20. PRZECINAJĄC WIĘZY

- Ciii, cicho! Nie obudź go!

- Musi się kiedyś obudzić! On...

- Nie wrzeszcz, idioto. Madame Pompfrey uważa, że on potrzebuje snu.

- Śpi od dwóch dni! To nienormalne!

- Dała mu Napój Nasenny. Powiedziała, że był pod wpływem poważnego szoku i dwukrotnie się załamał tamtego dnia...

- Nie może wiecznie spać!

- Do Pompfrey należy decyzja, kiedy go obudzić, nie do ciebie!

Krótka cisza.

- Snape nadal jest nieprzytomny - powiedziała osoba, która chciała obudzić Harry'ego.

- Zamknij się! - wysyczał drugi głos. - Idiota!

Głosy oddaliły się i ucichły. Harry ponownie osunął się w nicość.

-----
- Myślę, że możemy go obudzić, dyrektorze. Funkcje jego ciała powracają do normy, nawet jego nerwy wydają się działać prawidłowo - głos Madame Pompfrey był poważny i rzeczowy.

- Jesteś pewna, Poppy? - głos Dumbledore'a był jak aksamit: miękki i gładki. - Obawiam się, że złe wiadomości znowu spowodują u niego szok.

- Nie - zabrzmiała stanowcza odpowiedź. - To silny chłopak, dyrektorze, silniejszy od swojego ojca. Uda mu się.

- Jeśli rzeczywiście tak uważasz, Poppy... - Dumbledore nie był pewny.

- Tak uważam - orzekła Madame Pompfrey stanowczo.

Dumbledore wciągnął głęboko powietrze i podszedł do łóżka. Harry poczuł, jak materac ugiął się pod jego ciężarem.

- Harry, dziecko...

- Quietus, dyrektorze - odpowiedział Harry z zamkniętymi oczami. - I nie śpię.

- Widzę...

Cisza zaległa pomiędzy nimi.

Po chwili Harry otworzył oczy i postarał się usiąść. W pokoju były tylko dwie osoby oprócz niego: pielęgniarka i dyrektor. Madame Pompfrey miała typową dla siebie minę: uważną, ale trochę odległą. Dumbledore zaś był spięty.

- Czy tata żyje? - zapytał nagle Harry.

Twarz Madame Pompfrey złagodniała. Kobieta odwróciła głowę w druga stronę. Harry nie był pewny, ale widział jak coś zalśniło w jej oczach. Łzy?

Dumbledore przytaknął powoli.

- Tak, Quietus. Żyje... - (Harry odetchnął z ulgą.) - ... ale nie jest z nim dobrze.

- Co... - Harry nie wiedział jak dokończyć pytanie.

- Starali się przedrzeć przez jego Obliviate.

Harry nagle przycisnął mocno koc do piersi. Jego puls boleśnie dudnił mu w uszach.

- Nie - wyszeptał.

- Jest w Św. Mungo. Nieprzytomny.

- NIE! - krzyknął Harry. Jego głowa pulsowała boleśnie. Dotknął ręką tyłu czaszki i wyczuł palcami zaleczoną ranę.

- Uzdrowiciele myślą, że to dobry znak, Quietus - powiedziała nagle Madame Pompfrey. - Gdyby stracił swoje... zdrowie psychiczne, bredziłby teraz.

Mała iskierka nadziei zapłonęła w Harry'm, ale zdusił ją.

- Może więc nie będzie obłąkany - powiedział i przełknął ślinę - ale interwencja Ministerstwa prawie na pewno sprawiła, że nie odzyska wspomnień na które rzucił Obliviate.

Pielęgniarka zbladła lekko.

- Skąd o tym wiesz? - zapytała.

- Praca domowa z Zaklęć - Harry wzruszył ramionami.

Siedzieli w milczeniu przez długie minuty.

- Co teraz? - zapytał wreszcie Harry zgaszonym głosem.

- Masz kilku gości - powiedział Dumbledore, uśmiechając się lekko. - Mogą wejść?

Harry wzruszył ramionami.

- Myślę, że tak.

Dyrektor skinął Madame Pompfrey, która otworzyła drzwi.

- Panowie, proszę! - zawołała.

Odpowiedzieli na jej wezwanie Syriusz i Lupin. Pielęgniarka zamknęła za nimi drzwi. Lupin pośpieszył do łóżka Harry'ego, Black jednak tylko stanął niepewnie obok drzwi.

- Syriuszu! Jesteś wolny! - Harry jakoś zdołał odezwać się głośno. - Jak to się stało?

- Złapałem Petera po tym zgromadzeniu - wyjaśnił Lupin. - To dlatego nie było mnie wtedy. - Spojrzał na Harry'ego z poczuciem winy, ale chłopak tylko wzruszył ramionami. - Przepraszam.

- Bamberg i tak by go zabrał. Jak złapałeś Glizdogona?

- Udało mi się do niego przywiązać zaklęciem Alligo, zanim się deportował po tym, jak Voldemort złamał pole Aurorów. Kiedy zauważył, że ktoś za nim podążył, zmienił się, jak zwykle, w szczura. Wziąłem wtedy zmodyfikowany eliksir Snape'a, również się zmieniłem i po długim pościgu złapałem go.

- Jak długo to trwało? - zapytał Harry. - Musiałeś dotrzeć do Hogwartu już po dyrektorze. Nie pamiętam, żebyś przybył.

- Ponad kilka godzin. W rzeczywistości prawie cały dzień. Potem zabrałem go do Ministerstwa - powiedział Lupin i uśmiechnął się lekko. - Nie byłbym w stanie tego dokonać bez waszego eliksiru. Ale chciałem, aby wypuścili wreszcie Syriusza.

Black i Harry spojrzeli na siebie, ich oczy się spotkały.

- Więc jesteś wolny - Harry uśmiechnął się niepewnie.

- Ty... ty potrzebujesz przynajmniej jednego opiekuna, Harry - powiedział Black ochrypłym głosem i chłopiec dostrzegł, że mężczyzna był bardzo skrępowany.

Harry zamarł na chwilę.

- Więc wiesz - powiedział, podczas gdy Dumbledore uścisnął uspokajająco jego dłoń.

Black przytaknął.

- Wizengamot ogłosił jego niewinność - powiedział Dumbledore. - Oficjalnie go przeprosili. Nie było potrzeby ukrywać dłużej przed nim prawdy.

- To nie odda mu magii - wymamrotał Harry, nadal patrząc na Syriusza.

- Jestem teraz Charłakiem - Black zaczerwienił się.

- Ale żyjesz - oświadczył spokojnie Harry. - I wiesz, kim jesteś.

Blach zrobił niepewny krok w stronę Harry'ego.

