Wersja z dnia: 06.06.2011
3. SENS ŻYCIA
Po pierwszym, prawie spokojnym dniu, mieli długą i ciężką noc.
Leżąc na podłodze celi, Severus Snape rozmyślał nad nocnymi torturami. Cóż, miał rację, kiedy myślał o bólu jako o narzędziu do oczyszczenia i, na Merlina, miał dużo na sumieniu. Cholera! Naprawdę dokonał straszliwych i niewybaczalnych zbrodni, więc w zupełności zasługiwał na to, co otrzymał. Każdy cios, kopniak i klątwa. Wszystko, od pierwszej chwili do ostatniej.
Ale Potter…
Przypadek Pottera był zupełnie inny. Jego „grzechy" – grzechy? śmieszne! – były niczym więcej jak drobnymi afrontami, niewielkimi wybrykami i łamaniem niektórych szkolnych reguł. A mimo to był torturowany z większym okrucieństwem niż on – zdrajca.
Podczas tortur czuł jak jego gniew wzrasta i wzrasta, w miarę jak słyszał wrzaski przez ścianę (nie byli w tej samej celi tortur). Nie mógł po prostu rozmyślać i cierpieć w ciszy. Chłopak był głośniejszy niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek słyszał. To duży błąd. Jeżeli pokazywało się, jak łatwo ulegało się cierpieniu, torturowanie coraz bardziej podniecało oprawców. Głupi chłopak…! Dlaczego ściągał na siebie uwagę?
Ale w końcu, kiedy został zmuszony do przyniesienia chłopca z powrotem do ich celi, zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak. W momencie, w którym wszedł do tamtej komnaty zrozumiał wszystko. Jego tortury zdawały się być wspaniałą zabawą, dobrą rozrywką w porównaniu z cierpieniami chłopca.
Próbował trzymać Pottera najostrożniej jak potrafił, ale to nie było łatwe zadanie. Dzieciak nie miał chyba żadnej części ciała nietkniętej. Kiedy go podniósł, zielone oczy otworzyły się na chwilę, a potem ciało chłopca zwiotczało w jego ramionach.
Snape'a zadziwiła ulga widoczna w oczach chłopca. Potterowi ulżyło, kiedy go zobaczył? Intrygujące.
Po bardzo długiej drodze do lochów chciał położyć Pottera na podłodze, ale chłopak niespodziewanie chwycił za jego ubranie (ubranie… znowu śmieszne: resztki ubrania) i trzymał mocno.
– Proszę, nie – jęknął cicho.
Zdziwiony mężczyzna nie wiedział co zrobić z dzieckiem. Na szczęście chłopak od razu stracił przytomność i Severus mógł położyć go na podłodze i usiąść obok niego. Nie mógł potem zasnąć. Z bólu? Oczywiście, że nie. Przywykł do niego. Nie, z powodu zachowania Pottera. A może raczej z powodu własnej reakcji na nią?
Ich wspólne przeznaczenie mogło wywołać takie rzeczy jak miłość, troska, przywiązanie… Cierpienie miało na niego wpływ, pomimo jego naturalnego grubiaństwa i chłodu. Tak, naprawdę był grubiańskim, zimnym bydlakiem. To co okazywał w szkole względem uczniów i kolegów nie było udawane. Jego decyzja o opuszczeniu Czarnego Pana nie była konsekwencją jego dobrego serca, nie, zupełnie nie! Miał inny motyw, silniejszy niż jakiekolwiek porywy serca czy wyrzuty sumienia.
Albus wiedział o tym i to było powodem, że wierzył mu bardziej niż komukolwiek innemu. Gdyby to było zwykłe przejście na drugą stronę, dyrektor nigdy nie przyjąłby jego propozycji szpiegowania Voldemorta. Nie. To nie było nawrócenie. To była decyzja. Beznamiętna decyzja o zmianie stron.
Beznamiętna?
Nakazał sobie przestać. To była niebezpieczna myśl.
Niemniej szczęśliwie się złożyło, że nie będzie musiał mierzyć się z konsekwencjami tej przypadkowej odmiany uczuć w stosunku do młodego Pottera. To byłoby naprawdę ciekawe: on i Potter ramię w ramię… Och, nie. Na szczęście umrą tutaj wraz ze swoimi zmienionymi uczuciami, które pozostaną ukryte dla wszystkich.
