Wersja z dnia: 28.06.2011


3. STARE I NOWE

Wraz ze zbliżaniem się pierwszego dnia szkoły, Snape stawał się coraz bardziej nerwowy. Był spięty i warkliwy, więc w krótkim czasie Harry zdecydował trzymać się jak najdalej od niego w ciągu dnia. Nie żeby Severus go skrzywdził czy obraził, był zawsze przyjacielski wobec niego albo przynajmniej starał się być. Ale Harry widział, że jego cierpliwość stała się niebezpiecznie krucha i nie zamierzał wystawiać jej na próbę. Zazwyczaj więc przyłączał się do Severusa podczas kolacji i spędzali razem wieczory rozmawiając i grając w szachy. Czasami wybierali się do Hogsmeade na piwo kremowe i ciastka. W ciągu tych wieczorów Severus wydawał się zapominać o przyszłych zadaniach i trochę się rozluźniał.

Gdyby Harry nie wiedział, że Severus nie lubi uczyć, teraz mógłby to doskonale wyczuć, chociaż mężczyzna nigdy o tym nie wspominał. Starannie unikali tematów związanych ze szkołą.

W ciągu ostatniego tygodnia odbyło się kilka zebrań nauczycielskich, po których Severus stawał się coraz bardziej zły i nerwowy. Harry nie ośmielał się o nie pytać, Severus zawsze mówił mu o rzeczach dotyczących jego.

– Zawarliśmy z Albusem umowę i nauczyciele ją zaakceptowali – ogłosił Severus pewnego wieczoru, padając na krzesło, po tym jak wrócił z bardzo długiego spotkania.

– Tak? – Harry uniósł oczy znad książki, którą właśnie czytał. Nie był to szkolny podręcznik i – ku zdziwieniu Severusa – również nie książka o quidditchu. Była to powieść, którą Harry znalazł na regale. Chłopiec tak naprawdę sam nie wiedział, dlaczego zaczął ją czytać, może dlatego, że zobaczył nazwisko Noblestone umieszczone na pierwszej stronie. W każdym razie nie żałował, że po nią sięgnął. Była to powieść historyczna o powstaniu goblinów w średniowieczu. W przeciwieństwie do monotonnych wyjaśnień profesora Binnsa była naprawdę interesująca. Głównym bohaterem był Ulrik Brzydki (Harry nigdy wcześniej o nim nie słyszał), ale Urg Utytłany (przywódca głównego powstania goblinów w tamtym stuleciu) był również w niej wspomniany. Harry ze zdziwieniem zauważył, że pamięta to imię z zeszłorocznej lekcji historii. Pojawiła się tam również dziewczyna o nazwisku Noblestone, zamieszana w drugie powstanie… To było takie dziwne. Usłyszał to nazwisko pierwszy raz dopiero trzy tygodnie temu, ale od tego czasu natknął się na nie już kilkakrotnie.

– Cieszę się, że podoba ci się ta książka. – Severus uśmiechnął się. – Była jedną z moich ulubionych, kiedy miałem piętnaście lat. To bardzo dobrze napisana powieść, a historyczne wzmianki są bardzo dokładne, więc możesz się dużo z niej nauczyć.

Harry zmarszczył brwi. Nie czytał tej książki po to, by się czegoś uczyć i zapamiętać, a uwaga Severusa raptem uczyniła ją mniej interesującą.

– Och – Snape ciągnął dalej – co do spotkania. Albus zdołał przekonać nauczycieli, byś mógł zostać ze mną podczas roku szkolnego.

– Ekstra! – Harry zerwał się na równe nogi i zarzucił Severusowi ręce na szyję. – Super! – zawołał z radością.

– Hej! Quiet[1]! Nie wrzeszcz mi do ucha! – zagderał Snape z udawanym rozdrażnieniem.

Wiedziałem! – Harry uniósł oczy w górę z irytacji.

– Co?

– Że będziesz się głupio bawił moim imieniem.

– W porządku: zamknij się. – Uśmieszek pojawił się na twarzy Snape'a.

Harry przewrócił oczami i skrzyżował ręce.

– A co z przydziałem? – zapytał po chwili. – Do jakiego domu chciałbyś, żebym trafił? Slytherin, żebym był z tobą?

Snape spojrzał na niego poważnie.

– To nie jest sprawa mojego życzenia, Quiet. Jesteś Gryfonem i zawsze nim będziesz. Ale to byłoby bardzo niebezpieczne gdybyś trafił do swojego domu.

– Dlaczego?

– Oni za dobrze cię znają i rozpoznaliby cię po twoim zachowaniu niemal od razu…

Harry nagle usiadł, ponieważ jego nogi się pod nim ugięły i nie mógł oddychać. Nie… To nie mogła być prawda! Severusowi w końcu uda się w końcu umieścić go w Ravenclawie… Albo, co gorsza, w Slytherinie…

– Masz na myśli, że…? – Nie ośmielił się dokończyć pytania.

– Mam na myśli, że nie zostaniesz przydzielony – odpowiedział po prostu Snape.

– Co? – Harry'emu szczęka opadła.

– Słyszałeś mnie.

Severus patrzył niespokojnie na chłopca, by sprawdzić jego reakcję na te słowa. Chłopak zamknął oczy w zamyśleniu. Zatem nie zostanie przydzielony. Cóż, to czyniło sprawy prostszymi. Nie będzie musiał udawać pośród Gryfonów, że nie jest Harrym, że nie zna nikogo. Nie będzie musiał zmieniać swoich zwyczajów. Nie będzie musiał zmierzyć się ze Ślizgonami jako jeden z nich i nie będzie musiał spędzać wolnego czasu w tych samych pokojach co Malfoy i jego goryle. Z drugiej strony nie będzie musiał cierpieć w Ravenclawie, zmuszając się, by osiągnąć poziom zbyt wysoki dla niego. I nie będzie też w byłym domu Cedrika, co też było nie mniej ważne.

– Jak nauczyciele to zaakceptowali? – zapytał.

Severus uśmiechnął się z ulgą.

– To nie było proste. Profesor Flitwick walczył, żebyś trafił do Ravenclawu. I nawet Minerwa życzyła sobie, abyś był w jej domu…

– Tylko ty i profesor Sprout siedzieliście cicho.

