Wersja z dnia: 18.07.2011


6. KŁÓTNIE

Severus był rozwścieczony, kiedy wychodził ze skrzydła szpitalnego. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Skierował w stronę gabinetu Dumbledore'a.

Prawie biegł do dyrektora, nie zważając na uczniów, którzy próbowali uskakiwać mu z drogi, ani na Hermionę, która wyglądała, jakby chciała powiedzieć coś ważnego. Odepchnął ją na bok, nie mówiąc ani słowa. Z wściekłości widział wszystko w czerwonych barwach i czuł ogromną ochotę, by najpierw odnaleźć Figg, ale zdawał sobie sprawę, że byłoby to zbyt niebezpieczne, gdyby ona i on znaleźli się sami w jednym pokoju. Więc poszedł do Albusa, z prośbą, by to on wyrównał z nią rachunki.

Zaciskał dłonie w pięści, kiedy myślał o ostatnich kilku godzinach. To był zwykły przypadek, że Puchonka z drugiej klasy pomyliła się przy swoim eliksirze. Mikstura eksplodowała i wypaliła małe dziury w jego szacie, więc musiał ją zmienić przed następną lekcją. Nie planował wracać do domu przez przynajmniej sześć czy siedem godzin. Nadal kipiał ze złości na myśl o głupiej dziewczynie, kiedy wszedł do pokoju, ale w następnej chwili potknął się o coś i upadł na nieprzytomnego Harry'ego.

Nie wiedział, co dokładnie poczuł. Był zaskoczony i zastanawiał się, co Harry robi w domu o tej porze dnia. Potem przestraszony, a w końcu przerażony, kiedy chłopiec nie odzyskiwał przytomności. Wziął chude ciało w ramiona i zaniósł go do Poppy najszybciej, jak tylko mógł.

Droga do skrzydła szpitalnego wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Był tak przerażony, że może stracić Harry'ego, że ledwo powstrzymywał narastającą panikę, która mogła całkowicie zniszczyć resztki jego opanowania, gdyby pozwolił jej sobą zawładnąć. Ale nie pozwolił. Zmusił się do myślenia tak jasnego, jak to tylko było możliwe. Jeśli to w ogóle było możliwe.

Harry… W ciągu tych minut przerażenia przypomniał sobie noc, kiedy powrócił do Hogwartu z martwym chłopcem – i oczywiście Quietusa…

Harry… Czuł jak jego serce rozrywa się na części. Był taki nieostrożny. Czegoś nie zauważył. To będzie jego wina, jeśli Harry umrze. Nie, Harry nie mógł umrzeć! Harry był profesjonalistą w wymykaniu się śmierci. Harry, Harry…

Poppy miała pewne problemy z zabraniem chłopca z uścisku Severusa i w końcu najpierw musiała zająć się mężczyzną podając mu silny, uspokajający eliksir. Mamrotała coś o podwójnym szoku, podczas gdy Severus nareszcie pozwolił jej zabrać chłopca. Potem wlała zawartość kolejnej buteleczki z eliksirem do ust Harry'ego. Ale Severus nie uspokoił się. Siedział obok chłopca przez trzy długie godziny, trzymając jego szczupłą, kościstą dłoń w swojej dłoni, przerażony myślą o utraceniu go.

Te trzy godziny dały mu szansę przemyślenia wspólnego życiu jego i Harry'ego, ich wzajemnych relacji i zrozumiał, że nie byłby już w stanie żyć bez chłopca. Kiedyś tak znienawidzony głupek zamienił się w światło jego życia, jego szansę by czuć, by kochać… Stał się dla niego kimś w rodzaju… syna.

Syn.

Tak, zdecydowanie jego syn.

Ale nigdy nie powie tego Harry'emu. Nie zamierzał straszyć go swoim głupim, chorym życzeniem, aby nazywać go swoim synem. Ale kiedy tak siedział na brzegu łóżka obok chłopca, zrozumiał, że myślał o Harrym jako o synu już od pewnego czasu. Uśmiechnął się smutno i nagle poczuł się zazdrosny o Quietusa i nawet o Pottera, obaj byli ojcami Harry'ego – a jego, głupiego, wrednego idiotę całkowicie to ominęło. Chociaż… Nie. Harry go kochał, wiedział o tym dobrze. Ale chłopiec zawsze narzekał, że czuje się samotny. W takich momentach Severus starał się nie okazywać zawodu, ponieważ to bardzo bolało. Nie zasługiwał na to, by być czyimkolwiek ojcem, a już szczególnie ojcem Harry'ego.

Kiedy więc wreszcie Harry otworzył oczy i odpowiedział na pytanie Severusa: „Co się stało?" Severus skoczył na równe nogi, gotowy zlikwidować Figg i wszystkich podobnych do niej, raz na zawsze.

A teraz stał przed chimerą, starając się przypomnieć sobie hasło. Patrzył bezmyślnie na statuę i nic nie przychodziło mu do głowy.

Westchnął, przypominając sobie, że Dumbledore zmienił je w dniu, gdy aurorzy przyszli przesłuchiwać uczniów. To było coś zabawnego, Severus był o tym przekonany, nawet uśmiechnął się wtedy, słysząc je… Ale jak ono brzmiało?

Musiał się uspokoić, jeżeli chciał się spotkać z Albusem. Wziął kilka głębszych oddechów i skoncentrował się na haśle. Nie jakaś przeciętna nazwa, ale coś, co miało drugie znaczenie… Drugie. Nagle uśmiechnął się. Pochylił się nad statuą i wyszeptał do jej ucha hasło: „Knot".

Chimera odsunęła się na bok i pozwoliła mu się wspiąć po spiralnych schodach. W momencie wejścia do gabinetu był już zupełnie spokojny.

