Wersja z dnia: 18.07.2011
5. MÓL KSIĄŻKOWY

– Znowu tu jesteś? – Harry podniósł głowę znad podręcznika do zaklęć, który właśnie czytał, i Ares dokończył: – Nie masz już dosyć?

Harry ziewnął i spojrzał na chłopaka stojącego obok jego stołu w bibliotece. Pokochał to miejsce, schowane w dalekiej części ogromnej biblioteki, mały, wyglądający bezpiecznie, przytulny kąt w dziale arabskiego mistycyzmu. Harry był przekonany, że nikt w tym budynku nie był zainteresowany ani Arabią, ani mistycyzmem, i nie mylił się. Był tutaj dobrze ukryty. Znajdowało się tu nawet okno, które zapewniało wystarczającą ilość światła do czytania i pisania. Harry przeciągnął się i spojrzał na zegarek. Była już prawie pora kolacji. Popatrzył za okno i stwierdził, że na zewnątrz zrobiło już się ciemno – nic dziwnego, zważywszy, że był ostatni tydzień września. Uśmiechnął się lekko i zamknął książkę zdecydowanym ruchem.

– Tak, myślę, że na dzisiaj koniec.

Ares zrobił rozbawioną minę i pokręcił głową.

– Uczyłeś się tutaj od końca ostatniej lekcji?

Harry zaczął wkładać pergaminy do swojej torby.

– Och nie. Najpierw poszedłem do domu po książki… – Machnął ręką. Ares uśmiechnął się ironicznie.

– Oczywiście. Bardzo trudno byłoby się bez nich uczyć – mrugnął do Harry'ego, potem usiadł przed nim. – Zawsze się tyle uczyłeś?

Harry spojrzał na niego z zastanowieniem.

– Nie. Ale teraz, kiedy jestem tutaj i każdy oczekuje, że okażę się wart tej cholernej reputacji mojego nazwiska, czuję, że nie mam wyboru. A z drugiej strony… Nie wiem, co robić w wolnym czasie – przyznał wreszcie.

– Och… Twierdzisz, że nie byłeś w stanie znaleźć nic interesującego poza nauką?

– Czy tak trudno w to uwierzyć?

– Tak.

Harry zaśmiał się nieco gorzko. Kilka tygodni temu pomyślałby to samo.

– Chodźmy więc. Zupełnie się tutaj zanudziłem.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Nie lubię aż tak bardzo się uczyć jak na to wygląda. – Harry potrząsnął głową z udawaną irytacją. – Ale z drugiej strony, co by powiedział mój ojciec, gdybym włóczył się po szkole robiąc głupie żarty, zamiast być najlepszym uczniem na roku?

– Cóż, dlatego cieszę się, że mój ojciec nie pracuje tutaj, w szkole…

Harry przewrócił oczami w odpowiedzi. Chociaż nie przeszkadzało mu, że Severus pracował i mieszkał w tym samym budynku co on. Wręcz przeciwnie.

A przede wszystkim po tamtych wydarzeniach…

Harry wzdrygnął się na wspomnienie popołudnia z drugiego tygodnia roku szkolnego. Szedł do biblioteki, by odrobić pracę domową, kiedy zatrzymał go w pustym korytarzu Ron.

Harry nie był zdziwiony. Severus zachowywał się okropnie na lekcjach eliksirów i zabrał ponad pięćdziesiąt punktów Gryfonom. Właściwie to wszystkie przez Rona. Miał powód by to zrobić: Ron sabotował własny eliksir, wywrócił kociołek Malfoya i na końcu wrzucił fajerwerki do kociołka Harry'ego. Kociołek eksplodował, wysyłając Neville'a do skrzydła szpitalnego na kilka dni. Harry'emu udało się ujść bez obrażeń, ponieważ akurat pochylił się, aby podnieść składniki, które spadły na podłogę, ale Neville… Wyglądał okropnie.

Severus był wściekły. Jego czarne oczy świeciły z gniewu, kiedy starannie odejmował punkty. A potem zaszokował oba domy, osobiście eskortując osłupiałego Neville'a do skrzydła szpitalnego.

Tak więc, Ron zatrzymał go. Harry miał w tym momencie przeczucie, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Miał rację. Ron zaczął rozmowę od wyzwisk (ulubione epitety to padalec albo ohydny padalec, czasami jeszcze tłustowłosy padalec, chociaż Harry w przeciwieństwie do Severusa nie miał tłustych włosów – w końcu nie spędzał tyle czasu przy eliksirach). Naprawdę Harry nie mógł zrozumieć jego toku myślenia i działania. Nigdy nie zrobił nic przeciwko niemu, wręcz przeciwnie, starał się zyskać jego przyjaźń – a po pierwszych dniach choćby neutralność. Harry nigdy nie odpowiadał na jego zarzuty i obraźliwe słowa… Nawet wtedy starał się ignorować jego ostre i raniące uwagi i pozostać mimo wszystko uprzejmym. To zachowanie jednak tylko rozwścieczyło Rona jeszcze bardziej. Wreszcie stał się bardziej brutalny niż kiedykolwiek. Wypluł w twarz Harry'emu, że jest niczym więcej niż obrzydliwym Ślizgonem, przyszłym sługą Czarnego Pana, mordercą, jak jego ojciec – w tym momencie Harry nie wytrzymał i uderzył go w twarz, łamiąc mu nos. Pożałował tego natychmiast, ale stało się.