– Owszem. Profesor Sprout była pewna, że potomek Snape'ów i tak nigdy nie trafiłby do Hufflepuffu. Co do mnie… – Snape nagle poczuł się zmęczony, a na jego twarzy pojawił się wyraz oddalenia. – Nie chciałem, abyś był w moim domu, pamiętając twoje wcześniejsze doświadczenia z jego członkami. Nie wspominając już, że tam jest Draco i jego przyjaciele. Naprawdę nie wiem, jak oni zareagują po letnich wydarzeniach.

Severus zamilkł. Wyciągnął nogi, rozparł się niedbale w krześle i zamknął oczy. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, pozostał odległy i zamknięty. Harry patrzył na niego uważnie, próbując zgadnąć, co to znaczyło. Był pewny, że już go takiego widział, może w Koszmarnym Dworze…?

– Coś się stało, Severusie? – zapytał wreszcie.

Para czarnych oczu spojrzała na niego.

– Dyrektor opowiedział nauczycielom moją historię.

Harry nie zrozumiał.

– Jaką historię?

– O tym, że byłem Śmierciożercą, o Quietusie, szpiegowaniu. I o mojej obecnej sytuacji. To nie było dla mnie przyjemne. Widziałem ich reakcję i… – Nie dokończył. Nie chciał mówić Harry'emu o obrzydzeniu, nienawiści, odrzuceniu i strachu, jakie zobaczył w oczach innych nauczycieli.

– Oni… Oni nie wiedzieli…? – wyjąkał Harry.

– Oczywiście, że nie – odwarknął Snape. – Z wyjątkiem Minerwy. Moja rola była zbyt ważna, by ryzykować mówienie o tym komukolwiek.

– Nie uważam, żeby mówienie im tego nawet teraz było mądre… Wystarczająco trudno będzie ci się dogadać znowu z twoim własnym domem.

– Nie muszę się z nimi dogadywać. Oni są dziećmi, a ja jestem profesorem. Moje osobiste życie nie jest ich interesem. I nigdy nie było. Tylko dlatego, że ty poznałeś mnie prywatnie, nie znaczy, że oni kiedykolwiek to zrobią.

Harry przytaknął, chociaż miał wcześniej inne domniemania. Zachowanie Mistrza Eliksirów i faworyzowanie przez niego jego własnego domu sprawiało, że uwierzył, iż Snape był bliżej związany z członkami swojego domu niż McGonagall ze swoimi Gryfonami. Kiedy wreszcie powiedział to Severusowi, ten uśmiechnął się lekko.

– Nie zauważyłeś nigdy, że ona też faworyzuje swój dom?

– Nie. Nigdy – odpowiedział Harry szczerze.

– A co z jej naginaniem zasad byś mógł dostać się do drużyny quidditcha? Albo inne incydenty, za które nigdy nie zostałeś ukarany? Latający samochód? Ogłuszenie profesora? A co myślisz o swoich poprzednich ocenach z eliksirów? – Severus zauważył, jak Harry poruszył się niespokojnie i uśmiechnął się szerzej. – Ale to wcale nie znaczy, że byłeś z nią w bliższych kontaktach. Ona była profesorem, a ty byłeś uczniem.

– A Malfoy?

– Nigdy nie pozwalałem mu na spoufalanie się ze mną w szkole. Tutaj nie mówimy sobie po imieniu. Tylko podczas wakacji.

– Rozumiem… – przytaknął Harry i nagle zapytał: – A jak myślisz, jak zareagują nauczyciele na twoją… przeszłość?

Na twarzy Severusa ponownie pojawił się odległy wyraz.

– Nie wiem – wyszeptał. – Nie sądzę, aby stali się bardziej przyjaźni. Nigdy mnie nie lubili, ale…

– Ale… nie zrobią nic przeciwko tobie, prawda?

– Nie. – Severus potrząsnął głową. – Nic nie zrobią, ponieważ Albus im nie pozwoli.

Harry patrzył na znajomą twarz, naznaczoną zmęczeniem i bólem, i zrobiło mu się żal. Naprawdę, Severus nie pogodził się ze swoją przeszłością i to zebranie było dla niego zbyt trudne. Zmierzyć się z obrzydzeniem i odrzuceniem kolegów… Bo chociaż Severus o tym nie wspomniał, Harry po jego wyglądzie mógł odgadnąć, jakie były efekty opowieści dyrektora. Podszedł do fotela i usiadł na poręczy.

– Severusie – zaczął cicho. – Ja…

Snape uniósł głowę i irytacja błysnęła w jego oczach.

– Co? – burknął.

– Ja tylko chciałem powiedzieć, że nie pozwolę ciebie skrzywdzić. Tak jak ty jesteś ze mną, tak ja jestem z tobą.

Irytacja nagle zmieniła się w coś innego. Coś jak… miłość? Snape uśmiechnął się, chociaż był to uśmiech trochę smutny.

– Harry, poradzę sobie z ich nastawieniem. Nie musisz się tym zajmować. Ale mimo wszystko dziękuję ci.

– Nie, tu nie chodzi o zajmowanie się. Chciałem tylko powiedzieć, że nie jesteś sam… – Harry nagle poczuł się śmieszny. Snape zawsze był w stanie poradzić sobie sam. Z pewnością nie potrzebował jego pomocy, by przez to przebrnąć. Opuścił głowę i czuł jak się rumieni.

– Wiem, Harry. I wierz mi, naprawdę doceniam twoją ofertę.

– Naprawdę? – mruknął niepewnie Harry.

– Jasne. To musiało być coś w rodzaju przypomnienia tych niesławnych psychologicznych faktów…

– Szczęśliwe dni… – Harry zastanowił się. – Ale boję się, że jest dużo więcej pamiątek po nich… Tych nieszczęśliwych.

– Tak. Mamy ich dużo. Bolesne więzy, które wiążą nas z przeszłością. Wspomnienia i nękające nas uczucia, które próbują ograniczać nasze życie. Musimy je przeciąć. Znowu się uwolnić. Jestem pewny, że my, a w szczególności ty, jesteśmy w stanie to zrobić.


Następnego dnia, kiedy Harry czytał w pokoju dziennym kwatery Severusa – czytał tę samą książkę pomimo uwag Snape'a o jej wysokiej wartości edukacyjnej – przeszkodziło mu delikatne pukanie. To była profesor transmutacji.

– Przyszłam, aby uzgodnić twój plan zajęć, panie Snape – powiedziała po przywitaniu. – Czy mógłbyś przyjść do mojego gabinetu?