Ale kiedy Albus zapytał go o powód jego wizyty, wściekłość zawładnęła nim ponownie.

– Albusie, wezwij tutaj tę swoją ukochaną Figg. Natychmiast! – wrzasnął, niecierpliwie tupiąc nogą.

Dyrektor jednak nie wydawał się śpieszyć. Popatrzył na niecierpliwego, wściekłego Mistrza Eliksirów i zapytał ponownie:

– Severusie, co się stało?

– Dokładnie o to samo chcę ją zapytać! – zachrypiał wściekle Severus.

– Ale…

– Harry jest w skrzydle szpitalnym – dodał Severus i przeczesał palcami włosy. – I wspomniał o bardzo ciekawym wydarzeniu, które miało miejsce podczas lekcji obrony.

Dumbledore nie odpowiedział, zastygł na chwilę, po czym wstał i podszedł do kominka. Wziął słój z półki nad kominkiem i wrzucił garść zielonkawego proszku w płomienie.

– Arabello, proszę, chcę zamienić z tobą kilka słów – zawołał w płomienie.

W następnej chwili pani Figg wyszła przez kominek. Spojrzała zbrzydzonym wzrokiem na Severusa, potem odwróciła się w stronę starszego mężczyzny.

– Tak, Albusie…?

Dyrektor zaprowadził ją w kierunku krzesła i usiadł tam, pomiędzy dwójką nauczycieli, zamiast usiąść za burkiem, jak zwykł był czynić. Kiedy Severus również usiadł na sofie, zwrócił się do swojej koleżanki:

– Severus zawiadomił mnie, że jego syn jest w skrzydle szpitalnym i powiedział, że chce to przedyskutować z tobą.

Wzruszyła ramionami.

– Nie sądzę, żeby było o czym dyskutować. Chłopak nie potrafił stworzyć najprostszej tarczy, jakiej wymagałam od każdego, nie tylko od twojego syna, Snape. Nie był w stanie zablokować zaklęć, jakie na niego kierowałam. – Głos Figg był nieco zirytowany. – I to nie jest moja sprawa, że jest w skrzydle szpitalnym…

Nie? – Severus ryknął z wściekłości. – A kto w takim razie rzucił na niego Tormenta? – Snape zerwał się na równe nogi, podszedł i rzucił jej w twarz: – Czy jest to może jakaś pozostałość po twojej aurorskiej przeszłości? By torturować ludzi tylko po to, by przyznali się do czegokolwiek zechcesz? Ale mój syn nie jest kryminalistą! Nie miałaś prawa krzywdzić go w taki sposób! Jeśli nienawidzisz mnie, to rzuć na mnie tę przeklętą klątwę, ale zostaw mojego syna w spokoju, jeśli chcesz przetrwać ten rok, ty…

– Severusie! – usłyszał strofujący głos Dumbledore'a. – Wystarczy. Arabello, chcę usłyszeć, jakie miałaś powody.

Twarz kobiety była blada, kiedy odwracała wzrok od Severusa na dyrektora.

– Ja go nie skrzywdziłam – wymamrotała oszołomiona. – Nie rzuciłam na niego klątwy w pełnej mocy, tylko to, co zazwyczaj używamy przy nauce osłony… – spojrzała błagalnie na Snape'a. – Mógł zablokować to nawet tak słabą tarczą jak Clipeus, Severusie. Na pewno wiesz, że… – Jej głos się załamał.

– Jeśli mówisz prawdę, to powiedz mi, co mój syn robi w skrzydle szpitalnym? Minęły trzy godziny, zanim odzyskał przytomność. Znalazłem go po twojej durnej lekcji nieprzytomnego, leżącego na podłodze w bawialni!

Pani Figg pokręciła głową, udręczona.

– Nie… Ja… Ja nigdy nie rzuciłabym zaklęcia pełnej mocy na dziecko, uwierz mi, Severusie. – Nagle wyglądała na zranioną. Severus skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Podeszła do dyrektora. – Albusie, proszę. Uwierz mi…

Dumbledore odwrócił wzrok w kierunku Mistrza Eliksirów.

– Co powiedziała Poppy o stanie Quietusa?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Nie mogłem się skupić. Myślałem…

Dyrektor uciszył go machnięciem dłoni i ponownie podszedł do kominka. Rzucił znowu garść proszku Fiuu w ogień i pochylił się nad płomieniami.

– Poppy, proszę… Czy możesz mi powiedzieć, co się stało Quietusowi? – Krótka przerwa. – Rozumiem. Jak?… Cóż, tak… Dziękuję. – Wyjął głowę z kominka i odwrócił się w stronę Severusa. – Doznał szoku, Severusie. Nic więcej.

– Szoku? – Oczy Severusa rozszerzyły się. – O nie…

Oczy Figg rozszerzyły się ze zdziwienia.

– Ale… Albusie… To znaczy, że chłopaka już kiedyś potraktowano tą klątwą! – Jej wyraz twarzy zmienił się z przestraszonego na zmieszany. – Ale… Z pewnością nie ty go nią uderzyłeś, prawda, Severusie?

Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, tylko opadł na krzesło.

– To nie twoja sprawa – wymamrotał po chwili.

– Ale…

– Już ci mówiłem. To. Nie. Twój. Interes. I jeśli jeszcze kiedyś się dowiem, że używasz tej swojej cholernej dydaktycznej tortury na Quietusie, przysięgam, że…

– Severusie, przestań. – Dyrektor przerywał surowym tonem rozeźlonemu mężczyźnie. – To najwyraźniej nie była wina Arabelli…

– Nie była? – zapytał Severus sarkastycznie. – Po tuzinie nieudanych prób stworzenia tarczy nie można dalej stosować tej samej metody tylko z silniejszą klątwą… Powinna była zaczekać.

