17. DYREKTORZY
11 luty 1977
To wina Severusa. Postanowiłem poszukać materiałów na temat Czarnych Lordów z poprzednich stuleci, tylko dlatego, że on postanowił dołączyć do najnowszego - Toma Riddle. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy.
Ale zacznijmy od początku (a gdzieżby indziej?). Pierwszą rzeczą, jakiej chciałem się dowiedzieć, było to, czy pomiędzy przodkami miałem jakiegoś Czarnego Lorda. Poczyniłem gruntowne studia na temat Snape'ów, ponieważ większa część rodziny nosi to nazwisko, ale trzeba przyznać, że Snape'owie stali się Mroczni dopiero po "Masakrze w Ipswich" w 1887 roku, kiedy jacyś pijani Aurorzy wymordowali połowę rodziny Snape'ów. Stało się to na skutek błędnie zinterpretowanego listu i Ministerstwo Magii (które widocznie było takie samo wtedy jak i dzisiaj!) zatuszowało całą sprawę. Reszta rodziny - prawie dwadzieścia osób - dołączyła do Sir Drantona (który był ówczesnym Czarnym Lordem), z wyjątkiem pewnego Severusa Snape'a, dziadka mojego ojca. Po upadku Drantona pozostał on ostatnim żyjącym Snape'm. Pozostali zginęli podczas wojny albo zostali straceni po niej. Severus miał czwórkę dzieci: trzech chłopców i dziewczynkę. Tylko jedno z nich opowiedziało się po stronie Mroku - pierworodny syn. Na nieszczęście był to mój dziadek Severus, który miał z kolei tylko jednego syna - mojego ojca, także Severusa. (Mam nadzieję, że Sever swemu pierworodnemu nada inne imię.) Mam także nadzieję, że ty NIE jesteś Severusem. Cóż, jesteś moim dzieckiem, a ja jestem tylko drugim synem, nie pierwszym...
Podsumujmy: na szczęście rodzina Snape'ów nie wydała żadnego Czarnego Lorda na świat. Wszyscy mroczni Snape'owie byli tylko żałosnymi sługami potężnych i okrutnych tak zwanych "lordów". Żal mi ich, naprawdę, tak jak mi żal Severa. Jest idiotą. Pracuje dla firmy, która produkuje lecznicze eliksiry, a w międzyczasie morduje ludzi... Nie. Nie chcę o tym myśleć.
Przyjrzyjmy się drugiej stronie familii: Noblestone'om. Kiedyś była to ogromna rodzina, z wieloma krewnymi na całym świecie. Teraz moja matka jest ostatnią żyjącą z Noblestone'ów. Jej najbliższą krewną jest Narcissa Lestrange, moja kuzynka, dziecko jej zmarłej siostry (teraz ma wyjść za Lucjusza Malfoy'a - "Uśmiechniętego Mordercę") - więc rodzina Noblestone'ów zniknie z tego świata wraz z jej śmiercią. Ostatnim nieumarłym będzie Saevus czyli Krwawy Baron, włóczący się po pustych korytarzach Hogwartu, straszący małych pierwszorocznych... Żałosny koniec szlachetnego, bogatego rodu czystej krwi, prawda? Teraz, kiedy Narcissa i Severus ukończyli już Hogwart, Saevus ma obsesję na moim punkcie, jako że jestem tutaj jedynym jego krewnym. Podsuwa mi wspaniałe pomysły jak łamać zasady bez poważnych konsekwencji - jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy tylko go poproś. Twoja babka była Noblestone, więc z pewnością tobie pomoże. Jest nawet w stanie zlokalizować w szkole Dumbledore'a - myślę, że jest teraz jedynym prawdziwym rywalem dyrektora (przynajmniej pod względem ukrywania się w Hogwarcie). Voldemort jest tylko żałosną namiastką mrocznego czarodzieja w porównaniu z Saevusem, wierz mi.
Noblestone'owie zawsze byli mroczni. Ale nie było pośród nich żadnego Czarnego Lorda, i zazwyczaj pozostawali neutralni podczas wojen Mroku ze Światłem. Cóż, część z nich walczyła po mrocznej stronie - ale było też kilkoro po jasnej, jeśli ich interes się z tym wiązał. A rodzinne interesy dla Noblestone'ów były i są zawsze na pierwszym miejscu. Jest nawet zaklęcie rzucone na członków rodziny: ci, którzy są spokrewnieni nie są w stanie siebie nawzajem zranić. Może kiedyś ci się to przyda. Jestem pewny, że potomek Lucjusza będzie walczył po mrocznej stronie podczas twojej wojny. Ten potomek będzie twoim kuzynem w drugiej linii. Cudowni krewni, naprawdę!
Więc możesz się uspokoić: nie jesteśmy żadnymi nieznanymi potomkami Czarnych Lordów, ani nic w tym stylu. Ale chcę cię o coś prosić: nie osądzaj innych mrocznych rodzin zbyt prędko! My też mamy mroczne pochodzenie. Daj im szansę. Może nawet dziecko Lucjusza nie będzie takie złe... Mam nadzieję.
Ale uważaj na Lucjusza! Jestem pewny, że w twoich czasach nadal żyje; nie zdziwiłbym się, gdyby był Ministrem - w końcu jest bardzo ambitny. Jego ojciec nie był szlachcicem, tylko bardzo mądrym i bogatym czarodziejem, który ożenił się z ubogą dziewczyną z rodu czystej krwi, by zdobyć szlachectwo. Jest sprytny, ale zdradziecki i z całą pewnością będzie cię nienawidził z całego serca. Wiesz, nienawidzi koncepcji małżeństw szlachecko-pospolitych (śmieszne, zważywszy na jego pochodzenie, prawda?) a nie sądzę, abym miał ożenić się ze szlachecką dziewczyną tylko po to, by zdobyć jego akceptację. Jeśli Lily za mnie wyjdzie, twoja matka będzie szlamą - prawdziwa hańba dla mojej rodziny, nie uważasz?
-----
Harry potrząsnął głową z rozbawieniem. Quietus nie miał zbyt wysokiego mniemania o Lucjuszu. Co by powiedział, gdyby wiedział, że ma on zostać następnym dyrektorem? Harry nadal miał nadzieję, że zarząd wybierze McGonagall - uczyła w Hogwarcie przez ponad pięćdziesiąt lat i była wicedyrektorką przez długie lata, więc idealnie by się nadawała.
