Wersja z dnia: 18.07.2011


13. UPADEK

31 lipca 1975

Cześć,

jeżeli to czytasz, to znaczy, że jesteś moim synem (lub moją córką), a ja nie żyję. Strasznie dziwne jest pisanie czegoś takiego, ale mam nadzieję, że zrozumiesz moje wzburzenie. To jak pozostawienie pożegnalnego listu przez samobójcę, a ja nigdy nie chciałem popełnić samobójstwa, więc nigdy nie pisałem pożegnalnego listu. Nie mam więc doświadczenia. Wybacz mi moje zakłopotanie i czasami dziwaczne wpisy. Spisuję to wszystko na wypadek, gdyby moje podejrzenia okazały się prawdziwe.

Cóż, mój drogi potomku (o mój Boże, nie wierzę, że naprawdę to napisałem!), mam nadzieję, że ten pamiętnik pomoże ci lepiej mnie poznać i zrozumieć pewne sprawy związane z tobą i ze mną, jeśli w ogóle to kiedykolwiek przeczytasz.

W zasadzie uważam siebie za rzeczowego i poważnego mężczyznę (może lepiej pasowałoby „chłopca", zważywszy na mój wiek) i ten pamiętnik jest z pewnością najgłupszą rzeczą w moim życiu. Ale ponieważ moja do tej pory lekceważona psorka, pani Trelawney, wygłosiła mi swoje proroctwo, nie mogę przestać o tym myśleć i mając pewne podejrzenia, że może być ono prawdziwe, zdecydowałem się na napisanie tego pamiętnika.

Może to jest głupie i robię to tylko dla siebie, ale mam przeczucie, że jest to najlepszą rzeczą, jaką w tej chwili mogę uczynić.

Więc zacznę ten pamiętnik od jej przepowiedni, abyś mógł zrozumieć, o czym gadam.

To się stało na moim egzaminie z wróżbiarstwa pod koniec czwartej klasy. Siedziałem przed Trelawney, gapiąc się w szklaną kulę i starałem się coś w niej dojrzeć, kiedy nagle ona wpadła w trans. Jej głos stał się powolny, głęboki i zupełnie inny niż zwykle. Wydawała się nie być sobą. Nigdy wcześniej jej takiej nie widziałem.

Powiedziała (powtarzam jej słowa najdokładniej jak potrafię):

„Poprzez śmierć dasz życie; poprzez miłość jaką dasz ukochanej, ona pokona twojego wroga. Ale Czarny Pan powróci, kiedy jego czas nadejdzie i twój potomek będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią, by go pokonać i pozostać."

Nie jestem do końca pewny, co ona (lub jej przepowiednia) sugeruje, ale mam złe przeczucie, że to nie znaczy nic dobrego. Zbyt dużo w niej śmierci i nie podoba mi się, że pokonanie Voldemorta zależy od mojej ukochanej (i mojego potomka – czyli ciebie). Wolałbym go pokonać osobiście – tak byłoby lepiej, ale te słowa raczej nie wskazują, żebym miał taką szansę.

Myślę, że przepowiednia mówi o mojej śmierci, a to mi się wcale nie podoba. Mam w tej chwili tylko piętnaście i pół roku i nadzieję, że ta przepowiednia dotyczy jednak mojej starości, kiedy już będę miał żonę i dzieci. Ale sam w to jakoś nie wierzę. Wygląda na to, że umrę młodo, pozostawię wdowę i przynajmniej jedno dziecko, mojego potomka. Jestem tym niemal śmiertelnie przerażony. Nie chcę umierać.

Na wypadek, gdyby moje podejrzenia okazały się słuszne, pozostawię ten pamiętnik razem z listem do Severusa (mam nadzieję, że mnie przeżyje), aby dostarczył go tobie – mojemu późniejszemu potomkowi, żebyś mógł mnie poznać i zrozumieć. Chociaż wciąż mam nadzieję, że poznam cię osobiście i cały ten pamiętnik nie będzie potrzebny.

Obawiam się, że ta przepowiednia nie znaczy również nic dobrego dla ciebie, bo ostatnim słowem Trelawney – i niestety pamiętam je bardzo dokładnie – było „pozostać", zamiast jakiegoś pocieszającego i uspokajającego „przeżyć", co wskazuje raczej na twoją nieuchronną zgubę. Bardzo chciałbym mylić się w tym miejscu. Nie chcę, aby ktokolwiek oprócz Czarnego Pana zginął. Mam gorącą nadzieję, że stara nietoperzyca się myliła i jej przepowiednia jest stekiem bzdur.

Mam nadzieję. „A nadzieja nie pohańbia", jak napisano gdzieś w mugolskiej Biblii.

Nie wstydzę się, że nie chcę umrzeć. Ale postaram się z tym pogodzić, kiedy to już nadejdzie.

Severus powiedziałby, że jestem głupcem, gdyby to przeczytał. I może miałby rację.

Jestem głupcem. Zawsze byłem głupcem, całe moje życie. Odmieńcem w mojej rodzinie, moim domu i w mojej klasie. Jestem Krukonem i od września będę chodził do piątej klasy w Hogwarcie. Nie mam w szkole żadnych prawdziwych przyjaciół, z wyjątkiem Lily, ale ona jest raczej partnerką niż przyjaciółką. Mam starszego brata, podstępnego i nieporządnego faceta, który teraz będzie w ostatniej klasie w Slytherinie – Severusa. Nasi rodzice, którzy tak naprawdę nas nie kochają, chcą tylko, żebyśmy dołączyli do Czarnego Pana i podążyli w ich złe ślady.

Mam nadzieję, że twoja sytuacja jest lepsza. Masz więcej przyjaciół i twoja rodzina (twoja matka, więc moja żona – och, jak dziwnie to brzmi!) traktuje cię lepiej niż moi rodzice traktowali mnie. Jestem pewny, że Severus cię uwielbia, ponieważ ma dziwną manię na moim punkcie. Mogę go zrozumieć; ja też go kocham. Jest cudowną, ale niemądrą osobą, zawsze możesz na niego liczyć, zawsze będzie przy tobie, nawet, jeśli czasami wydaje się nieprzyjazny.

