Wersja z dnia: 09.06.2011


6. ZWIĄZKI

Ciepło…

Czyjś cichy oddech…

Miękkie uderzenia serca…

Kochające objęcia…

Całkowite przebudzenie zajęło Harry'emu trochę czasu. Nie otworzył oczu, ale wiedział, że znowu leży na kolanach Snape'a. Z tą jedną różnicą, że tym razem taka bliskość nie wydawała mu się onieśmielająca i dziwna. Stała się naturalna. Chociaż Snape – tego Harry był pewien – myślał o ich zachowaniu tylko jak o konsekwencji zwykłych psychologicznych faktów.

Chłopiec stwierdził, że polubił te psychologiczne fakty. Nie obchodziły go przyczyny obecnej sytuacji, początek nie miał znaczenia. Jedyne, co naprawdę miało znaczenie, to właśnie to uczucie, coś jakby więź rodzinna, łącząca go z profesorem…

Profesor…

Nigdy wcześniej by o tym nie pomyślał. Gdyby ktoś powiedziałby mu dwa tygodnie temu, że zacznie lubić Snape'a (w dwa tygodnie!) wysłałby go od razu do Św. Mungo. Wspominając lekcje eliksirów… Nieprawdopodobne. Ten Snape był zupełnie inną osobą. Tylko zewnętrzne podobieństwa były widoczne pomiędzy nimi… nim. Co spowodowało tak nagłą zmianę?

Harry otworzył oczy i przez chwilę przyglądał się spokojnej twarzy Mistrza Eliksirów. Szukał na niej jakichś znaków, które pomogłyby mu zrozumieć tę nagłą przemianę, zrozumieć cały proces, który przeszli.

Głowa śpiącego mężczyzny oparta była o ścianę, na jego ustach błąkał się delikatny, spokojny uśmiech. Nie męczyły go koszmary. Z uśmiechem na twarzy wydawał się młodszy i sympatyczniejszy niż zwykle. Zupełnie jak twarz Syriusza, kiedy po wydarzeniach we Wrzeszczącej Chacie zaoferował Harry'emu, by z nim zamieszkał.

Tylko uśmiech… Czy to rzeczywiście stanowiło tak wielką różnicę? Harry wiedział, że już nigdy nie będzie widział Snape'a tak jak kiedyś. Co za szkoda, że prawdopodobnie nie będzie miał okazji sprawdzić na przyszłych lekcjach eliksirów, czy ma rację, chociaż to by było… bezcenne. On i Snape w doskonałej harmonii… Żadnej utraty punktów, żadnych szlabanów i wrzasków, upokorzeń… A może jednak byłyby, ale nie w stosunku do Harry'ego. I spojrzenia innych… Malfoya albo Rona… Ron wyszedłby z siebie.

Snape westchnął i otwierając oczy napotkał wzrok Harry'ego.

– Dzień dobry, Harry – ziewnął i przeciągnął się, tyle ile mógł z chłopcem na kolanach.

– Dzień dobry panu. Mógłbym wstać…

– Nie musisz – Snape ziewnął ponownie. – Jest mi wygodnie…

– Chce mi się pić – uśmiechnął się Harry do swego profesora. – I muszę… – Kiwnął głową w stronę przeciwległego rogu, gdzie była latryna.

– Rozumiem. – Snape odwzajemnił uśmiech i wypuścił Harry'ego.

Kiedy chłopak wstał, poczuł jak jego odrętwiałe nogi się chwieją. Zakręciło mu się w głowie i nagle zrobiło mu się niedobrze. Walczył, żeby dojść do ubikacji i poczuł prawdziwą ulgę, kiedy tam dotarł i udało mu się nie zwymiotować. Potem skierował się do słoja z wodą, by się napić. Woda była dobra, świeża i zimna. Wypił jej sporo. Przynajmniej coś wypełniło jego żołądek…

– Profesorze? – zapytał cicho.

– Tak?

– Czy jeszcze kiedyś w życiu coś zjemy?

– Nie wygląda na to…

Harry zaśmiał się i zauważył zaintrygowany wzrok profesora.

– Czy to takie śmieszne? – Snape uniósł brwi.

– Nie jestem głodny, ale sama idea niejedzenia już niczego… To jest wręcz komiczne – odpowiedział Harry, uśmiechając się. Podszedł do kąta i usiadł. – Ale te lecznicze eliksiry były dobre. Już nie czuję się tak źle… Chociaż nadal pali mnie skóra, kiedy się ruszam…

Harry czekał, aż Snape odbędzie swoją własną rundę dookoła celi i kiedy wreszcie usiadł, Harry przytulił się do niego. Spostrzegł zdziwienie Snape'a, ale profesor po chwili objął go ramieniem.

– Dlaczego jeszcze nie zaczęli z nami swojego codziennego programu? – Podniósł wzrok na Snape'a.

Profesor wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Ale nie chce o tym myśleć. Lepiej jest po prostu siedzieć tutaj z tobą niż widzieć jak cierpisz… – głos mu się załamał.