– Oczywiście. – Harry przełknął ślinę. – Czy… Czy muszę też zdać jakieś egzaminy? – zapytał nerwowo.

– Masz na myśli teraz? – Kiedy Harry przytaknął, spojrzała na niego pocieszająco i uśmiechnęła się. – Och nie, nie bój się. Nie mam czasu, aby sprawdzać teraz twoją wiedzę – wyjaśniła po drodze do gabinetu. – Wierzę twoim słowom i oświadczeniu twojego ojca.

Harry nie mógł nie uśmiechnąć się szeroko w odpowiedzi.

– Do jakiej klasy będę chodził?

– To zależy od tego, czego już się nauczyłeś.

Później Harry zrozumiał, że to było zwykłe szczęście, że profesor nie testowała go. Sama procedura pytania o jego naukę i uzgodnienie planu zajęć zabrało ponad dwie godziny.

– Więc, to by było na tyle, jeśli chodzi o podstawy – powiedziała McGonagall po dwóch godzinach. To nie była zupełnie prawda, że nie egzaminowała Harry'ego ze stanu jego wiedzy, ale rzeczywiście pytała tylko o podstawy. Na koniec westchnęła z satysfakcją: – Bardzo dobrze. Nie sądzę, żebyś miał problemy z programem piątej klasy. Ale musisz wybrać jeszcze dwa dodatkowe przedmioty. Które chciałbyś wybrać?

Harry wzruszył ramionami.

– Nie wiem, jakie są te dodatkowe przedmioty, proszę pani – odpowiedział uprzejmie.

– Numerologia, opieka nad magicznymi stworzeniami, wróżbiarstwo, starożytne runy i mugoloznawstwo. Odradzam to ostatnie, to dla ciebie raczej nieprzydatne, oraz wróżbiarstwo.

Harry nie mógł nie uśmiechnąć się szeroko na tę uwagę.

– Nie sądzę by twój ojciec byłby zadowolony, gdybyś je wybrał. Myślę, że numerologia i starożytne runy będą dobre.

– Cóż, proszę pani, już się trochę uczyłem o magicznych stworzeniach… – Harry szybko zareagował, przestraszony dwoma dziwnie brzmiącymi nazwami. Hermiona sporo o nich mówiła, ale Harry nie miał pojęcia, czego właściwie dotyczyły.

– Naprawdę? – McGonagall uśmiechnęła się z zadowoleniem. – Więc musisz wybrać tylko jeden przedmiot.

– Wróżbiarstwo brzmi interesująco. Znanie przyszłości jest dość przydatne, prawda? – spróbował Harry.

– Nie sądzę, by twój ojciec był zbyt zadowolony słysząc to. Jeśli jesteś taki zainteresowany poznawaniem przyszłości, radziłabym raczej numerologię. To jak wróżbiarstwo, tylko bardziej złożone i interesujące. Oraz ma zdecydowanie większą wartość. Jestem pewna, że Severus pomoże ci, jeśli będziesz tego potrzebował. Mogę też znaleźć ci korepetytora.

Harry nie ośmielił się sprzeciwić poważnemu głosowi. Ale czym, do diaska, była numerologia? Patrzył z rozpaczą na spisującą szczegóły panią profesor, czasami spoglądając na pozostałe papiery leżące na jej stole.

– Zatem, panie Snape – podniosła wreszcie głowę – na lekcje którego domu chcesz uczęszczać?

– Co? – zapytał Harry w odpowiedzi. – Eee… Przepraszam, ale nie rozumiem pytania…

– Nie zostaniesz przydzielony, jak zapewne wiesz… – a kiedy Harry przytaknął, ciągnęła dalej – ale w naszej szkole różne domy mają różne plany lekcji.

– Rozumiem… – Harry przełknął ślinę. – Nie wiem…

Kiedy powiedział ostatnie słowo, coś bardzo ważnego przyszło mu na myśl.

– Ale, jeżeli to jest możliwe, nie Ravenclaw, proszę.

McGonagall westchnęła.

– Widzę, że czujesz poważną awersję do Ravenclawu. Czy mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego?

– Nic szczególnego, pani profesor. Jak już pani mówiłem, nie jestem wystarczająco utalentowany żeby tam należeć, a myślę, że gdybym chodził na lekcje z nimi, to każdy nauczyciel traktowałby mnie jak jednego z Krukonów.

McGonagall uśmiechnęła się smutno.

– Myślę, że i tak będą się spodziewać, że będziesz się uczył tak wspaniale jak twój ojciec i wujek. Ale rozumiem twoje życzenie i oczywiście mamy możliwość umieszczenia cię w innej klasie… Bardzo dobrze. Myślę, że umieszczę cię razem z piątą klasą Gryffindoru, a ponieważ zostałam wyznaczona by monitorować twoją naukę, moje zadanie będzie w ten sposób łatwiejsze.

Serce Harry'ego prawie się zatrzymało z zaskoczenia. Ale, cóż, mógł się tego spodziewać. Nawet Puchoni i Ślizgoni mieli wspólne lekcje z Krukonami. Jeżeli nie chciał być na tych lekcjach, musiał być z Gryfonami.

– Chociaż będziesz miał numerologię z Krukonami, przykro mi.

Harry'emu to nie przeszkadzało. Będzie razem ze swoimi przyjaciółmi! Będzie miał szansę, by się z nimi znowu zaprzyjaźnić! Chciał krzyczeć z radości.

– W każdym razie, gdybyś miał problemy ze swoją nauką albo z planem zajęć, wiesz gdzie mnie znaleźć. – Podała Harry'emu jego plan lekcji.

– Oczywiście, proszę pani. Dziękuję.

Kiedy Harry przekazał Severusowi wieści, mężczyzna pogratulował mu.

– Chociaż myślę, że posiłki będziesz jadł przy stole Slytherinu.

– Co? – Harry był zaskoczony.

– Ponieważ ja jestem opiekunem Slytherinu – powiedział Severus spokojnie. – A ponieważ ty byłeś taki uprzejmy i zwróciłeś mi uwagę, bym dogadał się z nimi, proponuję ci to samo. Nie masz być Gryfonem, więc to bardzo naturalne byś siedział przy stole Ślizgonów.

– Tak, masz rację. – Dobry humor Harry'ego trochę się popsuł. – Spróbuję.

