Wersja z dnia: 15.06.2011
9. POSZUKIWANIA
Samotny, straszliwie samotny przez całe godziny… Może dni? Nie wiedział. Było mu zimno, zwinął się najciaśniej jak tylko mógł, ale nadal drżał z zimna.
Zimno… na zewnątrz i wewnątrz. Zimno wszędzie.
Zbyt trudno było znosić samotność, ciemność i lodowatą aurę pomieszczenia. Tęsknił za towarzystwem Snape'a, ich rozmowami, bliskością jaką dzielili. Potrzebował wszystkich tych psychologicznych faktów, których teraz brakowało. Stwierdził, że polubił psychologię. Jeżeli to składało się na szczęście?
Zaskrzypiały otwierane drzwi.
Śmierciożercy. Ich widok stał się zwyczajny ostatnimi czasy. Weszli do pomieszczenia, ich peleryny falowały za nimi, maski błyszczały w półmroku. Harry mimowolnie skrzywił się, kiedy złapali go za ramiona i podnieśli z podłogi.
Znowu bicie.
Albo coś gorszego. Avery był między nimi. Harry'emu natychmiast zaschło w ustach. Chciał przełknąć ślinę, ale język przykleił mu się do podniebienia i czuł jak wysycha mu także w gardle.
Był na wpół sparaliżowany strachem, kiedy dotarli do komnaty tortur.
Nikogo tam nie było. Snape'a także. Harry coraz bardziej się denerwował. Co się z nim stało? Nie umarł, prawda?
Panika całkowicie nim zawładnęła. Każdy zmysł, każda myśl, każde uczucie… Czuł, że nie zniesie tego dłużej. Chciał krzyczeć z powodu wewnętrznego bólu.
Avery wyjął swój skalpel. Harry zamarł.
Umrze tutaj. Umrze tutaj w samotności. Nie będzie nikogo, aby go pocieszyć, wesprzeć, troszczyć się o niego. Snape z całą pewnością umarł. Samotnie. Wiedział, że nie wytrzyma. Nie, nie będzie upokarzał się prośbami i błaganiem, nigdy. Po prostu nie będzie w stanie trwać w ciszy, ponieważ bardzo chciał krzyczeć, wyć na torturach.
Wrzasnął, kiedy skalpel dotknął jego skóry.
To bolało. Bardziej niż Cruciatus. Desperacja i bezsilność wzmogły cierpienie. Poprzednie, nadal bolące rany zostały ponownie otwarte. Skalpel wydawał się nieprawdopodobnie gorący, jakby płomienie paliły plecy, boki, pierś, szyję, nogi… wszystko, wszędzie, powoli i dokładnie.
Avery zdjął maskę, tak jak ostatnio. Harry zobaczył ślady dobrze kontrolowanego szaleństwa i sadyzmu w jego oczach – to było śmiertelnie przerażające. Ostatnim razem jednakże był przy nim Snape – jego wzrok pozwalał chłopcu zrównoważyć sadyzm oprawcy z troską nauczyciela. Stanowił więź z rzeczywistością, nie pozwalał odpłynąć ku szaleństwu. Ale teraz Harry był sam, beznadziejnie sam, może na zawsze.
Nikt nie wiedział, że tu był. Nikt nie mógł go uratować.
Cięcia i płomienie.
Palce rozszerzające cięcia.
Budzące mdłości wrażenie. To było jak gwałt. Harry był pewien, że to było nawet gorsze niż gwałt. Te palce zagłębiały się w jego ciało i…
Krzyczał i krzyczał.
Nie przetrwa tego. Nie bólu. Mdłości. Pogwałcenia.
Nie, nie znowu. Nigdy więcej.
Nie był już w stanie stać. Nogi uginały się pod nim. Ktoś uderzył go w plecy. Upadł na kolana w ogromnym bólu. Oparł dłonie o podłogę.
Coś mokrego i lepkiego… jego krew. Krew, widział wszędzie krew. Klęczał we własnej krwi. Ale teraz wiedział, że nie pozwolą mu tak umrzeć. Znowu go uleczą i znowu będzie przeżywał to okropne uczucie. Uczucie porzucenia, bycia na ich łasce.
– No, no, panie Potter. To wspaniale znowu usłyszeć twój głos. Prawie zapomniałem jak krzyczysz. To zachwycający dźwięk, zapewniam cię. I obiecuję, że dam ci więcej możliwości do krzyku. Do zadowolenia mnie.
Harry nie był w stanie odpowiedzieć. Z największą odwagą, na jaką mógł się zdobyć, podniósł wzrok na Voldemorta. Spojrzał mu prosto w oczy.
W oczach Voldemorta był chłód i nienawiść. Przez chwilę Harry sądził, że już wcześniej widział taki wzrok. Chłód i nienawiść… Ale… W tym wypadku były kontrolowane i używane jako narzędzia. To nie były prawdziwe uczucia. Voldemort też nie był rzeczywisty. Tylko żyjący trup.
