Wersja z dnia: 18.07.2011


10. PYTANIA I ODPOWIEDZI

– Posprzątaj obejście plujek i będziesz wolny. – Hagrid uśmiechnął się do niego. – Możesz używać magii – dodał i zostawił Harry'ego samego z leniwymi, obojętnymi zwierzętami.

Harry zmarszczył brwi. Severus, jak zawsze, wypełniał swoje obietnice i załatwił mu odpowiedni szlaban. Nigdy nie udawało mu się ich uniknąć. W tym roku otrzymał już cztery szlabany: pierwszy za wybuch na lekcji eliksirów, drugi na złamany nos Rona, trzeci za bieganie po korytarzu i czwarty za pobicie Malfoya, na które ten zresztą bardzo zasłużył. Harry z zaskoczeniem uświadomił sobie, że stał się bardziej agresywny i łamał więcej szkolnych zasad jako Quietus, niż wcześniej jako Harry. Nigdy nikogo wcześniej nie pobił a teraz, w ciągu dwóch miesięcy, zrobił to już dwukrotnie.

Nie podobała mu się taka tendencja. Jeśli nie będzie wystarczająco ostrożny, to naprawdę będzie musiał pójść do Świętego Brutusa, aby nauczyć się samokontroli. Święty Brutus – myśl o tej szkole przypomniała mu o Dursleyach. Prawdopodobnie nigdy nie wróci na Privet Drive, nigdy już nie zobaczy rodziny, która pogardzała nim, ignorowała go i traktowała jak dziwoląga, chłopaka niezdolnego do niczego dobrego. Różnica pomiędzy nimi a Severusem była tak potężna, aż Harry zawstydził się z powodu myśli, że jego ojczym chciał go wyłączyć ze swojego życia. Severus nigdy go nie wyłączał. Wręcz przeciwnie, przyjął go, kochał, troszczył się o niego, rozmawiał z nim. Kupował mu ubrania, książki, nowy zestaw do robienia eliksirów („Dla zaawansowanych i Mistrzów Eliksirów" pisało na pudełku, więc Harry zapytał Severusa, czy kupił to dla siebie). Zabierał go na piwo kremowe i słodycze za każdym razem, kiedy byli w Hogsmeade. Pilnował jego snu, uspokajał go po jego koszmarach, pomagał mu w nauce, jeśli potrzebował korepetycji i przede wszystkim był z niego dumny przed całą szkołą.

Był głupi, kiedy myślał, że Severus zamierzał go wyłączyć.

Ale było coś pomiędzy nimi, jakieś niedopowiedzenie i to przeszkadzało Harry'emu.

Chłopiec poprawił szatę i odwrócił się, aby zacząć sprzątać podwórko. Powietrze było czyste, ale lodowate i przeszywający wiatr wiał z północy. Był ostatni tydzień listopada.

Kiedy wyszedł z budynku, zauważył szczupłą postać stojącą na tyłach obejścia. Zmęczony mężczyzna (lub kobieta) opierał się o ogrodzenie, jego głowa była schowana pod kapturem i oparta o chłodne sztachety.

Harry zapomniał o swojej pracy. Podszedł do wyczerpanej osoby i ostrożnie odchrząknął.

– Uhm. Mogę w czymś pomóc?

Głowa podniosła się i oczy owej osoby skierowały się na Harry'ego. To była siostra Janusa, Lea. Kiedy spojrzeli na siebie, Lea zaczerwieniła się mocno i szybko umknęła spojrzeniem. Harry poczuł się zażenowany nagłym, niepewnym uczuciem, bardzo przypominającym to, co czuł w zeszłym roku, kiedy spoglądał na Cho.

– Nie, dzięki… – szepnęła dziewczyna, ale nie ruszyła się z miejsca.

Harry niepewnie przestąpił z nogi na nogę. Nie wiedział, co powiedzieć, jak podtrzymać rozmowę i czy w ogóle ją podtrzymywać. Ale wtedy Lea znowu spojrzała na niego.

– Co tutaj robisz? – zapytała z poważnym wyrazem twarzy.

– Sprzątam obejście plujek. – Wzruszył ramionami. – Szlaban.

Tym razem prosto na niego, wyraźnie zdezorientowana.

– Szlaban? Ty? – Potrząsnęła głową. – Kto ci dał?

– Profesor Snape. – Harry uśmiechnął się szeroko.

Niedowierzanie dziewczyny zmieniło się w głębokie zaciekawienie.

– Żartujesz.

– Wcale nie. – Harry znów uśmiechnął się od ucha do ucha. – Pobiłem jednego z jego ukochanych Ślizgonów.

– Och, to! – Lea uśmiechnęła się niewyraźnie. – Janus mi powiedział. Pobiłeś się z Malfoyem o Zabiniego, prawda?

– Widzę, że masz szpiegów pośród Ślizgonów.

– Tak jak mój brat ma swojego szpiega u Puchonów. – Tym razem uśmiech Lei był szczery. – A ty masz swoich tajnych agentów i w Gryffindorze, i w Slytherinie.

– Nie zapominaj o Ravenclawie! – zachichotał Harry.

– Dlaczego?

– Profesor Flitwick jest opiekunem tego domu.

– On też dla ciebie pracuje?

– O tak. Głównym celem jego życia jest przekonanie mego ojca, aby pozwolił mi dołączyć do jego domu. – Harry mrugnął do niej, po czym przysunął się bliżej i wyszeptał: – Brakuje mi tylko podwójnego agenta w Hufflepuffie.

– Więc muszę cię poinformować, panie Snape, że nie znajdziesz pośród nas nikogo, kto by pracował dla ciebie. Nasz dom jest dobrze znany ze swojej lojalności.

– Lojalności, rozumiem. Ale w stosunku do kogo?

– Jestem lojalna w stosunku do tych wszystkich, których szanuję bądź kocham.

– A co czujesz w stosunku do swojego domu?

