18. SZLABAN

W miarę jak zbliżała się Wielkanoc, Harry zdołał spędzić trochę czasu z niezmiernie wyczerpanym Severusem. Malfoy, nie chcąc zostać zdemaskowany, nie zaryzykował atakowania ich otwarcie; po prostu robił wszystko, co tylko mógł, by ich życie zamienić w piekło. Severus poświęcał prawie cały swój wolny czas na dozorowanie szlabanów i pilnowanie uczniów; oraz przygotowywanie eliksirów dla ambulatorium. Musiał też ciągle składać zeznania przeróżnym urzędnikom ministerstwa, wyjaśniając swoją przeszłość i działalność jako Śmierciożercy.

Na koniec wiosny było już pewne, że Malfoy pozbędzie się go wraz z zakończeniem roku szkolnego. To była przerażająca perspektywa, ale starali się o tym nie myśleć. Głównie dlatego, że Harry radził sobie coraz lepiej ze swoimi kolegami z domu, nawet we wspólnym dormitorium i wspólnej łazience. Tylko dwukrotnie przyszedł do Severusa, szukając pocieszenia: po wyjątkowo brutalnych wizjach, i nie spali podczas tamtych nocy ani minuty - rozmawiali lub siedzieli w otaczającej ich przytulnej ciszy.

Nie tylko Severus miał odejść ze szkoły. Z wyjątkiem profesorów: Sinistry, Vectora, Sprout i Binnsa, wszyscy nauczyciele dowiedzieli się, że otrzymają wymówienia wraz z końcem semestru.

Harry zastanawiał się nad zmianami w szkole, i tym razem Severus nie protestował. Hogwart jak dotąd nie zmienił się zbytnio, ale Harry był pewny, że bez zwolnionych nauczycieli nigdy już nie będzie taki sam. Przestał być jego domem - to było chyba gorsze, niż gdyby go zburzono. Został zbezczeszczony, okaleczony.

Pewne rzeczy jednak uległy zmianom. Po raz pierwszy od bardzo dawna wizyta Aurorów nie skoncentrowała się na Ślizgonach, choć kiedy Harry wszedł do klasy przeznaczonej na przesłuchania, ujrzał oczywistą nienawiść i pogardę w oczach Percy'ego.

Percy skądś wiedział, że Malfoy jest Śmierciożercą - Harry był tego pewien. To popsuło młodemu Aurorowi całą zabawę: nie mógł już więcej udawać, że swoją brutalnością wspiera Jasną Stronę. Z drugiej strony, dowiedział się pewnych rzeczy o Severusie, Galvanych i ich szokująco podobnym losie (Śmierciożercy-Którzy-Zostali-Szpiegami), a także o zachowaniu Rona i jak na to zareagował "Quietus". Tak więc, rzucił tylko na Harry'ego Revelo i uczynił kilka nieprzyjemnych komentarzy na temat jego blednących blizn, a potem pozwolił chłopakowi odejść.

Czas przeznaczony na posiłki również skrócono, a do planu zajęć zostały dodane dodatkowe i obowiązkowe godziny. To nie były prawdziwe lekcje, nie uczyli się niczego nowego. Było to, przeznaczone na odrabianie prac domowych i przygotowywanie się do następnych lekcji, siedzenie w klasie pod opieką nauczyciela (który był na ogół równie znudzony jak oni). Harry potrzebował zgody na pójście do biblioteki raz czy dwa razy w tygodniu, aby poszukać potrzebnych mu książek. A nawet w bibliotece nauczyciele pilnowali uczniów tępym wzrokiem.

Drużyny Quidditcha miały dwa razy w tygodniu czas na treningi, i nawet weekendy były tak dobrze zaplanowane, że Harry z trudem znajdował czas dla swoich przyjaciół. Jedynym miejscem, w którym mogli rozmawiać, było dormitorium, ponieważ na pokoje wspólne zostały rzucone Zaklęcia Nadzoru, które sygnalizowały nauczycielom, jeśli jakikolwiek uczeń przebywał tam podczas ciszy nocnej.

Nawet dormitoria były od czasu do czasu sprawdzane, ale profesorowie nie zgłaszali żadnych wykroczeń dyrektorowi, przynajmniej tak powiedział Severus Harry'emu. Życie uczniów było wystarczająco nieszczęśliwe, nawet bez zabierania im tej namiastki wolności, kiedy mogli porozmawiać podczas nocy.

- Musimy coś zrobić - powiedział Neville pewnego sobotniego wieczoru. - To jest... straszne! A Malfoy odwołał nawet weekendy w Hogsmeade!

- Nie odwołał ich zupełnie - powiedział nagle Ron. Harry odwrócił głowę i spojrzał na niego. Ron na ogół nie brał udziału w ich rozmowach o północy. Zbyt dokuczało mu sumienie w towarzystwie Harry'ego, i starał trzymać się od niego jak najdalej w każdej sytuacji. - Widziałem młodszego dupka i jego kumpli, jak tam szli razem z jego ojcem... - Spojrzał na Harry'ego. - ...i z twoim - dodał cicho.

Harry przestraszył się.

- Co? - zapytał zalęknionym głosem. - Ale...

- Najwyraźniej Ślizgoni są od nas lepiej traktowani... - Twarz Rona wykrzywiła się z obrzydzenia.

- Jesteś pewny, że to Severus z nimi szedł? - przerwał mu Harry.

- Tak. Dlaczego nie miałby pójść? Zawsze myślałem, że Ślizgoni...

- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnął Harry. Ron zbladł, kiedy zrozumiał.

- Daj spokój, Quietus, miałem na myśli...

- Zamknij się - wysyczał Harry ciszej, ale nie spokojniej.

- Nie, nie zamknę się. Nie zamierzałem go obrazić. Ja tylko... nie pomyślałem, że ty.... on...

