Wersja z dnia: 18.07.2011


12. GWIAZDKOWY PREZENT

Następnego dnia Harry zaspał i nie pojawił się na śniadaniu. Wyszedł ze swojej sypialni dopiero koło jedenastej i nie chciało mu się zmienić piżamy na normalne ubranie. Po krótkiej kłótni z Severusem zmienił zdanie, przebrał się w końcu i zajął swoją zadaną na ferie pracą domową. Chciał ją odrobić jak najszybciej, ponieważ zauważył kilka interesujących książek w bibliotece i niecierpliwie czekał, kiedy wreszcie będzie mógł się zabrać za ich czytanie.

Nikt mu nie przeszkadzał. Chociaż podczas obiadu Lupin powiedział Ani i jemu, że wybiorą się jutro w trójkę na ulicę Pokątną i do mugolskiego Londynu na zakupy. Zarówno Ania jak i Harry potrzebowali nowych ubrań, a Severus odmówił pójścia z nimi. Mamrotał coś na temat eliksiru dla Lupina oraz jakichś innych obowiązkach względem pani Pomfrey i całe popołudnie spędził w swoim laboratorium. Harry przyłączył się do niego po kolacji, ale nie rozmawiali, po prostu pracowali w ciszy.

Severus nadal cierpiał z powodu swojego wyznania, Harry widział to po sposobie, w jaki patrzył na niego i wydawał mu krótkie instrukcje. Ale nie obwiniał go. Trudno było słuchać o owych czynach, ale na pewno jeszcze trudniej wspominać je i przyznawać się do nich. Harry miał pewność, że był pierwszą osobą, której Severus opowiedział o tych bolesnych wydarzeniach ze szczegółami. A teraz cierpiał z takiego samego powodu, jak Ares po ich rozmowie w pustym korytarzu: był przestraszony swoją własną otwartością, przerażony bezbronnością i było mu wstyd przed Harrym.

Ale Harry starał się nie pokazywać względem niego żadnych uczuć, nawet akceptacji, która wprawiłaby zapewne mężczyznę w jeszcze większe zakłopotanie. W zamian starał się zachowywać jakby nic ważnego się nie stało i nic się nie zmieniło – cóż, faktycznie nic się nie zmieniło.

Więc pracowali w ciszy przez cały wieczór.

Kiedy Severus wreszcie odprawił go i zaczął sprzątać, Harry poszedł wziąć kąpiel, a potem wziął podręcznik zaawansowanej transmutacji, aby poczytać trochę przed snem. Zapalił dwie lampy znajdujące się nad łóżkiem, usiadł wygodnie. Severus nie przychodził przez długi czas i Harry wreszcie zasnął z książką w ręku i głową opartą o ścianę.


Znajdował się w jakimś bardzo ciemnym miejscu. Tylko jedna jedyna pochodnia oświetlała ogromne pomieszczenie. Voldemort siedział jak zwykle na swoim krześle, które bardzo przypominało tron, a przed nim klęczała jakaś zakapturzona postać. Jej głos był zachrypnięty i słaby, więc Harry nie był nawet pewny czy to mężczyzna, czy kobieta.

– Chcę syna zdrajcy. Jak najszybciej. – Głos Voldemorta był niski i groźny. Harry od razu zrozumiał, o kim mówiono, chociaż nie słyszał wcześniejszej części rozmowy. O nim. Znowu, jako o celu Czarnego Pana. – A wtedy każdy otrzyma swoją zasłużoną karę. Pozwolę ci go zabić, a potem cię naznaczę.

– Tak, panie – odpowiedziała postać.

– Możesz teraz odejść – Voldemort machnął ręką.

– Tak, panie – powtórzyła zakapturzona postać, wstając. Przed wyjściem pokłoniła się nisko i delikatnie zamknęła drzwi za sobą.

W tych ruchach było coś znajomego. Harry znał tego człowieka, o tym był przekonany, ale nie mógł rozpoznać „jej" lub „jego". Czuł zimną bryłę w żołądku i o mało nie zwymiotował ze zdenerwowania, ale w tym momencie kolejna postać wyłoniła się z mroku. Tym razem na pewno był to mężczyzna, ale miał na sobie typowe szaty Śmierciożercy i maskę, więc Harry nie mógł go rozpoznać. Miał brązowe włosy i był przeciętnego wzrostu, chociaż było coś niezwykłego w jego sposobie poruszania się.

– Nasz szpieg w Hogwarcie doniósł, że syn zdrajcy był gnębiony przez aurorów z Ministerstwa. Jego ojciec był bardzo zaniepokojony jego stanem, więc jestem przekonany, że nasz plan powiedzie się znakomicie. Porywając syna, dosięgniemy również ojca.

– I mówisz, że chłopak ufa naszemu młodemu agentowi… – Na twarzy Voldemorta pojawił się zły uśmieszek.

– Ufa, mój panie. – Pomimo, że Harry nie widział twarzy tego mężczyzny, był przekonany, że i on się uśmiecha. – Nasz szpieg doniósł również, że młody Snape już prawie zaprzyjaźnił się z naszym agentem, co jeszcze ułatwi nam zadanie.

– Wyśmienicie. – Voldemort uśmiechnął się z satysfakcją. – A co z naszą… misją międzykontynentalną?

– Nie znam szczegółów, mój panie, ale jest tutaj Crabbe, aby zameldować ci…

– Tylko zameldować? – Uśmiech Voldemorta zamienił się od razu we wściekły grymas. – Przyślij go.