Ale Harry doskonale pamiętał wcześniejsze zachowanie zarządu w stosunku do Lucjusza Malfoy'a. Byli słabi i skorumpowani, a teraz ich awersja w stosunku do Dumbledore'a osłabiała szansę McGonagall. To ostatnie było oczywiście winą Fudge'a. Minister wydał oświadczenie o Dumbledorze w "Proroku", w którym wyraził swoje rozczarowanie beztroskim zachowaniem Dumbledore'a, który przyjmował ściganego kryminalistę w SZKOLE... Artykuł był odrażający, a poza tym podkreślał fakt, że profesor McGonagall była zaufanym towarzyszem zwolnionego dyrektora, i tak dalej...
Harry czuł nienawiść do ministra. Fudge powinien już wiedzieć, że Malfoy jest Śmierciożercą! Przesłuchał Severusa, a potem również Notta w sprawie Voldemorta, ale nie dawał wiary temu, co mówili ludzie pod wpływem Veritaserum. Był tak samo paranoiczny jak Voldemort, jeśli chodzi o tę miksturę. Fudge był wręcz materialistą. Wierzył tylko w to, czego mógł dotknąć własną ręką albo zobaczyć na własne oczy, a jeśli dotknął lub zobaczył coś, czego nie chciał przyjąć do wiadomości, to tworzył sobie dobre wyjaśnienie. Przypadek Malfoy'a był właśnie taki. Mężczyzna był prawą ręką Voldemorta, co zostało potwierdzone kilkoma zeznaniami. A Fudge miał to gdzieś. Chciał wierzyć w niewinność Malfoy'a, więc wierzył.
Nic nie da się zrobić przeciwko czystej głupocie. Harry zaczynał wyczuwać prawdę w zwyczajowych tyradach Severusa.
Teraz Malfoy zdobędzie całkowitą władzę nad najważniejszą instytucją czarodziejskiego świata: Hogwartem. Domem Harry'ego. Schronieniem wielu uczniów. Wkrótce zamieni się ono w ogromny Koszmarny Dwór, Harry był o tym zupełnie przekonany.
Jednak póki co, McGonagall była tymczasową dyrektorką i wszystko toczyło się zwykłym biegiem, a zima powoli zmieniała się w wiosnę. Zbliżały się egzaminy, czasami nauczyciele zapominali o możliwości nadejścia znaczących zmian i zwiększali swe wymagania. Harry zdołał odpracować szlabany i mógł się uczyć podczas swojego wolnego czasu. Jakoś udało mu się przeżyć również TAMTEN szlaban, chociaż rezultaty nie były zbyt zachwycające - a dokładniej mówiąc, Leah wysłała go do diabła, gdy tylko Severus wyszedł na chwilę, by dać Harry'emu szansę...
Ale Harry nie poddał się jeszcze, jeśli chodziło o Leah. Przynajmniej zdołał ją przeprosić za swoje zachowanie po feriach zimowych.
Jedyną rzeczą, która go denerwowała, była wyjątkowa nadopiekuńczość jego przyjaciół. Towarzyszyli Harry'emu wszędzie, gdziekolwiek szedł. Sprawdzali każdego, z kim rozmawiał. Neville i Ares stworzyli sobie swoisty grafik ochroniarski: jedynym przed nimi schronieniem była biblioteka - ale tam z kolei przebywała Hermiona. Idealny system ochrony!
Ilość zebrań rady pedagogicznej zwiększyła się znacznie. Severus, na siedem wieczorów w tygodniu, pięć spędzał w gabinecie McGonagall, dyskutując nad możliwymi zmianami i perspektywami po przybyciu Malfoy'a, ale Harry wiedział, że on i dyrektorka również martwili się obecnością szpiega wśród nauczycieli. Harry i Severus dzień po dniu spędzali czas na zgadywaniu i kłótniach, kto może być tym szpiegiem, ale nie mogli znaleźć żadnej wskazówki.
McGonagall, Flitwick, Sprout, Trelawney, Vector, Sinistra, Figg, Hagrid...
Severus typował Hagrida i nawet Harry musiał przyznać, że to najprawdopodobniej Hagrid wypaplał sekrety nauczycieli w Hogsmeade po dwóch czy trzech kieliszkach Ognistej Whisky. Harry powiedział Severusowi, że to już przynajmniej raz się wydarzyło, na jego pierwszym roku...
Tego wieczoru bruzdy na twarzy Severusa były głębsze niż zwykle, kiedy przyszedł do domu. Wyczerpanie emanowało z każdego jego ruchu, kiedy zdejmował ciężką zewnętrzną pelerynę i wieszał ją na wieszaku, kiedy szedł chwiejnym krokiem do krzesła i gdy ciężko na nim usiadł. Harry bez słowa zamówił herbatę krótkim machnięciem różdżki, po czym włożył parujący kubek do ręki mężczyzny.
- Zadecydowano więc, jak podejrzewam - zagaił wreszcie Harry zachrypniętym głosem.
Severus tylko kiwnął głową.
- Kiedy przejmie urzędowanie?
- W poniedziałek - padła krótka odpowiedź.
- To już jutro! - krzyknął przerażony Harry.
- Dokładnie.
-----
Poniedziałek był koszmarem. Malfoy przybył tuż po śniadaniu, więc pierwsze lekcje zostały oficjalnie odwołane i musieli zostać w Wielkim Hallu, by wysłuchać jego przemowy. Żołądek Harry'ego skręcał się boleśnie, kiedy czekali na Lucjusza Malfoy'a. Ostatnim razem, kiedy go spotkał, przebywał w Koszmarnym Dworze, w komnacie tortur... Jego dłonie były lodowate i zimny pot płynął wzdłuż jego kręgosłupa. By odsunąć uwagę od możliwych zdarzeń najbliższych dni, zaczął przyglądać się uważniej swoim towarzyszom. Ku jego zdziwieniu ponad połowa Ślizgonów nie cieszyła się zbytnio na przyjazd Malfoy'a. Wręcz odwrotnie, tylko gang Draco Malfoy'a radował się głośno i radośnie rozglądał. Ares był spięty, Janus i jego przyjaciele szeptali pomiędzy sobą nerwowo, a prawie cały siódmy rok spoglądał gniewnie na młodszych Ślizgonów. Harry wiedział, że byli to ulubieńcy Snape'a. Żaden z nich nie stał się mroczny. Jedna trzecia z nich miała oceny "Wybitne" z przedmiotów; co więcej, to oni jako pierwsi powitali Severusa po letnich wydarzeniach. Chłopcy naśladowali jego styl ubierania, i wszyscy naśladowali jego maniery. Rok Janusa - szósty - nie był już zupełnie "jasny", a sądząc z reakcji na wejście Malfoy'a, wpływ blondyna na uczniów od pierwszego do piątego roku był niezaprzeczalny.