Zmienione uczucia? Wzdrygnął się nagle. Jego uczucia względem małego głupka zmieniły się?
Zamknij się, Sever, odezwał się w jego głowie głosik, przypominał mu Quietusa. To już się stało. Nie pamiętasz? Pierwszego wieczoru… niewytłumaczalne zachowanie chłopaka i przebudzenie po tym. Tak. Ty naprawdę zmieniłeś swoje uczucia względem niego. I pamiętaj, co mu powiedziałeś.
Oczywiście, to nie był głos Quietusa. To tylko resztki jego sumienia.
Snape westchnął. Będzie musiał przywyknąć do zmienionego świata. Już nie był oprawcą lecz ofiarą, znienawidzony syn jego zaprzysiężonego wroga stał się kimś… cennym? Śmieszne! Lepiej powiedzieć „ważnym". Ale z drugiej strony… Nie. Lepiej się nad tym nie zastanawiać. Medytacje zbytnio zajęły mu myśli o tych wszystkich emocjach, wywołanych dwoma dniami tortur.
Odwrócił głowę w stronę chłopca.
Potter ocknął się już, wzrok utkwił w ciemnym suficie.
– Boję się, że mi się nie uda – powiedział spokojnie, kiedy zauważył, że profesor się poruszył.
– Co, Potter? – zapytał słabo Snape.
– To wszystko. Tortury. Złamię się. Będę błagał Voldemorta, aby mnie zabił. On miał rację. – Jego głos pozostał neutralny, wyprany z emocji.
Snape poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka. Nie. Chłopak nie powinien mówić takich rzeczy. Otworzył usta, aby go uciszyć, ale nagle zmienił zamiar.
– Chce ci się pić?
Chłopiec spojrzał na niego z zaciekawieniem. Snape poczuł ulgę. Potter miał jeszcze uczucia, chociażby ciekawość. To nie był koniec. Jeszcze nie.
Ale po krótkiej chwili wzrok chłopca znowu powrócił na sufit.
– Nie.
– Musisz pić – powiedział Snape najmilszym tonem, na jaki mógł się zdobyć.
– Po co… – To nawet nie było prawdziwe pytanie. To były tylko… słowa. Puste słowa. Mimo to Snape odpowiedział.
– Straciłeś zbyt dużo krwi.
– Zauważyłem.
– Zaklęcia lecznicze, które rzucili na ciebie, nie zadziałają, jeśli będziesz odwodniony.
– Oni chcą tylko przedłużyć moje cierpienie tymi zaklęciami.
– Mimo wszystko powinieneś wypić kilka łyków.
– Nie.
Tym razem Mistrz Eliksirów już się rozgniewał.
– Potter! – warknął.
– Tak. – Monotonny głos, pozbawiony życia. Snape przełknął ślinę. Gniew przerodził się w niepewność. Źle to wyglądało. Bardzo źle.
Wstał, poszedł do drzwi, wziął słój i przyklęknął obok chłopca.
– Powinieneś się napić – powiedział łagodnie, wsuwając jedną rękę pod jego ramiona. Pomógł Potterowi usiąść, a drugą ręką uniósł dzban do jego ust. Cholera, naczynie było zbyt ciężkie, ręce mu się trzęsły. Chłopak znowu popatrzył na niego.
– Przepraszam pana. Nie chcę pić, nie jestem spragniony.
– Musisz – powiedział kategorycznie. – I się napijesz.
Dzban zadrżał w jego ręku. Efekt tortur.
– Nie.
– Tak.
Jak w przedszkolu, pomyślał Snape.
Wreszcie ten durny Potter otworzył usta i przyjął kilka łyków. Nauczyciel westchnął. To nie było proste zadanie. Bardziej skomplikowane niż ten cały cholerny Turniej Trójmagiczny czy uwarzenie Wielosokowego. Odstawił dzbanek na podłogę i powoli położył chłopaka z powrotem. Chwycił naczynie i sam się trochę napił, następnie powrócił myślą do chłopaka.
– Co oni ci zrobili? – zapytał w końcu neutralnym głosem.
