Wersja z dnia: 18.07.2011


15. ZNOWU HOGSMEADE

– Więc, jak podsumujesz różnicę pomiędzy jasną a mroczną magią?

Harry westchnął i postarał się przypomnieć sobie wszystko, co czytał na ten temat w ciągu ostatniego tygodnia. Severus dał mu wiele materiałów o mrocznej magii do przeczytania i zapamiętania: dwie wielkie księgi, kilka artykułów i monografii. Spędził cały swój wolny czas na czytaniu i robieniu notatek. Ale ilość tylko utrudniła mu podsumowanie.

– Myślę, że między nimi jest tylko jedna wielka różnica – powiedział w końcu po kilku minutach. – Intencja.

– Bardzo dobrze. Czy możesz to wyjaśnić bardziej szczegółowo?

– Jasne. Nie możemy mówić o jasnej czy mrocznej formie magii, to nie magia jest jasna czy mroczna, wszystko zależy od jej użytkownika.

Snape zmarszczył brwi.

– A co w takim razie z Niewybaczalnymi?

Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.

– Zupełnie o nich zapomniałem!

– Cóż, postaraj się znaleźć odpowiedź teraz. Jestem pewny, że sporo na ich temat czytałeś.

– Tak, to prawda… – Harry podkurczył nogi i objął je ramionami. Znajdowali się w bawialni swoich kwater, Harry siedział na sofie, podczas gdy Severus zajmował swój ulubiony fotel. – Myślę, że problem w tym, że nie można ich użyć w jasnym celu. Chodzi mi o to, że nie można osiągnąć pozytywnych wyników z ich pomocą. One tylko powodują ból lub śmierć.

– A co z Imperius?

Harry zamknął oczy, pogrążony w myślach.

– Myślę, że Imperius również jest formą przemocy. Gwałtu dokonanego na wolnej woli. – Nagle otworzył oczy. – Ale teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego Tormenta jest jasnym zaklęciem. Przecież można nim tylko krzywdzić i powodować ból!

– Dobre pytanie, Quiet. – Severus przytaknął poważnie. – Nie czytałeś nic na ten temat, prawda?

– Nie. W książce były tylko mroczne zaklęcia i nie znalazłem Tormenta pomiędzy nimi.

– Ponieważ Tormenta nie jest mrocznym zaklęciem.

Zirytowany Harry splótł ręce na piersiach i spojrzał na Snape'a .

– Nie zgadzam się.

– Nie musisz się zgadzać. Tormenta było, a właściwie jest, jasnym zaklęciem od wieków. Dopiero w tym stuleciu, podczas ostatniej wojny stała się jasnym odpowiednikiem Cruciatus. Pierwotnie służyła celom pedagogicznym.

– Och, teraz rozumiem motywy Figg, kiedy rzucała je na mnie! – powiedział Harry sarkastycznie.

– Quiet. Po pierwsze: w przeszłości kary fizyczne były normalną częścią edukacji. Po drugie: trening aurorów wymaga również treningu fizycznego, aby wykształcić odpowiednią wytrzymałość u przyszłego aurora, który musi umieć znosić ból tak samo jak zmęczenie, rozgłos i inne. Tormenta jest zwykłym narzędziem, potrzebnym do osiągnięcia celu.

Harry wzruszył ramionami.

– Nadal nie widzę różnicy pomiędzy Cruciatus a Tormenta.

– Jest wiele różnic. Widzisz, Tormenta nie ma żadnych fizycznych skutków, nawet w przypadku wielokrotnego rzucania, podczas gdy pojedynczy Cruciatus powoduje lekkie obrażenia nerwów i mięśni. Nie wspominając o tym, że te efekty się kumulują, więc wielokrotne użycie Cruciatus może spowodować poważne, a często nawet nieodwracalne psychiczne i fizyczne dolegliwości.

Harry spojrzał mu w oczy.

– Czy to dlatego rzuciłeś ją na mnie, kiedy…?

Snape pobladł.

– Częściowo, tak. Ale są jeszcze inne różnice. Mogę kontynuować?

Harry jedynie skinął głową i Snape wyjaśniał dalej.

– Przed Tormenta można się osłonić, podczas gdy nie istnieje żadna tarcza, która powstrzymałaby Cruciatus czy inne Niewybaczalne. Możesz użyć tarczy, aby je osłabić, ale nie możesz całkowicie ich zablokować.

Harry pochylił się po przodu i przytaknął.

– Po trzecie: działanie Tormenta nie może zostać zwiększone, nawet w połączeniu z innymi narzędziami torturowania czy eliksirami. To zaklęcie nie ma żadnego wpływu na system nerwowy: po pewnej ilości bólu ofiara traci przytomność. Natomiast Cruciatus w połączeniu z innymi zaklęciami i eliksirami nie pozwala ofierze utracić przytomności.

– Rozumiem – powiedział Harry wzdychając ciężko. – A co z innymi zaklęciami torturującymi? Myślę, że znam ich całkiem sporo, osobiście się z nimi zaznajomiłem.

– Słuchaj. Użycie zaklęć torturujących, włącznie z Tormenta, kiedy nie służy pedagogicznym celom, jest surowo karane, ale nie są one Niewybaczalne, które karze się dożywotnim więzieniem czy pocałunkiem dementora. Ich natura jest o wiele gorsza i obrażenia są o wiele trudniejsze do naprawienia.

Harry pokiwał głową.

