Wersja z dnia: 28.06.2011
2. UPRZEDZENIA I OCZEKIWANIA
Wycieczka nad morze była wspaniała. Wyruszyli w szóstkę: Harry, Ania, Syriusz, Severus, Fletcher i – o dziwo – McGonagall, która przybyła, by dostarczyć wieści o Lupinie i zaprosić Snape'a na radę pedagogiczną w następnym tygodniu. Obecność Fletchera nie była niczym nowym. Część Dworu Snape'ów używana była przez pewnych ludzi, nazywali sami siebie Zakonem, i Fletcher był jednym z nich. Był również pewnego rodzaju ochroniarzem: stworzył mur ochronny wokół domu i naprawił inne systemy obronne, o których nigdy nie mówił, chociaż Harry pytał go kilka razy. Mężczyzna jednak tylko uśmiechał się do niego i powtarzał: to sekret. Jakby mówił do małego dziecka, myślał zawstydzony Harry.
Na początku Fletcher starał się być niewidoczny i nie przeszkadzać w codziennym życiu mieszkańców rezydencji, ale Harry często zatrzymywał go swoimi pytaniami, a Fletcher kochał objaśniać. Był wyśmienitym wykładowcą, jego wyjaśnienia były jasne i łatwe do zrozumienia. Na początku był uprzedzony do Harry'ego – przecież był synem Snape'a! – ale dobroć i ciekawość chłopca złagodziła jego niechęć i po tygodniu zgodził się rozmawiać również ze Snape'em.
Uprzedzenia… Po kilku pierwszych dniach Harry zrozumiał, że największą walkę będzie musiał stoczyć z uprzedzeniami. Wszyscy na początku niechętnie z nim rozmawiali, potem byli zaskoczeni zachowaniem Harry'ego, potem podejrzliwi… Zawsze ta sama kolejność…
Nie jestem moim ojcem, na litość boską! powiedział Fletcherowi podczas drugiej rozmowy. A nawet on się zmienił, nie widzisz?
Potem byli jeszcze Weasleyowie i Syriusz… Cóż, wreszcie udało mu się przełamać przez niektóre mury starych uprzedzeń, ale nie było to łatwe i czasami wydawało mu się to zbyt wyczerpujące i bezsensowne. Miał swoje własne demony, z którymi musiał walczyć, swoje własne koszmary, wspomnienia i nienawidził tego, że musiał ponownie zdobywać zaufanie wszystkich.
Ale po dwóch tygodniach napięta atmosfera w rezydencji zelżała. Fletcher został zaproszony na wspólne posiłki, toczyło się coraz więcej rozmów, i to nie tylko między Harrym i Blackiem czy Fletcherem, ale nawet między Snape'em i tamtymi dwoma. Było również więcej śmiechu. Ania zaczęła akceptować pozostałych dorosłych, szczególnie Blacka.
A teraz byli na wspólnej wycieczce. Szli parami i rozmawiali. Black transformował się w swoją formę animaga i biegał z Anią nad wodą. Snape i Fletcher rozmawiali na temat systemu obronnego rezydencji na czas roku szkolnego, a McGonagall dołączyła do nerwowego Harry'ego, by zapytać go o jego wcześniejszą naukę.
Więc znowu musiał kłamać.
– Uczęszczałem do mugolskiej szkoły, proszę pani – odpowiedział uprzejmie na jej pierwsze pytanie.
– Czy to znaczy, że nie wiedziałeś niczego na temat społeczności czarodziejskiej? – wyglądała na zaskoczoną.
– Nie, oczywiście, że wiedziałem. Mój ojciec zawsze miał nadzieję na uzyskanie opieki nade mną, więc cały czas mnie uczył i dawał mi do czytania książki i podręczniki. Ale nie sądzę, bym mógł być w szóstej klasie, bo nie zdawałem jeszcze sumów.
– Och, pamiętam! Masz szesnaście lat, prawda?
– Tak.
Jego wiek też był kłamstwem. Nie podobało mu się to. Ale przynajmniej wyglądał na szesnaście, albo nawet więcej. To była pocieszająca myśl: nie był przystojny, ale przynajmniej nie wyglądał już jak dziecko.
– Myślę, że będziesz w piątej klasie. A jeżeli będzie trzeba, zorganizujemy również dla ciebie korepetycje…
– Nie, dziękuję. – Harry uśmiechnął się. – Nie sądzę, żebym potrzebował dalszych korepetycji…
– Twój ojciec stara się jak najlepiej cię poduczyć, prawda? – W oczach McGonagall pojawiło się rozbawienie. – Był błyskotliwym uczniem.
– Wiem – wymamrotał Harry, nieco zirytowany. Miał nadzieję, że Quietus nie będzie wspomniany, jako najlepszy uczeń wszechczasów. Na próżno się łudził.
– A jego brat był najlepszym uczniem stulecia, muszę dodać. – McGonagall uśmiechnęła się do rozdrażnionego Harry'ego. – Więc nie sądzę, byś miał problemy z nauką. Snape'owie zawsze należeli do najlepszych uczniów. Jak z pewnością wiesz, wielu z nich było Krukonami i nawet twój ojciec mógł tam być. Mam nadzieję, że tam trafisz, kiedy już zostaniesz przydzielony.
Harry prychnął z frustracji. On – w Ravenclawie!