Harry zamknął oczy. Domyślał się, co za chwilę nastąpi i miał rację. Po okrzyku „Crucio!" wszystko zalało uczucie palącego bólu. Słuchając rozpaczliwych krzyków i szlochów Crabbe'a, nie był pewny, czy sam również nie krzyczał i nie szlochał…

Czyjaś silna ręka chwyciła go za ramię.

– Quietus…?

Harry nie wiedział, co się dzieje. Ten głos był znajomy, ale nie należał do Severusa. W następnej chwili wyrwał się z uchwytu i z cichym krzykiem wyskoczył z łóżka, obejmując się ramionami.

– Quietus? – powtórzył ostrożnie głos. – Co się…?

– Gdzie jest Severus? – Harry słyszał swój własny głos jakby z oddali. – Gdzie on jest?

– Widziałem go w bibliotece. Chcesz, żebym go zawołał?

– Tak, proszę. – Harry westchnął, otworzył oczy i ujrzał Lupina.

– Miałeś koszmar? – zapytał Remus, kiedy zobaczył, że Harry uspokoił się już trochę.

– Proszę, niech go pan zawoła – powtórzył Harry i wbił wzrok w podłogę.

Lupin westchnął i wyszedł z pokoju. Wrócił po kilku minutach w towarzystwie bardzo zdenerwowanego Severusa. Mężczyzna nie przejmował się obecnością Lupina, pośpieszył do drżącego, oszołomionego Harry'ego i przytulił go, jak zwykle. Harry odprężył się w jego objęciach i nawet skutki okropnego zaklęcia zaczęły niebawem przemijać. Czuł, jak silne ramiona kładą go z powrotem do łóżka i okrywają dokładnie kocem, czuł jak Severus siada obok niego.

– Co mu jest? – zapytał ponownie Lupin. – Koszmary?

– Nie twój interes, Lupin – warknął gniewnie Severus.

– Wił się, jakby był pod działaniem Cruciatus. – Lupin westchnął. – Czy to był Voldemort?

– Wynoś się. – Severus wypluł te słowa z jeszcze większym gniewem, niż poprzednio. – Jak już powiedziałem: to nie twoja sprawa, Lupin.

– Może przyniosę jakieś przeciwbólowe i rozluźniające eliksiry – zaproponował Lupin.

– Nie chcę, żeby przedawkował. Nie potrzebuje żadnych eliksirów.

– Czy często ma te… koszmary? – zapytał Remus.

– Nie, ale…

– Więc dlaczego boisz się, że przedawkuje?

Wynoś się! – wrzasnął Severus, a jego oczy zabłysły groźnie.

– Severusie, proszę. – Harry podniósł się i spojrzał na obu dorosłych. – Nic mi nie jest, proszę pana. Miałem po prostu wypadek samochodowy tego lata i czasami mam o tym koszmary – wyjaśnił swojemu dawnemu nauczycielowi najpoważniej jak potrafił. W myślach zaś modlił się o nadejście dnia, w którym nie będzie już musiał kłamać.

Lupin przytaknął niepewnie, ale Harry widział, że nie został do końca przekonany. Mimo to wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Harry ponownie położył się na łóżku i zamknął oczy, zmęczony.

– Nasz plan zawodzi. Voldemort znowu na mnie poluje, ale tym razem chce mnie zabić, ponieważ jestem twoim synem. Synem zdrajcy, jak powiedział. Ma agentów w szkole, podejrzewam, że jednego wśród nauczycieli – wymamrotał nieszczęśliwy. – Najwidoczniej nigdy nie będę mógł żyć normalnie. – Odwrócił się plecami do Severusa i zwinął w kłębek. – Nie chcesz tego zgłosić dyrektorowi?

– Później, Quiet – powiedział Severus i położył dłoń na ramieniu Harry'ego. – Nie sądzę, aby wymagało to natychmiastowej reakcji. I nie chcę teraz zostawiać cię samego.

– Dzięki – odrzekł Harry.

Ale typowa rozmowa, jaka zawsze następowała po wizjach Harry'ego czy jego koszmarach, nie odbyła się tym razem. Podobnie jak poprzedniej nocy, siedzieli tylko w ciszy, słuchając nawzajem swoich oddechów, aż wreszcie Harry zasnął.


Severus spojrzał do kociołka, odliczając krople syropu z mandragory, który dodawał do eliksiru. Klął w duchu, ponieważ była to już trzecia nieudana próba tego przeklętego poranka, chociaż nie potrafił powiedzieć, co było powodem porażek. Syrop z mandragory? Piołun? Pazur psidwaka? Wcześniej już dwukrotnie robił ten eliksir i wtedy nie miał z tym żadnych problemów. Chciał, aby kolor eliksiru stał się jasnozielony, jak oczy Harry'ego, ale nie, po raz trzeci jego barwa zmieniała się na brzydki brąz i do tego śmierdział nieznośnie. Tym razem Severus zaklął głośno, wylewając zawartość kociołka do zlewu.

Podszedł do okna i otworzył je, aby pozbyć się wywracającego żołądek smrodu z pokoju. Opierając się o framugę, patrzył na pokryty śniegiem ogród. Wielki dąb stał teraz samotnie, nie tak jak latem, kiedy Harry spędzał pod nim większość swojego wolnego czasu, czytając książki albo po prostu siedząc z otwartą książką na kolanach oraz strachem i niepewnością w oczach. Te oczy, które podczas pierwszych miesięcy szkoły ponownie wypełniły się życiem i zaufaniem, znowu wyrażały strach przed odrzuceniem. Przeklęty chłopak! Dlaczego nie chciał zrozumieć?