- Nadal jesteś w stosunku do niego uprzedzony - Harry cedził cłowa poprzez zaciśnięte zęby. - Chociaż gdybyś pomyślał, przynajmniej trochę, wiedziałbyś. - Zeskoczył z łóżka i pochylił się nad Ronem z groźną miną. - Niniejszym zwracam twoją uwagę na fakt, że latem on ZDRADZIŁ szefa pana Malfoy'a i był torturowany przez wiele dni, nawet przez wyżej wspomnianego dżentelmena - z jego głosu sączył się sarkazm.

- Ale ja... - zdołał tylko wyszeptać Ron.

- Zostaw go w spokoju, Quietus - Harry usłyszał Neville'a. - Nie ma sensu bardziej go straszyć.

Harry wyprostował się i odwrócił się od Neville'a.

- Tak uważasz? Cóż, ja tak nie sadzę. Po tym wszystkim, co zrobił mnie i Severusowi, nie ma prawa mówić o nim w ten sposób!

- Nic nie zrobiłem twojemu kochanemu ojcu! - warknął Ron, ale w jego głosie słuchać było bolesną nutę.

- Nie? - Harry zmrużył oczy. - A ta kłótnia z Hermioną, kiedy wykrzyczałeś przed całym Gryfindorem, że jest niczym więcej niż tylko odrażającym Śmierciożercą? Nie uważasz, że to trochę obraźliwe? Bolesne? Po lecie..

- Nie był tam sam! Harry również tam był, a Harry nie był taki jak on, ale zginął! - odwrzasnął Ron.

- To nie była wina Severusa - głos Harry'ego był chłodny.

Ron opuścił głowę.

- Tak, wiem. Ale nadal... tak trudno się z tym pogodzić. Chciałbym, żeby to był on... - Ron nagle zamilkł. Harry poczuł, jak jego serca ściska ból.

- On też by tak wolał - powiedział, ignorując przerażony wzrok Rona. - Jeśli to ciebie uspokoi, on chciałby tego samego.

- Czemu miałby tego chcieć?

Teraz wszyscy chłopcy w dormitorium skupili się na nich. Nagle Harry zrozumiał, że winien był coś swojemu byłemu i swoim obecnym przyjaciołom. Nic nie wiedzieli o tym, co się stało z ich przyjacielem, poza tym, że został zabity.

- Cóż, może nie powinienem mówić wam wszystkiego, ponieważ Severus nie chce, aby zbyt wiele osób wiedziało o jego życiu i jego sekretach, ale mogę wam opowiedzieć część. - Ron podkurczył nogi robiąc miejsce Harry'emu, aby ten mógł usiąść na jego łóżku. Po chwili dołączyli do nich trzej chłopcy, przyglądający się Harry'emu z wyczekiwaniem. Łóżko Rona nagle stało się za małe.

Harry zastanowił się, stwierdzając, że musi być wyjątkowo ostrożny, jeżeli nie chce zostać zdemaskowany.

- Kiedy Voldemort złapał Pottera i chciał go zabić, Severus spróbował go ocalić. Voldemort - Harry nagle zauważył, że jego koledzy drgnęli, słysząc znienawidzone imię, ale już po raz drugi wypowiedział je w ciągu dwóch minut - zdecydował się zabić ich obu, ale chciał uczynić ich tortury bardziej nieznośnymi i bolesnymi, więc zamknął ich razem w jednej celi.

Pozostali wymienili przerażone spojrzenia, wreszcie Seamus wymamrotał:

- Cóż, Harry i twój ojciec nie byli w ee... przyjaznych stosunkach.

- Sami-Wiecie-Kto był okrutniejszy niż myślał - dodał Dean. Ron uśmiechnął się lekko, i nawet usta Harry'ego lekko się wygięły, kiedy pomyślał o swoich uczuciach, tuż po odkryciu tożsamości swojego towarzysza...

- Tak, wiem. Severus mi opowiadał - Harry przytaknął poważnie Seamusowi. - Ale Sam-Wiesz-Kto miał inny cel, głębszy, w uwięzieniu ich razem. Przebywali razem całymi dniami, z wyjątkiem czasu, kiedy ich torturowano.

Zszokowane spojrzenia.

- Masz na myśli fizycznie? - zapytał Dean.

- Tak. Głównie za pomocą zaklęć, ale było również wiele zwykłego fizycznego znęcania się.

- Harry był... bity? - głos Rona był tylko szeptem.

- Nie tylko bity, i nie tylko on. A z biegiem czasu stawali się sobie coraz bliżsi, i zaczęli czuć do siebie szacunek.

- Snape - szanujący Harry'ego? - Neville'owi ten pomysł wydał się absurdalny.

- Myślę, że nie możemy zrozumieć ich sytuacji, ponieważ nigdy nie byliśmy w podobnej. Ale to psychologiczne sprawy, Severus opowiadał mi o tym. Szacunek, troska, przywiązanie często występują w takich sytuacjach jak ta. Więc byli w dobrych stosunkach. Vol... Sami-Wiecie-Kto osiągnął poprzez to swój cel.

- Stop. Nie rozumiem - powiedział Neville i pozostali przytaknęli jego słowom.

Harry wciągnął głęboko powietrze.

- Voldemort wiedział od samego początku, że staną się sobie bliżsi w takiej sytuacji. To dlatego umieścił ich w jednej celi. Kiedy jego plan zaczął działać, wykorzystał to przeciwko nim. Próbował szantażu na jednym, poprzez torturowanie drugiego.

- Bydlak... - wymamrotał Ron i Harry uśmiechnął się lekko.

- Severus nazywa Voldemorta Największym Bydlakiem...

- Ale w takim razie dlaczego do niego dołączył? - zapytał Seamus. Harry warknął.

- Nie sądzę, aby to była twoja sprawa.