Harry mógł znieść wszystko oprócz znieważania Severusa. Nie. On nie zasługiwał na to, by go obrażać, nazywać mordercą… Więc złamał Ronowi nos. Rudowłosy chłopak siedział na podłodze, trzymając się za swój krwawiący nos z dziwnym, oszołomionym wyrazem twarzy. Harry miał właśnie mu pomóc wstać i zaprowadzić go do skrzydła szpitalnego, ale oczywiście w tym momencie w pustym korytarzu pojawiła się McGonagall.

Harry drgnął na to wspomnienie. McGonagall stojąca między nimi, patrząca to na jednego, to na drugiego… O nic nie zapytała, po prostu pomogła wstać Ronowi i wysłała go do pani Pomfrey. Potem surowa profesor zaprowadziła Harry'ego do gabinetu Dumbledore'a.

Nie było żadnego świadka zdarzenia, tylko dowód w postaci krwawiącego i złamanego nosa Rona, świadczący o tym, że Harry jest potworem jak jego ojciec. Dumbledore odesłał McGonagall i zapytał go o kłótnię. Harry jednak odmówił powiedzenia choćby słowa, tylko stał w upartym milczeniu z oczami wbitymi w podłogę, dopóki Severus nie przyszedł i nie zabrał go do domu.

Harry nie chciał mu opowiedzieć przebiegu tego zdarzenia, ale Snape nalegał i tak naciskał na niego, że w końcu poddał się i, pomimo że był świadomy konsekwencji swojej gadatliwości, powiedział Severusowi prawie całą prawdę. Z wyjątkiem ostatniej uwagi Rona o nim jako o mordercy.

To był błąd.

Następnego dnia Severus był tak okropny w stosunku do Rona, że nawet Ślizgoni byli przerażeni jego furią. Oczywiście cała szkołą doszła do wniosku, że Harry i Severus są tacy sami – jaki ojciec taki syn. Harry, potwór, złamał nos chłopakowi z klasy, a jego stronniczy ojciec ukarał ofiarę, zamiast winnego syna.

Od tego czasu Harry był bardziej samotny niż kiedykolwiek przedtem. Nadal był zły na Severusa, ale w pełni rozumiał jego reakcję. Nie był lepszy od Severusa, kiedy łamał Ronowi nos.

Od tego czasu jego relacje z Gryfonami były bardzo chłodne i formalne. Nawet z Neville'em, który nie chciał walczyć z całym domem dla Snape'a. Większość nauczycieli była natomiast nim rozczarowana. McGonagall, Flitwick, Vector… A nienawiść Figg w stosunku do niego tylko się zwiększyła.

Harry wycofał się do biblioteki. Nauka odsuwała jego umysł od bolesnych wspomnień i obecnych zdarzeń, pozwoliła mu wkroczyć do innego świata, w którym mógł czuć się wolny. Wolny od oczekiwań, uprzedzeń, nienawiści i koszmarów.

Po tej pamiętnej kłótni przez kilka dni nawet nie starał się spać sam. Czuł się śmieszny, gdy wchodził do łóżka Severusa i przytulał się do niego, ale nic na to nie mógł poradzić. Potrzebował jego pomocy, jego obecności. Czuł się tak straszliwie samotny…

Wszystko obracało się na złe i zawsze gorsze niż wcześniej.

– Hej! – Głos Aresa wyrwał go z mrocznych myśli. – Co się dzieje?

Harry wzruszył ramionami.

– To samo, co zawsze.

– Głupi Gryfoni?

Harry wygiął usta w udawanym uśmiechu.

– To Weasley, prawda? Czy on musi wciskać ten swój rozbity nos we wszystkie sprawy?

– Chodźmy na kolację. – Harry zmienił temat. – Umieram z głodu.

I znowu było to oczywiste kłamstwo. On i głód! Śmieszne. Ares spojrzał na niego pytająco.

– Quietus, nie bądź głupi. Ty nigdy nie jesteś głodny. Co jest nie tak?

To był głos zmartwionego przyjaciela. Harry popatrzył na niego. Chciał mu wszystko powiedzieć, otworzyć się przed nim, ale nie mógł. To był Ares Nott, a jego ojciec był Śmierciożercą, jednym z tych, którzy torturowali Harry'ego dwa miesiące temu – więc nie wolno mu było zaprzyjaźnić się z nim.

Opuścił wzrok na podłogę i przełknął ślinę.

– Nic.

Harry był pewny, że za jakiś czas nawet Ares go opuści. Ciągłe odrzucanie przez Harry'ego jego troski i przyjaźni z pewnością zniechęci również jego.

– Ale… dzięki za troskę. – Harry nie był w stanie całkowicie go odepchnąć.

Skierowali się w stronę Wielkiej Sali.

– A jak tobie minął dzień? – zapytał Harry.

– Nic ciekawego. Mała bójka z Malfoyem, który paplał jakieś głupoty o powrocie Sam Wiesz Kogo i obowiązkach Slytherinu. – Ares wzruszył ramionami. – To samo, co zawsze. Głupi mały dupek. Jestem Ślizgonem, a nie przestępcą!