Antypatia ze strony pozostałych domów była jeszcze bardziej widoczna, głównie ze strony Gryffindoru. Podczas gdy Krukoni i Puchoni siedzieli w ciszy z bladymi twarzami, przy stole Gryfonów było głośno. Widać było dłonie zwinięte w pięści, zęby zaciśnięte, a twarze czerwone z wściekłości.
Harry spojrzał na stół nauczycieli, który był udekorowany na tę uroczystość. Trzy miejsca pozostały wolne na środku stołu, pomiędzy McGonagall a Severusem. Profesorowie robili, co mogli, aby zachowywać się normalnie, ale nawet ich twarze wykrzywiły się lekko, kiedy wmaszerował Malfoy. Tak, wmaszerował. Nie wszedł normalnie, ale wmaszerował okazale, z Fudgem po lewej ręce i jakimiś innymi przedstawicielami Ministerstwa. Był pomiędzy nimi Arcus Patil - jedyna osoba o poważnym, a nawet smutnym wyrazie twarzy.
Kilkoro Ślizgonów zaczęło klaskać i nauczyciele podążyli za ich przykładem z kwaśnymi minami. Fudge ukłonił się im, szeroko się uśmiechał z widocznym zadowoleniem. Harry zauważył minę Rona i przez chwilę było mu żal ich utraconej przyjaźni. Tak miło byłoby siedzieć obok niego, rzucać niewybredne komentarze, dotyczące maszerującej grupy i przewracać oczami w odpowiedzi na reprymendy Hermiony - ale niestety, zostali rozdzieleni, a Ron był równie samotny jak Harry na początku roku. Tym razem to Neville czynił komentarze, a Dean chichotał nerwowo, podczas gdy Hermiona spoglądała na nich groźnie od czasu do czasu.
Harry ponownie spojrzał na stół Slytherinu i dostrzegł, że wiele par oczy spoglądało na niego (z wyjątkiem zwolenników Malfoy'a), tak jakby jego towarzysze oczekiwali od niego jakiejś reakcji, albo przywództwa? To nie było wykluczone: w końcu był synem Opiekuna ich domu! Uśmiechnął się pogardliwie i skrzyżował ręce na piersiach. Harry był świadom, że ogromnie przypomina w tej pozie Severusa, ale o to mu właśnie chodziło. Wielu uśmiechnęło się do niego i skopiowało jego gest. Po chwili jedna połowa Ślizgonów cieszyła się i wiwatowała głośno, podczas gdy druga siedziała ze skrzyżowanymi rękami w ciszy.
Kiedy Harry spojrzał na stół Hufflepuffu, zobaczył jak Ernie uśmiecha się do niego i krzyżuje ręce w taki sam sposób. Powoli prawie każdy Puchon zrobił to samo, a potem cały stół Gryfindoru... wtedy, ku swojej konsternacji, zauważył Terry'ego Boota z Ravenclawu mrugającego do niego i krzyżującego ramiona...
Stopniowo aplauz ścichł i zamienił się z nieprzyjemną ciszę. Harry poczuł łokieć wbijający się w jego bok.
- Draco wie, że to ty - wysyczał mu Ares do ucha. Harry tylko wzruszył ramionami. Zobaczył jak Malfoy, Fudge i Patil podeszli do stołu i zajęli swoje miejsca. Na chwilę palce chłopca zwarły się mocno na ramionach, kiedy Severus skulił się nieznacznie, ale na szczęście miejsce obok niego zajął Patil, a nie Fudge czy Malfoy. Obaj - Harry i Severus - odprężyli się.
- Witam wszystkich - Malfoy powitał szkołę z uśmieszkiem równie przyjemnym jak szczerzenie zębów przez psa. Jego publika patrzyła na niego nieprzyjaźnie. Ktoś przy stole Gryfindoru jęknął głośno i z tego samego kierunku dało się słyszeć chichotanie. Twarz McGonagall zachmurzyła się z zatroskania.
"Uważaj na Lucjusza!" Harry prawie słyszał wyimaginowany głos ojca, dudniący w jego głowie. "Uśmiechnięty Morderca" - tak nazywał srebrnowłosego, przystojnego mężczyznę. Harry pamiętał ten uśmiech aż nazbyt dobrze z komnat tortur. Rozumiał zmartwienie profesorów. Malfoy był zbyt niebezpieczny, aby z nim igrać.
Więc pozostał cicho, ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc prosto na Główny Stół. W międzyczasie Malfoy zaczął mówić dalej.
- ...Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie długa i owocna ... pomyłki poprzedniego kierownictwa w dobieraniu jako nauczycieli osób o wątpliwej reputacji... mniej liberalne zachowanie ... sroższe zasady... - Słowa i zdania były jak wodospad, płynęły nieskończonym strumieniem, a wszystkie wskazywały jeden kierunek: dyktatura. - ... i oczywiście, nie będzie żadnych wyjątków. Żadnych uczniów bez przydziału...
Harry wstrzymał oddech, nagle podniósł głowę i spojrzał na Malfoy'a szeroko otwartymi oczami. Oczy nowego dyrektora skierowane były na niego.
Harry drgnął. Było gorzej, niż mógł sobie wyobrazić. Czy to znaczyło, że nie mógł mieszkać z Severusem? Prawie na pewno. Nagle poczuł się zmęczony.