McGonagall, ku jego wielkiemu zdziwieniu, nie miała żadnych uprzedzeń ani do jego ojca, ani do niego, przynajmniej Harry tak pomyślał na początku. Ale teraz widział, że nawet poważna profesor miała względem niego swoje oczekiwania. Cóż, nie były to uprzedzenia, ale oczekiwania nie były wcale lepsze. Harry był bardzo wdzięczny, że McGonagall nie wiedziała o jego prawdziwych rodzicach: dwojgu Krukonach, z których jeden był wcześniej wspomnianą znakomitością stulecia… Harry drgnął. Jego wyniki nie były takie złe, ale z drugiej strony, nie był geniuszem. Ani trochę. W jego przypadku powiedzenie jaki ojciec taki syn nie było prawdziwe. Nie był błyskotliwym studentem – nie mówiąc już o fakcie, w który społeczeństwo czarodziejów nigdy by nie uwierzyło – nie był również potężny. W przeciwieństwie do swojego ojca.
Przeżył pierwszy atak Voldemorta dzięki poświęceniu swojej matki, ocalał po ataku Quirrella z tego samego powodu, przetrwał napaść młodego Toma Riddle dzięki pomocy Fawkesa, przeżył odrodzenie Voldemorta z powodu rdzenia swojej różdżki i wreszcie uszedł z życiem z niewoli dzięki pomocy Severusa oraz długu życia. Miał szczęście i był chroniony przez innych. Gdyby był mądrzejszy albo potężniejszy, może wszystko potoczyłoby się inaczej…
– Nie sądzę, abym był tak świetnym uczniem jak mój ojciec czy jego brat – podsumował swoje myśli. – Nigdy nie byłem w niczym wybitny. Obawiam się, że nie będę mógł spełnić pani oczekiwań.
McGonagall spojrzała na niego i Harry zdziwił się, gdy zobaczył smutek w jej oczach.
– Przykro mi, panie Snape – westchnęła. – Myślę, że twoja sytuacja jest wystarczająco trudna, nawet bez moich oczekiwań. Ale, wiesz, trudno będzie nam, nauczycielom, traktować cię w inny sposób. Wyglądasz jak twój wujek, nawet twoje imię jest takie samo…
Harry kiwnął głową.
– Czasami żałuję, że podjąłem tę decyzję. – Jego gardło było ściśnięte i suche, a głos zachrypnięty. Harry wiedział, że Dumbledore opowiedział McGonagall jego „historię" i pomimo, że mówił o swoim wymyślonym życiorysie, to zdanie pasowało również do jego prawdziwej sytuacji. Nawet jeśli nie miał żadnego innego wyboru, czasami tego żałował. Jak teraz.
McGonagall położyła rękę na ramieniu Harry'ego. Starał się nie skrzywić.
– To nie będzie łatwe, wiem. Ale musisz wiedzieć, że masz wspaniałego mentora i pomocnika. I jestem pewna, że z jego pomocą dasz sobie radę.
Harry zdziwił się. Czy McGonagall chwaliła Snape'a?
– Ma pani na myśli Se.. mojego ojca? – zapytał i kiedy przytaknęła dodał. – Jest pani pierwszą osobą, która tak dobrze o nim myśli…
Oczy McGonagall utkwione były w morzu.
– Wielu ocenia go po jego wyglądzie i manierach.
Jak ja, dokładnie tak robiłem, pomyślał Harry z poczuciem winy.
– Wielu osądza go z powodu jednej złej decyzji, którą podjął, gdy był młody.
Ministerstwo, aurorzy… i on sam… Zgodził się w duchu Harry.
– Ale wiesz, to były trudne czasy. Była wojna i wielu czarodziejów zostało oszukanych przez Sam Wiesz Kogo. Wielu młodych ludzi. I w większości Ślizgonów, którzy zawsze byli uważani za złych i mrocznych. Chociaż oni są tylko zbyt ambitni. – McGonagall zatrzymała się, i kiedy Harry zrobił to samo, odwróciła się do niego, patrząc poważnie. – Jestem bardzo wdzięczna, że twój ojciec został opiekunem Slytherinu. To dobry człowiek. Raz podjął złą decyzję. Pożałował tego i był gotów ponieść karę. Nikt go do tego nie zmuszał. Zrobił to sam z siebie. A to jest rzecz, której wielu ludzi nigdy nie robi: ponoszenie konsekwencji własnych czynów. Wiele razy ludzie nie przyznają się nawet przed sobą, że popełnili błąd, byle tylko uniknąć kary. Twój ojciec przeciwnie, był gotowy przyjąć właściwą karę i niósł bagaż winy przez prawie dwie dekady. Jest odważnym i godnym zaufania człowiekiem, ale z powodu poczucia winy stał się zgorzkniały i samotny. – Jej wzrok stał się teraz jeszcze bardziej poważny i dokończyła: – Ale teraz, kiedy jego rola dobiegła końca i ty mieszkasz z nim, być może ma jeszcze jedną szansę, by żyć normalnym życiem, na jakie zasługuje.
Harry był oszołomiony. Nigdy nie był traktowany w taki sposób… Jak dorosły. I to przez swojego nauczyciela. Nigdy też nie widział poważnej profesor transmutacji od tej strony. Cóż, nigdy również nie podejrzewał, że lubiła opiekuna Slytherinu.