- Przykro mi z powodu Severusa - jego głos był szczery i łagodny.

- Przepraszam, że tak długo cię okłamywałem - powiedział Harry.

- To było konieczne. Gdybyś mi powiedział, Ministerstwo już by o tobie wiedziało i teraz byłbyś taki jak ja: niemagiczny Charłak - westchnął Black. - Cieszę się, że żyjesz. Nawet, jeśli nie jesteś synem Jamesa.

- Ty... Czy to w porządku dla ciebie? - zapytał Harry cienkim głosem.

Black, nie ufając głosowi, tylko skinął głową. Nadal nie podchodził do łóżka Harry'ego.

- Ale... Severus jest teraz dla mnie jak tata - Harry przełknął ślinę i patrzył się z oczekiwaniem na swojego ojca chrzestnego.

- Wiem o tym, Harry - nadeszła odpowiedź Syriusza. - I nie przeszkadza mi to.

Ciało Harry'ego zwiotczało z ulgi.

- Ale - Syriusz mówił dalej - czy nadal chcesz mnie za swojego ojca chrzestnego?

Harry spojrzał mu w oczy.

- Oczywiście, Syriuszu. I myślę, że nawet Severus zgodziłby się ze mną - odwrócił głowę w stronę dyrektora. - A co się stało z Voldemortem? Dlaczego uciekł i nie podjął walki? Myślałem, że mógłby pokonać tę grupę Aurorów!

Troje dorosłych zaśmiało się zgodnie. Po chwili Dumbledore odpowiedział:

- Drogi chłopcze, to nie była tylko jakaś "grupa Aurorów". Były tam wszystkie siły Ministerstwa, dokładnie trzydzieści trzy zespoły, co daje razem ponad dwustu Aurorów. I chociaż pojedynczo nie dorównują Voldemortowi, są lepiej wyszkoleni niż większość jego zwolenników. On jest dobrym strategiem i wiedział, że ich pozycja była zbyt niekorzystna do walki. Może mógłby pokonać Aurorów Ministerstwa, ale większość jego sług zginęłaby do tego czasu. W dodatku nie był pewny, czy ja się nie pojawię osobiście, chociaż znał moje relacje z Ministerstwem. Nienawidzi ryzykować. Więc wolał uciec.

-----
Później tego samego dnia Harry'ego przyszli odwiedzić jego przyjaciele: Ares, Neville, Fred, George, Seamus i nawet Ron. Obsiedli jego łóżko i przysunęli krzesła. Kiedy wreszcie wszyscy usiedli, Harry zapytał:

- Gdzie jest Hermiona?

Uśmiechy zniknęły z ich twarzy.

- Jutro odbędzie się pogrzeb jej rodziców - powiedział cicho Neville.

- Co..? - zdołał wyjąkać Harry. - Kiedy zmarli jej rodzice?

- Tego dnia, kiedy zostałeś porwany, miało miejsce kilka ataków na mugolskie rodziny - zaczął wyjaśniać Ares. - Sam-Wiesz... Voldemort napadł na te rodziny, które miały dzieci czarodziejów i wymordował je. Prawie wszystkie.

- Malfoy dał mu adresy - wyjaśnił Fred. Ares przytaknął i dodał:

- Nawet rodzina Zabiniego została zamordowana.

Harry skrzywił się. Nie lubił tego służalczego chłopaka, ale to...

- Kto jeszcze? - zapytał ochrypłym głosem.

- Dean, bracia Creevey, Angelina i Lee z naszego domu stracili rodziców - powiedział George. - Justyn z Hufflepuffu... to wszyscy, o których wiem. Ale jest dużo więcej.

- Osiemnaście rodzin - powiedział Ron. - Pozostali zostali ostrzeżeni na czas. Zdążyli uciec...

- Ostrzegła ich grupa Dumbledore'a - wyjaśnił entuzjastycznie Fred. - Kiedy tylko dowiedział się o pierwszych atakach, wysłał pilną wiadomość do innych, aby uciekali. I to było nasze szczęście. Kiedy mugole uciekli, zawiadomienia o atakach ustały i Fudge, który w międzyczasie został zmuszony do złożenia rezygnacji, rozkazał Aurorom powrócić do Ministerstwa, aby byli gotowi do następnej misji. Wtedy dotarł do nich alarm McGonagall. Podała im dokładne miejsce spotkania Śmierciożerców i...

- Fudge zwolniony? - przerwał mu Harry. - Pierwsza dobra wiadomość tego dnia!

- O tak! - wykrzyknął George. - Tata mówi, że do czasu oficjalnych wyborów wiceministrem będzie Arcus Patil...

- Parvati zachowuje się tak okropnie, jakby sama została ministrem, nie jej ojciec - burknął Seamus.

- ...pierwszą decyzją Patila było przywrócenie Dumbledore'owi jego pozycji i przeprowadzenie prawdziwego procesu sądowego w sprawie Syriusza Blacka - dokończył George, ignorując komentarz Seamusa.

- Wiem - przytaknął Harry. - Już się z oboma spotkałem.

- Oboma? Syriusz Black był tutaj? - Ares patrzył na niego, zaskoczony. - Dlaczego?

Harry spojrzał na nich i przypomniał sobie, że nikt z obecnych w pomieszczeniu nie wiedział o jego prawdziwej tożsamości. Więc znowu stare, dobre kłamstwa.

- Po pogrzebie Harry'ego tata pozwolił jemu i Ani zostać w swoim domu. Później Lupin dołączył do nich, kiedy został wypuszczony ze szpitala. Teraz Black zaproponował, że zostanie moim opiekunem, dopóki... dopóki... - nie mógł dokończyć.

Nikt nie powiedział ani słowa.

- Bamberg został wczoraj aresztowany - powiedział nagle Neville. - Babcia przysłała mi wiadomość.

- I wiceminister wniósł oskarżenia przeciwko dwudziestu sześciu Aurorom - dodał Fred mniej entuzjastycznie. - Percy jest pomiędzy nimi. Zostali oskarżeni o znęcanie się fizyczne i nadużycie władzy.

- Panowie - głos Madame Pompfrey zaskoczył małą grupę. - Czas dać odpocząć panu Snape'owi. Jutro zostanie wypuszczony i będziecie mogli spędzić z nim tyle czasu, ile będziecie chcieli. Ale teraz - wyjdźcie!

Posłuchali niechętnie jej rozkazu. Harry przyjął posłusznie Nasenny Napój i osunął się w pusty sen.

-----
Zostały już tylko cztery tygodnie do SUMów, a brakowało dwóch nauczycieli. Dumbledore - z poparciem Patila i, oczywiście, pod ścisłą kontrolą - poprosił Lupina, aby ten uczył Obrony do końca roku, ale miał większe problemy z lekcjami Eliksirów. Ani on, ani Patil, nie ufali wystarczająco Mistrzom Eliksirów związanych z Ministerstwem, aby pozwolić jednemu z nich uczyć dzieci - jeden z nich został nawet oskarżony - a dwaj inni kandydaci odrzucili propozycję Dumbledore'a.