Myśli pędziły w głowie Severusa i wreszcie zrozumiał, dlaczego eliksir nie wychodził mu przez cały ranek. Nie potrafił się właściwie skoncentrować na pracy. Wciąż atakowało go wspomnienie słów Harry'ego i uczucia w jego oczach. A on czuł się zmuszony do ciągłego rozważania na nowo dojrzałych, mądrych wypowiedzi chłopca.

Nie mógł pojąć, jak chłopak mógł być tak poważny i inteligentny. W jaki sposób potrafił rozumieć istotę rzeczy lepiej niż on – dorosły mężczyzna. Czuł prawdę bijącą z jego słów, a część z tego słyszał już wcześniej. Albus powtarzał mu wiele razy, aby nie rozdrapywał starych ran, ale on i tak to robił. Był winny. Sam upływ czasu go nie oczyści. Zabijał ludzi i nigdy nie zostanie mu to wybaczone. Dumbledore i Harry mylili się. Nigdy nie popełnili nic na tyle poważnego, aby mogli to zrozumieć. Byli czyści i bez skazy, nie tak jak on – winny, podły, odrażający Mistrz Eliksirów Hogwartu.

Oni nigdy tego nie zrozumieją.

Nie mógł być ojcem chłopca. Był zbyt zarozumiały, kiedy myślał o Harrym jak o swoim synu. Nie. Chłopak był synem Quietusa. Nie był taki jak Severus Snape.

Potrząsnął głową – może by oczyścić myśli? – i usiłował skupić się ponownie na eliksirze. Lupin go potrzebował, aby pozostać nadal człowiekiem, zamiast zamienić się całkowicie w bestię. Od kiedy pogryzły go wilkołaki Voldemorta, Lupin coraz bardziej zmieniał się w permanentnego wilkołaka, nie tylko podczas pełni. To było również jego – Severusa – wynalazkiem, pomyślał ze smutkiem. To on wymyślił Wilkołaczą Fuzję, jak to nazwał, która powodowała nienaturalne zmiany w organach wilkołaka. W rezultacie zamieniła Lupina na stałe w wilkołaka na miesiąc, tak, że nikt nie mógł go odwiedzać. Pod koniec września Snape wynalazł pierwsze antidotum przeciw swojej własnej truciźnie, ale bez pomocy Harry'ego i Hermiony Granger.

Pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy.

– Proszę – powiedział nerwowo. Nie chciał w tej chwili z nikim rozmawiać.

– Cześć, Severusie.

– Black, no nie… – Snape potrząsnął głową. Nie był w nastroju do rozmowy z tym kundlem na żaden temat. Kiedy tak patrzył na jego przystojną twarz, poczuł nagłą chęć, aby zerwać ich pokój i wyrzucić go ze swojego laboratorium. Ale dla Harry'ego przybrał beznamiętny wyraz twarzy i wskazał swojemu byłemu wrogowi jedyne krzesło w pokoju.

– Nie mam czasu, Black. Powiedz co chcesz i odejdź.

Nie wyglądało jednak, aby Black się spieszył.

– Syriusz, nie Black – przypomniał Snape'owi z ironicznym uśmieszkiem. – Z pewnością pamiętasz o naszym…

– Tak, pamiętam. – Snape machnął niecierpliwie ręką. – Czego chcesz, Syriuszu? Ale mów szybko, jeśli chcesz, aby twój wilkołak otrzymał swój eliksir na czas.

– Uprzejmy jak zwykle. – Oczy Blacka zalśniły groźnie. – Przyszedłem, aby porozmawiać o twoim… synu. – Ręka Severusa zatrzymała się w powietrzu. Powoli odwrócił się w stronę Blacka, mając złe przeczucie dotyczące następnego zdania. – A może o synu twojego idealnego brata? – dokończył Black złośliwie.

– Nie waż się…! – warknął Snape poprzez zaciśnięte zęby. – Nie wciągaj go w to!

– Młody Quietus jest jego synem, nie twoim, prawda? – Black nic sobie nie robił z jego gniewu.

– Skąd?

– O ile dobrze pamiętam, sam to wrzeszczałeś co sił w płucach jakieś dwa dni temu. – Na twarzy Syriusza pojawił się złośliwy uśmieszek.

Severus opuścił rękę i opierając się o stół, pochylił się w stronę Blacka.

– To nie twój interes. Porzuć ten temat albo… – Severus nie dokończył zdania. W tej chwili nie mógł wymyślić żadnej dobrej groźby.

– Albo co, Snape? Nie podoba ci się, że ktoś odkrył mały sekrecik twojego idealnego brata? Że wcale nie był lepszy od ciebie?

W następnej chwili Snape trzymał Blacka za ramię i wbijał różdżkę w jego szyję.

– Słuchaj, ty przeklęty kundlu. Zawarłem z tobą pokój tylko ze względu na Harry'ego. Ale jeśli ośmielisz się jeszcze raz znieważyć mojego brata, mojego zmarłego brata, to przysięgam Black, że cię zabiję tu i teraz, ponieważ na to zasługujesz.

– Puść mnie, Snape – wysyczał groźnie Black. – I to nie ja znieważam twojego ukochanego brata, Snape. To ty, kiedy powiedziałeś chłopakowi… nie, nie powiedziałeś. Wykrzyczałeś mu, że nie ty jesteś jego ojcem, ale Quietus. A ja zawsze się zastanawiałem, dlaczego Lily wyszła za Jamesa, skoro chodziła przez tyle lat z Quietusem?