– Kiedy opowiedział mi swoją historię powiedziałem mu to samo, co pani teraz. Ale on się ze mną nie zgodził. Myślę, że nigdy sobie nie wybaczy – powiedział, kiedy odzyskał głos. – Mówi, że wszyscy go nienawidzą i on na to zasługuje. Kiedy próbuję go przekonać, że jest w błędzie, zawsze protestuje…
To była prawda. Harry doskonale wiedział, że Snape czuje się nieswojo w obecnej sytuacji. Był prawie szczęśliwy i czuł się winny z powodu własnego szczęścia. Nie zasługuję na szczęście, zwykł mówić Harry'emu. Ale na szczęście nie możesz mnie wyrzucić, odpowiadał Harry, a ja zmuszę cię, byś był szczęśliwy.
McGonagall uśmiechnęła się smutno.
– Podejrzewam, że nigdy mu to nie przejdzie. Nigdy.
– Myślę, że traktuje również swoją pracę jako zasłużoną karę…
– Cóż… Jest błyskotliwym Mistrzem Eliksirów, jednym z najlepszych. Ale nie lubi uczyć. I prawdę mówiąc nie jest dobrym nauczycielem. Nie ma cierpliwości do dzieci i nie lubi się powtarzać…
– Ale dlaczego w takim razie uczy? Kara…?
– Nie. – McGonagall uśmiechnęła się lekko. – Ponieważ dyrektor go o to poprosił. I potrzebuje go jako opiekuna Slytherinu. Chociaż myślę, że błędem było wysyłanie go z powrotem jako szpiega po tylu latach nauczania. Praca w Hogwarcie zagroziła jego roli pomiędzy Śmierciożercami. Myślę, że to było powodem, że Sam Wiesz Kto odkrył go, za co jestem bardzo wdzięczna losowi, ale mógł przecież zginąć jak Harry…
Harry nie wiedział jak zareagować na te słowa, więc milczał.
– Podejrzewam, że opowiadał ci o nim, prawda?
Harry poruszył się skrępowany.
– Eee… Na ogół nie chce o nim mówić…
McGonagall, ku rozgoryczeniu Harry'ego, wyglądała na chętną do rozmowy.
– Był w moim domu, wiesz… – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Harry zarumienił się i wbił wzrok w ziemię. – Był podobny do swego ojca, ale tylko z wyglądu. Był dużo poważniejszy, wrażliwy i utalentowany. Jak jego matka…
– Utalentowany? – Harry zamrugał z niedowierzaniem.
– Tak – odparła McGonagall i uśmiechnęła się znowu. – Mógłby być jednym z najlepszych uczniów, ale zawsze był zamieszany w zbyt wiele rzeczy jednocześnie…
Harry nie ośmielił się podnieść głowy. Był przekonany, że jego uszy są czerwone z zakłopotania.
– Ale to nie była jego wina – ciągnęła profesorka nie zauważając jego zawstydzenia. – Walczył w pierwszej bitwie nadchodzącej wojny…
– Minerwo, Quiet…? – To był Snape. Harry odetchnął z ulgą. – Przepraszam, że przeszkadzam wam w rozmowie, ale wracamy już do domu.
– Oczywiście, Severusie. – McGonagall uśmiechnęła się do niego. – Robi się późno.
– Quiet, Quiet, zobacz, co znalazłam! – Bardzo podekscytowana Ania pokazała swoje małe i niezwykle brudne dłonie. Miała w nich garść muszelek. – Śliczne, prawda?
– Tak, są śliczne – odpowiedział Harry. Nadal był zaczerwieniony i zauważył, że dwoje dorosłych patrzy na niego, uśmiechając się.
– Tę przyniosłam dla ciebie! – Dziewczynka nie była świadoma skrępowania Harry'ego i podała mu największą muszlę. – Podoba ci się?
Harry wymamrotał coś w odpowiedzi.
– Dobrze. – Ania skinęła głową i wsypała zawartość dłoni do kieszeni, a potem złapała Harry'ego za rękę. – Wujek Severus powiedział, że już musimy iść do domu.
McGonagall spojrzała ciekawie na Snape'a, który zarumienił się i odwrócił. Harry uśmiechnął się z satysfakcją. Ale jego dobry humor nie trwał długo. Czwórka dorosłych szła razem, zostawiając Harry'ego i Anię z tyłu. Najpierw dziewczynka wesoło paplała, ale potem jej kroki stawały się coraz wolniejsze i chwiejne, a odstęp pomiędzy obiema grupami wzrastał.
Harry poczuł coś w rodzaju wzrastającej w jego piersi paniki. Nienawidził zostawać z tyłu. Starał się zwiększyć tempo, ale Ania była zbyt zmęczona, by iść szybciej.
– Poniesiesz mnie? – Zatrzymała się na chwilę. – Jestem jaka zmęczona…
Harry przestraszył się. I zrobiło mu się niedobrze.
Nie, nie chodziło o dziewczynkę, ale o niego. Dotykał Ani tylko wtedy, jeśli było to niezbędne. Czasami obejmował ją ramieniem. Zawsze jednak uważał, by ona go nie dotykała, a przynajmniej nie dłużej niż przez kilka sekund. Nie potrafił znieść fizycznego kontaktu. Nie mógł wytrzymać cudzego dotyku, nie wspominając już o przytulaniu. Jedynym wyjątkiem był Severus. Uczył się teraz, jak sobie radzić z lekkimi dotknięciami, jak nie krzywić się czy odskakiwać, nie krzyczeć w proteście.
Kolejne pamiątka letniego piekła.
Zdał sobie z tego sprawę pierwszego dnia, kiedy Ania starała się do niego przytulić. Omal wtedy nie zemdlał. Kilka dni później Syriusz zaskoczył go i niespodziewanie od tyłu dotknął jego ramienia, zapraszając go na kolację, a on odskoczył, krzyknął ze strachu i przewrócił stolik. Syriusz był wstrząśnięty, ale nigdy już go nie dotknął. A później Fletcher…
Zrobiło mu się niedobrze i poczuł zawrót głowy.