– Wiem. Mnie też jest ciężko patrzeć jak pan cierpi. Czy myśli pan, że to dlatego Voldemort umieścił nas tutaj razem?

Snape przytaknął.

– To całkiem oczywiste, Harry – zaczął i dodał. – Jakikolwiek związek utworzyłby się pomiędzy nami, byłby dobrym narzędziem w jego rękach do zadawania nam większego bólu. Prawdopodobnie w następnej rundzie to ty będziesz musiał patrzeć na moje tortury.

– Nie chcę widzieć, jak pan cierpi.

– Lepsze to, niż gdy ja widzę, jak ty cierpisz.

– Nie.

– Tak.

– Nie.

– Harry! To nie jest zabawne! – wykrzyknął zdenerwowany Snape.

Harry drgnął i opuścił głowę.

– Tak, profesorze, wiem. Ale sam pan stwierdził, że nie chce pan o tym myśleć. Ja też nie chcę. I łatwiej to zmieść, zamieniając to w żart.

– Rozumiem ciebie, Harry… naprawdę, ale… Słuchaj… – wydukał profesor i Harry był zaskoczony. Jeszcze nigdy nie słyszał Snape'a zacinającego się, nigdy też nie brakło mu słów. Mężczyzna zawsze dokładnie wiedział, co powiedzieć, co zrobić. – To całkiem pewne, że w następnej rundzie ty będziesz obserwatorem, a ja będę torturowany. To nie zależy od twojej woli czy życzenia.

– Wiem… – głos Harry'ego był ledwie słyszalny. Schował głowę w ubraniu mężczyzny. – Na samą myśl robi mi się niedobrze – wymamrotał.

Snape lekko pogłaskał chłopca po głowie i westchnął.

– Muszę ci coś powiedzieć, Harry. To zbyt ważne, by się z tym wstrzymać – jego głos stał się śmiertelnie poważny. – Cokolwiek się stanie, cokolwiek Voldemort ci powie, cokolwiek zobaczysz, cokolwiek mi zrobią, nie wolno ci otwierać ust. Spróbują złamać nas poprzez cierpienie drugiego, ale ty musisz pozostać silny i zdecydowany. Spróbują wszystkiego, by cię złamać. Może nawet mnie zabiją. Ale, Harry, nie wolno ci błagać. Nie wolno ci się upokarzać dla mnie.

– Ale…

– Nie, Harry. To nie moje życzenie, czy prośba o przysługę. To rozkaz. Umrzemy, a przynajmniej ja tu umrę, tak czy owak. Nie chcę umrzeć ze świadomością, że złamałeś się i zdradziłeś samego siebie. Zrozumiano? – zapytał, ale nie czekając na odpowiedź Harry'ego kontynuował. – Nie będzie dla nas litości. Błagając i upokarzając się możesz tylko powiększyć nasze cierpienie, dając im kolejną metodę tortur. I jest jeszcze jedna rzecz.

Harry westchnął. Miał wiele domysłów co tej „jeszcze jednej rzeczy".

– Tak?

– Jeżeli się złamiesz, twoje cierpienie stanie się głębsze i bardziej nieznośne niż jest teraz, ponieważ będę tobą gardził. Czy to jest jasne?

– Całkowicie, proszę pana. – Harry uśmiechnął się lekko. – Wcześniej pan powiedział, że pan zabije mnie osobiście. Teraz planuje pan mną tylko pogardzać – to już pewien postęp…

– Harry. Mówię poważnie – zirytował się Snape.

Harry mruknął coś w ubranie Snape'a.

– Co? – zapytał profesor.

– To takie nudne, być poważnym przez cały czas…

– Czy dobrze zrozumiałem? – zapytał nagle lodowaty głos od strony drzwi. – Nudzicie się tutaj?

Harry miał wrażenie, że krew mu zamarzła. Panika płynęła poprzez jego żyły, kiedy Voldemort powoli podchodził do nich. Przytulił się do Snape'a, jak gdyby mógł w ten sposób zniknąć. Chciał uciec przed nieuniknionym i otoczył rękami pierś Snape'a, szukając ochrony. Profesor wzmocnił uścisk wokół Harry'ego i wymruczał kilka słów otuchy do ucha chłopca.

– Nie panikuj, Harry. Bądź silny i nie bój się. Wszystko będzie w porządku.

Harry nie był w stanie odpowiedzieć. W rzeczywistości nawet nie mógł się poruszyć, słuchać, ani rozumieć. Przerażenie sparaliżowało go zupełnie, jego oczy rozszerzyły się ze strachu.

– Nie chcę zostać sam – mamrotał rozpaczliwie. – Nie chcę pana stracić…

– Zamknij się Potter. Musisz być silny! – wysyczał Snape i wstał. – Więc w końcu zdecydowaliście się na kontynuację? – Spojrzał gniewnie na Czarnego Pana.

Czterech Śmierciożerców wkroczyło do celi za groźną postacią.

– Jak myślisz, dlaczego tu jestem? – Usta nieludzkiej postaci wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu.


