Rozdział 212: Przestań być absurdalny

Kiedy urodził się Oliver, Greg bardzo szybko i naturalnie wszedł w rolę ojca. To było coś, z czym był oswojony Coś, co mógł zrobić i to było niesamowite, pomagając swojemu drogiemu mężowi przejść przez tak nieznane (dla niego) terytorium. Mycroft pojął to jednak szybciej, niż kiedykolwiek chciałby to przyznać, i radził sobie znakomicie. Chociaż, mimo tak dużej praktyki, jaką miał, i choć był do tego przyzwyczajony, czasami Greg wciąż nie mógł powstrzymać się od podziwu nad tym wszystkim.

Dzisiejsza noc była jedną z tych nocy. Właśnie położył Olivera do łóżka. Chłopiec mocno spał. Ponieważ miał zaledwie miesiąc, najprawdopodobniej będzie odpoczywał tylko kilka godzin, zanim znów obudzi się głodny, ale w międzyczasie wykorzystają dany im czas. Obaj ojcowie siedzieli razem w pokoju na małej wyściełanej ławce i po prostu podziwiali niemowlę podczas snu. Usta miał lekko rozchylone, jedna drobna rączka ściskała dziecięcy kocyk, którym go okryli, drugą wyciągnął nad lekko przekręcona na bok głową.

Greg spojrzał na niego czule, uśmiechając się dumnie. Był taki piękny. Jego serce łomotało ze zdumieniem, miłości i podziwu, a teraz wydawało się, że był to normalny stan dla niego. Mycroft milczał obok niego, kładąc jedną szczupłą dłoń na udzie męża, patrząc na Olivera w podobny sposób. Po kilku chwilach Greg nerwowo oblizał wargi i wyciągnął rękę, muskając wierzchem palców miękki, ciepły policzek Olivera.

— Chcę być dobry dla niego — wyszeptał wystarczająco głośno, by młodszy mężczyzna go usłyszał, ale na tyle cicho, by nie obudzić ich syna.

Zacisnął usta w wąską linię, pozostawiając rękę na policzki Olivera. Niemowlę westchnęło we śnie, wydając cichy i zadowolony dźwięk, ale nie obudziło się.

— Oczywiście, że tak — odparł Mycroft, po kilku chwilach. Przesunął rękę, pocierając przez chwilę udo Grega. — Jesteś najwspanialszym ojcem, Gregory.

— Chcę nim być. Być porządnym tatą — kontynuował Greg, czując ukłucie żalu i niepewności. — Chcę pomóc trenować jego drużynę piłkarską, jeśli do niej dołączy. Chcę chodzić na każdy trening i mecz, czy to będzie dotyczyło jakiegoś sportu, nauki, muzyki, czy czegokolwiek innego. Chcę…

Skrzywił się, wzdychając przez nos. Poruszył ręką, odgarniając mały lok z czoła Olivera i delikatnie pogładził jego ciemne, puszyste włosy. Zwlekał z dłonią ułożoną na krzywiźnie głowy dziecko jeszcze przez kilka chwil, zanim w końcu odsunął się i położył dłonie na kolanach.

— Czy coś się jest nie tak? — zapytał Mycroft, przesuwając się bliżej na siedzeniu.

Greg czuł na sobie jego przeszywające spojrzenie bladych oczu, oceniające i próbujące go rozgryźć. Praktycznie słyszał, jak koła zębate w głowie jego męża obracają się, gdy pracował nad odczytaniem z niego tego, co mógł.

— Nigdy mnie nie było. Nie wystarczająco — zaczął się zwierzać Gregory, chociaż Mycroft wiedział już o tym wszystkim. — Awansowałam i zostałem inspektorem, pracując przy morderstwach i poważnych przestępstwach… Nigdy nie było mnie w domu. Wiesz, jakie mam godziny pracy. Nie mogłem być prawdziwym tatą dla Lizzie i Abby. To oczywiście zniszczyło moje małżeństwo. Nie żeby na dłuższą metę nie wyszło to na lepsze…

— To dlatego przeszedłeś na emeryturę, najdroższy — przypomniał mu Mycroft, ściskając jego udo. Po chwili Greg odwrócił się, by w końcu spojrzeć na swojego męża, który patrzył na niego uspokajająco. — Będzie mnóstwo czasu i możliwości.

Oczywiście będzie. Mycroft miał rację. Zwłaszcza ze względu na jego pracę w rządzie, Greg miał tyle rozsądku, by oddać odznakę i odejść z policji. Całkiem nieźle się dostosował (a Sherlock oczywiście nadal się przyzwyczajał do tego), ale tak było najlepiej. W ten sposób Greg mógł siedzieć w domu praktycznie na cały etat, podczas gdy Mycroft kontynuował pracę, chociaż nawet on ograniczał swoje godziny najlepiej, jak mógł.

Tak naprawdę to nie był problem. Nie… Obecnie w sercu i głowie Grega było dużo głębsze zmartwienie. Lekko marszcząc brwi, odwrócił się, by spojrzeć na ich pięknego syna, ponownie oblizując wargi, przeczesując palcami włosy.

— Wiem, że tak, ale… — zaczął niepewnie, by wyrazić swoje obawy. — Ale Elizabeth i Abby. Będę tam dla Olivera, ale nie byłem tam dla nich. Co jeśli… Mycroft… Co jeśli zaczną mieć z tego powodu urazę do mnie? A co, jeśli będą żywić urazę do Olivera? Nie mógłbym znieść…

Tok jego myśli zniknął, gdy poczuł palce Mycrofta przesuwające się przez jego włosy. Greg zamknął oczy i westchnął przez nos, pochylając się pod tym dotykiem, po czym odwrócił się, by znów na niego spojrzeć. Mycroft kontynuował głaskanie go po włosach, zanim zaczął odzwierciedlać wcześniejsze działania Grega na Olivierze, muskając wierzchem palców jego lekko zarośnięty policzek.

— Gregory Lestrade, jesteś wspaniałym ojcem — powiedział cicho Mycroft, ale z autorytetem. — Zawsze byłeś tam dla nich, zarówno dla Elizabeth jak i Abigail. Bardzo cię kochają. Elizabeth nieraz mówiła mi, jak bardzo cieszy się, że w końcu poszedłeś na emeryturę i obie były niezmierne podekscytowane, że mają młodszego brata do rozpieszczania.

Greg przyjął słowa, wiedząc, że wszystkie są prawdą. Mycroft nie dawał pustej nadziei ani otuchy. Nie był taki. Pochylając się, Greg przycisnął policzek do ramienia męża, który go objął i mocno przytulił.

— Nigdy nie mogliby czuć do ciebie urazy. Fakt, że się tym martwisz, jest absurdalny. Czasami możesz być niezwykle tępym człowiekiem.

Greg parsknął cichym śmiechem i poczuł, jak Mycroft również się śmieje. Smukłe palce młodszego mężczyzny znów gładziły Grega po włosach, gdy całował czubek jego głowy.

— Przestań się martwić — szepnął Mycroft w srebrzyste kosmyki. — To niepotrzebne.

— Kocham cię — westchnął Greg, zamykając oczy i wtulając się w ramię męża. To zdumiewające, jak Mycroft był w stanie podnieść go na duchu.

— Również cię kocham, Gregory. A teraz chodźmy spać, żeby odpocząć kilka godzin, zanim Oliver znów nas obudzi.

— Tak. W porządku.