Wersja z dnia: 18.07.2011
7. CZYM JEST PRZYJAŹŃ?
Severus miał rację, zauważył ze smutkiem Harry. To była już trzecia noc w ciągu ostatnich dwóch tygodni, którą spędził bezsennie z powodu nieustannych ataków Voldemorta. A jednak nadal miał szczęście: było dużo więcej ataków i rzezi, ale on musiał uczestniczyć tylko w tych, które sprawiały, że Voldemort stawał się bardziej zły niż zazwyczaj. Ponownie zaczął nienawidzić nocy, wiedząc, że każda może oznaczać pojawienie się koszmarów lub wizji. Te ostatnie nie były ani trochę lepsze od jego najgorszych koszmarów. Nie czuł żadnego fizycznego bólu, ale dolegał mu ich emocjonalny i psychiczny ciężar – jak w tej chwili.
Szybko spojrzał na drugie łóżko i zobaczył, że Severus śpi spokojnie. Uśmiechnął się do niego, wyszedł ostrożnie z łóżka i opuścił sypialnię. Nie chciał budzić Severusa. Niech przynajmniej jeden z nich ma tyle szczęścia, by spać dalej. Zazwyczaj to Severus wybudzał go z jego koszmarów i wizji, i tak długo siedział przy nim, aż Harry zasypiał ponownie. Więc zasługiwał, aby pozwolono mu spać spokojnie dalej.
Harry wyciągnął się na sofie, otwierając książkę, którą czytał wieczorem. Odkrył ją w bibliotece, kiedy szukał materiałów do eseju historycznego na temat mrocznych czarodziejów – to była powieść historyczna na temat „Podwójnej wojny" w Europie, w połowie XX wieku. Mówiła sporo o mugolskich walkach z niemieckim dyktatorem i wskazywała na zbieżność do czarodziejskich bitew. Harold Potter i Dumbledore grali ważne role w niektórych rozdziałach powieści i Harry zauważył, że nadal myślał o Potterach jako o rodzinie.
Głupia sytuacja. Najwidoczniej nadal nie był w stanie zidentyfikować samego siebie, pomyślał z goryczą.
Odwrócił się na brzuch i owinął się ciaśniej kocem, lochy były zawsze zbyt chłodne jak na jego gust. Naprawdę. Nienawidził lochów, ale kochał Severusa wystarczająco mocno, by je znosić. W rzeczywistości jednak, kwatery Severusa nie były takie złe. Harry polubił pokoje, kuchnię, łazienkę – urządzone w ciepłych kolorach: brązowym, czerwonym, pomarańczowym, mahoniowym, czarnym, gdzieniegdzie przewijało się trochę ciemnej zieleni. Było tu pięknie i wydawało się ciepło. Pozornie.
Wzrok Harry'ego przykuł wpierw kominek, a potem półka nad kominkiem – uśmiechnął się szeroko. Było na niej mnóstwo zdjęć: na jednym Severus i jego brat (nadal było łatwiej myśleć o nim w ten sposób) oraz przynajmniej pięć, na których był Harry lub Harry razem z Severusem. Podczas ostatnich trzech miesięcy zrobiono mu więcej zdjęć niż podczas tych piętnastu lat u Dursleyów, a Severus postanowił, że ustawi je nad kominkiem albo na swoim biurku (a Harry widział dwa z nich nawet w jego gabinecie). Harry doszedł do wniosku, że Severus był podobny do ciotki Petunii w tej obsesji, by zapchać dom zdjęciami swojego przybranego syna.
To było takie dziwne… Severus nigdy nie wydawał się sentymentalny – a okazało się, że był. Chłopiec uśmiechnął się szeroko. A teraz Severus miał nawet wyjątkową słabość do niego. Odkąd Neville zaakceptował jego bratanka, zmienił swoje zachowanie również względem jego. Przestał go dręczyć, a po paru tygodniach nawet zaoferował mu dodatkowe lekcje wraz z Harrym, ku ogromnemu przerażeniu Neville'a. Harry zaśmiał się na wspomnienie miny Neville'a po usłyszeniu oferty Severusa.
Quietus, jeśli naprawdę jesteś moim przyjacielem, proszę, pomóż mi się jakoś z tego wyplątać… Nie chcę korepetycji…
Ale Harry był bezlitosny i po tygodniu wspólnej pracy Neville jakoś się uspokoił, nawet jego strach przed Severusem zmalał.
Harry w końcu opracował sobie dzienny plan, który obejmował zajęcia z Neville'em, Hermioną i Severusem. Był z niego całkiem zadowolony – choć może niezupełnie. Nadal tęsknił za Ronem i było mu smutno z powodu Aresa. Severus, po wielu poważnych kłótniach, w końcu zabronił mu zaprzyjaźnić się z nim. Nie miał racji, Harry był tego zupełnie pewny, ale szanował i kochał go wystarczająco mocno, by uznać ich spokój za ważniejszy od chłopca ze Slytherinu.
Cóż, nie ignorował zupełnie Aresa, siedzieli razem na numerologii i chłopak wielokrotnie przysiadał się w bibliotece do Harry'ego i Hermiony. Ale Ares wyczuł rezerwę Harry'ego i też zaczął trzymać się bardziej na dystans. Harry nienawidził tego: nie Aresa, ale wojny i nieustannego braku zaufania pomiędzy ludźmi, co było bezpośrednią konsekwencją wojny.
Wojna… Harry ziewnął i skierował uwagę na książkę. Była naprawdę dobrze napisana, ale po chwili oczy zaczęły go piec ze zmęczenia i głowa robiła się coraz cięższa. Ponownie ziewnął i położył głowę na otwartej stronicy.
Kiedy obudził się rano, leżał we własnym łóżku, troskliwie otulony kocem. Harry prychnął, oburzony. Severus nie miał prawa nosić go tam i z powrotem, jakby był małym dzieckiem! Jeżeli spał na sofie, mógł zostać tam do rana. Nadal dąsał się, kiedy wszedł do pokoju dziennego, ale nie był tak naprawdę zły. Fakt, że Severus zaniósł go z powrotem do łóżka, był oczywistym znakiem jego troski i chociaż Harry wielokrotnie chciał, aby uważano go za dorosłego (miał już ponad piętnaście lat, na litość boską!), cieszył się tą troskliwością i rozpieszczaniem.
Zasługujesz na to, Quiet. Wystarczająco dużo wycierpiałeś w życiu. Myślę, że to cię i tak nie zepsuje, nie martw się.