– Myślę, że na dzisiaj wystarczy, Quiet. Dam ci kolejną książkę do przeczytania na następny tydzień. To byłaby książka, którą przeczytałbyś na samym początku, jeśli to ja dostałbym tę przeklętą obronę – wymamrotał, uśmiechając się drwiąco. – Starałem się przekonać do niej Arabellę, ale ona ma swoje własne pomysły…

– Jest raczej dobra – powiedział poważnie Harry. – Cóż, nie lubi mnie, ale jest prawie tak dobra jak był Lupin. Nigdy wcześniej jej o to nie podejrzewałem, kiedy siedziałem u niej w domu z tymi jej kotami, ale… jest w porządku.

Snape prychnął, ale nie skomentował słów Harry'ego. Zaległa głęboka cisza pomiędzy nimi. Severus wstał, podszedł do regału z książkami i wyjął z niej książkę. Ale zanim zdążył ją otworzyć, Harry zdecydował się zadać mu pytanie, z którym zwlekał już od tygodnia.

– Severus, jak można przekonać dziewczynę, że… że ją się lubi?

Książka prawie wypadła Snape'owi z ręki. Odwrócił się na pięcie. Wyglądał na tak zszokowanego, jak jeszcze nigdy wcześniej. Harry uśmiechnął się do niego głupawo i kręcił się niespokojnie na swoim miejscu.

– Czemu o to pytasz? – zapytał Snape.

– Cóż, myślę, że to oczywiste – odparł Harry i przełknął ślinę. Jego skrępowanie wzrastało z każdą chwilą. – Jest dziewczyna i… i ja nie wiem… ja… – Nie mógł mówić dalej. Zrobił się zupełnie czerwony i odwrócił wzrok od mężczyzny stojącego przed nim.

W między czasie Severus zdołał odzyskać panowanie nad sobą i usiadł ciężko na swoim ulubionym krześle.

– Czy nie moglibyśmy jednak powrócić do kursu mrocznej magii? – zapytał.

Harry'emu szczęka opadła.

– Żartujesz? – rzekł, nie wierząc własnym uszom.

– Jeśli chcesz profesjonalnej pomocy w mrocznej magii, mogę pomóc. Ale nie sądzę, żebym był odpowiednią osobą do udzielenia odpowiedzi na twoje ostatnie pytanie dotyczące dziewcząt.

– Wolisz mężczyzn? – Harry parsknął cichym śmiechem.

– Nie bądź bezczelny, Quiet. Nikogo nie wolę. Od lat.

W głosie Snape'a było coś, co kazało Harry'emu natychmiast przestać się z nim drażnić.

– Przepraszam – mruknął. – Ja tylko… ja tylko mam pewne problemy i pomyślałem, że możesz mi udzielić jakiejś rady.

– Dotyczącej czego?

– Dotyczącej dziewczyny, którą zdołałem zrazić swoim zachowaniem.

– Co zrobiłeś?

– Byłem podejrzliwy – powiedział smutno Harry. – Po swojej wizji byłem tak paranoiczny, że odepchnąłem ją. Wciąż ją omijałem i unikałem, aż wreszcie jej się znudziło i odesłała z powrotem mój prezent gwiazdkowy poprzez swojego brata.

Severus uniósł brew.

– Więc to ona była tymi tajemniczymi „innymi", do których chciałeś wysłać prezent nową sową!

– Dokładnie. Ale ja nie chcę… jej stracić.

– Chodziliście ze sobą?

– Nie. My tylko… no wiesz. Tylko uśmiechaliśmy się i takie tam.

Snape uśmiechnął się złośliwie.

– To mógłby być interesujący związek…

Twarz Harry'ego spochmurniała.

– To nie jest śmieszne! W każdym razie nie bardziej niż twój celibat – powiedział i odwrócił wzrok w stronę kominka.

– Quietus!

Harry tylko wzruszył ramionami.

– Nie jest łatwo się przyznać, że nigdy się z nikim nie chodziło, a ty się ze mnie śmiejesz!

Tym razem to Snape westchnął.

– Cóż, przepraszam. Nie chciałem cię urazić.

Harry spojrzał na niego.

– Ja też chcę przeprosić.

– Przeprosiny przyjęte – powiedział Severus. – A kim jest ta dziewczyna, którą chcesz zdobyć?

– Lea Moon, piąta klasa, Hufflepuff.

– Tak, znam ją. Jest dość niezdarna na eliksirach.

– Cudownie. Czy zawsze oceniasz ludzi po tym, jacy są na tych twoich przeklętych eliksirach?

– Nie. – Severus uśmiechnął się. – Czasami robię wyjątki, szczególnie, jeśli mam okazję zobaczenia ich gdzie indziej.

– No dobra. Więc twoja rada brzmi: „zapomnij o dziewczynie, jest słaba z eliksirów, nigdy nie pobłogosławię waszego związku."

– Jesteś psychiczny. Możesz z nią chodzić, jeśli chcesz.

– Ale ona nie chce!

– No cóż… – Severus zamyślił się, stukając w podbródek wąskim palcem. – Powinieneś z nią jakoś porozmawiać.

– Janus powiedział, że mnie zabije, jeśli zobaczy mnie w pobliżu swojej siostry.

– Ach, Janus!

– Nie mów, że jest błyskotliwy na eliksirach, więc ma zupełną rację!

– Jesteś od niego lepszy, więc biorę twoją stronę. – Oczy Severusa zalśniły wesoło. – A co powiesz na wspólny z nią szlaban? Czyszczenie stołów i kociołków?

– To będzie bardzo romantyczna sytuacja – jęknął Harry. – Masz jakiś lepszy pomysł?

– Hej, nie zamierzam nadzorować nieskończonej liczby szlabanów zakochanych nastolatków! Ale myślę, że byłaby to dobra okazja do porozmawiania z nią i naprawienia błędów.