– Nie mogę… – wyszeptał słabo.
– Proszę… – Kąciki ust dziewczynki opadły w dół. Harry zaczął się denerwować. Nie chciał, aby dziewczynka zaczęła płakać. Udawał, że nie zauważył jej złego humoru i szedł dalej, trzymając ją za rękę. Ania nie płakała, ale po kilku minutach zaczęła iść jak we śnie. Znowu się zatrzymali. Popatrzył z desperacją na dorosłych i wiedział, że sam musi rozwiązać ten problem. Byłoby zbyt dziwne, gdyby wołał o pomoc tylko dlatego, że nie chciał nieść dziewczynki…
Westchnął i podniósł ją. Uśmiechnęła się i objęła swoimi brudnymi raczkami szyję Harry'ego i zamknęła oczy z zadowoleniem.
Harry jednak nie był zadowolony. Starał się ignorować ramiona wokół jego szyi, małe ciało uciskające jego blizny oraz ogólnie niemiłe i przyprawiające o mdłości uczucie bycia dotykanym. Czuł się bardzo niedobrze. Nie wspominając o tym, że nie odzyskał jeszcze pełni sił po długiej niewoli, a wcześniej też nie był zbyt silnym chłopakiem. Ale i tak robił co mógł.
Miał ochotę krzyczeć. Wymiotować. Rzucić dziewczynkę. Ale nie zrobił tego. Nogi się pod nim uginały, ale szedł dalej.
Snape pierwszy zauważył, że chłopiec został z tyłu. Kiedy obejrzał się i zobaczył Harry'ego, przestraszył się i natychmiast zalało go poczucie winy. Wiedział o fobii Harry'ego i znał jego ogólną kondycję fizyczną, nie mówiąc już o tym, że pozostanie z tyłu było złym wspomnieniem… Bez słowa odwrócił się i pobiegł do idącego chwiejnym krokiem chłopaka.
Gdy dotarł do Harry'ego, chłopiec był już na samej granicy wytrzymałości. Snape wziął od niego śpiącą dziewczynkę.
– W porządku? – W jego oczach widać było troskę.
Harry wciągnął głęboko powietrze i od razu poczuł się lepiej.
– Tak – odpowiedział. – Dzięki.
– To moja wina. – Snape potrząsnął głową.
Harry tylko machnął ręką.
– Co się takiego stało? – zapytał Black, gdy tylko dołączyli do pozostałych.
– Quiet złamał nogę wiosną. Nie chcę, żeby się zbytnio przeciążał – odpowiedział Snape neutralnym tonem.
Harry był zaskoczony, że Snape tak szybko i naturalnie zareagował. Cóż, tyle lat szpiegowania… Więc Harry tylko przytaknął, aby potwierdzić to wyjaśnienie i poszli dalej.
Harry westchnął. Nie był gotowy, by stawić czoła przyszłości.
Powiedział to samo tej nocy, kiedy Snape obudził go z jego koszmaru.
– Nie chcę iść do szkoły. Nie jestem gotowy – przełknął ślinę i dodał szeptem: – Nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowy…
– Będziesz. – Snape usiadł obok niego na łóżku.
– Ale na pewno nie do września…
Severus nie odpowiedział. Myślał to samo, ale nie wiedział, czy mądrze byłoby powiedzieć to Harry'emu. Ale tym razem Harry nie poprzestał na tym.
– Mówię poważnie, Severusie. Nie mogę sobie z tym poradzić. Proszę, wymyśl coś…
– Ale… Nie widzę sposobu… – Snape wymamrotał pośpiesznie.
– Chcę zostać z tobą – powiedział Harry, nie patrząc na niego.
– Ale to jest wbrew zasadom szkolnym. Musisz zostać przydzielony i mieszkać w dormitorium swojego domu.
– Nie mogę, Severusie, nie rozumiesz? Nawet w Gryffindorze. Co powiedzą, kiedy zobaczą moje blizny? Albo kiedy zauważą moje fobie? Co powiedzą, kiedy będę ich budził każdej nocy swoimi koszmarami? A co ja zrobię wtedy w ciemności? Wrzeszczał w panice? Płakał? – Harry potrząsnął głową. – Nie mogę tego zrobić. I nie chcę nawet próbować. Zostanę z tobą, albo możesz mnie wysłać prosto do Świętego Mungo. – Harry usiadł, trzęsąc się. – Nienawidzę tej mojej przeklętej słabości! – wykrzyknął z rozpaczą. – Chciałbym żyć jak wszyscy inni, ale zawsze muszę mieć coś, co przypomina mi, że nie jestem normalny – dodał i łzy popłynęły mu po policzkach.
Snape przyciągnął go do piersi i pogłaskał delikatnie po plecach.
– Znajdziemy rozwiązanie, obiecuję – powiedział spokojnie. – Porozmawiam z Albusem, dobrze?
Harry tylko kiwnął głową, ale nie powiedział ani słowa. Nadal walczył z płaczem.
– Nienawidzę tego, że jestem taki cholernie słaby… – wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
– Nie jesteś słaby, Harry…
– Nie nazywaj mnie tak! – zawołał Harry gniewnie. – Musimy się przyzwyczaić do mojego nowego imienia. I tak! Jestem cholernie słaby… – Przegrał swoją bitwę i płacz wstrząsnął całym jego ciałem.