– To nie ma znaczenia. – Znowu ta cholerna monotonia.
– Potter. To ma znaczenie.
– Nie. Voldemort miał rację. Jestem słaby.
– Nie, Potter. Z całą pewnością nie jesteś. Nie kłam.
– Nie kłamię. Długo nie wytrzymam.
– To była dopiero druga runda. Nie możesz tak szybko się poddać!
– Dlaczego nie? – Chłopak wzdrygnął się. – Nie uważam, że istnieje jakiś przepis czy prawo, który tego zabrania.
– Chcesz zadowolić Czarnego Pana?
– Jest mi wszystko jedno.
Te słowa wstrząsnęły Snape'em. To nie mogła być prawda. A z drugiej strony… czemu nie? Potter był tylko piętnastoletnim chłopcem. To nie powinno być dla niego zaskoczeniem. To było po prostu… rozczarowujące.
– Dlaczego uważasz, że to nie ma znaczenia? – zapytał zmęczonym głosem. Nagle poczuł się stary i wyczerpany. Czemu zmuszał się do wspierania chłopaka? I czy mu się to uda?
– Umrę.
– Nie myśl, że jeśli się poddasz to nie umrzesz.
– Wiem. Ale nie będę musiał cierpieć tygodniami. To będzie krótkie. Zielone światło i koniec.
– Potter…
– Zielona błyskawica – ciągnął chłopak, nie zważając na Snape'a. – Taka jak ta, która zabiła moją matkę i mojego ojca. Jak ta, która zabiła Cedrika. Umrę jak pająk Barty'ego Croucha… – Ton jego głosu nie był sarkastyczny. Nie był gorzki. Był pusty jak głęboka, ciemna dziura.
Działo się coś bardzo złego. Snape był zaniepokojony.
– Potter. Nie mów takich rzeczy.
– Dlaczego nie? Ja już nie chcę żyć.
– Z powodu tortur…? – spróbował ostrożnie.
Wyraz twarzy chłopca zmienił się nieznacznie.
– Nie – odrzekł po kilku sekundach. – Nie tortur. Nie tylko tortur.
– Czy mógłbyś mi więc powiedzieć…
– Czemu nie? – odpowiedział Potter natychmiast. – Myślę, że ma pan prawo wiedzieć, no nie?
– Potter, ja nie jestem twoją ofiarą. Zapomnij o tym. To była moja decyzja, nic mi nie jesteś winien. Zrozumiano? – zapytał gniewnie. Ten cholerny Potter zaczynał go denerwować coraz bardziej.
– Jasne… - chłopak wzruszył ramionami.
Znajome uczucie głębokiej dziury stłumiło jego gniew. Zamiast tego pojawiły się dziwne, mieszane emocje. Odrobina zmartwienia zmieszana z innymi emocjami, których nie był do końca pewien.
Ale strapienie stawało się coraz wyraźniejsze. Usiadł, chociaż wiązało się to z zawrotami głowy i nudnościami, ale za wszelką cenę chciał zobaczyć oczy chłopca.
– Potter, w czym problem? – zapytał poważnie.
– Wszystko nie ma znaczenia – powiedział chłopak tak cicho, że ledwo go było słychać.
– Wszystko? Co masz na myśli mówiąc wszystko?
– Życie. Moje życie.
– Wiesz, że to nieprawda.
– Wiem? – Chłopak nagle zaczął się gorzko śmiać. – Nie, profesorze. Ja wiem, że to prawda.
Snape nic nie powiedział, tylko patrzył na chłopca z zaintrygowaniem. Harry westchnął.
– Nie wiem, czy potrafię wyjaśnić, co czuję. Może nie. Ale i tak spróbuję. Dobrze?
Snape przytaknął.
– Myślę, że życie ma sens, kiedy ma się miejsce, do którego można powrócić.
– Miejsce? – dopytał się Mistrz Eliksirów.
– Nie fizyczne miejsce – westchnął Harry. – Raczej coś jak… rodzina. Dom.
Snape uniósł brwi.
– Ale… ty to masz, prawda?
Po raz pierwszy tego dnia silne emocje odbiły się na twarzy chłopca.