Seamus wycofał się.

- W porządku. Ja tylko... jeśli go nienawidzi, to dlaczego... więc... - bełkotał wzburzony.

- Sami-Wiecie-Kto zabił jego ukochaną, a później jego brata.

Cisza.

- Jego bratem był ten, który przewyższał wszystkich w tym stuleciu, jak podejrzewam - powiedział Ron.

- Skąd o tym wiesz? - Harry spojrzał na niego. Ron wzruszył ramionami.

- Lekcje Binnsa. I Percy widział jego akta w ministerstwie. Miał maksymalne wyniki z SUMów i OWTMów.

- Maksymalne?! - wykrzyknął Neville. - To niemożliwe. Nikt nie otrzymuje maksymalnych wyników na tych egzaminach!

- Z wyjątkiem jego - powiedział Harry i pomyślał o pamiętniku Quietusa. Jego ojciec był w szoku, kiedy dowiedział się o swoich wynikach. Neville miał rację. Nikt nie miał podobnych wyników w ciągu ostatniego stulecia. Cóż, Dumbledore miał, ale on uzyskał te wyniki 150 lat temu... Uśmiechnął się. - I z wyjątkiem Dumbledore'a.

- On był w Slytherinie? - zapytał Dean.

- Dumbledore? - zapytał w odpowiedzi Harry i Dean wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak "idiota". Seamus uśmiechnął się. Harry pokręcił głową w rozbawieniu. - Nie. Quietus był w Ravenclawie.

- Zastanawiam się, dlaczego Tiara Przydziału nie przydzieliła ciebie do Ravenclawu - powiedział Neville. - Bardziej pasujesz do tamtego domu. A Tiara nie zastanawiała się nawet ani chwili.

Harry wzruszył ramionami.

- Dumbledore powiedział, że profesor Snape sprowadził Harry'ego z powrotem... stamtąd - Ron nagle powrócił do przerwanej rozmowy.

- Tak - powiedział Harry. - Severus starał się uratować go z zupełnie beznadziejnej sytuacji, z doskonale strzeżonego więzienia. Prawie mu się udało. Ale ich wrogowie mieli przewagę liczebną i zabili Pottera, kiedy ten walczył z dementorami. Severus przyniósł go w ramionach do Hogwartu. Był zupełnie zdruzgotany. Gdyby mnie nie było, to nie wiem, czy by przeżył - dokończył Harry.

- A co... zrobił mu Malfoy? - zapytał ostrożnie Seamus.

- Znęcał się nad nim fizycznie - odpowiedział Harry nie wdając się w szczegóły. - Chociaż byli przyjaciółmi przez ponad dwadzieścia lat, a Severus był jego kuzynem i również ojcem chrzestnym Draco Malfoy'a.

- To znaczy, że jesteś spokrewniony z Malfoy'em? - Dean osłupiał.

- Tak, jest. Nawet ja jestem spokrewniony z rodziną Malfoy'a - Neville pośpieszył Harry'emu z pomocą. - Wiecie, mania czystej krwi...

- I zbytnio mi to nie imponuje - powiedział Harry. - Nie mogę znieść tego nadętego dupka. Nie wspominając o jego zachowaniu w stosunku do Severusa...

Podekscytowany Neville złapał Harry'ego za rękę.

- A jak on... radzi sobie z faktem, że jego oprawca jest obecnym dyrektorem? Jak może gdziekolwiek z nim iść?

- Przez większość czasu nie możemy robić tego, co chcemy, panie Longbottom, ale to co musimy - głos Severusa był zmęczony, ale Harry'emu ulżyło, kiedy go usłyszał. Skoczył na równe nogi; oczy mu świeciły z ulgi i radości.

- Jesteś z powrotem!

- Oczywiście - Severus przewrócił oczami. - Rozmowa skończona. Do łóżek! Quiet, chodź ze mną na chwilę, proszę.

Harry włożył kapcie i podążył za wysokim mężczyzną do pokoju wspólnego, podczas gdy pozostali wrócili posłusznie do swoich łóżek.

- Nie odejmuj punktów, proszę - wyszeptał Harry do Severusa, kiedy schodzili po spiralnych schodach.

- Nie zamierzałem - powiedział Severus. Kiedy dotarli do pokoju wspólnego, odwrócił się do Harry'ego z poważną miną. - Co im powiedziałeś?

- O czym? - zapytał Harry.

- O mnie. I Malfoy'u.

Severus był zły.

- Żadnych szczegółów. Pytali o... Harry'ego - wymamrotał. - Musiałem coś im powiedzieć. Co chciał Malfoy od ciebie? - zmienił temat.

Snape uśmiechnął się szyderczo.

- To była tylko mała demonstracja, by pokazać mi moje miejsce, kilka gróźb... - jego głos ucichł.

Harry położył mu rękę na ramieniu. Ich oczy spotkały się. Harry zdumiał się, kiedy zauważył, że nie był dużo niższy od Severusa.

- Przetrzymamy ich.

- Chcą nas zabić, przed wszystkimi Śmierciożercami, by zademonstrować, jaki los spotyka zdrajców, Quiet.

- Ale Malfoy nie zabrał cię do Voldemorta! - wyszeptał Harry.

- Powiedział, że Voldemort ma czas. Z początkiem lipca będę musiał opuścić szkołę. Spróbują wtedy mnie schwytać, ponieważ to już nie zagrozi pozycji Malfoy'a.

- Więc tak długo, póki jesteśmy w szkole, jesteśmy bezpieczni - podsumował Harry.

- Nie wiem. - Mina Severusa wyrażała niepewność. - Coś dziwnego było w zachowaniu Malfoy'a... On kłamie. Bądź BARDZO ostrożny.

Harry przytaknął cicho.

- A teraz do łóżka - Severus krótko przytulił Harry'ego. - Śpij dobrze.

