Wersja z dnia: 18.07.2011
9. WIZYTA W DOMU
Harry biegł w stronę Wieży Gryfonów. Jak najszybciej musiał porozmawiać z Hermioną, a wiedział, że może ją znaleźć w pokoju wspólnym Gryfonów, uczącą się z Ronem – w przypadku Rona chodziło bardziej o udawanie niż prawdziwą naukę.
Tak, Ron będzie tam, Harry był tego prawie pewien, ale nie obchodziło go to zupełnie. Chciał przekazać dobre wieści Hermionie natychmiast. Nie pracowali na próżno, Severus odkrył właściwy eliksir (a właściwie eliksiry) i podczas ostatnich jego wizyt w Świętym Mungo Lupin zaczął się czuć coraz lepiej. Doktorzy zdecydowali, że wypuszczą go ze szpitala za cztery dni lub nawet szybciej. Harry skakał z radości, kiedy Severus wrócił ze szpitala ostatniej nocy. Ciężka praca poprzednich dni (a właściwie nocy) śmiertelnie zmęczyła Mistrza Eliksirów, ale udało się. Lupin zrobił pierwsze kroki na drodze do pełnego wyleczenia. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy odzyskał przytomność i rozmawiał z Severusem.
– Amicitia[1] – wyszeptał do grubej damy, która odsunęła się przepuszczając go.
Zupełnie, jakby nadal był w swoim domu… Harry westchnął w duchu i spojrzał tęsknie na dormitorium. Ron i on jako przyjaciele…
Harry nadal nie zrezygnował z jego przyjaźni. Cóż, może i Ron powiedział oraz zrobił wiele paskudnych rzeczy, ale rudowłosy chłopak był nadal w żałobie. Harry widział, jak często podczas lekcji spoglądał bolesnym wzrokiem na puste miejsce po swoim martwym przyjacielu. Nie zaprzyjaźnił się też z nikim nowym, z wyjątkiem Hermiony – ale to było co innego. Hermiona nie była przyjacielem, tylko jego dziewczyną, a to stanowiło jednak ogromną różnicę.
Nawet jego okropny stosunek do Harry'ego doprowadził do jego odizolowania od reszty domu, który popierał teraz Quietusa w ich kłótniach. Harry nigdy tego nie chciał, sam mógł się bronić, więc wyłączał swoich zatroskanych kolegów z ich kłótni.
– Hej, Quietus, kogo szukasz? – To był Neville.
Harry uśmiechnął się do chłopaka, który najwyraźniej wcale nie zagłębiał się tak bardzo w nauce.
– Hermiony – odpowiedział. – Mam dla niej dobre wiadomości.
– Jakie?
Harry skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał poważnie na Neville'a.
– No, no, panie Longbottom! Jesteśmy ciekawi, nieprawdaż?
Harry prawie idealnie udawał profesora eliksirów, tylko ironiczny uśmieszek mu nie wychodził – nie potrafił robić tego tak profesjonalnie jak Severus.
– O mój Boże! Quietus, jesteś taki podobny do swojego ojca! Nie strasz mnie, proszę! – Neville parsknął śmiechem i nawet Parvati podniosła głowę, uśmiechając się. – A Hermiony tutaj nie ma, dwadzieścia minut temu ona i Ron poszli do biblioteki poszukać jakiejś książki.
– Chodź więc, poszukamy jej. Nie chcę się powtarzać.
Neville z ulgą odłożył swoje książki na stół i wyszedł za Harrym z pokoju wspólnego.
– Hej, Quietus, czemu nie zapuścisz włosów? Byłbyś wtedy bardziej podobny do profesora Snape'a – powiedział nagle Neville. – Mógłbyś go jeszcze lepiej imitować.
Harry natychmiast obrócił twarz do Neville'a.
– Jeśli tylko wspomnisz o tłustych włosach, to rzucę na ciebie jakąś bolesną klątwę! – Podniósł groźnie różdżkę. Neville odsunął ją.
– Jakbym mógł ośmielić się powiedzieć coś takiego? Chcę jakoś żyć w tej szkole, aż do jej ukończenia! – Potrząsnął głową. – Więc? Dlaczego zawsze masz je krótkie?
– Nie lubię długich włosów. I, ale to sekret, Neville – mrugnął do swojego przyjaciela – myślę, że ojciec byłby bardziej… ludzki z krótkimi włosami. Albo byłby przynajmniej mniejszym draniem, jeśli wolisz. Ta jego fryzura jest po prostu tragiczna.
Uśmiechnęli się do siebie szeroko.
W bibliotece jak zwykle przebywała tylko grupa Krukonów i kilku Ślizgonów, którzy ostrożnie przywitali Harry'ego, ale nie widać było ani Hermiony, ani Rona.
– Jeśli szukasz Hermiony, wyszła kilka minut temu. Myślę, że ona i Weasley chcieli być przez chwilę sami. – Ares podszedł do Harry'ego i uśmiechnął się do Neville'a, witając go. Grufon tylko zamrugał, zaskoczony. Ślizgon – miły?
– Och – rzekł Harry, czując, że zabrzmiało to trochę głupio. Neville był natomiast rozbawiony.
– Możesz przyjść do naszego pokoju wspólnego po kolacji? Mam kilka pytań do pracy domowej z numerologii – dodał Ares.
– Dobra. – Harry skinął głową i wyszedł wraz z Neville'em. Nie po raz pierwszy znajdzie się w pokoju wspólnym Ślizgonów, ale nie czuł się tam najlepiej. Był on zbyt podobny do lochów i zbyt wrogi. Ares wiedział o jego niechęci i był wdzięczny, że Harry zgadzał się dołączyć do niego za każdym razem, kiedy ten go o to poprosił.
– Dlaczego przyjaźnisz się ze Ślizgonami? – Neville zadał wreszcie pytanie, które męczyło go od momentu wyjścia z biblioteki. Harry zatrzymał się, westchnął i odwrócił do chłopaka.
– Neville, mój ojciec jest opiekunem ich domu. Jadam również z nimi posiłki. Znam ich i widzę, że pomimo ogólnych uprzedzeń i podejrzeń są wśród nich porządni ludzie, tak samo jak w innych domach są źli.