– Och, rzeczywiście – powiedział kwaśno. – Jeżeli ma pan na myśli dom jako miejsce zamieszkania. W tym znaczeniu mam dom.
– Och… – profesora zamurowało. Co mógł odpowiedzieć? Nic nie wiedział o jego życiu rodzinnym chłopaka i nie był pewien, czy teraz jest dobry czas na pytanie o to.
– Cóż, nie mam miejsca, do którego mógłbym wrócić. Nigdy nie miałem. – Te słowa potwierdzały przypuszczenia profesora.
– A twoi przyjaciele? – Spróbował z innej strony.
Harry westchnął i nagle wyglądał na zmartwionego. Snape poczuł wielką ulgę. To był jakiś postęp!
– Cóż… oni zawsze byli przy mnie… Albo przynajmniej się starali, ale… – przerwał, wyraz zmartwienia nie zniknął jednak z jego twarzy.
– Ale? – zapytał Snape po chwili.
– To są dzieci, profesorze. – Harry spojrzał spokojnie na znieruchomiałego Snape'a.
Zrozumiał, co chłopak chciał przekazać i to nim wstrząsnęło. Nie czuł się na siłach by prowadzić dalej tę rozmowę. Stracił argumenty. Piętnastoletni chłopak… pokonał go. Pokonał go z łatwością, by nie rzec: z wdziękiem. Bez żadnego wysiłku. Nie był przyzwyczajony do czegoś takiego.
Nagle Harry zaczął się śmiać, wyrywając Snape'a z zamyślenia.
– Co się stało, Potter? – spytał zdezorientowany mężczyzna.
– Ja… ja tylko… zobaczyłem pana minę…
Snape uśmiechnął się. Mógł sobie wyobrazić ten wyraz twarzy.
– Potter, w życiu jest więcej rzeczy niż tylko dom i rodzina. – Nagle powrócił do przerwanej rozmowy.
– Naprawdę, proszę pana?
Snape z ulgą zauważył, że chłopak był w lepszym stanie. Ale słyszał niedowierzanie i pustkę w jego głosie.
– Poważnie, Potter. Wierz mi. Ja po prostu wiem. – Zamilkł. Nie rozumiał sam siebie. Czemu dołączał osobiste wzmianki do tej cholernej rozmowy?
– A czym są te inne rzeczy? – usłyszał zaciekawiony głos Harry'ego. Ciekawość? Dobry znak. Spojrzał na leżącego obok chłopca.
– Wnętrze. Istotne wartości. Rzeczy, które czynią z ciebie takiego człowieka, jakim jesteś. Tak jak powiedziałeś Voldemortowi, nie sprzedasz swojej duszy.
– Ma pan na myśli moją duszę?
Snape przytaknął.
– Tak. Mam na myśli wszystko, co jest w tobie: twoje uczucia, wiedzę, mądrość, wartości, decyzje, to kim jesteś. To ważniejsze niż takie rzeczy jak dom czy kochający ludzie.
Zapadła długa cisza. Mężczyzna dostrzegał niepewność chłopaka i sam zaczął powątpiewać w słuszność swojej tezy. Czy to prawda, że wewnętrzne wartości mogły dać powód do życia? Myślał o swoim życiu, pozbawionym domu i kochających ludzi… Jasne, były w nim ważne wydarzenia, ale od śmierci Quietusa wszystko straciło kolor, znaczenie i cel wyblakły.
– Cóż… – zaczął Harry, brzmiał tak niepewnie, jak Snape się czuł. – Z jednej strony, rozumiem co ma pan na myśli. Z drugiej nie zgadzam się z tym.
– Tak? – spytał ciekawie. Czyżby chłopak mógł dodać jakiś argument do nagłej wewnętrznej rozterki?
Harry głęboko westchnął.
– To wydaje się sensowne, żyć dla wewnętrznych wartości. Żeby to ciągnąć ze względu na nie. Ale… – Podrapał się w zamyśleniu po szyi. – Czasem potrzeba również jakiejś zewnętrznego wsparcia, dodatkowej siły by iść dalej.
To była prawda. Snape pomyślał o swoich rozmowach z Albusem i Minerwą.
– Myślę, że ty otrzymujesz to zewnętrzne wsparcie – odpowiedział Snape cicho.