- Przydzielenie waszego przyjaciela - to słowo w ustach Malfoy'a kipiało od sarkazmu - odbędzie się dzisiaj, przed obiadem, aby mógł zjeść swój posiłek przy właściwym stole ze swoimi właściwymi towarzyszami.
I nie zostało mu nic czasu, pomyślał na wpół spanikowany Harry. Ale wymusił na sobie obojętny wyraz twarzy i wzruszył ramionami. Może te zmiany mu pomogą. Może odkładał integrację z większą liczbą osób zbyt długo i przeprowadzka wyjdzie mu na dobre. Może już czas stanąć na własnych nogach i nauczyć radzić sobie ze swoimi koszmarami i wizjami. Może był już gotowy na to, aby inni widzieli go i dotykali przypadkowo.
Harry uśmiechnął się uspokajająco do Severusa, który tylko skłonił głowę w odpowiedzi. Będą potrzebowali trochę czasu, aby omówić nową sytuację.
-----
- GRYFINDOR! - zakrzyknęła triumfalnie Tiara Przydziału. Wszyscy w Wielkim Hallu siedzieli cicho. "Oczywiście" pomyślał Harry. Wyciągnął z niej miecz Godrica Gryffindora, czyż nie? Tiara natychmiast go rozpoznała, McGonagall nie musiała nawet nakładać mu jej na głowę. Wykrzyknęła w momencie, w którym wyczuła obecność Harry'ego.
Harry wykrzywił usta z irytacją. Nie miał czasu przedyskutować swoich życzeń z tą przeklętą tiarą - uzgodnił z Severusem, że najlepszym miejscem dla niego będzie Ravenclaw i był pewny, że pasowałby tam idealnie. Gdyby został przydzielony do Ravenclawu, to mógłby zachować swoich Ślizgońskich przyjaciół i kolegów. Co powie Ares? Jak on to odczuł?
Harry spojrzał na swojego przyjaciela, który skinął do niego uspokajająco głową. Cóż, powiedział Harry'emu, że Slytherin nie jest dla niego bezpieczny - ale być może Gryffindor to lekka przesada jak na jego gust... Ale nie, Ares nie wyglądał na zawiedzionego. Wręcz odwrotnie.
Teraz Harry odwrócił się do Severusa i rozłożył ramiona w geście bezradności. Severus rzucił mu swe typowe "snape'owe" spojrzenie i Harry prawie słyszał, jak warczy "Potter!" z rozdrażnieniem. Harry uśmiechnął się szeroko i podszedł do "właściwego stołu z właściwymi towarzyszami", po czym automatycznie usiadł na swoim starym miejscu pomiędzy Ronem a Nevillem, naprzeciwko Hermiony.
Kiedy usiadł, cały stół Gryfindoru wybuchnął burzliwymi wiwatami, a Dean Thomas pochylił się do niego i krzyknął mu do ucha:
- Od teraz nawet Gryfoni mogą zdobywać punkty na Eliksirach!
Harry potrząsnął głową z rozbawieniem i mrugnął do Hermiony, która przewróciła oczami. Kiedy hałasy ucichły, Harry wstał i odwrócił się do innych domów.
- Chciałem tylko powiedzieć, że nawet teraz jestem przede wszystkim uczniem Hogwartu i waszym towarzyszem, tak jak wcześniej - spojrzał spokojnie na Ślizgonów z siódmego roku, Janusa, Aresa i pozostałych. - Trwa wojna, a my jesteśmy na niej sprzymierzeńcami. Nigdy o tym nie zapominajcie.
Kiedy tylko usiadł ponownie, Malfoy otworzył usta.
- Nie pozwolono ci mówić publicznie, panie Snape.
Harry uśmiechnął się do niego.
- Nie wiedziałem, że istniało prawo zabraniające tego.
- Dwadzieścia punktów od Gryfindoru za twoją bezczelność - zagrzmiał z satysfakcją Malfoy. Z pewnością od lat marzył o odejmowaniu punktów Gryfonom. Harry zakrztusił się. Ta cała sytuacja była po prostu zbyt znajoma. Z wyjątkiem tego, że on nigdy wcześniej nie był karany przez Malfoy'a. Poważna mina McGonagall wytrąciła go z zamyślenia, wzruszył ze skruchą ramionami i podążył za wzrokiem profesor do wielkich szklanych klepsydr znajdujących się na ścianie. "Cóż, zachowanie Rona miało swoje konsekwencje", pomyślał Harry; ale przynajmniej dzisiejsza strata nie była aż tak bolesna, zważywszy, że ostatnio nawet Hufflepuff miał o sto trzynaście punktów więcej od Gryffindoru.
- Podejrzewam, że w tym roku Gryfindor może mieć spore trudności ze zdobyciem Pucharu Domów - wymamrotał cicho Harry. - Cóż, przynajmniej zwycięstwo będzie słodsze!
- Jesteś psychiczny, kumplu - Neville parsknął śmiechem.
Harry sięgnął po sól i ręką szturchnął książkę Hermiony.
- Te podwójne Eliksiry ze Ślizgonami jutro... - usłyszał czyjeś narzekanie.
- Chcesz trochę Bumelanckich Wafelków? - zapytał na to Fred.
- ... i dostałem nowy aparat... - opowiadał komuś podekscytowany Colin.
Rozmowy wokoło Harry'ego odurzały go jak kołysanka. Wszystko było takie znajome. Takie kojące. Harry zamknął oczy z zadowoleniem. Może powrót do Gryfindoru nie był jednak najgorszą możliwością.
Hermiona wyciągnęła go po obiedzie do chaty Hagrida. Ślizgali się na świeżym błocie - pierwszym znaku nadchodzącej wiosny. Po drodze podszedł do niego Ares.
- Czy nie masz nic przeciwko mnie? - Harry spojrzał na niego poważnie.
- Jeśli ty nie masz nic przeciwko mnie... - Ares wzruszył ramionami.
- Nic się nie zmieniło, Ares. Nadal jestem tym samym chłopakiem, co rano.
- Ja też - Ares uniósł brew.
- Może powinieneś spędzać więcej czasu w bibliotece - powiedział Harry.
- Może będę - odpowiedział tajemniczo Ares.
- Nie lubię pokojów wspólnych. Są zbyt zatłoczone na naukę.