I Harry się nie martwił.
Ale Severusa nie było teraz w bawialni. Na stole leżała tylko kartka papieru:
Po śniadaniu idź do gabinetu dyrektora. Czeka na ciebie. S.
Więc odkryto, że znowu miał wizję. Harry uśmiechnął się. Teraz on był szpiegiem jasnej strony z tymi swoimi idiotycznymi wizjami. I chociaż cierpiał z powodu braku snu, było to mniej niebezpieczne niż wysyłanie kogoś ponownie do kręgu Voldemorta, szczególnie, jeśli tym kimś miałby być Severus. Harry wziął torbę ze swojego biurka i wyruszył do Wielkiej Sali na śniadanie.
Przeraził się, gdy tam doszedł. Brakło typowego hałasu, wszyscy siedzieli w niezwykłej ciszy. Harry usiadł obok Aresa.
– Hej, co się stało? – wyszeptał, nie chcąc ściągać na siebie uwagi.
– Sam Wiesz Kto zaatakował wczoraj. Wymordował wszystkich mieszkańców Meersack, małej wioski koło Liverpoolu – wyjaśnił Ares. – Mieszkało tam również wielu czarodziejów, a wielu uczniów miało tam krewnych.
Harry skinął głową na wpół zmartwiały. Byli tam czarodzieje! To dużo tłumaczyło. Niezwykłą desperację walki, ilość rzucanych klątw. Nie tylko słudzy Voldemorta rzucali te wredne zaklęcia, ale również mieszkańcy wioski, w obronie własnej.
A on, oczywiście, widział tylko niektóre sceny bitwy – jedynie te, które widział sam Czarny Pan. Za to był zmuszony oglądać, jak grupa małych dziewczynek została porwana przez tego sukinsyna… Potrząsnął głową, próbując pozbyć się tych przerażających wspomnień. Voldemort nadal szukał tej dziewczyny – tak zawzięcie, jak wcześniej szukał sposobu, by zabić Harry'ego.
Harry myślał o tym podczas rozmowy z dyrektorem.
– Czy wie pan, kim może być ta dziewczyna, o której on ciągle mówi? – zapytał w końcu, po tym jak Dumbledore skończył go wypytywać.
– Severus myśli, że chodzi o małą Annę i ja się z nim zgadzam, ponieważ wszystko na to wskazuje. Ale nie wiemy, dlaczego tak bardzo jej pragnie.
Harry, który już miał wyjść, usiadł z powrotem, pogrążony w myślach.
– Proszę pana, a dlaczego chciał wcześniej mnie zabić? – Wreszcie zadał pytanie, na które chciał poznać odpowiedź już od lat.
Twarz Dumbledore'a nagle się postarzała.
– To, Harry, jest… interesująca historia. To była jego pomyłka, ale bardzo… dziwna pomyłka. Podam ci przykład. Wiesz, są przypadki, kiedy starasz się rozwiązać matematyczny problem i robisz błąd w obliczeniach, ale i tak otrzymujesz poprawny wynik, tylko przez przypadek. Twój przypadek jest właśnie taki.
– W jakim sensie? – Harry nie zrozumiał ani słowa z wypowiedzi starszego mężczyzny.
– Jest pewna powszechnie znana przepowiednia o dziecku światła i czarownicy mugolaka, które zniszczy wielkie zło. „Światłem" był bez wątpienia twój ojciec, Quietus, który, jak już ci mówiono wielokrotnie, był najsilniejszym jasnym czarodziejem stulecia. Twoja matka pochodziła z mugolskiej rodziny. Ale Voldemort nie wiedział nic o twoim prawdziwym ojcu, kiedy go schwytał, Quietus nie ujawnił swojej mocy, wręcz odwrotnie, okazał słabość i poświęcił się dla swojego brata, i myślę, że również dla swoich rodziców. Więc Voldemort nic o nim nie wiedział, podobnie jak Severus. Ale był zbyt paranoidalny, aby pozwolić dorosnąć dziecku, które mogło go pokonać, więc mordował systematycznie każde dziecko urodzone z pary potężnego jasnego czarodzieja i czarownicy pochodzącej z mugolskiej rodziny. James, jako syn Harolda Pottera, był uważany za takiego. Nie było takich wiele, tylko trzy pary z trójką dzieci, które pasowały mniej lub więcej do przepowiedni: dwie dziewczynki i ty. Severus ostrzegł nas o planach Voldemorta, ale byliśmy zbyt powolni i zanim pomyśleliśmy o planie, by ochronić wszystkich, jedna z dziewczynek została zabita. Potem on, ryzykując zdemaskowanie, ostrzegł osobiście Potterów i pomógł ukryć drugą dziewczynkę za granicą.
Harry przytaknął, pogrążony w myślach. Wreszcie zrozumiał, dlaczego dyrektor trzymał to w tajemnicy przed nim przez tyle lat. Jego ojciec… Quietus był powodem. Najsilniejszy jasny czarodziej stulecia.
Który umarł, aby jego brat mógł żyć.
Harry poczuł falę wdzięczności dla niego za życie Severusa i uśmiechnął się ciepło. Ktoś na tej ziemi uważał starego wrednego typa za wystarczająco cennego, by go ocalić – tak jak Harry. Może rzeczywiście miał coś wspólnego ze swoim ojcem. Przynajmniej tę obsesję na punkcie Severusa.
Ale potem nowa myśl przyszła mu do głowy.
– Ale to… To najprawdopodobniej świadczy o tym, że jedno z rodziców Ani było jasnym czarodziejem i…
– Nie, Quietus. Rodzice Anny byli mugolami. Dokładnie przepytałem małą dwukrotnie i jej odpowiedzi nie pozostawiły żadnych wątpliwości, że jej rodzina była absolutnie zwyczajną mugolską rodziną, jakich wiele na Wyspach Brytyjskich.
Harry nadal rozmyślał nad słowami dyrektora, kiedy dotarł na lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Spóźnił się, ale wiedział, że Dumbledore usprawiedliwił go, a Hagrid miał dla niego wystarczająco dużo sympatii, by nie gnębić go za spóźnienie. W ciszy dołączył do klasy i stanął koło Neville'a.
– Co jest?
– Nowe stworzenia, znowu. Hagrid nazywa to plujką śpiesznochochlikową.
– Co? – Harry nie mógł powstrzymać się od okrzyku. – Ależ… Nie ma takiego zwierzęcia!