– Szanuję jego tradycje – powiedziała Lea surowo.

– Jesteś bardzo poważna, prawda?

– Zawsze.

Harry uśmiechnął się złośliwie.

– A co to było za ciche chichotanie w szklarni podczas zielarstwa?

Lea znowu się zaczerwieniła, aż piegi zapłonęły na jej twarzy. W jej głębokich, niebieskich oczach błysnęło rozgoryczenie. Opuściła głowę, a jedwabiste włosy koloru mahoniu zakryły jej twarz.

Harry przyznał się sam przed sobą, że jest piękna. Ale po chwili zrobiło mu się nieswojo. Nie wiedział, jak sobie poradzić ze swoimi uczuciami, więc odsunął się i powiedział nieśmiało:

– Przepraszam, muszę dokończyć pracę.

Odwrócił się na pięcie i opuścił dziewczynę. Cichy dźwięk zatrzymał go. Obejrzał się i zobaczył, że Lea przechodzi ponad ogrodzeniem.

– Czy mogę ci pomóc? – zapytała, a Harry po prostu przytaknął.


Nadal oddychał gwałtownie, kiedy dotarł do domu. Uśmiechał się szeroko, czuł podekscytowanie i przypływ energii, chciał skakać, biegać albo nawet pobić kogoś, kogokolwiek…

Severus przeciwnie, nie był szczęśliwy.

– Jutro aurorzy przyjdą ponownie przesłuchiwać uczniów – rzekł ponuro. Harry zbladł, a jego wcześniejsze uczucie radości zniknęło, jakby nigdy nie istniało.

– Ale pan Patil znowu tutaj będzie, prawda? – zapytał z nadzieją.

– Nie. – Severus potrząsnął głową. – Jest za granicą. Wybrał się do Francji na międzynarodową konferencję.

Harry zadrżał. To nie wróżyło nic dobrego.

Kiedy aurorzy przesłuchiwali uczniów we wrześniu, Patil, jako urzędnik Ministerstwa, był obecny na przesłuchaniach wszystkich Ślizgonów i Harry'ego, przede wszystkim na prośbę Severusa. W ten sposób wszyscy uniknęli nieprzyjemnych sytuacji i niepotrzebnej brutalności. To dlatego Harry tak szybko przeszedł swoją weryfikację.

Harry podszedł do krzesła i opadł na nie ciężko.

– Więc możemy się spodziewać najgorszego… – westchnął. – I znowu problem moich blizn. Co powinienem im powiedzieć? Wypadek?

– Tak. Myślę, że tak będzie najlepiej. – Mistrz Eliksirów patrzał na swoje ręce ze znużeniem. – Tak jak uzgodniliśmy poprzednim razem.

– Dobra. – Harry spojrzał na niego uważnie. – Denerwujesz się, prawda?

– Oczywiście. Będą gnębić mój dom, tak samo jak i ciebie. Chciałbym, żeby było już po wszystkim.

– Ja też.

Po złych wiadomościach noc znowu była straszna, pełna łez, potem koszmarów. Kiedy Harry uspokoił się wystarczająco by normalnie zasnąć, miał okropną wizję. W rezultacie on i Severus rano ledwo trzymali się na nogach. Harry z trudem zdołał się ubrać i nawet postanowił zrezygnować ze śniadania, ponieważ ręce mu drżały. Pierwsza połowa dnia jednak minęła normalnie. Gryfoni mieli być przesłuchiwani jako ostatni, a kolej na piątą klasę przyszła po południu, po opiece nad magicznymi stworzeniami. Do tego czasu Harry zdołał trochę się uspokoić, zjadł obiad i nawet porozmawiał z Severusem, który zapewnił go o stosunkowej uprzejmości aurorów.

Był już prawie całkiem zrelaksowany, kiedy nadeszła jego kolej. Przesłuchania odbywały się w pustej sali na trzecim piętrze, blisko gabinetu dyrektora. Czekali na swoją kolej w korytarzu, rozmawiając, a kolejka szybko się poruszała. Najwyraźniej aurorzy chcieli się uporać z tym najszybciej jak tylko się da, więc tylko rzucali Revelo, zadawali jakieś niedbałe pytania i to wszystko.

Harry ziewnął i prawie zasypiał, kiedy w końcu nadeszła jego kolej.

Dwóch aurorów siedziało za biurkiem w ciemnym pokoju, jedynym źródłem światła była tylko lampa, która była tak ustawiona, aby siedzący mężczyźni znajdowali się w cieniu. Jeden z nich pisał coś na kartce, drugi pił herbatę z filiżanki.

– Nazwisko? – zapytał piszący mężczyzna.

– Quietus Snape – odpowiedział posłusznie Harry.

Mężczyzna uniósł wzrok znad kartki i spojrzał na niego.

Ich oczy się spotkały.

Znowu Harry spotkał się z nienawiścią – czystą, nieskrywaną nienawiścią, taką jak u Rona. Tak, Rona, i to nie był zwykły przypadek.

Przed nim siedział Percy, którego usta powoli wyginały się w wrednym uśmiechu.

– Snape – powtórzył słowo Harry'ego.

Drugi auror prawie upuścił filiżankę z zaskoczenia. Harry rozpoznał go – skończył szkołę rok przed Percym, był prefektem Krukonów w siódmej klasie, ale chłopiec nie pamiętał jego imienia.

– Czy przypadkiem nie jesteś spokrewniony z Severusem Snape'em? – zapytał go mężczyzna. Oczy Percy'ego zalśniły w oczekiwaniu na odpowiedź.

Harry dokładnie wiedział, co teraz miało się stać.

– Tak – powiedział zrezygnowanym głosem.

– Syn naszego lokalnego Śmierciożercy – wyszeptał Percy do drugiego chłopaka wystarczająco głośno, aby Harry mógł usłyszeć.

– Mój ojciec nie jest Śmierciożercą – wysyczał Harry i groźnie zmarszczył brwi.