– Och, rzeczywiście? – W głosie chłopaka dała się wyczuć nutka sarkazmu.
– Oczywiście. Są ludzie, którzy cię kochają. Nie ma ich tu teraz, ale i tak cię kochają. I… – Jak miał mu to wyjaśnić?
– I?
– Inny rodzaj sensu życia jest w bólu.
Chłopak nie roześmiał się, chociaż Snape oczekiwał po nim czegoś takiego. Wydawało się, że myśli nad sensem ostatniego zdania. Czy nastolatek mógł zrozumieć takie trudne oświadczenie? Gdy je wygłosił, był pewny że nie. Ale… wyglądało na to, że je łapał.
– Uhm… profesorze – rzekł Harry w końcu. – Nie jestem pewien, czy dobrze pana zrozumiałem. Czy mogę spróbować wyjaśnić jak to rozumiem?
– Dobrze – powiedział Snape. Chłopak był bardziej inteligentny, niż mógł kiedykolwiek podejrzewać. W rzeczywistości właściwie nigdy nie posądzał go o jakąkolwiek inteligencję. – Więc?
– Ból jest oznaką mojej… ważności. – Harry starał się wyrazić, co miał na myśli, ale słowa nie przychodziły mu łatwo. Nagle coś przyszło mu do głowy. – Ból jest znakiem nienawiści. Być nienawidzonym to lepsze, niż być ignorowanym.
– Wspaniale, Potter. Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru.
Harry uśmiechnął się lekko, ale pokręcił głową.
– Czy nie uważa pan, że pięćdziesiąt punktów to za dużo za taką niedostateczną odpowiedź?
– Nie, nie uważam. Ale to nie była pełna odpowiedź, masz rację. – Snape uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Tak podejrzewałem – przytaknął Harry poważnie. – Więc proszę, niech pan uzupełni.
– To jest jedna z najważniejszych rzeczy w twoim życiu, Potter. Więc słuchaj uważnie, co mówię.
– Dobrze.
– Kierunek bólu wskazuje ci, kim jesteś. Jeżeli to ty sprawiasz ból komuś, jesteś słaby. Jeżeli znosisz tortury, jesteś silny. Albo lepiej powiedzieć słabszy i silniejszy, bo to zależy od relacji dwóch, albo więcej, ludzi.
– Ból pokazuje, że jestem silniejszy od Voldemorta, nawet jeśli na to nie wygląda? – zapytał chłopak z roziskrzonymi oczami.
– Zdecydowanie, Potter. Ale… – chciał coś dodać, ale chłopak mu przeszkodził.
– Jestem więc silniejszy również od pana – Harry uśmiechnął się szeroko.
– Co… Potter… – zaczął groźnie, ale Harry natychmiast mu przerwał.
– Dręczył mnie pan przez cztery lata. Ja pana nigdy. Pan sprawiał mi ból. Ja to wytrzymywałem. Więc jestem silniejszy w naszej relacji.
To nie mogła być prawda. Po raz drugi dzisiejszego dnia chłopak go pokonał. Bez różdżki. Jego argumenty były tak doskonałe i ślicznie skonstruowane, że Snape nie mógł powstrzymać śmiechu.
To było takie dziwne. Siedzieli w piekle, po całonocnych torturach, Harry Potter i Severus Snape – Złoty Chłopiec Który Przeżył i wstrętny bydlak Śmierciożerca Który Został Szpiegiem, i śmiali się z tego bezczelnego, ale jednak prawdziwego podsumowania.
To było dziwne, ale dobre. Prawie jak szczęście.
– Profesorze, czy mogę panu zadać… osobiste pytanie? – zapytał Harry po chwili.
– Zobaczymy. Zadaj pytanie, a ja zdecyduję, czy zechcę na nie odpowiedzieć – odparł Snape.
Harry poczuł się nieswojo. Podniósł wzrok na profesora.
– Jeżeli znał pan taki rodzaj… prawdy o znaczeniu bólu, to dlaczego został pan Śmierciożercą?
Snape spochmurniał. Przez Harry moment czuł obawę, że profesor rozgniewa się, albo że powróci jego znajomy uśmieszek i sarkastyczny ton, lecz Snape zaczął mówić.