Neville wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
– Muszą być podobne do sklątek tylnowybuchowych. Mam nadzieję, że będą mniej niebezpieczne i bardziej pożyteczne.
Część klasy się zaśmiała.
– Nie wygląda na to – stwierdziła Parvati.
Harry musiał się z nią zgodzić. Stworzenia te wyglądały jak rezultat krzyżówki jeża, robaka i skorpiona. Pluły gniewnie, jeżeli ktokolwiek ośmielił się do nich podejść.
– Hagrid powiedział nam, że rosną wyjątkowo szybko i opieka, jaką musimy im zapewnić, to czyszczenie ich zagród.
– Kolejna możliwość na szlaban – burknął ktoś.
– Zamiast iść do Filcha możesz przyjść tutaj i wyczyścić ich obejście.
– Czemu zamiast? Możesz przyjść i wysprzątać to również z Filchem.
Śmiech był tym razem silniejszy niż poprzednio. Plujki wyglądały na brudne i śmierdziały. Hagrid pokazał im jak nakarmić te odrażające stworzenia, ale po chwili wszyscy zauważyli, że jadły one bez żadnych wysiłków ze strony uczniów. Zostawili zatem je samym sobie i rozmawiali o ostatnich wydarzeniach wojennych. Tym razem nikt się nie śmiał. Nawet trio: Malfoy, Crabbe i Goyle nie uśmiechało się do siebie. To musiało być wynikiem ostrzeżenia Voldemorta, pomyślał Harry. Od kiedy ukarał starszego Malfoya za maniery jego syna, Draco się zmienił. Harry nie mógł zdecydować, czy było to następstwem kary, czy też kryły się za tym również inne powody. Draco nigdy nie był dobrym aktorem, a podczas ostatnich tygodni zachowywał się wręcz… potulnie. A Harry od tamtego czasu w swoich wizjach nie widywał Lucjusza Malfoya. Co stało się tamtej nocy po tym, jak Severus go obudził?
Czasami aż go kusiło, aby zapytać Malfoya, zawsze jednak się powstrzymywał. Nie. To była sprawa blondyna. On nie musiał się tym martwić.
Poza tym… Tak samo jak Malfoyowi, nie podobało mu się to, że byli krewnymi. Jego kuzyn w drugiej linii… Czy to w ogóle miało jakieś znaczenie?
Harry westchnął. Nie chciał pytać o to Severusa – mężczyzna naprawdę czuł się dotknięty zachowaniem swojego chrześniaka podczas ostatnich miesięcy. Zależało mu na chłopaku, ale Malfoy teraz nim gardził z powodu Harry'ego. Gdyby Harry nie istniał… Nie. Nie powinien tak myśleć. Kiedy ostatnim razem powiedział coś takiego Severusowi, mężczyzna był tak wściekły, że wrzeszczał nerwowo na Harry'ego przez pół godziny, wytykając mu głupotę i brak podstawowych umiejętności rozumowania. Cóż… Severus się nie zmienił. Nadal miał charakter. Harry uśmiechnął się wariacko.
– Hermiona, nie widziałaś gdzieś moich obliczeń z numerologii? – Harry przeglądał bałagan na ich stole. – Nigdzie ich nie widzę.
– Są tutaj. – Wskazała na pergamin. – Tylko sprawdziłam twoje wyniki, ale myślę, że to było bez sensu. Powinnam była wiedzieć, że będą perfekcyjne.
– Przesadzasz, Hermiona. – Harry zaczerwienił się.
– Nie, Quiet. – Hermiona potrząsnęła głową. Zdecydowała się używać tego zdrobnienia po tym jak usłyszała, że Severus go tak zawołał, a Harry'emu to nie przeszkadzało. Już do niego przywykł. – Mówię poważnie. Niesamowite, że nigdy wcześniej nie uczyłeś się numerologii. Nie bez powodu stałeś się ulubieńcem profesora Vectora. Jesteś wspaniały.
– Nieprawda – jęknął nieszczęśliwy Harry. Nie potrzebował uwielbienia Hermiony, ale ona warknęła na niego.
– Och, Quiet, nie bądź głupi! Przypomnij sobie swój ostatni esej i sprawdziany! Wybitny ze wszystkich! Nie dałby ci takich ocen, gdybyś na nie nie zasługiwał!
– Nie jestem taki mądry…
– Przestań! Naprawdę nie jesteś mądry, jeśli wygadujesz takie rzeczy. Ale nauczyciele mają o tobie bardzo wysokie mniemanie! – Opuściła książkę i spojrzała na niego poważnie.
– Mylą się. – Harry wzruszył ramionami.
– Wcale nie!
– Słuchaj Hermiona, powiem ci coś w sekrecie. Nigdy nie byłem dobrym uczniem, nigdy w całym moim życiu. Ale teraz, z powodu mojego ojca i jego brata, nauczyciele są w stosunku do mnie stronniczy i oceniają mnie lepiej niż na to zasługuję. – Spojrzał na nią smutno. – Uwierz mi, nie jestem aż taki dobry…
– Jesteś psychicznie chory, panie Snape! – Hermiona wykrzyknęła to tak głośno, że w całej bibliotece zrobiło się na chwilę cicho i chociaż nikt nie mógł ich widzieć w ich kryjówce, Harry'emu zdawało się, że wszyscy patrzą na nich poprzez regały. Hermiona zaczerwieniła się i dokończyła spokojniej: – Quiet, jesteś w błędzie. Jesteś dobry i naprawdę utalentowany. Myślisz, że profesor Vector dałaby ci W za kartkówki, gdybyś na to nie zasługiwał? Że profesor McGonagall pozwoliłaby ci ćwiczyć i uczyć się nadprogramowych zaklęć z transmutacji tylko po to, żeby zrobić przyjemność twojemu ojcu? A co z profesorem Binnsem? Jestem pewna, że on nawet nie wie, kim jest twój ojciec, ale ty jesteś jedynym, od kiedy tutaj się uczę, do kogo zwraca się po nazwisku! On nawet nie zna mojego nazwiska!
Harry uśmiechnął się szeroko. Jego nowo odkryta obsesja na punkcie historii nie uszła także uwadze śmiertelnie nudnego profesora historii. Faktycznie, od czasu słynnych wydarzeń z Komnatą Tajemnic, Harry był jedyną osobą, która przerwała lekcję, wprowadzając pewne poprawki i komentarze dotyczące powstania goblinów, a później dziewiętnastowiecznych mrocznych czarodziejów.