– Raz Śmierciożerca, zawsze Śmierciożerca, panie Snape – skrzywił się Percy. – Rękawy. Podwiń je. W tej chwili.

Harry'emu nie spodobał się rozkazujący ton, ale nie protestował. To byłoby bezcelowe, a chciał wydostać się z tego pokoju jak najszybciej. Spojrzał badawczo na swoje przedramiona. Teraz wyglądały normalnie, ale zaraz po rzuceniu Ravelo wszystkie blizny staną się widoczne, znowu całkowicie widoczne. Harry nie widział ich od trzech tygodni. Ostatni raz Severus sprawdził je tydzień po wizji z Averym. Westchnął i podniósł głowę z wyczekiwaniem.

– Revelo – rzekł były Krukon.

Powoli różowe linie zaczęły pojawiać się na jego rękach, jak ślady atramentu na mapie Huncwotów po podaniu właściwego hasła. Jedyna różnica była taka, że szramy Harry'ego nie układały się nawet w idealną mapę podziemnego Londynu, jak słynna blizna nad kolanem Dumbledore'a, a co dopiero w plan Hogwartu. Jego blizny były pamiątkami ważniejszych rzeczy, jakie Harry poznał w Koszmarnym Dworze: wartości godności osobistej, człowieczeństwa, represji, wybaczania, tradycji, miłości i rodziny. Ślady, które związały go z Voldemortem, podobnie jak blizna na jego czole, teraz ukryta pod jego włosami, aby pamiętał i nigdy nie zapomniał…

– Skąd masz te blizny? – zapytał Percy. Jego twarz niczego nie wyrażała. Ale jego głos! Czysty sadyzm.

– Miałem wypadek samochodowy. Przednia szyba się zbiła, a odłamki spadły na mnie.

Harry sam nie był pewny, czy to brzmiało przekonująco.

– Kiedy? – Padło kolejne pytanie.

– Tego lata.

– Naprawdę? Leczą się wyjątkowo powoli!

Harry słyszał niedowierzanie w głosie Percy'ego. Opuścił głowę i spojrzał na podłogę.

– Leczono mnie w mugolskim szpitalu.

Percy podszedł do niego.

– Wyciągnij rękę – młody auror rozkazał mu kategorycznie.

Harry westchnął i zrobił, co mu kazano.

– Wyglądają na raczej nowe. – Pogardliwy uśmieszek pojawił się na twarzy Percy'ego. – Od jak dawna się tniesz?

Oczy Harry'ego rozszerzyły się, kiedy zrozumiał.

– Nie tnę się. Nie jestem samobójcą.

– Nie? Zobaczmy więc. Mówisz, że spadła na ciebie przednia szyba. Podejrzewam, że masz w takim razie również inne blizny.

Zakłopotanie Harry'ego przerodziło się we wstyd.

– Nie sądzę, aby to była wasza sprawa – wykrztusił poprzez ściśnięte gardło.

– Zdejmij ubranie! – wykrzyknął gniewnie Percy.

– Nie.

– Zdejmij je natychmiast, albo ja zrobię to siłą.

– Nie masz prawa wydawać mi w ten sposób rozkazów – odparł Harry i zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście znał tego chłopaka wcześniej. Cóż, Percy zawsze miał dość ciasne horyzonty i był oschły, ale Harry nigdy nie zauważył u niego agresji. Może dlatego, że nigdy przedtem nie był dla niego synem Snape'a, a Percy nie znał wcześniej prawdy o przeszłości Severusa. Nie wspominając o tym, że Percy wcześniej nie był aurorem, a szkolenie Ministerstwa miało wystarczającą siłę, aby zepsuć każdego, kto nie był wystarczająco moralny, aby oprzeć się pokusom, jakie stwarzała władza nad innymi.

– Jestem tutaj jako reprezentant Ministerstwa, a twój ojciec jest Śmierciożercą. Jesteś podejrzany o pójście w jego ślady, więc mogę ci wydawać rozkazy, jeśli uznam to za konieczne. A teraz tak właśnie uważam.

Harry skrzyżował ręce na piersi i utkwił wzrok w Percym.

– Nie zdejmę ubrania. Mój ojciec nie jest Śmierciożercą od ponad szesnastu lat i nie możecie oskarżać mnie… – Nie dokończył. Silne uderzenie w twarz posłało go na podłogę. Kiedy dotknął ręką ust, poczuł coś mokrego. Krew. Podniósł wzrok ze zgrozą.

Czy to rzeczywiście ten sam Percy, którego znał od lat? Którego rodzina była prawie jak jego własna? Co się stało? Co wywołało tak nagłą zmianę?

Harry potrząsnął głową, by usunąć mroczki przed oczu, ale zakręciło mu się w głowie.

– Więc? Rozbierzesz się, czy mam kontynuować…? – wysyczał groźnie Percy.

Harry wstał i otrzepał ubranie. Godność, przypomniał sobie.

– Nie. I doniosę na ciebie w Ministerstwie – powiedział spokojnie.

– Och, tak? Miło mi to słyszeć. Przynajmniej twój przypadek będzie dokładnie sprawdzony.

Krew odpłynęła z twarzy Harry'ego. Nie. Nie potrzebował tego.

– No, zdejmuj ubranie natychmiast, albo ja je z ciebie zdejmę. Ale wtedy nie będziesz już w stanie go więcej włożyć – powiedział Percy i wskazał na niego różdżką.

Harry nie poruszył się, tylko patrzył na Percy'ego tak stanowczo, jak tylko mógł w takiej sytuacji.

– Drętwota! – powiedział Percy i zaklęcie uderzyło Harry'ego w żołądek. Upadł na kolana i poczuł, jak mężczyzna ściąga mu szatę przez głowę. Zadrżał. W pomieszczeniu było chłodno, a on klęczał odsłonięty i na wpół rozebrany pod zaciekawionym i okrutnym spojrzeniem dwóch par oczu.