Nie mogli kontynuować rozmowy. Czyjaś ręka złapała z tyłu Aresa.
- Nie wolno ci więcej z nim rozmawiać - powiedział Malfoy, podczas gdy Crabbe trzymał ramię Aresa.
- Puść go - rzekł groźnie Harry.
- Nie możesz wydawać mi rozkazów, Malfoy. Moja rodzina ma statusu równy twojej. Nawet jeśli "wolność" twojego ojca różni się od mojego - odparł gniewnie Ares.
Crabbe spojrzał z wahaniem na Malfoy'a. Blada twarz blondyna nabrała brzydkiego, czerwonawego koloru.
- Jak śmiesz sugerować...
- Sugerować? - zapytał fałszywie Ares. - Niczego nie sugeruję. Ale powiedz mi, Malfoy, dlaczego tak cię denerwuje to, że rozmawiam z twoim kuzynem? Jesteś zazdrosny?
- Zamknij się!
- Uważaj, co mówisz, Malfoy! Tylko dlatego, że twój ojciec jest... - podszedł do nich wściekły Ron, ale dłoń Harry'ego zamknęła mu usta.
- To nie twoja sprawa, Weasley - Harry wysyczał do niego. - Nie widzisz, że to problem Ślizgonów? Idź z powrotem do swoich Gryfonów - powiedział i odepchnął go. W następnej chwili jego oczy znowu były skierowane na Malfoy'a.
- Nie jesteś Ślizgonem, Snape - powiedział Malfoy, uśmiechając się drwiąco.
- Dlaczego nie? Tylko dlatego, że jakiś stary kawałek kapelusza miał jakieś swoje mgliste pomysły na temat struktury mojego umysłu, nie jestem w mniejszym stopniu przyjacielem Aresa niż wcześniej! Nie bądź śmieszny!
Odpowiedź Harry'ego zaskoczyła wszystkich słuchających. Harry rozejrzał się i wzruszył ramionami.
- Jesteś tępy. Wszyscy wiecie, że pasowałbym do każdego domu. Te całe domy to po prostu głupota!
Usta otworzyły się do protestów, ale nadejście Hagrida na szczęście przerwało kłótnię, a nikt nie chciał kontynuować jej po lekcji. Kiedy wrócili do szkoły, Harry dogonił Rona we wrotach szkoły.
- Weasley - powiedział chłodno. Nadal czuł się nerwowo w jego towarzystwie. - Nie wtrącaj się ponownie w sprawy wewnętrzne Slytherinu. A już szczególnie, nie wtrącaj się ponownie w sprawy Malfoy'a.
- Chciałem tylko cię wesprzeć...
- Nie uważasz, że ja jestem w stanie lepiej obronić się przed nimi, niż ty? Ja wiem, co się dzieje. Ty nie. Trzymaj się z daleka od takich sytuacji.
- Ale... - zaprotestował Ron, ale Harry nie czekał aż dokończy.
- Nie obchodzą mnie twoje argumenty, Weasley. Jesteś mi winien kilka rzeczy. Teraz proszę cię, żebyś się w to nie mieszał. Nie sądzę, aby była to zbyt wysoka cena za twoje życie.
Chłód w głosie Harry'ego i jego rozumowanie zamknęły usta Ronowi. Rudowłosy chłopak przytaknął uroczyście.
- Dzięki - powiedział Harry i odszedł.
-----
- Jeśli będziesz mieć jakieś wizje, przyjdź do mnie natychmiast - Severus nerwowo przemierzał pokój w tę i z powrotem. - Jeśli będzie cię bolało, przyjdź do mnie natychmiast. Jeśli będziesz mieć koszmary...
- ... przyjdź do mnie natychmiast - dokończył Harry. - Wiem, Severusie.
- Zapalę stały ogień w moim kominku. Zawsze możesz przyjść, kiedy tylko będziesz chciał.
- Dobrze, i już zapakowałem cały słój proszku Fiuu - Harry'emu zaczęło się kręcić w głowie, kiedy tak patrzył na chodzącego Severusa. - Czy mógłbyś zatrzymać się na chwilę? - jęknął wreszcie.
Severus spojrzał na niego krótko, ale nie zatrzymał się.
- Nie, nie mogę - burknął.
- Ja też się denerwuję - powiedział Harry.
- Nie jestem zdenerwowany. Jestem przerażony. Nie wyleczyłeś się jeszcze i...
- Severusie, może to mi dobrze zrobi.
- A może nie.
- Ale mogę wrócić do domu, kiedy tylko zechcę.
- Bądź ostrożny, Harry. - Twarz Severusa złagodniała, kiedy jego oczy spoczęły na Harry'm. - Ja... ja...
Harry wstał i stanął na drodze Severusa.
- Wszystko będzie dobrze, tato - powiedział i przytulił mocno mężczyznę, kiedy tylko ten wpadł na niego.
- Twój kufer... nie był odpowiedni. Zbyt znajomy. Przełożyłem twoje rzeczy do mojego starego kufra... - wyszeptał Severus we włosy Harry'ego.
- Muszla-N9, prawda? - Harry żartobliwie szturchnął go łokciem. - A co z Peleryną Niewidką?
- Zatrzymałem ją dla siebie. Nie oddam ci jej. Zresztą...
- Wiem. Mam nie łamać zbyt wielu szkolnych reguł - Harry uśmiechnął się.
- Nie. Staraj się unikać Malfoy'ów.
Harry wypuścił go.
- Przyjdę do ciebie każdego wieczora po kolacji. Dobrze?
- Harry, ja...
- Wiem. Będę ostrożny. Nie martw się. Przetrwamy.
Severus odprowadził Harry'ego do Wieży Gryffindoru. Szli powoli i w milczeniu, stres zacisnął im gardła. Dla obu to miała być pierwsza noc spędzona oddzielnie od sierpnia zeszłego roku.
- Wypij dzisiaj Eliksir Bezsennych Snów. Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy. Jutro będzie łatwiej - powiedział wreszcie Severus, kiedy już stali przed portretem Grubej Damy.
- Dobrze - Harry w końcu zdołał coś powiedzieć.
- Idź już. Dobranoc.