Zaczarowałem ten pamiętnik tak, że tylko ja i moje dziecko możemy go czytać. Wygląda na zwykłą, pustą książkę, tobie ujawni jednak swoje sekrety, kiedy ją otworzysz. To bardzo przydatne zaklęcie, którego nauczyłem się od Lily. Powinieneś ją poznać, ma wrodzony talent do zaklęć! Więc, nikt inny nie może tego czytać. Tylko nas dwoje.

Nie wiem, co jeszcze napisać. Poznasz więcej szczegółów z mojego życia, czytając dalsze wpisy, więc na razie kończę.

Twój ojciec (zupełnie absurdalne!): Quietus.

Harry opuścił pamiętnik. Czytał ten wstęp po raz trzeci, ale nadal przerażało go to potwornie, zupełnie jak Quietusa.

Przepowiednia Trelawney była zbyt straszliwa. Nie wspominając o interpretacji Quietusa. A Quietus zinterpretował pierwszą część, tę dotyczącą jego, prawidłowo. Podejrzewał, że umrze młodo i miał rację. Podejrzewał, że pozostawi dziecko i miał rację. To oznaczało, że mógł mieć również rację przypuszczając, że jego potomek również umrze młodo.

Zadrżał.

Kiedy Severus wspomniał po raz pierwszy o przepowiedni, w lochach Koszmarnego Dworu, Harry myślał, że „zmierzenie się ze śmiercią" oznaczało ich niewolę i ucieczkę z niej. Teraz miał okropne przeczucie, że nie o to chodzi. To „zmierzenie się ze śmiercią" dopiero go czekało.

Harry westchnął i zamknął pamiętnik. Stwierdził, że na dzisiaj wystarczy. Później przeczyta ten fragment powtórnie i poszuka czegoś na temat przepowiedni i wróżb w bibliotece, jak tylko znajdzie trochę czasu. A znajdzie czas: sprawa dotyczyła jego życia lub śmierci. Musiał mieć pewność.

Zdecydował się nie wspominać o tym Severusowi. Z pewnością dostałby szału słysząc o tym, a możliwe przecież, że to była pomyłka. Dlaczego miałby go niepokoić głupimi przypuszczeniami?

Włożył książkę z powrotem do swojej torby, obok książek szkolnych, i wyciągnął swój esej z eliksirów, aby przejrzeć go ponownie. Był tak długi jak chciał Severus i dotyczył magicznego oraz nie magicznego wykorzystania rumianku w leczniczych eliksirach. Nudy, ale odciągało uwagę od myśli o zbliżającym się przeznaczeniu.

Rumianek. Lecznicze eliksiry. Eliksiry. Severus. Koszmarny Dwór. Voldemort.

Agent w jego otoczeniu. Agent pomiędzy jego przyjaciółmi.

Możliwe, że Quietus miał rację.

O Boże! Umrze. Może nawet przed dziewiętnastymi urodzinami. Wcześniej niż jego ojciec.

Skoncentruj się na eseju! pomyślał. Nie było sensu roztrząsać niejasnych przepowiedni, które wypowiedziała ta stara, żałosna nietoperzyca, nauczycielka wróżbiarstwa!

Ale jej przepowiednia była prawdziwa. Ta przepowiednia była prawdziwa. Nawet Dumbledore tak uważał.

Harry'emu zadrżała ręka z pergaminem.

To musiało być straszne dla jego piętnastoletniego ojca, dojść do takiego wniosku. Harry domyślał się, co on wtedy czuł. Sam teraz czuł się podobnie, albo nawet gorzej. Też miał teraz piętnaście i pół roku… Z tym, że on doskonale zdawał sobie sprawę, z czym przyjdzie mu się zmierzyć.

Czerwone oczy. Złośliwy uśmieszek. Gesty kościstych palców, podkreślające wydawane rozkazy. Wąskie, blade usta, komentujące z satysfakcją tortury prowadzone przez jego sługi.

Severus, jęczący i skamlący pod wpływem zaklęć. On krzyczący ze strachu.

Harry nie chciał już nigdy więcej tego doświadczyć. Nie chciał znosić takiego ciężaru. Był tylko chłopcem. Nikim więcej. Czemu dorośli spodziewali się, że wypełni ten wyjątkowo odrażający obowiązek?

Harry schował twarz w dłoniach i głęboko westchnął.

Nie, zdecydował. Głupie pytania do niczego nie prowadziły. Musiał działać. Musiał się uczyć, by przygotować się na ten dzień, by być w stanie zmierzyć się ze swoim wrogiem, mordercą swoich rodziców i zmieść go z powierzchni ziemi raz na zawsze.

Nawet, jeśli to oznaczało jego koniec, nie miał innego wyboru.

Zacisnął z determinacją zęby i zmusił się do skupienia nad esejem. Musi się nauczyć tak dużo, jak tylko może. Nie mógł wiedzieć, co będzie mu przydatne w przyszłości.


– Quietus. Myślałem, że twoje oceny nie mogą być już lepsze, a jednak twoje wyniki w tym miesiącu mnie zaskakują. Swoje sumy zaliczysz bez problemów. Jestem pewien.

Harry skierował na Severusa rozkojarzony wzrok. Siedzieli pomiędzy widzami na trybunie Slytherinu, czekając na rozpoczęcie meczu quidditcha między Gryffindorem a Ravenclawem. Harry patrzył właśnie na unoszącą się na miotle postać pani Hooch, kiedy te słowa wyrwały go z zamyślenia.

– Hm? – mruknął z roztargnieniem.

To był pierwszy mecz quidditcha, na który zdecydował się przyjść. Przedtem nie oglądał nawet treningów. To wszystko nadal było zbyt bolesne. Kochał quidditcha. Latanie było dla niego równie naturalne jak oddychanie. Czuł się wolny i lekki niczym powietrze. Kochał wyzwania, jakie zapewniał mecz. Podniecenie, lekki strach. Teraz przyszedł tylko dlatego, że jego koledzy go poprosili, szczególnie Seamus – nowy szukający Gryfonów.

