Wersja z dnia: 15.06.2011


12. ZAGADKA ROZWIĄZANA

– Severus… Severusie, co się stało? – Harry zaryzykował pytanie, kiedy gniew Mistrza Eliksirów zelżał. – Czy coś się stało… złego?

Nie było odpowiedzi. Gniew zastąpiło głębokie otępienie. Snape tylko wpatrywał się w ciemność, czasami kręcił głową, ale nie reagował na słowa Harry'ego, i chyba nawet zapomniał o jego obecności.

Działo się coś złego. Coś bardzo złego. Chłopak zaczął czuć niepokój. Złapał profesora za ramię i potrząsnął nim, bez skutku.

– Profesorze! Severusie! – zawołał głośno. Nic. Niepokój przerodził się w panikę. Harry wstał i stanął twarzą w twarz z odrętwiałym mężczyzną, po czym przyklęknął. Teraz jego oczy patrzyły wprost na Harry'ego, ale widział w nich kompletną pustkę. To było takie przerażające… Usłyszał jak Snape mamrocze coś pod nosem, nie był jednak w stanie zrozumieć słów.

Harry położył rękę na ramieniu profesora i przybliżył się.

– Profesorze, proszę, proszę, powiedz coś… Mogę jakoś pomóc?

Po kilku długich minutach Severus powoli zaczął wracać do siebie, ale strząsnął rękę Harry'ego ze swojego ramienia i ukrył twarz w drżących dłoniach. Harry zauważył, że mężczyzna cały się trząsł. To było straszniejsze niż wcześniejsze otępienie. To było przerażające. Nauczyciel był zwykle taki silny i opanowany, a teraz się załamał. Był tak rozbity emocjonalnie, jak często on bywał w ciągu ostatnich wspólnych dni. Chłopak nie wiedział, co zrobić. Westchnął i usiadł, czekając aż mężczyzna uspokoi się, albo chociaż odezwie. Od czasu do czasu chciał ofuknąć profesora, powiedzieć, że nie ma czasu na takie przedstawienia… Chwila ich egzekucji zbliżała się coraz bardziej, wraz z upływem każdej minuty i godziny. Ale nie śmiał. Nie, nie bał się go już. Uczucie, które go powstrzymywało, to szacunek.

Tak, oni umierali. Oni. Nie tylko on, Harry, samotnie. I jeżeli Snape potrzebował czasu, by to zrozumieć, przetrawić otrzymane informacje – chociaż Harry nie mógł zrozumieć, dlaczego były one dla niego takie ważne – to on da mu tę możliwość.

Zabrało to sporo czasu, może nawet godzinę, ale Snape wreszcie opuścił ręce i podniósł wzrok na Harry'ego.

– Harry… – zaczął, ale nie dokończył. Potem znowu: – Harry.

– Tak, proszę pana? – Harry natychmiast skupił się na profesorze.

– Nie wiem, jak mam ci to wszystko wyjaśnić i czy w ogóle powinienem to powiedzieć… – To były dosyć dziwne słowa.

– Proszę pana, jeżeli pan nie chce, to nie musi pan. – Harry nerwowo przełknął ślinę.

– Po pierwsze nie pan. Severus. Severus, ponieważ… – głos mężczyzny się załamał. – Ja muszę ci powiedzieć. To po prostu… bardzo trudne.

Harry przestraszył się. Snape chciał przyznać mu się do wszystkich swoich złych czynów i pomyłek przed śmiercią? Czy coś związanego z przepowiednią Trelawney? To wyjaśniałoby dziwne zachowanie profesora… Ale Harry nie czuł się gotowy by wysłuchać długiej i zapewne przygnębiającej opowieści przed swoim własnym końcem. Ale jeśli Snape tego potrzebował, w takim razie go wysłucha. Ten człowiek zasługiwał na to. Tak, zasługiwał na to, niech więc taki będzie ostatni prezent Harry'ego dla mężczyzny.

– Powiedziałeś, że Dumbledore napomknął, że wspomniana przepowiednia była drugą prawdziwą przepowiednią starej nietoperzycy, prawda?

Och, czyli prawdopodobnie nie dotyczyło to starych grzechach. Harry odetchnął z ulgą.

– Tak, tak powiedział – odpowiedział uprzejmie.

– Więc… To znaczy, że istniała pierwsza prawdziwa przepowiednia.

– Tak. – To było cholernie logiczne. Dlaczego więc Snape tak to podkreślał?

– Ale nigdy mi nie powiedział o pierwszej.

– Nie wiedział też pan o drugiej.

– Rzeczywiście. – Snape zmarszczył brwi. – Nie powiedział mi o niej. Dlaczego?

– Może uważał, że to nie twój interes. – Uch, to zabrzmiało bardzo impertynencko, ale Snape nie zwrócił na to uwagi.

– Albo może przeciwnie. To był za bardzo mój interes.

– Co masz na myśli? – Harry spojrzał na niego pytająco.

– Staram się tylko uporządkować znane szczegóły.

– Severus, nie rozumiem cię… – przyznał chłopak cicho.

– Wygląda na to, że ja też nie – zadrwił Mistrz Eliksirów. – Ale zabawmy się. Powiem ci wszystkie detale, jakie znam i… Zobaczymy, co potem wymyślisz. Dobrze?