Snape natychmiast zrozumiał. Black nie słyszał całej rozmowy, tylko jej urywek, w rzeczywistości bardzo mały urywek. I chociaż wniosek, do jakiego doszedł, był bardzo irytujący, to jednak był lepszy od prawdy.

Więc Black wierzył, że jego brat zdradzał Lily.

Puścił ramię Blacka i znowu podszedł do okna.

– Więc przyszedłeś tutaj znieważać mojego brata, Black? Cieszyć się wiedzą, że nie był lepszy od ciebie, choć próbowałeś go zabić? – Odwrócił się i wskazał palcem na mężczyznę. – Cokolwiek zrobił, nie pozwolę ci bezkarnie go lżyć i oczerniać, przysięgam.

– O? Więc teraz mówisz, że to ja jestem mordercą, tak? Dziwne, bardzo dziwne, Snape. – Oczy Blacka zwęziły się z gniewu. – Wykrzyczałeś temu… temu chłopakowi, że to ty jesteś mordercą, więc ty nie jesteś wart tego, by być jego ojcem!

Snape podszedł do niego i wysyczał gniewnie prosto w jego twarz.

– No i? Wiedziałeś kim byłem, czyż nie?

– Aż do tej wiosny nie, Snape.

– Wiedziałeś, że byłem w Azkabanie.

– Wiedziałem. Ja też tam byłem, a byłem niewinny.

– Niewinny – prychnął Snape i uśmiechnął się paskudnie. – Po dwóch usiłowaniach zabójstwa.

– Ja nikogo nie zabiłem, Snape.

– Ale próbowałeś. Nie twoją zasługą było, że twoje ofiary przeżyły. – Przerwał i spojrzał prosto w oczy Blacka. – Ja nie miałem tyle szczęścia, Black. Moje ofiary zmarły. Wszystkie… – Powiedziawszy to, powrócił do okna.

W głosie Snape było coś, co kazało Syriuszowi powstrzymać się przed natychmiastową reakcją. Co to było? Poczucie winy? Wstyd? Nienawiść?

Black zakrył twarz dłonią. Nagle zrobiło mu się wstyd. Nie przyszedł tutaj by wrzeszczeć, kłócić się ze Snape'em, ale by jakoś uświadomić mu, że chłopak go potrzebuje. Po tym fatalnym spotkaniu z aurorami młody Quietus zasłużył na to, aby nazywać go synem tego typa, jeśli tego sobie właśnie życzył.

A szczerość w głosie drugiego mężczyzny kazała mu się zastanowić nad czymś zupełnie innym. Snape przyznał się przed nim do swoich morderstw. Swoich grzechów.

Ja nie miałem tyle szczęścia, Black. Moje ofiary zmarły.

Zrozumienie tego było zbyt nagłe i całkowicie zaskoczyło Blacka.

Ja nie miałem tyle szczęścia.

A jeśli Quietus by wtedy zginął?

… szczęścia.

Co by się wówczas stało? Czy wyrzuciliby ich ze szkoły? A może zostaliby skazani na dożywocie w Azkabanie bez najmniejszej szansy, aby znowu być kiedyś wolnymi? Czy umarliby lub zwariowali tam z poczucia winy?

Czy przetrwałby w tym przerażającym więzieniu ze świadomością, że kogoś zabił? Ze wspomnieniami tego czynu? Z zawiedzionym spojrzeniem Dumbledore'a, z nienawiścią Anny, odrzucony przez ojca, po prostu siedzący tam ze świadomością, że nie ma dla niego wybaczenia?

Szczęście.

A gdyby Snape zginął, zabity przez Lupina?

To nie on byłby obwiniany za tę zbrodnię. To Lupin zostałby skazany na dożywocie albo nawet na karę śmierci.

Nie miałem tyle szczęścia. Te słowa powracały jak echo.

Black wstał.

– Severusie, przepraszam za moje słowa. Były niesłuszne. I przepraszam za twojego brata. Ja… ja nie mogłem… ja nie wiedziałem, tylko… – jego głos ucichł.

Snape wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.

– Co ty pleciesz, Black? – powiedział gniewie.

– Masz rację. Nie jestem od ciebie wcale lepszy, Sn… Severusie. I… Może myliłem się co do ciebie i twojego brata. Chociaż powinienem był wiedzieć. Anna zawsze cię kochała i ufała ci. Nawet kiedy ją zostawiłeś, była pewna, że kiedyś wrócisz.

– Ja nie wróciłem, Black. Byłem mroczny od wczesnego dzieciństwa. Zmieniłem strony, kiedy Quietus zginął z rąk Voldemorta. Moi rodzice skazali go na śmierć. Sprowadzili go tam. – Zacisnął dłonie w pięści, kiedy o tym mówił. – A teraz, nie chciałbym już mówić na ten temat, jeśli to możliwe. Powiedz szybko po co przyszedłeś i odejdź.

Black westchnął.

– Przyszedłem w sprawie Quietusa. Nie, nie twojego brata – dodał szybko, widząc, jak zaciśnięte palce Severusa stają się białe. – Chłopca. Jego syna. Albo… twojego syna.

– Ja nie mam syna, Black. Chociaż udaję, że nim jest na rozkaz Dumbledore'a. I dlatego nie chcę, abyś komukolwiek o tym wspominał. Nawet temu swojemu wilkołakowi.

Black podszedł do Snape'a i też popatrzył na zaśnieżony ogród.

– On chce być twoim synem, wiesz. I zasłużył sobie na to, jeśli tego właśnie chce. I… Ty również zasłużyłeś sobie na to. Kochacie się, troszczycie się o siebie i potrzebujecie siebie nawzajem.