Kochał wszystko w tej grze i strasznie za tym wszystkim tęsknił. Brakowało mu również codziennych ćwiczeń. Nienawidził swojego obecnego stylu życia: siedzenia i czytania, bez uprawiania żadnego sportu. Nie z powodu swojej wagi, ale z braku ruchu. W rzeczywistości nie miał problemów z nadwagą, wręcz odwrotnie: znowu tracił na wadze. Na szczęście Severus tego nie zauważył, a przynajmniej jeszcze nie, i nie dopytywał się o ten nawrót.

– Powiedziałem, że jestem z ciebie dumny. Twoje oceny są zdumiewające. – Severus uśmiechnął się do niego. – Ale dlaczego zdecydowałeś się usiąść obok mnie? Dlaczego nie jesteś ze swoimi przyjaciółmi?

– Dzięki. – Harry uśmiechnął się w odpowiedzi. – A co do tego, że siedzę obok ciebie: myślę, że tak jest bezpieczniej. Wszystko może się zdarzyć na meczu quidditcha, a ja nadal nie wiem, kto ma… wydać mnie… sam wiesz komu.

Severus spojrzał na niego.

– Po raz pierwszy nazwałeś go Sam Wiesz Kim.

– Nie nazwałem go Sam Wiesz Kim, użyłem tylko zdania podrzędnego, o czym doskonale wiesz. – Harry skrzyżował ręce na piersi.

Severus uniósł brwi.

– Rzeczywiście.

Harry potrząsnął głową.

– Tato, naśladujesz profesora Snape'a!

Severus uśmiechnął się, przysunął się bliżej i wyszeptał Harry'emu do ucha:

– Powiem ci coś w sekrecie. To ja jestem profesorem Snape'em.

– Nie wierzę – powiedział Harry. – Jesteś od niego dużo lepszy.

– Naprawdę? W takim razie szlaban za bezczelność w stosunku do nauczyciela – odsunął się. – Jutro.

– Nie mówisz poważnie.

– Jestem zupełnie poważny.

– Z Filchem? Hagridem? McGonagall?

– Ze mną.

– Z Neville'em?

– Nie – odparł poważnie Severus. – Korepetycje dla was dwóch już się skończyły. Teraz nawet Neville powinien sprostać wymaganiom egzaminacyjnym, więc nie będę więcej marnował wolnego czasu robiąc jakieś trywialne eliksiry. W zamian pomożesz mi robić eliksiry dla pani Pomfrey. Dobrze?

Harry przytaknął. I nagle coś mu przyszło do głowy.

– Tato?

– Hm?

Harry otworzył usta, by o coś zapytać, ale w chwilę potem nie był w stanie usłyszeć nawet własnego głosu. Dokoła podniósł się entuzjastyczny ryk tłumu. Gracze wyszli z szatni i skierowali się do pani Hooch, która sędziowała. Z miotłą w ręku stanęła pośrodku boiska i czekała na obie drużyny.

Harry nie słyszał jej słów, ale znał je na pamięć. Prosiła graczy o czystą grę i poleciła im dosiąść swoich mioteł. Zrobili to.

Wtedy pani Hooch gwizdnęła głośno srebrnym gwizdkiem i gra się rozpoczęła.

Komentarz Jordana był jak zwykle przerywany poprawkami wprowadzanymi przez McGonagall.

Harry tylko machnął ręką do Severusa i starając się przekrzyczeć tłum, wrzasnął „Później!". Severus kiwnął głową i zajęli się oglądaniem meczu.

Pierwszą osobą, jaką zauważył Harry, była Cho. Poczuł jak serce mu zamarło. Nie myślał o niej od miesięcy, nie zauważał jej nawet w tym roku. Nagle ogarnęło go zakłopotanie i poczucie winy. Zbyt łatwo przyszło mu o niej zapomnieć – po tym wszystkim, co jej uczynił wraz ze śmiercią Cedrika. Harry zamknął oczy i zadrżał. Nie słyszał już nawet komentarzy Jordana. Cały świat zamilkł dla niego i pożałował przyjścia na ten mecz. Nie chciał być tutaj. I nie chciał być nigdzie indziej. Życie stało się nagle zbyt ciężkie. Harry miał ochotę choć na chwilę położyć Severusowi głowę na ramieniu, zaczerpnąć odrobinę z jego siły, ale sama myśl o tym sprawiła, że się zaczerwienił – on, tulący się do Severusa pośród tłumu Ślizgonów! Co by się stało z reputacją Severusa? Nie wspominając o reputacji Harry'ego, albo raczej Quietusa.

Zmusił się do ponownego otwarcia oczu, unikając, w miarę możności, patrzenia na Cho. Za każdym razem, gdy ją dostrzegał, zalewała go nowa fala poczucia winy („Zabij niepotrzebnego!") i nie był w stanie się poruszyć. Gardził sobą za swoją słabość. Ciągle od nowa zmuszał sie do otwierania oczu i oglądania meczu.

Drużyna Gryfonów była równie dobra jak w zeszłym roku. Ścigający działali w idealnej harmonii. Pałkarze – bliźniacy Weasley, byli szybcy i dokładni. Seamus szukał znicza – chociaż nie był tak pilnowany przez Cho, jak kiedyś Harry.

I Ron – Ron latał na starej Błyskawicy Harry'ego. Harry czuł, że dłonie mu się pocą. Jego uczucia względem Rona zaczęły się zmieniać. Już nie był do końca przekonany, czy nadal chce go za przyjaciela. Czy to była wina Percy'ego? A może samego Rona? Nie był w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czuł tylko gorycz, kiedy tak patrzył na chłopaka, który kiedyś był jego przyjacielem.