Harry musiał sobie wciąż przypominać o słowach Snape'a. Wiedział, że mężczyzna miał rację, ale to było zbyt trudne, stać i patrzeć na powolną agonię profesora, widzieć jak życie wypływa z jego torturowanego ciała.

Podczas pierwszych godzin pomagała mu wytrwać jego panika. Nadal nie był w stanie otworzyć ust, ani się poruszyć. Dwóch Śmierciożerców zaciągnęło go do komnaty tortur i postawiło obok Voldemorta, który znajdował uciechę w dręczeniu chłopaka sadystycznymi uwagami.

– Czy podoba ci się przedstawienie, panie Potter? Znienawidzony Mistrz Eliksirów umierający… Myślę, że możesz być mi wdzięczny… Po tylu latach nienawiści… Nienawidził również twoich rodziców… Zasługuje na taki los… Jest tylko zwykłym zdrajcą, zdrajcą obu stron… Gdyby tylko miał okazję, zabiłby też twojego ojca… Czy opowiedział ci o swojej wspaniałej przeszłości w mojej służbie? O swoich eliksirach, ofiarach, zdradach…? Myślisz, że się zmienił? Raz zdrajca, zawsze zdrajca… Przed tobą udaje dobrego faceta, jak widzę…

To była długa przemowa, ale Harry rozumiał z tego tylko pojedyncze słowa i krótkie zdania. Nie odpowiadał. Za każdym razem, gdy coś usłyszał, mrugał i zaciskał ręce w pięści w bezsilnej złości.

Panika i złość. Dwa przeciwstawne uczucia mieszały się w nim. Niekończące się godziny upływały w paraliżującej ciszy. Nie słyszał krzyków ani jęków Snape'a – możliwe, że ten w ogóle nie krzyczał, że cierpiał w kompletnym milczeniu, tak jak podczas wcześniejszych tortur. Harry nie wiedział. Nie był w stanie myśleć, chwilami nawet oddychać. Wielkie fale poczucia winy zalewały go. Oskarżał się, to wszystko była jego wina, jego nieodpowiedzialnego zachowania. Snape miał zawsze rację w szkole, on rzeczywiście był nieznośnym głupkiem… To była jego wina… Tak jak śmierć Cedrika była jego winą…

Poczucie winy dusiło, zabijało go powoli…

W pewnej chwili chłopiec sądził, że Snape stracił przytomność, ale nie, Voldemort ocucił go na nowo, tak jak poprzednio robił to z Harrym.

– Jeżeli mnie poprosisz, to zakończę jego cierpienie – przymilne słowa dotarły do jego uszu. Harry potrząsnął głową.

– Czyżbyś naprawdę chciał, żeby on zginął? Czy nienawidzisz go tak bardzo? – Kuszące i oskarżające słowa tylko wzmogły poczucie winy chłopaka. Zacisnął zęby i walczył, aby zatrzymać gniewne słowa i poczucie winy. Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się desperacko w Snape'a i miał nadzieję, że profesor nie słyszał słów Voldemorta.

– Twoja decyzja go zabije – powiedział Największy Bydlak, uśmiechając się.

– Nie – wyszeptał Harry cicho. – Nie…

Musisz być silny, Harry, usłyszał echo słów profesora. Cokolwiek ci powie…

– To będzie twoja wina – wyszeptał zimny, złowrogi głos.

– Kłamca! – wrzasnął nagle Harry. – Nie wierzę ci!

– Jedyna rzecz, jaką musisz zrobić, to poprosić mnie, bym skończył. Żebym okazał litość.

Tortury przerwano na chwilę. Harry czuł się rozdarty. Co powinien zrobić? Co powinien zrobić, czuć, myśleć, powiedzieć? Jak miał wytrzymać taka sytuację? Dlaczego?

Dlaczego? zawył głos w jego wnętrzu. Był tylko dzieckiem. Tylko dzieckiem. I potrzebował Snape'a, aby przetrwać w tym piekle. Jeżeli nie będzie błagać o litość, profesor umrze. A on zostanie sam.

Nie będzie dla nas litości. Błagając i upokarzając się możesz tylko powiększyć nasze cierpienie, dając im kolejną metodę tortur. Ponownie usłyszał głos Snape'a.

Potrzebuję pana, odpowiedział w duchu, z rozpaczą.

Ukrył twarz w dłoniach.

– Widzę, Potter, że nareszcie wraca ci rozsądek – wysyczał bezlitosny, groźny głos.

Bezlitosny… Nie będzie dla nas litości. Nie będzie dla nas litości. Żadnej litości!

Harry westchnął i opuścił ramiona.

– Nigdy ci nie uwierzę – powiedział najspokojniej, jak mógł.

– Niech będzie, panie Potter. – Voldemort odwrócił się do swoich Śmierciożerców. – Kontynuujcie!

Harry nigdy nie przypuszczał, że może istnieć aż tyle różnych rodzajów tortur, i że są tacy ludzie, którzy mogą z nich korzystać bez litości i poczucia winy.