– Severusie, moim największy problemem jest to, że nie wiem, co jej powiedzieć. „Sorry, ale myślałem, że jesteś agentką Voldemorta, więc ciebie unikałem?"

– Możesz to zwalić na zachowanie Rona…

– Mówiąc: „Hej, byłem tak zdenerwowany z powodu Rona, że cię unikałem?" Niezbyt dobre. A Janus myśli, że chodzę z Hermioną.

– Cóż, ona…

– Wiem! Jest wyśmienita na eliksirach, byłaby lepsza od Lei! – wykrzyknął zdesperowany Harry.

– Nie. Pomyślałem, że mógłbyś jej się poradzić w tej sprawie – odpowiedział po prostu Snape. Twarz Harry'ego rozjaśniła się.

– To dobry pomysł.

– I kiedy już będziesz wiedział, co jej powiedzieć, dam wam obojgu szlaban. Dobra?

Harry uśmiechnął się z ulgą.

– Idealnie.


Harry zatrzasnął książkę z głośnym trzaskiem. Nosiła tytuł „Widząc w Mroku". To była książka polecona przez Severusa. Harry, po przeczytaniu pierwszych dwóch rozdziałów, zaczął żałować, że to nie Severus otrzymał posadę nauczyciela obrony. Książka była wyśmienita, odpowiadała na wiele pytań. I prowokowała nowe. Ale nadal miał jeszcze pracę domową do odrobienia: wypracowanie z zaklęć na temat zaklęć modyfikujących pamięć.

Nagle przyszedł mu do głowy Lockhart. Byłby idealnym przykładem do eseju na temat efektu zaklęcia Obliviate. Niestety, jako Quietus Snape nigdy go nie spotkał i nie widział, jak nieszczęsny profesor rzucił na siebie Obliviate złamaną różdżką Rona. Harry westchnął i uśmiechnął się – kolejny, niemożliwy do wykorzystania, przykład przyszedł mu do głowy. Chodziło o krótki komentarz Severusa na temat częstego używania Ognistej Whisky. Inne ostrzeżenie Mistrza Eliksirów dotyczyło seksu i stanów nieświadomości, ale żadne z powyższych nie pasowało do szkolnego wypracowania z zaklęć, pomyślał Harry z przekąsem.

Ale potem przypomniała mu się kolejna rozmowa pomiędzy nim i Severusem, jaką odbyli w Koszmarnym Dworze o odwracaniu skutków zaklęć pamięci. Zadrżał na myśl o poważnych słowach mężczyzny, który twierdził, że poświęciłby swój umysł dla Harry'ego… To była przerażająca możliwość. Harry wstał i podszedł do sekcji zaklęć w bibliotece. Było tam wiele książek i wiele o zaklęciach modyfikujących pamięć, ale Harry nie mógł niż znaleźć na temat jej przywracania. Przebiegał palcem wzdłuż tomów, czytając każdy tytuł. Czasami wyjmował książkę i czytał tytuły rozdziałów, ale po dwóch godzinach żmudnych poszukiwań nadal niczego nie znalazł. Westchnął i zwrócił się ze swoim problemem do pani Pince.

– Podejrzewam, że możesz coś znaleźć w dziale ksiąg medycznych, albo może psychologicznych. I nie zapomnij też o mugolskich opracowaniach, głównie tych traktujących o amnezji… – I tak dalej, niemal bez końca. Po niecałych dziesięciu minutach taszczył w objęciach prawie pięćdziesiąt tytułów, a pani Pince pozwoliła mu nawet pożyczyć trzy najrzadsze książki, zapewne by zrobić przyjemność jego ojcu.

Wrócił z naręczem książek na swoje miejsce, a po kilku minutach przyszedł Neville ze szklarni.

– Esej z zaklęć? – zapytał z niedowierzaniem. – Ale mamy jeszcze prawie dwa tygodnie na napisanie!

– Cóż, znalazłem temat, który mnie zainteresował – powiedział Harry i wskazał Neville'owi krzesło obok siebie. – Co z twoją pracą domową?

– Dobrze – odparł Neville. – Z wyjątkiem klątwy patronusa.

– To jest zaklęcie – poprawił go odruchowo Harry.

– Mówisz jak Hermiona – jęknął Neville – Gdzie ona jest? – zapytał nagle.

– Nie wiem. Wbrew powszechnej opinii nie chodzę z nią – powiedział gniewnie Harry.

– Wiem – warknął Neville. – Ale ty zachowywałeś się jak dupek w ciągu ostatnich tygodni. Coś się stało?

Harry spojrzał ze skruchą na Neville'a.

– Przepraszam. Złe wiadomości, nic więcej.

Neville przytaknął.

– Powiesz mi?

– Nie teraz. Wiem, że zachowywałem się okropnie w ciągu ostatnich tygodni, ale… ale, słuchaj, Neville, nie mogę ci powiedzieć. Może później. Nie wiem.

– Rozumiem, Quietus – powiedział łagodnie Neville. – Nie uważam, żebyś był w łatwej sytuacji i na pewno jest wiele rzeczy, o których musisz pamiętać. Nie możesz nam mówić wszystkiego, ale to wcale nie znaczy, że musisz nas unikać! Uważam, że Ares cię potrzebuje, zawsze szuka okazji, aby z tobą porozmawiać, ale ciebie to gówno obchodzi!

– Ja… ja – zaczął Harry, ale nie wiedział, co powiedzieć dalej.

– Nadal mu nie ufasz?

Harry spuścił głowę.