Nagle ich oczy się spotkały. Przez chwilę Harry miał wrażenie, że Ron pomacha lub uśmiechnie się do niego, patrzyli na siebie tak intensywnie. Ale wtedy Ron uśmiechnął się szyderczo i Harry wyczuł w tym grymasie czystą nienawiść. Pięknie. Ron siedział na jego miotle i uśmiechał się do niego szyderczo. Życie jest piękne, nieprawdaż?

Harry spojrzał na Gryfonów, którzy wstawali z miejsc i skakali z podniecenia. Mecz był bardzo wyrównany. Harry stwierdził, że to szukający zadecydują o wygranej. Ślizgoni wokół niego krzyczeli, kibicując Krukonom. Z wyjątkiem Aresa i Severusa.

Harry nadal nie słyszał całkiem normalnie. Patrzył tylko w milczeniu, jak gryfońscy ścigający podawali między sobą kafel, z wdziękiem unikając tłuczków i członków przeciwnej drużyny.

Tłuczek zaatakował Angelinę, ale uchyliła się przed nim i George odbił go w stronę ścigającego Krukonów, który właśnie zdołał złapać kafel i szybko zawrócił. Tłuczek pozostał z tyłu. George ponownie uderzył w niego, z całej siły.

Wtedy to się stało.

Ron patrzył na zbliżającego się ścigającego Krukonów i kafel, który tamten miał w ręku. Był na tym tak bardzo skoncentrowany, że nie zauważył pędzącego na niego z pełną siłą tłuczka.

George wrzasnął coś niezrozumiałego. Fred zasłonił oczy dłońmi.

Angelina krzyknęła. Seamus otworzył szeroko oczy z przerażeniem.

Wszystkie dźwięki zamilkły i czas zaczął zwalniać – to przypomniało Harry'emu chwilę, kiedy Peter Pettigrew rzucił na niego Zabijające Zaklęcie.

Ale tym razem Harry już zerwał się na nogi. Ręką już sięgał do paska, gdzie była przyczepiona jego różdżka.

W następnej chwili tłuczek uderzył Rona w skroń. Chłopiec prawie natychmiast zalał się cały krwią. Świeżą, jasnoczerwoną krwią. W jego oczach pojawił się ból, potem straciły blask i zamknęły się.

Działo się to jak we śnie. Albo jakby Harry oglądał film w zwolnionym tempie. Ręce Rona puściły miotłę, stracił równowagę i zaczął spadać. Miotła wyślizgnęła się spod niego.

I nagle wszystko wróciło do normalnego tempa.

Harry wyciągnął różdżkę. Wskazał nią na spadającą postać i krzyknął z całej mocy:

Wingardim leviosa!

To zaklęcie zawsze jako pierwsze przychodziło mu na myśl. Na szczęście. Ciało Rona zawisło w powietrzu, tylko kapiące krople krwi wskazywały, że działa tutaj zjawisko zwane grawitacją.

– Możesz go wypuścić, Quiet. Dyrektor już się nim zajmuje. – Harry nagle usłyszał głos Severusa i poczuł jego dłoń na ramieniu.

Dłuższą chwilę trwało, zanim zrozumiał, co Severus do niego mówił. Opuścił powoli swoją różdżkę, ale dopiero kiedy zobaczył, że ciało Rona dociera bezpiecznie na ziemię, zwolnił magiczną kontrolę. Opadł na ławkę w lekkim szoku.

Kiedy Severus objął go ramieniem, poczuł, że trzęsie się gwałtownie.

– Dobrze się czujesz? – Ponownie usłyszał zatroskany głos. Tylko skinął głową w odpowiedzi. Jeszcze nie ufał swojemu głosowi.

Siedzieli przez chwilę bez ruchu. Severus trzymał Harry'ego w ciszy. Kiedy wreszcie był w stanie rozluźnić się i otworzyć oczy, pierwszą rzeczą, jaką zauważył, był czerwony policzek Severusa. Wypuścił swojego ojczyma i rozejrzał się po dziwnie cichym otoczeniu.

Wszyscy w szkole patrzyli na niego. Wszyscy, bez wyjątku. Severus przy pomocy swoich wściekłych spojrzeń próbował – bezskutecznie – zmusić ich do odwrócenia wzroku, ale działało to tylko na pierwszorocznych i młodych Ślizgonów, pozostali gapili się na nich w niemym szoku.

– Na co tak patrzą? – wyszeptał zdenerwowany Harry.

– Na ciebie. I na mnie, oczywiście – wysyczał gniewnie Severus. Harry cieszył się, że złość Severusa nie jest skierowana na niego.

– Ale… dlaczego? – Przełknął ślinę.

Severus spojrzał na niego z powagą.

– Byłeś niesamowicie, niewyobrażalnie szybki, Quiet. Nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek zareagował tak szybko. Nawet dyrektor. Nadal byliśmy pod wrażeniem tego, co się działo, kiedy ty już stałeś z różdżką w ręku i ratowałeś Weasleya przed upadkiem. Wszystko stało się w ciągu pięciu czy sześciu sekund, nie więcej.

Harry potrząsnął głową, by rozjaśnić umysł.

– Mnie wydawało się, że to trwa o wiele dłużej. Prawie minuty. Zupełnie jak… – Harry przerwał, kiedy zauważył nadal patrzących na nich uczniów i nauczycieli. – Chodźmy. Nienawidzę, kiedy się na mnie ktoś tak gapi. Robi mi się niedobrze. – Wstał i pośpieszył do wyjścia. Severus podążył za nim.

Jego poruszenie przerwało ciszę. Głośne uwagi wypełniły pole do quidditcha i trybuny: pytania i zaskoczone komentarze. Nie tylko na temat szybkiej reakcji Harry'ego, ale również na temat reakcji znienawidzonego Mistrza Eliksirów. Nikt nigdy nie widział, aby kogokolwiek wcześniej dotykał, nie wspominając już o obejmowaniu! Zachował się jak człowiek. Jak każdy inny człowiek na ziemi. Niektórzy uczniowie byli wystraszeni, inni zaszokowani.

W rzeczywistości tylko jedna osoba, z wyjątkiem nauczycieli, zauważyła szybkość reakcji Harry'ego. Ale nie było już jej na boisku. Podążała za swoim nieprzytomnym chłopakiem w stronę skrzydła szpitalnego, tuż za Dumbledore'em.