Harry spojrzał na niego zaszokowany. Ale jego ojciec… Nie. To niemożliwe. Najwyraźniej Ares naprawdę nie znał „preferencji" swojego ojca. Harry już miał otworzyć usta, kiedy kątem oka zauważył jakiś ruch. Machnął ręką na Aresa i obaj zamilkli. Ktoś tam był. Harry sięgnął do paska po różdżkę…

Ale nie potrzebował jej. To był Ron z Hermioną. W bardzo… dziwnej sytuacji. Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze zdziwienia, złapał Aresa za ramię i pociągnął go z powrotem, najszybciej jak mógł.

– Hej, widziałeś to? – zaśmiał się Ares, kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu. – Gryfońska mała wiem wszystko chodzi z głupim Weasleyem!

Harry uśmiechnął się z przymusem, ale wewnątrz poczuł… rozczarowanie. I większą samotność niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż nie rozumiał, dlaczego. Nie chciał chodzić z Hermioną, a mimo wszystko był zazdrosny. Zazdrościł im tej relacji. I był z tego wyłączony, zupełnie…

– Hej, Ares, ja… ja muszę iść teraz do domu – powiedział nagle.

Ares spojrzał na niego.

– Lubisz tę Granger? – zapytał ze współczuciem.

Harry pokręcił głową.

– Nie, tylko… – Co mógł powiedzieć? – Chcę iść do domu – powiedział znowu, odwrócił się i zostawił Aresa. Kiedy tylko był wystarczająco daleko, by nie być widzianym, zaczął biec. Był bardzo wdzięczny, że Severus był teraz w Wielkiej Sali, jedząc kolację z resztą szkoły, a potem będzie miał spotkanie z dyrektorem. Chciał być sam. Chciał, by go zostawiono w spokoju.

Kiedy dotarł do ich kwatery i wszedł do środka, rzucił torbę na sofę, po czym położył się na brzuchu na podłodze, na swoim ulubionym dywanie tuż przed kominkiem. Oparł głowę na łokciu i patrzył w płomienie niewidzącym wzrokiem. Nie płakał. Tylko leżał, cierpiąc. Był sam.

Tak by się cieszył ze związku Rona i Hermiony jako Harry Potter! Ale jako Quietus Snape nagle zrozumiał, że szanse, aby znowu się z nimi zaprzyjaźnić zniknęły. Być może na zawsze.

Od teraz musiał żyć życiem Quietusa Snape'a, a nie Harry'ego Pottera.

Ale tego nie chciał. Chciał swojego dawnego życia. Ale ono się skończyło, raz na zawsze.

Ale… jak mógł żyć innym życiem? Był taki sam, prawda? Czemu nikt tego nie zauważył?

Ależ nie. Nie był taki sam. Był cichym, dziwnym chłopakiem z fobiami, które były znane większości jego klasy. A i uprzedzenia zrobiły swoje. Spodziewano się po nim, że będzie wstrętnym synem Snape'a, więc nim był. Nie w rzeczywistości, tylko w ich umysłach, ale to było to samo.

Więc?

Kim był?

Schował twarz w dłoniach.

Wciąż zadawał sobie to pytanie, odkąd wyszedł z kwater Severusa ze zmienionym wyglądem półtora miesiąca temu.

Ale teraz musiał znaleźć na nie ostateczną odpowiedź.

Pogrążył się w rozmyślaniach. Niezaprzeczalnie był Quietusem Snape'em. Jego ojcem był Quietus Snape, jego matką była Lily Evans, a jego ojczymem był James Potter. To było jasne. Żył życiem Harry'ego Pottera przez prawie piętnaście lat. Cała jego przeszłość była przeszłością Harry'ego Pottera, jego przyjaciele byli przyjaciółmi Pottera – jego uczucia i wspomnienia również należały do Pottera. Nawet wspólna niewola z Severusem była Pottera, nie jego. On, jako Quietus, nie miał przeszłości.

Ale, w przeciwieństwie do Pottera, miał przyszłość. Wszystko było teraz w jego głowie. Wszystko, by zacząć nowe życie – z wyjątkiem jednej rzeczy: jego uczuć. Nadal czuł jak Harry. A to pełniło ważniejszą rolę w jego życiu niż mógł przypuszczać

Nadal nie mógł myśleć o Quietusie Snapie jak o swoim ojcu, chociaż szanował człowieka opisywanego wielokrotnie przez Severusa. Był zbyt odległy. Ale Severus – uśmiechnął się na myśl o nim. Severus się zmienił. Nie był tak wredny i okrutny jak zwykł być podczas lekcji, chociaż większość uczniów tego nie dostrzegała. I był dla niego kimś w rodzaju ojca. Harry nigdy nie powiedział mu, że czuł w ten sposób. Nie był pewny, czy Severus byłby szczęśliwy, słysząc to. Harry dobrze wiedział, jak bardzo kochał swojego brata. Może to by go zasmuciło. Harry jednak nie myślał o nim jako o ojczymie. Miał się stać prawdziwym ojcem, w każdym sensie tego słowa, w umyśle Harry'ego.