– On jest za dobry na to, aby być nazywany moim synem, Black – odpowiedział ponuro Snape, ale jego głos pozbawiony był typowego dla niego chłodu i złośliwości. Słychać w nim było tylko zmęczenie.

Black w zamyśleniu potarł szczękę.

– Wiesz, ten chłopak tak mi przypomina Harry'ego. Może dlatego, że obaj zostali wychowali przez mugoli? Nie wiem, Severusie. Ale widzę, że on rozpaczliwie pragnie rodziny, ojca, którego mógłby szanować i naśladować… – Opuścił dłoń. – Robi wszystko, aby zyskać twoją miłość, twój szacunek…

– Syriuszu, ja go kocham i szanuję, tylko… – przerwał Severus, ale Black nie pozwolił mu dokończyć.

– Tak. I robisz to na swój głupi sposób, Severusie, choć jestem pewny, że bardzo się starasz. Ale musisz go kochać na jego sposób, tak jak on chce. Zaakceptuj go, jego uczucia, jego uznanie. Rozumiem, że nie czujesz się tego wart, może rzeczywiście nie jesteś tego wart, ale tutaj nie chodzi o to, na co ty zasługujesz. On na to zasługuje. I… to wystarcza.

Obaj mężczyźni patrzyli na siebie przez kilka minut. Wreszcie Black podszedł do drzwi i otworzył je, ale zanim je za sobą zamknął, odwrócił się jeszcze raz do Snape'a.

– Zrób to dla Harry'ego, jeśli naprawdę go kochałeś. – Wciągnął głęboko powietrze i dodał: – Jeszcze raz przepraszam. Nigdy już nie skalam pamięci twojego brata. On był lepszy ode mnie. Nie byłem w porządku w stosunku do niego… I w stosunku do ciebie. Przepraszam. I… Nie powiem o tym nikomu.

Nie czekając na odpowiedź, zamknął za sobą cicho drzwi.

Severus stał nieruchomo. Patrzył tylko bezmyślnie na zamknięte drzwi i prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu nie potrafił znaleźć właściwych słów na wyrażenie swoich uczuć – ani w stosunku do Blacka, ani Harry'ego.


Harry wpadł podekscytowany do salonu, z nową sową na ręku.

– Hej, Severusie, zobacz, co dostałem od profesora Lupina i Syriusza! – uśmiechnął się, uszczęśliwiony.

Nie powinien dostać prezentu przed wieczorną uroczystą kolacją, ale przekonał Lupina, że potrzebuje sowy, aby wysłać prezenty swoim przyjaciołom, więc w końcu mężczyzna się poddał i Harry z dumą pokazał swoją nową sowę. Czuł jednak jeszcze trochę smutku po stracie Hedwigi, która teraz należała do Hermiony. Dyrektor podarował jej sowę – tak jak oddał miotłę Harry'ego Ronowi zaraz po pogrzebie. Inne, mniej rzucające się w oczy przedmioty pozostały własnością Harry'ego: kufer – zrobiony osobiście przez A. H. Potter – jego przybraną babcię, (Dumbledore pokazał mu jej sygnaturę na dnie), peleryna niewidka (ku wściekłości Severusa), mapa Huncwotów (Harry nadal nie wyjawił jej sekretu Severusowi, gdyż nie chciał, aby ten używał jej przeciwko uczniom włóczącym się nocą po korytarzach). Dostał też z powrotem swoją starą różdżkę.

Po niefortunnym spotkaniu z aurorami Severus nakazał Harry'emu zawsze mieć ją przy sobie, ukrytą w szatach. Zaczarował różdżkę tak, by była niewidzialna – nawet zaklęcie Revelo nie działało na nią – i od tego czasu Harry zawsze miał przy sobie dwie różdżki, co dawało mu poczucie bezpieczeństwa.

– Piękna sowa, Quietus, ale nie sądzę, abyś powinien ją otrzymać przed wieczorem.

– Wiem, wiem. Po prostu chciałem wysłać prezenty Hermionie, Neville'owi, Aresowi i… – Harry nagle się zaczerwienił i dodał cicho – …innym.

Severus uniósł brwi.

– Kim są ci inni, Quiet?

Harry spojrzał na podłogę i postanowił nie odpowiadać.

– Quiet! Zapytałem o coś! – Severus podszedł bliżej i groźnie chwycił się pod boki.

Harry poczuł się nieswojo. Lupin i Ania patrzyli na niego z ciekawością, a on naprawdę nie chciał, aby ktokolwiek dowiedział się o Lei i jego uczuciach względem niej. Odwrócił się, wybiegł z pokoju do swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi. Słyszał, jak Severus wrzeszczy za nim na schodach, ale nie obchodziło go to. Czemu miałby się dowiedzieć? To nie był jego interes, a już z pewnością nie po tym jak go traktował przez ostatnie dni.

Bał się, że Severus przyjdzie do jego sypialni i będzie chciał go wypytywać, ale ten nie nadchodził, więc po dziesięciu minutach Harry uspokoił się na tyle, aby zapakować prezenty i dać je Arturowi (tak nazwał młodą sowę), który szybko zniknął w prędko zapadającym, zimowym zmierzchu.

Nadal czuł się trochę nieswojo, kiedy przyszedł Lupin, by zawołać go na kolację. Nie chciał się z nikim kłócić podczas Bożego Narodzenia, a już z pewnością nie z Severusem. Kochał go i wiedział doskonale, że jego uczucia są odwzajemnione. Doskonale również rozumiał jego niepokój po tamtej rozmowie sprzed kilku dni. Postanowił więc pokazać wszystkim, w jakim to dobrym jest nastroju, nawet gdyby ktoś miał patrzeć na niego z niechęcią.