Harry przytaknął. Już zrozumiał, czego chciał Snape: przetestować swoją teorię na nim. Był zaciekawiony i gotowy, by mu pomóc. Chociaż nie rozumiał, czemu profesor uważał, że uda mu się rozwiązać zagadkę. Nigdy nie był dobry w zagadkach logicznych. Hermiona to lubiła, nie on.

– Bardzo dobrze. Zacznijmy: po pierwsze, Dumbledore zawsze zachęcał mnie, bym poznał cię lepiej.

– Już to mówiłeś – przypomniał sobie Harry.

– Wszystko, co teraz zamierzam ci powiedzieć, było już wspominane w ciągu ostatnich dni. Jedyną różnicą jest porządek. Porządek znanych faktów.

– Rozumiem… – odparł zakłopotany chłopak.

– Po drugie: Quietus i Harold Potter byli dobrymi przyjaciółmi. Podejrzewam, że potem on i twój ojciec także byli w dobrych stosunkach.

– To brzmi logicznie. Czy masz jakiś dowód? – zapytał Harry.

– Cóż… Mam coś w rodzaju dowodu… Czy pamiętasz jak wspominałem, że Quietus spędzał wakacje u Potterów?

– Tak. Chociaż wspominałeś tylko o zimowych feriach.

– Prawda. Kiedy skończyłem szkołę, przeprowadziłem się do Londynu, pracowałem dla Instytutu Badań Leczniczych Eliksirów i Quietus zapytał mnie, czy mógłby zamieszkać ze mną podczas wakacji. Nie byłem zdziwiony, ponieważ ja również nienawidziłem mieszkać w domu, z rodzicami. Pozwoliłem mu się przeprowadzić do mojego domu. Ale w rzeczywistości tam nie mieszkał. Był ze mną tylko około tygodnia, resztę wakacji zaś spędził u Potterów.

Harry był zaskoczony.

– A co zrobił, kiedy skończył szkołę?

– Tamte wakacje znowu spędził u Potterów, ale od września przeprowadziłem się do szkoły – zacząłem uczyć we wrześniu – i dyrektor pozwolił mu zostać ze mną w mojej kwaterze. Nie mieliśmy jednak zbyt wielu okazji do spotkań czy rozmów: on pracował dla Ministerstwa.

– Co robił?

– Nie wiem, ale szkołę ukończył z maksymalnymi wynikami. Nigdy o tym nie mówił. Myślę, że była to jakaś nudna praca z nudnymi dokumentami… Nic dziwnego, że porzucił tę posadę po kilku miesiącach. Jeżeli dobrze pamiętam, to było już po pogrzebie starych Potterów w lutym… – westchnął. – To wszystko stało się tak dawno temu i tamte miesiące i lata były pełne wydarzeń… Ale jeśli chodzi o Quietusa, to nie wiem, co potem robił. Teraz myślę, że w tamtym czasie pracował dla Dumbledore'a – może dla Zakonu…

– Co to? – przerwał mu Harry.

– Zakon? – spytał Snape, a gdy chłopak przytaknął, wyjaśnił. – To organizacja Dumbledore'a. Pełna nazwa to Zakon Feniksa. Założył ją, by pomóc w walce z Voldemortem. Myślę, że Quietus później tam pracował, ale nie jestem pewien. Nigdy go nie pytałem, nie chciałem wydać jego sekretów, w razie gdyby Voldemort zdecydował się przepytać mnie pod działaniem Veritaserum…

– Ale pracowałeś wtedy dla Voldemorta! Utajniłeś przed nim takie ważne informacje?

– Tak, bo brat zawsze był dla mnie ważniejszy niż Voldemort. I bałem się sprowadzić na niego niebezpieczeństwo, więc nigdy nie pozwalałem sobie nawet na zastanawianie się nad jego pracą. Wiedziałem, że tak długo jak nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie miałem czego wyznać, nawet pod wpływem Veritaserum.

– A potem, kiedy zostałeś szpiegiem… Co byś zrobił, gdyby Voldemort zdecydował się użyć serum?

– Rzuciłbym na siebie Obliviate.

Harry krzyknął z przerażenia.

– Obliviate? To gorsze niż samobójstwo!

– W pewnym sensie, tak. A teraz wiemy, że Voldemort potrafi się przez nie przedrzeć.

– Tak… Czarownica pracująca dla ministerstwa, Bertha… Voldemort odzyskał jej wspomnienia mimo Obliviate. Prawda?

Snape przytaknął i Harry zadał kolejne pytanie.

– Czy Obliviate jest nieodwracalne?

– Nie, jeżeli będziesz miał wystarczająco dużo czasu, by je pokonać. To tylko zajmuje dużo czasu. Tygodnie, może nawet miesiące. Ale jeżeli je złamiesz lub próbujesz przyspieszyć proces, spowodujesz nieodwracalne szkody. Taka osoba staje się obłąkana i to już jest nie wyleczalne. No i muszą być spełnione pewne warunki, by leczenie było skuteczne, ale nie pamiętam ich teraz. Ale to nieważne, bo potem przekonałem się, że Voldemort nigdy nie używał Veritaserum, przynajmniej nie przy mnie. Był zbyt paranoiczny, by go użyć. Wierzył, że istnieje jakieś sekretne anty–serum i że może zostać oszukany. Miał inne sposoby na sprawdzenie lojalności.