Harry nie chciał wracać do dormitorium. Poszedł do łazienki i usiadł na ławce, na której zazwyczaj kładli swoje ubrania.

Więc Voldemort znowu go ścigał. Może... to miała być właśnie ta okazja, by się z nim zmierzyć, by poświęcić siebie i ocalić społeczeństwo czarodziejów przed tym potworem.

Ale on nie chciał umrzeć. Nie chciał poświęcić swojego życia. Miał tylko piętnaście lat!

Harry oparł się o ścianę i pozwolił zalewać się falom czystej rozpaczy.

Nigdy nie pragnął takiego losu. Chciał normalnego, całkowicie przeciętnego życia - normalnego, ze zwykłymi bólami i rozczarowaniami, jakie ono niesie, nic innego...

Skulił się, obejmując mocno ramionami kolana i pozwolił płynąć łzom.

Chciał żyć. Rozpaczliwie chciał żyć. Cóż, nie za wszelką cenę, ale jednak...

Przez cienką piżamę czuł lodowatą ścianę łazienki. Czuł jak skóra na plecach go boli. Zaczął dygotać, ale nie dbał o to.

Wszystko wydawało się takie odległe i dziwne. Tak nieprawdopodobne.

Czy nie cierpiał wystarczająco ostatniego lata? W ciągu ostatnich piętnastu lat?

Ławka ugięła się trochę pod czyimś ciężarem. Harry uniósł głowę z kolan i odwrócił twarz w stronę chłopaka, który usiadł obok niego.

- Czego chcesz, Weasley? - zapytał, ale jego głos był zbyt zachrypnięty od płaczu, by mógł nadać mu ostry ton.

- Nie wracałeś. Bałem się, że...

- Bałeś! - Harry prychnął sarkastycznie.

- No... - Ron poruszył się i wbił wzrok w zachlapaną podłogę. - Coś w tym stylu. Ja tylko... ja... - nie dokończył.

- Wyduś to z siebie - powiedział niecierpliwie Harry.

- Czego chciał Malfoy od profesora Snape'a? Groził mu?

Harry nie odpowiedział, tylko spojrzał na niego chłodno.

- Słuchaj... Płakałeś - odezwał się Ron.

- To nie twoja sprawa - głos Harry'ego stał jeszcze chłodniejszy.

- Tak... ale nie. Słuchaj... - Ron był bardzo skrępowany. Harry rozzłościł się i zaczął wstawać. - Nie! Czekaj, proszę, tylko chwilę.

Rozdrażnienie w jego głosie zatrzymało Harry'ego w połowie ruchu. Usiadł z powrotem na ławce.

- Dobra. Na chwilę. Mów.

- Tak. Słuchaj. Twój ojciec był szpiegiem. Czy to nie znaczy, że Sam-Wiesz-Kto chce się na nim zemścić? Mama opowiadała mi o moich... krewnych. Galvanych. Powiedziała, że Sam-Wie... Vol... Voldemort - Ron przerwał na chwilę - zabił ich dzieci, żeby odstręczyć innych od szpiegowania. To... - Znowu przerwał. - ...to według mnie znaczy, że chce was dopaść, obu, teraz.

- Dokładnie - stwierdził Harry i wstał. Nie chciał kontynuować tej rozmowy.

- Ale już ciebie schwytał, prawda? - Ron mówił dalej, również wstając. - Już próbował cię zabić, tak? To on ci zrobił te blizny, prawda?

Harry odwrócił się, złapał Rona za przód piżamy i wysyczał mu w twarz:

- Nie-twój-pieprzony-interes, Weasley!

- Chciałem tylko przeprosić, bo jeśli to Sam-Wiesz-Kto... - wybełkotał Ron.

- Ktokolwiek zrobił mi blizny, ty nie miałeś prawa znęcać się nade mną, Weasley. Czemu uważasz, że jeśli to szyba samochodu by mnie poraniła, to twoja odpowiedzialność byłaby mniejsza? - Harry nagle poczuł się zbyt słaby na kłótnię. - Nigdy nie dałeś mi szansy. Znienawidziłeś mnie od pierwszej chwili tylko dlatego, że nienawidziłeś mojego ojca. Teraz nadal mnie nienawidzisz. Nienawidzisz nas obu, a jeżeli przyznałbym, że to przez Voldemorta mam te blizny, to nienawidziłbyś mnie jeszcze bardziej, tylko dlatego, że my przeżyliśmy a Potter nie!

- Nie nienawidzę ciebie! - odkrzyknął Ron.

- Przyszedłeś tutaj tylko po to, aby uspokoić swoje sumienie - powiedział Harry, jego głos nagle zabrzmiał łagodnie. - Starasz się ukoić swoje nerwy, Weasley. Nie żałujesz tego, co zrobiłeś, ze względu na mnie. Żałujesz tego ze względu na siebie, ponieważ omal nie stałeś się mordercą. Nie lubisz mnie bardziej niż wcześniej. Nigdy nie próbowałeś zrozumieć mnie, ani Severusa. Wręcz przeciwnie, zawsze szukałeś powodu, aby znienawidzić nas jeszcze bardziej. I nawet teraz chcesz tylko znaleźć usprawiedliwienie na to, co zrobiłeś. Ale nie znajdziesz. Severus był po Jasnej Stronie od wielu, wielu lat. Był szpiegiem Dumbledore'a jeszcze podczas tamtej wojny. Zawsze starał się uratować Pottera, pomimo... nie, to nie ma znaczenia. A co do mnie - nigdy nie byłem mrocznym czarodziejem. Nigdy nic nie zrobiłem przeciwko tobie. Nigdy nawet nie próbowałem zabrać ci dziewczyny. Chciałem tylko, aby zostawiono mnie w spokoju - dokończył i zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi.