– Severusie!

Severus podniósł wzrok na Harry'ego, stojącego u przeciwległego końca biurka.

– Tak, Quiet?

– Chciałeś mi coś powiedzieć. Przed meczem.

Severus zamknął oczy i zastanowił się.

– Och. Już pamiętam. Zastanawiałem się tylko nad twoimi ocenami.

– Tak?

– Są zdumiewające.

Harry westchnął i usiadł na biurku, nie bacząc na potępiający wzrok Severusa.

– Zastanawiasz się dlaczego? Nie robię nic poza nauką. Staram się nie spędzać zbyt wiele czasu z tak zwanymi przyjaciółmi, a ty zawsze pracujesz. Co mam robić? Uczę się.

Severus również westchnął.

– Starasz się unikać przyjaciół z powodu wizji?

Harry prychnął z irytacją.

– Można tak powiedzieć.

– Rozumiem.

Popatrzyli na siebie, smutek był prawie namacalny pomiędzy nimi.

– Przykro mi, Ha… Quiet.

Harry nie odpowiedział, tylko wziął do ręki zdjęcie. To była ulubiona fotografia Severusa, zawsze stała na jego biurku. Na tym zdjęciu byli we dwóch, grali w szachy, pogrążeni w myślach. Żaden z nich nie zauważył, kiedy dyrektor wszedł z aparatem. Severus uwielbiał to zdjęcie. Postacie na nim były prawie nieruchome, skupiały uwagę na szachownicy. To było dla nich takie charakterystyczne: silna koncentracja, wyraz powagi na twarzach, spokojne ruchy. Harry uważał, że to wyjaśniało, dlaczego potrafili żyć w tak doskonałej, pokojowej koegzystencji. Zazwyczaj Harry nie przeszkadzał Severusowi, spędzał popołudnia w bibliotece, po kolacji pomagał mu w eksperymentach, potem czytał, podczas gdy Severus sprawdzał wypracowania lub klasówki. Czasami prowadzili długie rozmowy na poważne tematy, które zazwyczaj wynikały z nauki Harry'ego.

I czasami grali w szachy.

– Chcę cię o coś prosić – westchnął w końcu Harry. Severus, który w międzyczasie wrócił już do swojej pracy, podniósł zaskoczony głowę i czekał, aż Harry dokończy. – Chcę, żebyś uczył mnie mrocznych sztuk.

Nagle wyraz twarzy Severusa zmienił się diametralnie i mężczyzna kilkakrotnie otwierał usta, zanim wreszcie odezwał się:

– Co?

Harry uśmiechnął się szyderczo.

– Słyszałeś. Chcę uczyć się mrocznych sztuk.

– Nie będziesz – powiedział Severus i ścisnął pióro tak mocno, że aż się złamało. – Nie będę ciebie uczył mrocznej magii. Nigdy. I nie używaj tego głupiego słowa „sztuka". Mroczna magia nie jest sztuką. To jest broń. Bardzo odrażająca broń.

Uśmieszek Harry'ego jeszcze się pogłębił i chłopiec przysunął się bliżej.

– Ale uważam, że potrzebuję tej nauki, jakkolwiek chcesz to nazywać. Muszę się tego nauczyć.

– Nonsens, Quiet. Nie potrzebujesz tego i koniec. Nigdy nie będę cię uczył mrocznej magii. I nigdy nie pozwolę, abyś zmienił szkołę, jeśli chciałbyś zaproponować podobną głupotę.

Harry przełknął ślinę i ponownie rozważył ostrożnie, co chciał powiedzieć – i szczególnie jak.

– Słuchaj, Severusie… Zacząłem czytać pamiętnik Quietusa.

Snape nagle upuścił złamane pióro i spojrzał na Harry'ego. Z lękiem?

– Jak mogłeś to zrobić?

– Napisał go dla mnie.

Efekt słów był natychmiastowy i szokujący. Szczęka Severusowi opadła, oczy rozszerzyły się i ukazały bezdenną czarną głębię.

– To niemożliwe – wyszeptał. – Nie wiedział o tobie!

Harry przytaknął.

– Dokładnie. Nie wiedział, ale zaczął pisać pamiętnik po proroctwie Trelawney. Wywnioskował z niego, że będzie miał dziecko i chciał, aby w razie jego śmierci jego dziecko go poznało. Napisał, że dał ci wraz z nim list.

Severus potrząsnął głową, ale przez dłuższą chwilę nie powiedział ani słowa.

– Nie – powiedział wreszcie. – Nie dał mi żadnego listu. Może dlatego, że jego śmierć była zbyt nagła i nie wiedział o tobie. Znalazłem to pomiędzy jego książkami i wiedziałem, że to pamiętnik, który pisał przez lata i ja… – Severus westchnął głośno. – Jak udało ci się go przeczytać? Napisy są niewidoczne.

– Zaczarował go z pomocą Li… mojej matki. Tylko on i ja jesteśmy w stanie go przeczytać.

– Jasna cholera – wymamrotał Severus. – Jak ja nienawidzę tych wszystkich sekretów i przepowiedni!

Harry skulił się w duchu. Zgadzał się z Severusem, przepowiednia w końcu sugerowała jego śmierć.

– Zacytował również przepowiednię. Mówi ona, że to ja mam pokonać Voldemorta.

– Nie. – Odpowiedź Severusa była natychmiastowa i ostra.

– Ależ tak. Mówi ona: twój potomek będzie musiał go pokonać by pozostać. – To była trochę przeredagowana wersja przepowiedni, ponieważ Harry nie chciał przerazić Severusa możliwością swej śmierci.

Severus oparł głowę na dłoniach.

– Dlaczego ty? Dlaczego zawsze ty? Czemu nie dostaniesz w końcu trochę spokoju?

Harry zamarł, potem uśmiechnął się smutno.