- Dobranoc, tato - odpowiedział Harry i zwrócił się do portretu. - Brevi tempore - powiedział i odwrócił się do Severusa. Uśmiechnęli się do siebie.
- Rozumiem. Gryfoni są optymistami jak zawsze...
Severus uścisnął jego ramię uspokajająco i odszedł. Harry z westchnieniem wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów. Jego stare-nowe życie się właśnie zaczęło.
"GRYFFINDOR GÓRĄ!" napisane było wielkimi literami na ścianie naprzeciwko wejścia. To było pierwsze, co Harry'emu rzuciło się w oczy.
- Wreszcie się uwolniłeś od tych głupich Ślizgonów, kumplu! - Fred prawie na niego wskoczył. - Witaj w najlepszym domu w Hogwarcie!
Harry zesztywniał.
- Nadal jestem Snape'm, Weasley - burknął.
- Co powiedział twój ojciec teraz, kiedy jesteś Gryfonem? - zapytał Seamus.
- Cóż, to było niespodziewane. Obaj myśleliśmy, że będę w Ravenclawie - Harry uśmiechnął się.
- Był zły?
- Dlaczego miałby być zły? - zapytał Harry. - Obaj uważamy, że tutaj jestem bezpieczniejszy niż w Slytherinie z Malfoyem.
- Czy to prawda, że Malfoy jest twoim krewnym? - dopytywał się ktoś.
- Taak. I Krwawy Baron też - Harry uśmiechnął się z satysfakcją. - Cóż, możecie mi pokazać mój pokój? Myślę, że skrzaty domowe przyniosły już tutaj moje rzeczy.
- Jasne - Seamus zaprowadził go w stronę spiralnych schodów. - Tutaj!
Sypialnia była tak przytulna, jak Harry ją zapamiętał: okrągły pokój z kilkoma plakatami zawieszonymi na ciemnoczerwonych, aksamitnych zasłonach. Jego kufer już został przyniesiony i stał w nogach jego starego łóżka.
- To było łóżko Harry'ego - wyszeptał Seamus, a pozostali chłopcy, którzy w międzyczasie wypełnili pokój, przytaknęli. - Nie przeszkadza ci to, prawda?
Usta Harry'ego zadrżały.
- Nie - mruknął z wahaniem. - Ale nie wiem czy... czy wam to nie przeszkadza - powiedział i spojrzał prosto na Rona. - Nie chcę zajmować jego miejsca. Ani fizycznie, ani psychicznie.
Ron odwrócił się i wzruszył ramionami.
- Jeśli je weźmiesz, będzie twoje - oświadczył Ron wyniośle. - Mnie to nie przeszkadza.
Pozostali spojrzeli na niego z wyczekiwaniem. Pomiędzy nimi było wyczuwalne pewne napięcie.
- Nie moją decyzją było przyjście tutaj - powiedział wreszcie Harry. - Wolałbym być z Severusem w lochach.
Wszyscy zaczęli kręcić się niespokojnie.
- Cóż... - Dean powiedział po długiej ciszy. - Potrzebujemy trochę czasu, aby się do siebie nawzajem przyzwyczaić.
Napięcie zmniejszyło się. Chłopcy rozpoczęli swoje zwyczajne przygotowania do snu. Ron, czując się trochę nieswojo, wyszedł z pokoju. Harry przezornie odczekał, aż umyła się ostatnia osoba; poszedł do łazienki dość późno. Nadal brał prysznic, kiedy wszedł Ron.
Rudowłosy chłopak starał się jak mógł unikać Harry'ego, więc spotkanie w łazience było dla nich obu jednakowo szokujące.
- Sorry, nie chciałem... - wymamrotał, czerwieniąc się z zakłopotania, ale nie dokończył zdania. - O mój Boże... - powiedział, gapiąc się z osłupieniem.
Harry podążył za jego wzrokiem i zaklął głośno.
Znowu zapomniał o zaklęciu maskującym. Blizny były widoczne na całym jego nagim ciele.
- Wybacz mi... - Ron jakoś zdołał wykrztusić. - O mój Boże, Quietus.
Harry spojrzał na niego zimno.
- Wynoś się, Weasley - wysyczał, zasłaniając się ręcznikiem. - Teraz masz, czego chciałeś...
- Nie - Ron potrząsnął głową. - Ja... nie... - Przełknął tak ciężko, że Harry doskonale to słyszał. - Przysięgam, że nie wiedziałem... Myślałem... Percy powiedział...
Wściekłość Harry'ego rosła. Jego ręcznik coraz bardziej przemakał pod prysznicem, a on czuł się upokorzony i bezbronny. Nawet jeśli Ron zachowywał się przyjaźnie, czy starał się przeprosić, to okoliczności nie były do tego najlepsze.
- Powiedziałem, wynoś się! - wrzasnął Harry.
- Quietus, proszę... - Ron nadal nie rozumiał sytuacji. Harry'emu przeszło przez myśl pytanie, czy Ron zawsze był taki tępy.
- Prosisz o co? - Ręce Harry'ego stały się białe, kiedy tak ściskał przemoknięty ręcznik. - Znęcałeś się nade mną przez całe miesiące. Prawie mnie zabiłeś. Teraz nadal oglądasz mnie nagiego... Jak możesz jeszcze bardziej mnie upokarzać? - Sarkazm aż kapał z jego słów.
Ron drgnął, odwrócił się i wyszedł.
Harry'ego zemdliło z nerwów.
Głupi wypadek.
A to był dopiero pierwszy wieczór.
-----
Następnego dnia mieli podwójne eliksiry ze Ślizgonami. Harry usiadł na swoim zwykłym miejscu obok Neville'a i czekał nerwowo na przybycie Severusa. Mężczyzna nie pokazał się na śniadaniu i Harry zachodził w głowę, dlaczego. Miał nerwowe skurcze żołądka, a to bolało. Nic nie mógł zjeść, a teraz jego żołądek protestował głośno. Zimny pot wystąpił mu na czole.
Kiedy jednak wreszcie Severus nadszedł, wydawał się tak samo zrzędliwy i ironiczny jak zawsze. Tylko uważne oczy Harry'ego zdołały dostrzec, że bruzdy wokół ust mężczyzny pogłębiły się, że miał sine podkówki pod oczami, a jego ruchy były mniej energiczne niż zazwyczaj.