– Mój ojciec był Gryfonem…
Nieprzyjemna cisza zaległa pomiędzy nimi.
– Znajdźmy pustą salę, to powiem ci wiadomości. Hermiona musi poczekać do jutra – powiedział wreszcie Harry. – Nie mam zamiaru dać się zabić jej krwiożerczemu chłopakowi.
Znowu się uśmiechnęli i już mieli wejść do sali numerologii, znajdującej się tuż obok, gdy podniesiony głos przerwał ich rozmowę. Dobiegał z sali, do której właśnie zamierzali wejść.
– Nie widzisz tego, Herm? Jakim sposobem? Jesteś taka mądra i ty tego nie widzisz! Cholera, nie mogę w to uwierzyć!
– Przesadzasz, Ron. Quietus jest…
– Quietus! Ten śliski drań nadał swojemu rozpieszczonemu, przemądrzałemu, obrzydliwemu bękartowi imię po własnym bracie – takim samym kryminaliście jak on… Nie, Hermiona, z nas dwojga to ty nie rozumiesz, co się dzieje.
Harry naprężył się i zacisnął dłonie w pięści. Ron był bardzo dobry w ranieniu każdej osoby drogiej Harry'emu. W jednym zdaniu obraził jego ojca i Severusa. I nawet on czuł się urażony. Nie był takim chłopakiem, jakiego opisał Ron!
– Jesteś niesprawiedliwy. – Usłyszał głos Hermiony. Była prawdziwym, lojalnym przyjacielem.
– Przejrzałem go. W przeciwieństwie do ciebie. Stara się wkraść do naszego domu, do naszej klasy, na swój własny, niby niewinny sposób. Za pomocą nieśmiałych uśmieszków, chroniąc rannych Gryfonów na pustych korytarzach i ulicach, stara się zdobyć nasze zaufanie. Jak możesz tego nie widzieć? Jak myślisz, dlaczego to robi? Dlaczego? – Głos Rona stawał się coraz głośniejszy. Ostatnie zdanie wykrzyknął tak głośno, że niemożliwe było go nie usłyszeć, chociaż Harry i Neville nadal stali w korytarzu. – Nie uważasz, że stara się wkraść w nasze łaski, do naszej grupy, tak jak jego ojciec, ten skazany morderca, który pozwolił umrzeć Harry'emu, a teraz uczy swojego syna, by zachowywał się jak Harry! Nie widzisz tego? Ten obrzydliwy padalec zachowuje się jak Harry! Wszystko, co robi jest takie podobne do Harry'ego! Jego gesty, słowa, zachowanie! A dlaczego? By zniszczyć nas kradnąc nasze wspomnienia o Harrym. By nas zdradzić, zabierając miejsce, jakie zajmował Harry w naszym życiu! A potem zabić nas, tak jak to zrobił jego ojciec, który wymordował połowę mojej rodziny!
– Ron… – Głos Hermiony był ledwo słyszalny.
– Tak, zrobił to! – Ron wrzasnął. – Percy widział dokumenty w Ministerstwie! Zamordował całą rodzinę, dwoje rodziców, dwoje dzieci! Dzieci, Hermiono! A teraz tutaj uczy i trenuje swojego ohydnego syna przeciwko nam! A Dumbledore mu ufa, broni jego i jego syna. A teraz jeszcze wszyscy Gryfoni wierzą mu, nie mnie! I nawet ty chcesz, żebym zaakceptował tego obrzydliwego, cwanego bydlaka. Ale ja tego nie zrobię! Więc musisz zdecydować! Możesz mnie zostawić i zostać z nim albo stanąć po mojej stronie, ale w takim wypadku trzymaj się od niego z daleka! Proszę – dodał błagalnie. – Już straciłem Harry'ego. Nie chcę teraz stracić i ciebie…
W tym momencie Harry już nie mógł znieść więcej. Przyciskając dłonie do skroni, odwrócił się, by odejść jak najdalej z tego miejsca. To nie było łatwe. Nogi miał jak z waty, głowa go bolała, a wzrok miał rozmyty. Po kilku chwiejnych krokach poczuł, że zaraz upadnie. Wyciągnął rękę w stronę ściany i oparł się o nią, próbując odzyskać równowagę, kiedy poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
Bez zastanowienia przyjął pomoc i podążył za swoim silnym pomocnikiem z mocno zamkniętymi oczami.
Nie chciał nic widzieć. Ani myśleć.
Słowa Rona paliły go od wewnątrz, cięły, jak ulubione narzędzie Avery'ego, ale to było bardziej, dużo bardziej bolesne. Nie zdając sobie z tego sprawy, Ron pokonał go na dwóch płaszczyznach. Zauważył to, czego nie zauważył nikt inny: że Quietus był Harrym. Z drugiej strony powiedział Hermionie prawdę o Severusie, tę prawdę, która dusiła, torturowała, prześladowała jego ojczyma. Fakt, że miał na sumieniu morderstwa, był głównym powodem tego, że zawsze opierał się temu, by być szczęśliwym. Zwykł mówić, że nie zasługuje na szczęście. A teraz Harry mógł doskonale zrozumieć uczucia Severusa – sam był teraz rozbity i wystraszony.
Czy Severus rzeczywiście zasługiwał na to, by wiecznie być nieszczęśliwym i umrzeć na końcu? Czy taki czyn mógł zostać wybaczony i zapomniany? Czy piętnaście lat samotności, w tym trzy lata szpiegowania, dziesiątki uratowanych ludzi, próba poświęcenia się dla Harry'ego, kiedy Voldemort chciał go zabić, dwa tygodnie upokorzeń i strasznych tortur w Koszmarnym Dworze nie wystarczyły, aby zmazać jego grzechy? Czy rzeczywiście był przeklęty raz na zawsze?
Harry nie chciał w to uwierzyć. Chciał wierzyć, że Severusowi zostanie wybaczone i że znowu będzie się mógł czuć jak człowiek, a nie jak obrzydliwe plugastwo, jak Ron o nim powiedział – słowa Rona były takie podobne do słów Severusa!