– Chyba nie jestem ciekawy tych sposobów… – wymamrotał Harry, ale Snape wydawał się nie słyszeć jego cichej uwagi.

– Pamiętasz jak rozmawialiśmy o mojej działalności jako podwójnego agenta? Powiedziałem ci, że starałem się nikogo nie zabijać po zmianie stron. – Snape spojrzał na przerażonego Harry'ego. – Cóż, starałem się, ale czasami nie miałem wyjścia, jeśli chciałem, by mi ufał. To stało się po tym jak złożyłem przysięgę Dumbledore'owi. Zorientowałem się, że najlepszym sposobem, chociaż nie najbezpieczniejszym, by przekonać Voldemorta było przyznanie mu się, że pracowałem również dla dyrektora, że byłem podwójnym agentem. Więc powiedziałem mu nieco zmienioną wersję mojego porozumienia z Albusem i miałem nadzieję, że moja szczerość przekona go. Myliłem się. – Wzdrygnął się. – Najpierw rzucał na mnie Cruciatus kilka razy i pytał wciąż od nowa o moją wierność. Kiedy powtarzałem, że jestem lojalny względem niego, zabrał mnie do lochu, gdzie trzymał jeńców, wybrał młodą mugolkę i kazał mi ją zabić. Zrobiłem to. – Obrzydzenie do samego siebie było wyraźnie słyszalne w głosie Mistrza Eliksirów. – I w tym roku byłem jednym z morderców Karkaroffa z tego samego powodu – wymamrotał.

– Ale w takim razie… Dlaczego nie pozwoliłeś mi zginąć? – zapytał Harry ostrożnie.

Snape podniósł głowę zdziwiony. Tak trudno było wyznać te wszystkie rzeczy Harry'emu i bał się, że chłopak go znowu znienawidzi… Ale nie. Myślał i rozważał fakty jak dorosły.

– Złożyłem przysięgę, że będę cię bronić, nie pamiętasz? Poza tym… Podczas tortur zachowywałeś się identycznie jak Quietus… Hej, Harry, myślę, że oddalamy się od pierwotnego tematu!

– Tak… Twoja zagadka, pro… Severusie – przypomniał sobie Harry.

– Tak… – westchnął profesor. – Więc, podsumuję, co ci powiedziałem. Już wspomniałem o zachęcaniu Albusa i relacji między Quietusem i Potterami. Kolejny kawałek układanki: Quietus nie był jedynym przyjacielem Pottera. Lily Evans też była jego przyjaciółką.

– Rozumiem – powiedział Harry, chociaż tak naprawdę wcale nie rozumiał.

– Po czwarte: przysięga, jaką złożyłem na imię Quietusa, że będę cię chronić. Kawałek ten zawiera jednak dwa elementy: samą przysięgę i imię mojego brata.

Harry przytaknął. Zamieszanie w jego głowie rosło. O co w tym wszystkim chodziło?

– Po piąte: daty. Quietus umarł drugiego grudnia 1979 roku. Uratowałem twoją matkę kilka dni czy tydzień później, nie pamiętam dokładnie. James Potter i ona wzięli ślub w lutym osiemdziesiątego, a ty urodziłeś się w lipcu tego samego roku, co znaczy, że zostałeś poczęty w listopadzie poprzedniego roku.

Małe podejrzenie rosło w Harrym. Czy Snape chciał powiedzieć, że…? Jego szeroko otwarte oczy zachęcały profesora do kontynuowania.

– Kolejnym punktem jest twoja matka i słowa, jakie powiedziała, kiedy ją uratowałem.

– Powiedziałeś, że pomyliła ciebie z Quietusem – wyszeptał Harry.

– Tak, i jej zachowanie było naprawdę dziwne… – Snape starał się przypomnieć sobie tamte słowa najdokładniej jak mógł. – Powiedziała, że myślała, że nie żyję. Oczywiście miała na myśli Quietusa, nie mnie… Potem przytuliła mnie i tak mnie zamurowało, że nie mogłem powiedzieć słowa. Potem powiedziała, że już miała poprosić o pomoc Jamesa Pottera, ale ulżyło jej, że nie musi… – głos Snape'a się załamał. – Wtedy na nią nakrzyczałem i powiedziałem, że może iść do Pottera, bo Quietus nie żyje. Słysząc moje słowa upadła na ziemię i… tylko siedziała tak, dopóki nie przyjechała jej siostra. Była też na pogrzebie… I wyglądało to…

– Przestań, Severusie – głos Harry'ego zadrżał, w gardle całkiem mu zaschło. – Myślę, że rozumiem…

– Został ostatni kawałek układanki, Harry – powiedział mężczyzna cicho.

– Jestem pewien, że to ostateczny dowód.

Harry zamknął oczy. Zakręciło mu się w głowie, jego ciało i dusza doznały dziwnego, nie fizycznego bólu. Nagle wszystko wydało mu się takie nierealne: cela, pochodnie, cierpienie poprzednich dni, Snape i nawet on… Wydawało się, że wszystko jest rozszarpywane przez ogromne tornado, które starało się rozerwać go na kawałki, jak układankę – puzzle życia, jego życia – ale kto będzie chciał pozbierać jego kawałki i zbudować go od nowa?