Kiedy zrobił to po raz pierwszy, wywiązała się z tego pomiędzy nimi ciekawa rozmowa.
Profesor Binns wymieniał imiona przywódców goblinów, kiedy Harry odchrząknął i poprawił go.
– To nie był Ulrik Brzydki, panie profesorze. To był Ulrik Brudny, jego bratanek – powiedział cicho, ale stanowczo.
Nastąpiła chwila napięcia. Ktoś zachrapał przez sen, Hermiona z ciekawością uniosła głowę znad pracy domowej z eliksirów (zawsze w taki sposób wykorzystywała lekcje historii), a Dean mruknął pod nosem:
– Czy to nie to wszystko jedno, Snape?
Pan Binns jednak był tak zbulwersowany, że tylko otwierał usta wielokrotnie, zanim wreszcie odpowiedział.
– Nazywasz się…? – popatrzył niepewnie na Harry'ego.
– Quietus Snape, proszę pana – odpowiedział chłopiec uprzejmie.
Pan Binns zamrugał.
– Ciekawe. Wydawało mi się, że ukończyłeś szkołę trzy lata temu…
Harry mocno się zaczerwienił, słysząc śmiech na sali.
– To było dwadzieścia lat temu, proszę pana, i to nie byłem ja… – zaczął, ale profesor machnął ręką, uciszając go.
– Rozumiem, jaki ojciec taki syn, panie Snape – powiedział zamyślony. – Ale niemniej masz rację. To był Ulrik Brudny, syn Godryka Przeklętego.
Ktoś znowu się zaśmiał i Harry otworzył usta.
– On był moim wujem. Nie ojcem.
Oczy profesora rozszerzyły się.
– Kto? Godryk Przeklęty?
Cała sala wybuchła śmiechem, nawet Harry, tylko profesor mrugał zmieszany.
Ale od tego czasu pamiętał nazwisko Harry'ego i nawet przedyskutowali pewne ciekawe szczegóły (a także wiele nudnych) z historycznych wydarzeń omawianych na wcześniejszych lekcjach.
Harry ocknął się z zamyślenia i przytaknął Hermionie.
– Rozumiem, o co ci chodzi. Ale myślę, że znam powód: spędzam cały swój wolny czas ucząc się z tobą lub z ojcem… Nie robię niczego innego. Chociaż…
– Cześć, Hermiona, hej, Quietus. – Neville stanął przy ich stole.
– Hej – odpowiedział niepewnie Harry. – Nie mamy dzisiaj korków z eliksirów – dodał.
– Wiem. – Neville uśmiechnął się. – Ale dzisiaj mam urodziny i planowałem zrobić małe przyjęcie w pokoju wspólnym Gryfonów i chciałbym zaprosić ciebie i Hermionę…
Harry poruszył się niespokojnie, spojrzał na Hermionę, później na Neville'a.
– Nie sądzę, aby to był dobry pomysł – powiedział wreszcie.
– Co? – zapytał Neville niewinnie.
– Ja w pokoju wspólnym Gryfonów… – odpowiedział Harry, marszcząc brwi. – Nie chcę zepsuć twoich urodzin głupią kłótnią…
Neville wzruszył ramionami.
– Nie obchodzi mnie, co będą mówić. Chcę żebyś tam był i to wszystko. Już rozmawiałem z profesor McGonagall i ona się zgodziła…
– O nie… – Harry potrząsnął głową. Zapowiadało się bardzo źle. – W ten sposób dowie się o awanturze, jaka nastąpi w ciągu tej godziny… Neville, nie chcę by ojciec rzucał zaklęcia na połowę Gryfonów.
– Wszystko będzie dobrze, Quietus, zobaczysz – powiedział pocieszająco Neville, ale ani Harry, ani Hermiona nie wyglądali na przekonanych.
– Nie wiem, Neville… – zaczęła Hermiona, ale nie dokończyła.
Twarz Neville'a posmutniała.
– Quietus, proszę…
Harry przytaknął, ale wstał z ciężkim sercem. Zanim dotarli do portretu grubej, różowej damy, Harry popadł w panikę. Jego serce galopowało, dłonie mu się pociły, miał ściśnięte gardło i kłopoty z oddychaniem. Rzucił rozpaczliwe spojrzenie na Hermionę, która popatrzyła na niego z taką samą rozpaczą w oczach.
– Naprawdę tego nie chcę – wymamrotał do niej, a ona przytaknęła ze zrozumieniem.
– Widać to po tobie.
– Czy to takie oczywiste? – Harry spróbował przełknąć ślinę.
Hermiona nie odpowiedziała, tylko skinęła głową. To nie uspokoiło Harry'ego.
Ich wejście zaskoczyło wszystkich obecnych w pokoju. Nie, nie w pierwszej chwili – wszyscy potrzebowali trochę czasu, by zarejestrować pojawienie się Snape'a w świętej Wieży Gryfonów – ale w drugiej.
Twarz Harry'ego płonęła z zakłopotania, jego blada skóra na policzkach zmieniła kolor na ceglano czerwony, ale nie opuścił głowy: stał wyprostowany i dumny. Poczuł silne ukłucie bólu w piersi. Kiedyś oni wszyscy byli jego przyjaciółmi, albo przynajmniej za takich się uważali, ale teraz… Pomimo dobrej opinii jaką mieli o Quietusie Snapie Hermiona i Neville, nikt inny nie uznawał go za pożądaną osobę w ich towarzystwie. Młodsze dzieciaki nie ośmieliły się powiedzieć słowa, ale Gryfoni z piątej, szóstej i siódmej klasy dostali ataku furii.
– Co ty tu robisz? – Seamus podszedł do niego. – Nie jesteś tu mile widziany! Wystarczy, że musimy znosić twoją obecność na lekcjach, ty przemądrzały Wiem To Wszystko!
Zanim Harry zdążył otworzyć usta, Neville stanął między nimi.
– Zaprosiłem go na swoje urodziny. A teraz, jeśli będziesz tak uprzejmy… – Neville machnął ręką, dając znak by się odsunął.
– Nie, nie będę – odparł Seamus. – Jeśli chcesz świętować swoje urodziny z tym… z tym…
– Nie musisz kończyć. Pójdę. – Harry odsunął Neville'a na bok i spojrzał stanowczo na Seamusa. Potem odwrócił się do zakłopotanego Neville'a. – Do jutra…
– Nie! Nie pójdziesz! Nie możesz! – wykrzyknął Neville na wpół z desperacją, na wpół z gniewem.