W końcu to McRee, jeden z dawnych przyjaciół dyrektora, przyjął pracę, ale "tylko na ten miesiąc" - jak powiedział. Był tym samym Mistrzem Eliksirów, który rok temu sprawdzał eliksir prawdy Severusa.

- Albus, kochany, jestem za stary, aby przyjąć to na stałe. Poza tym myślę, że nasz drogi Severus - który, przy okazji, jest najbardziej obiecującym talentem w tej dziedzinie - poczuje się lepiej za kilka miesięcy i będzie mógł ponownie uczyć od września.

Dumbledore potrząsnął rozpaczliwie głową, ale nie naciskał dalej. Przynajmniej znalazł wiarygodnego kandydata na to stanowisko - a ponieważ nadal pamiętał o nadal nierozpoznanym szpiegu wśród nauczycieli, ulżyło mu, że nie musi martwić się starymi-nowymi kolegami.

Lekcje Lupina nie przyniosły nic niespodziewanego, ale po pierwszej lekcji Eliksirów (szósty rok, Ravenclaw-Hufflepuff) wszyscy wyglądali przyszłych zajęć (na szczęście mających trwać krótko) z głęboką troską.

Miły, uśmiechnięty stary człowiek okazał się okrutniejszy i bardziej wymagający niż ich poprzedni nauczyciel - a to było coś, czego NIKT się nie spodziewał.

- Przynajmniej nie faworyzuje Ślizgonów - wymamrotał Seamus po ich pierwszej lekcji Eliksirów.

- Tylko Quietusa - uśmiechnął się Neville. - Och, panie Snape, konsystencja i kolor... świet-ne. Świet-ne - powiedział, udając starszego nauczyciela.

- Pozwól, że się tobie pokłonię... - Seamus dołączył do Neville'a pochylił głowę przed Harry'm.

- Zostawcie go w spokoju - warknęła na nich Hermiona. - Quietus był jedynym, który potrafił dobrze zrobić ten eliksir.

- Nie tylko "dobrze", Hermiono. Nie słyszałaś? "Świet-nie"! - dodał Seamus i wybuchnęli śmiechem. Nawet Harry do nich się przyłączył.

- Cóż, to nie był sprawiedliwy komplement - przyznał Harry, kiedy ich śmiech już ucichł. - Robiłem go wielokrotnie z tatą. - Harry przestał nazywać Severusa w jakikolwiek inny sposób. Tylko "tata". Wielokrotnie myślał z obawą, że to było jedyną pozostałością po ich związku.

Cisza zaległa pomiędzy nimi. To Neville wreszcie zapytał:

- A... co z nim? Ty... odwiedziłeś go wczoraj, prawda?

- Nadal nieprzytomny - powiedział Harry.

Nadal nieprzytomny. Powtarzał to zdanie w kółko - za każdym razem, gdy przyjaciele pytali go o to, ponieważ semestr już prawie się skończył, ale Severus był nadal nieprzytomny.

Harry spędzał wszystkie weekendy przy jego łóżku, z książkami, ucząc się i patrząc jak leży nieruchomo na swoim posłaniu. Czasami mówił do niego, opowiadał mu, co się działo w szkole, w czarodziejskim świecie, o atakach Voldemorta i wszystkim, co przyszło mu do głowy. Ciężko mu było na sercu, kiedy przychodził niedzielny wieczór i musiał wracać do Hogwartu, ale nie narzekał. Wkładał książki do torby, całował Severusa w czoło i wychodził.

Wszyscy Uzdrowiciele zgadzali się między sobą, że był najlepszym synem, jakiego kiedykolwiek widzieli i - pomimo, że młodsi znali i nienawidzili profesora Snape'a ze szkolnych lat - starali się zapewnić mu wszystko, co potrzebne. Główna Uzdrowicielka oddziału Obrażeń od Czarów dała nawet Harry'emu pozwolenie na spędzanie sobotnich nocy w szpitalu, już po jego drugiej wizycie. To pozwoliło Harry'emu domyślać się, że stan Severusa był naprawdę poważny - a gdy zapytał o to później Dumbledore'a, dyrektor nawet nie próbował zaprzeczać.

Ale Severus nadal żył; Harry próbował pocieszyć się tym od czasu do czasu. Nadal była jeszcze nadzieja.

Wreszcie, jeden dzień przed SUMami Dumbledore wezwał Harry'ego do swojego gabinetu na rozmowę.

- Musimy zdecydować, gdzie spędzisz wakacje, Quietus - powiedział. Harry tylko wzruszył ramionami. Nie robiło mu to żadnej różnicy.

- Syriusz zaproponował, abyś ty i panna Granger zostali z nim i Anią podczas lata - Dumbledore wstał i położył rękę na ramieniu Harry'ego. - Wy troje jesteście zaznajomieni z mugolskim światem. Syriusz powiedział, że chciałby nauczyć się jak żyć bez magii. Możecie mu pomóc.

Harry skinął głową.

- Dlaczego Hermiona? - zapytał nagle.

- Nie ma żadnej rodziny, która by się nią zajęła. Jej jedyna babcia mieszkała z jej rodzicami. Zmarła wraz z nimi.

Więc zostało ustalone. Harry i Hermiona spędzą lato z Syriuszem w Black Manor, gdzie teraz znajdowała się kwatera główna Zakonu.

- Ale jeśli Severus wydobrzeje to znowu się do niego wprowadzę. - To było jedynym warunkiem, jaki postawił.

- Oczywiście, Quietus.

SUMy minęły szybko. Harry stwierdził, że były proste i wyjątkowo nudne, z wyjątkiem egzaminu z Numerologii.

- Będziesz Prefektem Naczelnym w przyszłym roku - powiedział mu Ron po ostatnim egzaminie (z Historii Magii), kiedy wychodzili z budynku na mały spacer nad jezioro.

- Nie zamierzam - burknął Harry.

- Nie chciałem cię denerwować. Po prostu myślę, że na to zasługujesz. Jesteś najlepszym uczniem na naszym roku, a może nawet w całej szkole. Jesteś lepszy niż Hermiona.

Harry tylko wzruszył ramionami.

- Tego również nigdy nie planowałem. - Schylił się ku ziemi i podniósł kamyk. - Wszystko, co chciałem, to żyć wreszcie normalnym życiem. Ale odmawia mi się tego. Zawsze się odmawia - wymamrotał zdesperowany.

- Kto tego tobie odmawia? - zapytał Ron.