A teraz dowiedział się, że ofiarami Severusa byli krewni Rona.
Wszystko ułożyło się w całość. Nienawiść Rona, jego protesty, nienawistne spojrzenia rodziny Weasleyów kierowane w stronę Severusa. Tak, Harry mógł zrozumieć zachowanie Rona nawet przed podsłuchaną rozmową, ale teraz mógł je również zaakceptować. Ron miał rację, jeśli spojrzeć na to z jego punktu widzenia, zachowywał się również właściwie. Albo i nie miał racji, ale Severus zachowywał się w podobny sposób w stosunku do Aresa – a rodzice Aresa przecież nigdy nie zabili żadnego członka rodziny Snape'ów.
– Dobry Boże, kiedy myślę, że nie może już być gorzej, zawsze się okazuje, że jednak może – wymamrotał cicho Harry.
– Ciii, Quietus. – Neville pomógł mu usiąść na krześle w innej pustej sali.
Harry otworzył oczy i spojrzał na niego.
– Czemu nie zostawisz mnie samego? Słyszałeś prawdę, prawda? – zapytał sarkastycznie.
– Bzdury. – Neville uśmiechnął się krzywo. – To nie była prawda. To tylko wersja Rona na temat tego, w co wierzy. Ja mam swoją własną wersję. – Usiadł obok Harry'ego.
– Jaką? – Harry nie mógł zamaskować drwiny w swoim głosie.
– To proste. Ty i twój ojciec jesteście w porządku w stosunku do mnie.
Harry potrząsnął głową.
– Nie wierzę w to. Może uwierzę, że nie masz nic do mnie. Ale mój ojciec… Słyszałeś Rona…
– I słyszałem również moją babcię – westchnął Neville i spojrzał ciężko na Harry'ego.
– Twoją babcię? – Harry był zaskoczony. W jaki sposób babcia Neville'a była w to zamieszana?
– Zawsze opowiadała mi historie o okrucieństwie mojego ojca. Kiedy byłem małym chłopcem byłem pewny, że kłamała. Ale teraz wiem z całą pewnością, że nie robiła tego. Nigdy. Czy pamiętasz ten dzień, kiedy uratowałeś mnie przed Terrym?
– Tak, pamiętam – wyszeptał Harry.
– Tamtego dnia Terry powiedział mi prawdę. Jego prawdę. Że mój ojciec torturował jego matkę, ona nie była Śmierciożercą, tylko znalazła się w złym miejscu w złym czasie. Była tylko podejrzana. Ale mój ojciec prawie ją zabił. Był żałosną karykaturą człowieka, niczym więcej. Ale twój ojciec to inna sprawa. Podejrzewam, że został oskarżony o przynależność do Śmierciożerców, tak jak matka Terry'ego i mój ojciec przesłuchiwał go w swój typowy sposób, a on pod presją przyznał się do wszystkiego, do czego jego oprawca chciał. To musi być powód tego, że tak bardzo mnie nienawidził…
Teraz ręce Harry'ego drżały i miał problemy z oddychaniem. Dobre chęci Neville'a sprawiły, że to stało się jeszcze bardziej nieznośne i skomplikowane. Znowu pochopne wnioski. Półprawdy.
A teraz Neville postanowił poświęcić swoje własne uczucia, aby sprawić, żeby jego przyjaciel poczuł się lepiej. Zależało mu na Harrym, i Harry był mu winien prawdę.
Ale jak mógł mu to powiedzieć? To nie była jego przeszłość, nie jego sekrety, ale Severusa. Neville był z nim tak szczery. Okazał mu zainteresowanie i troskę. Ale on nie mógł opowiedzieć o przeszłości Severusa. Harry nagle zapragnął wrzasnąć tak głośno, jak tylko potrafił.
Ale nie zrobił tego. W zamian zamknął mocno oczy i wziął kilka głębokich wdechów.
– Przynajmniej mogę zrozumieć zachowanie Rona – powiedział po długiej wewnętrznej walce. – Ale, wybacz mi Neville, mam coś do zrobienia w pokoju wspólnym Ślizgonów i nie chcę również przegapić kolacji.
– Cóż, idź więc. Do jutra.
Harry usłyszał cichą nutkę zawodu w głosie Neville'a, ale nic nie mógł na to poradzić.
W końcu straci wszystkich swoich przyjaciół z powodu głupiej tajemnicy. Nienawidził tych sekretów. A teraz jeszcze musiał się zgodzić z Ronem, że ten miał powody, by nienawidzić Quietusa.
Ron zachowywał się tak jak powinien.
W pokoju wspólnym Ślizgonów czuło się napięcie. Nikt się nie odezwał, ale grobowa cisza zdradzała, że miała tutaj miejsce raczej zażarta kłótnia, zanim wszedł Harry i im przeszkodził. Kiedy zobaczyli, że to tylko Quietus, hałasy znowu się podniosły.
– Co się dzieje? – zapytał Harry, kiedy usiadł obok Aresa.
– Zabini – westchnął Ary, strapiony. – Malfoy postanowił dać mu nauczkę. Najwyraźniej był nieposłuszny, czy coś takiego.
– Nieposłuszny? – Oczy Harry'ego rozszerzyły się z zaskoczenia. – Dlaczego miałby słuchać Malfoya?
– Nie powinien. – Ares wzruszył ramionami. – On jednak to robi. Nie wiem, dlaczego. Myślę, że chce udowodnić, że jest wart bycia w Slytherinie.
Harry'emu nie spodobała się ta sytuacja, ale kiedy przestali wrzeszczeć na Zabiniego i skierowali się w stronę dormitorium, pchając przed sobą zesztywniałego ze strachu chłopaka, nie mógł dłużej udawać obojętności. Ares spojrzał na niego i uniósł brwi.
– Myślę, że to nie twój interes. – Trącił Harry'ego łokciem.
– Co teraz z nim zrobią? – Harry odwrócił się do niego.
– Myślę, że trochę go stłuką – rzekł Ares obojętnie. Harry poczuł, że mu się krew gotuje.