Pani Figg zaczerwieniła się i opuściła głowę.

– Czy to prawda, Arabello? Wiesz, że nie jest dobrze…

– Wiem, Albusie. Pomyliłam się. Powinnam była zostawić go w spokoju po trzeciej czy czwartej nieudanej próbie. Ale on nie był w stanie stworzyć tej tarczy przez dwa tygodnie! Wszyscy już to zrobili, nawet Neville. Jedyny, który nie jest w stanie tego zrobić to twój syn, Severusie!

Severus i Dumbledore wymienili porozumiewawcze spojrzenia, potem dyrektor odwrócił się w stronę nauczycielki obrony.

– Myślę, że teraz możemy zostawić ten temat. Jedyna rzecz, o jaką cię proszę, Arabello, to żebyś w przyszłości nie rzucała na chłopca nic, co byłoby podobne do zaklęć torturujących. Zupełnie nic. Czy wyrażam się jasno?

Kobieta wstała.

– Masz na myśli, że chłopak był przedtem torturowany? – A kiedy żaden z mężczyzn nie odpowiedział, dodała: – Ale… przez kogo?

– To nie twój interes, Figg! – warknął gniewnie Severus.

Dumbledore westchnął.

– Cóż, możliwe, że Severus wyraził to dość nieuprzejmie, ale w zasadzie ma rację. Przykro mi, Arabello, ale lepiej będzie, jeśli nic o tym nie będziesz wiedziała.

Ale ona nie zamierzała się poddać.

– To był Voldemort… Prawda?

Severus podszedł do niej i wysyczał jej w twarz:

– Nie twój interes, kobieto! Zupełnie!

Odsunęła się od groźnej postaci.

– Uczę go obrony. Muszę znać jakieś szczegóły, jeśli chcę uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości…

– Wierz mi, nie musisz… – Severus niecierpliwie rozprostował ramiona, ale Dumbledore przytaknął.

– Nie opowiemy ci całej historii, Arabello. Tylko jeden szczegół: chłopak został uderzony kilkoma klątwami. Jest praktycznie sparaliżowany, kiedy musi się z nimi zmierzyć. Był bezbronny i doświadczył, co to znaczy być całkiem odsłoniętym. Nie będzie łatwo nauczyć go rzucania tych osłon z powodu jego lęków i fobii… – Dyrektor był teraz wyjątkowo poważny. – Ale… Jeszcze jedna rzecz, Arabello. Nie możesz nikomu powtórzyć tego, co ci powiedziałem. Nikomu. Ani słówka.

Kobieta ponownie zbladła.

– I nie chcę abyś o tym myślała, albo usiłowała odgadywać resztę. Jesteś moją koleżanką, walczyliśmy razem wielokrotnie. Wiesz, o co cię proszę.

– Tak – przytaknęła z powagą. – Wiedzieć bez zrozumienia.

– Dokładnie.

Severus spojrzał zdziwiony na kobietę. Więc to było przyjętą praktyką. Wiedzieć bez zrozumienia. On robił to samo, kiedy był jeszcze jednym z lojalnych sług Voldemorta i chciał chronić brata. Nie pozwalał sobie na poznanie sekretów Quietusa, by móc uniknąć możliwego przesłuchania pod działaniem Veritaserum.

Potem Figg zrobiła coś, czego Snape się nie spodziewał.

– Przepraszam, Snape – powiedziała. – Nie zamierzałam go skrzywdzić. Chcę, byś o tym wiedział.


Kiedy Severus wyszedł ze skrzydła szpitalnego, Harry położył głowę na poduszce i zamknął oczy. Wolałby, aby Severus został, ale mężczyzna wyszedł tak nagle, że Harry nie miał czasu zareagować. Poczuł strach. Severus znajdzie Figg i zabije ją, nie zważając na konsekwencje. A Harry nie chciał tego. Severus wylądowałby za to w Azkabanie i on zostałby sam. Azkaban. Samotność. Dwa słowa, które sprawiły, że jego nastrój jeszcze się pogorszył.

– Quietus, dobrze się czujesz?

Harry otworzył oczy zdziwiony. Hermiona stała obok jego łóżka.

– Tak… – Uśmiechnął się słabo. – Ale obawiam się, że Severus może skrzywdzić Figg.

Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi.

– Nie sądzę – zapewniła Harry'ego i usiadła na krześle, które wcześniej zajmował Severus. – Kiedy go widziałam ostatnio, zmierzał do gabinetu dyrektora.

– Dzięki Bogu – wymamrotał Harry z ulgą. – Był strasznie wściekły…

Hermiona przytaknęła.

– Powiesz mi, co się stało?

Harry podsumował wydarzenia ostatnich godzin w kilku zdaniach. Jednak reakcja Hermiony była nieco dziwaczna. Wyglądała na zmieszaną, a kiedy Harry skończył swoją opowieść, siedziała przez chwilę w milczeniu.

– Ale ona rzuciła na ciebie tylko lekkie zaklęcie! Ono nie jest naprawdę bolesne, to jak mentalne szturchnięcie, nic więcej!

– Czy mogę zapytać, skąd możesz o tym wiedzieć? – Harry warknął gniewnie.

– Czytałam o tym. Taki sposób użycia Tormenta jest powszechnie akceptowalny – odpowiedziała po prostu. – Myślę, że po prostu za mocno zareagowałeś. Tak jakbyś już kiedyś… – nagle przerwała. Spojrzała w zamyśleniu na Harry'ego.

Harry zbladł i odwrócił wzrok, zawstydzony.

– Quietus, czy to twój ojciec był tym, który…? – zapytała niepewnie, ale w tej chwili Harry wybuchnął.