– Neville, proszę…
– Puść go, Neville. Nie chcemy go tutaj. – Dean dołączył do Seamusa.
– Nie. Zapytałem profesor McGonagall i ona pozwoliła…
– Ale nie zapytałeś nas! – Wśród ogólnej wrzawy odezwał się nowy głos.
Harry podniósł oczy na schody, które prowadziły do sypialni i zbladł z frustracji. To był Ron.
Rudowłosy chłopak skrzyżował ramiona na piersi i schodził coraz niżej. Podchodził do Harry'ego powolnymi krokami, mającymi go onieśmielić i przestraszyć. Dość tego. Kolejna bijatyka, kolejne łamanie zasad… Nie. Harry odwrócił się, aby odejść, ale Ron doszedł do niego i złapał go mocno za ramię.
– Boisz się, Snape?
– Nie boję się, a już na pewno nie ciebie, Weasley – wysyczał Harry przez zaciśnięte zęby. – A teraz puść moje ramię i wyjdę.
– Nie boisz się mnie? To bardzo źle dla ciebie…
– Miałem bardziej niebezpiecznych wrogów i przeżyłem bardziej poważne sytuacje, niż ty mógłbyś sobie wyobrazić, Weasley – powiedział tak cicho, że tylko Ron to usłyszał. – Nigdy nie będę się ciebie bał, głupi dupku.
– Jak śmiesz… – zacieśnił uchwyt na ramieniu Harry'ego.
– Puść moje ramię, jeśli nie chcesz spędzić kolejnego tygodnia w skrzydle szpitalnym ze złamanym nosem… – powiedział Harry, walcząc z nudnościami.
Twarz Hermiony była blada, kiedy obserwowała dwóch chłopaków, ale stała jak skamieniała. Patrzyła na ramię Harry'ego trzymane przez Rona i Harry wiedział, że Hermiona była świadoma jego odczuć. Neville trząsł się ze zdenerwowania.
– Nie puszczę cię tak łatwo… – wymamrotał Ron do Harry'ego.
– Ron! Puść go! Natychmiast!
Ron odwrócił się na pięcie, zaskoczony. U szczytu schodów stał Fred, z różdżką skierowaną na swojego brata.
– Rzucę na ciebie klątwę, jeśli go nie puścisz. Ale już! Jesteś głuchy, Roniaczku?
Ron mocno się zaczerwienił, ale puścił ramię Harry'ego. Ten otrząsnął rękę i spojrzał na Freda.
– Dzięki, Fred. – Potem popatrzył na dwójkę przyjaciół, nadal stojących nieruchomo. – Mówiłem ci, Neville… Dobranoc… – Hermionie skinął tylko głową, nie chcąc kolejnej kłótni ze swojego powodu i wyszedł.
O mały włos, a zemdlałby tuż za obrazem, ale myśl o przychodzących Gryfonach sprawiła, że jakoś się wziął w garść. Wyprostował się i ostrożnymi krokami poszedł w stronę lochów, Severusa, swojego domu, rodziny… Kiedy pomyślał o nim jako o Rodzinie (tak, Rodzinie, a nie tylko rodzinie), uśmiechnął się i poczuł, że ciężar na sercu jakoś zelżał, a ostatnie wydarzenia wydają się mniej bolesne. Nie był sam.
A był nie tylko Severus. Był również Neville, Hermiona a także bliźniaki – Fred był gotów bić się z własnym bratem, aby bronić Quietusa Snape'a… Znowu się uśmiechnął.
Życie było piękne. Albo… przynajmniej piękniejsze niż sądził wcześniej. Ale właśnie wtedy delikatny dźwięk dotarł do jego uszu.
Płacz. Ktoś obok płakał. Dobry humor opuścił Harry'ego. Ares siedział pod ścianą w korytarzu, z nogami podciągniętymi do piersi, głową opuszczoną na kolana, jego ramiona trzęsły się od rozpaczliwego płaczu.
Harry natychmiast uklęknął obok niego.
– Ares… – Położył mu dłoń na ramieniu i delikatnie potrząsnął. – Ares, hej, co się stało…?
Ares jęknął gwałtownie, ale nie podniósł głowy.
– Nie twój interes… Zostaw mnie w spokoju… – wymamrotał, szlochając.
Harry usiadł, nadal trzymając dłoń na ramieniu chłopca.
– Ktoś umarł? Przyjaciel, krewny…?
– Zostaw mnie w spokoju, Quietus! – warknął gniewnie Ares. – Nie obchodziło cię za bardzo przez ostatnie tygodnie, jak mi się wiedzie, więc czego teraz chcesz? Odejdź!
– Nie odejdę – powiedział spokojnie Harry. – I przepraszam cię za moje zachowanie, Ares. Nie byłem w porządku. Przepraszam…
– Dlaczego? Chcesz wyciągnąć ze mnie moje sekrety, Quietus? Zostaw mnie w spokoju!
Harry potrząsnął głową, nie ruszając się z miejsca.
– Nie chcę twoich sekretów, Ares. Ale pozwól mi zostać, dopóki się nie uspokoisz. Nie musisz mi nic mówić. W porządku?
Ares, nadal z opuszczoną głową, wymamrotał coś, co Harry rozpoznał jako tak, więc usiadł obok swojego kolegi. Siedzieli tak w ciszy.
Po chwili Ares westchnął i podniósł głowę.
– Wiedziałeś, prawda? I to dlatego nie chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić, tak?
Harry był zaskoczony.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedział głosem nagle ochrypłym z emocji.
– O moim ojcu – wyjaśnił Ares ze sztucznym uśmiechem. – Moim ojcu Śmierciożercy.
Harry zamarł.
– Czemu o to pytasz? – zadał pytanie bardzo ostrożnie.
– Dzisiaj się o tym dowiedziałem. Ministerstwo aresztowało go tuż po wczorajszych atakach. Przesłuchali go i przyznał się do wszystkiego. Skażą go na dożywocie, jestem pewny. Ale nie wiem, co mam o tym myśleć, jak dalej żyć. Wiedziałem, że tata interesował się czarną magią, jak prawie każdy Ślizgon, ale nigdy bym go nie podejrzewał o to, że był wiernym sługą Sam Wiesz Kogo… – Głos Aresa załamał się, kiedy na rozpłakał się na nowo.