- Nikt. Wszyscy. Los. Życie. Bóg. Nie wiem - odpowiedział, przy każdym słowie podrzucając kamyk i łapiąc go. - Nie wiem - powtórzył szeptem.

- Quietus, ja... ja chciałem z tobą porozmawiać - zaczął nagle Ron.

- Wiem - odpowiedział beznamiętnym głosem. - Dlatego tutaj jestem. Ale nie tu. Tam nikogo nie ma. - Wskazał na opustoszały brzeg jeziora.

- Dobrze - zgodził się Ron. Żaden z nich nie rzekł ani słowa, zanim nie dotarli na miejsce.

Harry zamachnął się i wrzucił kamień do jeziora.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Ron spojrzał na niego z zaciekawieniem.

Harry wzruszył ramionami.

- Po prostu... zrobiłem to. - Usiadł i wskazał Ronowi miejsce obok siebie. - Więc?

Ron poruszył się nieswojo, nie patrząc na Harry'ego.

- Miałeś rację wtedy... w łazience - zaczął, walcząc ze słowami. - Ja tylko... Ja byłem... Byłem skołowany. I oszukiwałem się. Ja... ja nigdy nie myślałem, że mam w sobie tyle brutalności. Wiesz, straciłem przyjaciela. Byłem wściekły na twojego ojca - i na ciebie również. Nienawidziłem cię. Ale nie miałem racji. Nie miałem, bo... bo Harry był tylko moim przyjacielem. Nie bratem, nikim z rodziny. A teraz patrzę na Hermionę, Deana i innych, którzy stracili swoje rodziny i widzę, że nie oskarżają nikogo; nie starają się skrzywdzić innych, tylko dlatego, że sami zostali skrzywdzeni... A co do Hermiony... Harry był również jej przyjacielem. A ona nigdy nie oskarżała ciebie czy profesora Snape'a, mimo, że brakowało jej Harry'ego tak samo jak mnie. - Zamilkł. Harry nie przerywał mu, podziwiał widok na drugim brzegu jeziora: zielone wzgórze z kilkoma drzewami. - Traktowałem cię jak gówno. Byłem niesprawiedliwy i odrażający. A potem... po tym, jak zaatakowałem cię w Hogsmeade... - Ron potrząsnął rozpaczliwie głową. - ...siedziałem tam tylko i było mi wstyd. I... przestraszyłem się samego siebie. A później, kiedy wtedy przeprosiłem... miałeś rację. Nie zrobiłem tego ze względu na ciebie, ale dlatego, że potrzebowałem wymówki, aby sobie wybaczyć. A ty mnie odesłałeś i miałeś rację. Chciałem nienawidzić cię za to, ale nie potrafiłem. A tego dnia, kiedy Voldemort cię porwał, zobaczyłem, że jesteś takim samym człowiekiem jak ja, jak każdy inny chłopak w szkole. Do tego czasu zawsze widziałem ciebie jako idealne stworzenie - i do tego Snape'a! - bez skazy. Idealny uczeń, idealny człowiek, idealny syn - perfekcyjny we wszystkim. To tylko sprawiało, że nienawidziłem cię jeszcze bardziej. Ale tamtego dnia... Kiedy Aurorzy zabrali od ciebie twojego ojca, zobaczyłem że byłeś...

- Żałosny? - zapytał sarkastycznie Harry. Bolesny grymas pojawił się na twarzy Rona.

- Nie! Powiedziałbym: kruchy. Byłeś taki kruchy. I samotny. Tak jak ja. Jak każdy inny.

- Byłem samotny przez pierwszy semestr, Ron. Twoje zachowanie odstręczyło ode mnie większość Gryfonów - powiedział oskarżycielsko Harry.

- Nic na to nie mogłem poradzić!

- Trzeba było pomyśleć, zanim coś zrobiłeś, ale nie. Pozwoliłeś sobie kierować się emocjami - Harry nie przestawał go oskarżać.

- Wiem! - krzyknął Ron. - A teraz ja... ja przepraszam.

Harry usiadł i spojrzał na Rona, prosto w jego oczy.

- Twoje przeprosiny za każdym razem są coraz gorsze. To było najbardziej upokarzające dla mnie. Litujesz się nade mną i twoja litość poruszyła w tobie niektóre nie negatywne uczucia... Nie, Ron. Nie potrzebuję twojej litości. Nie potrzebuję niczyjej litości.

Harry wstał i odwrócił się, by odejść.

- Cóż. To znaczy, że nigdy nie uzyskam twojego wybaczenia. Upokarzam się...

- Przestań.

- Ale na co ty czekasz?! - krzyknął Ron, zdesperowany.

Harry zatrzymał się. Rzeczywiście, czego on oczekiwał od Rona? Chłopak przepraszał go już trzy razy, czy nawet więcej, a on za każdym razem odmawiał mu przebaczenia. Ale dlaczego? Czego brakowało Harry'emu w tych przeprosinach? Szczerości? Tym razem Ron był szczery. Skruchy? Ron żałował tego, co zrobił, nawet, jeśli jego motywy były raczej samolubne. Współczucia? Ron gdzieś wewnątrz czuł dla niego współczucie.

Harry skrzyżował ręce na piersi i tym razem spojrzał w głąb siebie.

Nie. Miał inne oczekiwania względem Rona. Czekał na jego sympatię. Czekał na jego przyjaźń.

Ale pomimo skruchy i litości Ron go nie lubił, i nie polubi go. Może kiedyś, kiedy dowie się prawdy o Harry'm... ale jak długo będzie Quietusem Snape'm, Ron go nie polubi.

Odwrócił się powoli do swojego byłego przyjaciela i podniósł wzrok.

- Masz rację, Ron. Byłem głupi, że oczekiwałem od ciebie czegoś więcej niż litości i współczucia. Nie mam powodu, aby ci nie wybaczyć. - Wyciągnął zdecydowanie rękę w stronę Rona. - Twoje przeprosimy zostały przyjęte.

Tym razem, przeciwnie niż podczas ich pierwszego spotkania w "Esach Floresach", Ron przyjął wyciągniętą dłoń i potrząsnął nią tak samo zdecydowanie.

- Nigdy nie myślałem, że oczekujesz ode mnie czegoś więcej niż współczucia - powiedział zawstydzony Ron. - Myślałem, że mnie nienawidziłeś.

- Ja? Nienawidziłem ciebie? - Harry uśmiechnął się. - Jako mały sługa Voldemorta chciałem tylko zdobyć miejsce Harry'ego w twoim życiu, jak kiedyś powiedziałeś Hermionie.

- Ale ty nie jesteś Sam-Wiesz... - Ron zamilkł i zmrużył oczy. - Masz na myśli przyjaźń?