Ledwo uwierzył, że Voldemort w końcu pozwolił im odejść. Snape oczywiście był nieprzytomny i zadaniem Harry'ego było dowleczenie profesora do celi. Bezwładne ciało było dla niego za ciężkie, nie mógł go podnieść, musiał więc je ciągnąć. Harry chwycił Snape'a pod ramionami i zacisnął ręce na jego piersi. Żałował, że dodatkowo rani w ten sposób profesora, ale nic na to nie mógł poradzić. Czuł jak łzy spływają mu po twarzy, ale nic go to nie obchodziło.

Śmierciożercy obserwowali jego wysiłki i śmiali się złośliwie, widząc jak zatacza się pod ciężarem. A potem schody… Harry nie mógł przestać płakać, kiedy przesuwał ciało profesora powoli, ostrożnie ze stopnia na stopień, desperacko starając się nie zrobić większej krzywdy i tak już poranionemu mężczyźnie.

Nie wiedział jak udało mu się znowu dotrzeć do celi. Zdawało się, że minęła cała wieczność. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, położył Snape'a najdelikatniej jak mógł na podłodze i przykrył go peleryną. Potem wziął słój, zmył krew z twarzy mężczyzny, usiadł obok jego głowy i położył ją na swoich kolanach.

Przez długie, bezsenne godziny patrzył na tę kiedyś nieprzyjemną, a teraz tak miłą i drogą twarz, i błagał jakiegokolwiek boga, który by go słuchał, aby profesor się obudził.


Kiedy Snape zaczął odzyskiwać przytomność, poczuł ciepłe ciało pod głową. Od czasu do czasu delikatna ręka głaskała go po włosach lub policzku. Jego pierwszą myślą było znowu, że to Quietus, ale nagle przypomniał sobie swoją obecną sytuację i już wiedział. To był Harry.

Uśmiechnął się ciepło, mimo że mięśnie twarzy zaprotestowały.

– Nie śpi pan? – usłyszał zaniepokojony głos.

– Nie, Harry – odpowiedział, ale nie otworzył oczu.

Czuł jak jego serce ogrzewa troskliwość chłopca. To stało się takie… naturalne dla niego, aby dbać o chłopaka, pocieszać go, i trochę się obawiał, jak Harry się zachowa. Ale teraz, kiedy widział, że chłopiec odwzajemnia to wszystko, poczuł ulgę.

– Mam nadzieję, że oglądanie mnie nie było takie straszne… – powiedział słabo.

– Nie, to nie było straszne… – chłopak przerwał, a Snape poczuł jak serce mu się kraje. – Umierałem z każdym ciosem, jaki pan otrzymał. – Harry'emu załamał się głos.

Burza mieszanych uczuć przepłynęła przez jego ciało. Nadal z zamkniętymi oczami podniósł rękę do twarzy Harry'ego i pogłaskał ją delikatnie.

– Dziękuję, Harry.

– Za co?

– Za przetrwanie tego, za bycie tam…

Jakże dziwne było wymówienie tych słów. Czuł, że zachowuje się coraz bardziej nie po swojemu. Czy to była oznaka słabości? Troski? Wszystko stawało się takie mgliste i odwrócone do góry nogami…

– Nie zasługuję na podziękowania. Zawiodłem. – Głos Harry'ego był smutny.

– Nie, nie zawiodłeś – zaczął Snape, ale chłopak mu przerwał.

– Ależ tak. Słyszałem jego słowa i nie mogłem nie odpowiedzieć… I był moment, kiedy ja…

– Kiedy co…? – zapytał po chwili łagodnie profesor.

– Kiedy mu uwierzyłem. – Głos Harry'ego brzmiał, jakby chłopiec był na ostatecznej granicy wytrzymałości. Snape, walcząc z mdłościami i bólem, usiadł, przysunął się do Harry'ego i mocno objął płaczące dziecko.

Harry schował twarz w fałdach jego ubrania i łkał rozpaczliwie.

– Tak mi przykro, zdradziłem pana i siebie… – Jego słowa były ledwo zrozumiałe. Snape nic nie odpowiedział. Czekał, aż chłopak uspokoi się, głaszcząc go po głowie i plecach delikatnymi ruchami.

Kiedy usłyszał, że płacz ustał, sięgnął palcem pod brodę Harry'ego i uniósł jego głowę tak, by mógł spojrzeć mu w oczy.

– Harry – powiedział spokojnym, ale poważnym głosem. – Nie zawiodłeś. Nie zdradziłeś siebie, ani mnie. Byłeś zagubiony, ale zwyciężyłeś i powstrzymałeś się.

– Nie chciałem, żeby pan więcej cierpiał. Nie chciałem pana stracić. Nie chciałem, żeby pan zginął… – Harry wymamrotał cicho, opuściwszy głowę.