Kiedy Percy pochylił się i przesunął palcem po długim cięciu, Harry drgnął z obrzydzenia.

– Nie dotykaj mnie! – syknął.

– Mogę robić, co mi się podoba. – Percy odwrócił się do drugiego chłopaka. – Cięcia są świeże, tak jak podejrzewałem. Nie starsze niż miesiąc.

Harry przestraszył się. Nie, to nie mogła być prawda! Lada chwila odkryją, kim jest.

– Wyjaśnij. Natychmiast. – Percy spojrzał na niego groźnie, ale Harry nie odpowiedział. Nawet nie otworzył ust. Nie miał żadnych pomysłów.

– Czy zostało jeszcze trochę Veritaserum?

– Tak, chociaż tylko połowa porcji. Ślizgoni wypili cały zapas.

Teraz Harry'ego ogarnęła czysta panika. Czuł się jak zwierzę w potrzasku, a ledwo mógł się ruszać, z powodu zaklęcia. Zebrał wszystkie siły i wstał.

– Myślę, że moje przesłuchanie dobiegło końca – powiedział i zrobił krok w stronę drzwi.

– Mylisz się. – Teraz podeszli do niego obaj.

Wywiązała się długa walka. Harry starał się utrzymać zamknięte usta, tamci starali się je otworzyć i wlać mu eliksir do gardła. Harry kopał, drapał, bił w samoobronie, ale oni byli dużo silniejsi i po chwili leżał na podłodze z ramionami boleśnie przyciśniętymi do kamiennych płyt. Harry zadrżał, kiedy brudny, lodowaty kamień dotknął jego gołej skóry, ale nie otworzył ust, nawet na sekundę.

Percy uklęknął na jego piersi i złapał go za szczękę.

Harry opierał się rozpaczliwie. Czuł, że jego koniec się zbliża. Fiolka była tak blisko… A silna ręka na jego policzkach powoli spełniała swe zadanie. Percy zbliżył eliksir do jego ust. W tym momencie przyszedł Harry'emu do głowy pomysł, raptownie rzucił głową do przodu i tym ruchem wytrącił eliksir z ręki zaskoczonego Percy'ego.

Ampułka spadła na kamienie. Nie potłukła się, ale jej zawartość się wylała.

W tym momencie odgłos otwieranych drzwi przeszkodził tym nierównym zmaganiom. Harry spojrzał z nadzieją na wchodzącego mężczyznę, ale jego nadzieja szybko zgasła. To był auror, który pilnował całej procedury.

– Co się tutaj dzieje?

– Pan Snape nie chce wypić Veritaserum – oświadczył były Krukon. – A my staraliśmy się go przekonać. Ale rozlał ostatnią dawkę.

– Idioci – burknął starszy mężczyzna. – Odsuń się, Weasley. Powinniście byli go najpierw unieruchomić, a dopiero wtedy wlać mu serum do gardła. Jakie chcieliście mu zadać pytanie?

– Kłamał, kiedy zapytałem go o jego blizny. Powiedział, że mają przynajmniej sześć miesięcy, ale podejrzewam, że mają miesiąc, nie więcej.

Auror chwycił Harry'ego za ramię i podniósł go.

Harry przestał się sprzeciwiać. Zamknął oczy i zacisnął mocna usta.

– Impertynencki chłopak – rzekł Auror gniewnie. Harry zadrżał nagle w emocjonalnym bólu. Severus w żartach nie raz lubił do niego zwracać się w ten sposób: impertynencki chłopak lub dzieciak. Jego uwagi nigdy nie raniły Harry'ego. Zawsze były związane z czymś dobrym. Severus… On był teraz z pewnością ze swoimi pokrzywdzonymi Ślizgonami, Harry zastanowił się i uznał, że tak być powinno. Niedługo także będzie mógł być z nim i wysłucha jego spokojnych, pocieszających słów.

– Odpowiedz na pytanie pana Weasleya!

Nigdy, pomyślał Harry. Szybciej umrze, niż wyda im swój sekret.

Uderzono go w twarz i Harry zachwiał się. Ale poza tym nie zareagował.

Po tym uderzeniu nastąpiło kilka następnych, dopóki auror nie znudził się, widząc, że to bezcelowe.

– Dobrze, chłopcze. Rzucę na ciebie klątwę, jeśli mi nie odpowiesz.

Harry wziął głęboki wdech przygotowując się na klątwę, ale nadal nie zareagował. To było dużo gorsze, niż przypuszczał. Starszy mężczyzna zamierzał go przekląć. Severus powiedział dawno temu, że narzędzia tortur Ministerstwa nie różniły się zbytnio od metod Voldemorta.

Harry poczuł, że łzy napływają mu do oczu, więc opuścił powieki. Robił wszystko, by uniknąć tortur Ministerstwa, ale oto nadeszły i wszystkie jego zabiegi okazały się bezcelowe. Stracił przyjaciół, imię, przeszłość, aby tylko trzymać się od tego z daleka i wszystko na nic.

To były jego ostatnie myśli, zanim uderzyło w niego Tormenta.

Po kilku długi chwilach nieznośnej agonii świat zasnuła ciemność.

Harry upadł na podłogę nieprzytomny.


Neville poprawił się na krześle, czekając aż z pokoju wyjdzie Quietus. Był tam już od dwudziestu minut i Neville zaczynał się denerwować. Co się działo?