– Nie wiedziałeś, prawda? – Harry ponownie dotknął jego ramienia. Ares tylko potrząsnął głową w odpowiedzi.
– To takie przerażające… – Ares teraz nawet nie walczył ze szlochem. Kiedy mówił, wielkie łzy wypływały z jego oczu i toczyły się po twarzy. – Zawsze był taki miły… I kochałem go… Zawsze chciałem być taki jak on… Silny, kochający mężczyzna, który troszczy się o swoją rodzinę… Ale teraz, ale teraz… – Nie mógł dokończyć. Przycisnął czoło do kolan i znowu zapłakał.
Harry rzucił uciszające zaklęcie na korytarz i objął ramieniem Aresa. Nie powiedział nic. Po prostu nie wiedział, co powiedzieć, jakie słowa byłyby właściwe w takiej sytuacji. Harry podejrzewał zresztą, że takie nie istnieją.
– Zawsze mu ufałem… Teraz czuję się zdradzony… A co mam myśleć o mojej matce? Z pewnością wiedziała… Czy ona również jest Śmierciożercą? – Ares oparł się na Harrym. – Do dzisiaj wszystko było takie proste… ale teraz… Co mogę… Co mam robić?
Harry tylko mruczał pocieszająco.
– I nienawidzę siebie za to mazgajstwo… Nienawidzę ciebie za to, że widzisz jak płaczę, jak jestem słaby… Nie powinienem być słaby, odsłaniać się przed kimś, kto nie jest moją rodziną… Ale moja rodzina przestała dzisiaj istnieć… A teraz mówię to wszystko tobie, a ty jesteś niczym… nikim dla mnie…
– Przepraszam… – wyszeptał Harry. – Tak mi przykro… Nie chciałem cię urazić. I… I chcę żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze gdy będziesz potrzebował pomocy.
– Nie dawaj głupich obietnic, Quietus. I nie potrzebuję twojej litości.
– Nie lituję się nad tobą. Ja tylko… Ja tylko chciałbym być twoim przyjacielem, dobrze?
Ares podniósł swoją załzawioną twarz i popatrzył na Harry'ego.
– Czas pokaże. Przyjaźń nie jest kwestią decyzji.
– Jest – oświadczył stanowczo Harry.
– Nie, nie tylko. Zobaczymy, dobrze?
– Dobrze. Ale teraz… Muszę wrócić do domu, jeśli nie chcę, aby ojciec zabił nas obu za włóczenie się w nocy po szkole.
– Tak, masz rację. – Ares uśmiechnął się krzywo do Harry'ego. – Jak zawsze, pan Wiem To Wszystko.
– Nie nazywaj mnie tak. – Harry żachnął się gniewnie.
– Jakiś problem?
Harry już miał machnąć ręką, ale nagle przypomniał sobie o obietnicy. Jeśli chciał być przyjacielem Aresa, musiał być z nim szczery. Przynajmniej na tyle, ile mógł.
– Miałem dość nieprzyjemną kłótnię w pokoju wspólnym Gryfonów.
– Dlaczego tam poszedłeś? – zapytał zszokowany Ares.
– Neville zaprosił mnie na przyjęcie urodzinowe. Ale szybko się mnie pozbyli. I jeden z nich nazwał mnie Wiem To Wszystko, w bardzo… obelżywy sposób.
– Pobili cię? – Ares był w szoku.
– Nie. Znieważali mnie tylko słownie. Ale wierz mi, czasami lepiej być bitym fizycznie niż znieważanym na głos.
Ares przytaknął.
– Mogę sobie wyobrazić…
Była już prawie północ, gdy dotarł do domu. Obawiał się trochę spodziewanej reakcji Severusa na swoje spóźnienie, a gdy tylko wszedł do bawialni i zobaczył bardzo zdenerwowanego Mistrza Eliksirów. Jednak gdy mężczyzna go zobaczył, natychmiast jego strach zmienił się w gniew.
– Cześć, Severusie… – Spróbował się uśmiechnąć w stronę mężczyzny, ale ten zignorował to.
– Gdzie byłeś? – wrzasnął tak głośno, że Harry miał ochotę rzucić uciszające zaklęcie również na ich kwatery, jeśli nie chciał, aby cała szkoła plotkowała jutro o jego uczynkach.
– Zaproszono mnie na urodziny Neville'a – odpowiedział i opuścił głowę.
– Nie wolno ci się włóczyć po szkole podczas ciszy nocnej, a już na pewno nie w czasach takich jak te!
– Ale… Severusie, co, jeśli zawsze będą takie czasy? – Harry uśmiechnął się krzywo.
Ale Severus nie zamierzał tym razem tolerować jego impertynencji.
– Cisza! Powinieneś skontaktować się ze mną, zanim przyjąłeś zaproszenie!
– Ale nie byłem tam długo! – krzyknął do niego Harry. Twarz Snape'a pociemniała.
– Nie? – Harry potrząsnął głową. – Więc powtarzam swoje pytanie: gdzie dokładnie byłeś?
– W korytarzu, siedziałem pod ścianą. – Harry skrzyżował ramiona na piersi.
– Czy ktoś cię skrzywdził?
Natychmiastowa zmiana zachowania Severusa zaskoczyła Harry'ego.
– Co?
– Podejrzewam, że wyszedłeś tak szybko, bo cię atakowali.
– Tak, ale to nie było powodem… – Harry westchnął ciężko. – Mogę usiąść? Jestem wykończony.
Severus przytaknął, patrząc na niego podejrzliwie. Harry usadowił się na sofie.
– Więc…? – zapytał i spojrzał przenikliwie na chłopca.
– Spotkałem Aresa w tamtym korytarzu. Nie! – krzyknął Harry, kiedy zobaczył, że Severus otwiera usta. – Pozwól mi skończyć, proszę. Więc znalazłem go, gdy płakał. Powiedział, że dzisiaj się dowiedział, że jego ojciec jest Śmierciożercą. Ministerstwo aresztowało go i poinformowali o tym oficjalnie Aresa. Był załamany. Nie mogłem go tam zostawić samego.
Severus podszedł do niego i pochylił się tak, że ich oczy były na tej samej wysokości.