– Nie wiem, jak zareagują. – Snape położył Harry'emu rękę na ramieniu. – Ale, wierz mi, nie są tacy źli, za jakich ich się uważa. Proszę, postaraj się nie osądzać ich po ich domu czy wspólnym stereotypie. Daj im szansę.

Harry przytaknął poważnie.

– Ale wiesz, że nawet ja będę potrzebował szansy? – zwrócił się do Severusa.

– Wielu z nas potrzebuje…


Harry był prawie całkiem sparaliżowany. Stał obok pierwszoroczniaków w Wielkiej Sali i starał się nie patrzeć nigdzie. Nie było to proste, więc często podnosił wzrok na zaczarowany sufit, który pokazywał wspaniały zachód słońca.

– … i zanim rozpoczniemy naszą dobrze zasłużoną kolację, chciałbym przedstawić wam nowego ucznia, który nie jest jednak z pierwszej klasy. Będzie w piątej, chociaż ma szesnaście lat. Jestem pewny, że wielu z was już go zauważyło. I być może jego powiązania rodzinne. – Dumbledore uśmiechnął się szeroko, ale kiedy Harry spojrzał na Snape'a zobaczył, że ten jak zwykle był pochmurny i uśmiechał się ironicznie. – Jest nowy w świecie czarodziejów, proszę więc, pomóżcie mu znaleźć sobie miejsce w szkole, pomiędzy wami…

Kiedy dyrektor doszedł do tego miejsca, Harry był już tak zdenerwowany, że mało co słyszał i widział. Obawiał się momentu, w którym jego nazwisko zastanie ogłoszone głośno. Obawiał się nienawiści i odrzucenia, jakie ono spowoduje, a przede wszystkim bał się chwili, w której miał dołączyć do uczniów siedzących przy stole Ślizgonów. Zostanie zmuszony wymienić przynajmniej uściski dłoni i będzie musiał jeść normalnie, jak każdy chłopak w jego wieku. Spojrzał ponownie na Snape'a, który w międzyczasie zauważył jego zdenerwowanie i skinął do niego uspokajająco.

Nagle Harry zapragnął, aby to się już skończyło, aby mógł usiąść w pokoju dziennym Severusa czytając, albo przytulając się do niego, szukając pocieszenia. Zawstydził się tych myśli. Był prawie dorosły. Nie mógł się zachowywać jak głupie, małe dziecko! Ania była od niego silniejsza!

– Nazywa się Quietus Snape i jest synem profesora Snape'a, co, jak myślę, jest dla was oczywiste. Nie zostanie przydzielony do żadnego domu z powodów, które was nie dotyczą. – Dyrektor mrugnął do bliźniaków Weasley, którzy uśmiechnęli się szeroko w odpowiedzi. – Pozostanie ze swoim ojcem. A teraz chcę poprosić członków domu Slytherin, aby pozwolili mu jeść posiłki przy swoim stole.

Więc nadeszła najgorsza część dnia. Harry spojrzał na Ślizgonów, którzy patrzyli na niego niepewnie. W Wielkiej Sali panowała cisza. Większość uczniów nadal była pod wrażeniem ogłoszenia – wiadomości były całkiem interesujące. Nowy chłopak, ale nie jedenastolatek, nie będący przydzielony do żadnego domu i mający Snape'a za ojca… Potem zaczęły się szepty.

– To niemożliwe…

– Dobry Boże, kolejny Snape…

– Wygląda jak on…

– Dlaczego nie jest w Slytherinie?

– Kto by pomyślał, że Snape ma dziecko?

I tak dalej, bez końca. Tylko przy stole Ślizgonów panowała cisza. To było zbyt nagłe i dziwne. Ich opiekun miał dziecko – najwidoczniej półmugolskie dziecko, skoro chłopak nie znał czarodziejskiego świata… Wielu spoglądało na Snape'a, ale on przybrał swoją zwyczajną, pozbawioną emocji maskę, jeżeli nie liczyć ironicznego uśmieszku. Jego twarz złagodniała trochę, kiedy spojrzał na potykającego się Harry'ego. Chciałby pomóc chłopcu, zabrać go daleko od tej zatłoczonej sali. Wiedział doskonale, jak się czuł, jak bał się tego wieczoru. Ale nie mógł nic zrobić, jakby nadal był w piekle Voldemorta. Cóż, ta sytuacja była bardzo mało podobna do tamtej, chociaż Snape był pewny, że odczucia Harry'ego nie były dużo lepsze.

Harry stanął na końcu stołu szukając wzrokiem wolnego miejsca. Nie znalazł żadnego. Wtedy kątem oka uchwycił nagły ruch. Kilku Ślizgonów z szóstej klasy zrobiło mu miejsce i machało do niego. Kiwnął głową i poszedł do nich. Zanim usiadł, spojrzał na Snape'a. Severus teraz uśmiechał się do niego, zyskując kilka zaskoczonych spojrzeń nadal gapiących się na niego uczniów. Harry uśmiechnął się w odpowiedzi i usiadł.

Nagle poziom hałasu wrócił do normy – ale tym razem tematem był on, Harry słyszał to przez chwilę. Tak, tylko przez chwilę, ponieważ w następnym momencie musiał sobie poradzić z otaczającymi go podekscytowanymi Ślizgonami.

– Cześć, jestem Janus. Janus Moon. – To były pierwsze słowa, potem padło wiele podobnych.

Harry nie mógł zliczyć, jak wiele imion usłyszał i jak wiele razy powtarzał swoje własne.

Ale ani Malfoya, ani jego kumpli nie było pomiędzy nimi. Z pośród chłopaków z piątej klasy przedstawił się tylko Nott.

– Ares Nott – powiedział, uśmiechając się szeroko.

Harry był tym zaskoczony. Spodziewał się tego tylko po Zabinim. W końcu wiedział, że Zabini był jedynym, który nie miał krewnych będących Śmierciożercami.

Ojciec Notta był Śmierciożercą. A mimo to chłopak uśmiechał się do Harry'ego. Zabini, przeciwnie, był zakłopotany. Siedział obok niego wpatrując się w swój talerz, ale jego uszy były czerwone.

– Więc nie będziemy razem w klasie – powiedział Janus, który był w szóstej klasie, gdzie również Harry powinien niby być.

– Nie. I nie będę także razem z piątą klasą Slytherinu – dodał Harry. Oczy Janusa rozszerzyły się ze zdziwienia.

– Dlaczego?