– Kiedy byłem młody, szukałem mocy. I, jak wielu innych, myślałem, że siła to możliwość kontrolowania i rządzenia innymi ludźmi. Od dzieciństwa czarna magia była dla mnie naturalną drogą. Myślę, że również była to prostsza droga. Chociaż wtedy nie myślałem o czarnej magii jako o łatwiejszym sposobie na życie, ale…
– Jeżeli by pan tak myślał, to pewnie wybrałby pan inaczej – dokończył Harry i Snape był mu wdzięczny za to. W rzeczywistości myślał o czymś innym, i nie był pewien, czy zechce się podzielić tym z Potterem.
– Tak – westchnął. – Pozory zwykle mylą. Ale są oczywiście wyjątki. Sporo czasu zajmuje zrozumienie, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Że jest wręcz odwrotnie, to w rzadkich przypadkach wygląd nie ukrywa nic pod spodem.
– Voldemort jest wyjątkiem? – zapytał Harry. – Jest dokładnie tym, na co wygląda.
– Hm… tak. Teraz tak. Ale na początku to nie było takie jasne. Był bardzo przystojny, wyglądał na idealistę, który chce rozwinąć inną stronę magii. Sztukę, jak to on nazywał, ciemną stronę. Miał wielu zwolenników, nie tylko ze Slytherinu, ale i ze wszystkich domów…
– Ze wszystkich domów? Z Gryffindoru też? – Chłopak patrzał na niego z niedowierzaniem.
– Tak, z Gryffindoru też – odparł trochę chłodno. – Jeżeli dobrze pamiętam, znasz jednego z nich.
Harry zbladł.
– Tak – mruknął cicho. – Peter Pettigrew.
– A nie jest on jedyny.
Harry siedział bez słowa przez długie minuty. Potem westchnął.
– Może nie powinien mi pan tego mi mówić. Przynajmniej jeszcze nie teraz – wyszeptał.
– Dlaczego? – zapytał szczerze Snape. Nie rozumiał, o co chłopakowi chodziło.
– Znowu sens życia – wyjaśnił Harry.
– Potter – rzekł Snape łagodnie. Zaskoczony Harry uniósł głowę. Czekał na reprymendę, a nie na zrozumienie. – Jeżeli chcesz poznać prawdę o sobie, to musisz zmierzyć się z całą prawdą, taką, jaka jest. – Położył rękę na ramieniu chłopca, patrząc mu w oczy. – Świat nie jest czarno-biały. W większości jest szary i pomieszany, tak jak ludzie, którzy go zamieszkują. Więc najważniejszą rzeczą, na jakiej musisz się skoncentrować jesteś ty sam. Nie na swoich pragnieniach, ale własnej osobowości i sumieniu. Musisz żyć tak, aby być w spokoju z samym sobą. Jasne?
Harry przytaknął. Snape zabrał rękę z jego ramienia.
– A więc, jak się czujesz?
Chłopak zwrócił utkwiony w suficie wzrok na profesora.
– Eee… Co ma pan na myśli? – zapytał zmieszany.
– Co? – zapytał Snape, nie rozumiejąc.
– Co ma pan na myśli? Fizycznie czy psychicznie?
– Och… jedno i drugie.
– Psychicznie doskonale. – Uśmiechnął się do Snape'a. – Dzięki panu. Jeżeli chodzi o kondycję fizyczną… myślę, że też jest lepiej.
Mężczyznę zdziwiło to podziękowanie. Nie przywykł do tego, by mu dziękowano.
– Ale myśl, że niedługo po nas przyjdą, w niczym mi nie pomaga.
Snape drgnął z obrzydzeniem.
– Sądzę, że nie powinieneś o tym myśleć. Kiedy nadejdzie, będziesz musiał się z tym zmierzyć. Ale do tego czasu nie przejmuj się.
– Obiecuję, że się postaram.
– Dobrze.
Siedzieli przez chwilę w zupełnej ciszy.
– Uhm… profesorze?
– Tak, Potter? – Czego ten chłopak znowu chciał? pomyślał z rozdrażnieniem mężczyzna. Nigdy nie był zbyt rozmowny, a ta konwersacja go wyczerpała.