– Jak możesz być taki obojętny? On jest z twojego domu! I… – Nie mógł dokończyć.
– On wybrał taki sposób. On chciał być sługą. Więc teraz on musi ponieść tego konsekwencje.
– Nie, nie o to pytałem. Pytam jak możesz być takim dupkiem, żeby mu nie pomóc… – Spojrzał zdesperowany na Aresa i wstał.
– Czekaj, Quietus – powiedział Ares i pociągnął go z powrotem na krzesło. – Ja podjąłem swoją decyzję w pierwszej klasie. To nie było proste, musiałem za to zapłacić, ale i tak to zrobiłem. I są tutaj tacy ludzie jak ja. Na przykład Janus. Nie trzeba przyłączać się do żadnej z grup. Ale jeśli się zdecydujesz dołączyć do którejś, musisz ponieść konsekwencje swojej decyzji.
Harry spojrzał na Aresa, rozmyślając nad tym, co usłyszał. Cóż, zdecydowanie nie była to Wieża Gryfonów. Najwyraźniej obowiązywały tutaj inne zasady. Zwątpił na chwilę. Ale kiedy usłyszał pierwszy przytłumiony krzyk z dormitorium, już się nie zastanawiał. Wyciągnął różdżkę i pobiegł tam.
– Przestańcie! Natychmiast! – wrzasnął w sposób, jaki nauczył się od Severusa.
W zaciemnionym pomieszczeniu widział dwie postacie stojące i trzecią siedzącą na łóżku, obserwującą „pracę" dwóch pozostałych.
– Wynoś się stąd, Snape – warknął Malfoy. – Nie potrzebujemy cię tu.
– Zostaw go w spokoju, Malfoy, albo rzucę na ciebie klątwę.
– To nie jest twój dom i nie twoja sprawa.
– Cóż, jeśli dobrze pamiętam, mój ojciec jest opiekunem tego domu, więc jednak to jest moja sprawa.
– Zaniepokojony, prawda? – sarkazm wypływał z ust Malfoya. – Nie, Snape. Wynoś się stąd. Nie obchodzi mnie twój ojciec. – Machnął ręką w stronę swoich goryli, którzy odwrócili się w stronę cicho jęczącego Zabiniego, by kontynuować bicie.
– Drętwota! – wrzasnął Harry, wskazując na dwóch tępaków.
– Jak śmiesz…? – zaczął Malfoy i podszedł bliżej do Harry'ego.
– Jak ty śmiesz? – zapytał w odpowiedzi Harry i w następnej chwili wybuchnął.
Najwyraźniej zbyt dużo wydarzyło się tego popołudnia. Wieści Severusa, rewelacje Rona, nieudane pocieszenia Neville'a, słowa Aresa – kiedy odzyskał nad sobą panowanie, leżał na podłodze, obezwładniony przez Aresa. Draco siedział na łóżku, przyciskając wielką, zakrwawioną chustkę do twarzy.
A w drzwiach stał Severus.
– Co się tutaj dzieje? – zapytał groźnie, jakby nie zauważając leżącego na podłodze Harry'ego, który był mu za to wdzięczny.
– Pana syn uderzył mnie w twarz, profesorze. – Głos Malfoya ociekał nienawiścią. – Groził, że mnie zabije.
– Co za szkoda, że mi się nie udało, ty obrzydliwy dupku – stęknął Harry, próbując uwolnić się od dotyku Aresa.
Dopiero wtedy Severus zauważył, że on również jest w pokoju.
– Panie Nott, proszę się od niego odsunąć, natychmiast – rozkazał ostro. Kiedy Ares puścił ramiona Harry'ego, ten usiadł. – Wytłumacz się. – Severus spojrzał na niego chłodno.
– Zmusił swoich goryli do pobicia Zabiniego. Powiedziałem mu, żeby przestał. Nie zrobił tego. Pobiliśmy się.
– Ty to zacząłeś! – wrzasnął Malfoy.
– Cisza! – Severus wrzasnął na niego. – Czy to prawda, panie Malfoy?
Blondyn wstał i skrzyżował ręce na piersi w impertynenckiej postawie. Nie wyglądał tak groźnie jakby chciał. Miał podbite oko i nadal leciała mu krew z nosa.
– Co? Że pański syn próbował mnie zabić? – wypluł te słowa.
– Nie gadaj bzdur. Pytałem o Zabiniego. – Severus przeciwnie, wyglądał zdecydowanie groźnie.
Malfoy wzruszył ramionami.
– Zaoferował się pracować dla mnie. Zawiódł. Wymierzyłem mu właściwą karę.
– Niewolnictwa nie ma w Hogwarcie, panie Malfoy, również w Slytherinie! – Severus chyba jeszcze nigdy nie był tak rozgniewany.
– W zeszłym roku nie był pan temu taki przeciwny. – Malfoy uśmiechnął się do niego ironicznie.
– Slytherin traci pięćdziesiąt punktów, panie Malfoy. I tydzień szlabanu z panem Filchem. Przyjdź do mojego gabinetu jutro po kolacji, by omówić szczegóły. – Jego wzrok był lodowaty, kiedy patrzył na jasnowłosego chłopaka. – A następnym razem, kiedy usłyszę, że wykorzystujesz swoich kolegów jako sługi lub niewolników, dopilnuję, aby cię wyrzucono. I nie wiem, czy znajdziesz jakąś inną szkołę, panie Malfoy. Myślę, że w Durmstrangu nie czekają na ciebie z utęsknieniem.
Serce Harry'ego zaczęło bić szybciej. Tylko ich trzech wiedziało, o czym mówił Severus.
– Wyślę również list do twojego ojca. Napiszę mu, że zwracasz na siebie uwagę wywołując bójkę ze swoim… kuzynem.
W następnej chwili Malfoy zbladł tak bardzo, że Harry pomyślał, iż zemdleje. Przygryzł wargę i odwrócił wzrok od profesora.
Severus tylko patrzył na niego surowo.
– Rozumiesz?
– Tak – powiedział Malfoy i potem dodał: – Proszę pana.