Harry drgnął.
Zło Voldemorta było czymś nieludzkim, groźnym i wyliczonym by osiągnąć cel: całkowitą moc i kontrolę nad wszystkim.
Nie. Nie nad wszystkim. Voldemort nigdy nie będzie miał nad nim władzy.
Nigdy.
Snape nie ośmielił się podnieść głowy. Beznadziejnie chciał zatkać czymś uszy. Każdy krzyk Harry'ego był dla niego śmiertelną torturą. To musiał być Avery ze swoim skalpelem. Harry był sam na sam z tym psychopatą. On zamorduje chłopaka.
Desperacko chciał się tam znaleźć. Wiedział, że Harry'emu jego widok przyniósłby ulgę, chociaż sam nie rozumiał dlaczego.
Harry…
Chłopak z pewnością myślał, że on umarł. Zostali rozdzieleni. Możliwe, że raz na zawsze. Nigdy już nie zobaczy miłej twarzy Harry'ego. Nigdy już nie obieca mu żadnych głupstw, nigdy już nie opowie mu o rodzicach i swoich szkolnych latach. Nigdy już nie usłyszy przemądrzałych uwag Harry'ego.
Szczęśliwe dni się skończyły. Ciemność zasnuła wszystko.
Kiedy łamiące serce krzyki chłopaka ustały, Snape zaczął podsumowywać tak zwane „psychologiczne fakty" minionych dni. Gdy Harry był z nim, po raz pierwszy w życiu nie był samotny. I pierwszy raz w życiu zrozumiał, co to znaczy dzielić z kimś życie. Przynależeć.
Nawet w towarzystwie Quietusa był samotnikiem, nawet ze swoimi kolegami, nawet z Albusem… Czegoś zawsze mu brakowało i mógł tylko zgadywać, co to było.
Kiedyś nigdy nie odczuwał braku towarzystwa… Cóż, może nie nigdy, ale rzadko, kiedy ścigały go wspomnienia i koszmary i musiał się z nimi zmagać samotnie… Ale teraz wariował z powodu samotności, bycia bez Harry'ego.
Mógł sobie wyobrazić obecny stan chłopca po prawie pięciu godzinach tortur. Rany, krew, omdlenie… Osłabiony i w złym stanie od leżenia samotnie na zimnej podłodze w odległej celi…
Gdyby Harry był tutaj… Oczywiście, nie byłby w stanie go uleczyć, ale byłaby możliwość podzielenia bólu, wzajemne towarzystwo przynosiło ulgę.
Snape zaśmiał się gorzko. On, były Śmierciożerca, jeden z najbardziej utalentowanych czarodziejów był taki słaby i bezsilny.
Zakrywając twarz rękami, zastanawiał się znowu nad tym, jak bardzo zmienił się w ciągu ostatnich dni. On, niechętny, ale jednak zaprzysiężony obrońca Harry'ego Pottera, znalazł się teraz w roli bardzo przestraszonego i zmartwionego rodzica. Przełknął ślinę. Dziwne. I takie… naturalne.
Mimo wszystko, musiał przyznać przed samym sobą: ta zmiana nie była tylko przypadkową konsekwencją ich wspólnego losu. Tak, los miał w tym swój udział, nie można było zaprzeczyć, ale cechy i zalety Harry'ego również spełniły swoje zadanie w tym procesie. Najpierw Harry przyjął przeprosiny bez zbędnych uwag. Szczerze wybaczył wszystko, co Snape mu zrobił. Potem okazał prawdziwą troskę w stosunku do niego od samego początku, kiedy zobaczył w jak mizernym stanie był jego profesor. I nigdy nie żądał wyjaśnień względem uczuć Snape'a, po prostu zaakceptował je i odwzajemnił. Nigdy nie protestował przeciwko niczemu.
Jak ten chłopak mógł stać się taki wrażliwy? Był taki młody… Dorastał praktycznie na emocjonalnej pustyni – pogardzany, znienawidzony, odrzucony, ignorowany… Powinien być całkowitym bydlakiem albo obłąkanym typem, który wiecznie narzeka na swoje marne życie, biada o straconych szansach… Powinien być nieuleczalnie skrzywiony i całkowicie niezdolny do dawania czy przyjmowania pozytywnych uczuć. Ale chłopak taki nie był. Mógłby być, ale mimo wszystko nie był. W przeciwieństwie do Największego Bydlaka, którego śmiertelna i całkowita nienawiść do świata miała zapewne źródło w dzieciństwie podobnym do dzieciństwa Harry'ego.
Voldemort odrzucił świat i gardził nim, a jedynym celem jego życia była zemsta i nienawiść.
Harry pogodził się z losem i troszczył się o otoczenie, a jedyną rzeczą, za jaką tęsknił, była wzajemność. Desperacko pragnął akceptacji.
Harry zaakceptował nie tylko ich sytuację, ale nawet jego, wrednego Mistrza Eliksirów. I on, który był zupełnym samotnikiem, mógł tylko zaakceptować go wzajemnie.