Harry wzruszył ramionami.

- Miałem na myśli przyjaźń. Kiedyś, dawno temu. I niestety, myliłem się - powiedział Harry , po czym odszedł, zostawiając wstrząśniętego Rona samego.

-----
Wielki Hall był jak zwykle jasny ostatniego wieczoru. Został ozdobiony kolorami Gryffindoru: czerwonym i złotym, aby uczcić zdobycie przez Gryffindor Pucharu Domów po raz piąty z rzędu. Wielki sztandar z gryfońskim lwem pokrywał całą ścianę za Głównym Stołem. To było oczywiste, że wygra Gryffindor - trójka Weasley'ów, Neville i Seamus dostali po trzydzieści punktów za próbę ratowania kolegi, a Harry otrzymał sześćdziesiąt za ocalenie życia Fudge'a. To było jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobił Dumbledore po powrocie do szkoły. Chociaż w tym roku to Ravenclaw zdobył Puchar Quidditcha, dodatkowe punkty umieściły Gryffindor na pierwszym miejscu na koniec semestru.

Uczta kończąca rok szkolny była dużo radośniejsza niż rok wcześniej. Pomimo ich strat na wojnie, większość społeczeństwa czarodziejów - włączając w to również nauczycieli i uczniów - z radością przywitała zmiany, które nastąpiły w ciągu ostatnich tygodni. Harry wiedział, że żałoba po pani Figg i zabitych rodzinach uczniów już się odbyła, podczas gdy on przebywał w skrzydle szpitalnym, więc dyrektor postanowił, że ostatni wieczór będzie tak szczęśliwy i radosny jak to tylko możliwe. Harry patrząc na Hermionę, Deana, Colina i innych, przyglądając się ich uczuciom i zachowaniu, zrozumiał, że jest jedyną osobą, która nie potrafi się śmiać i rozmawiać beztrosko. Chociaż nawet on miał z czego się cieszyć.

Był z powrotem w swoim domu i to nie tylko fizycznie: jego towarzysze zaakceptowali go w pełni i bez zastrzeżeń. Nie miał już ataków mdłości z powodu dzielenia dormitorium i łazienki z innymi chłopcami. Nawet, jeśli zdarzyło im się od czasu do czasu zauważyć Harry'ego bez jego maskujących zaklęć, nigdy o tym nie wspominali, a Harry nie czuł potrzeby rozmowy z nimi na ten temat. Uważali, że jest trochę skryty i może również paranoiczny, ale nigdy nie dokuczali mu z tego powodu. Wreszcie mógł również znieść czyjś przypadkowy dotyk, a Lupin w ostatnim miesiącu nauczył go jak wyczarować tarczę, nawet jeśli to on był atakowany, a nie ktoś inny.

Wreszcie przeciął swoje więzy.

A właściwie część z nich. Była jeszcze jedna lina, która wiązała go silniej i boleśniej niż cokolwiek innego: jego związek z Severusem.

Jego relacja, która teraz wydawała się zmierzać ku końcowi, w miarę jak energia życiowa Severusa uciekała w długiej śpiączce. Po prostu nie mógł się śmiać czy rozmawiać wesoło, wiedząc, że jego tata umierał w szpitalu, tylko dlatego, że jacyś Aurorzy... ale to była niebezpieczna myśl. Przynosiła zbyt wiele nienawiści i chęci zemsty.

Wstał od stołu, usprawiedliwiając się nieskładnie. Nie chciał już dłużej zostawać na uczcie. Skierował się w stronę szkolnych wrót i usiadł na schodach. Niebo ponad nim było czyste i jasne od miliardów gwiazd, ale on na nie nawet nie spojrzał. Jego oczy skierowane były w ziemię, ale ziemi również nie dostrzegał. Widział leżącego Severusa, bladego, słabego i...

- Quietus...? - odezwał się nagle cichy, niepewny głos za jego plecami. Harry nie odwrócił się, tylko machnął ręką oferując miejsce obok siebie. - Chciałem ciebie przeprosić.

Harry podniósł oczy i spojrzał na Janusa. Nie był przestraszony obecnością chłopaka, dyrektor przesłuchał go pod wpływem Veritaserum i został uznany za niewinnego czynu swojej siostry.

- To nie była twoja wina, Janus - powiedział beznamiętnym tonem.

- Powinienem był wiedzieć. Zastanawiałem się... pamiętasz ucztę na rozpoczęcie tego roku? - zapytał nagle. Harry przytaknął. - Powiedziałem ci wtedy, że starszy Malfoy odwiedził nas latem...

Harry ponownie skinął głową, przypominając sobie fragmenty tamtej rozmowy.

- Myślę, że ona... ona wtedy zaoferowała mu swoje usługi. Powinienem był wiedzieć, bo widziałem, jak rozmawiała z Malfoy'em. Ja tylko... ja tylko... - jego głos załamał się i ku zdziwieniu Harry'ego, Janus zaczął płakać. - NIE MOGĘ TEGO ZROZUMIEĆ! - wybuchnął chłopak, łkając. - Wszyscy ją kochali! Mama, tata, ja... Nigdy nie dokuczaliśmy jej, że jest w Hufflepuffie, ani nic takiego...

Harry poczuł się skrępowany, kiedy kładł pocieszająco dłoń na ramieniu Janusa i poklepał go lekko.

Przez długą chwilę nie było słychać żadnego dźwięku, poza szlochem Janusa.

- Janus, słuchaj... - powiedział po chwili Harry. - Nie jestem zły na ciebie i nie uważam, abyś był odpowiedzialny za czyny swojej siostry.

- Dzięki, ale to nie to... - Janus potrząsnął głową. - Quietus, a jeśli to nie tylko moja siostra wspiera Sam-Wiesz-Kogo? Co, jeśli moja mama czy tata też są Śmierciożercami, jak ojciec Aresa? Co będzie, jeśli wszystko, co dobre w moim życiu i rodzinie jest tylko kłamstwem? - objął mocno swoje kolana, kołysząc się do tyłu i do przodu. - Boję się wrócić do domu.

- Wszystko tam będzie w porządku, zobaczysz - Harry starał się go pocieszyć, ale był świadomy, że w jego głosie brakuje przekonania. Janus nie zareagował. Dalej siedzieli w ciszy.

W końcu znalazł ich Ares i zaprowadził do szkoły. Harry pomógł zaprowadzić oszołomionego Janusa do pokoju wspólnego Slytherinu. Kiedy za Janusem zamknęły się drzwi, Ares odwrócił się do Harry'ego.

- Do zobaczenia w pociągu - powiedział.

- Nie - westchnął Harry. - Zostanę tutaj jeszcze kilka dni.

- W takim razie... do widzenia i miłych wakacji - Ares uśmiechnął się lekko.