– Jestem Chłopcem Który Przeżył, nie pamiętasz? Najnowszą znakomitością Hogwartu! Synem najpotężniejszego jasnego czarodzieja tego stulecia! – Jego słowa były tak pełne goryczy, że Severus aż zamrugał. Nigdy nie widział, żeby Harry był tak zdesperowany.

– Prze… przepraszam, Harry.

– Nie musisz. To nie twoja wina. To wina tego życia. Mojego przeznaczenia. Nie wiem, czyja to jest wina, ale z pewnością nie twoja.

Severus pokiwał głową.

– Więc obowiązek pokonania go nadal spoczywa na tobie. – Nie czekając na odpowiedź, Snape powiedział: – W takim razie dobrze. Nauczę cię mrocznej magii, ale nie w praktyce. Tylko w teorii. Chcę byś ją zrozumiał, ale nie możesz żądać, abym zmienił cię w idealnego Śmierciożercę!

– Czy to wystarczy?

– Będzie musiało. Nie możesz pokonać mroku mrokiem. Czyniąc w ten sposób, możesz stać się nowym Czarnym Panem. Musisz pokonać mrok światłem.

– Więc naucz mnie rozumieć naturę mroku.

– Jeśli nalegasz…

– Nalegam.

– Dobrze więc, synu. Ale nie jestem szczęśliwy z powodu twojej decyzji.

– Ani ja. Ale nie widzę innego wyjścia.


Jak na gust Harry'ego, w skrzydle szpitalnym było zbyt jasno i sterylnie. Nie znosił tego miejsca z całego serca, zbyt dużo czasu spędzał tutaj każdego roku.

Poruszał się powoli, nie chciał obudzić Rona, na wypadek gdyby ten spał. Podchodząc na palcach do jedynego zajętego łóżka, zobaczył rudą czuprynę na poduszce.

To był Ron.

Harry po raz setny przeklął siebie za przyjście tutaj i niepokojenie Rona, ale miał nadzieję, że może teraz uda się wreszcie zawrzeć pokój pomiędzy nimi. Przynajmniej zawieszenie broni, po tym nieszczęśliwym upadku Rona.

Harry wiedział, że wszyscy byli świadomi, jaką rolę odegrał w ocaleniu Rona. I wiedział, że Hermiona już zdążyła opowiedzieć swojemu chłopakowi, co się stało dwa dni wcześniej. (Powiedziała mu, że Ravenclaw wygrał, ponieważ Cho okazała się lepszym szukającym. Harry uśmiechnął się tak dumnie, jakby był przynajmniej chłopakiem Cho, albo nawet samą Cho.)

Nie rozmawiał z nią zbyt długo. Zdążyła mu jednak podziękować za jego szybką reakcję i chęć uratowania chłopaka, który nienawidził go równie mocno jak Malfoy. Harry długo nie odpowiadał, tylko westchnął. Ale w końcu otworzył usta.

– Zrobiłem to dla ciebie, Hermiono – powiedział, uśmiechając się złośliwie. – Już ci mówiłem, że nie będę z tobą chodził. Nie jesteś w moim typie. Wolę mniej inteligentne dziewczęta.

Reakcja Hermiony sprawiła, że uśmiechnął się jeszcze szerzej. Z gniewem wzięła się pod boki.

– Nie umówiłabym się z tobą nawet gdybyś był jedynym facetem na ziemi!

– To prawdziwa ulga, moja droga. – Harry ukłonił się jej i oboje wybuchnęli śmiechem.

Harry uśmiechnął się na myśl o tej rozmowie. Hermiona nadal należała do grona jego najlepszych przyjaciół.

Podszedł ostrożnie do łóżka.

Ron poruszył się, najwyraźniej usłyszał ciche kroki i odwrócił głowę w stronę Harry'ego. Najpierw nie rozpoznał wysokiego, ciemnowłosego czarodzieja: światło było zbyt ostre i Ron potrzebował trochę czasu, aby odzyskać wzrok. Ale kiedy jego wzrok już się przyzwyczaił, na jego twarzy pojawił się, jak zresztą zawsze, paskudny uśmieszek.

– Och, widzę, że mój zbawca przyszedł przedstawić mi rachunek na swój bohaterski czyn. – Rudowłosy chłopak usiadł i spojrzał z nienawiścią na Harry'ego. – Przykro mi, nie jestem ci wdzięczny, mały padalcu. Wiem, że mam wobec ciebie dług życia i obiecuję, że postaram się go jakoś spłacić, ale wątpię, abym kiedykolwiek miał zmienić o tobie zdanie – wysyczał, mrużąc oczy. – Nie wiem dokładnie, co ty planujesz, ale nigdy nie zdobędziesz miejsca Harry'ego. Nawet jeśli wszyscy inni, włącznie z Hermioną, pozwolą ci je zająć! Nigdy! – Ostatnie słowo wykrzyknął ze złością i położył się. – Teraz możesz sobie iść, ty żałosna podróbko człowieka. Zostaw mnie w spokoju i nigdy nie wracaj.

Harry zamarł. Nie był w stanie się poruszyć, nie był w stanie myśleć. Czuł jakby jego serce zamarzło. Podniósł rękę, aby przerwać Ronowi, nawet otworzył usta, ale nie był w stanie nic powiedzieć, nic zrobić.

– Panie Snape? Proszę ze mną. – Usłyszał głos McGonagall. Starsza czarownica stała w drzwiach, przyglądając się dwóm wrogom. – Gryffindor traci dwadzieścia punktów za te okrutne i niesprawiedliwe słowa, panie Weasley. Spodziewałam się po tobie czegoś więcej.

Harry wymamrotał niepewne „na razie" do Rona, który nie zareagował. Następnie podążył za falującymi czerwonymi szatami, zastanawiając się czy Severus nauczył się chodzić w taki sposób od starszej kobiety. McGonagall zaprowadziła go do gabinetu dyrektora. Hasłem nadal było „Knot". Wraz z każdym krokiem w Harrym narastało złe przeczucie.