Stałoby się tak samo (Snape był o tym przekonany), gdyby wcześniej dał Harry'emu szansę… Szansę, której nigdy nie dał. I teraz było po prostu za późno, aby żałować.
Snape westchnął głęboko i przysiągł po raz trzeci w życiu, w owej celi śmierci i beznadziei: gdyby udało im się w jakiś sposób uciec, dałby Harry'emu wszystko, na co zasłużył, a czego mu odmawiano do tej pory. Zapewniłby mu opiekę. Komfort. Dom.
Rodzinę.
Mijające dni…
Tortury…
Krzyki…
Wszystko to było jak niekończący się proces, który do niczego nie prowadził.
I sam. Zawsze sam.
Sam – słysząc krzyki Harry'ego; sam – znoszący systematyczne, codzienne tortury.
Nie mogło być gorzej. A jednak było.
Nadszedł dzień, kiedy wyciągnęli go z celi i zaprowadzili do sali na parterze. Czyli Voldemort znudził się męczeniem tylko chłopaka. Był tak słaby z głodu i bezsenności, że nie mógł poruszać nogami, więc Śmierciożercy musieli go przytrzymywać. Cała sytuacja była tak upokarzająca, że Snape chciał umrzeć ze wstydu.
I w tej komnacie otrzymał swoje pierwsze od dawna, za to prawie nie do zniesienia, bicie. Tylko bicie, żadnych klątw czy eliksirów. Zajęło godziny. Dziesięciu Śmierciożerców biło go na zmianę, kiedy ostatni kończył, pierwszy zaczynał od początku. Ubranie zostało z niego zerwane, jedynym okryciem były jego krew, siniaki i rany.
W pewnej chwili uświadomił sobie, że jęczy. Potem krzyczał. Potem wrzeszczał. Ale w końcu mógł tylko rzęzić ochryple, wijąc się w swojej krwi i wymiocinach.
Wszystko go bolało. Nie mógł normalnie oddychać. Kiedy myślał, że nie wynajdą już żadnej nowej metody sprawiania bólu, wszedł Malfoy. Z młotkiem.
Snape skamieniał ze strachu, kiedy dwóch bydlaków obezwładniło go i zmusiło do uklęknięcia obok stołu. Nie mógł nawet zaprotestować. Tylko patrzył bezmyślnie, jak trzeci przytwierdza zaklęciem jego ręce do stołu. Wiedział dokładnie, co nadejdzie. Kto nadejdzie.
Nie mógł wcześniej w to uwierzyć. Ten mężczyzna był kiedyś jego przyjacielem. Najlepszym przyjacielem. A teraz…
Nigdy rozmyślnie go nie skrzywdził, nawet po zmianie stron. Opiekował się jego synem, tak długo jak Draco był w szkole… Pomimo wszystkiego, co się stało, pozostali przyjaciółmi… A przynajmniej on w to wierzył.
Dowód jego omylności stał przed nim. Snape skrzywił się i odwrócił wzrok. Miał więc również osobiście doświadczyć tego rodzaju bólu. Nie można powiedzieć, że za tym tęsknił.
Pierwsze uderzenie było niespodziewane. Oczy uciekły mu w głąb czaszki i poczuł metaliczny smak w ustach. Krew. Ugryzł się w język. To było gorzej niż się spodziewał. Dobrze, że się nie zmoczył. Chociaż jeszcze przed chwilą był pewien, że nie pozostały w nim żadne siły, by krzyknąć – wrzasnął. I mocno zacisnął powieki, skupiając się na oddychaniu. Nie chciał widzieć swoich dłoni. Już nigdy.
Kiedy jego pierwszy palec został zmiażdżony, Lucjusz zrobił małą przerwę.
– Co powiesz o takim rodzaju bólu? – zapytał Największy Bydlak z udawaną ciekawością. – Już myślałem, że nigdy nie usłyszę ponownie twojego głosu… Ale Lucjusz ma prawdziwy dar przekonywania, żebyś wreszcie otworzył swoją wielką upartą gębę, profesorze. Przynajmniej młody Potter usłyszy, że żyjesz.
Och, ostatnie zdanie przyniosło natychmiastową ulgę umęczonemu Mistrzowi Eliksirów. Harry dowie się, że on żyje! Ale po chwili nie był już taki pewny, czy to dobrze. Może to zmniejszy ból chłopaka. A może go zwiększy? Ta myśl go przestraszyła. Harry usłyszał jak krzyczał, a chłopak wiedział, że mógł znieść najróżniejsze tortury w milczeniu. Co pomyśli o jego krzykach? Chłopak był taki współczujący…
Kiedy Lucjusz skończył pracę nad jego lewą ręką, Snape zemdlał. Zamiast swojego ukochanego zaklęcia Enervate, Czarny Pan zdecydował się użyć jednego z eliksirów. Eliksiru Czuwania. Och, będzie cholernie źle, pomyślała na wpół przytomnie. Nie wspominając, że innym eliksirem, który Voldemort w niego wlał, był Dolorem Facio. Snape przez chwilę zastanawiał się, dlaczego Voldemort wcześniej tego nie użył. Kombinacją Dolorem Facio i Cruciatus można było doprowadzić każdego do szaleństwa… jak Longbottomów, ich torturowano w taki sam sposób. Pierwotnie eliksir ten miał usunąć dziury między neuronami, które robiły za zabezpieczenie przed szaleństwem z powodu fizycznego bólu, powodując omdlenia lub zmniejszając odczucia.