– Profesor McGonagall ułożyła mój plan zajęć razem z Gryfonami.

Harry'emu natychmiast zrobiło się wstyd. To nie była do końca prawda. Ale profesor transmutacji, w przeciwieństwie do niego, nie musiała nic wyjaśniać Ślizgonom.

– Z pozerami? – Tym razem Janus był nieco wstrząśnięty.

– Pozerami? – Harry rozzłościł się, ale próbował to ukryć.

– Cóż, mamy krótki opis czterech domów. – Chłopak uśmiechnął się. – Oczywiście nie jest to oficjalna wersja, ale jest prawdziwsza, mówię ci. Mówi się: Hufflepuff dla frajerów, Gryffindor dla pozerów, Ravenclaw dla jajogłowych, Slytherin dla odjazdowych.

– Nie wiem, kto to napisał, ale z pewnością nie był to Shakespeare… – Harry wzruszył ramionami. Spróbował się skoncentrować na swoim talerzu i zjeść choć kilka kęsów. To nie było takie proste.

Stwierdził, że jakąkolwiek opinię mieli o nim Ślizgoni, nikt nie ośmielił się powiedzieć jej na głos. Harry widział niespokojne ruchy, czuł niewypowiedziane słowa, ale zostawiono go w spokoju, za co był wdzięczny. Po kolacji z ulgą skierował się do lochów razem ze Ślizgonami, ale coś się stało. Najpierw podeszła Lea Moon, Puchonka z piątej klasy.

– Hej, Jan. – Podeszła do grupy Ślizgonów z szóstej klasy. – Zdaje się, że mama zapakowała moje pióra do twojego kufra, a potrzebuję ich na jutro. Możesz mi je przynieść na śniadanie?

– Dobra. – Janus odwrócił się do Harry'ego, który nadal stał obok niego. – To moja siostra, Lea – przedstawił dziewczynę.

– Quietus Snape, miło mi poznać – powiedział uprzejmie Harry i uśmiechnął się do niej.

Lea mocno się zarumieniła, wymamrotała coś, odwróciła się i uciekła.

– Co to mówiłeś o frajerach? – Harry zwrócił się do Janusa, który zaczerwienił się równie mocno jak jego siostra i nie mógł odpowiedzieć słowa. Harry już miał dodać jakąś szorstką uwagę, kiedy jego wzrok padł na postać stojącą przed nim.

Odwrócił się w jej kierunku.

To był Malfoy… Bardzo wrednie wyglądający Malfoy z pogardliwym uśmiechem na twarzy.

– A więc ty jesteś najnowszym członkiem rodziny Snape'ów.

Harry nie odpowiedział, tylko patrzył na niego chłodno i marzył, żeby być w jakimkolwiek innym miejscu.

– Zakała rodziny czystej krwi…

Harry skrzyżował ramiona na piersi.

– O co ci chodzi, Malfoy? – wysyczał ze złością.

– Och, więc znasz moje nazwisko – odpowiedział tamten. Harry skarcił się w duchu za ten nieostrożny błąd. – A więc twój ojciec opowiedział ci o nas…

Harry nie odpowiedział, tylko czekał na ciąg dalszy.

– Co za hańba, że półmugol będzie dziedzicem starej, szlacheckiej rodziny czystej krwi.

– Co powiedziałeś, Malfoy? – Harry przysunął się do Malfoya. – Półmugol jest hańbą? – wysyczał. – A co by powiedział idol twojego ojca, gdyby usłyszał tę uwagę, jak myślisz?

Przez chwilę na twarzy Malfoya malował się strach i jasnowłosy chłopak odsunął się.

– Ty… ty…

– Uważaj, Malfoy, mówię ci, jeśli nie chcesz umrzeć zbyt wcześnie…

– Jak śmiesz…

– Jesteś żałosny, Malfoy. Myślisz, że możesz mnie przestraszyć tym swoim małym pokazem?

Ich krótka rozmowa zaczęła przyciągać uwagę innych, stojących niedaleko. Nagle Malfoy popatrzył na przyglądających się ludzi, drgnął i spojrzał szybko na Harry'ego.

– Nie myśl, że to koniec…

– Jestem naprawdę sparaliżowany ze strachu – powiedział Harry, udając przerażenie. Głośny śmiech wybuchnął tuż koło niego. To Janus śmiał się z odchodzącego blondyna.

– Przemądrzały dupek… – powiedział, kiedy Malfoy już nie słyszał. – Myśli, że jego rodzina jest najczystszej krwi w Brytanii. A jego ojciec jest tak samo nieznośny jak on. Odwiedził moich rodziców w wakacje i zachowywał się jakby był samym Merlinem…

– Twoi rodzice byli Ślizgonami, prawda? – zapytał Harry ciekawie.

– Moja mama. Tata był Krukonem.

– A… co z twoją siostrą?

– Ona jest naprawdę inna niż my. Jest nieśmiała i… cóż. Inna.

– Quietus?

Obok nich stanął Snape. Janus odwrócił się i przywitał poważnie z profesorem. Ten tylko kiwnął głową w odpowiedzi i położył rękę na ramieniu Harry'ego.

– Chodź. A ty, panie Moon, idź już do wspólnego pokoju. Robi się późno.

– Tak, profesorze – powiedział szybko Janus i poszedł za swoimi kolegami. – Dobranoc.

– Cześć. – Harry uśmiechnął się lekko.

– Wszystko w porządku? – zapytał Snape, gdy wreszcie dotarli do swojej kwatery.

Harry chciał odpowiedzieć „tak", kiedy nagle poczuł, że cały się trzęsie i kręci mu się w głowie. Podniósł nogę, by zrobić krok w kierunku sofy, gdy nagle cały świat zrobił się czarny. Upadł na podłogę.

– Harry! Harry, co się stało? – Severus klęczał obok niego, wkładając ramię za pod plecy i biorąc na ręce.

Harry w tym momencie był zbyt słaby, by odpowiedzieć. Schował twarz w szacie Severusa i odetchnął z ulgą. Czuł, jak Severus go podnosi i kładzie na sofie.

– Czy ktoś cię zranił?

Tylko potrząsnął głową zaprzeczając. Severus nie pytał dalej, tylko mocniej go przytulał, dopóki Harry nie przestał drżeć.