Nie! – krzyknął na nią. – I nie waż się go nawet podejrzewać! On by mnie nigdy nie skrzywdził! Nigdy!

Nie wyglądała na przestraszoną.

– Ale, Quietus, w takim razie kto cię skrzywdził?

O nie. Kłamstwa. Znowu musiał kłamać. Ale teraz nie chciał kłamać.

– Nikt mnie nie skrzywdził. Moje prywatne sprawy nie powinny cię obchodzić.

Albo kłamstwo było zbyt oczywiste, albo Hermiona była za mądra i pewna swego, bo dalej drążyła temat.

– Nie, Quietus. Widzę, wszyscy widzą, że byłeś maltretowany. Twoja reakcja…

– Nie byłem maltretowany! – Harry krzyknął na nią, przestraszony. Czy ona mogła domyśleć się…

– Nie kłam mi. Widzę to przecież.

Harry opuścił głowę i zaczął się modlić o powrót Severusa. Naprawdę nie wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. Hermiona pochyliła się nad nim i zapytała łagodnym głosem:

– Czy to twoja rodzina?

Harry nie ośmielił się podnieść oczu. Najwidoczniej nawet Hermiona czasami dochodziła do pochopnych wniosków, co zauważył niemal z wdzięcznością. Hermiona westchnęła, biorąc jego zakłopotanie za głęboki wstyd.

– Przepraszam, Quietus. Nie chciałam wtrącać się w twoje sprawy… – Przełknęła ślinę, z poczuciem winy.

Harry, nadal patrząc na swoje dłonie złożone na kocu, wyszeptał słabo:

– Nic się nie stało.

Hermiona wreszcie porzuciła temat i zaczęła mówić o wilkołakach. W ciągu paru minut pogrążyli się w poważnej rozmowie na temat różnych rodzajów eliksirów używanych przy leczeniu osób pogryzionych przez wilkołaki.

Harry'emu poprawił się humor. Po chwili oboje chichotali, mówiąc o niektórych bardzo dziwacznych składnikach eliksirów. Hermiona wyciągnęła książki i zaczęli zastanawiać się nad rozwiązaniem problemu i roztrząsali pewne jego aspekty.

– Nigdy nie znajdziemy lekarstwa dla Lupina. – Harry zmarszczył brwi ze zmartwieniem. – Już przeszukaliśmy przynajmniej dwieście książek i nic nie znaleźliśmy…

Hermiona otworzyła usta, by odpowiedzieć Harry'emu, kiedy drzwi nagle się otworzyły z głośnym hukiem.

Harry uśmiechnął się i podniósł oczy spodziewając się widoku Severusa.

Ale to nie był Severus.

To był Ron.

Wściekły Ron. Harry zbladł, wsunął rękę pod przykrycie, szukając ukrytej różdżki i uchwycił ją mocno.

– Co ty niby robisz tutaj sam na sam z tym obleśnym Ślizgonem w pustym pokoju? – Ron zwrócił się do Hermiony. – Musisz na niego uważać! Przecież mówiłem ci, że jego ojciec, Śmierciożerca…

– O mnie mówisz, panie Weasley? – Severus stał w otwartych drzwiach z groźnym błyskiem w oczach.

Ron odwrócił się w jego stronę.

– Tak – odparł stanowczo, starając się zebrać całą swoją odwagę, by stawić czoła stojącemu przed nim groźnemu nauczycielowi.

Hermiona zbladła, a Harry zamarł ze strachu. Było jasne, że w każdym momencie ta dwójka może wyciągnąć różdżki i zacząć rzucać na siebie klątwy, a Harry wiedział, że Ron nie miał żadnych szans przeciwko Severusowi. Mistrz Eliksirów był dobrze wyszkolonym czarodziejem w obu technikach – zarówno jasnej, jak i mrocznej.

Hermiona najwyraźniej doszła do takiego samego wniosku, ponieważ wykorzystała szansę stworzoną przez typowo męskie mierzenie się wzrokiem i ciągnąc Rona z całej siły za ramię, wywlokła go z pokoju. Severus już miał za nim wyjść, ale Harry go zawołał.

– Severusie, proszę, nie… – Wysunął się z łóżka, włożył buty i podszedł do niego. – To tylko głupi dzieciak. Ty jesteś dorosły. Ty…

– Chciał cię skrzywdzić.

– Nie chciał. A nawet jeśli, to potrafię się obronić.

– Jesteś pewien? – W głosie Severusa słychać było troskę.

– Nie, oczywiście, że nie. – Harry uśmiechnął się ironicznie. – Ale chodźmy teraz do domu. Nie chcę spędzić tutaj nocy… Poza tym jestem trochę głodny.

Severusowi opadła szczęka.

– Żartujesz!

– Ominął mnie obiad i kolacja. A śniadanie było już dawno temu.


Następnego ranka Harry był z siebie dumny: przespał całą noc spokojnie bez uciekania się do pomocy Severusa. Był prawie pewny, że będzie miał koszmary, ale nie miał, a po przebudzeniu czuł się rześko i był całkowicie zrelaksowany.

To była bardzo dobra nowina, ponieważ była sobota i pierwszy dzień odwiedzin Hogsmeade tego roku.

Severus obudził go i zjedli razem śniadanie w bawialni, zamiast w Wielkiej Sali.

– Cieszę się, że się dobrze czujesz – powiedział Severus, jedząc ciastko. – Nie ośmieliłem się zasnąć przez kilka godzin, bo myślałem, że będziesz mieć koszmary.

Harry uśmiechnął się.

– A co z panią Figg? – zapytał.