To był jego własny wynalazek. Wymyślił go, kiedy pracował dla Instytutu Badań Leczniczych Eliksirów. Co za ironia!
Mistrz Eliksirów wiedział, co się teraz stanie. Po chwili nie był w stanie wydobyć z siebie nawet cichego, słabego dźwięku. Magiczne więzy poluźniły się i upadł na podłogę. Przytomny. Przeklęty Eliksir Czuwania!
W następnym momencie poczuł ostrożną, delikatną rękę na ramieniu.
– Pro… profesorze! – zawołał ktoś nad nim i gorące łzy upadły na jego nagą skórę. To był Harry.
Słyszał jak Śmierciożercy kazali chłopcu zabrać go z powrotem do celi. Pomimo słabości udało mu się wstać i iść na własnych nogach. To nie było łatwe. Ale jakoś im się udało.
Wielkie brązowe drzwi zatrzasnęły się za nimi. Nimi! Znowu byli razem.
Resztką sił doszedł do znajomego rogu i usiadł, opierając się o mur. Harry podążył za nim na drżących nogach i podniósł sponiewieraną pelerynę z podłogi. Ukląkł obok profesora i zdejmując z siebie jego sweter, ostrożnie ubierał nagiego mężczyznę. Snape nie miał nawet sił by zaprotestować. Był przytomny z powodu działania eliksiru, ale nie był w rzeczywistości całkowicie świadomy. Nie chciał, aby chłopak to robił, ale był bezsilny.
Harry powoli włożył mu sweter przez głowę. Następnie podniósł jego rękę, by przełożyć ją przez rękaw i zobaczył palce. Snape spostrzegł, że przez chwilę był bliski omdlenia. Ale Harry, odzyskując siłę woli, przełożył okaleczoną kończynę przez rękaw najdelikatniej jak mógł. Potem drugą. W końcu mężczyzna był ubrany.
Sweter był zakrwawiony. I niewiarygodnie brudny. Ale również ciepły, ciepło żyjącego ciała… ciała Harry'ego. A może było to ciepło troskliwości chłopca?
Snape nie wiedział, kiedy Harry zaczął płakać. Kiedy zobaczył jego ręce? Jego ciało? To, że wciąż jest przytomny?
Harry podciągnął kolana profesora do piersi („zatrzymanie ciepła…" mamrotał, chlipiąc) i owinął ostrożnie ich obu peleryną. Płakał, kiedy przytulił się do Snape'a i objął go ramionami.
Szlochał przed długi, długi czas. Snape chciał pogłaskać go po głowie, ale bał się bólu rąk, więc nie poruszył się.
– W porządku, Harry – wymamrotał po chwili. – Możesz skończyć. Nie musisz płakać.
– Nie muszę? – odpowiedział chłopak słabo. – Dlaczego nie muszę? Mam bardzo dobry powód by płakać, profesorze.
Nie było na to odpowiedzi. Harry miał rację.
– Mamy też pewne powody, by się cieszyć – westchnął profesor. – Znowu możemy być razem.
– Czy cieszy się pan, że jest ze mną? – głos chłopca był pełen nadziei.
– Potter, na litość boską, czy nie mówiłem ci tego wcześniej? Tak, cieszę się, że jestem z tobą. Wydaje mi się, że piekielnie długo byliśmy rozdzieleni. – Snape słyszał nutkę złości w swoim głosie, ale był tak słaby i zachrypnięty, że to wszystko brzmiało jak cichy szept. Ramiona chłopca objęły go mocniej i gniew stopniał. – Jeżeli dobrze pamiętam, powiedziałem coś o moim domu i tobie w nim razem ze mną. Nie zmieniłem zdania. Czy to wystarczy, by cię uspokoić?
Harry zaczerwienił się.
– Wie pan… Gdy zostaliśmy rozdzieleni, chciałem pana zapytać czy mówił pan poważnie, czy nie…
– Jak zapewne zauważyłeś, panie Potter, zawsze jestem poważny. – Starał się to powiedzieć bardzo surowo, ale nie udało mu się. Harry uśmiechnął się półgębkiem.
– Tak myślałem w szkole. Ale odkąd jesteśmy tutaj razem, zauważyłem inne pana cechy, profesorze.
– Jakie…?