– To, przez co przeszliśmy, wystarczyłoby, aby każdego innego doprowadzić do obłędu na resztę życia. Przeżyłeś, radzisz sobie ze wszystkim wspaniale, naprawdę…
– Nienawidzę siebie. – Harry złapał koc i zacisnął na nim palce, aż pobielały. – Nienawidzę tego, że nie mogę spać w nocy, że nie mogę wytrzymać zwykłego dotyku, nie mogę nie drżeć, gdy słyszę głośny głos. Nie mogę normalnie jeść, nie mam siły i wyglądam jak dziwoląg z tymi wszystkimi bliznami na całym ciele. Nie mogę nawet założyć zwykłej podkoszulki, jeżeli nie chcę by je zauważono… I nienawidzę uprzedzeń, z którymi muszę walczyć za każdym razem, gdy kogoś spotkam i że straciłem przyjaciół… Nie chcę już żyć!
Zwinął się w kłębek i oparł głowę o pierś Snape'a. Ten nie odpowiedział, tylko delikatnie głaskał go po plecach. Zabrało to prawie pół godziny, zanim chłopak się uspokoił.
– Przepraszam – wymamrotał wreszcie. – Ale tak się boję…
– Znajdziemy rozwiązanie, zaufaj mi…
– Zimno mi…
Snape wypuścił go ostrożnie, wstał i otworzył okno. Ciepłe, sierpniowe powietrze wypełniło pokój. Stanął na chwilę, by głęboko odetchnąć i usłyszał odgłos bosych stóp Harry'ego.
– Włóż kapcie, zaziębisz się.
– Tak, tato – powiedział Harry z udawanym posłuszeństwem. Usiadł na parapecie okna. Bez kapci. Spojrzał w oczy Snape'owi. – Wiem, że gadałem jak głupie małe dziecko, ale mówiłem poważnie, Severusie. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Jeszcze nie.
– Pojutrze ruszamy do Hogwartu, by przygotować się do roku szkolnego. Porozmawiam z Dumbledore'em, obiecuję.
Harry podciągnął nogi do piersi.
– Dzięki.
– Dwóch Snape'ów! Dobry Boże! – Głos Irytka wypełnił Wielką Salę. – Pomocy! Wredny typ zdecydował się przekalkować i przyprowadzić ze sobą kopię! – Uśmiechnął się złośliwie. – Nie wystarczyło biednym uczniom, że potomek Slytherina, wielki Harry Potter umarł, a teraz muszą jeszcze uporać się z dwoma Snape'ami! – Duch udał, że mdleje.
Harry uśmiałby się z przedstawienia Irytka, gdyby to nie z niego się nabijał poltergeist. Nie był kserówką Severusa!
Snape stanął, kiedy zobaczył chichoczącego ducha, skrzyżował ramiona i uśmiechnął się groźnie.
– Quiet – mrugnął do Harry'ego. – Chcesz zobaczyć coś ciekawego?
Chłopiec przytaknął. Od czasu prostego zaklęcia Lupina z gumą do żucia nigdy nie widział, aby ktokolwiek był w stanie przepędzić poltergeista.
Snape wyciągnął zza paska swoją nowiutką różdżkę i machnął nią w kierunku Irytka.
– Gelasmus – powiedział wyraźnie.
Nagle śmiech Irytka stał się silniejszy i najwyraźniej niekontrolowany.
– Hehehehehe, Snape hehehe… – powiedział dusząc się od śmiechu. – Przestań hehehehe…
Ale Snape tylko stał i patrzył na niego intensywnie.
– Hehehe proszę… hehehe.
Harry widział jak duch stara się odzyskać samokontrolę, ale nie może.
– To potrwa przynajmniej ze cztery godziny… Znałeś konsekwencje – powiedział Snape i machnął w kierunku Harry'ego. – Chodźmy.
– A on? – Harry spojrzał na śmiejącego się ducha. – Co na niego rzuciłeś?
Snape uśmiechnął się z zadowoleniem.
– To proste, ale potężne zaklęcie przeciwko niemu. Zwiększa jego śmiech by trwał całymi godzinami… Jego czas trwania zależy od jego wcześniejszej wesołości. Jeśli rzucisz to na smutną osobę nie zadziała. Działa tylko na osoby wesołe lub śmiejące się.
– Chcę się tego nauczyć. – Harry uśmiechnął się od ucha do ucha.
Twarz Snape'a stała się poważna.
– Musisz być ostrożny z tym zaklęciem, Quiet. To może zabić żyjącą osobę. Irytek, oczywiście, nie umrze. Ale nie możesz tego tak po prostu rzucać na każdego…
– Co za szkoda, że nie można zabić Voldemorta tym zaklęciem.
Uśmiechnęli się lekko.
– Cóż, musiałbyś czekać latami, by zastać go szczęśliwego lub śmiejącego się. – Snape kiwnął głową i poszli do lochów.
Wyglądało na to, że to był dzień duchów: najpierw spotkali Sir Nicholasa, który przywitał ich skinięciem głowy (nie zapytał jednak o nic, może z powodu rywalizacji między domami), a w lochu czekał na nich Krwawy Baron.
– Witaj z powrotem, Severusie – ukłonił się.
– Miło cię widzieć, Saevusie – odpowiedział Snape. – Pozwól, że przedstawię mojego syna, Quietusa. – Położył rękę na ramieniu Harry'ego.
– Miło pana poznać – wymamrotał Harry nieśmiało.