– Wiem. I wiem, że to zbyt wielki ciężar dla dziecka, ale musisz pogodzić się z faktem, że prawdopodobnie zostaniesz tutaj sam. Masz większą wartość dla Voldemorta niż ja i jeżeli stwierdzi, że może ciebie złamać poprzez moją śmierć, nie będzie się wahał. Musisz być silny i pozwolić mi umrzeć, gdy nadejdzie mój czas.

– Ale ja bym nie mógł… – Chude ciało obok Snape'a zadrżało. – Ja już straciłem wszystko… Nie chcę tu zostać sam… – Harry nagle podniósł wzrok. – To takie przerażające myśleć o byciu sam na sam z Voldemortem przez dłuższy czas… Byłem z nim sam, po tym jak zabił Cedrika na cmentarzu i nie miałem żadnej nadziei, wiedziałem, że umrę, ale… przynajmniej wiedziałem, że to długo nie potrwa… Ale sam pomysł bycia z nim w tym miejscu całymi dniami, tygodniami…

Snape doskonale rozumiał uczucia i wzburzenie Harry'ego. Dla niego wystarczająco trudne było przebywanie w pobliżu Czarnego Pana jako jeden z jego sojuszników. Próbował sobie wyobrazić, jakby to było zostać w tym piekle bez Harry'ego i zadrżał. Zacieśnił swój uścisk tak bardzo jak mógł, nie sprawiając bólu chłopcu.

– Będę tutaj z tobą tak długo, jak będę mógł, Harry. Pomogę ci. Ale musisz być silny na wypadek, gdybyś został sam. Będziesz silny, ja to wiem. Jestem tego pewien. Jesteś odważny i dobry. Twoja dobroć zwycięży z ciemnością i złem, które cię otaczają. Wierz mi, Harry. Wytrzymasz do końca.

Żaden z nich nie poruszył się. Potem chłopiec pomógł położyć się swojemu nauczycielowi i przytulił się do niego. Snape westchnął, uśmiechnął się i owinął obu swoją peleryną. Bliskość i ciepło były takie dobre, takie relaksujące, że znowu poczuł szczęście wypełniające jego serce.

– Wiesz, Harry, w każdym związku musisz zaakceptować fakt, że nie będzie on trwał wiecznie. I musisz nauczyć się pozwolić odejść drugiej osobie. Nie tylko w wypadku jej śmierci. Musisz dać szansę jemu bądź jej zadecydowania o zostaniu czy odejściu. Zawsze. Jeżeli będziesz chciał go na siłę zatrzymasz, to go stracisz. Jeżeli pozostawisz mu decyzję, zostanie.

– W takim wypadku lepiej zostać samemu od początku, prawda?

– Nie. Być samym to właściwie wcale nie żyć prawdziwym życiem.

– Ale nie trzeba się martwić o tę drugą osobę.

– Troska nie jest wygórowaną ceną za odrobinę szczęścia.

– Czy nie można być szczęśliwym, będąc samemu? – zapytał Harry z niedowierzaniem.

– Nie. Nie naprawdę. To jest raczej… nudne. Nie można podzielić się myślami, uczuciami, doświadczeniami i wszystko staje się obojętne już po chwili – powiedział Snape z zamglonym wzrokiem.

– Pan jest samotny, prawda? – zapytał nagle Harry.

Snape milczał przez kilka minut.

– Cóż, nie do końca. Mieszkam sam, ale nie jestem sam…

– Czy ma pan przyjaciół? – Natychmiast Harry poczuł, że tego pytania nie powinien zadawać. Ale Snape nie wydawał się zły, czy zirytowany.

– Albus jest moim dobrym przyjacielem… I mam kolegów, z którymi jestem w dobrych stosunkach.

Harry, zyskawszy pewność siebie, zdecydował się zaryzykować ponownie i zadać następne pytanie.

– A w szkole… Czy miał pan przyjaciół, kiedy był pan dzieckiem?

Snape uśmiechnął się.

– Naturalnie. Czemu myślisz, że nie miałem? – rzekł, lecz jego czoło zachmurzyło się. – Ale wielu z nich umarło po zniknięciu Voldemorta.

– Oni byli…? – Harry nie dokończył pytania, ale Snape zrozumiał.

– Tak. Część z nich nadal jest w Azkabanie. Przez czternaście lat…

– Czy żałuje ich pan?

Snape westchnął.

– To jest zbyt skomplikowane pytanie, by odpowiedzieć na nie jednym zdaniem… Albo w ciągu jednego dnia. Tak i nie. Żałuję ich. Żałuję naszej straconej przyjaźni. Ale też nie żałuję ich z powodu ich czynów… Chociaż ja robiłem to samo… Powinienem być tam z nimi… – wymamrotał ostatnie zdanie zupełnie nieobecnym głosem.

Poczuł, że ramię Harry'ego otoczyło go.

– Nie… – powiedział chłopak z powagą. – Nie. Nie powinien być pan tam z nimi. Odwrócił się pan od tego i ryzykował pan życie, szpiegując dla Dumbledore'a. Jest pan lepszy niż oni.

Snape wybuchnął krótkim, gorzkim śmiechem.