– Hm… cóż… – Harry nie wiedział jak odpowiedzieć. – Czasami pan żartuje…
– Czasami. Tak. Ale nie żartuję, kiedy mówię o ważnych rzeczach. A twoje pragnienie prawdziwego domu i rodziny jest czymś takim.
– Ma pan na myśli, że…?
– Dokładnie – przytaknął profesor. – Chociaż boję się, że nigdy nie będę miał okazji tego udowodnić.
– To nie ma znaczenia – głos Harry'ego był ledwo słyszalny. – To, że pan… mnie zaakceptował, wystarczy. – Po kilku minutach dodał: – Nie, nie „wystarczy". To jest wszystkim.
Percy był zdenerwowany. Nie chciał tego robić, nienawidził takiego szpiegowania. Bał się, że koledzy go przyłapią, jak przeszukuje tajne dokumenty. I był zły, bo przez dwa dni niczego nie znalazł.
Może szukał w niewłaściwym miejscu. Chciał dowiedzieć się czegoś o tym cholernym Koszmarnym Dworze, ale w normalnych dokumentach ta nazwa w ogóle nie była wspomniana. Musiał jakoś inaczej się do tego zabrać. Jego ojciec powiedział, że ten Dwór był ważnym miejscem spotkania zwolenników Sam Wiesz Kogo. Więc powinien przejrzeć dokumenty Śmierciożerców. Ale te były tajne. W większość nawet ściśle tajne.
Innym, bardziej legalnym wyjściem, były akta aurorów. Druga strona tej samej monety. Jawna strona tej samej gry.
Jego pomysł był błyskotliwy. Kiedy wyciągnął dużą ilość dokumentów AU (aurorów) i użył zaklęcia Revelo (Revelo Koszmarny Dwór! – to była specjalna wersja tego zaklęcia, sam je wymyślił i był z tego bardzo dumny), zobaczył jak papiery zaczęły wirować i nagle jeden z dokumentów upadł na biurko. Otaczała go jasno zielona poświata.
SNAPE, Quietus Salazar – było napisane na górze.
Percy otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Snape aurorem? Czy to jakiś żart? A może to ta zmodyfikowana wersja Revelo nie była jednak dobra? Wzruszył ramionami. Cokolwiek było przyczyną, przeczyta dokument i jeżeli się pomylił, znajdzie inny sposób na poszukiwanie.
SNAPE, Quietus Salazar – ponownie przeczytał i nagle zrozumiał. To nie było imię paskudnego Mistrza Eliksirów. On chyba nosił imię Severus, jeżeli dobrze pamiętał. To na pewno był Severus, niezaprzeczalnie. Ale kim był więc ten drugi Snape?
Ogarnęła go ciekawość. Otworzył teczkę. To był ogólny, bardzo nudny dokument, ale Percy przywykł do czytania takich, więc mógł wybrać ważniejsze fragmenty. Zaczął czytać i wziął kawałek kartki i pióro, aby w razie konieczności zrobić notatki.
ID: 03960881010
Data/Miejsce urodzenia: 02.04.1960, Snape
Data/Miejsce śmierci: 02.12.1979, Koszmarny Dwór (nieznane)
Więc umarł… A był taki młody… pomyślał Percy. W miejscu, którego szukał. Ale dokument mówił „nieznane". Cholera! Ale ciekawość zmusiła go do dalszego czytania.
Ojciec: SNAPE, Severus Salazar
ID ojca: 0392856457
Data/Miejsce urodzenia ojca: 05.11.1928, Snape
Data/Miejsce śmierci ojca: 04.11.1981, Snape
Matka: NOBLESTONE, Quirqe Athena
ID matki: 0493112539
Data/Miejsce urodzenia matki: 02.02.1931, Hogsmead
Data/Miejsce śmierci matki: 04.11.1981, Snape
Ta sama data i miejsce jak ojca. Ciekawe. To na pewno nie przypadek.
Inni członkowie rodziny:
Brat: SNAPE, Severus Nobilus
ID brata: 03958912111
Data/Miejsce urodzenia brata: 05.03.1958, Snape
Data/Miejsce śmierci brata: ((żyje))
Więc to brat tego wstrętnego typa! I… Snape był młodszy niż jego rodzice? Percy doznał szoku. Zawsze myślał o Mistrzu Eliksirów, jako o wstrętnym starym typie. A on miał dopiero trzydzieści siedem lat!
Stan cywilny: kawaler
SUM: W, 100% (cert. nr 14/1976)
OWTM: W, 100% (cert. nr 14/1978)
AU: W, 99,3% (cert. nr 2AU/1979)
To było niemożliwe. On dostał tylko 94% za swoje SUMy i 94,1% za swoje OWTMy. Jak ktokolwiek mógł zdobyć tak dużo? Percy był zazdrosny. Ale potem pomyślał, że ten chłopak nie żył. Natomiast on żył. To była ogromna różnica.