– Saevus Malingus Noblestone – rzekł Krwawy Baron i zwrócił się do Snape'a. – Cieszę się, że rodzina Snape'ów nie kończy się na tobie. Naprawdę się tym martwiłem. Nigdy nie podejrzewałem, że masz syna. Wygląda jak twój brat, Severusie.
– Istotnie. – Mistrz Eliksirów skinął uprzejmie głową. – Musiałem utrzymać jego istnienie w tajemnicy, jeżeli nie chciałem ściągnąć na niego zagrożenia.
– Zagrożenia?
– Nie mogłem dopuścić by dopadł go Czarny Pan – wyjaśnił profesor.
– Słyszałem wieści o tym, że szpiegowałeś Czarnego Pana dla Dumbledore'a, Severusie. – Twarz ducha spochmurniała. – Nie byłem zadowolony.
– To moje życie i moja odpowiedzialność, by podejmować właściwe decyzje. – Snape uśmiechnął się do groźnej postaci. – Kwestią jest twoja lojalność.
– Jestem lojalny wobec Slytherina, wiesz o tym.
– Domu Slytherina czy dziedzica Slytherina?
– Chcesz bym podjął decyzję?
– Już ją podjąłeś, jak wierzę.
Harry był zaskoczony spokojem i uprzejmością Severusa. Duch był groźny i wyglądał na niezwykle złego i potężnego. On nie ośmieliłby się rozmawiać z nim tak jak Snape.
– Moja krew jest dla mnie ważniejsza niż Slytherina, wiesz o tym. Ale nadal nie jestem zadowolony.
– To dziedzic Slytherina zabił mojego brata.
– Wiem.
– Wtedy zmieniłem strony.
Nastała chwila ciszy.
– Rozumiem – odpowiedział w końcu duch. – Cóż, muszę iść. Spotkamy się później, Severusie, Quietusie… – Skinął im i odszedł.
– Co to było? – Harry spojrzał na Snape'a.
– Co?
– Ta przemowa o krwi i dziedzicach.
– Ach to! – Snape uśmiechnął się szeroko. – Saevus jest moim przodkiem ze strony matki. Moja matka była Noblestone.
– Co za przeklęci przodkowie… – wymamrotał cicho Harry. – On był mrocznym czarodziejem, prawda?
– On jest również twoim przodkiem, Quiet. I odpowiadając na twoje pytanie: tak, oczywiście. – Uśmiech Snape'a nie zniknął.
– To dlatego jego szaty są krwawe, prawda? – To było pytanie, które Harry chciał zadać od początku nauki w Hogwarcie.
– Nie. – Snape potrząsnął głową. – Był mrocznym czarodziejem i Ślizgonem, jak prawie każdy Noblestone. Ale umarł broniąc rodziny przed Czarnym Panem swoich czasów.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się, gdy zrozumiał.
– Więc dlatego ci wybaczył…
– Lubił Toma Riddle, kiedy ten się tutaj uczył – dodał profesor, jego oczy błysnęły, gdy tak rozmyślał. – Ale jedyna rzecz, jakiej Saevus nigdy nie zaakceptuje, jest mordowanie jego potomków.
– Co znaczy jego imię? – zapytał Harry.
– Bezlitosny.
– O kurde…
– Język, Quietus.
– Dobrze, dobrze… – Harry wzruszył ramionami i poszedł za Snape'em do drzwi jego kwatery, położonej za dormitorium Slytherinu.
Stanęli przed nimi.
– Daj mi swoją dłoń, Quiet. – Snape odwrócił się do Harry'ego, który wyciągnął rękę, zaciekawiony. Snape delikatnie chwycił jego palec wskazujący, przycisnął go do drzwi, gdzie znajdowała się mała, biała plamka i wymruczał kilka słów. – Teraz możesz wejść, kiedy tylko będziesz chciał, musisz tylko nacisnąć na tę plamkę palcem wskazującym. Spróbuj!
Harry nacisnął na plamkę i drzwi się otworzyły.
– Cóż… – Snape westchnął ciężko. – Myślę, że musimy jakoś cię tu urządzić.
Przygotowania zajęły im kilka godzin, kiedy wreszcie skończyli pracę, była już pora kolacji.
– Zjemy w Wielkiej Sali z gronem pedagogicznym.
Ta zapowiedź wystraszyła Harry'ego.
– Masz na myśli… z innymi nauczycielami? – zapytał bojaźliwie.
– Dokładnie.
– Co za cholerny dzień…
– Ha… Quiet, musisz przywyknąć do przebywania między ludźmi. Ale myślę, że tego wieczoru nie będzie zbyt wielu nauczycieli…
Harry wzdrygnął się.
– Chodźmy więc.
– Nie zapomnij: nie znasz ich.
– Wiem – warknął gniewnie Harry. – Nie jestem głupi.
– Quiet! – Snape wydawał się naprawdę zły. Po raz pierwszy od tygodni. Harry opuścił głowę.
– Przepraszam, Severusie – wymamrotał. – Ale jestem dość zdenerwowany.
– Ja też. – Snape uśmiechnął się lekko i położył rękę na ramieniu Harry'ego. – Ale nie zapominaj: jestem z tobą. Dobrze?
Snape mylił się. W Wielkiej Sali byli obecni wszyscy członkowie personelu. Ooczywiście z wyjątkiem profesora Binnsa, który nie musiał jeść i Trelawney, którą Wewnętrzne Oko zapewne zapomniało zaalarmować o interesujących wieściach. Wszyscy członkowie: to znaczy, że również nowy nauczyciel obrony.