Severus teraz odwrócił się do Harry'ego.
– A co do ciebie, załatwię ci szlaban z Hagridem. Myślę, że potrzebuje kogoś do pomocy w utrzymaniu w czystości swoich… zwierząt – powiedział sarkastycznie. – A teraz chodź.
Harry wstał i poszedł za nim do ich kwater.
Kiedy dotarli na miejsce, Severus zamknął za nimi drzwi, wielkimi krokami podszedł do swojego ulubionego krzesła i usiadł, patrząc na Harry'ego.
– Wyjaśnij.
– Co? – W głosie Harry'ego brzmiało zmęczenie. Cóż, był zmęczony. Śmiertelnie. I nie wiedział, co powinien powiedzieć Severusowi. Z całą pewnością nie był gotów, by powtórzyć mu nic z popołudniowych rozmów. A już w szczególności nie uwag Rona dotyczących jego… przeszłości.
Severus spoglądał na niego poprzez zasłonę tłustawych włosów. Marszczył gniewnie brwi.
– Nigdy nie byłeś… bokserem. Dlaczego pobiłeś Malfoya? I jeżeli już zdecydowałeś się go zaatakować, dlaczego nie użyłeś zaklęcia czy klątwy?
Harry opuścił głowę.
– Nie uwierzysz – westchnął – ale po prostu nie pomyślałem nawet o użyciu różdżki. Straciłem nad sobą panowanie, kiedy zobaczyłem jak biją Zabiniego.
Podniósł wzrok i ich oczy się spotkały.
– Ukrywasz coś – rzekł Severus, tym razem dużo spokojniej.
– Nie chcę o tym mówić, Severusie. Przynajmniej nie teraz – dodał Harry, kiedy zobaczył poirytowanie na twarzy swego stryja. – Przepraszam. To zbyt… osobiste.
– Pan Weasley, jak podejrzewam? – powiedział Snape z obrzydzeniem.
Harry machnął ręką.
– Nie chcę o tym mówić. Proszę.
Patrzyli na siebie intensywnie, ale w końcu Severus poddał się.
– Dobrze. Ale wiesz, że zawsze możesz mi powiedzieć, jeśli coś cię gnębi.
– Wiem. I myślę, że kiedyś wszystko ci opowiem, ale nie teraz. – Harry przytaknął i miał nadzieje, że jakoś pogodzi się z tym, co dzisiaj usłyszał. Ze wszystkim. Na razie jednakże wydawało się to niemożliwe.
Tej nocy nie mógł również spać. Jakoś udało mu się oszukać Severusa, który nigdy nie zasypiał przed Harrym, ale tym razem chłopiec potrzebował czasu, aby to wszystko przemyśleć. Przemyśleć i ponownie rozważyć.
A zatem jego przebranie zawodziło. Przynajmniej Ron coś zauważył. Hermiona nie, ale teraz, kiedy Ron zwrócił jej uwagę na te podobieństwa, było bardzo prawdopodobne, że to rozgryzie. Ale co on mógł na to poradzić? Zaprzeczać do końca. Nic innego.
Co do Severusa – to była trudniejsza sprawa. Harry bardzo dobrze znał jego przeszłość. Ich wspólna niewola skłoniła Severusa do podzielenia się swoimi sekretami z Harrym. Ale do teraz te czyny i ofiary były bezosobowe, więc w pewnym sensie mu obojętne. Tym razem jednak dowiedział się o przynajmniej czterech z nich. Czterech. Rodzinie. Dwojgu dorosłych i dwójce dzieci.
Jasna cholera.
Nie był zły na Severusa, nie oszukiwał się również. Po prostu nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić.
Kochał tego człowieka. Swojego stryja. Swojego ojca. I wybaczył mu wszystko, co Severus uczynił przeciwko niemu. Ale jak mógł wybaczyć inne rzeczy? Tym razem nie do niego należało wybaczenie. I to sprawiało, że wszystko było jeszcze bardziej skomplikowane.
Severus pragnął wybaczenia. Harry o tym wiedział. I zdawał sobie też sprawę, że on sam nigdy sobie nie wybaczy. Nawet gdyby wszyscy martwi ludzie nagle by powstawali z grobów i powiedzieli, że mu wybaczają, on nie mógłby sobie wybaczyć. A teraz pojawił się Ron i… i…
Ale Severus nie zabił ich dla przyjemności czy zabawy. Zabił ich, ponieważ tak mu kazano – była wojna i wydano mu rozkaz. I potrzebował czasu, aby zrozumieć, że jest po niewłaściwej stronie.
Wyjaśniał to Severusowi wielokrotnie, ale on zawsze odpowiadał:
– To ja zdecydowałem się dołączyć do tego bydlaka.
Mógł znaleźć wiele usprawiedliwień, ale Severus nigdy nie przyjmował żadnego z nich.
– To była moja decyzja.
Jedna zła decyzja! Jedna, uczyniona, by zadowolić rodziców. By zostać zaakceptowanym.
– Byłeś dzieckiem.
– Nie byłem. Byłem wystarczająco dorosły, aby myśleć i podejmować własne decyzje. Uczyniłem to i uczyniłem źle.
A tym razem, kiedy ofiary Severusa zaczęły nabierać kształtów, stawać się osobami, umysł Harry'ego zaczynał pojmować to. Dla niego to było kwestią czysto etyczną. Dla Severusa to była rzeczywistość.
I dla Rona też.
Kiedy wreszcie zasnął, śnił niespokojnie. Ale nadal nie miał koszmarów.
Następnego dnia był piątek.
Harry bał się pójścia na lekcje, stawienia czoła obecności Rona i Hermiony, a nawet Neville'a, ale mimo wszystko przemógł się. Starał się być niewidoczny i był cichszy niż zwykle, chociaż pierwszą lekcją była historia i profesor Binns znowu zaczął rozmawiać z Harrym. Odpowiadał krótko na pytania ducha i poczuł ulgę, kiedy lekcja wreszcie się skończyła.
Chciał się wymknąć z klasy zaraz po zakończeniu lekcji, ale Hermiona go zatrzymała w korytarzu.