Ale najwyraźniej nikt nie chciał zepsuć nastroju uczty kłótniami, więc kolacja upłynęła przy zwykłym szczebiotaniu Ani, żartach Blacka, żartobliwych złośliwościach Severusa, milczącym uśmiechu Lupina i poważnych wykładach Fletchera. Potem przenieśli się do salonu, gdzie czekała na nich choinka i w chwilę potem wszyscy byli już otoczeni małymi pudełkami i paczkami, na których widniały ich imiona. Ania była najbardziej zadowolona i wciąż wydawała okrzyki zachwytu na widok nowej zabawki albo słodyczy.

Snape był nieco zaskoczony swoimi prezentami – Harry był pewny, że nie dostawał żadnych już od lat – i po chwili jego oczy również promieniały. Harry spostrzegł nawet pojedynczą łzę płynącą po jego policzku, kiedy rozpakował prezent od Harry'ego – zegar.

Zegar z dwiema wskazówkami: było na nich napisane „Quietus" i „Severus", a na zegarowej tarczy widniało kilka komentarzy: Lekcja, Dom, Przyjaciele, Niebezpieczeństwo, Śmierć i NB – co znaczyło Największy Bydlak. Teraz wskazówki wskazywały na Dom.

Severus nie poruszył się, tylko patrzył na zegar – zachowywał się jak nie on, kiedy tak delikatnie gładził jego powierzchnię, pogrążony w myślach.

W międzyczasie Harry rozpakował swoje własne prezenty – w większości książki i słodycze. Ku jego zaskoczeniu otrzymał taką samą encyklopedię numerologii od Hermiony, jaką kupił dla dziewczyny i zawstydził się odrobinę na wspomnienie, że chciał ją sobie zachować. W ten sposób przynajmniej oboje będą mogli cieszyć się tą książką. Podarunkiem od Neville'a była książka pod tytułem „Mroczni czarodzieje w czasach powstań goblinów i trolli w średniowieczu" – i Neville popodkreślał fragmenty, w których mówiono o Snape'ach, Noblestone'ach i nawet Longbottomach. Podczas jednej z wojen Noblestone'owie walczyli razem z Longbottomami przeciwko jasnym czarodziejom i na koniec dwoje z nich się pobrało – chociaż Longbottomowie nie byli szlachecką rodziną. Harry zauważył nie bez satysfakcji, że był spokrewniony (chociaż dość daleko) również z Neville'em, nie tylko z Malfoyem. Niestety, Draco Malfoy był bliższym krewnym niż Neville, ale trochę pocieszające było to, że Neville był w pewien sposób spokrewniony również z nim.

Auć! Rzeczywiście! Neville był również krewnym Malfoya!

Cóż, Ron kiedyś powiedział Harry'emu, że wszystkie rodziny czarodziejów są spokrewnione, ponieważ na świecie nie było ich wcale aż tak dużo, a rodzin czystej krwi dotyczyło to jeszcze bardziej. Nie wspominając o tym, że w średniowieczu ściślej przestrzegano tradycji niż teraz.

Potem przejrzał kolejną książkę od Aresa (Techniki samoobrony i ich nauka), zjadł dwie czekoladowe żaby (karty oddał Ani, gdyż je kolekcjonowała), rozegrał partię magicznych szachów z Blackiem (to był dodatkowy prezent od nich, poza sową). Oczywiście przegrał. I wreszcie zaczął otwierać ostatnie pudełko, które z pewnością zawierało prezent od Severusa. Składały się nie na niego dwie rzeczy: ogromny tom „Wszystko o Eliksirach Leczniczych" i pospolicie wyglądająca, szara książka, której stronice były jednakże zupełnie puste. Harry spojrzał na Severusa, ale ten grał z Anią w szachy, starając się wytłumaczyć zachwyconej dziewczynce różne posunięcia i taktyki.

Harry spojrzał ponownie na dno pudełka i zobaczył kopertę. Otworzył ją ostrożnie i wyjął w niej karteczkę, pokrytą pismem Severusa. Napisane tam było:

Drogi Quiet.

Wesołych Świąt.

Mam nadzieję, że spodoba ci się książka o eliksirach – może to trochę samolubny prezent z mojej strony, ale nie mogłem się powstrzymać. Zrozumiesz ją i przyznasz, że przyda ci się w przyszłym roku przy nauce eliksirów, jak sądzę.

Drugą książką jest pamiętnik Quietusa. Nigdy nie próbowałem go otworzyć, wydawało mi się to wtargnięciem w jego prywatność, a po jego śmierci jeszcze się tylko utwierdziłem w tym przekonaniu. Myślę jednak, że pomoże on tobie poznać go lepiej – może nawet lepiej niż mnie się to udało i zmniejszy to dystans pomiędzy tobą i nim, który cię tak niepokoi.

Severus

(Tata)

Przez chwilę Harry był tak zszokowany, że dech mu zaparło. Nie, nie z powodu dziennika jego ojca.

Chodziło o ostatni wers, jedno słowo w nawiasie, które prawdopodobnie zostało dodane później: odcień atramentu różnił się troszeczkę od pozostałej części, niemniej zostało to dopisane przez Severusa.

Tata.