To było za wiele. Najpierw ogłoszenie Voldemorta, potem układanka Snape'a, której rozwiązanie było zupełnie pewne dla Harry'ego, chociaż nie poznał jeszcze ostatniego elementu. W następnym momencie klęczał, trzęsąc się gwałtownie i wymiotował. Teraz mógł dokładnie zrozumieć wcześniejsze zachowanie Snape'a.

Tak bardzo chciał krzyczeć, płakać, ale jego oczy pozostały suche, a jego twarz była jakby zrobiona z kamienia…

– Spokojnie, Harry, oddychaj – usłyszał zmartwiony głos. – Uspokój się, dziecko, spokojnie, jestem tutaj…

Ostatnie słowa miały na niego magiczny wpływ: przypomniał sobie, że profesor siedzi tuż przed nim i upadł wprost w jego ramiona. Nie wiedział jak, ale był pewien, że Snape – nie, nie Snape, Severus – otworzył ramiona, chociaż jego oczy były zamknięte. Miał rację. Oparł głowę na ramieniu Severusa i starał się – bez rezultatów – przestać się trząść.

Snape nie mógł nie zasyczeć z bólu, kiedy przytulił Harry'ego do piersi i delikatnie masował po plecach. Chłopak był zupełnie bierny i oszołomiony, najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, co działo się wokół niego. Trząsł się tylko od emocjonalnego bólu, jakby był pod działaniem Cruciatus.

Tak, taki rodzaj uczuciowego sztormu był bardzo podobny do torturujących zaklęć, jeżeli chodzi o rezultaty. Nawet Snape potrzebował sporo czasu by to pokonać.

Dygotanie Harry'ego słabło powoli. Ale kiedy ustało, Harry nie ruszył się z objęć Snape'a. Przeciwnie, przycisnął się do jego piersi najmocniej jak mógł i wymamrotał w jego sweter:

– Myślę, że możesz mi powiedzieć brakującą część, Severusie.

– To pierwsza przepowiednia Trelawney – powiedział spokojnie.

– Tak podejrzewałem. – Słowa były ledwie słyszalne. – Więc? Co powiedziała stara nietoperzyca?

– Nie znam dokładnych słów, nie było mnie tam – zaczął Snape. – Powiedziała to Quietusowi, a on powtórzył mi to tuż potem i wielokrotnie o tym myśleliśmy, ale nie mogliśmy odkryć znaczenia proroctwa. Powiedziała mu, że on zginie, ale przetrwa własną śmierć poprzez miłość… Albo coś w tym stylu… I że ta, którą kocha, pokona Czarnego Pana. Ale Voldemort znowu powróci i jego potomek będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią by żyć. Czy coś takiego.

– To daje do myślenia… – głos Harry'ego był słaby i odległy.

– Tak, daje…

Po długiej ciszy Harry otworzył oczy i spojrzał na Mistrza Eliksirów.

– Nie wiem, co z tym zrobić – przyznał się chłopak cicho. – A w tej przepowiedni jest zbyt wiele śmierci…

– Przepraszam – powiedział Snape. – Nie chciałem cię zranić.

– Nie. – Harry potrząsnął głową. – Nie zraniłeś mnie. Właściwie chciałem podziękować za to, że mi powiedziałeś.

– Wyobrażam sobie… – rzekł Snape z przekąsem. – To pewnie straszne, być moim krewnym… Po tym wszystkim, co ci dzisiaj powiedziałem.

– Nie powiedziałeś dzisiaj. Przyznałeś się do różnych rzeczy już wiele dni temu.

– Ale szczegóły…

Harry wzruszył ramionami.

– Te szczegóły nie były aż tak straszne, jak myślisz. Albo inaczej: były straszne, bo jestem pewny, że ciebie prześladowały, chociaż… Raczej trudno podjąć decyzję w sytuacji takiej jak ta. Nie ma żadnej dobrej decyzji. Tylko bolesne i przeklęte decyzje, cokolwiek powiesz zniszczysz coś, albo kogoś. Cieszę się, że nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Severusie… – Harry spojrzał w oczy Snape'owi. – Cieszę się, że jestem twoim krewnym. I dziękuję, że mi powiedziałeś. Wiesz, to jest najlepszy prezent urodzinowy, jaki dostałem w życiu.

– Naprawdę?

– Jasne. – Harry nie mógł powstrzymać wariackiego uśmiechu, kiedy zobaczył wyraz twarzy Mistrza Eliksirów. Nikt by mu nie uwierzył, gdyby się stąd wydostali. Nikt by nie uwierzył, że ten sarkastyczny i wstrętny typ może być szczęśliwy i smutny, przerażony, zmartwiony, że może być nawet ogłuszony i mieć głupią minę. Cóż – nikt by mu nie uwierzył, że ten typ był najwyraźniej jego stryjkiem.

Cokolwiek Snape sądził na temat uczuć Harry'ego, chłopiec czuł, że naprawdę miał najlepsze w życiu urodziny i dostał najwspanialszy prezent: nareszcie poznał sekret swojego życia i znalazł coś za czym desperacko tęsknił: rodzinę.