– Powiedziała, że rzuciła na ciebie lekkie Tormenta. By nauczyć cię tej przeklętej tarczy. – Severus nerwowo potrząsnął głową. – Twoja reakcja była wyolbrzymiona, z powodu twoich wcześniejszych doświadczeń z tego typu klątwami.

– Hermiona powiedziała to samo. Ona coś podejrzewa.

– Myślisz, że wie, kim jesteś?

– Nie. – Harry uśmiechnął się odrobinę złośliwie. – Podejrzewa, że moja rodzina mnie maltretowała.

– I ja też, prawda?

Harry nie odpowiedział, po prostu skoncentrował się na dżemie i tostach. Severus westchnął i nie powiedzieli już nic aż do momentu, kiedy Harry wychodził.

– Uważaj – powiedział wreszcie Severus. – Nie chcę, abyś opuszczał teren Hogsmeade.

Harry przytaknął i rozejrzał się za Aresem. Nigdzie go nie widział. Wyprawa nagle wydała się nudna. Pójście samemu nie było niczym ciekawym. Harry stał niepewnie przed frontowymi drzwiami szkoły. Może nie powinien iść? Mógł spędzić ten czas w bibliotece w bardziej pożyteczny sposób. Szukając lekarstwa dla Lupina albo czegoś w tym rodzaju… Ale nadal był tylko chłopcem. Chciał mieć trochę zabawy, był znudzony ponad wszelkie wyobrażenie nauką i ciągłym czytaniem. Chciałby pochodzić trochę po miasteczku, obejrzeć sklepy i być może coś kupić: miał ze sobą pieniądze, Severus dał mu kilka galeonów by mógł je wydać na głupoty – to były jego słowa.

– Hej, też idziesz do Hogsmeade? – odezwał się nagle czyjś głos za jego plecami. Harry odwrócił się raptownie. To był Fred. I oczywiście George.

– Cóż, tak, ale… Nie widzę nigdzie Aresa. Chciałem pójść z nim – wyjaśnił.

– Jeśli chcesz możesz pójść z nami – zaproponował George uśmiechając się szeroko. – Uroczyście przysięgam, że nie powiem Ronowi, dobrze?

Harry przyjrzał się im ostrożnie. Od czasu walki z Ronem był podejrzliwy, a wczorajsze wydarzenie tylko to jeszcze pogłębiło.

– Mówicie poważnie? – zapytał wreszcie.

Fred wzruszył ramionami.

– Nie zamierzamy cię pobić, zabić czy przekazać Ronowi do rąk własnych. Osobiście uważam, że w stosunku do ciebie zachowuje się jak dupek i zasłużył na to, co dostał.

– Jest chory psychicznie, jeżeli nie może odróżnić ciebie od twojego ojca – dodał George.

– To na pewno chodzi o to, że Snape przeżył, podczas gdy Harry zginął – wyjaśnił cicho Fred.

– Jego śmierć załamała również mego ojca. – Harry spojrzał na nich uważnie. – Czasami myślę, że zmusił się aby żyć, tylko ze względu na mnie.

Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, idąc w stronę miasteczka. Porzucili ten temat i spędzili czas w przeróżnych sklepach – przede wszystkim w aptece, gdzie zakupili wiele składników eliksirów. Harry śmiał się z bliźniaków.

– Gdyby ojciec wiedział…

– Myślę, że coś podejrzewa. – George uśmiechnął się zadowolony. – Raz nawet nam pomógł, kiedy Fred spowodował wybuch w schowku, którego używamy w szkole. – Zaśmiali się obaj.

– To było dwa lata temu, kiedy każdej nocy włóczył się po szkole z powodu Syriusza Blacka. Uciszające zaklęcie, jakie rzuciliśmy na pomieszczenie, nie wystarczyło, aby ukryć wybuch i nas nakrył. – George nie mógł mówić dalej, dusząc się ze śmiechu.

– Ale poprosiłem go, żeby pomógł nam dowiedzieć się, co spowodowało wybuch. Szukaliśmy do rana, ale w końcu odkrył powód i był tak z siebie dumny, że puścił nas wolno bez żadnej kary – Fred dokończył historię i znowu się zaśmiali. – Od tego czasu był dla nas lepszy na eliksirach.

– Mamy najlepsze oceny – zgodził się George.

Harry uśmiechnął się z zadowoleniem i postanowił zapytać Severusa o tę historię. Ciekawie będzie wysłuchać jego wersji. Zostawił jednak bliźniaków w aptece, uzgodniwszy przedtem, że spotkają się w Pod Trzema Miotłami. Fred i George stanowili naprawdę wspaniałe towarzystwo, ale ich obsesja na punkcie składników do eliksirów mogła zanudzić na śmierć, więc Harry postanowił odwiedzić sklep Zonka, by kupić słodycze.

Kiedy opuścił aptekę i skierował się do sklepu ze słodyczami, musiał mocniej otulić się peleryną, ponieważ na ulicach wiał ostry wiatr. Oczy natychmiast zalały mu się łzami i opuścił głowę, siłując się z wiatrem. Czasami słyszał dziwne głosy, które gdzieś krzyczały, ale kiedy starał się ich posłuchać, cichły. Pomyślał, że to pewnie wiatr i przestał zwracać na nie uwagę. Miał właśnie wejść do sklepu, kiedy znowu je usłyszał, ale tym razem były wyraźniejsze i mógł zrozumieć niektóre słowa, które sprawiły, że pobiegł w tamtym kierunku.

– Zostaw mnie w spokoju! – ktoś krzyczał i słychać było okrutny śmiech.

Czy to był Voldemort? Harry zatrzymał się momentalnie. Nie chciał spotkać Voldemorta, nigdy więcej. Ale ktoś był w niebezpieczeństwie. Musiał mu pomóc, a nie miał czasu, by sprowadzić pomoc. Odetchnął głęboko, wyciągnął różdżkę i skierował ją w kierunku przytłumionych głosów.