– Nie zazdroszczę ci tej sytuacji – powiedział wreszcie Neville. – Ale nadal nie sądzę, że powinieneś mnie unikać. Albo jego. To tak, jakbyś się z nami bawił.

– Nienawidzę tej sytuacji tak samo jak ty – warknął Harry. – Ale nie jest łatwo się zdecydować. Boję się, że Voldemort chce dopaść Severusa i… – Spojrzał na Neville'a, który nagle wytrzeszczył oczy. – Co?

– Ty… Ty powiedziałeś jego imię!

– Ojciec i dyrektor też je wymawiają, a poza tym zostałem wychowany przez mugoli, którzy nie obawiali się nazywać rzeczy po imieniu!

Neville wstał.

– Bardzo dobrze. Jeśli w przyszłości zdecydujesz się z nami porozmawiać…

– Hej, Neville, usiądź. Nie odchodź. Możemy napisać razem wypracowanie z zaklęć, jeśli chcesz.

Patrzyli na siebie przez minutę, wreszcie Neville usiadł.

– Dobrze. Mam teraz dużo wolnego czasu. I nadal nie dokończyłem tego eseju z eliksirów o leczniczych właściwościach tojadu.

– Mogę ci polecić dobrą książkę, jeśli chcesz. – Harry rozwinął rolkę pergaminu.

– Nie potrzeba. Mam dużo książek. Byłem po prostu zbyt leniwy, by go dokończyć.


Pod Trzema Miotłami było tego popołudnia dość zatłoczone, ale Harry nie widział nikogo ze szkoły. Tylko Hagrid siedział w ciemnym kącie, pogrążony w rozmowie z jakimś nieznajomym.

– Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego kolejne smocze jajo – wymamrotała Hermiona. Harry uśmiechnął się, przypominając sobie Norberta, norweskiego smoka kolczastego. Hagrid nadal miał głupi zwyczaj zaprzyjaźniania się z nieznajomymi i kolekcjonowania niedozwolonych zwierząt. Podniósł swoje grzane piwo kremowe do ust i napił się ciepłego napoju.

– Myślę, że możesz jej powiedzieć, że nie chciałeś jej narazić na niebezpieczeństwo. – Niespodziewanie powróciła do ich rozmowy. – To najbardziej prawdopodobny powód.

– Ale nie chcę jej mówić o takich poważnych rzeczach. Powiedziałem o tym tylko tobie, nikomu innemu. Jeśli powiedziałbym jej, że Vol… ee… Sama Wiesz Kto chce dopaść mojego ojca i Dumbledore uważa, że najprawdopodobniej zaszantażuje Severusa używając mnie…

– Ale dlaczego powiedziałeś mnie? Dlaczego ufasz mi bardziej niż jej?

To było zupełnie zaskakujące pytanie, więc Harry'ego zatkało na dobrą chwilę. Hermiona miała rację, on jako Quietus Snape nie miał powodów, aby ufać jej bardziej niż Lei, ale…

– Potter ci ufał… Severus mi o tym mówił.

– Mógł się mylić…

Kiedy Harry podniósł oczy na dziewczynę, widać było w nich smutek.

– Zbyt trudno jest nie ufać nikomu – powiedział cicho. Hermiona nie odpowiedziała, tylko przytaknęła w milczeniu.

– Tak. Ale… Przepraszam, muszę cię opuścić na chwilę. – Skinęła głową w stronę toalety.

– Oczywiście, idź. Zaczekam tu – odparł.

Patrzył za Hermioną, jak znika w tłumie, kiedy nagły głos wyrwał go z zadumy.

– Snape, chcę zamienić z tobą kilka słów. Ale nie tutaj.

To był Ron. Harry'ego ogarnęło złe przeczucie.

– Nie mam ci nic do powiedzenia – powiedział krótko i skierował wzrok z powrotem na tłum gości.

– Ale ja mam. Na osobności. Pójdziesz, czy mam zrobić awanturę tutaj?

Harry przez chwilę się wahał, ale wreszcie wstał.

– Dobra. Masz pięć minut.

– Starczy. – Ron odwrócił się i skierował się do wyjścia. Harry podążał tuż za nim. Kiedy wyszli z pubu, Harry zatrzymał się.

– Mów.

– Nie w wejściu. – Ron machnął ręką.

Nagle drzwi się otworzyły i wyszła przez nie grupka podpitych czarodziejów, prawie przewracając Harry'ego. Chłopak potrząsnął głową z dezaprobata i odsunął się. W następnej chwili znalazł się w mrocznej uliczce twarzą w twarz z wyjątkowo wściekłym Ronem.

– To już twoje ostateczne zagranie – wysyczał mu w twarz Ron. Harry odsunął się, z zakłopotaniem, malującym się na twarzy.

– O czym ty mówisz?

– Chcesz wszystkiego, wszystkiego, co kiedyś należało do mnie! Moich przyjaciół, mojego domu, mojej rodziny i teraz również mojej dziewczyny!

– Ja nie…

– Nie kłam! – wrzasnął gniewnie Ron. – Widziałem was razem.

– My tylko rozmawialiśmy. Nic więcej.

Nic więcej? A co z tym całowaniem się z nią po numerologii?

Całowaniem? – Harry nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. – Nigdy jej nie całowałem, nawet więcej: nigdy nawet nie chciałem tego robić!

– Przestań kłamać, Snape. Są świadkowie! Byliście tak zaplątani we własnych ramionach, że nawet nie zauważyliście, że nie jesteście sami!

– Hej, Weasley. Sam sobie przeczysz. To całowaliśmy się czy obejmowaliśmy? – Harry uśmiechnął się szyderczo do rudzielca. – To nie to samo!