Naprawdę uważasz, że jestem lepszy od nich, Potter? – Harry tylko przytaknął, nie puszczając Snape'a. – W takim razie jesteś w błędzie. Przykro mi. Wbrew mojemu obecnemu zachowaniu wobec ciebie jestem strasznym potworem. Naprawdę. Odczułeś to w ciągu ostatnich czterech lat.

– To było co innego. Pan tylko mnie szykanował. To nie jest ważne, profesorze. Już nie – wyszeptał Harry mocno trzymając mężczyznę.

– Zmieniłem strony tylko z powodu śmierci brata. Moja decyzja nie wynikała z moich przekonań. To była zwyczajna zmiana stron.

– Zmienił pan stronę, bo pan kogoś kochał i to ta miłość uczyniła pana lepszym od nich. To czyni pana lepszym od nich. Pan był w stanie kochać. To była ta różnica…

– Oni również kochają swoje rodziny…

– Tak jak pana ojciec?

– On był wyjątkiem…

– Jest pan pewien? – Snape znowu chciał odpowiedzieć, ale Harry kontynuował. – I czy jest pan pewien, że zmieniliby strony, gdyby Voldemort zabił kogoś z ich rodziny? Nie, profesorze. Pan to zrobił. Oni nie. To jest różnica.

– Harry, ty nie rozumiesz takich rzeczy…

– …ponieważ jestem za młody. Za młody na co? – zapytał Harry gniewnie. – To nie jest argument!

– Cóż, muszę się wycofać. – Snape uśmiechnął się lekko, widząc gniew chłopca. – Nie ośmielę się z tobą dyskutować. Pokonasz mnie.

– Pan sobie ze mnie kpi, profesorze. – chłopak potrząsnął głową z irytacją.

– Nie, nie kpię. Jestem cholernie poważny, Potter – uśmiechnął się Snape.

– Nie, nie jest pan! – odparł z oburzeniem.

– Cóż, jeśli mi nie wierzysz…

Obaj wybuchli śmiechem. Potem Snape zaczął mówić.

– Harry, chciałem cię przeprosić.

– Nie musi pan.

Muszę! – powiedział głośno. – Za, jak to nazwałeś, szykanowanie przez cztery lata. Za złe traktowanie. Za upokarzanie i wyśmiewanie. Za brak zrozumienia.

– To nie ma znaczenia.

– Ma. Jestem dorosły. Powinienem być bardziej spostrzegawczy…

Harry długo nie odpowiadał.

– Proszę pana? – westchnął w końcu.

– Mm–hm?

– Czy pan naprawdę mnie nienawidził?

Snape zaczerwienił się i opuścił głowę. Przez chwilę był wściekły. Dlaczego upokarzał się na oczach tego chłopaka?

– Muszę przyznać… Tak. – Bardzo trudno było się do tego przyznać. Nie zamierzał zranić Harry'ego, choć bał się, że tak właśnie się stanie. Jego własna duma również została zraniona. Ale zdecydował się kontynuować. – Albo lepiej powiedzieć, że nienawidziłem osoby, którą wierzyłem, że jesteś. – Przytulił chłopca i pogłaskał go po włosach. – Przykro mi.

Harry nie odpowiedział. Nie chciał myśleć o poprzednich latach, o obecnej sytuacji. Chciał o coś zapytać, ale się nie ośmielił. Bał się możliwej odpowiedzi, nie chciał się zawieść. Ale Snape, jak zawsze, wydawał się czytać w jego myślach, ponieważ mówił dalej:

– Nie bój się, Harry. Już cię nie nienawidzę. Ja… Cieszę się, że tu jestem. Nie z powodu tortur… czy strachu. Jestem szczęśliwy, że cię poznałem. Że jestem z tobą. Przykro mi, że musiało stać się coś takiego, abym zmienił swoje nastawienie do ciebie… Może jest już za późno, ale… Bardzo cię lubię, Harry.

Chłopiec nie ośmielił się podnieść wzroku. Był całkowicie rozbity, a jednocześnie niemożliwie szczęśliwy.

– Ja… – Głos mu się załamał, gdy próbował odpowiedzieć. – Ja jestem również szczęśliwy, że jestem tu z panem… I przykro mi, że to moja wina… ale… może… Już tego nie żałuję… Myślę, że znalazłem miejsce, do którego mogę wracać.

Snape uśmiechnął się pamiętając ich pierwszą – a może drugą? – rozmowę.

– Rodzinę? – zapytał ciepło.

Harry zaczerwienił się.

– Coś w tym rodzaju…

Po chwili chłopak dodał:

– Czy nie uważa pan, że to tylko zwyczajny psychologiczny fakt i nic więcej?

Profesor wzruszył ramionami.

– Już to mnie nie obchodzi.


– Alastorze! Miło cię widzieć, stary przyjacielu!

– Albusie. – Auror skinął uprzejmie głową. – Słyszałem wieści o młodym Harrym Potterze.

Dumbledore westchnął głęboko.

– To był Voldemort. Jestem tego zupełnie pewien.