Czasami spoglądał na Hermionę, która wyglądała na co najmniej tak samo zdenerwowaną jak on. Niebawem opuściła swojego uśmiechającego się kąśliwie chłopaka i usiadła obok Neville'a. Neville spojrzał z zastanowieniem na Rona. Kilka miesięcy temu byli przyjaciółmi, ale teraz prawie go nienawidził. Sposób, w jaki traktował Quietusa był skandaliczny. Quietus był spokojnym, cichym chłopakiem, który nie lubił pozostawać w centrum zainteresowania. Zawsze też był gotów pomóc każdemu, kto się do niego zgłosił. Nawet więcej, zrobił coś, co Neville uważał na niemożliwe: złagodził Mistrza Eliksirów, jego gorycz i brutalne zachowanie. Neville nadal nie lubił mrocznego, wysokiego, ironicznego mężczyzny, ale czasami udawało mu się zobaczyć jego ludzką stronę, przede wszystkim poprzez sposób, w jaki traktował swojego syna. Zmienił zdanie o profesorze. Snape był nadal draniem, ale stał się znośny.

Raz został zaproszony Pod Trzy Miotły w Hogsmeade, na piwo kremowe w towarzyskie obu Snape'ów. Pamiętał swoją nerwowość, kiedy podejmował próby przekonania Quietusa, że nie jest to najlepszy pomysł, ale nie udało mu się to. I spędził raczej przyjemnie dwie godziny, głównie obserwując w milczeniu towarzyszy i ciesząc się z ich sprzeczek. Byli idealnym przykładem ojca i syna, co zauważył i w sekrecie zazdrościł im ich relacji. On zawsze pragnął mieć ojca, ale nigdy go nie miał, a jego babcia nigdy nie zapomniała mu przypomnieć, jaką obrzydliwą, nieludzką kreaturą był jego ojciec.

Tak, Snape, ironiczny drań, zmienił się w widoczny sposób i Neville z radością przywitał te zmiany.

Był nawet w dobrych stosunkach z tym Ślizgonem – Aresem, drugim przyjacielem Quietusa. Ojciec Aresa był Śmierciożercą, a teraz znajdował się w nowym więzieniu Ministerstwa, na Liberty (to także była wyspa, a znajdowała się niedaleko wyspy Azkaban, która teraz nie była używana, ponieważ dementorzy przyłączyli się do Sam Wiesz Kogo). Przy czym ojca Aresa wcześniej pozbawiono magii, co było niemal tak samo ciężką karą jak pocałunek dementora. Sąd skazał go na dożywocie. Neville nie usłyszał tej historii od Aresa, ani nie opowiedział mu jej Quietus, ale przeczytał o tym w Proroku. Po ukazaniu się tego artykułu, Ślizgon najwyraźniej oczekiwał pogardy i obrzydzenia, ale na próżno. Neville nie przejmował się ich ojcami, jego własny też nie był ideałem. Kilka dni później Ares dołączył do niego podczas lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami i od tego czasu byli w dobrych stosunkach. Neville czasami zastanawiał się nad sytuacją Quietusa: miał dwóch przyjaciół, jeden był synem Śmierciożercy a drugi synem aurora, cudowna mieszanka!

Ale Quietus nadal był w pokoju i w końcu Hermiona zapytała:

– Jak myślisz, co oni z nim robią?

Neville, oczywiście, nie wiedział, ale po historiach o pracy aurorów opowiedzianych przez jego babcię, miał złe przeczucia. Jego zdenerwowanie wzrosło, kiedy stary auror – jeden z przyjaciół jego ojca, wszedł do pokoju.

Źrenice Hermiony rozszerzyły się ze strachu i troski o Quietusa.

– Neville, musimy coś zrobić – powiedziała wreszcie. – Obawiam się, że oni… go krzywdzą.

Neville zamrugał z niedowierzaniem.

– Dlaczego mieliby go krzywdzić? Aurorzy nie są brutalni w stosunku do dzieci, z wyjątkiem dzieci Śmiercio…

– Quietus jest jednym z nich – wyszeptała Hermiona tak cicho, że tylko Neville to usłyszał. Chłopak zbladł.

– Jego ojciec… Masz na myśli… Ale… On jest profeso…

– Był, prawie dwadzieścia lat temu – wyjaśniła pośpiesznie Hermiona. – Już nie jest, był szpiegiem już w poprzedniej wojnie, ale ludzie z Ministerstwa mogą…

Neville nie był w stanie się poruszyć. Quietus był… Snape był… Jasna cholera. To było powodem tych ciągłych sekretów! I podsłuchana rozmowa pomiędzy Hermioną i Ronem… To miało sens. Dziwne zachowanie Quietusa zaraz potem… Neville był przekonany, że nawet Ares o tym nie wiedział. Potrząsnął głową, by rozjaśnić umysł. Ale… poczuł się oszukany. Tak wiele rzeczy dzielił z Quietusem! I… Ale z drugiej strony Quietus nie mógł wyjawiać sekretów swojego ojca.

Snape… Śmierciożercą. Prze chwilę znowu nienawidził tego człowieka, z całej siły. Cholerny, wredny drań! Jak on śmiał traktować go jak…?

Potem przyszło mu coś do głowy. Podejrzany. Lochy Ministerstwa. Tortury. Jego ojciec.

A teraz krzywdzili Quietusa. Krzywdzili syna z powodu przewinień ojca!

Tak nie powinno być!

W następnej chwili wypadł z korytarza, jak wystrzelony. Pobiegł do chimery by zawiadomić dyrektora, ale kiedy stanął przed posągiem, z irytacją zdał sobie sprawę, że nie zna hasła.

Co więc powinien zrobić?

Musiał powiedzieć Snape'owi. Ale Snape był… Nieważne. Chodziło o jego syna, a nie o niego.

Odwrócił się i skierował w stronę lochów. Korytarz był pusty, gdyż akurat teraz odbywała się ostatnia lekcja, więc mógł biec nie martwiąc się, że na kogoś wpadnie, z wyjątkiem, oczywiście, Filcha. Albo lepiej powiedzieć: pani Norris. Biegnąc, Neville nie zauważył stojącego na środku ciemnego korytarza kota, zanim się o niego nie potknął. Kot zamiauczał boleśnie i zasyczał na Neville'a, ale on się tym nie przejął. Wstał i popędził dalej. Kiedy dotarł do lochów, dosłyszał, że Filch wrzeszczy i biegnie za nim.

