża kontrolę miał obecnie nad swoim głosem. — Powiedziałem, że przyjdę.
— Tak, ale wiem, że to nie twoje klimaty. — Gregory wzruszył ramionami, przeczesując dłonią zwilżone potem włosy. Mycroft nie mógł się powstrzymać. Jego spojrzenie powędrowała na obszar szyi drugiego chłopaka, widząc punkt tętna, które wciąż dochodziło do siebie po wysiłku fizycznym, który właśnie miał miejsce. — Mam nadzieję, że się nie nudziłeś?
— Och? Nie. Wcale nie, Gregory — powiedział Mycroft, gdy słowa w końcu do niego dotarły.
Reakcja była bardziej opóźniona niż zwykle, a po uśmieszku i sposobie, w jaki Gregory przechylił głowę, starszy chłopak również mógł to stwierdzić.
— W porządku? — zapytał z rozbawieniem.
Mycroft prychnął, poświęcając chwilę na rozejrzenie się. Byli sami na boisku. Kiedy wszyscy odeszli?
— Tak, wszystko jest dobrze — zdołał powiedzieć. Jego tętno przyspieszyło wraz ze świadomością, że byli sami. Nie mógł zrozumieć, dlaczego. — To był imponujący wyczyn, który dokonałeś na koniec.
To była prawda. Wygrał dzięki temu mecz i chociaż Mycroft pogardzał tym sportem, cieszył się, że Gregory mógł przeżyć takie doświadczenie podczas jego ostatniego meczu. Wydawało się to ważną rzeczą.
— Jest to prawie idealna noc — skomentował Gregory, patrząc na niego.
Mycroft uniósł brew.
— Prawie? — powtórzył z zaciekawieniem.
Co mogło sprawić, że ta noc byłaby dla niego lepsza niż była? Gregory skinął głową, podchodząc o krok bliżej. Skrócił w większym stopniu dzielącą ich odległość, niż Mycroft początkowo sądził, aż poczuł ciepło jego oddechu na swojej skórze. Zadrżał. Mycroft był tylko nieznacznie wyższy od starszego nastolatka, ponieważ znacznie wcześniej miał zryw wzrostu (co było powszechne w rodzinie Holmes), ale byli na tyle wyrównani, że Mycroft musiał tylko pochylić się do przodu i delikatnie przechylić głowę, aby pozwolić, by ich nosy otarły się…
Poczuł, jak ogarnia go panika. To musiał być stan Gregory'ego po meczu. Oblizując wargi, zrobił krok do tyłu, ale Gregory chwycił go delikatnie za nadgarstek. Mycroft spojrzał szeroko otwartymi oczami na starszego nastolatka, którego ciepłe brązowe oczy były całkowicie niezdolne do czytania.
— Gregory? — Mycroft zdołał zapytać.
Miał zawroty głowy i to było…
— Przepraszam, Myc, ja tylko… — rozpoczął, używając tego przeklętego przezwiska, którego Mycroft powinien nienawidzić, a po prostu nie mógł.
Gregory szarpnął go delikatnie za ramię i ruszył do przodu. Mycroft wolną rękę przyciskał do przesiąkniętej potem jedwabnej koszuli jego stroju do rugby i…
Ich usta się dotykały. Było ciepło. Mycroft zamarł. Gregory również się nie poruszył, nie ruszył do przodu, a ich wargi po prostu były na sobie. Mycroft poczuł, że wewnętrznie panikuje, ale nie był w stanie tego pokazać publicznie. Nigdy nie mógł. Sekundy wydawały się godzinami, aż w końcu Gregory się odsunął. Jego policzki były zarumienione i jakoś Mycroft nie sądził, że to z powodu wysiłku. Zamrugał szybko, tęskniąc za utratą ciepła, które wcześniej odczuwał.
— Więc tak… ja po prostu… — zaczął Gregory nieco piskliwym tonem.
Puścił nadgarstek Mycrofta i podrapał się nerwowo w tył głowy. Mycroft miał wrażenie, że jego serce zaraz przebije się przez jego klatkę piersiową. To było fizycznie niemożliwe, ale nie było innego sposobu, aby to opisać.
— Gregory… — powiedział w końcu, jego głos brzmiał dla niego obco i słabo. Patrzyli na siebie. — Czy zechciałbyś… ach… zrobić to jeszcze raz?
To było absurdalne pytanie. Głupie. Po raz pierwszy w życiu Mycroft Holmes poczuł się jak idiota. Nie miał jednak czasu, by się nad tym rozwodzić, ponieważ patrzył, jak twarz Gregory'ego stała się całkowicie nieczytelna. Potem starszy chłopak znów się zbliżył, a ich usta ponownie się zetknęły, ale tym razem Mycroft również nacisnął do przodu, chwytając jego koszulkę do rugby i zaczął poruszać ustami wraz z Gregory'm oraz…
Wydał cichy dźwięk przyjemności, gdy się całowali. Mycroft poczuł, jak ciepło narasta w jego policzkach i klatce piersiowej. To było prawie za dużo. To było przytłaczającego dla każdego z jego zmysłów, więc złapał za biceps Gregory'ego i lekko sapnął, co dało starszemu nastolatkowi szansę na wysunięcie języka. Gregory ocierał się nim o język Mycrofta, który miał wrażenie, że jego kolana zaraz się ugną. W końcu z jękiem przerwał pocałunek, od razu zdając sobie sprawę, jak niechętnie to zrobił. Cicho dyszał i patrzył na Gregory'ego szeroko otwartymi oczami.
— Pójdziesz ze mną do domu? — zapytał łagodnie Gregory.
— Jak długo…? — zaczął pytać Mycroft, nie mogąc dokończyć swojego toku myśli. Wcześniej nigdy mu się to nie przydarzyło.
— Od zawsze — odpowiedział Gregory, wyraźnie znając odpowiedź na pytanie, którego Mycroft nie był w stanie dokończyć. Prychnąć cicho, wpatrując się w usta, które właśnie całował. — Pójdziesz ze mną do domu?
— Ta… tak. — Mycroft skinął głową.
Uśmiechając się delikatnie, Gregory pochylił się i ponownie pocałował Mycrofta. Powoli i z wdzięcznością. To było niesamowite. Młodszy nastolatek marzył o tym, ale nigdy nie sądził, że to się stanie. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo chciał, żeby się to stało. Ale wtedy Gregory wziął go za rękę i splótł ich palce razem. Zeszli z boiska, na którym właśnie drużyna Gregory'ego wygrała. Wygrała ostatni mecz przed ukończeniem tej szkoły przez starszego nastolatka.
Mycroft nie mógł powstrzymać się od wpatrywania się w lekko błotniste boisko, gdy wychodzili. Tej wieczór był wielką sprawą. Nie rozumiał tej powagi, kiedy przybył, ale teraz… Teraz nagle nabrało to sensu. Teraz było jakoś idealnie. Czy to były uczucia? Tak musiało być. Gregory wydobył każdą wersję sentymenty, do której zdolna była istota ludzka i wszystkie rzeczy, o których Mycroft nie wiedział, że może czuć. Do tej pory nie obchodziło go, czy kiedykolwiek się o tym dowie.
Nie miał pojęcia, dokąd to zmierzało i jak to zmieni ich przyjaźń, ale był podekscytowany możliwościami.