– To bardzo miło z twojej strony, Quiet. Naprawdę. Ale nadal nalegam, abyś więcej tego nie robił. Nie jest dla ciebie bezpieczne przebywanie z nim sam na sam w pustym korytarzu, podczas ciszy nocnej. Wiem, że ty mu ufasz, ale ja nie. Nie! – podniósł głos, kiedy Harry spróbował mu przerwać. – Tym razem pozwól mi powiedzieć to, co chcę, bez przerywania.
Harry przytaknął.
– Widziałem już wiele w życiu, podczas ostatniej wojny, szpiegowania. Niczego nie możesz być pewny, Quiet. A już z pewnością nie dzieci Śmierciożerców.
– Ale Ares…
– Czy jesteś pewny, że znalazłeś go samego w tym korytarzu przez przypadek?
– Ale on nic nie wiedział o zaproszeniu Neville'a.
– To pewnik, czy tylko tak zgadujesz?
– Masz paranoję.
– To dlatego jeszcze żyję. – Twarz Severusa nieco złagodniała. – Quiet, nie chcę cię stracić.
– Wiem, ale nie mogę tak żyć. Chcę się zaprzyjaźnić z dzieciakami, które uważam za sympatyczne i to wszystko. Męczą mnie twoje bezsensowne zakazy.
– Bezsensowne zakazy? – Głos Severusa podniósł się niewyobrażalnie. – To była jedyna rzecz, o jaką cię prosiłem!
Harry wzruszył ramionami i odwrócił się plecami do mężczyzny.
– Obiecałem mu, że zostanę jego przyjacielem.
– Nie zostaniesz.
– Nie możesz mi mówić, z kim mam się przyjaźnić!
– Mogę i będę!
– Nigdy! – wrzasnął Harry, poszedł do sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi z głośnym hukiem.
W następnej chwili Snape stał obok niego i trzymał go za ramię.
– Quiet! – powiedział groźnie. – Zachowuj się!
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem i Harry uwolnił ramię z jego uchwytu.
– Zostaw mnie w spokoju! – powiedział wreszcie.
– Uważaj, co mówisz!
– Odwal się! – Harry wrzasnął niecierpliwie. – Nie potrzebuję twojej duszącej obecności! Chcę żyć moim życiem! Moim życiem!
– Ale…
– Nienawidzę, kiedy mi mówisz, co mam robić, co odczuwać. To ty przegrałeś swoje życie, a nadal wygłaszasz mi kazania na temat… – Harry nie dokończył. Nagle, zbyt późno, zrozumiał, co właśnie powiedział. Zbladł i spojrzał na Severusa, którego twarz stała się odległa i zamknięta. – Severusie…
– Idź do łóżka – warknął na niego Severus. – Natychmiast.
Kiedy Harry już był w łóżku, nadal był wściekły. Leżał na plecach wpatrując się w sufit, zaciskał i rozwierał dłonie z gniewu.
To moje życie. Chcę decydować o sobie! Bardzo dobrze radziłem sobie wcześniej bez jego rad! Wewnątrz się gotował.
Ale za zasłoną gniewu czuł wyrzuty sumienia z powodu swych ostrych słów. Severus nie zasługiwał na nie.
Ale nie zostawił Harry'ego w spokoju. Wtrącał się w jego życie.
Tak jak Harry wtrącał się w jego.
Ale Ares był wart przyjaźni Harry'ego.
Ale Severus starał się go tylko bronić.
Ta wewnętrzna bitwa trwała, póki Severus również nie przyszedł się położyć, dużo później.
Harry westchnął z ulgą. Nadal nie mógł spać samotnie.
Następny dzień był po prostu okropny. Severus ignorował go, Ares unikał, Gryfoni patrzyli się na niego groźnie i ubliżali mu, kiedy nie słyszał nikt z nauczycieli. Kiedy po południu on i Neville poszli na korepetycje, Mistrz Eliksirów wyprosił ich dość niecierpliwie z gabinetu.
Harry wzruszył ramionami i poszedł, a za nim podążył całkiem zdezorientowany Neville.
– Hej, Quietus, co się stało? – zapytał, kiedy się oddalili.
Harry prychnął niecierpliwie.
– Trochę się wczoraj… pokłóciliśmy. Ale nie chcę o tym mówić.
– Czy o moje urodziny…?
– Nie. Ale nadal nie chcę o tym mówić.
– Ale…
– Zostaw mnie w spokoju! – Harry warknął na Neville'a i skierował się do biblioteki, zostawiając go za sobą.
Pięknie. Do końca dnia ze wszystkimi zdołam się pokłócić, pomyślał sarkastycznie, kierując się do swojego zwykłego – i na szczęście pustego – stołu. Hermiony tam nie było.
Wyciągnął swoją książkę do numerologii i modlił się, aby Hermiona nie przyszła. Nie chciał urazić również jej, ale tego dnia był najwyraźniej zbyt grubiański dla wszystkich.
Dziewczyna naturalnie przyszła o zwykłej porze, a kiedy zobaczyła, że Harry ukrył twarz za książką, nie powiedziała ani słowa, po prostu zaczęła pracować.
Uczyli się tak w kompletnym milczeniu przez dwie godziny. Potem nagle Hermiona krzyknęła. Harry spojrzał na nią pytająco.
– Myślę, że znalazłam! – Hermiona wyszeptała z triumfem.
– Składnik eliksiru?
Hermiona przytaknęła i podsunęła książkę Harry'emu.
– Tutaj! Patrz!
Harry spojrzał w książkę. Eliksiry na różne pogryzienia brzmiał tytuł rozdziału. Eliksiry na ugryzienia wilkołaków był pierwszym podrozdziałem.
– Jesteś wspaniała! – Harry uśmiechnął się do niej szeroko. – Chodźmy do ojca i pokażmy mu to!
Hermiona włożyła kawałek papieru pomiędzy kartki i zamknęła książkę, ale nie poruszyła się.
– Chodź, Hermiona! Pokażmy mu!
Kiwnęła głową, nie ruszając się z miejsca. Harry spojrzał na nią podejrzliwie.
– Hermiona…?
– Przeprosisz Neville'a, prawda?
Harry poruszył się nieswojo i popatrzył za okno, w ciemność.
– Nic mu nie zrobiłem. Po prostu nie chciałem mu powiedzieć o czymś, co nie było jego sprawą.
– Zraniłeś go.
– Nie.
Hermiona westchnęła i wzięła książkę.
– Chodźmy do twojego ojca – powiedziała w końcu. – Ale nie myśl, że wykręcisz się od tych przeprosin.