- Czy możesz wybaczyć mi to, co ci zrobiłem? - zapytał Ron słabym głosem za jego plecami.

- Wybaczę, kiedy twoje przeprosiny nie będą tylko kiepskimi próbami usprawiedliwienia siebie - powiedział Harry nie oglądając się i wyszedł.

-----
Harry znowu został po Eliksirach, by porozmawiać chwilę z Severusem. Przy takich okazjach nie mówili o niczym ważnym, głównie o nauce Harry'ego.

- Nadal nie jestem w stanie rzucić Patronusa - westchnął chłopiec i mrugnął do Mistrza Eliksirów. - Ale z pomocą Hermiony przynajmniej nauczyłem się wyczarowywać srebrną mgiełkę, i nawet profesor Figg powiedziała, że to jest spodziewany rezultat dla ucznia piątego roku.

To była prawda. Hermiona w jakiś sposób zdołała dostać wspólny szlaban z Harry'm w klasie Transmutacji i McGonagall kazała im posprzątać po kolacji salę, podczas gdy ona ślęczała nad papierkową robotą w swoim gabinecie. Harry miał swoje podejrzenia, gdyż McGonagall nigdy wcześniej nie dawała takich szlabanów, ale później Severus wyjaśnił mu, że wszyscy nauczyciele starali się zmniejszyć napięcie wśród uczniów, przede wszystkim poprzez dawanie im szlabanów tego rodzaju.

Wtedy Harry zaczął obserwować nauczycieli i zauważył, że Severus miał rację. Odbierano mniej punktów a dawano więcej szlabanów. Filch był wyjątkowo zadowolony: szkoła była czyściejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Trzy szlabany z Hermioną wystarczyły, aby nauczył się jak NIE wyczarowywać pełnego Patronusa, tylko typową mgiełkę czy dym, tak jak inni w klasie.

- A inne przedmioty? - Severus uniósł brew.

- Binns jak zwykle...

- Profesor Binns, Quiet.

- Taak - Harry westchnął. - Transmutacja dość dobrze, Numerologia...

- Profesor Vector powiedział, że jesteś najlepszy, wraz z panem Bootem i panną Granger - Snape uśmiechnął się dumnie.

Harry zaczerwienił się.

- Możliwe - wzruszył ramionami. - Profesor Flitwick oddał nasze prace na temat zaklęć modyfikujących pamięć - zmienił temat. - Napisałem o leczeniu modyfikacji pamięci i procesie odzyskiwania wspomnień. Profesor Flitwick dał mi za to "Wybitną", chociaż powiedział, żebym przestudiował jeszcze temat częściowych modyfikacji pamięci. Wiesz, Neville o tym napisał - powiedział zamyślony Harry.

- I co znalazłeś? Czy możliwe jest odzyskanie utraconych wspomnień? - zapytał z ciekawością Severus, pochylając się bliżej.

- Cóż, nie zawsze - westchnął Harry. - Są pewne warunki... Najprostszym przypadkiem jest taki, kiedy rzucający sam zdejmuje z siebie zaklęcie. Rzucający prawie zawsze może zdjąć swoje zaklęcie. Chyba, że zaklęcie zostało źle rzucone - na przykład, jeśli rzucono je różdżką zniszczoną albo należąca do kogoś innego, albo jeśli rzucający nie skoncentrował się odpowiednio... W normalnych przypadkach nawet uzdrowiciele mogą uleczyć modyfikację pamięci. Ale źle rzucone zaklęcia są prawie zawsze nieodwracalne...

Zadzwonił dzwonek.

- Dobrze, Quiet. Idź. Do zobaczenia na obiedzie! - Severus wstał i odprowadził Harry'ego do drzwi.

Harry nie odszedł zbyt daleko. Kiedy skręcił w następny korytarz...

- Impedimenta! - ktoś wyszeptał. Harry upadł na twarz, ale różdżkę już trzymał w dłoni. Odturlał się z przypuszczalnej strefy następnego zaklęcia, wskazał różdżką w kierunku, z którego dobiegł głos i krzyknął:

- Expelliarmus!

Różdżka przyleciała do niego, jej właściciel spróbował ją złapać z bolesnym krzykiem.

- Petrificus Totalus! - Harry rzucił następne zaklęcie i wskazał zdobytą różdżką na siebie. - Finite Incantatem!

Kiedy tylko Impedimenta przestała działać, wstał i w następnej chwili już klęczał obok zakapturzonej postaci. Ściągnął kaptur z jej twarzy... i okazało się, że był to Zabini.

Nagle wszystko stało się jasne.

- Ty zaatakowałeś Seamusa w listopadzie, prawda? - zapytał Harry.

- Draco powiedział... Kazał mi to zrobić - wymamrotał Zabini. - To nie był mój pomysł...

- Mogłeś mu odmówić - wysyczał Harry. - Powinieneś mu odmówić!

- On... on groził, że mnie pobije...

- Miałeś inną możliwość, Zabini. ZAWSZE jest inna możliwość. Ja cię broniłem... - nie mógł dokończyć. Różdżka wciskała się w jego kark, a chłodny głos warknął:

- Rzuć różdżkę, Snape.

Harry posłuchał.

- Wstań.

Wstał.

- Odwróć się. Powoli.

Harry wiedział, że trudno będzie stanąć twarzą w twarz z Lucjuszem Malfoy'em, ale i tak to zrobił.

- Co ty sobie wyobrażasz?! Atakujesz ludzi w pustym korytarzu?

- Nie, ja tylko... - zaczął Harry, ale nie dokończył.

- To nie pierwszy raz, prawda? - zapytał złośliwie Malfoy. Harry zaczerwienił się z gniewu.

- Nie. Ja...

- Więc przyznajesz się!

- Nie, ja tylko...