Ale czy jego uczucia względem Severusa wystarczały, aby zacząć nowe życie? W dodatku, jeżeli wyda się, że nie jest synem Severusa tylko jego brata… Czy wtedy będzie musiał znowu wszystko zaczynać od nowa? Harry wzdrygnął się.

Kłamstwa!

Nienawidził tych kłamstw!

Kłamstwa słowami i kłamstwa milczeniem, jak wtedy, gdy złamał nos Ronowi. To on nie powiedział słowa przeciwko Ronowi, chociaż jego kara wydawała się łatwiejsza… On musiał spędzić dwa pełne popołudnia czyszcząc sowiarnię bez użycia magii.

A Ron się z niego śmiał, kiedy się o tym dowiedział.

Harry znowu zadrżał.

Potem poczuł rękę na swoim ramieniu.

– Quiet?

To był Severus.

– Powinieneś być na zebraniu – powiedział Harry rzeczowo.

– Zwolniłem się, gdy zauważyłem, że nie byłeś na kolacji.

Harry kiwnął głową, z twarzą nadal zakrytą rękami.

– Więc nie zostawisz mnie w spokoju?

– Dokładnie.

– Cudownie.

Harry nie spojrzał na niego. Patrzył na płomienie poprzez szpary między palcami. Severus położył się obok niego.

– Więc…?

– Nic.

– Jadłeś cokolwiek?

– Obiad. I kilka jabłek w bibliotece.

– Nadal jesteś za chudy.

– Nie obchodzi mnie to.

– Czy to znów Weasley?

– Nie. I tak.

– Dokuczał ci?

– Całował.

Co?

Harry odwrócił się na plecy i roześmiał.

– Nie mnie, o wszechwładny Mistrzu Eliksirów. Całował Hermionę.

Severus dał się zaskoczyć.

– A potem? – zachrypiał wreszcie.

– Nic. – Harry wzruszył ramionami.

– Ale… Czy to wystarczający powód, by nie jeść kolacji?

– Czasami zastanawiam się, jak to możliwe, że byłeś jednym z najlepszych uczniów w tej szkole.

– Impertynencki głupek.

– Głupi dorosły.

Severus nagle spojrzał na niego poważnie.

– Lubisz Hermionę?

Harry machnął ręką, wstał i usiadł na sofie. Severus usiadł na fotelu twarzą w twarz z nim.

– Dobry Boże! Wy wszyscy jesteście tacy sami!

– Co?

– Ares zapytał mnie o to samo. A moja odpowiedź brzmi: nie. Nie kocham się w niej. Po prostu zrozumiałem, że nigdy nie będę ich przyjacielem – wyjaśnił Harry.

– Dlaczego?

– Rusz głową, Severusie! – wykrzyknął niecierpliwie Harry.

– Próbuję. Ale nastolatkiem byłem dawno temu. Nie mam wyraźnych wspomnień z tego okresu. – Severus spojrzał na niego. – Chociaż jestem prawie pewien, że ich związek nie zmniejszy twoich szans na ponowne zaprzyjaźnienie się z nimi.

– Cóż, ja jestem całkiem pewien, że zmniejszy – odpowiedział Harry. – I zrozumiałem, że muszę żyć swoim życiem.

– Nie rozumiem.

– Muszę żyć życiem Quietusa, a nie życiem Harry'ego. Czy to jasne?

Severus westchnął.

– Ani trochę.

– Cóż, w takim razie spróbuję wytłumaczyć. Jestem naprawdę Quietusem Snape'em. Tak, byłem również naprawdę Harrym Potterem, ale ten okres się skończył, pewnie na zawsze. Więc muszę ułożyć sobie życie jako Quietus Snape. Tak czy owak, nigdy już nie będę tamtym Harrym Potterem. Naprawdę. Myślę, że nigdy już nie będę Potterem. Czy to jasne?

Mężczyzna kiwnął głową. Harry uśmiechnął się lekko.

– W końcu.

Ciche pukanie przerwało rozmowę.

– Proszę! – powiedział Severus.

– Dobry wieczór! – Dumbledore uśmiechnął się do nich, ale jego oczy były poważne. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

– Nie, Albusie. Usiądź, proszę. Herbaty? – Kiedy starszy mężczyzna przytaknął, Severus zamówił herbatę krótkim machnięciem różdżki. – Więc?

– Ministerstwo zdecydowało się wykonać pierwszy krok w tej wojnie.

Severus pochylił się do przodu.

– Czego chcą…?

– Jutro tuzin aurorów przybędzie, by przesłuchiwać uczniów. Będą powtarzać to co miesiąc.

Severus prawie upadł do tyłu.

– O nie. – Zacisnął dłonie w pięści. – O kurde…

Harry spojrzał na niego, zatroskany.

– Co się stało, Severusie?

Ale to nie Severus odpowiedział na jego pytanie.

– Skoncentrują się na domu Severusa i na tobie. – Głos Dumbledore'a był cichy i zmęczony.

Harry przestraszył się.

– Co? – wykrzyknął. – Jak będą mnie przesłuchiwać?

– Sprawdzą twoje ramię i przepytają cię – powiedział dyrektor. – Proszę, podwiń rękaw, Harry.