– Co za kretyn z tego Knota! – mruknął Moody. – On nadal ci nie wierzy. Rozmawiałem z nim kilka dni temu i potwierdziłem twoje podejrzenia o „zmartwychwstaniu" Voldemorta, ale on… – Machnął ręką. – Nie powiedział mi tego, ale uważa mnie za głupca, jak zawsze. Ha! Miałem rację, kiedy starałem się bronić w każdy możliwy sposób…

Dumbledore wskazał przyjacielowi krzesło.

– Herbaty, Alastorze? – uśmiechnął się. – Własnoręcznie zaparzonej?

– Albusie, wiesz, że piję tylko…

– Wiem, wiem…

– Wierz mi, ja mam rację, co do ciągłej czujności. Szczególnie w takich czasach jak te…

Dumbledore zachichotał.

– Ciągła czujność…

– Albus! Czy ty się ze mnie śmiejesz?

– Przepraszam, Alastorze. – Dumbledore opanował się, chociaż wesołe iskierki nadal pozostały w jego oczach.

– Więc? Co planujesz zrobić? – zapytał Moody, kręcąc głową odmownie na widok cytrynowych dropsów dyrektora. – Domyślasz się, gdzie może przebywać młody Harry?

Dumbledore westchnął i iskierki natychmiast zniknęły z jego oczu.

– Alastorze, myślę, że wiem gdzie jest Harry. Jedyny problem w tym, że nie wiem dokładnie, gdzie to miejsce się znajduje.

Moody nie odpowiedział, tylko uniósł ciekawie brew.

– Według mnie on – lub lepiej powiedzieć oni – są w Koszmarnym Dworze.

– Oni? Koszmarny Dwór? O czym ty mówisz?

– Nie widziałem Severusa od sześciu czy siedmiu dni. Zniknął dokładnie w tym samym czasie, co Harry. To nie może być przypadek.

– Nie. Z całą pewnością nie. – Twarz Moody'ego pociemniała.

– Martwię się. Severus zazwyczaj doskonale sobie radził i potrafi się obronić. Jeżeli nie wrócił, to musiał mieć dobry powód. Boję się, że został schwytany.

Dumbledore uniósł wzrok. Oczy Moody'ego – zarówno zwykłe, jak i to magiczne – były skierowane na niego, ale nie widział w nich współczucia. Tylko odrazę.

– Myślę, Albusie, że wyobraźnia cię ponosi – powiedział auror. – Prawdopodobnie miał inny powód, by zostać z Voldemortem…

– Co sugerujesz…? – Twarz Dumbledore'a zachmurzyła się. – Severus nie…

– Albusie! Jesteś zbyt naiwny! Jestem pewien, że ten Śmierciożerca, którego uważasz za przyjaciela, zobaczył schwytanego młodego Harry'ego i nie miał już powodu by wrócić. Osiągnęli swój cel. Wróg numer jeden Voldemorta jest w ich rękach. Po co Snape miałby wrócić?

– Nie wiesz, o czym mówisz – zaczął powoli Dumbledore. – Decyzja Severusa, by przejść na naszą stronę, była poważna i szczera. Pomógł nam wiele razy podczas ostatniej wojny. Przekazywał cenne informacje o miejscach, osobach i planach. Mówił również o Koszmarnym Dworze, więzieniu Voldemorta.

– Czy pokazał ci jego dokładne położenie?

– Powiedziałem ci, że nie znam go…

– Widzisz sam, Albusie. On go nie znał. Czy to nie dziwne?

– Szukaliśmy go razem…

– Ale go nie znaleźliście, prawda?

– To nie jest winą Severusa. Starał się wiele razy.

– Albusie! On z całą pewnością cię zdradził! – wykrzyknął niecierpliwie auror.

– Nie znasz go, Alastorze – wysyczał gniewnie Albus. – Powiedziałem ci to samo, co powiedziałem wtedy na procesie, on jest po naszej stronie.

– Może był. I znowu zmienił strony. Ten, co raz zmienił strony, może to znowu zrobić.

– Nie masz prawa tak o nim mówić po tym wszystkim, co mu zrobiłeś – głos Dumbledore'a był cichy, ale stanowczy.

– Co ja mu niby zrobiłem? – Moody wzruszył ramionami. – Ja tylko go przesłuchiwałem. To było konieczne. Złapaliśmy go i przesłuchiwaliśmy, tak jak innych w takich przypadkach!

– No cóż, Alastorze. Twoje metody przesłuchiwania nie są ani trochę bardziej ludzkie niż zachowanie Śmierciożerców względem ich ofiar!

– Albusie! Jak śmiesz…!

– Alastorze! Ja wiem o czym mówię!

– Czy ten cholerny Śmierciożerca nagadał ci tych kłamstw?

– Tak, Alastorze, i ja mu wierzę!

– Wolisz wierzyć temu zdrajcy niż swojemu staremu przyjacielowi?

Atmosfera w pokoju zrobiła się gorąca, obaj wstali i patrzyli na siebie ponad biurkiem Dumbledore'a. Ale dyrektor westchnął i ponownie usiadł.