- Cóż, naprawdę nie musisz się przyznawać. Zostałeś złapany na gorącym uczynku. Accio! - Malfoy machnął swoją różdżką i różdżka Harry'ego skoczyła do jego ręki. Malfoy podniósł swoją własną różdżkę i dotknął nią końca różdżki Harry'ego. - Priori Incantatem!

Coś jak kamienna statua pojawiło się w miejscu, gdzie ich różdżki się stykały, wyglądało jakby było zrobione z szarego dymu. Harry nie zdziwił się, widział już jak działa Priori Incantatem podczas Pucharu Świata w Quidditcha prawie dwa lata temu.

- Dziecinna sztuczka, Snape - Malfoy spojrzał na niego gniewnie. - Spodziewałem się czegoś więcej po tobie! Zamierzałeś go pobić gołymi rękami, kiedy był już unieruchomiony?

- NIE! - wrzasnął Harry. - Ja tylko chciał...

- Silencio! - wrzasnął Malfoy.

Oczy Harry'ego zwęziły się z gniewu, ale nie mógł powiedzieć ani głowa.

- Trzydzieści punktów od Gryffindoru za bezczelność. I trzydzieści za zaatakowanie ucznia, dwadzieścia za opuszczenie lekcji i tydzień szlabanu z tymi... zwierzętami naszego gajowego. A na następnym spotkaniu zarządu złożę wniosek o wyrzucenie ciebie, i będziesz mógł odejść z tym... twoim ojcem - Malfoy uśmiechnął się złośliwie. - Chociaż nie wiem, czy odejdziecie daleko... Idź teraz. Jestem pewny, że koledzy z twojego domu ucieszą się z twojego... rezultatu.

Wetknął różdżkę z powrotem do ręki Harry'ego i złapał Zabiniego za ramię.

- Wstawaj chłopcze. Pójdziemy do skrzydła szpitalnego.

Harry patrzył się za nimi pustym wzrokiem. Czuł, jakby wyrwano mu serce. Zostanie wyrzucony. Prawdą było, że Hogwart nie był już jego domem, odkąd odszedł Dumbledore, ale jego przyjaciele... jego nauczyciele... i znowu będzie zaczynać wszystko od nowa... Drżącymi dłońmi włożył z powrotem swoją różdżkę za pasek i zrobił krok. Lewa noga go bolała. Prawdopodobnie to nie Impedimenta Zabiniego ją uszkodziła, ale upadek po niej. Nie wiedział, i nie obchodziło go to. Westchnął i pokuśtykał na lekcję Obrony.

-----
Ku jego ogromnemu zaskoczeniu nikt nie obwiniał go o utratę punktów. Stracił ich osiemdziesiąt jednego poranka, ale zarobił ponad sto dwadzieścia w ciągu kilku ostatnich tygodni. Z drugiej strony wszyscy wystarczająco mocno nienawidzili dyrektora, aby stanąć po stronie Harry'ego. Severus nie był taki chętny do zgodzenia się z nim bez dokładnego wypytania, co się stało.

Harry ledwo skończył obiad, kiedy silna ręka chwyciła go za ramię tak mocno, że aż krzyknął z bólu. Uchwyt Severusa zelżał lekko, ale nie puścił Harry'ego.

- Myślę, że musimy odbyć małą rozmowę - wysyczał do Harry'ego i posyłając mordercze spojrzenie jego kolegom, wyciągnął go z Wielkiego Hallu. - Co ty zrobiłeś? - zapytał gniewnie jak tylko wyszli z Hallu.

Harry wzruszył ramionami i zaczął mu opowiadać poranne wydarzenia po wyjściu z klasy Eliksirów. Severus wcale nie wyglądał na ani trochę spokojniejszego. Jego oczy lśniły złowieszczo, a ironiczny uśmieszek był wyjątkowo intensywny. Kiedy Harry dotarł do momentu, kiedy rzucił Petrificus Totalus na Zabiniego, Snape mu przerwał.

- Ale nie było potrzeby tłuc Zabiniego na kwaśne jabłko! - Potrząsnął Harry'm agresywnie. - Dlaczego to zrobiłeś?!

- Nie zrobiłem! - odkrzyknął Harry.

- Nie kłam! Odwiedziłem Zabiniego w skrzydle szpitalnym! Nie może chodzić! Ma podbite oczy i połamane żebra! Powiedział...

Harry zbladł jak ściana.

- Ty... co...?

- Widziałem go. Powiedział mi, że zrobił ci dowcip, a ty go za to pobiłeś.

- Ale...

- Jak mogłeś zrobić coś takiego?

- Ja nie...

- To niewybaczalne, Quiet. Ja...

Harry poczuł, jakby czerwona kotara zasłoniła mu oczy. Ta sytuacja zbyt bardzo przypominała to, co wydarzyło się rano. Zacisnął dłonie w pięści i wykrzywił twarz w grymasie bezsilnej wściekłości. Stanął na palcach by być tak wysoki jak jego wuj i wysyczał do niego:

- Nie jesteś ani trochę lepszy od Malfoy'a! To nie ja, nie rozumiesz? Ja nawet go nie dotknąłem! Po tym jak go unieruchomiłem, przyszedł Malfoy i zaatakował mnie od tyłu. Zabrał mi różdżkę, nawrzeszczał na mnie, zabrał osiemdziesiąt punktów, dał tydzień szlabanu i wreszcie zagroził, że mnie wyrzuci z Hogwartu, a nic nie mogłem powiedzieć, ponieważ mnie nie słuchał! Ale to u niego normalne, i nie obchodzi mnie to! Ale ty...! - Harry spiorunował Snape'a wzrokiem. - Ty - myślący, że zaatakowałem innego ucznia! Ty - przerywający mi i wyciągający pochopne wnioski bez wysłuchania mnie! Spodziewałem się czegoś więcej po tobie! - Harry odwrócił się i zniknął w ciemnym korytarzu, zanim Severus zdążył zareagować.