Harry potrząsnął gniewnie głową. To wszystko nie było jego winą, a w każdym razie nie całkowicie. Chciał tylko chronić Aresa – przed Severusem i przed Gryfonami. Ale czy to znaczyło, że musiał walczyć ze wszystkimi? Cóż, jego słowa faktycznie były trochę niemiłe. Miał rację, ale nie miał prawa ranić innych wokół siebie.
Zatrzymał się i odwrócił do Hermiony.
– Przeproszę jutro Neville'a. Obiecuję.
– To dobrze.
W momencie, kiedy dotarli do lochów, już praktycznie biegli. I wpadli na wysoką postać stojącą za rogiem.
– Nie wolno biegać po korytarzach. Nawet tobie. – Severus spojrzał chłodno na Harry'ego. – Gryffindor traci pięć punktów. A dla ciebie szlaban, Quietus.
Harry zamarł. Co?
– Przynieśliśmy panu książkę. – Hermiona wyciągnęła rękę z tomem. – Znaleźliśmy ten eliksir…
Severus spojrzał na dziewczynę z zastanowieniem.
– Bardzo dobrze. W takim razie dziesięć punktów dla Gryffindoru.
– A ja? – zapytał ostrożnie Harry.
– Porozmawiam z panem Filchem o twoim szlabanie.
– Ale, panie profesorze… – zaczęła Hermiona, lecz Snape jej przerwał.
– Ja decyduję o nagrodach i karach, panno Granger. Nie sądzę bym potrzebował twojej rady – rzekł chłodno. – Co do ciebie, Quietus, chcę cię widzieć w domu zaraz po kolacji. Rozumiesz?
Harry przytaknął ponuro. Znowu był na niego zły.
Kiedy Severus odszedł, spojrzeli nerwowo na siebie z Hermioną.
– Myślę, że wiem, dlaczego unikałeś Neville'a…
Harry uśmiechnął się gorzko.
– Powiedziałem dużo gorsze rzeczy Severusowi wczoraj niż Neville'owi dzisiaj… – westchnął i dodał: – Ale… nie chciałem go zranić. Ja tylko… – Klepnął dłońmi o uda w geście irytacji. – Ja tylko starałem się wyjaśnić mu, że Ares nie jest tak niebezpieczny, jak on uważa.
Kiedy Hermiona skrzyżowała ręce, czekając na dalszy ciąg, Harry poddał się i opowiedział jej całą historię, od momentu kiedy opuścił pokój wspólny Gryfonów.
– Myślę, że powinieneś go posłuchać, Quiet. Jest opiekunem Ślizgonów od lat. Z pewnością zna wzajemne powiązania i okoliczności lepiej, dużo lepiej niż ty. Żyłeś w świecie mugoli, ale on zawsze był czarodziejem. A ty naprawdę nie możesz wiedzieć, czy…
Harry przerwał jej.
– Mogę, Hermiona. Mogę być głupim mugolem, ale jestem też człowiekiem i mam doświadczenie z ludźmi. Jestem pewny, że Ares nie kłamał. Widziałem to w jego oczach. Słyszałem to w jego głosie. Był tak zdesperowany…
– Nie wiem, Quiet, kto ma rację a kto nie. Ale myślę, że i tak musisz przeprosić Severusa.
– Nie wiem jak. – Harry wyglądał na załamanego.
– Powiedz mu, że przepraszasz. To całkiem odpowiednie słowo.
– Czasami przepraszam jest najtrudniejszym słowem. To jak przyznanie się do błędu. A ja wiem, że nie myliłem się co do Aresa.
– Ale myliłeś się co do swojego ojca.
Hermiona miała rację. Niemniej, Harry nie był w stanie powiedzieć ani słowa Severusowi. Spędzili wieczór w totalnej ciszy, z wyjątkiem chwili, kiedy Severus poinformował go o szczegółach jego szlabanu z Filchem. Harry wzruszył ramionami, udając obojętność, ale wewnątrz aż kipiał.
A w nocy miał nową wizję.
Wizję, w której Śmierciożercy i Voldemort przesłuchiwali jakiegoś mężczyznę. Harry nie dosłyszał imienia osoby, o jaką go wypytywali, tylko z drżeniem obserwował tortury.
Nie znał tego mężczyzny, a po kilku minutach był pewny, że nigdy by go już nie rozpoznał. Harry chciał w jakiś sposób się wydostać, ale nie mógł. Był uwięziony w wizji i zmuszony do obserwowania tortur, które aż za bardzo przypominały jego wcześniejsze doświadczenia.
– Nie, nie, nie – jęczał cicho, patrząc na to okrucieństwo.
– Gdzie ona jest? – pytał co jakiś czas Voldemort.
– Nigdy ci nie powiem – odpowiadał mężczyzna cicho.
Harry starał się zamknąć oczy, ale nie mógł. Cholerne wizje. Gdzie był teraz Severus?
– Powiesz nam, wierz mi. Mamy wiele sposobów, aby cię przekonać…
– Nie powiem – wyszeptała ofiara.
Harry był w pułapce. Rozpaczliwie pragnął się uwolnić.
Nie mógł.
– Gdzie ona jest?
Powiedz mu, powiedz mu! krzyczał z bólu do mężczyzny. Zabije cię, jeśli nie powiesz!
– Nie. – Po chwili skazaniec mógł powiedzieć tylko to słowo. – Nie.
Proszę!
– Nie.
Powiedz mu!
– Nie.
Gdzie w tym piekle był Severus? Czy zostawiłby go tutaj? Z Największym Bydlakiem? W miejscu tak podobnym do Koszmarnego Dworu?
Kiedy Harry patrzył na mężczyznę ze współczuciem, pojął, że zaczął czuć klątwy, tortury tak, jakby tam był. Jakby był tym rannym mężczyzną. Jego oddech stał się nieregularny, serce zaczęło łomotać w panice. Jak to się mogło dziać?
Skamlał z bólu i spływał potem.
Nie mógł uciec.
To bolało.
Wszystko go bolało.
Nigdy nie chciał już tego czuć. Nigdy.
Czemu miał mimo wszystko to czuć? Dlaczego?
Czuł się, jakby go rozdzierano na pół, kiedy Voldemort rzucił na niego Cruciatus.
Ale nie wrzasnął.
Dopiero kiedy wszedł Avery.
Nie!
Jego skóra zapłonęła.
Nie!
Nigdy więcej!