Harry nawet nie udawał, że uśmiecha się w odpowiedzi.

- Nie wiem. Tata jest... w bardzo złym stanie.

Ares spojrzał na niego, jego oczy wyrażały zrozumienie i smutek.

- Powiedz mu, że jego dom go potrzebuje. Ja... my... ja myślę, że w Slytherinie prawie wszyscy go lubią. Nawet Draco. I potrzebujemy go, żeby nam pomógł na tej wojnie. Jest jedynym, który może zrównoważyć wpływ Sam-Wiesz-Kogo na nasz dom.

Harry pokręcił stanowczo głową.

- Nie, Ares. Pamiętasz, kiedyś powiedziałeś mi, że jesteście Ślizgonami a nie kryminalistami - i miałeś rację. Nawet bez Severusa będziecie w stanie oprzeć się Voldemortowi i mocy, którą oferuje. I nieważne, kto będzie nowym opiekunem, podążycie za swoim zdrowym rozsądkiem i sumieniem.

- Cieszę się, ze mamy poplecznika w Gryfindorze - powiedział kpiąco Ares.

- Jestem synem swojego ojca, Ares. Jestem prawie Ślizgonem - Harry wyciągnął rękę do uścisku. - Miłych wakacji...

- Nie wspominaj o nich. - Twarz Aresa pociemniała. - Będę szczęśliwy, jeśli wrócę we wrześniu bez tego cholernego stempla na ręku. Chociaż... - Mrugnął do Harry'ego - Słyszałem, że dyrektor potrzebuje nowego szpiega...

- NIE! - Harry złapał Aresa za ramię. - Nie wiesz, o czym mówisz! Nawet o tym nie myśl! To nie jest zabawne! - i ściszając głos dodał: - Nie możesz zostać naznaczony, dopóki jesteś uczniem Hogwartu. A potem - możesz żyć własnym życiem.

Ares spojrzał na Harry'ego, zaskoczony.

- Co... co cię napadło? - zapytał.

- Gdyby Voldemort dowiedział się o twojej roli, zabiłby ciebie i każdego, kogo kochasz. Nie zawahałby się - powiedział Harry. - Chciał przysłać moje wymęczone zwłoki z powrotem ojcu... tamtej nocy. I... nie możesz obronić wszystkich, których kochasz. A nie możesz wiedzieć, jak długo potrwa ta wojna. Myślę, że lepiej będzie, jeśli będziesz walczył po Jasnej stronie jako Auror, na przykład. Obecny minister jest przyzwoitym człowiekiem. Pracując z nim, nie będziesz musiał rezygnować ze swojego sumienia. Tata mu ufał.

- I BĘDZIE nadal mu ufał - Ares spojrzał na Harry'ego. - Nie porzucaj nadziei, Quietus. Profesor Snape wyzdrowieje, zobaczysz.

- Mam nadzieję, że masz rację.

-----
Chociaż miał ruszyć do Black Manor z Hermioną i profesorem Lupinem, Harry wymówił się od tego i wybrał się do szpitala, kiedy tylko odesłał z nimi swój kufer (a właściwie kufer Severusa). Harry zabrał tylko do torby kilka książek i jabłek, i wyszedł, skoro tylko Lupin obiecał zajrzeć do szpitala i zabrać chlopca do Black Manor o ósmej wieczorem.

Uzdrowiciele przywitali go z typową życzliwością, ale Harry wyczuwał w ich zachowaniu coś nienaturalnego, coś budzącego w nim lęk...

Severus był w naprawdę fatalnym stanie. Jego twarz straciła nawet swój zwykły ziemisty kolor. Stała się biała, a jego kości policzkowe wystawały mocno z braku odpowiedniego pożywienia. Harry ujął dłoń Severusa, ale ręka mężczyzny była chłodna i jakby pozbawiona życia. Harry poczuł uścisk w gardle, ale przełknął ślinę i odwróciwszy się, poszedł szukać Głównej Uzdrowicielki.

- Czy jest dla niego jeszcze jakaś nadzieja? - zapytał Harry z brutalną szczerością.

- Nie wiem, dziecko. Ja...

- Czy możemy przygotować mu prawdziwą kąpiel? - Harry przerwał kobiecie.

- Dlaczego?

Harry wzruszył ramionami.

- Mój ostatni prezent dla niego - rzekł bezbarwnym głosem.

Nagle oczy Uzdrowicielki zamgliły się i jej twarz złagodniała, gdy tak patrzyła na Harry'ego.

- Łazienka jest obok jego pokoju. Z wanną. Możesz z niej skorzystać.

- Dziękuję pani - Harry skinął poważnie głową i wyszedł.

Nie chciał lewitować tam Severusa. Napełnił wannę i otworzył drzwi, potem wziął zimnego, ale bardzo, bardzo lekkiego mężczyznę na ręce i zaniósł go do wanny. Zamknął drzwi, zdjął z niego szpitalną piżamę i włożył go powoli, ostrożnie do kąpieli.

Harry nie wiedział jak długo mył Severusa i płakał bezgłośnie nad nim. Harry przelał całą swoją łagodność i miłość w mycie: delikatne, powolne, z godnością. Miał wrażenie, jakby przygotowywał Severusa do pogrzebu, ale walczył z tym uczuciem i odpędzał je za każdym razem, kiedy go atakowało...

- Musisz się obudzić, tato. Czekamy na ciebie. Ja, Dumbledore i twoi przyjaciele, uczniowie... Ślizgoni prosili mnie, żebym ci to przekazał: potrzebują cię. Ja cię potrzebuję. Proszę, obudź się, proszę... - ta litania była długa i powtarzał ją w kółko, dławiąc się od płaczu.

Wyjął mężczyznę w wanny i wysuszył go przygotowanym ręcznikiem, po czym znowu go podniósł.

Ale teraz wyczuł nieznaczną zmianę.

Serce Harry'ego prawie stanęło w panice.

Coś się zmieniło. Severus był lżejszy.

Ale to było niemożliwe. Severus nie mógł być lżejszy, to było...

Wtedy zrozumiał. Severus był nieprzytomny i lał mu się przez ręce, kiedy niósł go do łazienki. Teraz jego ciało wydawało się mniej bezwładne, co mogło tylko oznaczać, że...

Harry przytulił go mocniej i zaniósł do łóżka.

- Leż spokojnie, tato, dopóki nie okryję cię kocem... - powiedział cicho. - Jak się czujesz... teraz? Mam nadzieję, że lepiej.

Harry spojrzał na twarz Severusa. Miała odrobinę zdrowszy kolor, niż poprzednio... czy tylko mu się zdawało?

W następnej chwili patrzył prosto w parę czarnych oczu. Przez chwilę przyglądały mu się badawczo, potem znowu się zamknęły.