W następnej chwili różdżka wpiła się w jego szyję tak gwałtownie, że aż miał problemy z oddychaniem.

– Więc przyznajesz się!

– Nie mam do czego się przyznać!

Ron odsunął się, ale różdżkę nadal trzymał w dłoni.

– No dobra. Zaprzeczasz. Ale ja ci nie wierzę. Nigdy ci nie uwierzę. Terry widział was razem, a potem oboje spóźniliście się na obronę.

Harry przełknął ślinę, przypominając sobie nagle. Dobry Boże! Kto by zgadł, jakie mogą być konsekwencje zwykłego przyjacielskiego zachowania? Ale nic nie mógł powiedzieć. Potrzebowałby zbyt dużo czasu, by wyjaśnić to wściekłemu i uprzedzonemu wrogowi. Skrzyżował ręce i spojrzał pogardliwie na Rona.

– Nie kocham się w twojej dziewczynie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

– Ohydny padalec. – Palce Rona stały się białe od zaciskania ich na różdżce.

Harry sięgnął po swoją własną, ale jego palce chwyciły tylko powietrze.

To jego różdżkę trzymał Ron. Zbladł.

– Oddaj mi moją różdżkę, Weasley.

– Dlaczego, mały padalcu? Chcesz rzucić na mnie klątwę? Torturować mnie? Zabić mnie, po tym jak ukradłeś mi wszystko?

– Nigdy cię nie skrzywdziłem! – wrzasnął zirytowany Harry. – Oddaj mi moją różdżkę!

– A mój nos? – kpił Ron, ze złośliwym uśmieszkiem.

– Sprowokowałeś mnie!

– Tak jak ty sprowokowałeś mnie! Przez cały rok ciągle mnie tylko prowokowałeś! – warknął na niego Ron i podszedł bliżej. Harry chciał się schylić, aby wyjąć swoją drugą różdżkę, którą miał schowaną za cholewką buta, ale nie mógł. Spojrzał swojemu byłemu przyjacielowi w szalone oczy i skulił się wewnętrznie. – Ale wiesz, są ludzie, którzy na szczęście ci nie wierzą. Którzy ciebie przejrzeli – ciągnął Ron.

– O kim…?

– Percy powiedział mi o tobie coś ciekawego. – Uśmieszek Rona poszerzył się, a jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Harry zaczynał wpadać w panikę. – O twoich bliznach na całym ciele.

Dźgnął Harry'ego w pierś różdżką, przesunął nią w stronę ramion. Harry nie mógł się poruszyć, sparaliżowany strachem. Zaczęło mu się zbierać na wymioty. Ron kłuł końcem różdżki jego ramiona i ręce.

Zaczął sypać śnieg. Płatki śniegu łaskotały go po twarzy. Harry zadrżał.

– Och, nie podoba ci się to! – Ron uśmiechnął się złośliwie i pochylił do Harry'ego. – Mogę zrobić dużo więcej niż tylko szturchać, wiesz…

Harry zbladł i zamknął przerażony oczy. Poczuł się, jakby nagle znalazł się znowu w komnacie tortur: odsłonięty, poniżony i zupełnie bezsilny.

– Zostaw mnie w spokoju – wymamrotał. Ale był przekonany, że Ron tego nie zrobi.

– Nie. Nie zostawię.

Śnieg zaczął sypać mocniej. Padało od pięciu dni, więc wszystko pokrywała gruba warstwa bieli. Zaspa sięgała Harry'emu aż do kolan. Kiedy zatoczył się do tyłu, pogrążył się w niej jeszcze bardziej. Śnieg dostał mu się do butów.

– Nie obchodzi mnie ten żałosny dług życia, padalcu – powiedział Ron. Zbliżył do szyi Harry'ego różdżkę i zerwał nią szalik. Mroźny wiatr owiał odsłoniętą skórę chłopca.

– Zostaw mnie w spokoju – powtórzył Harry, nienawidząc się za swoją przeklętą niemoc.

– Nie jesteś teraz taki odważny, co? Nie ma tutaj twojego kochanego taty, by cię uratował!

Silniejszy podmuch wiatru znów sypnął garścią śniegu na szyję Harry'ego.

– Revelo – mruknął sadystycznie Ron, a Harry był wdzięczny, że kapelusz zsunięty tuż nad oczy zasłaniał jego bliznę na czole. Ale Ron nie był zainteresowany jego czołem. Przyglądał się czerwonym liniom pojawiającym się na skórze Harry'ego. – Piękne blizny, padalcu.

Różdżka przesunęła się wzdłuż blizn. Krew Harry'ego zastygła. Nie był już w stanie otworzyć ust.

– Wiesz, istnieje bardzo fajna klątwa, która pięknie sobie poradzi z twoimi bliznami. Chcesz, żebym spróbował? – zapytał Ron, patrząc na rozszerzone źrenice Harry'ego.

Harry gwałtownie pokręcił głową.

– Percy mi o tym opowiadał. Ale chciałbym to sprawdzić w praktyce.

Ramiona Harry'ego zwisły bezradnie. Ron ponownie się do niego przysunął i wyszeptał, jakby mówił coś w sekrecie…

– Cutler.

Zaklęcie Noży. Harry pamiętał je, chociaż doświadczył go tylko raz – z ręki Severusa.

Wtedy było straszne, ale wtedy nie miał blizn na całym ciele, które wybuchnęły teraz płomieniami i Harry upadł na kolana w ataku nagłego, niewyobrażalnego bólu.

Ale nie dał Ronowi satysfakcji z krzyków, płaczu z bólu. Zacisnął zęby i otworzył oczy. Na śnieg pod nim kapała krew. Cięcia znowu się otworzyły.