- Dzisiaj pouczymy się o Gorączkowym Eliksirze, który jest jednym z najpopularniejszych eliksirów leczniczych - Snape machnął różdżką i lista składników pojawiła się na tablicy. - Przepis znajdziecie na stronie 203. Jest dość łatwy do zrobienia. - Odwrócił się do klasy. - Potrwa to niecałą godzinę. Ktokolwiek skończy, niech przyniesie próbkę eliksiru na moje biurko i może odejść. Możecie zacząć.
Harry ziewnął z nudów, czytając tekst. Eliksir był naprawdę prosty; jedyne, na co trzeba było uważać, to właściwa kolejność składników, nic więcej. Kątem oka dostrzegł, jak twarz Neville'a rozchmurza się - pyzaty chłopak nadal nie lubił Eliksirów, chociaż nie miał już żadnego wypadku od kilku miesięcy.
Harry nie śpieszył się. Liczył na to, że jeśli wszyscy zrobią swoje eliksiry na czas, to będzie miał kilka minut na rozmowę z Severusem i będzie mógł go zapytać o jego nieobecność na śniadaniu. Więc pracował niezwykle drobiazgowo, czyli niesamowicie wolno, i po dwudziestu minutach zauważył z satysfakcją, że pozostał w tyle nawet za Neville'm, który zawsze robił eliksiry najwolniej w klasie.
Severus krążył wokół dwóch rzędów ławek, czyniąc złośliwe komentarze na temat pracy Deana i Lavender; zabierając pięć punktów od Rona za złą metodę krojenia i kolejne pięć za podglądanie Hermiony. Harry przewrócił oczami i pochylił się nad swoim kociołkiem. Pewne rzeczy najwidoczniej nigdy się nie zmieniają. Ta myśl przyszła mu ponownie do głowy, kiedy Malfoy i Bullstrode usłyszeli komplementy i zyskali punkty (dziesięć), chociaż Harry widział, że ich eliksiry były raczej zbyt gęste.
Hermiona jako pierwsza skończyła pracę. Jej eliksir był doskonały, koloru jasno zielonego i był wystarczająco oleisty, stwierdził Harry, kiedy położyła próbkę na stole Severusa. Profesor spojrzał na nią, potem powiedział coś cicho do dziewczyny. Hermiona przytaknęła i nie wylała reszty mikstury do zlewozmywaka, lecz zostawiła swój kociołek na stole. Severus zajrzał do kociołka Hermiony i ciężko westchnął.
- Pięć punktów dla Gryfindoru - powiedział prawie ze smutkiem. - Możesz odejść, panno Granger.
Nie był to pierwszy raz, kiedy Snape dał jakieś punkty domowi lwa; Hermiona zebrała w sumie trzydzieści punktów na lekcjach Eliksirów, ale Gryfoni patrzyli teraz na Harry'ego, jakby szczodrość Snape'a była jego zasługą.
W końcu Harry zdołał być ostatnim wraz z Aresem, który męczył się nad swoją miksturą, która nie miała ani właściwego koloru, ani właściwego zapachu, aż Harry zastanawiał się przez chwilę, czy zrobił to specjalnie, czy nie. Pokazał próbkę swojego własnego eliksiru Severusowi, a kiedy ten kiwnął głową z aprobatą, Harry poszedł do szafki po większe butelki i zaczął przelewać do nich eliksir swój i Hermiony.
- Kolejne pięć punktów dla Gryfindoru - powiedział Severus, uśmiechając się szeroko. - I kolejne dwa za pomoc w butelkowaniu.
Harry spojrzał na niego pytająco i Severus mrugnął.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej dawał ci punkty - powiedział.
- Prawda! - krzyknął Harry i obaj się uśmiechnęli. - Ale Slytherin nadal ma o osiem punktów więcej.
- Najwyraźniej nieudolność jest wrodzoną cechą Gryfonów...
Harry nie potrafił powstrzymać śmiechu, kiedy spojrzał na męczącego się Aresa.
- Może, więc zaproponujesz Aresowi dołączenie do parady Gryfonów.
Ares jęknął, a Severus uśmiechnął się.
- On nie jest nieudolny, ma teraz tylko tymczasowe trudności w procesie produkcji - powiedział profesor.
- Tymczasowe!? - zapytał Harry i zakorkował ostatnią butelkę.
- No dobrze, być może DZISIAJ nie da rady tego skończyć.
- A co z wytworami Crabbe'a i Goyle'a? - Harry wskazał na dwa purpurowe eliksiry na biurku.
- Będą przedmiotem przyszłych eksperymentów - powiedział z poważną miną.
Ares wreszcie się poddał i wyszedł, pozostawiając za sobą niebieski eliksir.
- Dołożył rumianek i krew smoka w błędnej kolejności - powiedział Severus podnosząc małą buteleczkę i przyglądając się jej. - Typowa pomyłka.
- Dlaczego nie było ciebie na śniadaniu? - spytał nagle Harry.
Severus odstawił flakonik.
- Sama myśl o jedzeniu posiłku obok naszego nowego dyrektora odebrała mi apetyt - warknął. - W każdym razie odbyłem z nim wczoraj wieczorem małą rozmowę. Ledwo powstrzymałem się przed rzuceniem na niego klątwy.
- Czy w ogóle mogłeś zasnąć?
- Niezbyt - Snape pokręcił głową. - A co z tobą?
- Wziąłem eliksir.
- Możesz go wziąć jeszcze dzisiaj, ale jutro...
- Cierpię na problemy ze snem już od pewnego czasu, Severus. Wiem - burknął Harry. - O czym była ta rozmowa?
Severus wymamrotał coś pod nosem, więc Harry musiał czytać z ruchu warg.
- Zasady? Jakie zasady? - zapytał Harry.
- Zasady jego gry, Quiet.
Harry zmarszczył brwi.
- Nie chcę grać w jego grę.
- Nie masz raczej żadnego wyboru w tej sprawie - Severus położył mu rękę na ramieniu. - Musimy udawać, że gramy w jego grę. Musimy udawać, by przeżyć. Uważaj, on nie zaatakuje ciebie wprost. Znajdzie bardziej zdradziecki sposób. Nie daj mu żadnej możliwości złapania cię w pułapkę.