- Dużo lepiej, dzięki - usłyszał słaby, zachrypnięty głos, ale bez wątpienia należący do Severusa. Harry nagle chciał skakać, krzyczeć, tańczyć...

- Jesteś przytomny.

- Nie na długo. Będę spał - wymamrotał mężczyzna z zamkniętymi oczami. Odwrócił się powoli na bok i zwinął w kłębek.

Po oddechu Harry rozpoznał, że zasnął.

Harry wybiegł z pokoju by zawołać Uzdrowiciela, ale ku swemu zdziwieniu wpadł na Główną Uzdrowicielkę w drzwiach.

- On... - zaczął.

- ... odzyskał przytomność. - Kobieta uśmiechnęła się do Harry'ego. - Wiem. Zaklęcie Monitorujące mnie zaalarmowało. Śpi teraz, prawda?

Harry przytaknął.

- Myślę, że to się stało w łazience. I nawet do mnie przemówił - Harry spojrzał na nią z rosnącą nadzieją. - To możliwe, że... on wydobrzeje? - zapytał z wahaniem.

- Fakt, że się obudził ze śpiączki, jest dopiero pierwszym krokiem. To oznacza, że będzie żył. Co do jego zdrowia psychicznego... Zobaczymy, kiedy się obudzi.

Harry przytaknął.

- Muszę zawiadomić profesora Dumbledore'a, proszę pani.

- Zrób to więc.

-----
Następnym razem, kiedy Severus się obudził, zarówno Harry jak i Dumbledore byli obecni przy jego łóżku, a po chwili przybyła również Główna Uzdrowicielka. Patrzyli na mężczyznę w wyczekiwaniem, a on spojrzał na nich poirytowany.

- Dyrektorze... - zachrypiał. - Gdzie ja jestem?

- U Świętego Mungo - odpowiedział spokojnie Dumbledore.

- Och... - Severus zbladł. - Dlaczego?

- Ktoś próbował przełamać się przez Zaklęcie Pamięci, które na siebie rzuciłeś.

Severus zamknął oczy, zastanawiając się.

- Ministerstwo - wyszeptał po chwili. - Znowu byłem w Ministerstwie. A Bamberg... - Jego twarz wykrzywił bolesny grymas i dotknął ręką czoła. - Bydlak... mogłem stracić rozum.

Ta uwaga sprawiła, że Harry zaczął szybciej oddychać. To znaczyło, że był zdrowy psychicznie, prawda?

- Co jeszcze pan pamięta, panie Snape? - zapytała spokojnie Uzdrowicielka.

Severus zmarszczył brwi.

- Nie wiem... niewiele, naprawdę. Nie wiem, jak dostałem się do Ministerstwa...

- Gdzie był pan, zanim znalazł się pan w Ministerstwie? - zapytała ponownie.

Ponownie zmarszczenie brwi.

- Ja... ja nie wiem dokładnie. To jest zbyt... zamazane. Pamiętam pobyt w Hogwarcie, potem w jakimś dużym dworze... - Jego oczy nagle otworzyły się szerzej. - Przepraszam panią. Chciałbym porozmawiać z dyrektorem Dumbledore'm na osobności.

Skinęła głową na znak zgody i wyszła. Severus spojrzał na Harry'ego.

- Nie zrozumiałeś, chłopcze? Powiedziałem: na osobności.

Harry spojrzał na niego zaskoczony, ale Dumbledore położył uspokajającą dłoń na ramieniu Severusa.

- Powiedziałem ci, Severusie, że rzuciłeś na siebie Zaklęcie Pamięci. Chłopak musi zostać tutaj.

- Jesteś pewny, Albusie? - Severus uśmiechnął się kwaśno.

- Całkowicie. Jest dobrze zorientowany w twoich... sprawach, przyjacielu.

Severus spojrzał podejrzliwie na Harry'ego i wzruszył ramionami.

- Dobrze, dyrektorze - powiedział rzeczowym tonem. - Byłem w Hogwarcie i robiłem jakieś eliksiry dla Poppy, potem rozmawiałem z Minervą w bibliotece o czymś tam. Potem poczułem wezwanie... - Złe przeczucie ogarnęło Harry'ego. - ...i odpowiedziałem na nie. Voldemort wezwał mnie do Koszmarnego Dworu. Czekałem na zewnątrz na dalsze rozkazy - i to wszystko. Następne, co pamiętam, to pobyt w komnatach tortur Ministerstwa z Bambergiem.

Dumbledore musiał podtrzymać Harry'ego, ponieważ ten zasłabł.

Bamberg najwidoczniej nie przełamał się poprzez mentalne mury Severusa. Mężczyzna pozostał psychicznie zdrowy, ale bez żadnych wspomnień... czego? Harry zapytał samego siebie. Najważniejszej rzeczy w ich życiu. Ich związku.

- A przy okazji, kim on jest, Albusie? - usłyszał głos Severusa, potwierdzający jego najgorsze obawy.

- To jest Quietus.

- Nigdy wcześniej nie słyszałem tego imienia. - Obaj, Harry i Dumbledore, wciągnęli gwałtownie powietrze, ale Snape zignorował ich reakcję. - Ale co on tutaj robi?

Dumbledore i Harry spojrzeli na niego poważnie.

- Nigdy nie słyszałeś wcześniej tego imienia, Severusie? Nigdy nie słyszałeś o Quietusie Snape'ie?

- Quietusie SNAPE'IE? Żartujesz? - Severus był wściekły. - Co to za dowcip, Albusie?

- Nie pamiętasz swojego brata - Dumbledore nagle bardzo posmutniał. - Rzuciłeś Obliviate na wspomnienia o nim - i nigdy się nie dowiem, dlaczego...

- Mojego... mojego brata? - Snape zająknął się i przełknął ślinę. - Czy ja mam brata?

- Dlaczego zmieniłeś strony, Severusie? - spytał nagle Dumbledore.

- Ponieważ... - zaczął Severus, ale nie dokończył zdania. Zaczerwienił się i spojrzał na swoje kolana. - Nie pamiętam, dyrektorze. Wiem, że był jakiś powód, ale nie mogę sobie przypomnieć.

Zaległa głęboka cisza. Severus przerwał ją pierwszy. Spojrzał na Harry'ego, ale zwrócił się do Dumbledore'a.

- Cóż, dyrektorze, nie jestem głupi. Sprawdziłem swoje wspomnienia i znalazłem w nich pewne... dziury. Ale wszystkie dziury mają przynajmniej... piętnaście lat. Cóż, jeśli jest 1995 rok...

- Dzisiaj jest 4 lipca 1996 roku - powiedział cicho Dumbledore.