A Ron nadal nie chciał skończyć zaklęcia. Harry, na wpół przytomny od palącego bólu, zebrał całą swoją wolę, sięgnął do lewego buta i wyciągnął swoją zapasową różdżkę jednym ruchem.

– Drętwota – zaskrzeczał ochrypniętym głosem.

Słyszał jak ciało Rona upada na ziemię, ale ból się nie zmniejszył. Wręcz przeciwnie, czuł, jak całe jego ubranie przesiąka krwią. Sięgnął po swój szalik leżący obok i umęczonym ruchem okręcił go wokół szyi. Ale nadal nie był w stanie wstać.

Harry podczołgał się do Rona i wyjął różdżkę swojego ojca z uchwytu chłopaka, a drugą włożył z powrotem do buta. Uklęknął.

– Enervate – wyszeptał, wskazując na Rona.

Ron poruszył się i otworzył oczy. Kiedy zrozumiał, że jest bezbronny, a jego wróg klęczy przed nim i wskazuje na niego różdżką, zbladł jak płótno.

– Mógłbym się teraz zemścić – wyszeptał Harry, czując jak powoli traci przytomność. – Ale nie zrobię tego. Jesteś gorszy od Voldemorta. Ale nie powiem Severusowi, co zrobiłeś. Zabiłby cię. Dosłownie. Ale nigdy, nigdy nie zbliżaj się już do mnie.

Pomagając sobie rękami, wstał. Świat zakręcił się, ale zignorował to. Nie spojrzał za siebie. Nie wiedział, jak dotarł do wejścia pubu.

Poczuł obejmujące go czyjeś ramię.

– To był Ron, prawda? – zapytała Hermiona.

– Nie mów Severusowi, proszę. On by go zabił. Proszę.

Nie usłyszał odpowiedzi dziewczyny.

W nędznie oświetlonej uliczce Ron siedział w zamieci, patrzył na miejsce, w którym chwilę temu leżał jego rywal.

Było czerwone. Było wściekle czerwone od krwi.

Krew.

Krew wszędzie.

Ron wyciągnął rękę i dotknął zakrwawionego śniegu, na którym klęczał jego wróg, kiedy odebrał swoją różdżkę. Nadal był ciepły i parował leciutko w lodowatym powietrzu.

Co on uczynił?

Nagle wydarzenia z ostatniego półrocza zaczęły wypełniać jego umysł.

Nie był niedobry. Nie był niesprawiedliwy. Nie był uprzedzony.

Był po prostu zły, gorszy od Czarnego Pana.

Jesteś gorszy od Voldemorta. Słowa powróciły do niego i musiał się z nimi zgodzić.

Quietus zawsze był w porządku w stosunku do niego. Starał się z nim zaprzyjaźnić. Był cichym, nieśmiałym chłopakiem, tylko z powodu jego uprzedzeń wydawał się intruzem, aroganckim bydlakiem. Uprzedzenia – względem jego ojca!

Quietus uratował Neville'a. Quietus uratował Seamusa. Quietus pobił Malfoya. Quietus ocalił nawet jego. Po tym wszystkim co powiedział i zrobił. Po tym, co Percy powiedział i zrobił. Jak mógł potraktować tego chłopaka w ten sposób? Jak mógł być tak okrutny?

Jak mógł naprawić to, co zrobił… Wyleczyć rany, jakie zadał?

Coś w jego głowie mówiło mu, że jest za późno.

I zaczął pojmować.

To co zrobił, nie było łatwe do naprawienia. O ile w ogóle było to możliwe.


Hagrid!

Nagły wrzask zaskoczył gości pubu. Rozmowy urwały się, kubki z piwem kremowym zamarły w drodze do spragnionych ust. Ładna, brązowowłosa dziewczyna stała w drzwiach z przerażeniem na twarzy.

– Hagrid, chodź! Szybko!

Półolbrzym zamrugał, słysząc rozkazujący głos, ale i tak posłuchał.

– Co się dzieje, Hermiona?

– Quiet – tłumaczyła pośpiesznie. – Zemdlał. Utrata krwi. Coś się stało! – Złapała Hagrida za rękę i pociągnęła go gwałtownie. – Szybko, proszę!

– Muszę zapłacić rachunek…

Nie! Chodź, proszę. – Znowu go szarpnęła.

Hagrid spojrzał przepraszająco na Rosmertę, która kiwnęła głową na znak zgody. Wyszli z pubu.

Śnieg dookoła Harry'ego był czerwony od krwi.

– O mój Boże! – W pierwszej chwili Hagrid nie był w stanie się poruszyć.

– Musimy zabrać go do szkoły, jak najszybciej! Możesz go nieść! – Hermiona wytrąciła go z osłupienia. – Podnieś go i chodź!

Hagrid ostrożnie wziął bezwładne ciało w ramiona i podniósł je najdelikatniej jak mógł.

– Nie musisz być taki ostrożny! Jest nieprzytomny, niczego nie czuje! – Zniecierpliwiona Hermiona szarpnęła go znów za rękaw. – Chodźmy!

Ledwo zrobili kilka kroków, kiedy zatrzymał ich chłodny głos.

– Gdzie jest Quietus?

– U mnie na rękach, profesorze – odpowiedział posłusznie Hagrid. – Jest nieprzytomny.

Snape zachwiał się. Hermiona złapała go za ramię.

– Musimy go natychmiast zanieść do pani Pomfrey!

– Co się stało? – zapytał Snape zalaną łzami dziewczynę.