– Myślę, że to było trochę… za dużo na raz. Ogłoszenie dyrektora, spojrzenia, szepty, Ślizgoni. I przede wszystkim tak dużo ludzi wokoło… Bałem się, że ktoś mnie dotknie lub rozpozna… Nie sądzę, żebym jutro dał radę zjeść z nimi śniadanie.

– Harry, my…

– Quietus, proszę. Naprawdę doceniam, że mówisz do mnie Harry, ale to zbyt niebezpieczne. Proszę, nazywaj mnie Quietus, nawet jeśli mam swoje zwyczajne problemy.

– W porządku, Quiet. Musimy zjeść śniadanie w Wielkiej Sali. Przynajmniej ja muszę.

– Ja nie. Nie chcę oszaleć na samym początku dnia.

Severus nie odpowiedział, tylko pogłaskał Harry'ego po plecach.

– Nienawidzę tej mojej cholernej słabości…

– Nie jesteś słaby.

– Nie powinienem zawsze uciekać i tulić się do ciebie jak dziecko.

– Nie przeszkadza mi to, Quiet.

– Ale mnie tak!

– Więc przestań się tym przejmować. Nikt nie wie i nikt się nie dowie.

– To takie śmieszne…

– Potrzebujesz więcej czasu, aby dojść do siebie po tym wszystkim, co stało się latem. Miesięcy. Nie dni.

– Ale już minął prawie miesiąc!

– Tylko jeden miesiąc.

Harry nie odpowiedział, tylko zamknął oczy. Siedzieli przed pustym kominkiem przez długie godziny. Kiedy Severus zauważył, że Harry zasnął, zaniósł go do łóżka. Sam poszedł spać później. A kiedy po raz trzeci obudziły go ciężkie jęki Harry'ego, wziął swój koc i położył się obok chłopca. Przez ostatnie kilka dni nie musiał tego robić, ponieważ sny Harry'ego stawały się coraz spokojniejsze, ale teraz wyglądało na to, że pierwsze noce znowu będą trudne.


Kiedy Harry wszedł do sali transmutacji, nagle pożałował swojej decyzji by być razem z Gryfonami. Czuł się równocześnie znajomo i obco, gdy patrzył na twarze innych. Wszyscy w klasie patrzyli na niego, kiedy tak stał w drzwiach z książkami w ręku.

Nie wiedział, że to miało być takie trudne. Takie nieprzyjemne.

– Cześć – powiedział nieśmiało i nienawidził się za to.

Nikt nie przywitał go w odpowiedzi. Wszyscy patrzyli na niego nieprzyjaźnie. Harry nie wiedział, gdzie usiąść, więc tylko stał na progu i czuł się niewymownie idiotycznie.

– Eee… Myślę, że powinieneś usiąść. – Ku zdziwieniu Harry'ego to Neville odezwał się do niego pierwszy. Do Snape'a!

– Tak – odparł, ale nie ruszył się. Spojrzał na swoje zwyczajne miejsce i… na Rona. Potem Hermionę. Potem Deana, Seamusa, Patil. Wrogie spojrzenia.

– Co tu robisz, Snape? – Ron podszedł do niego, krzyżując ręce na piersiach. – To nie jest piąta klasa Slytherinu! Nie widzisz?

Harry spojrzał w oczy swojego najlepszego przyjaciela. Nie wiedział, co robić. Znowu zakręciło mu się w głowie i kiedy Ron podszedł bliżej, poczuł nudności.

– Mam transmutację tutaj. Z piątą klasą Gryffindoru. – Jego głos był zachrypnięty, ponieważ starał się nie zwymiotować z nerwów.

Jego oświadczenie spowodowało, że jeszcze kilku innych uczniów spojrzało na niego wrogo.

– Nie. Nie masz – powiedział Ron i chwycił Harry'ego za ramię. To było najgorsze, co mógł zrobić. W następnej chwili książki Harry'ego upadły na podłogę, a on odskoczył spanikowany.

Nie dotykaj mnie! – wysyczał do zaskoczonego chłopaka gniewnie, jak tylko odzyskał panowanie nad sobą. Uczucie nudności minęło i poczuł się silniejszy. – Nie masz prawa mi rozkazywać, Ron.

– Nie jestem dla ciebie Ronem, Snape – warknął gniewnie rudowłosy chłopak.

– Co tutaj się dzieje? – odezwała się ostro McGonagall, która właśnie nadeszła.

– Nic, proszę pani. – Ron wycofał się i spojrzał jeszcze raz złowrogo na Harry'ego, po czym wrócił na swoje miejsce.

Harry pochylił się, aby pozbierać książki z podłogi.

– Co się stało, panie Snape? – zapytała go profesorka.

– Upuściłem książki… – Wyprostował się i spojrzał spokojnie na nauczycielkę. – Nie wiem, gdzie usiąść.

– Jest wolne miejsce obok pana Weasleya…

– Nie! – powiedział gniewnie Ron. – To Harry'ego…

Harry opuścił głowę i westchnął.

– W takim razie myślę, że obok pana Longbottoma. – McGonagall zaprowadziła Harry'ego na miejsce i spojrzała surowo na swoją klasę. – Pan Snape będzie uczęszczał z wami na zajęcia. Proszę, pomóżcie mu przyzwyczaić się do nowej sytuacji…

Harry nie słyszał więcej słów. Przyzwyczaić… To nie będzie proste, dokładnie jak podejrzewał.


Numerologia… Zadrżał na samą myśl. Cały swój wolny czas w ciągu ostatniego tygodnia spędził ucząc się tego przeklętego przedmiotu, by być przynajmniej trochę przygotowanym na pierwszy dzień. Ku jego wielkiemu zdziwieniu spośród piątek klasy Gryffindoru obecna była tylko Hermiona. Ale byli za to wszyscy Krukoni oraz Nott i Malfoy ze Slytherinu. Znowu ten sam problem: nie wiedział, gdzie usiąść. Kiedy tam stał rozglądając się, Nott do niego pomachał.

– Hej, Quietus! Chodź tutaj. – Wskazał na puste miejsce obok niego.

Harry kiwnął głową i podchodząc do niego, zastanawiał się, że nigdy wcześniej z nim nie rozmawiał. Nigdy. Chociaż chodzili na prawie wszystkie zajęcia razem przez cztery lata.

– Dzięki, Nott…

– Nie mów mi Nott. Nazywaj mnie Ares albo Ari, jak wolisz – powiedział i spojrzał wyczekująco na Harry'ego.