– Quiet?
Harry odwrócił się powoli i przełknął ślinę. Nie bał się Hermiony, bał się tego, że zobaczy w jej oczach nienawiść i odrzucenie. Ale nie widział ich.
– Parvati powiedziała, że szukałeś mnie wczoraj.
Och, o to chodziło.
– Tak. Chciałem tylko powiedzieć, że ojciec znalazł eliksir dla Lupina i wypuszczą go ze szpitala za kilka dni. Odzyskał przytomność. – Utkwił wzrok we własnych butach.
– Och, to cudownie! Wiedziałam, że go znajdzie! W końcu jest bardzo dobrym Mistrzem Eliksirów, no nie?
Harry był w szoku. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Hermiona wychwalała Severusa, po tym co usłyszała dzień wcześniej… Nagle udało mu się otworzyć usta.
– Kiedy wczoraj cię szukałem, usłyszałem twoją rozmowę z Ronem.
Hermiona wyraźnie zbladła.
– Tak?
Harry przytaknął.
– I zdecydowałem się skończyć naszą przyjaźń. Nie chcę zniszczyć waszego związku. Będę cię unikał tak, jak tylko się da.
– Nie będziesz i…
– Będę. Mam już dość tych uprzedzeń i osądów. Powiedz Ronowi, że się z tobą więcej nie spotkam. Nie będę się z tobą uczył i że ma rację: naprawdę chciałem zdobyć przyjaźń jego i reszty Gryfonów, ale teraz już tego nie chcę. Nie obchodzi mnie, co o mnie myślą. Ani co ty o mnie myślisz – powiedział i praktycznie uciekł od rozzłoszczonej dziewczyny. Nie chciał zaczynać kłótni i czekać, aż Ron ją zakończy. Jedyną osobą, jakiej postanowił nie unikać był Neville, ponieważ był on jedyną osobą, która się przed nim otworzyła. Harry'emu zależało na Neville'u, od kiedy usłyszał o jego życiu w domu i pomimo sekretów Harry'ego stali się kimś w rodzaju przyjaciół.
Harry widział (musiałby być zupełnie ślepy, by tego nie zauważyć), że Hermiona próbowała go zagadnąć przez cały dzień, ku wielkiej irytacji Rona, ale Harry nie dał jej szansy na rozmowę. Użył wszystkich sprytnych sposobów, by jej unikać.
W ten weekend mieli odwiedzić Hogsmeade, ale Severus powiedział Harry'emu po kolacji, że zamiast tego wybiorą się do Świętego Mungo i zabiorą Lupina do dworu Snape'ów, gdzie zostanie pod opiekę swojego przyjaciela. Harry był tak szczęśliwy, że nawet zapomniał o swoich problemach.
– Co dokładnie mu było, Severusie? – zapytał następnego dnia, w drodze do szpitala.
– Jego współplemieńcy prawie go zjedli – uśmiechnął się ironicznie. – Gdyby był zwykłym człowiekiem, umarłby. Gdyby był zwyczajnym wilkołakiem, też by umarł. Ale nie był zwykłym wilkołakiem, ponieważ pił od lat mój eliksir i to wpłynęło na działanie jego organów. Więc przeżył, ale ledwo. Był w śpiączce i potrzebowaliśmy eliksiru, który przezwyciężyłby efekty zarówno wywaru tojadowego, jak i efekty pogryzienia przez wilkołaki. To nie jest eliksir łatwy do zrobienia, z całą pewnością nie. Natomiast Lupin na pewno mnie znienawidzi, ponieważ będzie musiał go brać co dwa lub trzy dni, aby pozostać świadomym. Ale w zamian za to będzie mógł zmieniać kształt, kiedy tylko zechce.
– Super! To znaczy, że będzie animagiem!
Severus spojrzał na niego z irytacją.
– Nie bądź głupi. Nigdy nie będzie animagiem. Nadal będzie wilkołakiem i będzie się transformował podczas każdej pełni, tak jak wcześniej. Ale te przemiany będą łatwiejsze i również będzie mógł to zrobić z własnej woli.
– Czy nadal będzie musiał brać poprzedni eliksir?
– Nie, tylko ten nowy. Czy to nie wystarczy?
– Ba. Pewnie! – Harry uśmiechnął się szeroko.
Potem dyskutowali również o składnikach i metodach tworzenia. Harry z zaskoczeniem stwierdził, że rozumiał sens słów Severusa. Cóż, nadal istniały luki w jego wiedzy na temat eliksirów, ale ostatni miesiąc nieustannej nauki dał wyraźne rezultaty. Nawet Severus krótko to skomentował:
– Twoje oceny wspaniale się poprawiły. Te godziny spędzone razem z panną Granger w bibliotece. – Mrugnął do Harry'ego, który mocno się zaczerwienił.
– To ja, a nie ona, uczyłem się tego i przeczytałem te wszystkie książki. Tak, ona tam była, ale to ja nauczyłem się tego wszystkiego. – Oświadczył Harry z godnością.
– Och, więc wreszcie zrezygnowałeś z tego: „Jestem głupi i bez talentu"? Pogodziłeś się z faktem, że pasowałbyś do Ravenclawu.
– Nie jestem Krukonem! – warknął Harry.
– Ale mógłbyś być. – Severus wzruszył ramionami i porzucił ten temat. Stali już przy łóżku Lupina.
– Witaj, Lupin. Cieszę się, że jesteś znowu przytomny.
– Więc to prawda, tak? – odpowiedział Lupin pytaniem. Jego ton był smutny i gorzki.
– Co? – Severus dał się zaskoczyć.
– Harry nie żyje.
Harry poruszył się niespokojnie i utkwił wzrok w krańcu łóżka Lupina.
Severus skinął głową.
– I zawarłem pokój z Bl… Łapą – dodał cicho Mistrz Eliksirów. Użył pseudonimu Blacka, ponieważ ten nadal uciekał przed prawem.
Lupin usiadł natychmiast, patrząc na niego.
– Co?