- Quiet! - Harry usłyszał krzyk, ale go zignorował. Czuł się zraniony, wyjątkowo zraniony i zdradzony. Jak Severus mógł tak o nim sądzić? Dlaczego nie wysłuchał go do końca, zanim go oskarżył?

I przede wszystkim: jak mógł w to uwierzyć?

Jak?

Wewnętrzne męki spowodowały, że znowu okropnie rozbolał go żołądek. Skulił się odruchowo, pragnąc zmniejszyć ból, i złapać oddech.

Teraz czuł zupełne osamotnienie. Zupełną, całkowitą samotność, chłód i strach i... i...

Zadzwonił dzwonek. Musiał iść na swoje popołudniowe zajęcia, a potem odrobić szlaban.

Lekcja Astronomii wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Zawsze nie znosił teoretycznej Astronomii, była zbyt nudna w porównaniu z praktycznymi zajęciami. Po ostatnich słowach profesorki uciekł z klasy: widział, że nauczycielka chciała mu coś powiedzieć, ale Harry naprawdę nie był tego ciekaw. Nie chciał rozmawiać z Severusem, jeszcze nie. Był zbyt rozczarowany i zły, aby ryzykować kolejną rozmowę.

Jutro. Jutro go odwiedzi, ale nie dzisiaj. Miał czas.

Przygotował się do zajęć na następny dzień podczas godziny nauki i usprawiedliwił się, że musi iść na szlaban. McGonagall, która z nimi siedziała, zwolniła go bez żadnych dalszych pytań, i Harry pozwolił sobie na gorzki uśmieszek. Nawet nauczycielka Transmutacji, Opiekunka jego domu nie wierzyła w historię Malfoy'a. Tylko Severus Snape, z jego czystym osądem i wielką mądrością, połknął chętnie słowa dyrektora. Z pewnością odezwały się w nim stare odruchy...

Wrócił do wieży Gryffindoru, by zmienić ubranie. Włożył nieprzemakalne buty i płaszcz przeciwdeszczowy - padało od kilku dni - i wyruszył do chaty Hagrida. Kiedy już otrzymał narzędzie potrzebne do sprzątania (oczywiście bez użycia magii), wziął się do roboty.

Nie wiedział dokładnie, co zrobić. Obora plujek była naprawdę brudna i śmierdziała, ale ogród... To było bardziej bagno niż twarda ziemia i wszystko, co mógł zrobić, to ślizgać się i chwiać.

Po dziesięciu minutach był mokry i brudny.

Po kolejnych dziesięciu stwierdził, że praca jest niewykonalna. Za każdym razem wnosił więcej błota do środka, niż zdołał wynieść. Nie czuł nawet pokusy użycia magii: jego różdżka została chwilowo skonfiskowana przez Hagrida, a jeżeli ktokolwiek dowiedziałby się o jego drugiej różdżce, różdżce Harry'ego Pottera... Nie. To nie było dobre wyjście. Konsekwencje byłyby zbyt poważne.

Jęknął i powrócił do beznadziejnej walki. Wrzucał właśnie gnój na taczki, kiedy drzwi się otworzyły.

- Potrzebujesz pomocy? - głos Hagrida wyrwał go z gorzkich rozmyślań.

Harry odłożył szuflę i odwrócił się do gajowego.

- Czy ty... - zaczął Harry, ale zamilkł. Hagrid przyprowadził Leah. - Co tutaj robisz? - warknął na dziewczynę.

- To samo, co ty - odwarknęła.

Harry zmarszczył brwi podejrzliwie.

- Kto tobie dał...?

Leah skrzyżowała ręce na piersi.

- Twój drogi ojciec - powiedziała.

Stali przez chwilę mierząc się wzrokiem, ich wzajemna animozja była prawie namacalna w powietrzu. Wreszcie Harry przełknął ślinę.

- W porządku. Którą część pracy chcesz? Wygarnianie czy wywożenie na zewnątrz?

- Wywożenie - powiedziała Leah i zmarszczyła nos z obrzydzenia. - Nie mogę znieść tego smrodu.

Harry wzruszył ramionami. Dziewczyna wybrała trudniejszą część pracy, ale przynajmniej się spytał. Z jej pomocą jednak praca szła zdecydowanie szybciej.

Harry wygrzebywał brud i przynosił pojemnik do drzwi, skąd zabierała go Leah i wyrzucała jego zawartość.

Po półgodzinie Leah wreszcie otworzyła usta:

- Jestem zmęczona. Możemy zrobić przerwę?

Harry zgodził się chętnie, też był wyczerpany.

- Myślę, że możemy - powiedział i ponownie odłożył szuflę. Nie było nigdzie miejsca, aby usiąść, więc oparli się o ścianę, by chwilę odpocząć.

- Nie jestem już na ciebie zła, wiesz - powiedziała nagle Leah, z oczami utkwionymi w podłodze. - Ja tylko...

- Wiem - westchnął Harry. - Ojciec myśli, że Sama-Wiesz-Kto chce mnie porwać...

- By się na nim zemścić? - zapytała Leah i zakładając włosy za ucho, spojrzała na Harry'ego.

Poczuł nagłe ciepło w piersi.

- Taak - powiedział i spróbował się uśmiechnąć. Nie był jednak pewny, czy mu się to udało.

- Ale... dlaczego mnie podejrzewałeś?

Harry podrapał się po karku, skrępowany.

- Ja... my podejrzewaliśmy wszystkich.

- Zawsze byłeś z Granger. Dlaczego jej też nie podejrzewałeś?

Pytanie było oczywiste. Odpowiedź też. A mimo to Harry nie wiedział, co powiedzieć. Jego sekret był zbyt ważny, by o nim powiedzieć, tylko dlatego...