– Dobra, Ares. Dlaczego Malfoy nie siedzi obok ciebie?

– Dlaczego miałby…? – zapytał zdziwiony Ares.

– Cóż, jesteście w tym samym domu…

– To nie jest kwestia przyjaźni. Nie znoszę tego rozpieszczonego dupka i jego goryli. Z pewnością widziałeś ich: dwóch grubych chłopaków…

– Tak. – Harry uśmiechnął się półgębkiem. Przypomniał sobie, że nigdy nie widział Aresa siedzącego z innymi Ślizgonami. Zawsze był osobno. – Nie wyglądają zbyt inteligentnie… – dokończył.

– No nie są za inteligentni – powiedział. – Dlaczego nie było cię na zaklęciach?

– Miałem transmutację.

– Nie chodzisz na zajęcia ze Ślizgonami…?

– Nie. Chodzę razem z Gryfonami.

Ares uniósł brwi.

– Dziwne.

Harry wzruszył tylko ramionami.

– Tak…

– Cóż… przynajmniej nie musisz zawsze przebywać z cudowną piątką.

– To znaczy?

– Klub wielbicieli Malfoya: on, jego dwóch kumpli i dwie dziewczyny, Pansy i Millicenta.

– A… Zabini?

– On woli być sam. Tak jak ja. Ale ja jestem czystej krwi i Malfoy nie ośmiela się ze mną zadzierać, a on jest mugolakiem i zawsze mu dokuczają. Idioci…

– Malfoy wczoraj próbował mnie drażnić.

– Ponieważ jesteś półmugolem?

Harry przytaknął.

– Tak, słyszałem, co mu odpowiedziałeś. Mówili o tym w dormitorium przez pół nocy… – Jego głos nagle stał się poważny. – Powinieneś bardziej uważać na swoje komentarze. Nie najmądrzej jest tak mówić głośno.

Harry już miał odpowiedzieć, kiedy do klasy weszła pani profesor.

To była bardzo długa lekcja. Matematyka i mistycyzm – trudne, ale interesujące. Podczas zeszłotygodniowych korepetycji, kiedy Snape starał mu się wytłumaczyć najważniejsze części materiału, zanudził się kompletnie i zaczął się bać przyszłych lekcji. Ale teraz był pod wrażeniem.

Jego entuzjazm zmniejszył się jednak, kiedy nauczycielka, profesor Vector, zadała pracę pisemną o liczbach pierwszych i ich roli w dekodowaniu zaszyfrowanego tekstu. Harry miał przeczucie, że to popołudnie spędzi w bibliotece.

Po lekcji poszedł z Aresem do Wielkiej Sali na obiad, a potem do chaty Hagrida.

Harry'ego nagle ogarnęło złe przeczucie. Chociaż nie umiał powiedzieć, czego dotyczyło. Potem zobaczył psa, śpiącego spokojnie pod drzwiami domu Hagrida.

Kieł. Chłopiec uśmiechnął się. Kła nie było widać w szkole podczas kilku ostatnich tygodni, musiał być z Hagridem. Przybyli dopiero dwa dni temu i Harry nie miał jeszcze możliwości się z nimi spotkać.

Kiedy Harry i Ares podeszli bliżej, pies podniósł wzrok i wstał. Harry wiedział na pewno, że coś jest nie tak. Ale co?

W następnej chwili stało się to jasne. Kieł skoczył na Harry'ego. Harry zatoczył się na Aresa i razem upadli na ziemię pod ciężarem psa.

Poczuł coś mokrego na twarzy.

Potem pociemniało mu w oczach.

– Hej, obudź się! Obudź się! – Harry usłyszał desperackie krzyki Aresa. Otworzył powoli oczy, zobaczył nad sobą zmartwionego Hagrida i zaskoczonego Aresa, pochylających się nad nim.

– Nic mi nie jest… – powiedział i usiadł. Kiedy zobaczył rękę Hagrida zbliżającą się do jego ramienia, drgnął i odsunął się. – Proszę, nie… – zachrypiał.

Hagrid natychmiast opuścił swoją rękę.

– Chcesz szklankę wody? – zapytał Nott i Harry przytaknął.

– Przepraszam za zachowanie Kła… Nigdy się nie zachowywał tak w stosunku do nieznajomych… Zazwyczaj jest eee… tchórzliwy i nieśmiały. Nie wiem, co go napadło.

– Myślę, że mnie nie zaatakował. – Harry westchnął. – Po prostu mnie przywitał i polizał po twarzy…

– Naprawdę? Dziwne. Myślałem… – powiedział Hagrid, rumieniąc się i wstając. Wyciągnął rękę w stronę Harry'ego by pomóc mu wstać, ale szybko znowu się od niego odsunął. – Myślę, że powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego… – dodał.

– Nie, nic mi nie będzie – powiedział Harry. – Ja tylko… przestraszyłem się psa… Chyba.

Tak, to było pół prawdy. Pies. Drugą połową był Nott i kontakt fizyczny z nim.

Harry wstał, podszedł do podekscytowanego psa i pogłaskał go po grzbiecie.

– W porządku.

– Więc jesteś synem profesora Snape'a, tak? – spytał w końcu Hagrid.

– Tak – potwierdził Harry krótko. Był pewny, że znów zobaczy pogardę w oczach półolbrzyma.

– Bardzo przypominasz jego brata, wiesz? – Hagrid jednak nie wyglądał, jakby nim pogardzał. Wręcz odwrotnie.

– Wiem. Wszyscy tak mówią. Nawet nasze imiona są takie same. – Harry dodał ostatnie zdanie z ironią, ale Hagrid najwidoczniej nie zauważył tego.

– Więc również jesteś Quiet?

– Quiet? Tylko Seve… mój ojciec używa tego zdrobnienia.

– Przepraszam, mówiłem tak na jego brata.

– Znałeś… Znał go pan? – Harry zaciekawił się.

– Tak. Byliśmy… przyjaciółmi. Już tu pracowałem, kiedy on zaczął szkołę. Często do mnie przychodził. Zazwyczaj z twoim ojcem. Kochali zwierzęta i zwierzęta kochały ich również… Ciebie najwyraźniej też lubią.

Harry znowu westchnął i spojrzał na Kła.

Nie. Kieł nie przywitał go, ponieważ był podobny do swojego ojca czy Severusa. Przywitał go, ponieważ był Harrym Potterem i pies znał jego zapach. Harry drgnął, kiedy pomyślał o swoim ojcu chrzestnym. Na szczęście Syriusz nie był prawdziwym psem, tylko animagiem.