Szczegóły:
1971 – Hogwart, HSMC
1976 – SUM maksymalne wyniki
1978 – OWTM maksymalne wyniki
01.09.1978 – Ministerialne Oficjalne Szkolenie Aurorów (AuS2245/IN/322/1978)
01.02.1979 – Mianowany Aurorem (1. klasy) (Mian12/IN/310/1979)
21.03.1979 – Złożył wymówienie i opuścił Ministerstwo (Wym24/IN/311/1979)
01.04.1979 – Podejrzany o działalność ZF (patrz ZF112/IN/44/1979)
ZF? Co to mogło być? zastanawiał się Percy. Zapisał informację. Będzie musiał potem zrobić dodatkowe poszukiwania na ten temat.
02.12.1979 – Zmarł (Z–13342/3/1979)
Uwagi:
1. Zarekomendowany na szkolenie AU przez Harolda Winstona Pottera (ID: 039203345129, AU 011)
Niespodzianka za niespodzianką. Potter rekomendujący Snape'a na szkolenie AU? Co to wszystko miało niby znaczyć? Percy poczuł się jak głupiec… To uczucie było dość niezwykłe…
2. Prawdopodobnie zabity przez Voldemorta w Koszmarnym Dworze (miejsce nieznane), stwierdzone na podstawie zeznań SNAPE'A, Severusa Nobilusa, ID: 03958912111, pod działaniem Veritaserum (wywar STOLL'A, Nicholasa, ID 0393902354 ME cert. nr ME10H/14/1971) (patrz: Test/SNAPESN/134/SM/12/1981; SM/76/1982; SM/97/1982)
Percy przełknął ślinę. Był tu wspomniany Koszmarny Dwór. I inne rzeczy. Jego profesor był Śmierciożercą. Tutaj był dowód: dokumenty ze znakiem SM. I ten wredny typ był tam, kiedy zabili jego brata, pewnie był jednym z morderców. Zaschło mu w ustach i zrobił się bardzo nerwowy. Jego pióro poruszało się szybko, gdy zapisywał szczegóły. Snape (naprawdę nienawidził tego profesora) był bez wątpienia cholernym Śmierciożercą. Jak Dumbledore mógł pozwolić mu uczyć? Musiał porozmawiać ze swoimi braćmi – całą trójką i z Ginny! Musiał ich ostrzec! Ale to później. Teraz musiał pracować.
3. Podejrzany o bycie aurorem ZF (patrz: ZF/SNAPEQS/IN)
Och, znowu coś o tym ZF.
4. Rodzina podejrzana o działalność SM – wiarygodność kwestionowana. (patrz: SM/SNAPESS/IN, SM/SNAPESN/IN, SM/SNAPEQA/IN)
Jeszcze większy szok. Naprawdę zadziwiająca rodzina. Trzech Śmierciożerców i auror. Auror, który opuścił Ministerstwo dla tego podejrzanego ZF. Percy nie był głupi. To ZF to musiało być coś związanego z Voldemortem, coś zakazanego i prawdopodobnie niebezpiecznego – to było jasne ze sposobu, w jaki dokument o tym wspominał.
Załączone dokumenty:
certyfikaty SUM, OWTM, AU
fragment zeznania SNAPE'A, SN (Test/SNAPESN/134/SM/01/1982)
zapis z okoliczności śmierci Quietusa Snape'a.
Och! pomyślał Percy. Wreszcie coś interesującego…
(…)
Snape: Mój ojciec chciał, aby został zwolennikiem Voldemorta.
Przesłuchujący: Co on myślał o tej możliwości?
S: Odmówił kilkakrotnie. Wreszcie mój ojciec zdecydował się zmusić go za pomocą fizycznego cierpienia i zabrał go wprost do Voldemorta.
P: Kiedy?
S: Drugiego grudnia 1979 roku.
P: Gdzie?
S: W Koszmarnym Dworze.
P: Gdzie jest ten Dwór?
Dobre pytanie. Jeżeli miał szczęście to znalazł odpowiedź.
S: Nie znam dokładnego miejsca. Podejrzewam, że jest to gdzieś w północnej Anglii lub w Szkocji.
Nie miał szczęścia.
P: Rozumiem… Co się tam stało?
S: Był torturowany fizycznie i za pomocą zaklęć przez pięć godzin. Nie poddał się. Wtedy wreszcie Voldemort zapytał go, czy dołączy się do niego. Odmówił. Voldemort rzucił na niego Avadę Kedavrę i umarł.
P: Czy ty również znęcałeś się nad nim?
S: Na początku tak. Miałem nadzieję, że znajdę jakiś sposób, by go uratować. Potrzebowałem czasu. Po piątej rundzie zrozumiałem, że jestem bezsilny. Potem odmówiłem znęcania się nad nim. Mój ojciec rzucił na mnie Cruciatus kilka razy, ale Voldemort zabronił mu mnie zabijać…
(…)
Och, jakie wzruszające… Ten wredny typ chciał kogoś ratować! Niewiarygodne! Ale… Zeznanie było pod wpływem Veritaserum, to znaczy… Cóż… W końcu był jego bratem… Percy wzruszył ramionami.