– Quietus, proszę pana. – Harry poprawił go cicho i podwinął rękaw.

Jego ramię było wolne od jakichkolwiek znaków, ale nie było wolne od cięć Avery'ego. Jego skórę znaczyły krzyżujące się blizny. Blakły one z czasem, ale te głębsze były nadal różowe.

– Jeżeli to zobaczą, zapytają cię skąd je masz.

– Powiem, że miałem wypadek. – Harry wzruszył ramionami. – Wypadek samochodowy, na przykład.

– Dobrze. A jeżeli będą chcieli wiedzieć coś więcej o twojej przeszłości sprzed tych wakacji, powinieneś odesłać ich do Severusa. Możesz im powiedzieć tylko podstawowe informacje.

Harry przytaknął.

– I… Quiet, musisz przygotować się, że nie będą obchodzić się z tobą uprzejmie – powiedział Severus smutno. – Będą ci zadawać wiele pytań o mnie. Będą sprawdzać twoją lojalność i zapewne będą cię uważać za mrocznego czarodzieja, nawet, jeśli będziesz temu zaprzeczał…

– Ponieważ jestem twoi synem, prawda?

To Dumbledore odpowiedział na pytanie.

– Tak i nie, Quietus. Cały Slytherin zostanie dokładnie przesłuchany i każde dziecko, które ma ehm… ujmę to tak: podejrzanych członków rodziny.

– Ma pan na myśli dzieci Śmierciożerców?

– Nie tylko dzieci. Każdy członek rodziny jest podejrzany…

– Idiotyzm… – mruknął cicho Harry. – Ale wiedzą, że Severus nie jest już Śmierciożercą…

Żaden z dorosłych nie odpowiedział. Kiedy Harry spojrzał na Severusa, ten chrząknął nerwowo.

– Nie sądzę, Harry. Gdyby mi wierzyli, oczyściliby z zarzutów Blacka.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się z zaskoczenia.

– Ale przesłuchiwali cię pod wpływem Veritaserum… – wymamrotał zagubiony.

Severus tylko machnął ręką z rezygnacją.

– Veritaserum… Nie wierzą nawet własnym serum.

– Ale w takim razie… Co będzie, jeśli mi nie uwierzą? Mojej historii? Zabiorą mnie do Ministerstwa, by…

– Nie, Quietus. Nie pozwolę, żeby cię zabrali – odparł spokojnie Dumbledore. – Ale jutro musisz być bardzo, bardzo ostrożny. Rzucą na ciebie zaklęcie Revelo, by zbadać twoje ramię, a jeśli odkryją twoją sławną bliznę…

Harry zamarł.

– O nie… – mruknął i sięgnął ręką do czoła. Jego palce drżały.

– Zobaczą również szramy na twojej szyi – dodał cicho Severus. – Musisz jutro włożyć golf, jeżeli nie chcesz, aby je widzieli.

– Dyrektorze, czy powiedział pan, że będą przychodzić co miesiąc? – zwrócił się Harry do starszego mężczyzny.

– Prawdopodobnie. Nie pamiętam dokładnie. Minęło prawie piętnaście lat, odkąd byli tu po raz ostatni.


Harry poczuł, jak silne ręce chwytają go za ramiona i ciągną w stronę wyjścia ze szkoły.

– A więc byłeś tutaj cały czas, panie Potter – powiedział auror, który był podobny do Moody'ego, ale dużo młodszy i okrutniejszy.

Harry krzyknął z bólu, gdy ręce chwyciły go mocniej.

– Nawet nie próbuj uciekać. Nie uda ci się, wierz mi. – Mężczyzna uśmiechał się do niego paskudnym, wrednym uśmieszkiem i Harry czuł jak wzrasta w nim panika.

– Ale… Ale ja nic nie zrobiłem – wyjąkał ze strachu. – Ja tylko…

– Zabiłeś Cedrika Diggory'ego i oszukałeś Ministerstwo, udając własną śmierć, by dalej pracować dla Sam Wiesz Kogo, z pomocą twojego odrażającego ojca… Nawet nie jesteś synem Pottera! Co za wstyd! Gdyby świat czarodziejów znał prawdę o ich słynnym bohaterze i jego puszczającej się matce…

– Nie… Moja mama…

– I słyszeliśmy o twojej małej kłótni z panem Weasleyem, który podejrzewał cię. I o twojej agresywnej reakcji na jego szczere pytanie.

– On nie zadawał mi pytań! Wyzywał mnie i obraził Severusa…

– A ty starałeś się go pobić, może nawet zabić…

– Nie, ja…

– Co za szczęście, że profesor McGonagall przyszła i uratowała chłopcu życie!

– Nie! To nieprawda, on…

– Cisza, panie Potter. A może powinienem powiedzieć: panie Snape?

Harry poczuł łzy w oczach, kiedy dotarli do wyjścia ze szkoły. Wkrótce stąd wyjdą, pójdą do lochów ministerstwa i znowu będzie torturowany…

– Nie…

Nie chciał opuszczać szkoły. Dlaczego Dumbledore nie przyszedł i nie uratował go?