- Dobrze, Severusie.
- Nie zapomnij o lekcji Obrony dzisiaj.
- Nie zapomnę.
-----
Dziwne, ale przybycie Malfoy'a nie spowodowało nagłego pomnożenia się punktów Slytherinu. Wręcz odwrotnie: nagłe pojawienie się błyskotliwego ucznia w Gryfindorze (i do tego syna Opiekuna Slytherinu) sprawiło, że w dwa tygodnie Gryffindor dogonił Hufflepuff. Wyżej wspomniany uczeń nie był jednak w dobrym stanie. Stawał się coraz chudszy, twarz miał wynędzniałą, a z jego ruchów emanowało przemęczenie.
Za każdym razem, gdy Severus go spotykał, Harry zwykle tłumaczył się, że potrzebuje czasu by przywyknąć do nowej sytuacji i że za kilka dni będzie lepiej.
Z Dumbledore'm jako dyrektorem byłaby to zapewne prawda. Ale sama obecność Malfoy'a w szkole przysparzała Harry'emu poważnych zmartwień, które przenikały do jego snów zamieniając je w koszmary.
Pamiętnik Quietusa również nie rozjaśniał jego myśli. Harry czytał ostatnie wpisy, a były tam tylko mroczne wydarzenia, jedno po drugim: korupcja Ministerstwa, czyny Aurorów, wymordowanie rodziny Blacka (Quietus zawsze wierzył, że Anna Black byłaby w stanie odciągnąć jego brata od Voldemorta), śmierć starych Potterów i wielu innych, nieznanych Harry'emu ludzi; mrok powoli pokrywający cały czarodziejski świat, oczekiwania Dumbledore'a oraz brak wiary Quietusa we własne siły i możliwości - jedyna radosna rzecz, jaka spotkała jego ojca była miłość jego matki, ale niestety, Harry znał koniec opowieści aż zbyt dobrze, aby cieszyć się z tego.
Była późna noc i nie był w stanie ponownie zasnąć po koszmarze, więc przeczytał ostatni wpis w pamiętniku.
Ostatni wpis... Kiedy jego oczy ujrzały puste, białe kartki, bał się przeczytać ostatnie słowa swojego ojca. Był już tak przyzwyczajony do czytania tych notatek, do dzielenia uczuć, oczekiwań, zmartwień, radości, że skończenie lektury pamiętnika było jak ponowna śmierć Quietusa Snape'a, ale tym razem raz na zawsze. Harry ponownie poczuł ten nieznośny dystans, który ich oddzielał; ten dystans, który wydawał się znikać w ciągu ostatnich tygodni - znowu tam był, a Harry wiedział, że już tak pozostanie na zawsze.
Quietus Snape odejdzie, tak jak odeszli James Potter i Lily Evans, zostawiając go samego. Harry był smutny, ale nie złościł się. Został sam, ale nie był samotny. Myśląc o Severusie, spojrzał na ostatni wpis i zaczął czytać.
-----
26 listopada 1979
Jestem taki szczęśliwy. Wczoraj zapytałem Lily, czy wyjdzie za mnie, a ona się zgodziła! Ojciec poprosił mnie, abym go odwiedził w przyszłym tygodniu - myślę, że to będzie wspaniała okazja, aby przekazać mu wiadomości. Nie będzie szczęśliwy, oczywiście, i prawdopodobnie mnie wydziedziczy, ale przynajmniej nie będę musiał już znosić regularnych wizyt.
Sever, głupi sługa skupionego tylko na mroku Lorda będzie miał poważne problemy z oddychaniem, jestem tego pewny, i może będzie tak rozkojarzony, że wreszcie uda mi się go pokonać w partii szachów (inaczej nie mam z nim szans).
James wydaje się cieszyć naszym szczęściem... Biedny James! Jest taki wspaniałomyślny!
Uzgodniliśmy, że nie powiemy nic jego przyjaciołom. Nie ufam im. Jeden z nich przekazuje informacje Voldemortowi, wychwyciłem kilka wskazówek na ten temat podczas mojej codziennej gry w szachy z Severem. Jestem pewny, że to Peter, ale zarówno James jak i Syriusz podejrzewają Remusa. Peter jest ostatnią osobą, o której byś pomyślał. Ale wierz mi, dobrzy szpiedzy są zawsze tacy. Jeśli szukasz szpiega w swoim kręgu, podejrzewaj najbardziej niewinnie wyglądającą osobę, a znajdziesz go!
I... jeszcze jedno. Wczoraj Lily pokazała mi książkę na temat proroctw. Szukała znaczenia mojego proroctwa od września i teraz podzielę się jej odkryciami z tobą.
Najpierw napiszę jeszcze raz proroctwo:
"Poprzez śmierć dasz życie; poprzez miłość jaką dasz ukochanej, ona pokona twojego wroga. Ale Czarny Lord powróci, kiedy jego czas nadejdzie i twój potomek będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią, by go pokonać i pozostać."
Wyjaśniła, że ja umrę. Cóż, już to podejrzewałem. Powiedziała, że moja śmierć najprawdopodobniej przyczyni się do czyjegoś życia, chociaż to wyjaśnienie było dość mgliste również dla niej. To Lily pokona Voldemorta, ale tylko czasowo, jak wynika z drugiej połowy. Będziemy mieli dziecko, ciebie, ale twoje przeznaczenie nie jest takie pewne jak nasze. Możesz zdecydować, czy chcesz go pokonać czy nie. Jeśli wybierzesz to pierwsze, to aby ocalić świat z łap potwora, musisz umrzeć. Nie wiem, czy znasz jedyną możliwość uniknięcia Zabijającego Zaklęcia - jest nim poświęcenie. Ale to dotyczy nie tylko Zabijającego Zaklęcia, ale każdej zabójczej intencji. Tylko chętne poświęcenie jest w stanie ocalić i ochronić nasz świat. Najwyraźniej chodzi o TWOJE chętne poświęcenie.
Część dotycząca "pozostania" jest kolejnym ciekawym tematem.
Myślę, że możesz zacząć pisać własny pamiętnik... jeśli wiesz, co mam na myśli...