Harry nie ośmielił się podnieść głowy. Wpatrywał się tylko w to słowo, nie chcąc dać Severusowi najmniejszej możliwości, aby cofnął to jedno słowo, które dla Harry'ego było cenniejsze niż wszystkie pozostałe prezenty. To był wyraźny znak ostatecznej akceptacji Severusa, jego troskliwości, co ostatecznie zamknęło letnie wydarzenia i wszystko to, zaszło w szkole podczas pierwszego semestru. Harry zbyt długo był sierotą i nie miał nikogo, kogo mógłby uważać za rodzica – a teraz nareszcie uzyskał zgodę od osoby, którą od miesięcy uważał za ojca.

– Czemu jesteś taki cichy, Quiet? Jakiś problem? – usłyszał zatroskany głos Lupina.

– Nie. – Podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę. – To nic takiego. Ja tylko… myślałem o tym, co mi się przytrafiło w ciągu ostatnich tygodni.

– Chodzi ci o ten problem pomiędzy tobą a Severusem?

Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze zdumienia.

– C–co? – zająknął się.

– Wyglądało na to, że pomiędzy wami jest napięta atmosfera od kilku dni – wyjaśnił Lupin.

– Och, rozumiem – odpowiedział Harry. – Nie. Trochę pokłóciliśmy się o… coś i…

– Rozumiem – przytaknął Lupin. – A teraz prezent jest znakiem pojednania?

– Eee… Tak. Raczej tak. – Harry uśmiechnął się szeroko. – I dzięki za szachy. Szkoda, że jestem takim nędznym graczem. Każdy może mnie z łatwością pokonać. Zwłaszcza Seve… tata. – Spojrzał na Severusa, który właśnie zajęty był przegrywaniem z Anią. – On bardzo lubi grać, a ponieważ mieszkam z nim, to często ze mną gra. Ale uważam, że gram raczej marnie.

– Przepraszam. Nie zamierzałem…

– Wiem. Nic się nie stało. Ja lubię grać. Może teraz będę mógł nauczyć się grać lepiej.

– Grałeś kiedyś w mugolskie szachy?

Harry wzruszył ramionami.

– Są takie same jak czarodziejskie. Jedyna różnicą jest to, że mugolskie pionki nie poruszają się i nie nakłaniają cię do żadnych posunięć.

Obaj się uśmiechnęli.

– Często miewasz koszmary? – zapytał nagle Lupin.

Harry spojrzał na niego z wyrzutem.

– Nie powinienem o tym z panem rozmawiać – powiedział chłodno.

Lupin nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko spokojnie.

– Pierwszy raz słyszałem, jak nazwałeś Severusa tatą.

Harry poruszył się niespokojnie pod wszystkowiedzącym wzrokiem Lupina.

– Nie mieszkaliśmy razem aż do ubiegłego lata – powtórzył mu stałe kłamstwo. – Nigdy wcześniej nie nazywałem go ojcem czy tatą. Musiałem się z tym oswoić.

Lupin przytaknął.

– Cóż, myślę, że pójdę teraz do łóżka. Jestem dość zmęczony – powiedział wreszcie Harry, wziął swoje książki i poszedł na górę.

Kiedy dotarł do sypialni odłożył wszystko na stół, po krótkiej wizycie w łazience przebrał się w piżamę i położył do łóżka. Prawie już spał, kiedy przyszedł Severus, ale ocknął się, czując jak mężczyzna siada na brzegu jego łóżka.

– Harry, musisz wiedzieć, że myślałem o tym poważnie – powiedział cicho. – Chociaż myślę, że ty już nie wiesz, w co wierzyć a w co nie, ale tak naprawdę myślałem. Ja tylko… – Nie mógł powiedzieć nic więcej.

W następnej chwili Harry skoczył na Severusa i wykrzyknął mu do ucha:

– Jesteś po prostu samolubnym, wstrętnym draniem, niczym więcej! Żeby mi kupić książki o eliksirach na prezent gwiazdkowy tylko po to, aby mieć wyszkolonego asystenta?

Obaj upadli na podłogę, śmiejąc się.

– Nie ukrywałem tego – wykrztusił Severus do Harry'ego, który na nim klęczał.

– Jesteś zwykłym, Ślizgońskim dozorcą niewolników! – prychnął Harry.

– A ty, kim jesteś?

– Ja jestem zagubionym, małym Gryfonem, którego słabość dla własnych celów wykorzystuje zły Opiekun Slytherinu.

Słaby Gryfonek? Co w takim razie robisz na mnie?

– Klęczę.

– Przygważdżając mnie do podłogi.

– Dokładnie.

– Puść mnie. Chciałem z tobą poważnie porozmawiać.

– Nienawidzę tych twoich poważnych rozmów. Nie rozmawiasz ze mną po nich przez kilka dni.

– Harry, proszę. To, co ci wtedy powiedziałem, nie było dla mnie łatwe i chcę, żebyś potraktował to poważniej.

Ton głosu Severusa świadczył, że jest mu przykro, więc Harry powstrzymał się od dalszych komentarzy. Wstał i pomógł mu podnieść się z podłogi.

– Myślę, że po prostu… bardzo się ucieszyłem, Severus. Byłem taki szczęśliwy, kiedy przeczytałem twój… list.

Snape uśmiechnął się.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Pamiętasz moje ostatnie urodziny?

Severus przytaknął.

– To były moje najlepsze urodziny. A teraz – to były moje najlepsze święta.

– To z powodu pamiętnika…?

– Nie – przerwał mu Harry. – Z twojego powodu. Dobry Boże, nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale teraz muszę ci coś wyznać: jestem dumny z tego, że mogę być twoim synem.

– Jesteś psychiczny.