– Byliśmy załamani po jego śmierci i zdecydowaliśmy się nie kontynuować starej kłótni, zapomnieć o starej niechęci. Mieszka teraz w moim domu wraz z tą dziewczynką, którą uratowałeś.
– Och, Ania. – Uśmiechnął się Lupin szeroko. – Co powiedział Łapa, kiedy usłyszał jej nazwisko?
– Zamurowało nas obu, Lupin – zapewnił go Snape.
– Och. – Lupin spojrzał pojednawczo na wysokiego mężczyznę. – Przepraszam. Nie pomyślałem…
– W porządku.
Lupin spojrzał zamyślony na Harry'ego. Ten powitał uprzejmie swojego byłego nauczyciela.
– Dzień dobry.
– Podejrzewam, że to twój syn, Severusie. – Kiedy usłyszał potwierdzenie, dokończył: – Wygląda jak twój brat. – Zwrócił się do Harry'ego: – Remus Lupin.
– Quietus Snape, proszę pana.
Lupin zbladł.
– Czy to żart, Severusie?
– Nie. To jest mój syn i postanowiłem go nazwać po jedynej godnej osobie z mojej rodziny, Lupin. Uczęszcza teraz do Hogwartu, ale skończmy tę rozmowę i chodźmy wreszcie do domu, odwiedzić starych przyjaciół.
Przez cały dzień Harry czuł na sobie wzrok Lupina, gdziekolwiek nie poszedł. Harry widział, że chce z nim porozmawiać i nie miał nic przeciwko temu, ale Ania zawłaszczyła go w chwili, kiedy pojawili się w głównym wejściu i nie opuściła już ani na chwilę.
– Chodzę do szkoły tutaj, w Snape, a Syri odprowadza mnie do szkoły jako Łapa. Jest bardzo milutki – paplała dziewczynka. Harry zamrugał, słysząc tę uwagę. Syriusz jako pies wyglądał jak ponurak i z pewnością nie był milutki. – Nawet starał się mnie nauczyć magii, ale nie mógł. Nie jestem czarownicą, mówiłam mu to wcześniej, ale on zawsze powtarzał, że żaden Black nie może być zwykłym mugolem. On również nazywa się Black, wiedziałeś o tym? – Kiedy Harry przytaknął, zaczęła szczebiotać wesoło dalej: – Mówiłam ci, że miałam psa, w moim starym domu i on jest taki podobny do niego! I potrafi robić wiele sztuczek swoją różdżką, raz nawet zamienił kolor moich włosów na purpurowy! – zachichotała. – Eryka zrobiła tak kiedyś swojemu tacie, kiedy była na niego zła…
– Kim jest Eryka? – W jakiś sposób Harry zdołał wtrącić pytanie w monolog Ani.
– Och, Eryka mieszkała na tej samej ulicy co ja. Jest chyba w twoim wieku. – Uśmiechnęła się do Harry'ego. – Ale nie jest taka spokojna jak ty…
– Czy ona jest czarownicą? – zapytał nagle Harry.
Ania potrząsnęła głową.
– Nie. Myślę, że dodała po prostu coś ojcu do szamponu…
Szampon. Wzmianka o szamponie skierowała myśli Harry'ego na nowe tory, kiedy tak słuchał niekończącej się przemowy dziewczynki. Ania nie przerywała ani na chwilę, a Harry nie miał serca jej przerywać aż do wieczora, kiedy Syriusz kazał iść dziewczynce do łóżka, ku jej wielkiemu rozgoryczeniu.
– Chcę zostać z Quietusem. On jest tak rzadko w domu!
– Zostaniemy do jutra wieczora – powiedział jej Harry. – Teraz idź do łóżka i bądź grzeczną dziewczynką!
Ania westchnęła teatralnie i poszła.
Syriusz zabrał Severusa do Fletchera, by wprowadzić pewne poprawki do systemu ochronnego rezydencji. Harry został sam z zaciekawionym Lupinem.
– Nie wiedziałem, że Severus ma syna – powiedział Lupin, kiedy po raz pierwszy tego długiego dnia zostali sami.
– Nikt tego nie wiedział, proszę pana. – Harry lekko wzruszył ramionami. – Trzymał to w sekrecie przed wszystkimi.
– Dlaczego?
– By mnie chronić.
– Przed Vol… Sam Wiesz Kim? – zapytał Lupin.
– Może pan mówić Voldemort. Przywykłem do tego. I zostałem wychowany przez mugoli. To mi nie przeszkadza.
– Więc wiesz o relacji Severusa z Czarnym Panem.
– On nie jest z nim w żadnej relacji, proszę pana – wysyczał gniewnie Harry. – A już z pewnością nie po zeszłym lecie.
– Wiem – odpowiedział spokojnie Lupin. – Myślałem o przeszłości. I jego reputacji.
Harry wzruszył ramionami.
– Nie obchodzi mnie ona. I powiem panu, że gdybym wcześniej jej nie znał, to pierwszego dnia szkoły pozostali by mnie uświadomili.
– Uprzedzenia?
– I pochopne wnioski. I wymagania. I nienawiść, przede wszystkim z powodu Harry'ego Pottera… – Harry przerwał. – To nie jest ważne.
– Chodzi o Ronalda Weasleya?
Harry przytaknął.
– Cóż, to nic zaskakującego. Podejrzewam, że Weasleyowie z końcu zdecydowali się powiedzieć swoim dzieciom, co się stało z resztą ich rodziny i dlaczego chcieli mieć tak dużo potomków.
– Co? – Harry nie zrozumiał sensu ostatniego zdania.
– Po wymordowaniu rodzin Molly i Artura, oni postanowili mieć dużo dzieci. Pragnęli wielkiej rodziny.
Harry potarł czoło, zmęczony. Najwyraźniej przeszłość tworzyła teraźniejszość. W tym momencie Lupin się ożywił.
– Przypominasz mi kogoś, ale nie wiem, kogo.
– Mojego stryja? – zgadywał Harry. Był porównywany do swojego ojca przez prawie wszystkich dorosłych. Ale Lupin potrząsnął głową.