– Ja… ja nie wiem. Poszłam do toalety. Zostawiłam go samego na trzy czy cztery minuty. Kiedy wróciłam nigdzie go nie widziałam. Ktoś powiedział, że tylko chciał z kimś porozmawiać, ale zaraz wróci. Czekałam przez dziesięć minut i wreszcie postanowiłam go poszukać. Wyszłam z pubu i znalazłam go przy wejściu, na wpół przytomnego. Zemdlał. Zawołałam Hagrida – wyjaśniła Hermiona łapiąc szybko powietrze i starając się dotrzymać kroku olbrzymowi. Oślepiały ją łzy, więc jej kroki były bardziej chwiejne niż Snape'a. Kiedy potknęła się i upadła, Snape pomógł jej wstać i zmusił ją, aby złapała go pod ramię.

Później Hermiona nie była w stanie przypomnieć sobie szczegółów wędrówki. Składało się na nią dużo upadków, potknięć i ogromnej ilości łez wylanych przez wszystkich, (z wyjątkiem nieprzytomnego Quietusa). Było zimno i wiał lodowaty wiatr, a przede wszystkim wydawało się, że upłynęły wieki, zanim wreszcie dotarli do wrót szkoły.

W skrzydle szpitalnym ktoś włożył Hermionie do ręki kubek gorącej herbaty i zdjął z niej płaszcz oraz przemoczone buty. Wylała swoją gorącą herbatę komuś na kolana, a na koniec wypłakała się na ramieniu zaskoczonego Mistrza Eliksirów. To wszystko co pamiętała z tamtego wieczoru.

Trochę później Quietus odzyskał przytomność i wymamrotał do Snape'a coś, co brzmiało jak „Muszę zginąć z ręki Voldemorta, tato, nie martw się," a Snape odpowiedział coś równie niezrozumiałego.

Później dziewczyna leżała na łóżku, owinięta dokładnie kocem. W skrzydle szpitalnym było ciemno i ktoś płakał. To był Snape, klęczący przy łóżku. Głową oparł na dłoni syna. Quietus był nadal nieprzytomny. Hermiona nie ośmieliła się poruszyć, żeby nie krępować nauczyciela jeszcze bardziej. Zamiast tego rozmyślała. Myślała o Quietusie i Ronie. Przede wszystkim o Ronie.

Rano, kiedy tylko pani Pomfrey pozwoliła jej opuścić skrzydło szpitalne, ubrała się i zostawiła oszołomionego nauczyciela z jego nadal nieprzytomnym synem. Wkroczyła do Wielkiej Sali, ale Rona tam nie było. Seamus powiedział, że nadal jest w dormitorium.

– Hermiona, co się stało wczoraj wieczorem? Widziałem cię ze Snape'em i Hagridem, i ty… trzymałaś Snape'a pod rękę…

– Tak. – Hermiona przytaknęła. – A Hagrid niósł Quietusa. Znaleźliśmy go w kałuży krwi niedaleko Pod Trzeba Miotłami.

Seamus zbladł, a Hermiona zauważyła, że Neville upuścił widelec.

– Co z nim?

– Nie wiem. Jeszcze nie odzyskał przytomności. Pani Pomfrey nie pozwoliła nikomu go odwiedzać. Nie jest pewna, czy przeżyje dzisiejszy dzień.

Powiedziawszy to, Hermiona wstała i poszła do Wieży Gryffindoru. Stanęła u stóp schodów prowadzących do chłopięcego dormitorium i wrzasnęła z całej siły:

– Ronie Weasley! Zejdź natychmiast!

Nie musiała długo czekać. Ale gdy tylko Ron nadszedł, złapała go i wyszli z pokoju wspólnego. Wepchnęła uległego chłopaka do pustej sali i rzuciła uciszające zaklęcie na pomieszczenie.

– To koniec, Ron. To co zrobiłeś jest niewybaczalne! Obojętne czy Quietus przeżyje czy nie, nie chcę już nigdy w życiu z tobą rozmawiać. Ostrzegałam cię. Jeśli przeżyje, nie powiem jego ojcu co zrobiłeś, ponieważ Quietus mnie o to prosił w swoich ostatnich słowach. Ale jeśli umrze, pierwsze co zrobię, to pójdę do profesora Snape'a razem z tobą i opowiem mu całą historię. Ale dlaczego mu to zrobiłeś? – wykrzyczała ostatnie słowa. – Dlaczego? ODPOWIEDZ MI!

Ron usiadł ciężko na stole, z rękami bezsilnie opuszczonymi na kolana.

– Byłem zazdrosny. Myślałem, że mnie z nim zdradzasz. – Nie ośmielił się spojrzeć na dziewczynę.

Jeśli tak myślałeś, to dlaczego najpierw ze mną nie porozmawiałeś? To ja byłam twoją dziewczyną, gdybym cię zdradzała, to byłaby to moja decyzja, nie jego! Ja miałam zobowiązania względem ciebie, nie on! Co na niego rzuciłeś?

– Zaklęcie Noży. – Ron przełknął ślinę, jego głos był prawie szeptem.

Ostry trzask przerwał ciszę. Twarz Rona piekła w miejscu, gdzie Hermiona go uderzyła.

– To pomysł Percy'ego? Czy to on powiedział ci o sekrecie Quietusa? A ty użyłeś go przeciwko niemu – coś, za co nie był odpowiedzialny, z powodu czego dużo wycierpiał, a ty użyłeś tego przeciwno niemu! Nie mogę uwierzyć, że myślałem o tobie jak o człowieku! Nie mogę uwierzyć, że chodziłam z bydlakiem!