I to rodzinę nie tylko w teoretycznym sensie tego słowa, ale w bardzo konkretnym sensie. Severus, który o niego dbał w tym piekle, bał się o niego, dzielił z nim wszystkie jego cierpienia i tortury, był bratem człowieka, którego Harry nigdy nie znał, nawet więcej: nie wiedział nawet o jego istnieniu – Quietusa, jego ojca.

Jakie dziwne… Usłyszał to imię po raz pierwszy dziesięć dni temu. A teraz… Tak, Harry mógł całkowicie rozumieć złość Snape'a, kiedy wspomniał o drugiej prawdziwej przepowiedni Trelawney. Obaj zostali zdradzeni w ten sam sposób, chociaż Harry nie był pewien, kto ich zdradził. Dumbledore, który najwyraźniej wiedział wszystko i nigdy nie wspomniał o tym ani Harry'emu, ani Severusowi? Czy Lily Evans, jego matka, która zdradziła swój sekret dyrektorowi, ale nie chciała, aby dowiedział się o tym Severus, który ocalił jej życie i starał się również ocalić jej rodzinę? Po prostu zmusiła do złożenia przysięgi człowieka, dla którego jedyną cenną rzeczą w życiu był brat – i który z całą pewnością starałby się w każdy możliwy sposób pomóc jego synowi. Harry potrząsnął głową. Prawdopodobnie żadne z nich nie podejrzewało, jak wiele smutku i bólu tym spowodowali. Harry, po poznaniu wrażliwej strony sarkastycznego i gorzkiego Mistrza Eliksirów był zupełnie przekonany, że ten zapewniłby mu miłość, za jaką zawsze tęsknił. I on, Severus, otrzymałby w zamian również miłość. Ich życie byłoby lepsze…

Byłoby… Tak, nigdy się nie dowiedzą, co by się stało. W rzeczywistości to była bolesna myśl. Nagle poczuł się zdradzony, okradziony i bardzo zły na dyrektora. Nie miał prawa zatrzymywać tej wiedzy dla siebie! Nie miał prawa! Jak mógł tak postąpić? Dlaczego on, Harry, miał się dowiedzieć o najważniejszej rzeczy swojego życia kilka godzin przed śmiercią? Dlaczego?

Ostatnie zdanie powiedział na głos. Gniew dał mu siły i skoczył na równe nogi.

– Severusie, a co, jeśli wyciągnęliśmy niewłaściwe wnioski? Dumbledore nie mógłby być chyba tak okrutny…? – zapytał nagle.

– Proste sprawdzenie krwi dałoby nam właściwą odpowiedź, Harry, ale wątpię, byśmy mogli wykonać ten test w naszym życiu…

– Nie, Severusie. Postanowiłem, że nie poddam się tak łatwo. Będę walczył.

– Jak?

– Jeszcze nie wiem. Ale jestem pewny, że nie chcę umierać. Chcę żyć. Dać szansę sobie, tobie, nam… – zawołał sfrustrowany.

– Jesteśmy za słabi, Harry. I potrzebujemy co najmniej różdżki, by się stąd wydostać.

– Tak, wiem, ale… Ja tylko… – Usiadł na podłodze obok Snape'a. – Nie możesz czegoś zrobić? Czegokolwiek? Jesteś dorosłym, wyszkolonym czarodziejem, powinieneś coś wymyślić!

– Jak uważasz, co powinienem teraz zrobić? – Snape rozgniewał się. – Nie mam różdżki. Nie mam eliksirów. Nie mam pomysłów. Gdybyśmy mogli wydostać się z tej celi, moglibyśmy dostać się na drugie piętro i tam… Ale nie, Harry. My po prostu nie możemy się stąd wydostać!

Musimy spróbować!

– Jak, panie Potter? – Snape warknął z irytacją. – Mam znokautować Śmierciożerców, gdy przyjdą zabrać nas na egzekucję? Wyśmienity pomysł! Ale przykro mi, nie mogę zacisnąć pięści, nie mogę nawet wstać, więc nie dam rady nawet ich skopać na śmierć… A ty? Co możesz zrobić przeciwko dwóm lub więcej dorosłym nie mając różdżki? Ledwo trzymasz się na nogach, nie jadłeś od dwóch tygodni…

– Tak, wiem, że masz rację, tylko…

– Tylko co? – wykrzyknął niecierpliwie Snape. – Nie mamy szansy – dodał po chwili już ciszej. – Przykro mi, Harry.

Zbierając wszystkie siły, Snape wstał i przeszedł do przeciwległego końca celi, by skorzystać z latryny. Kiedy wracał do ich kąta, zauważył nagle kawałek drewna leżący w cieniu. Wyglądał jak różdżka. Różdżka? Mrugając ze zdziwienia Snape podszedł i pochylił się, aby podnieść przedmiot z podłogi. Kiedy już miał dotknąć go ręką, zrezygnował. Nie. To nie była różdżka, oczywiście. To była tylko pochodnia, którą wyrzucili kilka dni temu. Co za szkoda… Przez krótką chwilę wierzył, że pozostała jakaś nadzieja… Ale najwyraźniej nie.