To była wąska, ciemna ulica i dostrzegł tam tylko dwie postacie. Jedna z nich leżała na ziemi, druga stała nad nią z różdżką skierowaną na dygocącą ofiarę.

– Expelliarmus! – krzyknął głośno Harry. W następnej chwili różdżka napastnika była w jego ręku. Schował ją do kieszeni i podszedł bliżej. To, co zobaczył, zaskoczyło go. Neville leżał na zimnej i mokrej ziemi, a nad nim stał chłopak z oczami płonącymi wściekłością. To był Terry Boot, Krukon z piątej klasy. Harry przełknął ślinę, zaskoczony. Znał dobrze Terry'ego, siedział obok niego na numerologii od kilku tygodni. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

– Co ty tutaj robisz? – zdołał wykrztusić po dłuższej chwili.

– To nie twój interes. Prawda, Neville? – Terry kopnął chłopca, ten jednak tylko jęknął w odpowiedzi. Harry nie zastanawiał się dłużej.

– Drętwota! – wykrzyknął i Terry uderzył z impetem o ścianę, a potem osunął się nieprzytomny na ziemię. Harry jednak nie zwrócił na niego uwagi. Uklęknął przy Neville'u.

– Neville, wszystko w porządku?

Neville potrząsnął głową, zaprzeczając.

– Myślę, że złamałem lewą rękę – jęknął.

Harry ostrożnie pomógł mu usiąść i przysiadł obok.

– Powiesz mi, co się stało? – zapytał, kiedy Neville zaczął oddychać wolniej.

Neville zasłonił twarz dłonią i zaczął płakać. To przestraszyło i zszokowało Harry'ego. Co miał teraz zrobić? Poczuł się nieswojo, a jego zakłopotanie wzrastało, w miarę jak Neville nie przestawał płakać przez kolejne minuty. Harry zaczerpnął głęboko powietrza i objął go ramieniem.

– Hej, kolego, co się stało? – Czuł się wyjątkowo głupio. Nagle zapragnął, aby był z nim Severus. Ta sytuacja była po prostu… zbyt trudna dla niego.

– Obrażał moich rodziców. Powiedział, że mój ojciec był bydlakiem i rzucił na mnie kilka klątw. – Słowa były ledwo zrozumiałe z powodu czkawki.

Znowu, nowy problem. A on nadal nie wiedział, co robić. Po tym wszystkim, co powiedział mu Severus…

– Moja babcia mówiła to samo i mówiła, że mój ojciec sprawił, że jej córka stała się w końcu taka zła jak on… Powtarza ciągle, że mój ojciec zasłużył na swój los… – Neville znowu zaczął płakać.

Harry zamarł i nagle pomyślał, że nikt spośród Gryfonów tak naprawdę nie zna Neville'a. Kto wiedział, jakie życie miał on w domu? Może było ono gorsze od życia Harry'ego u Dursleyów… Nie zareagował na te słowa, po prostu pozwolił chłopcu dalej płakać.

– Nienawidzę tego, że wszyscy oceniają mnie po moim ojcu. Nie jestem nim. Nie chcę zostać żadnym przeklętym aurorem, nie chcę torturować ludzi. Nie chcę… – Jego płacz jeszcze się nasilił.

Harry szturchnął go dobrotliwie i kiedy Neville uniósł oczy, uśmiechnął się do niego.

– Myślę, że mogę to zrozumieć, Neville.

Chłopak zmarszczył na chwilę brwi, potem się też uśmiechnął.

– Po prostu cudowne, że skarżę się właśnie tobie – wymamrotał i lekko się zaczerwienił. Harry zachichotał.

– Przynajmniej cię rozumiem. – Wstał i wyciągnął rękę w stronę Neville'a, aby mu pomóc. – Możesz iść?

– Tak, ale co powinniśmy z nim zrobić? – Machnął ręką w stronę Terry'ego.

– Ja się nim zajmę, panie Longbottom.

Ten niespodziewany głos zaskoczył ich, ale Harry pierwszy odzyskał opanowanie.

– Co tutaj robisz? – zapytał postaci, górującej nad nimi wzrostem.

– Szukałem cię. Przyszedłem, aby wypić z tobą piwo kremowe, a bliźniacy powiedzieli, że zniknąłeś godzinę temu i nie wiedzą gdzie poszedłeś. I… znalazłem cię tutaj.

– To już minęła godzina? – spytał Harry z niedowierzaniem. Wydawało mu się, że całe zajście trwało tylko kilka minut.

Severus przytaknął.

– Powinniście teraz wrócić do szkoły. Zdaje się, że pan Longbottom pilnie potrzebuje pomocy medycznej. Pomożesz mu?

– Oczywiście – powiedział Harry. – A… Co się stanie z Bootem?

Usta Severusa wygięły się w paskudnym uśmiechu.

– Zabierzemy trochę punktów jego domowi… – W zamyśleniu postukał się palcem w brodę. – I może również mu załatwimy kilka miesięcy szlabanu z panem Filchem.

– Nie zostanie wyrzucony? – spytał Neville cicho. Severus patrzył na niego przez chwilę, zanim odpowiedział.

– Nie sądzę by było mądrze go wyrzucać, przykro mi. Musimy dać mu jeszcze jedną szansę. Wcześniej nie było z nim żadnych problemów. Nie możemy go wyrzucić za jedną bójkę – powiedział wreszcie i Neville przytaknął, rozumiejąc sytuację. – Och, i jeszcze coś. Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru za twoją odwagę, panie Longbottom.

Oczy Neville'a rozszerzyły się z zaskoczenia.