- No, no, no... - Ironiczny uśmieszek Severusa pogłębił się. - Więc straciłem wspomnienia z pierwszej połowy mojego życia i ostatni rok. Ale to znaczy, że on - Severus wskazał na Harry'ego - nie może być moim bratem. Ma około szesnastu lat, a ja mam doskonałe wspomnienia z ostatnich lat, z wyjątkiem ostatniego roku.

- On nie jest twoim bratem, Severusie - Dumbledore potrząsnął głową. Snape uniósł brew.

- Naprawdę? Najpierw powiedziałeś, że to Quietus. Potem powiedziałeś, że rzuciłem Obliviate na wspomnienia o Quietusie, moim bracie - jego głos przeszedł w niebezpieczny syk. - A teraz, mówisz mi, że nie jest moim bratem? Więc pytam jeszcze raz, Albusie: kim on jest?

Dumbledore spojrzał najpierw na Harry'ego, potem na Severusa.

- Jest twoim synem - powiedział po prostu.

Harry zaniemówił, otwierając tylko usta w szoku. Severus odwrotnie: zamknął mocno oczy.

- Och nie - jęknął. - Albus... on nie może być moim synem. Ponieważ mam doskonałe wspomnienia...

- ... z ostatnich piętnastu lat. Tak mi powiedziano. Ale on ma siedemnaście. A ty nie masz wspomnień z tego okresu.

Harry potrząsnął gniewnie głową. Dumbledore opowiadał Severusowi te same kłamstwa, które on musiał powtarzać wszystkim przez ostatni rok. Ale to nie było w porządku. Severus zasługiwał na więcej, niż te kłamstwa.

- Dyrektorze, ja... - zaczął gniewnie, ale srogi wzrok Dumbledore'a uciszył go.

- Myślę, że zostawimy cię na chwilę samego, Severusie. Możesz się przyzwyczaić do tej wiadomości.

Mężczyzna tylko skinął głową, nadal z zamkniętymi oczami. Kiedy wyszli z pokoju, Harry odwrócił się do Dumbledore'a i dał upust złości:

- Dlaczego go pan okłamał?!

- Ponieważ musiałem - w głosie Dumbledore'a brzmiała powaga, wyraz jego twarzy był smutny, a z oczu znikły mu zwykłe wesołe iskierki. - Chodź. Przejdźmy się do ogrodu. - Wskazał na drzwi, prowadzące na zewnątrz.

- Dlaczego? - Harry zapytał ponownie, kiedy byli już sami.

- Co innego mogłem zrobić, Harry? Nie ma żadnych wspomnień o tobie czy o swoim bracie. Jest Severusem, którego znałem rok temu. Nienawidzi Harry'ego Pottera i nie ma nawet żadnych wspomnień o jedynym człowieku, którego kochał, aby złagodzić tę nienawiść. Jeśli powiedziałbym mu prawdę, to obawiam się, że nie byłby w stanie poradzić sobie z faktem, że musi udawać ojca Harry'ego Pottera. Nawet nie pamięta przysięgi, jaką składał twojej matce! - Spojrzał na Harry'ego z desperacją. - A przedstawienie musi trwać. Jesteśmy na wojnie, a ty, Harry, grasz w niej bardzo ważną rolę. Musimy zachować pozory tak długo, jak się da. A może w międzyczasie Severus i ty znowu staniecie się sobie bliscy i będziemy mogli podzielić się z nim sekretem.

- Dowie się bardzo szybko - zaprotestował Harry. - I już więcej nam nie zaufa. Poczuje się zdradzony. Nie możemy mu tego zrobić.

- Musimy.

- Nie - orzekł stanowczo Harry. - Ja tego nie zrobię.

- Nie masz innego wyjścia. Jesteśmy na wojnie, zwycięstwo i życie wielu ludzi jest ważniejsze niż uczucia twoje i Severusa. Nie jesteś gotowy zmierzyć się z Voldemortem, Harry. Jeszcze nie. Bezwzględnie musimy zyskać więcej czasu. Musisz odłożyć na bok swoje osobiste dobro.

- Ale dlaczego?! - wykrzyknął niecierpliwie Harry. - Dlaczego zawsze ja? Umrę na koniec, czyż nie? Więc dlaczego nie mogę zrobić tego, czego chcę?

- Dlaczego ty? Ponieważ to najsilniejsi muszą nieść ciężar słabych. I nie sądzę, żebyś musiał umrzeć, Harry. Cokolwiek myślisz o tym proroctwie.

Harry zamilkł.

- Dobrze więc - powiedział później, kiedy podeszli ponownie do drzwi szpitala. - Będę grał moją rolę. Ale, dyrektorze, chcę, żeby pan pamiętał: nie zgadzałem się z panem.

- Będę pamiętał, obiecuję.

Wrócili do pokoju Severusa. Mężczyzna nie spał: leżał na łóżku z oczami utkwionymi w suficie.

- Jak się czujesz, przyjacielu? - zapytał ciepło Dumbledore.

- Nie wiem - wzruszył ramionami. - To było trochę... niespodziewane.

Dyrektor przytaknął.

- Zostawię teraz was obu samych. Proszę, zawołaj mnie, jeśli będę mógł w czymś pomóc.

- Dobrze - powiedział krótko Severus. Kiedy drzwi zamknęły się za wychodzącym dyrektorem, Severus usiadł i spojrzał na Harry'ego z wyczekiwaniem.

- Więc jesteś moim synem - powiedział chrapliwie, jego gardło było boleśnie wyschnięte.

Harry nalał wody do szklanki i przyniósł mu ją.

- Tak - powiedział krótko, nie ufając własnemu głosowi.

- Od jak dawna mnie znasz?

Harry przełknął ślinę.

- Prawie od roku.

- Jak dużo straciłem?

To pytanie zaskoczyło Harry'ego.

- Co masz na myśli?

- Czy byliśmy w dobrych stosunkach? - Snape znowu na niego spojrzał.

Harry przytaknął.

- Prawdę mówiąc, w bardzo dobrych.

Krótka cisza.

- Nadal ci nie ufam - powiedział Snape.

- Więc spróbuję ponownie zdobyć twoje zaufanie - odpowiedział Harry.

- To nie będzie proste.

Harry westchnął i spojrzał otwarcie na Severusa.

- Wiem. Ale daj mi szansę.

Severus nie odpowiedział. Harry spojrzał na niego i nagle przypomniał sobie rozmowę, jaką odbyli miesiąc temu:

" A co byś zrobił, gdybym zamienił się nagle w poprzedniego mnie?"

" Znalazłbym sposób, by znowu przedostać się poprzez twoje mury."

Tak. Znajdzie sposób. Harry uśmiechnął się. Severus żył i tylko to się liczyło. Znał tego człowieka. Powiedzie mu się.

KONIEC