– Hej, chłopcze! Stój albo zostaniesz wyrzucony jeszcze przed kolacją! Jak śmiałeś kopnąć panią Norris! Stój! Stój, ty zuchwały…!

Więcej nie słyszał, ponieważ dotarł do drzwi sali eliksirów i otworzył je zamaszystym ruchem.

Stanął twarzą w twarz z bardzo zirytowanym profesorem.

– Panie Longbottom! Od kiedy to… – Ale nie zdołał dokończyć.

– Quietus! – wykrzyknął nerwowo Neville. – Jest w pokoju od czterdziestu minut…

Nic musiał nic więcej mówić.

– Koniec lekcji! – ryknął Snape, wybiegając z pokoju. Odepchnął protestującego Filcha i nadepnął w pośpiechu na ogon pani Norris. Neville pobiegł za nim.

– Wezwali go czterdzieści minut temu, a około dwudziestu minut temu dołączył do nich pan Bamberg… Martwiłem się… Nie skrzywdzą go, prawda?

– Panie Longbottom, proszę przyprowadzić dyrektora, zamiast wygadywać głupoty – burknął Snape, przerywając nerwowy bełkot Neville'a.

– Próbowałem. Ale nie znam hasła – poskarżył się chłopiec.

– Hasło brzmi Knot. Pośpiesz się!

Ale Neville nie musiał wzywać dyrektora. Spotkali go dokładnie przed salą. Dwóch mężczyzn spojrzało na siebie i jednocześnie krzyknęli:

– Aperio[1]!

– To silniejsza wersja Alohomory – wyjaśniła Hermiona Neville'owi.

Drzwi otwarły się z głośnym trzaskiem.

– Expelliarmus! – Było następnym zaklęciem, jakie rzucili. Potem Snape wpadł do pokoju jako pierwszy. Dumbledore podszedł do trzech aurorów. Już miał otworzyć usta, kiedy Snape wykrzyknął z kąta pomieszczenia:

– Albusie! On jest nieprzytomny!

W tym czasie Neville i Hermiona stali w otwartych drzwiach. To, co zobaczyli, sprawiło, że serca im zamarły. Quietus leżał na podłodze: półnagi, jego blada skóra poznaczona była bliznami i szramami, twarz miał całą we krwi, a włosy mokre od potu. Ku ich zaskoczeniu, Snape usiadł na brudnej, zimnej podłodze i podniósł chłopca na swoje kolana. Jego twarz była bledsza niż zwykle, ciemne oczy błyszczały dziwnie. Od łez? Najwyraźniej nie widział niczego, oprócz swojego syna, więc Neville, po krótkim spojrzeniu na niego i na dyrektora poszedł przyprowadzić panią Pomfrey.

– Co się stało? – Było pierwszym pytaniem pielęgniarki. Kiedy Neville opowiedział jej, co zobaczył, kobieta szybko chwyciła kilka rolek sterylnej gazy i butelkę uspokajającego eliksiru, nic więcej. Neville'a to zdziwiło, ale nie powiedział ani słowa, tylko podążył w milczeniu za gderającą pielęgniarką.

– Aurorzy, pięknie… Troje dzieci w skrzydle szpitalnym, a teraz czwarte… Piękna robota…! Hiszpańska Inkwizycja…

Zanim dotarli do klasy, Neville dowiedział się, że tego dnia trzech Ślizgonów (pierwszoroczniak i dwóch z trzeciej klasy) z powodu szoku trafiło do ambulatorium i pani Pomfrey podejrzewała, że Quietus cierpi na to samo. Neville wątpił w diagnozę pielęgniarki, ale nie ośmielił się zaprotestować. Zważywszy na jego częste wypadki, jego spotkania z pielęgniarką były częste, więc postanowił nie sprzeczać się z nią.

Weszła do pokoju nawet nie patrząc na trzech aurorów, którzy właśnie zażarcie kłócili się z dyrektorem. Przykucnęła obok Mistrza Eliksirów i ku zdziwieniu Neville'a, wlała połowę zwartości butelki do gardła oszołomionego mężczyzny. Dopiero kiedy uchwyt profesora zelżał, zbadała chłopca.

– Odmówił odpowiedzi na proste pytanie! – Stary Auror był wściekły. – Plątał się w zeznaniach!

– O co go pytaliście? – zapytał groźnie dyrektor.

– O jego blizny. Najpierw powiedział, że miał wypadek samochodowy tego lata, potem zobaczyłem, że te rany nie mają więcej niż miesiąc! – To Percy teraz wyjaśniał, splatając nerwowo ręce. Nie przywykł do kłócenia się z Dumbledore'em.

Dyrektor odwrócił się do pielęgniarki.

– Cóż więc, myślę, że możemy zapytać o te blizny specjalistkę. Poppy?

Kiedy pielęgniarka podniosła głowę, Neville zobaczył, że jej twarz wyrażała szok. Potrzebowała nawet trochę czasu, aby odzyskać mowę.

– Jego… jego blizny… – odchrząknęła. – Tak, rzeczywiście został poraniony tego lata. Ale miał wypadek na eliksirach trzy tygodnie temu, który spowodował, że rany eee… blizny znowu się otworzyły.

Oczy Neville'a rozszerzyły się ze zdumienia. Nie było żadnego wypadku na eliksirach trzy tygodnie temu!

Ale Dumbledore przytaknął.

– Proszę, mów dalej, Poppy. Co teraz mu jest?

– Lekkie obrażenia ciała, kilka siniaków i rozcięta warga, spowodowane kilkoma uderzeniami oraz ogromne wewnętrzne wzburzenie, wywołane zapewne przez Cruciatus lub Tormenta – powiedziała i podniosła wzrok na dyrektora. – Niech pan sprawdzi ich różdżki, dyrektorze – dodała ponuro.