Poszukiwania nic nie dały. Może jutro…
Percy westchnął i zaczął układać papiery z powrotem na miejsce, kiedy zauważył coś dokładnie pod dokumentami „SNAPE, Quietus Salazar".
Na tym pisało „SNAPE, Severus Nobilus".
Jeżeli wcześniej był wstrząśnięty, to teraz go zamurowało. Według poprzednich akt był Śmierciożercą. A teraz widział jego dokumenty pomiędzy aurorami! Co tu się działo?
Nagle zapomniał o Koszmarnym Dworze.
Potem zauważył zielone światło dookoła dokumentu. Zaklęcie! Och, może teraz się dowie!
Otworzył zachłannie dokumenty.
ID: 03958912111
Data/Miejsce urodzenia: 05.03.1958, Snape
Data/Miejsce śmierci: –
Ojciec: SNAPE, Severus Salazar
ID ojca: 0392856457
Data/Miejsce urodzenia ojca: 05.11.1928, Snape
Data/Miejsce śmierci ojca: 04.11.1981, Snape
Matka: NOBLESTONE, Quirqe Athena
ID matki: 0493112539
Data/Miejsce urodzenia matki: 02.02.1931, Hogsmeade
Data/Miejsce śmierci matki: 04.11.1981, Snape
Inni członkowie rodziny:
Brat: SNAPE, Quietus Salazar
ID brata: 03960881010
Data/Miejsce urodzenia brata: 02.04.1960, Snape
Data/Miejsce śmierci brata: 02.12.1979, Koszmarny Dwór (nieznane)
Stan cywilny: kawaler
Więc żadna nie chciała wyjść za mąż za tego wrednego typa, Percy uśmiechnął się złośliwie.
SUM: W, 95,2% (cert. nr 22/1974)
OWTM: W, 94,6% (cert. nr 21/1976)
ME: W, 100% (cert. nr 1ME/1/1978)
Co za irytująca rodzina. Profesor nie był najwyraźniej tak mądry jak jego brat, ale jego wyniki nadal były wyższe niż Percy'ego. Poczuł nienawiść.
Szczegóły:
1969 – Hogwart, HSMC
1974 – SUM wysokie wyniki
1975 – Zaawansowane Studia Eliksirów w HSMC u Agilusa O'Peck (ID: 03913567344)
O'Peck! Jego tata i mama znali wiele historii o starym profesorze. Nie był opiekunem Slytherinu, nie był nawet Ślizgonem. Był Gryfonem… I przyjął tego obrzydliwego Ślizgona jako swojego ucznia? Cóż, życie rzadko bywa logiczne.
1976 – OWTM świetne wyniki
01.09.1976 – rozpoczęcie pracy dla Instytutu Badań Leczniczych Eliksirów
Śmierciożerca i poszukiwanie lekarstw? Jednocześnie? Świetna robota!
1977–1981 – podejrzany o aktywność SM (patrz: SM28103/IN/03/1977 i załączone dokumenty)
Cóż. Wyglądało na to, że jednak był SM a nie AU
01.14.1978 – mianowany Mistrzem Eliksirów (1. klasy)
01.09.1978 – mianowany Profesorem Eliksirów w HSMC
02.12.1981 – schwytany przez aurora AU2301 w HSMC, oficjalnie przesłuchiwany przez AU781, AU910 i AU1103 (zapisy nr SMZ14/1981, SMZ22/1981, SMZ98/1981, SMZ119/1981, SMZ255/1981, SMZ376/1981, SMZ388/1981, SMZ401/1981, SMZ455/1981, SMZ475/1981, SMZ544/1981, SMZ591/1981, SMZ3/1982, SMZ9/1982, SMZ13/1982, SMZ16/1982, SMZ22/1982, SMZ43/1982, SMZ65/1982, SMZ76/1982, SMZ88/1982, SMZ97/1982, SMZ113/1982, SMZ127/1982, SMZ156/1982, SNZ178/1982, SMZ201/1982)
Tyle raportów? Czy to znaczyło, że Snape był przesłuchiwany tyle razy? Z pewnością wszystkiemu zaprzeczył. Ale… Dali mu Veritaserum, prawda? Więc… Czemu musieli tyle razy go przesłuchiwać? Percy w końcu wzruszył ramionami i czytał dalej.
29.01.1982 – potwierdzona działalność SM, przeniesiony do Azkabanu (wyrok nr AZ/IN/39/SM/1982)
To musiał być przypadek, że ten dokument się tu znalazł, pomiędzy papierami AU. Ale to był szczęśliwy wypadek, zdecydował Percy. Więc Snape był w Azkabanie. Właściwe miejsce dla takich jak on.
01.07.1982 – proces wznowiony przez DUMBLEDORE'A, Albusa (ID: 03834119801)
04.08.1982 – wypuszczony z Azkabanu (dok. nr AZ/OUT/1/1982)
Co? Dumbledore? Percy nie wiedział już, co o tym wszystkim myśleć.