– Ale… Ale ja nie byłem odważny! To Quietus…

Severus mrugnął do niego znacząco.

– Ale ty byłeś wystarczająco odważny, aby z nim porozmawiać, prawda? – I kiedy zobaczył, że obaj chłopcy stoją przed nim, gapiąc się zbaranianym wzrokiem, dodał: – A teraz… do skrzydła szpitalnego. Szybko!


Później tego samego popołudnia, kiedy Harry siedział już przy swoim stole w bibliotece, przyszła Hermiona i wypytywała go o sprawę Neville'a. Harry starał się odpowiadać na jej pytania omijając osobiste szczegóły, ale po chwili zauważył, że historia, którą opowiadał, była zbyt odległa od prawdy.

– Nie mogę ci powiedzieć, o co poszło – podsumował w końcu. – Jeśli chcesz wiedzieć, musisz zapytać Neville'a. Nie sądzę, aby wolno mi było zdradzać ci jego sekrety.

Hermiona spojrzała na niego szybko, potem poddała się.

– W porządku, masz rację, Quietus. Co z wilkołakami? – skupiła uwagę na książce leżącej na stole.

– Poczekaj chwileczkę, Hermiona. Najpierw chcę o coś spytać… – Harry odczekał aż dziewczyna podniesie wzrok na niego. – Co z Ronem i tobą? Nie będziesz miała z nim żadnych problemów przeze mnie, prawda?

Hermiona wzruszyła ramionami.

– Nie obchodzi mnie to…

– Ale mnie tak – nalegał Harry. – Nie zacznę z tobą chodzić, jeśli on cię zostawi!

Hermiona zachichotała, rozbawiona.

– Nie musisz się martwić. Nie zostawi mnie.

– Jesteś pewna?

– Oczywiście, że jestem. Więc? Czy możemy już kontynuować nasze poszukiwania?

– Możemy – zgodził się Harry.

Była to książka z dużą ilością kolorowych rycin. Kiedy Harry przebrnął przez nią, jego głowa była pełna wizji transformujących się, zabijających i umierających wilkołaków i nie mógł uciec przed nimi nawet w nocy. Jego sny były ich pełne: wilkołaki, wilkołaki wszędzie dookoła niego, warczące i wyjące bez przerwy. Otoczyły małą grupkę ludzi, możliwe że mugoli, dorosłych i dzieci razem, śmiertelnie wystraszonych.

A Voldemort stał obok nich i przyglądał się, jak bestie mordowały wszystkich, nawet małe dzieci i wszystko było we krwi… Krew, krew była wszędzie… Harry poczuł ostry ból w czole, ale nie mógł uciec… Potem przybyli Śmierciożercy, przyłączyli się do wilkołaków, a dwójka z nich podeszła do nieludzkiej postaci i pokłoniła się mu.

– Panie – powiedział jeden z nich. Harry nagle go rozpoznał. To był starszy Crabbe. – Nie mogliśmy znaleźć dziewczyny.

Goyle nic nie powiedział, tylko skinął głową.

– Idioci! – wysyczał gniewnie Voldemort. – Ona może stać się równie niebezpieczna jak młody Potter!

– Ależ panie… On nie był niebezpieczny. Zabiłeś go z taką łatwością… – powiedział Goyle nagle i Voldemort stał się jeszcze bardziej zły.

– Idioto! Nigdy, nigdy nie lekceważ swoich wrogów! – wykrzyczał z płonącymi oczami. – Crucio!

Obaj mężczyźni upadli na ziemię, podrygując i wrzeszcząc z bólu. Reszta Śmierciożerców przerwała swoją okrutną zabawę i patrzyła na tę dwójkę w niedowierzaniu.

– Nie będę tolerował żadnych pomyłek! – Voldemort mówił teraz do innych. – Rozumiecie? – Kiedy przytaknęli przerażeni, zwrócił się do srebrnowłosego Śmierciożercy: – To dotyczy również ciebie i twojego syna, Lucjuszu. – Śmierciożerca opuścił głowę. – Twój syn zachowuje się zbyt arogancko w szkole. Czy jest świadomy twojej przynależności, Lucjuszu? – Malfoy przytaknął w milczeniu. – Więc mu nie pozwalaj zachowywać się w tak idiotyczny sposób! Zdemaskuje cię swoją nieodpowiedzialnością! Słyszałem, że dokucza również swojemu kuzynowi w drugiej linii. – Uśmiechnął się do zmartwiałego Malfoya.

– Kuzynowi w drugiej linii? – zapytał w odpowiedzi, chrypiąc ze strachu.

– Ten chłopak Snape'a. Matka twojej żony była Noblestone, prawda? – Malfoy nie był w stanie odpowiedzieć, tylko przytaknął. – Nie ukażę cię znowu, Lucjuszu, ale wiedz, że nie zapomnę ci tego potknięcia. Powinieneś był poinformować mnie, że Snape ma syna.

– Ależ powtarzałem wiele razy, panie, że dowiedziałem się o nim dopiero tego lata! – wykrzyknął Malfoy, protestując.

– Severus jest ojcem chrzestnym twojego syna i był twoim najlepszym przyjacielem. Czy chcesz mi powiedzieć, że nie powiedział ci o czymś tak ważnym? Jakiego rodzaju przyjaciółmi byliście w takim razie?

– Panie… Snape szpiegował cię od śmierci swojego brata. Nie był potem już ze mną zupełnie szczery!

Voldemort spojrzał z zastanowieniem na trzęsącego się mężczyznę.

– Może mówisz prawdę. Może nie. Zobaczę. Crucio! – wysyczał ponownie.

Quiet! – głos Severusa wybudził Harry'ego z koszmaru.