– Która jest twoja, panie Bamberg? – Głos Dumbledore'a był lodowaty i ostry. W międzyczasie Severus podniósł Quietusa i w towarzystwie Poppy skierował się w stronę skrzydła szpitalnego.

– Dębowa – burknął Auror. – Ale nie trzeba jej sprawdzać. Rzuciłem Tormenta na chłopaka.

– Tormenta? Tylko dlatego, że wstydził się swoich blizn? – krzyknął Neville z niedowierzaniem.

– Panie Longbottom, proszę… – Dyrektor niespodziewanie uśmiechnął się do niego. – To sprawa pomiędzy mną i tymi dżentelmenami. Nie powinieneś tutaj być. I dziękuję za twoją pomoc.

Neville kiwnął głową i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

– Rzucili torturujące zaklęcie na dziecko! – Hermiona potrząsnęła głową. – Są chorzy psychicznie. Nie dziwię się, że pani Pomfrey była tak zszokowana.

Neville podrapał się nerwowo po karku. Był sam na sam z dziewczyną, ale mimo wszystko przysunął się do niej.

– Hermiona, blizny Quietusa rzeczywiście mają miesiąc! Widziałem je raz, kiedy sprzątaliśmy salę eliksirów po korepetycjach kilka tygodni temu. Były czerwone i wyglądały na świeże… Pomyślałem wtedy, że się tnie, ale teraz zauważyłem, że jest nimi cały pokryty…

– No, nie wiem, Neville… – odpowiedziała powoli Hermiona. – Może widziałeś je po wypadku przy eliksirach…

– Nie było żadnego wypadku!

– Skąd możesz to wiedzieć? Jego ojciec jest szkolnym Mistrzem Eliksirów i w tamtym czasie eksperymentowali z różnymi składnikami do eliksiru dla profesora Lupina. Mógł mieć wtedy z dziesięć wypadków, a ty byś tego nie wiedział!

– Ale wtedy… Dlaczego powiedział, że nie chce, abym powiedział o nich profesorowi Snape'owi? I dlaczego po prostu nie powiedział mi prawdy?

Hermiona zamknęła oczy i zamyśliła się.

– Myślę, że znam powód, Neville. Martwi się o swojego ojca. Podejrzewam, że znęcano się nad nim, kiedy był dzieckiem i boi się, że jeśli ktoś to przez przypadek odkryje, wtedy zaczną obwiniać jego ojca, a on będzie musiał wrócić do swojej mugolskiej rodziny.

Neville zbladł.

– Znęcali się nad nim…

– Pamiętasz jak zemdlał podczas lekcji obrony? Myślę, że było to następstwem jego wcześniejszego maltretowania.

Stali przez chwilę w ciszy. Potem Hermiona westchnęła.

– Chodźmy do skrzydła szpitalnego.

To, co zobaczyli, gdy dotarli na miejsce, było bardziej zadziwiające niż wszystko, co dzisiaj widzieli. Snape siedział na łóżku Quietusa, a jego syn leżał mu na kolanach. Profesor spokojnie kołysał już przytomnego i szlochającego chłopaka, a w międzyczasie kłócił się z pielęgniarką.

– Oczywiście, że zabiorę go do domu. Nie będę tutaj spał, a on już nie potrzebuje twojej pomocy. Nic mu nie będzie.

– Ale, Severusie…

– Nie, Poppy. Zabiorę go do domu.

– Skutki zaklęcia…

– Poradzę sobie z nimi. Jeśli dobrze pamiętam, to sam sporządzam twoje eliksiry i dokładnie wiem, co podać mu w takim stanie.

– Ale twoje lekcje…

– Nie obchodzą mnie moje lekcje. Albus się nimi zajmie, jeśli będzie chciał. Ja chcę być z nim. Doznał silnego emocjonalnego szoku. Nie zostawię go samego, a już z pewnością nie tu! Czego chcecie? – warknął nagle gniewnie na parę stojącą w drzwiach.

Neville odskoczył do tyłu, zalękniony.

– Przyszliśmy zobaczyć Quietusa – odpowiedziała Hermiona.

Snape kiwnął głową.

– Myślę, że zasnął. – Opuścił chłopca na łóżko i owinął do kocem. – Możemy wyjść? Nie chcę go obudzić.

Przytaknęli w milczeniu. Kiedy znaleźli się już na korytarzu, Snape odwrócił się do nich.

– Dziękuję wam za pomoc, a szczególnie tobie, panie Longbottom – westchnął. – Chociaż, gdybyście zareagowali szybciej…

Neville przełknął ślinę i opuścił głowę.

– Ja… Ja po prostu… Nie pomyślałem, dopóki… dopóki Hermiona nie powiedziała… – wyjąkał, ale w końcu nie ośmielił się dokończyć zdania.

– Panie Longbottom? – zapytał Snape niecierpliwie. – Co ona powiedziała?

– Powiedziałam mu, co widziałam w skrzydle szpitalnym w zeszłym roku. Mam na myśli pana ramię. – Hermiona zaczerwieniła się i utkwiła wzrok w czubkach butów.

– Potem przypomniałem sobie, co babcia mówiła o moim ojcu i przestraszyłem się, że skrzywdzą Quietusa – nagle dokończył Neville.

Wzrok profesora wywoływał ciarki na skórze.

– Więc wiedzieliście o tym, że byłem Śmierciożercą, a mimo to zdecydowaliście się pomóc Quietusowi.

Przytaknęli.

– Dlaczego? – Twarz Severusa nie wyrażała niczego.

– Nie jest swoim ojcem. – Neville wzruszył ramionami. Po chwili zrozumiał, co powiedział i komu, zaczerwienił się i zagryzł wargi.

Snape jednak tylko zaśmiał się cicho, pozostawiając uwagę Neville'a bez komentarza.

– I domyśliliśmy się, że był pan szpiegiem… – dodała Hermiona, ale Snape jej przerwał:

– Kto…?