Ale myśl o Severusie, przychodzącym do Hagrida w odwiedziny, była po prostu… dziwna. Harry nagle przypomniał sobie, że kiedy w pierwszej klasie podejrzewali go o to, że chce ukraść kamień filozoficzny, Hagrid go bronił. Hagrid zawsze go bronił. Jakoś półolbrzym zawsze lubił Severusa. Ale mimo wszystko to była dziwna myśl.

– Chodźmy na lekcję, panie Snape – powiedział wreszcie Hagrid.

– Proszę pana, hm… Myślę, że może mi pan mówić Quiet… Jeśli pan chce.

Olbrzym uśmiechnął się do niego.

– Nie mów do mnie „proszę pana". Po prostu Hagrid.

– Dobrze. Dziękuję.

Kiedy szli w stronę czekających klas, Harry zdołał się uspokoić. Ale kiedy podszedł bliżej natychmiast zrozumiał, że będzie musiał zmierzyć się z Ronem i Malfoyem jednocześnie, przez dwie godziny…

– Czujesz się lepiej? – Harry usłyszał głos Aresa za plecami. Odwrócił się i zobaczył go ze szklanką wody w ręku.

– Tak, dużo lepiej. – Harry uśmiechnął się do niego i wypił zaoferowaną wodę.

– Co się stało? – podszedł do nich Malfoy.

– Nic, co by ciebie dotyczyło. Odwal się. – Harry odwrócił się do niego.

– Hej, Snape, coś ty taki energiczny… Widziałem twoje małe przedstawienie przed chwilą.

Jego goryle uśmiechnęli się szyderczo.

– Zostaw mnie w spokoju, Malfoy.

– Jesteś taki odważny teraz, Snape. To z powodu twojego ojca, prawda? Jako nauczyciel zawsze będzie bronić swojego drogiego syna, który biega do niego z płaczem…

– Co jeszcze chcesz powiedzieć o moim ojcu, Malfoy? Uważaj, nie jesteś w domu. – Harry spojrzał na niego wściekle i odwrócił się. Ich rozmowa była ledwo słyszalna i Harry był pewny, że nikt jej nie słyszał. A już z pewnością nie Ron, który teraz stał z nim twarzą w twarz.

– Jak widzę znalazłeś swoje miejsce, Snape. Dlaczego nie dołączysz do swojego domu? Do domu swojego tatusia?

Przez krótką chwilę Harry miał wielką ochotę roześmiać się. Snape jako jego ojciec było to coś, do czego się już przyzwyczaił, ale mówić o nim tatuś? Nie. Severus był wszystkim tylko nie tatusiem.

– On nie jest Ślizgonem, nie słyszałeś dyrektora, Weasley? Nie został przydzielony, więc nie możesz o nim mówić, że jest Ślizgonem. – Teraz to był Ares.

– To nie twój interes, Nott. Czy może bronisz go jako swojego wspólnika przestępstwa?

– O co ci chodzi?

– Wiem o… hmm… preferencjach waszych ojców. – Ron uśmiechnął się złośliwie.

Ares patrzył tępo na Rona, Harry jednak był tak zdenerwowany, że ledwo mógł mówić.

– Jak śmiesz…

– Widziałem dowód.

Skrzydło szpitalne, zeszły rok… Tak, ale wtedy myśleli, że Snape szpiegował dla Dumbledore'a i… Nie. To nie miało sensu.

– Twój ojciec pracuje dla Ministerstwa. Z pewnością powiedział ci o jego… letnich doświadczeniach.

– Zasłużył na to, Snape. Nie dostał nic ponad to, na co zasłużył.

Nagle zbyt trudno było o tym dyskutować. To były również słowa Snape'a.

Harry zacisnął zęby ze zdenerwowania. Ale teraz Ares zdołał otworzyć usta.

– Naprawdę nie wiem, o czym mówicie. O co w tym wszystkim chodzi?

– A teraz udajesz, że o niczym nie wiesz! Nie bądź śmieszny, Nott! – wykrzyknął Ron i uwaga wszystkich skierowała się na nich. Rudzielec zaczerwienił się i zostawił ich samych.

Harry poczuł, że ktoś dotyka jego ramienia. Walcząc z chęcią skrzywienia się z bólu, spojrzał na Notta stojącego nadal w zdumieniu.

– Hej, o co chodziło? Co on powiedział?

Harry próbował przełknąć, ale miał całkiem sucho w ustach i ściśnięte gardło. Nott nie wiedział. Ale dlaczego to on miałoby powiedzieć mu o jego ojcu? Po prostu powiedzieć mu „twój ojciec jest Śmierciożercą"? Czy co?

Westchnął i wyszeptał najciszej jak mógł:

– Myślę, że on uważa wszystkich Ślizgonów za zwolenników ehm… Sam Wiesz Kogo. – Prawie wypowiedział imię Voldemorta. – Jak twój ojciec. I mój.

– Cholerny dupek…

– Po prostu opłakuje przyjaciela… – Harry spojrzał na swojego byłego przyjaciela. Był tak blisko fizycznie… tylko kilka metrów dalej… Ale równocześnie był tak daleko od niego w każdym innym sensie. I, być może, nie będzie szansy odbudować znowu ich przyjaźni.

Po lekcji usiadł na chwilę obok Kła. Nawet nie zauważył, kiedy Hermiona usiadła obok niego, dopiero kiedy się odezwała.

– Proszę, wybacz Ronowi jego zachowanie. Jest po prostu zbyt smutny, aby różne rzeczy osądzać poprawnie. Nie uważam, aby twój ojciec zasłużył na to, co dostał od Sam Wiesz Kogo…

– Dlaczego tak uważasz? – zapytał nagle Harry.

– Nie wiem… Widziałam go na pogrzebie. I noc wcześniej… On nie jest takim człowiekiem, za jakiego my, uczniowie, go uważamy.

Więc ona coś zauważyła. I nie było niczym dziwnym to, że Ron nie zauważył.

Harry czasami nie znosił Rona za jego uprzedzenia i opinie wystawione na podstawie pierwszego spojrzenia. Nie, nie chodziło o Severusa. Chodziło o niego. O mur, którego nigdy nie pokona.


[1] Quiet – (ang.) cicho – przyp. tłum.