– Może to cecha rodzinna.

– Bezczelny dzieciak.

Harry pokazał Severusowi język i położył się na łóżku.

– Dobranoc, tato – powiedział po raz drugi w życiu, trochę niepewnie, jakby na próbę.

– Dobranoc, Harry.

Harry zamruczał gniewnie. Severus westchnął i poddał się.

– Dobra, dobra. Dobranoc, synu.

Żaden z nich nie był w stanie zasnąć przez dłuższy czas.

Tylko dwa słowa.

Ale dla nich najważniejsze na świecie.


Kilka minut po wyjściu Harry'ego Black uwolnił Severusa od małej dziewczynki i zaprowadził ją do łóżka. Snape wyszedł, w końcu nawet Fletcher powiedział kilka słów na pożegnanie i oddalił się. Lupin został sam w salonie. Machnął różdżką i zgasił większość lamp. W półmroku usadowił się wygodnie na sofie i zaczął zastanawiać się nad wydarzeniami ostatnich tygodni.

Quietus… Syn Severusa był dziwnym chłopcem. Dużo dziwniejszym niż jego ojciec, czy zmarły dawno temu stryjek. Był wyjątkowo inteligentny, ale równie ostrożny jak Lupin, chociaż ten nie mógł zrozumieć powodów tej niezwykłej rezerwy. Lupin miał swoje powody, aby być zawsze ostrożnym wobec każdego. Głównym z nich było wilkołactwo, ale dlaczego chłopak był taki przezorny i zamknięty w sobie?

W zamyśleniu Remus wodził wzrokiem po całym pokoju.

– Coś nie tak? – zapytał nagle Black zza jego pleców.

– Nie. – Wzruszył ramionami. – Zamyśliłem się tylko.

– Rozumiem. – Black okrążył sofę i usiadł obok Lupina. Zanim usiadł, zobaczył kartkę papieru leżącą obok przyjaciela. Podniósł ją i podał mu.

– Co to?

– To nie twoje? – zapytał Black.

Lupin wzruszył ramionami i rozłożył kartkę. Przebiegł po niej szybko oczami.

– Nie, to Quietusa – powiedział i odłożył papier na stolik.

– Pierwszy sympatyczny Snape, jakiego spotkałem – powiedział Black.

– E tam. – Lupin potrząsnął głową. – Jego stryj też był dobrym facetem.

– Odbiło ci? – Black spojrzał na niego z powątpiewaniem. – Snape nigdy nie był dobrym facetem!

– O którym Snapie mówisz? Zdaje się, że znamy teraz trzech.

– Severusie, oczywiście – prychnął Black.

– Severusie? Miałem na myśli Quietusa, jego brata.

Black nagle poczuł się nieswojo i odwrócił głowę od Lupina. Remus spojrzał na niego podejrzliwie.

– Hej! Coś przede mną ukrywasz!

Black wzdrygnął się nieznacznie.

– Eee. W pewnym sensie… tak… Ale… – Nie dokończył. Wstał i w pośpiechu opuścił pokój.

Nie musiał jednak kończyć. Nagle wszystkie elementy układanki w umyśle Lupina ułożyły się w logiczną całość.

„Jego stryj też był dobrym facetem." – „Snape nigdy nie był dobrym facetem!"

Pamiętnik Quietusa – „zmniejszy to dystans pomiędzy tobą i nim, który cię tak niepokoi. Severus (Tata)"

Młody Quietus nie był synem Severusa. Był synem Quietusa.

Ale Quietus chodził z Lily w momencie, w którym chłopak się urodził. Ile on miał właściwie lat? Zastanowił się. Był w tej samej klasie co Neville, Hermiona i Ares – piątej klasie – klasie Harry'ego. Musiał być w tym samym wieku, co Harry.

Harry. Chłopak był tak strasznie podobny do Harry'ego. Takie same ruchy, gestykulacja, wyrażenia. Taka sama odwaga, zachowanie, może był trochę bardziej bojaźliwy, jakby przeżył coś straszliwego. Miał również koszmary… I miał fobie, jakby wcześniej go maltretowano.

Jasna cholera!

Maltretowanie – koszmary z Cruciatus (co znaczyło Voldemorta) – ten sam wiek, te same gesty, Quietus, Lily, letnie przeżycia Harry'ego z Voldemortem – śmierć Harry'ego.

Jasna cholera.

Chłopak nie był synem Severusa.

Był synem Quietusa, co znaczy, że również był synem Lily, a że był w tym samym wieku, co Harry, to znaczyło, że był Harrym. Nie był synem Jamesa. James tylko pomógł Lily, żeniąc się z nią w dwa miesiące po pogrzebie Quietusa.

Jasna cholera! Dumbledore obrał wspaniałą taktykę, aby ochronić Harry'ego – i również by ocalić wiecznego samotnika Severusa. Zmusił ich, by byli razem i udawali ojca i syna, co po letnich wydarzeniach prawdopodobnie nie było takie trudne.

Co za ciekawy bieg wydarzeń! pomyślał Lupin uśmiechając się szeroko. Dumbledore wymyślił przebiegły plan, by pozbyć się tego przeklętego bydlaka raz na zawsze – sprawił, że Voldemort uwierzył, że Harry umarł, a tymczasem stary czarodziej przygotowywał chłopca do walki przeciwko niemu.

Tak, Dumbledore był przebiegły.

A on powinien trzymać gębę na kłódkę, aby ich nie zdradzić.

Lupin dalej dumał w półmroku, a jego chrapliwy śmiech od czasu do czasu przerywał ciszę.