– Hermiona, proszę…

– Zamknij się! Nie interesują mnie twoje żałosne wymówki! Już nie! I jeśli jeszcze kiedyś zbliżysz się do Quietusa, przysięgam, że zabiję cię osobiście! – Powiedziawszy to, Hermiona wybiegła z sali, zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi.

Ron z rozpaczą patrzył za nią. Ale dziewczyna nie wróciła.

Nigdy nie wróciła.


Drzwi do skrzydła szpitalnego zaskrzypiały cicho, ale w panującej tu ciszy dźwięk wydawał się zbyt ostry. Harry widział jak mglista postać, która siedziała obok jego łóżka, odwróciła gniewnie głowę w stronę drzwi i zasyczała:

– Nie wolno… – Ale nie dokończyła.

– Co z nim? – zapytał drugi głos. Harry poczuł, jak napięcie siedzącej postaci zmniejsza się.

– Pani Pomfrey mówi, że ma się lepiej. Ja też tak uważam.

– Mogę wejść? – zapytała lękliwie właścicielka głosu. Niewyraźna postać przytaknęła i drzwi otworzyły się szerzej. Wzrok Harry'ego wyostrzył się trochę.

Do środka weszła Hermiona.

Harry był zaskoczony zachowaniem Severusa.

Mężczyzna wstał i postawił drugie krzesło obok łóżka.

Harry nie był pewny, czy rzeczywiście jest przytomny, czy nie.

Hermiona przysiadła na zaoferowanym krześle, przyciskając kolana do piersi.

– Tak się bałam, że on… – Nie dokończyła, tylko zadrżała.

– Ja też – wyszeptał Severus i Harry znowu był zaskoczony jego życzliwym tonem.

– Ale teraz… On przeżyje, prawda? – Cień nadziei zabrzmiał w głosie Hermiony.

– Oczywiście. – Severus spróbował powiedzieć to swoim zwykłym głosem, ale w opinii Harry'ego zawiódł.

Po krótkiej przerwie Hermiona ponownie otworzyła usta.

– Dziękuję.

– Za co? – Głos Severusa z pewnością nie był chłodny. Tylko zaskoczony.

– Za przyprowadzenie mnie z Hogsmeade.

– Przyszłaś na swoich własnych nogach, panno Granger. – Snape machnął ręką lekceważąco. – I myślę, że to ja winien jestem tobie podziękowanie. Gdybyś nie zareagowała tak szybko…

– I oboje zawdzięczamy też dużo Hagridowi. – Hermiona przerwała nauczycielowi. Severus musiał czuć się naprawdę nędznie, skoro nawet nie warknął na Hermionę za jej bezczelność.

– Myślę, że ja zawdzięczam wam obojgu. – Harry ochrypłym głosem przerwał tę krótką i cichą wymianę zdań.

Oboje skoczyli na równe nogi.

– Obudziłeś się! – krzyknęli zgodnie.

Harry uśmiechnął się słabo, widząc ich popłoch.

– Nie do końca – powiedział i spróbował usiąść.

– Nie ruszaj się. – Severus położył dłoń na jego piersi i delikatnie nacisnął.

– Chce mi się pić – nalegał Harry.

Severus pomógł mu usiąść, a Hermiona przyniosła szklankę wody. Kiedy spróbowała pomóc Harry'emu, ten zmarszczył brwi i wziął szklankę od dziewczyny. I, oczywiście, wylał sobie jej zawartość na kolana.

Hermiona zachichotała, Severus uśmiechnął się, a Harry zaczerwienił.

– Zrobiłam to samo wczoraj – przypomniała Hermiona.

– To nie było to samo, panno Granger. Twój napój był wrzący i wylałaś go nie na swoje, tylko na moje kolana. Prawie mnie wykastrowałaś.

Severus powiedział to wszystko śmiertelnie poważnym głosem, ale zarówno Harry jak i Hermiona wybuchnęli śmiechem.

– Hej, tato, mówiłeś, że …

– Nie waż się otwierać tej swojej wielkiej gęby! – Severus uniósł palec wskazujący ostrzegawczo. Harry wzruszył ramionami i wypił drugą szklankę wody, trzymaną ostrożnie przez Hermionę.

Kiedy Harry oparł się z powrotem o swoją poduszkę, twarz Severusa zachmurzyła się i skrzyżował ręce na piersi, stukając palcami w ramię ze zdenerwowania.

– Kto to zrobił? – zapytał.

Harry westchnął.

– Nie powiem ci. To była pomyłka i już to załatwiliśmy. Nie chcę więcej o tym rozmawiać.

– Quietus! – powiedział groźnie Snape.

– Nie, Severusie. Nie powiem ci.

– Bronisz kogoś.

– Co za wspaniałe spostrzeżenie. – Harry zamknął oczy. – Złożyłem obietnicę, Severusie. Nigdy ci nie powiem. Zareagowałbyś zbyt pochopnie i bez pomyślunku. Chcę, żebyś był ze mną. Nie potrzebuję, żebyś wylądował w więzieniu.

– Ja… – zaczął Snape, ale Harry ziewnął głośno.

– Jestem śpiący – oświadczył i odwrócił się na bok.

Czuł, jak delikatne dłonie poprawiają wokół niego koc. Słyszał, jak Hermiona kłóci się z Severusem, że mężczyzna potrzebuje trochę normalnego snu i jedzenia. Zasnął z uczuciem ulgi, kiedy Severus oparł się i został z nim.

Spał, kiedy Hermiona wróciła z tacą jedzenia i umknęła mu długa, cicha rozmowa pomiędzy tą dwójką.


Przed uśmiechniętą złośliwie chimerą Ron czekał na nauczyciela, który podałby mu hasło do gabinetu dyrektora.