Od 01.09.1982 Profesor Eliksirów w HSMC
Od 1985 członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Mistrzów Eliksirów (nr 2808/1985)
1995 – podejrzany o aktywność SM (patrz: SM21/IN/03/1995)
STOP! Percy chciał wstać i pobiec prosto do domu do ojca z tymi wiadomościami. Dumbledore się pomylił. Bronił niezasługującego na to typa i taka była odpowiedź na jego zaufanie! Jeżeli Snape był Śmierciożercą czternaście lat temu i teraz też był, to znaczy, że w szkole przez cały ten czas był Śmierciożerca! Zamarł. Musiał coś zrobić. Porozmawiać z tatą. Z ministrem. Z Dumbledore'em. Ze wszystkimi. Wydrukować w Proroku prawdę: ten cholerny typ był Śmierciożercą!
Potem z trudem się uspokoił. Nie. Knot nie wierzył, że Voldemort powrócił. Ale… Ten dopisek był pewnego rodzaju dowodem, prawda?
Co powinien zrobić?
Percy postanowił. Zostanie aurorem. To będzie najlepszy sposób, by bronić swojej rodziny.
Komentarze:
1. O działalności jako Mistrza Eliksirów patrz UME/SNAPESN/IN
2. O działalności jako SM patrz SM/SNAPESN/IN
Załączone dokumenty:
certyfikaty SUM, OWTM, ME
przyznanie się do działalności SM (Test/SNAPESN/11/SM/01/1982)
Tutaj był dowód! Ale… Teraz Percy zupełnie się zagubił. Nie mógł zrozumieć. Snape był Śmierciożercą czy nie? Jeżeli był, to dlaczego uwolniono go z Azkabanu?
(…)
Przesłuchujący: Czy jesteś Śmierciożercą?
Snape: Tak.
P: Jak długo służyłeś Sam Wiesz Komu?
S: Przez trzy lata.
P: Czy popełniłeś przestępstwa w jego służbie?
S: Tak.
P: Morderstwa?
S: Tak.
Na pewno był pod działaniem Veritaserum, stwierdził Percy.
P: Dokładna ilość morderstw?
S: Jedenaście.
P: Ich imiona?
S: Joseph Galvany, jego żona i dwoje dzieci, Patricia Wrights, Cathrin Lighthouse, Andrew Waite, jego żona i ich dziecko i troje młodych ludzi, nie znałem ich imion.
Galvany'owie zostali zabici przez tego wstrętnego, cholernego, pieprzonego, złego… To było niewiarygodne. Percy pokręcił głową. Nagle poczuł się słabo. To nie mogła być prawda. A z drugiej strony… musiała być. Jego mama nigdy w to nie uwierzy. Nigdy. Powinien jakoś zabrać ten dokument do domu. Ale wiedział, że to jest niemożliwe. Nie uda mu się wynieść tak ważnego dokument koło strażnika. Znowu potrząsnął głową.
P: Czy zabiłeś ich dla przyjemności?
S: Nie. Dziewięcioro z nich zabiłem na rozkaz Voldemorta. Troje nieznanych zabiłem w obronie Lily Evans.
P: Czy byłeś pod działaniem zaklęcia Imperius podczas zabójstw?
S: Nie.
P: Więc zabiłeś ich z własnej woli?
S: Z rozkazu Voldemorta.
P: Ale posłuchałeś go?
S: Tak.
P: Jak wiele razy użyłeś Niewybaczalnych?
S: 11 razy Avada Kedavra i 79 razy Cruciatus.
BYDLAK! Z pewnością użył również Cruciatus na Galvanych…
P: Imperius?
S: Nigdy go nie użyłem.
Hm. To ciekawe. Dlaczego nie?
P: Czy uważasz się za niewinnego?
S: Nie. Jestem winny wszystkich czynów wymienionych wcześniej.
To wyznanie było spowodowane serum czy poczuciem winy? Z pewnością przez serum…
P: Powiedziałeś, że działałeś z rozkazu.
S: Tak. Ale to był mój wybór, by dołączyć do Voldemorta. Zrobiłem, co mi kazał. Jestem winny.
Nie, nie serum. To nie było pytanie. To było niewiarygodne, ale ten pieprzony typ naprawdę czuł się winny swoich czynów. Mmm…
P: Severusie Nobilusie Snapie, zostałeś uznany winnym 11 morderstw, 79 tortur i 90 użyć Niewybaczalnych. Twoją karą będzie dożywocie w Azkabanie.
(…)
Przez długie minuty Percy siedział na krześle i patrzył niewidzącym wzrokiem w okno. Nie wiedział, co począć z tym wszystkim, co znalazł dzisiaj… Jak powiedzieć swojej matce i ojcu… Jak zareagować…
Wszystko było takie zamazane i niepewne.
Po raz pierwszy w swoim życiu Percy stracił pewność siebie i czuł się całkowicie bezradny.