Doskonale rozumiał pragnienie Harry'ego, by się stąd wydostać. Ta rewelacja, dodana do zdarzeń wcześniejszych dni, spowodowała, że był gotowy dzielić swoje życie z Harrym. A nawet jeśli się pomylili, to nie miało znaczenia. Kochał Harry'ego dla niego samego. Nie z powodu Quietusa. Zrozumiał to wiele dni temu.

Kiedy usiadł obok chłopca, Harry zapytał:

– Co zobaczyłeś na podłodze?

– Tylko pochodnię… – zasmucił się Snape. – Przez chwilę myślałem, że zobaczyłem różdżkę…

– Różdżka… – powtórzył Harry tęsknym głosem. – Severusie, czy wiesz coś o robieniu różdżek?

Snape przytaknął.

– Coś wiem. Zdecydowanie nie jestem ekspertem w ich robieniu i jestem pewien, że Olivander by mnie zabił, gdyby usłyszał moje wyjaśnienia… Ale powiem ci, co wiem.

– W porządku. – Starał się skupić na słowach mężczyzny, by przestać myśleć o przerażającej przyszłości.

– Do produkcji różdżek wymagane są cztery elementy: kawałek drewna, fragment magicznego stworzenia, specjalny eliksir i odrobina bezróżdżkowej magii twórcy różdżki. I, oczywiście, kilka mniej ważnych narzędzi, by połączyć drewno z rdzeniem magicznym.

– Jakiego rodzaju drzewa należy do tego użyć?

– Jakiegokolwiek. Naturalnie jest kilka bardziej popularnych gatunków, ale… to nie ma znaczenia. Każda roślina ma zdolności magiczne, nawet te zwykłe, dobrze znane rośliny. Jak zapewne nie zauważyłeś.

– Co?

– Mówiłem o tym w klasie przynajmniej z dziesięć razy. Każda roślina ma magiczne właściwości. Nie wiem czy istnieje jakakolwiek roślina, której nigdy nie użyłem do jakiegoś eliksiru…

Harry odchrząknął.

– O różdżkach, Severusie…

– Bezczelny dzieciak… – westchnął Snape, ale kontynuował. – Więc? Co więcej chcesz o nich wiedzieć?

– Eee… Nie jestem pewny, czy każde zwierzę jest magicznym stworzeniem…

– Potter, jesteś beznadziejny. Mówiłem ci już wiele, nie do policzenia wiele razy: zwierzęta dzielą się na dwie grupy, jak ludzie: na magiczne i niemagiczne stworzenia. Jeżeli chcesz zrobić różdżkę musisz użyć magicznego stworzenia. Żadnego innego.

– Rozumiem… – przytaknął Harry. – A jakiego eliksiru się używa?

Snape uniósł brew.

– Panie Potter, czy dobrze się czujesz? – zapytał z udawaną ciekawością.

– Dlaczego?

– Pytasz mnie o coś związanego z robieniem eliksirów. Czy jesteś pewny, że chcesz o tym usłyszeć? Nie chcę cię przemęczyć…

– Oczywiście, proszę pana – przytaknął poważnie Harry, ignorując sarkastyczną uwagę. – Jeżeli dobrze pamiętam, już rozmawialiśmy o eliksirach, prawda? O tym… Płomiennym Eliksirze, czy jak on tam się nazywał…

– Świecący Eliksir – poprawił natychmiast Mistrz Eliksirów. – Tak, pamiętam. Czy możesz wymienić składniki?

– Hm… pomyślmy… Siarka i węgiel drzewny, oba sproszkowane… jakiś olej… słonecznikowy? Pióro feniksa i… i… Nie pamiętam, przykro mi.

– Pomyśl o zwierzęciu związanym z ogniem.

– Smok? Och, tak. Ząb smoka.

– Bardzo dobrze. Nie mogę uwierzyć. Harry Potter i robienie eliksirów… Jestem w szoku.

– To pewnie cecha rodzinna. – Harry uśmiechnął się lekko. Snape zaśmiał się i pokręcił głową z rozbawieniem.

– Rodzinna, co?

– A cóżby innego? – Harry szturchnął z udawaną ciekawością Severusa. – No, mów dalej! Nie chcę stracić ani słowa!

Uśmiechnęli się lekko i Snape kontynuował.

– Eliksir potrzebny do robienia różdżki jest dość podobny do Świecącego Eliksiru. Najważniejszymi składnikami są pióro feniksa i sproszkowana siarka… Harry! – wykrzyknął nagle podekscytowany. – Przynieś mi tę cholerną pochodnię!

Harry jęknął, wstał i przeszedł przez celę do porzuconej pochodni. Uniósł kawałek drewna i przyjrzał się mu uważnie. Potem wzruszył ramionami i przyniósł zdenerwowanemu Mistrzowi Eliksirów.

– Proszę. – Podał profesorowi z pytającym wyrazem twarzy.

– Nie mogę jej uchwycić. – Snape potrząsnął głową. – Ale mam pomysł. Czy potrafisz posługiwać się bezróżdżkową magią, Harry?

– Tak, w pewnym sensie… – Harry'emu przed oczami stanął obraz nadętej ciotki Marge. Zachichotał.

– Bardzo dobrze. – Severus był wyjątkowo poważny. – Harry, myślę, że teraz mamy szansę sprawdzić nasze… pokrewieństwo.