– Ciężko jest nie myśleć o… przyszłości, kiedy siedzimy tutaj w kompletnej ciszy. Czy moglibyśmy znów o czymś porozmawiać?
– O czym chcesz rozmawiać, Potter? – zapytał Snape, na pół rozdrażniony i zaciekawiony.
– Jeżeli nie chce pan rozmawiać o sprawach osobistych czy filozoficznych, to może dałby mi pan korepetycje z eliksirów? – zaproponował Harry.
– C–co, Potter? – Snape patrzył na niego, kompletnie zaskoczony.
– E–l–i–k–s–i–r–y, proszę pana – uśmiechnął się szeroko.
Snape opanował się po chwili (w końcu był dobrym szpiegiem!), ale nie wiedział, co powiedzieć.
– Słuchaj, Potter. Czemu chcesz uczyć się o eliksirach tutaj? Myślę, że to trochę… bez sensu.
– Bez sensu? – zapytał Harry z rozbawieniem. – Jeżeli dobrze pamiętam, niedawno mieliśmy całkiem ciekawą rozmowę na ten temat, czyż nie?
Snape nie mógł powstrzymać uśmiechu. Co za chłopak…!
– Potter. Proszę. Nie używaj moich słów przeciwko mnie. To już trzeci raz…
– Widzi pan, profesorze. Musi się pan zmierzyć z całą prawdą, nawet, jeżeli jest ona powiedziana przez pana!
– Potter! Czwarty raz…! – Snape podniósł głos, ale brzmiało w nim rozbawienie.
– Nigdy pana nie prosiłem o korepetycje z matematyki – powiedział chłopak z udawaną powagą.
Wybuchli śmiechem. Potrzebowali trochę czasu, aby się uspokoić.
– Nigdy bym w to wcześniej nie uwierzył – powiedział Harry, wziąwszy głęboki oddech.
– To tylko prosty psychologiczny fakt, nic więcej – odpowiedział Snape.
– Co? Śmiech? Czy to, że jakoś razem dogadujemy?
– Jedno i drugie.
– Och… A ja myślałem, że to pana decyzja.
– Co? – Teraz to Snape zmarszczył brwi i spróbował zrozumieć tok myślenia chłopca.
– Wczoraj powiedział pan, że chce umrzeć w spokoju. Myślałem, że chce pan podjąć wysiłek. A teraz pan mówi, że to wszystko to tylko konsekwencje zwykłych psychologicznych faktów.
– Po pierwsze: już piąty raz rzucasz we mnie moimi słowami! Po drugie: życzenie, aby umrzeć w spokoju też jest psychologicznym faktem.
– A gdzie jest pana miejsce w tych wszystkich psychologicznych układach? – zapytał chłopiec z figlarnym błyskiem w oku.
– Zabiję cię, Potter. Nie pozwolę tego zrobić Największemu Bydlakowi. Ja chcę to zrobić. Teraz!
Patrzyli na siebie rozbawieni – Snape z udawaną złością i Harry prychający cichym śmiechem. Po chwili chłopak zadał pytanie:
– Największym Bydlakiem nazywa pan Voldemorta? – Popatrzył na profesora zaciekawiony.
– A kogóż by innego? – zapytał Snape w odpowiedzi.
– Dlaczego Największym Bydlakiem? Czemu nie Bydlakiem Wielkim?
– To proste. On nie jest naprawdę wielki ani wspaniały. Wielki jest tylko w zachowywaniu się jak bydlak – wyjaśnił jak nauczyciel.
– Naprawdę, mój drogi profesorze? – zasyczał nagle głos od drzwi.
Voldemort stał w drzwiach, jego gniewne czerwone oczy wydawały się płonąć jak pochodnie.
– Myślę, że wasz czas wolny się skończył. Teraz nasza kolej, by się trochę zabawić! – powiedział groźnie. – To będzie bardzo zajmujące.
Snape odwrócił głowę do Harry'ego.
– Nie zapomnij, co ci mówiłem o wartości – wyszeptał cicho.
Harry skinął głową, z oczami pełnymi troski.
– Pan też!
– Powtarzam po raz ostatni: nie wiem gdzie jest Harry Potter! – Dumbledore kipiał ze złości patrząc na siedzącego przed nim ministra.