Nie chciał być obwołany bohaterem, nie chciał być pytany o szybkość rzucania zaklęć. Wszystko, czego chciał, to powrócić do lochów, do swoich książek i lektury – albo do przygotowywania eliksirów z Severusem, aby ukoić nerwy.

Ale w gabinecie nie nastąpiło nic z tego, czego się spodziewał. Nie było żadnych pytań i oczekiwania odpowiedzi. Była za to grupka rudowłosych ludzi obejmujących go i ściskających mu dłoń z radością.

Za to wszyscy byli bardzo wstrząśnięci, pomyślał Harry, patrząc na ich twarze to tym, jak tylko odzyskał przytomność. Cielesny kontakt był zbyt nagły i zemdlał w uścisku pani Weasley. To Hermiona wraz z bliźniakami uratowała jego bezwładne ciało z uścisku kobiety i opowiedziała rodzinie Weasleyów o jego reakcji na dotyk.

Wreszcie usiadł i spojrzał na swoją pierwszą prawdziwą i ulubioną rodzinę. Nie było wszystkich: Percy i Charles nie przyszli, ale Fred i George byli obecni i szczerzyli się jak wariaci. Pan Weasley przyglądał się mu z mieszaniną ciekawości i akceptacji, pani Weasley nadal była w szoku z powodu nieoczekiwanej reakcji Harry'ego, Bill przyglądał mu się uważnie, a dwie dziewczyny uśmiechały się ciepło.

Wszystko to nie okazało się szczególnie nieprzyjemne i Harry zdobył się na lekki uśmiech.

– Więc, Roniaczek znowu zachował się jak dupek – zaczął George. Harry nie odpowiedział, McGonagall prychnęła jednak głośno.

– Po tym, co usłyszałam w skrzydle szpitalnym kilka minut temu, myślę, że mogę zrozumieć tę bójkę pomiędzy tobą a panem Weasleyem we wrześniu, panie Snape. Poszło o to samo?

Harry wzruszył ramionami.

– Mamy swoje nieporozumienia, proszę pani – powiedział wreszcie. – Ale to są sprawy pomiędzy nim a mną i nie chcę o tym mówić pod jego nieobecność.

McGonagall uniosła brwi.

– Naprawdę? W takim razie spotkamy się w moim gabinecie w piątek, po obiedzie. Odbędziemy rozmowę z panem Weasleyem.

Harry zmarszczył brwi, ale przytaknął. Nie cieszył się na tę rozmowę. Zapewne pogorszy ona tylko sytuację pomiędzy nimi.

– Chcieliśmy podziękować ci za twoją… eee… przytomność umysłu – powiedział w końcu pan Weasley. – Bliźniacy powiedzieli nam, że działałeś szybko i bez wahania. Chociaż, jak słyszałem od bliźniaków, a teraz również od profesor, nie byliście w najlepszych stosunkach.

Harry zaśmiał się krótko, odchylając się w tył.

– To mało powiedziane, panie Weasley. Chociaż ja starałem się wielokrotnie pokonać jego nienawiść, ale on najwyraźniej nie potrafi zapomnieć, że jestem Snape'em. – Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał ze smutkiem na mężczyznę.

– A po tym co zrobił ci Percy, ty miałeś całkowite prawo nienawidzić jego i Rona – dodał Fred, a jego rodzice zaczerwienili się.

– Charles przesyła pozdrowienia – oświadczył wreszcie Bill. – A obaj chcieliśmy przeprosić za zachowanie Percy'ego i Rona.

Harry opuścił dłonie i oparł je na kolanach.

– Nie musicie. To nie wasza wina. A co do uratowania Rona – zrobiłbym to dla każdego.

– Jesteś pewny, że jesteś Snape'em? – zapytał nagle Bill i mrugnął znacząco.

Harry zrobił się czerwony z gniewu.

Jestem Snape'em. A jeśli chciałeś powiedzieć, że mój ojciec jest tylko ohydnym Śmierciożercą, który zasłużył na każdą torturę, jakiej doświadczył w swoim życiu, to powiem ci, że jesteś w błędzie! – Harry zerwał się na nogi, z twarzą wykrzywioną z gniewu. – Może i nie jest najmilszym człowiekiem na świecie, ale nie jest „żałosną namiastką człowieka" jak twój ukochany brat zwykł mówić o nim i nawet o mnie! Wielokrotnie ratował życie Harry'ego Pottera, nie wspominając o ludziach, których ocalił, będąc szpiegiem! Nie masz prawa robić jakiś aluzji czy złośliwych uwag na jego temat!

– Quietus! – Poważny głos dyrektora przerwał tyradę Harry'ego. – Nikt nie chciał urazić twojego ojca.

– Naprawdę? – Harry powiedział ostro. – Mnie się inaczej wydawało. – Ale usiadł i spojrzał pogardliwie na Billa.

– Przepraszam – mruknął Bill, zawstydzony. – Ale wiesz…

– Wie – powiedziała Hermiona nagle. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. – Usłyszał moją rozmowę z Ronem, kiedy on… on powiedział mi o waszej rodzinie. – Przełknęła ślinę i zacisnęła wargi.

Dyrektor i McGonagall spojrzeli na nich pytającym wzrokiem.

– Wątpię czy ojciec wie, że Galvany'owie byli waszą rodziną – powiedział spokojnie Harry. – Kiedy o nich mówił nigdy o tym nie wspominał.

– To nie Thomas Galvany, tylko jego żona. Ona była moją siostrą – powiedziała ze smutkiem pani Weasley. – Ale byli Śmierciożercami. Oboje: Thomas i Nelly. Ja… ja nie chciałam o tym mówić Ronowi czy dzieciom… ale oni… w pewien sposób na to zasługiwali.

– Ale twoja siostra… Ona była Gryfonką! – wykrzyknęła Ginny.

– To naprawdę nie ma znaczenia, kochanie. – Pani Weasley potrząsnęła głową, a jej mąż pokiwał głową. – Sam Wiesz Kto ma zwolenników z każdego domu.

Harry westchnął.

– Zostali zabici, ponieważ szpiegowali dla Ministerstwa i Voldemort to odkrył.