Koszmaru? Harry sięgnął ręką do czoła.

– To… boli – syknął z bólu.

Severus był wystraszony.

– Co się stało? Rzucałeś się…

– Voldemort… – wymamrotał Harry. – Powinniśmy powiedzieć dyrektorowi. – Usiadł.

– Jest druga w nocy, Quiet. Nie możemy go obudzić w środku nocy! Nie może to poczekać do rana?

Harry odsunął się tak, aby Severus mógł usiąść na łóżku obok niego.

– Myślę, że może – powiedział wreszcie. – Voldemort zabił kilku mugoli. I rzucił Cruciatus na Crabble'a, Goyle'a i Malfoya.

Severus objął go ramieniem.

– W porządku?

Harry wzruszył ramionami.

– Nienawidzę tego. Przez dwa tygodnie już nie miałem koszmarów, a teraz miałem tę przeklętą wizję. – Zadrżał ze wstrętu. – Najwidoczniej już nigdy nie będę mógł się spokojnie wyspać.

– Na szczęście jest niedziela. Możesz spać do obiadu, jeśli chcesz.

– Jak miło ze strony Toma, że zorganizował swój pierwszy atak w sobotę – oświadczył Harry gorzko, potem przytulił się do Severusa. – Mam nadzieję, że nie będę musiał być świadkiem wszystkich tych przedstawień w przyszłości…

– Może będziesz musiał… – rzekł Severus słabo. – To był dopiero pierwszy atak i widziałeś go…

Harry schował głowę pod poduszkę.

– Jesteś taaaaaaaaki uspokajający, Severus – wymamrotał spod niej.

– Cóż, po prostu chciałem być szczery…

– Nie potrzebuję twojej szczerości. Teraz potrzebuję trochę uspokajających kłamstw! – Szturchnął Severusa palcem w żebra. Ten krzyknął i nagle zerwał się z łóżka.

– Co robisz!

Harry odwrócił się na plecy i roześmiał.

– Masz łaskotki!

– Nie mam łaskotek! Wierciłeś mi dziurę w boku! – odparł Severus zrzędliwym tonem.

Ja? Przesadzasz!

– Poczekaj, niech no cię złapię…!

– Severusie! Nie!

– Więc?

– Przestań… Aj!

– Co?

– Nie…

– Co?

– …łaskocz aaaa… mnie! Proszę!

– Poddajesz się?

Tak, tylko zostaw mnie w spokoju!

– Nie będziesz mnie więcej łaskotał?

– Nie będę!

– W porządku. Idź spać.

– Boję się. Znów mnie zaatakujesz.

– Nie zrobię tego.

– Obiecujesz?

– …

Harry skrzyżował ręce i spojrzał podejrzliwie na Mistrza Eliksirów, który miał co prawda na sobie swoją zwykłą szarą piżamę, lecz jego włosy były rozczochrane, a twarz zarumieniona od śmiechu.

– Nie jesteś podobny do siebie, Severusie – podsumował wreszcie to, co zobaczył.

– To twoja wina! – sarknął mężczyzna. – Zmusiłeś mnie, żebym zachowywał się jak idiota.

– Ale lubisz to.

– Nie, nie lubię!

– Kłamczuch. – Harry podciągnął koc pod szyję i zamknął oczy, kończąc tę nieprawdziwą kłótnię.

– Głupek.

– Dobranoc – westchnął i uśmiechnął się.

Severus dostrzegł uśmiech na twarzy Harry'ego. Usiadł obok chłopca, patrząc na niego, dopóki ten nie zasnął. Uśmiech pozostał na jego twarzy, Harry z pewnością chciał zapewnić go o… O czym? Severus nie wiedział, ale nie obchodziło go to.

Jego świat się zmienił. Był… jaśniejszy. Weselszy. I to był wpływ Harry'ego. Nigdy by w to wcześniej nie uwierzył. Myślał, że po letnich wydarzeniach nie będą w stanie żyć normalnie. Ale jakoś… mogli. I nie tylko żyli normalnie. Żyli czymś więcej. Severus patrzył na chłopca, zastanawiając się nad swoimi uczuciami. Może nie byli ojcem i synem, ale byli przyjaciółmi. Albo nawet więcej. Byli również sprzymierzeńcami. Sprzymierzeńcami przeciwko grozie Voldemorta. I, być może, sprzymierzeńcami przeciwko całemu światu, który był im nieżyczliwy.

I wszystko to dzięki Harry'emu.

Później tego samego dnia powiedział to samo Albusowi, kiedy Harry wyszedł z gabinetu dyrektora.

– Cieszę się, że to słyszę, Severusie. – Dumbledore uśmiechnął się trochę smutno. – Wiesz, twój brat zawsze chciał, abyś odnalazł swoje szczęście w tym życiu i bał się, że nigdy go nie znajdziesz. I ja również się martwiłem… Podczas tych ostatnich piętnastu lat coraz bardziej tonąłeś w samotności i depresji.

Severus przytaknął.

– Wiesz, on również cię bardzo lubi – dodał Dumbledore, częstując się cytrynowym dropsem.

– Nigdy mi tego nie powiedział… – wyszeptał Severus boleśnie.

– Ale tak jest. Uwierz mi. Ale on jest tylko dzieckiem. Nie wie, jak wyrazić swoje uczucia w słowach. Ale przekonasz się, z pewnością cię kocha.

– Jesteś pewny?

– Całkowicie, mój drogi Severusie. Cukierka?

– Tak, dziękuję. – Mistrz Eliksirów uśmiechnął się i po raz pierwszy w życiu wyciągnął dłoń i pozwolił Dumbledore'owi obdarować się tymi irytującymi słodyczami.

Życie było warte tego by żyć.