– Ukrył go pan, czyż nie? Chociaż nie mogę tego zrozumieć. Musimy go przesłuchać w związku ze śmiercią Cedrika Diggory'ego i mamy tylko młodego Harry'ego Pottera jako świadka tego nieszczęśliwego zdarzenia. Nie możemy przyjąć tych śmiesznych historyjek o powrocie Voldemorta, dopóki nie pokażesz nam jakichś dowodów. A co do zachowania profesora Snape'a… Powinienem był wiedzieć po ucieczce Blacka, gdy wpadł w szał… Myślę, że rada nadzorcza będzie musiała się przyjrzeć jego aktom. Dyrektorze Dumbledore, nawet jeśli nie chce pan pomóc ministerstwu, sami znajdziemy Pottera.
– I co planuje pan z nim zrobić? – zapytał Dumbledore surowo. – Przesłuchać go? Oskarżyć o zabicie Diggory'ego? A może coś jeszcze gorszego? Może okaże się, że Harry Potter, piętnastoletni chłopiec, jest nowym Czarnym Panem?
– Dyrektorze… – Knot zbladł nieco i spróbował odpowiedzieć, ale Dumbledore zatrzymał go wściekłym spojrzeniem.
– Panie Ministrze, jeżeli chce pan zrobić taką głupotę, oskarża pan również mnie! I jeżeli ja byłbym panem, to nie walczyłbym z innymi zwolennikami jasnej strony, kiedy Voldemort, tak, Voldemort, a nie Sam Wiesz Kto, powstaje i znowu zbiera siły! Może pan nie wierzy, ale on wrócił, wrócił i się przygotowuje. A jeśli nie będziemy gotowi, nasze straty będą dużo większe niż ostatnim razem! Zrozumiał pan, ministrze?
– Ta… Tak… – głos ministra był słaby i bezsilny.
Dumbledore skinął głową.
– Cóż, ministrze. Muszę już iść. Proszę pomyśleć o tym, co powiedziałem. Do widzenia! – rzekł i opuścił pokój.
Podczas podróży powrotnej do Hogwartu zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem ministra. Najwyraźniej znowu chcieli rozwiązać problem najszybciej jak się da. Jeżeli uznają, że Harry jest nowym Czarnym Panem, będą mieli gotową odpowiedź na tajemniczą ucieczkę Blacka, śmierć Diggory'ego i nawet częściowo będą mieli rację… To było niebezpieczne. Połowiczne prawdy są okrutniejszą bronią przeciwko prawdzie niż czyste kłamstwa.
Półprawdy łatwo zwodziły ludzi. Druga klasa Harry'ego była tego dobrym przykładem. Wystarczyła znajomość języka węży – i każdy uwierzył, że biedny chłopak jest prawowitym dziedzicem Salazara Slytherina. A istniało całkiem sporo faktów, które Ministerstwo Magii mogło przeinaczyć. Język węży, ta tajemnicza moc, którą pokonał Czarnego Pana, gdy był rocznym dzieckiem. Jego różdżka to bliźniacza siostra różdżki Voldemorta. Kontakty z Syriuszem Blackiem. Ucieczka Blacka. I w końcu śmierć Cedrika.
Po raz pierwszy Dumbledore zaczął wspominać z nostalgią czasy, gdy ministrem magii był Merkury. Był ograniczony i czasami nawet okrutny, ale przynajmniej nigdy nie był takim manipulującym robakiem jak Knot. I przede wszystkim Merkury nigdy z nim nie walczył. Nie byli przyjaciółmi, broń Merlinie! Ale gdy zaczęła się wojna byli sojusznikami, a nie przeciwnikami.
A co do planu Knota, te wszystkie fakty były zbyt niebezpieczne dla Harry'ego. Nie wspominając już nawet o łatwym do przewidzenia zachowaniu innych uczniów względem chłopca, gdy już się zacznie nowy rok szkolny. Potrzebował jakiegoś planu, by ułatwić mu sytuację.
Miał jeden pomysł, który mógł rozwiązać ten problem. Przynajmniej tymczasowo.
Sekret Lily.
Ale najpierw musiał znaleźć chłopca. Najlepiej z Severusem.