– Nie…

Wielkie, brązowe drzwi otworzyły się. Mężczyzna wypchnął Harry'ego przez nie.

Nieee! – krzyknął upadając na podłogę. Oczy miał mocno zaciśnięte.

– Harry, Harry, obudź się… – usłyszał nagle głos Severusa nad sobą.

– Severus, nie pozwól, aby zabrali mnie do ministerstwa – krzyknął. – Zawołaj Dumbledore'a, proszę!

– Harry, otwórz oczy. Jesteś w domu. Nikt nie chce cię stąd zabrać. – Harry czuł, jak ramiona Severusa obejmują go mocno. – Ciii… Jesteś bezpieczny. Jesteś w domu, ze mną.

Harry powoli się uspokoił.

– Która godzina? – zapytał, kiedy odzyskał panowanie nad sobą.

– Piąta rano. Trochę wcześnie dzisiaj wstajesz. – Snape uśmiechnął się do Harry'ego, który przytulił się mocno do jego piersi.

– Nie chcę być przesłuchiwany. Czy nie możesz być tam ze mną? – wymamrotał Harry w piżamę Severusa.

– Nie, Harry. Musisz przejść przez to sam. Będę musiał zająć się również innymi dziećmi…

– Twoimi Ślizgonami? – Harry przełknął ślinę, pytając.

– Tak. Myślę, że będą potrzebowali po tym mojego wsparcia.

– Rozumiem – powiedział Harry i spróbował usiąść. – Czy teraz pozwolisz pójść mi do łazienki? – zapytał z udawaną irytacją. – Rozpieszczasz mnie. Gdyby inni wiedzieli, że dobry stary Mistrz Eliksirów wciąż przytula i pociesza Harry'ego Pottera, podusiliby się z szoku.

– Niech więc umrą w spokoju. Nie puszczę cię nigdzie, dopóki się nie uspokoisz.

– A co z moimi potrzebami? Nie uspokoję się, jeżeli nie pozwolisz mi pójść do ubikacji.

– Głupi Potter. Idź więc.

– Nie jestem Potter, Snape. I nawet nie jestem Harry. Jestem Quiet, twój syn, pamiętasz, tato? – Tak dobrze było powiedzieć to słowo, nawet jeśli była to tylko zabawa…

– Ech… Mój syn… No cóż – Severus uśmiechnął się ironicznie – jesteś bardziej podobny do mnie, niż do Quietusa…

– Och nie. – Harry potrząsnął głową w panice. – Nie jestem taki jak ty! – Pokazał Severusowi język i wybiegł z pokoju.


Harry wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w książkę do zaawansowanej transmutacji, którą trzymał w ręku. Czytał tę samą stronę po raz piąty, ale nadal nie mógł przypomnieć sobie z niej żadnego słowa.

Westchnął i odłożył książkę na stół. To nie działało. Nadal był zbyt zdenerwowany, ale wiedział, że Severus musiał zająć się swoimi uczniami, a on musiał poczekać do wieczora albo nawet do nocy, by z nim porozmawiać.

W rzeczywistości przesłuchiwanie nie było tak straszne jak się tego obawiał, chociaż często sięgał ręką do czoła, by wygładzić włosy zasłaniające odczarowaną bliznę. Ale żaden auror nie chciał nawet spojrzeć na jego czoło, sprawdzili tylko oba jego przedramiona i chociaż z pewnością zauważyli cięcia, nie wspomnieli nawet o nich.

Pytania były proste i szybkie – o jego lojalność, a kiedy Harry powiedział im, że został wychowany przez swoich mugolskich dziadków i mugolską matkę, porzucili temat i wypuścili go po pięciu minutach.

Gdy tylko Harry wyszedł, natychmiast wyjął różdżkę i odnowił zaklęcie maskujące blizny i szramy. Na szczęście nikt tego nie widział.

Harry nie mógł zrozumieć ich zachowania. Dlaczego potraktowali tak łagodnie jego, syna Severusa Snape'a, byłego Śmierciożercy? Lękał się odpowiedzi. Może już mieli swoje dowody przeciwko niemu i mogli go zabrać w każdej chwili. Ten pomysł wydawał się trochę paranoiczny, ale Harry nie mógł przestać tak myśleć. Był paranoikiem, nieprawdaż?

Zmusił się ponownie do spojrzenia na książkę do transmutacji i skoncentrowania się na niej.

Aby transmutować magiczne stworzenie w inne magiczne, musimy znać sposób w jaki działa jego – ich – magia. Transmutacja jednego rodzaju magii w drugi jest jedną z najtrudniejszych gałęzi nauki transmutacji…

I tak dalej.

To było wyjątkowo nudne. A to była dopiero pierwsza strona z piętnastu, jakie miał przeczytać w ciągu dwóch dni. A miał jeszcze napisać esej z eliksirów na temat użycia piór hipogryfów w leczniczych miksturach i kolejny na temat mrocznych czarodziejów XIX wieku dla profesora Binnsa na następny tydzień. W miarę jak zbliżały się sumy, wszyscy nauczyciele stawali się bardziej drobiazgowi i surowi niż kiedykolwiek przedtem. Nawet Severus i McGonagall zwiększyli swoje wymagania, chociaż Harry i inni uczniowie z jego roku nigdy nie sądzili, że to możliwe.