– Nie. Z pewnością nie. Chociaż, jesteś bardzo do niego podobny. Ale twoje gesty…
Bardzo dobrze. Harry cieszył się, że nie będzie musiał zostać zbyt długo z Lupinem. Był pewny, że były nauczyciel odkryje jego sekret bardzo szybko.
– Jesteś Krukonem, prawda?
– Nie zostałem przydzielony – odpowiedział Harry głośno. Nie. Jestem Gryfonem, odparł w duchu.
Lupin popatrzył na niego bystro.
– Rozumiem.
Tego wieczora nie rozmawiali więcej. Ale Harry był pewny, że Lupin już rozwiązał jego tajemnicę.
Powiedział o swoich podejrzeniach Severusowi.
– On wie.
– Nie. Ma przeczucia i podejrzenia, ale nie wie.
Harry znowu nie mógł spać. Był bardzo zmęczony, ale nie mógł zasnąć.
– Coś cię dręczy – powiedział Severus spokojnie po tym, jak przez dwie godziny słyszał, że Harry się wierci. – Miałeś koszmar? Czy coś się stało?
Harry nie był pewny, co powiedzieć. I jak. I dlaczego. Więc tylko leżał w ciszy.
– To samo, co dwa dni temu? – Padło kolejne pytanie.
– Tak. – Głos Harry'ego był ochrypnięty.
Taktyka Severusa była bardzo skuteczna, kiedy chodziło o wypytanie go.
– To był Ron.
– Tak.
– Obraził cię.
– Cóż, nie. Nie do końca. Podsłuchałem rozmowę pomiędzy nim i Hermioną.
– Ron mówił o mnie, prawda?
– Nie – skłamał Harry. Nie był gotowy na tę rozmowę. – Powiedział, że chcę zająć miejsce Harry'ego i zdobyć jego przyjaciół, aby wkraść się na jasną stronę i potem ich zdradzić.
Severus zaśmiał się krótko.
– Cóż, chcesz zająć miejsce Harry'ego, prawda? Chociaż nigdy bym nie pomyślał, że to on jako pierwszy zauważy podobieństwa pomiędzy tobą i dawnym Harrym.
– Ty je widzisz? – zapytał Harry z ciekawością.
– Tak, dla mnie jesteś prawie taki sam. Ale Albus mówi, że się zmieniłeś. Trudno mi to osądzić. Widzę cię codziennie, widziałem jak się zmieniałeś i od nowa zaczynałeś życie, więc obserwowałem te zmiany powoli, w miarę jak następowały stopniowo. Albus przeciwnie. Rzadko cię widuje, więc zmiany są dla niego ogromne i nagłe. Miałem trochę trudności z udowodnieniem mu, że nie nastąpiły raptownie.
– Ale ja się nie zmieniłem. – Harry był oszołomiony.
– Zmieniłeś się, Quiet. I nie chodzi tylko o twoje stopnie. Ale o całe twoje zachowanie. Myślę, że dorosłeś. – Uśmiechnął się do niego. – I dobrze, że tak się stało. Myślę, że to jedyny powód, dla którego panna Granger jeszcze nie odkryła, kim jesteś.
– Ale jeśli jestem dorosły, to dlaczego biegam do ciebie z moimi głupimi problemami? Dlaczego sam nie potrafię ich rozwiązać?
– Nie biegasz do mnie. Wręcz przeciwnie. Zawsze starasz się rozwiązać je sam, chociaż nie powinieneś. Jestem tutaj, by ci pomóc.
– Dorośli nie potrzebują pomocy.
W tym momencie Severus wybuchnął śmiechem. To nie był wesoły czy radosny śmiech, był raczej smutny.
– Wręcz odwrotnie.
Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Oszukujesz mnie. Ty nigdy mi nie mówisz o swoich problemach.
– Nie sądzę, by było to mądre. Jesteś… eee… moim bratankiem i moim pasierbem. Nie uważam, aby rodzic powinien opowiadać swojemu dziecku o swoich problemach. Mam przyjaciół, z którymi rozmawiam, kiedy tego potrzebuję.
Severus westchnął. Prawie wygadał się Harry'emu o swoich uczuciach. Chłopak najpewniej by dziwnie zareagował, gdyby powiedział „moim synem". Zazdrość ukłuła go w serce. Był zazdrosny o Pottera. I o Quietusa. Wszystkich tak zwanych ojców Harry'ego. I było mu wstyd z powodu tej zazdrości.
Harry patrzył na niego, zmieszany. Nie wiedział, co wcześniej chciał powiedzieć Severus. Że jest za młody? Że nie jest wart zaufania? Z pewnością.
Severus mu nie ufał. Pomimo swoich słów nadal uważał go za głupiego dzieciaka, a jego żałosne wyjaśnienie o rodzicach i dzieciach sprawiło tylko, że było gorzej.
A były jeszcze słowa Rona.
Miał rację, kiedy postanowił nie mówić o tym Severusowi. Mógł sobie sam z nimi poradzić. Nie potrzebował pogardy Severusa.
Nie, nie miał racji, pomyślał. Severus nigdy nim nie gardził. Zawsze traktował go jak dorosłego. Ale z drugiej strony, dlaczego nie mówił Harry'emu o swoich problemach? Dlaczego go wyłączał? To znowu była kwestia przyjaźni, zrozumiał Harry. Ale dotychczas zawsze w ten sposób myślał o swoich kolegach: wzajemne dzielenie różnych spraw. To był jego największy z nimi problem – nie mógł z nimi dzielić zbyt wielu rzeczy, więc nie mogli zostać jego prawdziwymi przyjaciółmi, z wyjątkiem może Neville'a.
Podciągnął koc pod brodę i owinął się nim ciasno. Poczuł smutek, ale nie pozwolił sobie na płacz. Dorośli nie płakali. Dorośli.
Ale on nie był dorosły.
Jednak Severus powiedział, że Harry dorósł.
Jego zagubienie osiągnęło szczyt. Nie wiedział już, co o sobie myśleć.
I nadal nie wiedział, co myśleć o Severusie.
[1] amicitia – (łac.) przyjaźń – przyp. tłum.