– Kochanie, nie musisz ich tłumaczyć – powiedziała spokojnie pani Weasley.

– Nie tłumaczę ich. Tylko powtarzam to, co powiedział mi Severus – powiedział Harry i podsumował w kilku słowach to, co usłyszał kilka tygodni wcześniej.

W pokoju zaległa ciężka cisza, kiedy raptem drzwi zaskrzypiały i ukazał się w nich Severus.

Cisza jakby jeszcze się pogłębiła i Severus zatrzymał się w progu.

– Przeszkadzam? – zapytał po długiej przerwie.

Harry stanął obok niego.

– Rozmawiamy o Galvanych – oświadczył i dumnie wyprostowany stanął przy boku Mistrza Eliksirów, pokazując, że w każdej chwili jest gotowy go bronić.

Nikt nie powiedział ani słowa.

– Oni byli krewnymi pani Weasley – dodał wreszcie Harry. – To jest głównym powodem nienawiści Rona.

Snape tylko skinął głową, słysząc słowa Harry'ego i spojrzał niespokojnie na dyrektora, jakby szukając pomocy.

– Nikt cię nie obwinia, Severusie. – Dumbledore przerwał długą ciszę.

– Sam siebie winię, Albusie – wysyczał Snape, ale nie poruszył się.

– To było dawno temu. To nie była twoja wina. I tak by zginęli. Sami wybrali taką drogę, byli dorośli i powinni byli znać konsekwencje. – Słowa pani Weasley brzmiały poważnie i stanowczo.

– Ich dzieci były niewinne – oświadczył zmęczonym głosem Snape.

– I tak by zginęły – powiedział pan Weasley.

– To nie ma znaczenia. To ja je zabiłem, nie ktoś inny.

Słowa te zadudniły w ciszy jak spadające głazy.

– Odpokutowałeś za swoje błędy, Severusie – westchnęła pani Weasley.

– Nigdy nie będę w stanie odpokutować za swoje grzechy, pani Weasley – odparł Snape, ale nie wyszedł. Odwrócił się do Dumbledore'a. – Albusie, myślę, że już czas, abym złożył rezygnację.

Harry poczuł, jak jego serce zamiera.

– Dlaczego, Severusie? – wykrzyknął z rozpaczą.

– Nie sądzę, żebym powinien uczyć dzieci, którym wymordowałem krewnych. Moją jedyną wymówką, dyrektorze, jest to, że nie wiedziałem o tym. – Spojrzał zdecydowanie na starszego mężczyznę.

Ponownie zaległa głucha cisza. Ale tym razem jeszcze głębsza i bardziej nieprzyjemna niż poprzednio.

Dumbledore spojrzał na zszokowaną rodzinę. W końcu odezwał się pan Weasley:

– Nie wiem, co planujesz, Albusie, ale chciałbym coś powiedzieć. – Spojrzał na dyrektora, który skinął głową. Pan Weasley mówił dalej: – Po pierwsze wszyscy jesteśmy winni wam obu przeprosiny za zachowanie moich dwóch synów. To, co zrobił Percy i to, co powiedział Ronald jest niewybaczalne. A żaden z was nie zrobił nic przeciwko nim czy mojej rodzinie, chociaż według mnie mieliście do tego prawo. Po drugie, ty, Severusie, uratowałeś wielu ludzi podczas pierwszej wojny i dobrze pamiętam, jak to ty ostrzegałeś nas wielokrotnie, kiedy Sam Wiesz Kto planował ataki na nielojalne rodziny czystej krwi. To tobie zawdzięczany, że przeżyliśmy pierwszą wojnę. Po trzecie, wszyscy doskonale wiemy, że wielokrotnie ratowałeś życie Harry'ego, a Harry był dla nas jak członek rodziny, był dla mnie jak syn. – Przerwał i głęboko wciągnął powietrze, zanim dokończył. – W każdym razie, jeśli opuścisz szkołę, będziesz w niebezpieczeństwie, a twój syn pozostanie tutaj sam, bez twojej pomocy. Nie wspominając o tym, że profesor Dumbledore będzie musiał znaleźć wykwalifikowanego Mistrza Eliksirów w samym środku roku szkolnego, którego lojalność nie będzie pewna i którego profesjonalizm zapewne nie wystarczy do robienia potrzebnych eliksirów nie tylko dla pani Pomfrey, ale również dla Zakonu.

Dumbledore uśmiechnął się do mężczyzny i zwrócił się do Severusa:

– Artur ma rację, Severusie. Nie mogę przyjąć twojej rezygnacji. W każdym razie nie teraz. Potrzebujemy cię tutaj przynajmniej do końca wojny.

Snape uśmiechnął się ironicznie.

– Więc chcesz, abym pozostał tu do końca swoich dni, dyrektorze?

Dumbledore zachichotał i nawet niektórzy Weasleyowie się uśmiechnęli.

– Nie jesteś zbyt pesymistyczny, przyjacielu?

Severus skulił się lekko, ale nie uśmiechnął się.

– Mówiłem poważnie, Albus.

Harry odwrócił się do niego i chwycił jego rękę.

– Pan Weasley i dyrektor również mówili poważnie. Potrzebujemy ciebie – powiedział, potem dodał niepewnie: – Tato?

Kiedy Severus nadal nie dawał żadnego znaku, że godzi się z sytuacją, pani Weasley podeszła do niego.

– Tutaj trwa wojna. Musimy nauczyć się wybaczać i zapominać, by zjednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi. Nie możesz teraz odejść. Tutaj jest twoje miejsce. Ja, my wybaczamy tobie… Severusie – powiedziała i wyciągnęła rękę w jego stronę.

Snape spojrzał na kobietę stojącą przed nim.

– Jeśli nalegasz… – rzekł z goryczą w głosie i przyjął wyciągniętą dłoń.

I wtedy stało się coś, czego Harry nigdy by się nie spodziewał: wszyscy obecni Weasleyowie podeszli do Mistrza Eliksirów i kolejno uścisnęli mu dłoń.

Bitwa została wygrana.