To była kobieta, Harry zobaczył ją od tyłu: miała długie włosy związane na karku. To ona jako pierwsza usłyszała ich, jak wchodzili do pomieszczenia i pierwsza się do nich odwróciła.
Harry zastygł.
To była pani Figg.
Ta pani Figg.
Starał się opanować. Udawał, że jest nieśmiały i szedł dwa kroki za Snape'em.
Kiedy Snape doszedł do swojego krzesła, wszyscy już ich zauważyli.
– Witaj, Severusie! – Dumbledore wstał ze swojego krzesła. – Miło cię widzieć. Quietus, dobrze wyglądasz!
Harry zmusił się do uśmiechu, nie rozumiejąc uwagi dyrektora o jego wyglądzie. Nie wyglądał dobrze. Nadal był zbyt chudy, blady i miał mnóstwo problemów…
– Czy mogę przedstawić twojego syna, Severusie? – Dumbledore zwrócił się do Severusa, który kiwnął głowa na znak zgody.
– Oczywiście, dyrektorze – powiedział uprzejmie.
W tym momencie wzrok wszystkich skierowany był na nich. Harry wzdrygnął się i dał krok do przodu, wpadając na Snape'a.
– Prze… przepraszam – wymamrotał. Chciał uciec, albo przynajmniej się schować. Nienawidził tych spojrzeń pełnych ciekawości i zaskoczenia, które zdawały się go atakować. Snape położył mu rękę na ramieniu i uścisnął uspokajająco. Harry usłyszał jak ktoś sapnął ze zdziwienia.
– Drodzy koledzy i koleżanki, jak słyszeliście Severus pozwolił mi przedstawić wam swojego syna, więc to robię: to jest Quietus Snape, ma szesnaście lat i do tego lata mieszkał w mugolskim świecie. W odniesieniu do ostatnich zdarzeń, Severus postanowił zająć się jego wychowaniem i przedstawić go czarodziejskiemu światu, ponieważ Quietus jest czarodziejem, silnym i utalentowanym. – Uśmiechnął się do Harry'ego, który zaczerwienił się. – Minerwa już z nim rozmawiała, a ponieważ nie zdawał jeszcze sumów, które są w naszym świecie tak niezbędne, będzie chodził do piątej klasy. – Spojrzał na swoich kolegów. – Proszę was, byście pomogli mu znaleźć miejsce w naszym społeczeństwie. Nie ma jedenastu lat, więc zmiany będą miały na niego większy wpływ, niż na pierwszoklasistów.
Wielu nauczycieli przytaknęło, a na ich twarzach pojawił się wyraz sympatii, co natychmiast przyniosło ulgę Harry'emu. Dumbledore skończył swoją przemowę, a następnie odprowadził Harry'ego i Snape'a do stołu. Harry usiadł pomiędzy Mistrzem Eliksirów a profesorem Flitwickiem, który natychmiast odwrócił się do niego.
– Miło mi ciebie poznać, panie Snape. – Uśmiechnął się szeroko do Harry'ego, który zamarł. Flitwick był opiekunem Ravenclawu, więc to zdanie mogło prowadzić rozmowę prosto do Quietusa Snape'a i jego niezwykłego talentu do nauki… I znowu się nie pomylił. – Mam nadzieję, że ze swoim nazwiskiem, panie Snape – Flitwick mrugnął – będziesz członkiem mojego domu, tak jak twój wuj.
Znowu się zaczęło.
– Wiesz, on… – profesor Flitwick otworzył usta i zaczęła się długa historia.
Harry uprzejmie próbował brać udział w rozmowie, przytakując i mówiąc: „uhm…", „naprawdę…" i „niesamowite…" oraz jeść w tym samym czasie pod uważnym wzrokiem Snape'a. Nie był głodny, a przemowa profesora zaklęć o jego ojcu odebrała mu tę resztkę apetytu, jaką miał. Znowu więc ledwo co zjadł i nie zdziwił się, kiedy usłyszał, jak Snape wyszeptał mu do ucha:
– Skubiesz, co…?
Harry spojrzał na niego nerwowo i uśmiechnął się.
– …i twój ojciec również. – Profesor Flitwick w międzyczasie dokończył zdanie, którego pierwsza część była Harry'emu zupełnie nieznana. – Nie uważasz?
– Tak, rzeczywiście, proszę pana – odpowiedział uprzejmie, chociaż nie miał pojęcia, o co profesor pytał.
– Byłem pewny.
Harry sięgnął po swój sok dyniowy, jego żołądek wzburzył się nerwowo. W co znowu się pakował? I tym razem miał być sam: bez Rona i Hermiony.
– Quiet? Myślę, że czas już iść. To był długi dzień.
Usłyszał jak Snape usprawiedliwia ich, po czym odeszli od stołu i nauczycieli. Kiedy dotarli do korytarza, zatrzymał się.
– Dobrze się czujesz?
Harry wzruszył ramionami.
– Chodźmy więc.
Kiedy wreszcie usiedli wygodnie na krzesłach ustawionych naprzeciwko kominka, Snape kontynuował.
– Musisz coś zjeść. Prawie nic nie zjadłeś na kolację, prawda?
Harry nie odpowiedział, skrzyżował ręce na piersi i jego twarz spochmurniała.
– Co takiego powiedział Flitwick? – zapytał Snape po chwili.