Westchnął głęboko i zaczął pisać notatki na kartce, kiedy usłyszał jak ktoś staje przy jego stole. Podniósł gniewnie głowę. Ares przyszedł w najgorszym z możliwych momencie, kiedy wreszcie zdołał zrozumieć ten cholerny rozdział!

Ale to nie był Ares. To była Hermiona, najwyraźniej skrępowana.

– Cześć, Quietus. Czy będzie czy przeszkadzało, jeśli się przysiądę? Inne stoły są zajęte…

Harry nie mógł powstrzymać zirytowanego burknięcia.

– Jeżeli moja obecność ci nie przeszkadza, możesz zostać – powiedział i pochylił się ponownie nad swoimi notatkami, nagle znów zbyt nerwowy, by skupić się na nich. Cholera!

– Dlaczego to powiedziałeś? – zapytała Hermiona, kiedy już usiadła.

– Co? – burknął gniewnie Harry.

– Tę głupotę na temat swojej obecności.

– Złamałem nos twojego drogiego chłopaka, nie pamiętasz? – Harry oparł się o krzesło i skrzyżował ramiona.

Twarz Hermiony przybrała jasno czerwony kolor.

– Skąd o tym wiesz? – spytała zachrypniętym głosem.

Harry wzruszył ramionami.

– Widziałem, jak się całowaliście w korytarzu – oświadczył.

Rumieniec na jej twarzy pogłębił się i udała, że intensywnie szuka jakiejś książki w torbie. Harry uśmiechnął się, rozbawiony i ponownie wziął pióro.

– Nie obwiniam cię, Quietus. – Usłyszał głos dziewczyny, kiedy tylko zaczął ponownie pisać. Podniósł głowę zaskoczony.

– Co?

– Nie winię ciebie. Słyszałam, co Ron mówił ci każdego dnia. Możliwe, że zrobiłabym to samo, będąc na twoim miejscu…

– Ja… Rozumiem. – Harry przełknął ślinę. – Chociaż wyglądało, że przez te wszystkie tygodnie podzielałaś zdanie reszty Gryfonów.

Hermiona ponownie się zaczerwieniła.

– Eee… Myślę, że byłam na ciebie trochę zła.

– Och, nie spodobała ci się nowa twarz Rona, prawda?

Hermiona uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.

– Przeczytałeś już transmutację? – Nagle zmieniła temat.

Harry przytaknął.

– Właśnie zacząłem robić notatki.

– Wiesz, nie rozumiem jednego fragmentu…


Następne tygodnie nie obfitowały w wydarzenia. Harry ułożył sobie dzienny plan pracy. Składał się on z długiego siedzenia w bibliotece, ale przynajmniej siedział tam z Hermioną – i było to z pewnością miejsce wolne od Rona. Rudzielec nie brał chyba nadchodzących egzaminów do serca. Hermiona raz wyznała Harry'emu, że zaczęła udzielać mu korepetycji każdego wieczora po kolacji – popołudnia Ron spędzał na polu do quidditcha, ćwicząc. Najpierw przed naborami do drużyny, później, kiedy został obrońcą drużyny Gryfonów, ćwiczył z innymi graczami.

Nowym szukającym drużyny Gryfonów został, ku wielkiemu zdumieniu Harry'ego, Seamus. Nigdy nie posądzał chłopaka o zdolności do latania, mimo wszystko… Pierwszy mecz sezonu miał być rozegrany pomiędzy Gryffindorem a Slytherinem dzień po Halloween, więc Ron i inni gracze postanowili trenować tak intensywnie, jak tylko mogli, a Harry poprosił Severusa, aby był dla nich trochę bardziej wyrozumiały.

– Nawet dla Rona? – zapytał ciekawie Severus.

– Tak – wymamrotał Harry.

– Ależ on na to nie zasługuje! – Severus był zbulwersowany.

– Wiem, ale proszę, zrób to dla mnie! Po tym meczu będziesz mógł zrobić z nim wszystko, co tylko zechcesz.

Oczy Severusa zabłysły.

– Wszystko?

– Dobrze więc: nie zabijaj go. Ale do tego czasu zostaw go w spokoju.

– Więc chcesz, aby Ślizgoni przegrali mecz. – Severus skrzyżował ręce.

– Możesz być lepszy także dla nich. – Harry wzruszył ramionami.

– Nie, nie mogę. Jestem teraz dla nich za dobry.

– Och, więc zdajesz sobie z tego sprawę!

– Oczywiście, że tak! – Severus parsknął z oburzeniem. – Jestem stronniczy i doskonale zdaję sobie z tego sprawę!

Jednak po tej krótkiej rozmowie Severus naprawdę był uprzejmiejszy dla Rona, chociaż chłopak nadal dręczył Harry'ego, kiedy tylko mógł.

Harry starał się, jak mógł unikać wszelkich spotkań z Ronem. Miał inne problemy do rozwiązania.