– Co? – Harry'emu aż szczęka opadła. Spojrzał na mężczyznę jak na wariata.

– Ogłuchłeś? Powiedziałem, że możemy sprawdzić czy jesteśmy spokrewnieni czy nie.

Chłopak skinął niepewnie głową.

– No dobrze, ale… A co z tą pochodnią? I moimi zdolnościami do magii bezróżdżkowej?

– Słuchaj. Zazwyczaj nie używamy ludzkich składników w różdżkach, jako magicznego rdzenia, ponieważ to może uczynić różdżkę trochę… kapryśną.

– Możemy użyć ludzkich składników? – Harry patrzył w całkowitym niedowierzaniu. Nagle coś zaskoczyło w nim. – Różdżka Fleur! – krzyknął podekscytowany.

– Co? – Tym razem to Snape zapytał.

– Ostatni rok… Turniej Trójmagiczny. Gdy chciałeś otruć mnie pewnym eliksirem, uratował mnie Colin. Zabrał mnie na sprawdzenie różdżek przed pierwszym zadaniem. Była tam również Fleur i rdzeniem jej różdżki był włos jej babci.

– To dlatego powiedziałem, że możemy sprawdzić nasze pokrewieństwo, Harry. Możesz użyć ludzkiego składnika w swojej różdżce, jeśli jesteś blisko spokrewniony z tym, do którego ten składnik należał.

– Severusie, chcesz powiedzieć, ż jeżeli jesteśmy spokrewnieni to otrzymamy różdżkę…? – wymamrotał zaskoczony Harry.

– Nie. W takim przypadku otrzymamy kawałek różdżkopodobnego drewna.

– Nie rozumiem.

– To nie będzie prawdziwa różdżka, Harry. Nie mógłbyś jej użyć do precyzyjnych rzeczy. Mógłbyś nią ogłuszyć kogoś lub wyłamać drzwi, może nawet razem ze ścianą, ale nie mógłbyś jej użyć… do lewitacji, na przykład.

– Rozumiem… – Oczy Harry'ego zabłysły. – Spróbujmy. Weź mój włos i…

– Harry, ty musisz to zrobić. Moje ręce nie nadają się do takich rzeczy…

– Przepraszam. – Harry przełknął ślinę. – To znaczy, że również ja muszę jej użyć?

– Tak. I ty musisz wziąć włos z mojej głowy. – Mężczyzna pochylił głowę i chłopak ostrożnie wyrwał mu włos. – W tej przeklętej pochodni jest dziura. – Snape uśmiechnął się kpiąco. – Włóż go tam i przytwierdź błotem z podłogi. O tak.

– A teraz? – Harry wpatrywał się w Snape'a.

– Teraz zaklęcie. Nie znam dokładnie słów. To długie zaklęcie po łacinie. Ale najważniejszy jest nie język, tylko treść. Musisz sobie wyobrazić, że ten kawałek drewna, który trzymasz w ręku, jest prawdziwą różdżką i musisz go rozgrzać tak bardzo jak tylko potrafisz, swoją magią. Różdżka jest gotowa, gdy pojawi się na jej końcu mały płomień i sama zacznie się schładzać. Ale Harry… – Chłopak spojrzał Snape'owi w oczy. – To zadziała tylko wtedy, jeśli jesteśmy spokrewnieni.

– I jeżeli jestem w stanie wykonać zaklęcie, którego nie znam.

– Nie mamy nic do stracenia – powiedział cicho profesor.

– Mamy wszystko do stracenia.

Patrzyli na siebie przez długą chwilę, potem Mistrz Eliksirów kiwnął głową.

– W porządku. Spróbuj.

Harry podniósł pochodnię i spojrzał na nią. Cała sytuacja byłaby śmieszna, gdyby nie była to kwestia życia i śmierci. Westchnął, zamknął oczy i chwycił pochodnię mocniej. Starał się myśleć o niej jako o różdżce, ale nie mógł. Walczył z własną niewiarą, słabością i zmęczeniem. Nie wiedział nawet, co myśleć, co robić.

Co będzie, jeśli był rzeczywiście Harrym Potterem, a nie synem Quietusa Snape'a?

Pochodnia zadrżała w jego ręku.

Snape patrzył jak chłopak walczy ze sobą, ale nie mógł mu pomóc. Ich jedyna nadzieja była w jego ręku, ale nie mógł winić chłopca za jego wątpliwości. Sam również je miał. Wątpił w użyteczność swojego pomysłu. W ich pokrewieństwo. W zdolności Harry'ego. To nie było łatwe.

Wreszcie Harry otworzył oczy.

– Nie mogę tego zrobić, Severusie – oświadczył ze smutkiem. Osłabł i ukląkł. – Jeśli jestem synem twojego brata, to dlaczego wyglądam jak James Potter?

Snape skinął głową. Odpowiedź była dla niego oczywista, ale Harry nie wiedział nic o zaawansowanej magii, a to była wyjątkowo zaawansowana magia.