– Typowa mowa o twoim bracie i twoim niezmiernym talencie. Podzielił się ze mną swoimi oczekiwaniami, co do mnie, jako członka jego domu. Ravenclaw! Mój Boże! – Harry krzyknął gniewnie. Potem opuścił głowę. – Dużo łatwiej było być synem Jamesa Pottera.
– W czym problem, Ha… Quiet? – Snape wydawał się ogłuszony. – Nie obraził cię, prawda?
– Nie.
– Może ktoś inny cię uraził?
– Nikt mnie nie uraził! – Harry wstał i skierował się do sypialni. – Idę do łóżka.
– Quiet. Stój. – W głosie Snape'a brzmiała irytacja. – Co, do cholery, się z tobą dzieje?
– Nic – odrzekł Harry i wyszedł z pokoju.
Już był zwinięty w kłębek w łóżku, z głową schowaną pod kocem, kiedy poczuł, że ktoś siada na jego łóżku.
– Zostaw mnie samego – wymamrotał.
Snape był bezradny. Po raz pierwszy od czasu ich niewoli Harry odrzucił jego pomoc. I faktycznie nie mógł zrozumieć, w czym tkwił problem Harry'ego. Patrzył na zwiniętego nastolatka zastanawiając się, co robić. Był pewny, że nie mógł go zostawić samego. Westchnął i ściągnął koc z chłopca.
– Zostaw mnie samego – wykrzyknął sfrustrowany Harry i złapał koc.
Snape objął go.
– Harry…
– Nie jestem dzieckiem by mnie tak rozpieszczać! – zaprotestował Harry i wyrwał się z jego uścisku. – Mam piętnaście lat, na litość Boską!
Harry stanął po drugiej stronie łóżka, znowu skrzyżował ręce i spojrzał gniewnie na Snape'a.
– Wiem, Harry. Ja tylko staram się pomóc. – Głos Severusa był teraz ostrożny i spokojny.
Patrzyli się na siebie. Harry widział rozdrażnienie Snape'a i wyraz… bezsilności na jego twarzy, jak wtedy, kiedy Harry był torturowany… Wspomnienia znowu napłynęły. Harry opadł na kolana i położył głowę na łóżku. W następnej chwili Snape klęczał obok niego.
– W porządku?
Nie ośmielił się dotknąć chłopca.
Harry nie odpowiedział, tylko odwrócił się do niego i objął rękami jego pierś.
– Przepraszam – wymamrotał.
Snape pomógł mu usiąść na łóżku.
– Powiesz mi, co cię dręczy? – usiadł obok niego.
– Moje stare życie było prostsze. Ludzie widzieli we mnie bohatera, ale nic więcej. Ale teraz… Jestem twoim synem i… wielu jest do mnie uprzedzonych… a reszta spodziewa się po mnie nie wiadomo czego. Flitwick i profesorowie spodziewają się po mnie, że będę tak błyskotliwy jak ty i twój… mój ojciec. Dumbledore ma nadzieję, że będę tak potężny jak on, znaczy się Quietus. – Harry podniósł oczy i ich spojrzenia spotkały się. – Ale ja nie jestem taki mądry i z pewnością nie tak potężny. Ja jestem tylko… zwykłym chłopakiem. Nic niezwykłego.
Snape uśmiechnął się lekko.
– Nie jesteś zwykłym chłopakiem, Quietus.
– Ale…
– Chociaż nadal jesteś tak samo bezczelny jak przedtem. Ja teraz mówię. Nie przerywaj mi!
Snape skrzyżował ręce i spojrzał na niego poważnie. Pochylił głowę do przodu i jego tłuste włosy zakryły mu twarz. Był teraz tak podobny do niesławnego profesora eliksirów, jakiego Harry znał z lekcji, że chłopiec uśmiechnął się szeroko.
– Może nie jesteś tak mądry, jak ludzie się po tobie spodziewają. Może nie jesteś tak potężny, jak Dumbledore ma nadzieję. Ale nie jesteś zwykłym chłopcem.
– Dlaczego?
– To ty pomogłeś mi powrócić do życia. – Uśmiech Snape'a rozszerzył się, gdy zobaczył zdziwiony wzrok Harry'ego. – A nie sądzę, by ktokolwiek inny był w stanie to zrobić.
Oczy Harry'ego zaiskrzyły, a w następnej chwili skoczył na Snape'a, przewrócił go na łóżko, złapał za ramiona i przycisnął mocno do materaca.
– Słowa, profesorze. – Uśmiechnął się złośliwie do równie szeroko uśmiechającego się mężczyzny. – Byłeś całkiem żywy podczas poprzednich lat, jeżeli dobrze pamiętam.
– Życie i istnienie to dwie różne rzeczy…
– Och… Mówisz tak poważnie… Myślę, że ten, który może dawać szlabany i odejmować punkty jest całkowicie żywy.
– Czego chcesz?
– Dowodu.
– Czego?
– Życia. A nie tylko istnienia.
– O co ci chodzi?
– Nie dręcz uczniów. Nie odejmuj punktów. Nie patrz gniewnie. Nie bądź ironiczny. Uśmiechaj się. Bądź miły. Pomagaj.
– Co? – Niesamowity wrzask wstrząsnął pokojem. – Ja? Uśmiechający się? Miły? Pomocny? A moja reputacja?
Harry wzruszył ramionami w odpowiedzi.
– Nie obchodzi mnie.
– Ale mnie tak. Lepiej mnie zabij od razu!
– Z przyjemnością…
Wybuchli śmiechem. Kiedy się uspokoili, Harry uśmiechnął się do Snape'a.
– Hej, dzięki.
– Zawsze do usług.