Były nimi: eliksir dla Lupina i lekcje obrony przed czarną magią. Kiedy Severus odkrył jego nową obsesję siedzenia w bibliotece, wyznaczył mu zadanie: miał szukać materiałów na temat wilkołaków. Severus starał się znaleźć odpowiedni eliksir dla Lupina, ale ciężar pracy go przerósł, więc postanowił podzielić się robotą z Harrym. Chłopiec musiał przebrnąć przez książki o wilkołakach, podczas gdy on szukał we własnych książkach o eliksirach.

Po tygodniu Harry stwierdził, że teraz wie o wilkołakach chyba więcej niż sam Lupin, ale nadal nie znalazł żadnego rozwiązania.

– Co robisz? – zapytała raz Hermiona, kiedy pochylał się nad ogromnym tomem.

– Szukam wszystkiego na temat wilkołaków. Na polecenie Seve… mojego ojca – dodał, kiedy zobaczył zaintrygowany wzrok Hermiony.

– Dlaczego? Czy to jest związane z profesorem Lupinem? – nagle przerwała. – Och, pewnie go nie znasz…

– Spokojnie, znam go – przerwał jej Harry. – Owszem, ojciec szuka lekarstwa na jego chorobę.

– Tak – wymamrotała Hermiona, nie wiedząc, co o tym sądzić. – Ale myślałam… – zmilkła.

– Myślałaś, że oni się nienawidzą, prawda? – I kiedy Hermiona przytaknęła, Harry uśmiechnął się szeroko. – Cóż, nadal za sobą nie przepadają. Ale zawarli pokój tego lata.

– Masz na myśli swojego ojca i profesora Lupina?

Harry pochylił się ku niej.

– Uspokój się, Hermiona. Ojciec zawarł pokój nie tylko z Lupinem, ale nawet z Syriuszem Blackiem!

Jej źrenice rozszerzyły się w szoku.

Co?

– Słyszałaś. A Black mieszka teraz w dworze Snape'ów. – Harry odsunął się.

– Uwierzył Snape'owi… – wymamrotała Hermiona z niedowierzaniem.

– Hej, Hermiona… – Głos Harry'ego wyrwał ją z zamyślenia. – Ja również jestem Snape'em…

– Och, przepraszam. To po prostu… zbyt dziwne.

– Może Ron się myli – dodał Harry prowokacyjnie, ale Hermiona wzięła to na serio.

– Nie „może". Myli się na pewno.


– Broń się, Snape! – W głosie pani Figg brzmiało zniecierpliwienie. – Teraz!

Ale kiedy zaklęcie wystrzeliło z jej różdżki, Harry nie był w stanie się poruszyć, ani nic powiedzieć. Patrzył tylko na nią bezmyślnie, w stanie niemal paniki.

Kiedy zaklęcie uderzyło w niego, zachwiał się i upadł na podłogę.

Śmiech wybuchnął na sali. Harry zaczerwienił się i usiadł, kręciło mu się w głowie z powodu upadku. Wstając potrząsnął głową, by trochę oprzytomnieć przed kolejną próbą.

To był już dziesiąty raz pod rząd tego dnia, a pani Figg wydawała się nie zauważać, że reakcja Harry'ego jest za każdym razem coraz gorsza. Stracił całą pewność siebie i teraz czuł się już tak, jakby znajdował się w głównej sali Koszmarnego Dworu po kilku rundach tortur. Podniósł różdżkę do twarzy. Należała do jego ojca, ale nie mogła obronić go bez wypowiedzenia właściwych słów.

Harry mógł wymówić słowa, ale nie mógł użyć umysłu w odpowiedni sposób. Był przerażony na samą myśl o zaklęciach mających w niego uderzyć i czuł się bezsilny wobec swej nauczycielki.

– W takim razie, panie Snape, jeśli nie jesteś w stanie stworzyć tej tarczy, dam ci bolesną lekcję. Ostrzegam: zamierzam użyć krótkiej, ale bolesnej klątwy i spodziewam się, że się osłonisz. Jeśli nie, będzie bolało.

Harry skinął bezmyślnie głową. Cudownie! Mała torturująca klątwa – dokładnie to, czego potrzebował!

Ponownie podniósł różdżkę.

– Clipeus! – wykrzyknął desperacko, profesor w tym samym czasie wykrzyknęła „Tormento!".

To zaskoczyło Harry'ego. W momencie, w którym usłyszał nazwę znienawidzonej klątwy, jego wola osłabła i opuścił rękę czekając na ból, najdzielniej jak mógł. Kiedy uderzyło w niego, nie otworzył ust, nie krzyknął. Wytrzymał je, stojąc prosto, jego palce stały się białe, ponieważ zaciskał je z bólu na różdżce. Wydawało się, że minęła wieczność zanim wreszcie pani Figg usunęła z niego klątwę.

Harry widział zaskoczony wzrok profesorki, kiedy patrzyła na niego w milczeniu. Kiwnął jej głową, wziął swoją torbę i opuścił klasę bez jednego słowa.

Dość tego.

Tormenta. Rzucone na ucznia w pedagogicznym celu.

Nie. Nigdy więcej.

Nigdy nie narzekał na nią Severusowi, ale teraz miał dość.

Znosił torturujące klątwy zbyt długo, by musieć znosić je również teraz.

Ale gdy tylko dotarł do ich kwater i zamknął drzwi za sobą, upadł na podłogę nieprzytomny.