– To jest magia podobna do magii twojej matki. Też rodzaj magii miłości. Podczas gdy twoja matka była w stanie ocalić twoje życie, miłość Jamesa Pottera do ciebie i jego poświęcenie sprawiło, że stałeś się jego prawdziwym synem. Prawdziwym synem, w niemal każdym znaczeniu tego słowa. Otrzymałeś wiele z jego zdolności, jego cech…

– Moim patronusem jest Rogacz… To jego forma jako animaga.

– Tak – przytaknął Snape. – To ma sens. Uratował ci życie i od tej chwili jego miłość chroni cię i pilnuje. A patronus jest pewnego rodzaju wyrażeniem ochrony. Harry – uśmiechnął się do chłopca uspokajająco – w pewnym sensie jesteś synem trójki silnych i kochających czarodziejów…

– Ale to znaczy, że teraz zamiast dwojga zmarłych rodziców, mam troje… – podsumował Harry i Snape skrzywił się, słysząc gorzki ton jego głosu.

– Harry… – Starał się powiedzieć coś uspokajającego, ale przerwał.

– Przepraszam. Ja tylko…

Snape, walcząc z własnym bólem, położył znowu rękę na ramieniu Harry'ego.

– Harry, czy pamiętasz rozmowę, jaką odbyliśmy po tym jak ty… wróciłeś z tamtej celi? – Nie czekając na odpowiedź kontynuował: – Czy pamiętasz, co ci powiedziałem? Nie ma znaczenia, co było w przeszłości, kim byli twoi rodzice. Jeżeli się stąd wydostaniemy, zapewniam cię, że zostanę z tobą… jako… rodzic, jeśli chcesz.

Ostatnie słowa były wypowiedziane naprawdę cicho, ale Harry zrozumiał je doskonale. Podniósł wzrok na Mistrza Eliksirów, uśmiechnął się, uniósł pochodnię w ręku, wyobrażając sobie chwile, gdy trzymał swoją własną różdżkę, pierwszy kontakt z różdżką w sklepie Olivandera, uczucie ciepła w jego ciele i iskry. Pragnął ze wszystkich sił, żeby kawałek drewna w jego ręku był różdżką, której mógłby użyć, by ocalić ich obu z celi śmierci… Potem pomyślał o swoich rodzicach… O ich życiu, poświęceniu dla niego, i ta miłość dała mu nowe, ciepłe uczucie, jak opieka Snape'a w ciągu poprzednich dni…

Miłość, opieka i rodzina…

Ciepło i jasność…

Wszystko, za czym tęsknił…

Patyk w jego ręku stawał się cieplejszy i cieplejszy, a kiedy go podniósł, iskierki zatańczyły w mroku celi… Temperatura nadal rosła. Harry czuł jak pali go ciało i to bolało, chociaż ten ból był praktycznie niczym, w porównaniu z bólem w komnatach tortur.

Cieplej i gorąco, coraz goręcej… Zaczęło boleć bardziej i ledwo mógł utrzymać drewno i już miał je wypuścić, kiedy nagle uczucie palenia ustało.

Harry otworzył oczy. Nie wiedział, kiedy je zamknął, może gdy ból zaczynał go przerastać… To co zobaczył, ogrzało jego serce radością i nadzieją.

Na szczycie patyka tańczył mały, jasno niebieski płomyk. Kiedy poruszył ręką, posypały się z niego iskierki. Harry zapatrzył się na niego z szeroko otwartymi oczami, z takim zachwytem, z jakim małe dzieci obserwują sztuczne ognie w Boże Narodzenie. Cóż, jego uczucie teraz było podobne do tego.

– Wygląda na to, że działa – uśmiechnął się szeroko i mrugnął. – Stryjku Severusie.

– Nigdy nie sądziłem, że będę mógł powitać w rodzinie bratanka, Harry. – Snape uśmiechnął się w odpowiedzi, wyrywając się z zamyślenia. – Ale musimy się śpieszyć – powiedział nagle i wstał, wspierając się o ścianę. – Mamy tylko jedno wyjście. Musimy się dostać do mojego laboratorium na drugim piętrze.

– Dlaczego? – Harry nie uwierzył własnym uszom. Mieli zupełnie niepotrzebnie nadkładać drogi, bo Snape uważał, że…

– Na końcu korytarza są schody, które prowadzą bezpośrednio tam. W moim laboratorium mam kilka przydatnych eliksirów, po których poczujemy się lepiej i damy radę się wydostać. I tam mam rzecz, jedyną rzecz, której nie chcę tutaj zostawić. Różdżkę Quietusa. Gwarancję udanej ucieczki.


– Więc Dumbledore zdecydował się ruszyć i uratować swoje ulubione pionki. – Uśmieszek na twarzy Voldemorta był przerażający. Nawet Lucjusz Malfoy zadrżał na jego widok. – Wyśmienite wyczucie czasu! Mam dla nich wspaniałą niespodziankę. Dla Dumbledore'a i całego jego Zakonu.

Odwrócił głowę do wysokiego mężczyzny o brązowych włosach, który skinął mu głową.

– Więc… pułapka zastawiona. – Podniósł rękę, nagle wydał się dużo wyższy i bezwzględny niż wcześniej. – Dzisiaj wieczorem będziemy mieć podwójny powód do świętowania. Harry Potter przestanie być przeszkodą pomiędzy mną a czarodziejskim społeczeństwem… Co do Zakonu… Też już nie będzie sprawiał kłopotów.