- Też ją podejrzewałem. Ale byliśmy razem tylko w bibliotece. A nie było zbyt prawdopodobne, żeby porwała mnie ze szkoły - w końcu znalazł odpowiednią wymówkę.

Leah przytaknęła.

- Rozumiem - westchnęła. Wyjęła czekoladową żabę z kieszeni. - Chcesz kawałek?

Kiedy Harry spojrzał na czekoladową żabę, jego żołądek zaburczał głośno. Leah uśmiechnęła się.

- Czy mogę to wziąć za "tak"?

- Możesz - zdołał powiedzieć. Zakręciło mu się w głowie z podniecenia.

Dziewczyna powoli rozwinęła opakowanie i wyjęła znalezioną tam kartę.

- Och! - wykrzyknęła zaskoczona. - Nigdy wcześniej nie widziałam tej karty! Chociaż, twarz wydaje mi się dość znajoma - zastanowiła się.

Harry spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale nie sięgnął po kartę.

- Kto na niej jest?

- Saevus Malignus Noblestone - przeczytała na głos. - Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam!

Harry drgnął.

- Saevus Malignus? Ależ... to jest Krwawy Baron! Pokaż mi kartę, proszę!

Leah włożyła kawałek czekolady do ust.

- Proszę.

Harry wziął kartę i spojrzał na postać.

Ale nie zdążył jej rozpoznać. Harry poczuł, jakby coś szarpnęło go w okolicy pępka z niewiarygodną prędkością do przodu. Jego stopy opuściły ziemię; pędził wraz z wyjącym wiatrem i wirującymi kolorami.

"Portkey", pomyślał z przerażeniem.

Jego nogi uderzyły o ziemię i upadł rozbijając głowę o coś twardego i kanciastego. Czuł jeszcze jak krew spływa mu z tyłu głowy, a potem stracił przytomność.

-----
Severus był zły na siebie. Starał się uchwycić Harry'ego wiele razy tego dnia, ale chłopak najwidoczniej postanowił go unikać i po prostu nie był w stanie go spotkać.

I miał rację. Jego zachowanie względem Harry'ego było nie do przyjęcia, może nawet było niewybaczalne. Oskarżył chłopaka bezmyślnie, i nie dał mu szansy wytłumaczenia. Zachował się jak cholerny idiota zamiast jak poważny dorosły, za jakiego się uważał.

A jeśli stracił przez to Harry'ego? Jeśli stracił zaufanie i miłość chłopca?

Bał się. A musiał dopilnować kolejnego szlabanu i godziny nauki. Kiedy poszedł na kolację, Harry'ego nie było przy stole. Serce na chwilę mu zamarło. Harry nie przyszedł, ponieważ był na niego zły - to było zrozumiałe, ale Harry był zbyt słaby, aby opuszczać posiłek. Zbyt słaby, zbyt chudy i chory - chociaż chłopak uparcie temu zaprzeczał...

Trudno było Severusowi usiedzieć obok uśmiechającego się i zadowolonego z siebie idioty - idioty, który spowodował jego kłótnię z jedyną osobą, którą kochał - i jeść jakby wszystko było w porządku. Od czasu do czasu zerkał w stronę stołu Gryffindoru, by sprawdzić, czy może pojawił się Harry. Ale chłopaka wciąż nie było, więc Severus zdecydował się działać. Poszukał wzrokiem Hermiony i uspokoił się, kiedy zobaczył, że ona jest spokojna. Dziewczyna z pewnością wiedziała, gdzie był Harry.

- Szlaban - wyjaśniła, kiedy wreszcie zapytał ją o to po kolacji. - Dyrektor dał mu tydzień szlabanu z Hagridem.

- Och, rozumiem - Severus uśmiechnął się lekko, z ulgą.

Nadal był spokojny, kiedy wrócił do swojego gabinetu, by dokończyć przygotowywanie eliksirów dla ambulatorium i sporządzić listę potrzebnych składników na zbliżające się SUMy z Eliksirów.

Było już dość późno, kiedy skończył pracę. Musiał jeszcze skontrolować pokój wspólny Slytherinu, czy wszyscy uczniowie wrócili już do swoich dormitoriów, ale kiedy opuścił gabinet i skierował się w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów, poczuł dziwną chęć pójścia do domu. Tylko na chwilę - podpowiadał mu instynkt.

Posłuchał go. Szybko, ponieważ nie chciał narażać się Malfoy'owi, pośpieszył do swoich kwater i nacisnął palcem wskazującym białą plamkę obok drzwi. Otwarły się. W bawialni było ciemno i cicho: zawsze gasił lampy, kiedy wychodził. Zapalił je szybkim machnięciem różdżki i rozejrzał się. Wszystko wyglądało normalnie. Nic niezwykłego, pomyślał i, wzruszając ramionami, odwrócił się, aby opuścić pokój.

Wtedy dostrzegł cos kątem oka.

Coś BARDZO niezwykłego. Coś złego.

Powoli, czując jak w gardle rośnie mu lodowata bryła, odwrócił się. Jego oczy wszystko sprawdziły ponownie. Ogień - zapalony. Półka nad kominkiem - zwykłe zdjęcia. Krzesła, sofa - puste. Drzwi - otwarte, pokoje za nimi - puste.

"Dostaję paranoi" pomyślał. Ale musiał iść. Już było późno.

Późno.

PÓŹNO.

Zegar. Gwiazdkowy prezent od Harry'ego, wiszący nad kominkiem.

Zachwiał się i musiał złapać się krzesła, żeby nie upaść.

Zazwyczaj wskazówki zegara o tej porze dnia wskazywały na Dom (dla Severusa) i Przyjaciół (dla Harry'ego). Teraz wskazówki miały przerażająco nietypowe pozycje.

Dom. Dla Severusa.

NB - Największy Bydlak. Dla Harry'ego.