– Harry. – Hermiona opuściła głowę. – Profesor Dumbledore powiedział Harry'emu, że szpiegował pan dla jasnej strony.

– Rozumiem… – rzekł Snape i odwrócił się do drzwi. – Ponownie dziękuję. I… Panie Longbottom… – Zaczekał, aż Neville na niego spojrzy. – Nie wiem, co mówiła tobie twoja babcia. Ale ty również nie jesteś swoim ojcem. Teraz chcę cię poprosić o jeszcze jedną rzecz. – Mistrz Eliksirów uśmiechnął się lekko. – Następnym razem, kiedy będziesz walczył z boginem, nie ubieraj mnie w te nieznośne szaty tej starej czarownicy, jeśli to możliwe.

Neville'a zatkało na długą chwilę. Snape – uśmiechający się do niego, a nawet żartujący? Świat z pewnością chylił się ku zagładzie. Ale natychmiast odzyskał nad sobą panowanie i uśmiechnął się szeroko.

– Cóż, proszę pana, myślę, że mój bogin nie będzie już więcej wyglądał jak pan. Następnym razem ubiorę moją babcię w pana szaty. Dobrze?

– Umowa stoi, panie Longbottom.


Kamień nagrobkowy był stary i zniszczony. Pełno było na nim rys, imię ledwo dawało się odczytać, ale Harry wiedział, co było na nim napisane.

Quietus Snape

1960 – 1979

– Nic więcej? – Odwrócił się do Severusa.

– Nic. Nie lubił żadnych głupich inskrypcji.

Stali przez dłuższą chwilę, pogrążeni w myślach. Ostry, zimny wiatr poruszał ich pelerynami (Harry miał na sobie taką samą jak Severus) i chłostał ich twarze, ale oni zdawali się tego nie zauważać.

Harry był całkowicie zagubiony w myślach. To był grób jego ojca. A on nie czuł smutku, tylko lekki zawód, że nie dana mu była szansa spotkania go. Tak jak jego ojcu nigdy nie dano szansy poznania jego.

Westchnął i schylił się nad grobem. Zdjął rękawiczki i strzepnął śnieg z kamienia. Postawił świeczki, które wcześniej kupił w Hogsmeade.

– Incendio. – Zapalił je.

Kiedy przysunął się znowu do Severusa, starszy mężczyzna nagle go przytulił, objął go ramieniem tak mocno, że przez chwilę Harry myślał, że go zmiażdży.

– Czasami tak bardzo się boję, że cię stracę – wyszeptał mężczyzna drżącym głosem. – Proszę, bądź bardziej ostrożny. Wystraszyłeś mnie niemal na śmierć.

– Spróbuję, Severusie – mruknął Harry poprzez kołnierz szaty. Ten szczery wybuch uczuć Severusa zaniepokoił go. – Coś nie tak?

– Nie, tylko… Spojrzałem na cyfry. Quietus żył tylko dziewiętnaście lat. Ty masz prawie szesnaście. Chcę, abyś pochował mnie obok niego, jeśli umrę. Dobrze?

– Nie umieraj jeszcze, proszę. Nie poradzę sobie bez ciebie.

– Nie zamierzam umrzeć w najbliższej przyszłości, chciałem tylko powiedzieć, że nie chcę ciebie pochować.

– Nie będziesz musiał.

Po półgodzinie poszli do grobu rodziny Potterów.

Harold Winston Potter

Armena Helen Potter

James Alfred Potter

Lilian Potter

Harold James Potter

– Nazwiska i cyfry. Czy to wszystko, co zostaje po śmierci? – zapytał niepewnie Harry drżącym głosem.

– Nie. – Severus potrząsnął głową. – Nie. Dużo więcej. Jesteś ty, na przykład. Ty, który pozostałeś po ich śmierci: Quietusa, Jamesa, Lily i starych Potterów.

– Czy to jest warte tych wszystkich śmierci?

– Mogę ci przekazać tylko swoją opinie, Quiet. Moją wysoce egoistyczną opinię. Myślę, że fakt twojego istnienia jest wart wszystkiego.

– Mówisz poważnie?

– Nie ośmielaj się ponownie o to pytać. Nie śmiej w to wątpić. Zrozumiałeś?

– Nie śmiem zrozumieć.

Po chwili skierowali się z powrotem do Hogwartu.

– Dziękuję, Severusie.

– Za co?

– Za pokazanie mi. Za podzielenie się.

– To twoja rodzina.

– A poprzez mnie jest również twoją.

Severus przytaknął.

– Faktycznie. Chociaż nigdy nie wierzyłem, że Potter będzie dla mnie rodziną.

– Nie wspominając o pokrewieństwie z pewnym Mistrzem Eliksirów…

– Czy to takie ciężkie? – W głosie Severusa słychać było zainteresowanie i zarazem lekki niepokój.

– Zwariowałeś? Oczywiście, że nie. Zresztą jestem ci winien kolejne podziękowanie.

Severus uniósł brew.

– Za uratowanie mnie przed Poppy – wyjaśnił Harry.

Mężczyzna westchnął ciężko.

– Ona zna nasz sekret.

– Skąd wiesz?

– Powiedziała mi dzisiaj. Powiedziała, żebym pokazał ci również grób Potterów.

– Ale… Jakim sposobem?

– Widziała twoje blizny. Myślę, że coś skojarzyła i rozpoznała cię, dość niespodzianie. Przypuszczam, że nawet zrobiła badanie krwi, aby sprawdzić swoją teorię.

– Nie martwisz się?

Severus wzruszył ramionami.

– Raczej nie. Tak jest nawet lepiej. Ona nikomu nie powie, a zapewni ci w przyszłości odpowiednią pomoc medyczną, jeśli będziesz tego potrzebował.

– Więc jest nas czworo.

– Tak, jest nas czworo.


[1] aperio – (łac.) otwierać – przyp. tłum.