– Kiedy nareszcie wydostał się z Azkabanu gdzie go wysłałeś, przyszedł do mojego biura i wszystko mi opowiedział. Nie mogłem uwierzyć. Nie chciałem mu wierzyć. To, co opowiedział o tobie i Franku… Nawrzeszczałem na niego i nazwałem go kłamcą. – Wzrok Dumbledore'a stał się nieobecny, kiedy wspominał przeszłe zdarzenie. Jego głos stał się cichy i miękki. – Znam Severusa. Ma temperament i jest bardzo sarkastyczną i zimną osobą. Wtedy nic nie odpowiedział. Tylko wzruszył ramionami i wyszedł. Byłem pewien, że wyolbrzymia historię o tobie. Ale… Coś się stało podczas zeszłego roku i zjawił się w moim gabinecie, usiadł w tym samym krześle, na którym teraz ty siedzisz. Dał mi małą butelkę i poprosił mnie, bym go przesłuchał. Po nocnym spotkaniu z Crouchem, który go oskarżył…

Twarz Alastora zbladła.

– Ten przeklęty Crouch…

– To nie była wina Croucha. Myślę, że ty zachowałbyś się tak samo, gdybyś był na miejscu Croucha.

– Ten eliksir to było…

– Tak. To było Veritaserum. Zrobił je Soren McRee, nie Severus. Wysłałem Sorenowi resztki serum, zaraz po tym jak go przesłuchałem, aby sprawdził eliksir. Nie chciałem wierzyć… Dostałem odpowiedź od Sorena po trzech dniach… Eliksir był doskonały… Severus powiedział mi prawdę… powiedział mi… o tamtych zdarzeniach, czternaście lat temu… – głos Dumbledore'a przycichł.

– Czy zapytałeś go również o jego lojalność? – zapytał oschle Moody.

– Tak. Chciał, by o to spytać. Pragnął, by mu uwierzono. Nalegał wciąż i wciąż, ponieważ ja nie chciałem… odkryć jego sekretów, lęków i bólu.

– Jego grzechów – dodał Moody, ale Dumbledore tego nie słyszał.

Dumbledore pamiętał determinację wypisaną na twarzy Mistrza Eliksirów. Albusie, musisz znać całą prawdę. Poświadczyłeś za mnie czternaście lat temu i chcę abyś wiedział o wszystkim. Wszystkim. O mnie, o Śmierciożercach, i tak, o Moodym i Franku też…

On tego nie chciał. Starał się zignorować życzenie młodszego mężczyzny. A potem Severus… Severus go błagał. Severus – błagający… Zszokowało to dyrektora. Mistrz Eliksirów na kolanach… Severus pokazał mu Mroczny Znak. Był pewien, że Voldemort powróci. Chciał, aby Dumbledore zupełnie mu zaufał. Albusie… Musisz… Ty musisz wiedzieć…

To była długa noc. Po wyjściu Severusa siedział tylko w swoim krześle wpatrując się w płomienie i czekał na odpowiedź…

Kiedy ją dostał, poszedł do lochów. I przeprosił.

Twarz Severusa była bledsza niż zazwyczaj, kiedy wyznał mu, że wysłał eliksir do sprawdzenia do McRee. Widział jego rozczarowanie.

Powinienem był wiedzieć… mruknął Mistrz Eliksirów.

Dumbledore nigdy jeszcze nie czuł się tak paskudnie. To było zupełnie tak, jakby zdradził młodszego mężczyznę, który szpiegował dla niego przez dwa lata, był jego pracownikiem przez czternaście, niechętnym opiekunem Harry'ego przez cztery… Ale tak trudno było uwierzyć, że jego przyjaciele – Alastor i potem Frank – popełnili takie czyny, tylko dlatego, że nie uważali swoich więźniów za ludzi…

Dumbledore słyszał, jak Moody wychodził z pokoju, ale nie był w stanie otrząsnąć się ze swoich myśli.

Severus… Dlaczego wcześniej nie doceniał jego wartości? Dlaczego wcześniej nie zaproponował mu swojej przyjaźni? Prawda, byli w dobrych stosunkach, ale może to było za mało dla Severusa…

Młodszy czarodziej żył w tym samym co on budynku przez ponad dekadę, był lojalny wobec niego, robił wszystko, o co go poprosił i nigdy nie chciał niczego w zamian. Żadnej przyjaźni, zaufania czy zrozumienia. Z pewnością powodem było jego poczucie winy. Severus zapewne myślał o swojej samotności jako o jakimś rodzaju pokuty za wcześniejsze czyny.

Stracił tak dużo… Severus także… Ostatnie pół roku było bezcenne. Stali się przyjaciółmi. A teraz… Możliwe, że teraz go utraci. I Harry'ego.

Severus i Harry… Czy jeszcze żyli?

Severus i Harry… Czy byli razem w piekle Voldemorta?

Severus i Harry… Czy kiedykolwiek się dowiedzą…?