3. ERIKA
- Więc znasz Krwawego Barona.
Severus i Harry przebywali w laboratorium szpitala. Po powtarzających się prośbach Harry'ego, Mistrz Eliksirów zdecydował się pozwolić mu pomagać sobie w robieniu zmodyfikowanego eliksiru antywilkołaczego dla Lupina. Wspólna praca w laboratorium miała swoje nieoczekiwane konsekwencje: stworzyła nowy temat do rozmów pomiędzy nimi. Podczas gdy cięli, kroili na plasterki, mieszali i ścierali na proszek rozmaite składniki, Severus zapomniał o swoim postanowieniu, by nie rozmawiać z chłopakiem i uczynił komentarz, potem kolejny i następny... Po pierwszej wspólnie spędzonej godzinie Severus nagle stwierdził, że rozmawiali jednak na różne tematy: aktualnie o Krwawym Baronie.
- Oczywiście, że go znam. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłeś w zeszłym roku, kiedy dotarliśmy do Hogwartu, było przedstawienie mnie jemu. - Harry uśmiechnął się na wspomnienie spotkania z duchem. - Nie lubiłem go, a kiedy dowiedziałem się, że należy do rodziny... To był prawdziwy szok.
Severus spojrzał na niego podejrzliwie.
- Znałeś go wcześniej?
Harry przerwał na chwilę krojenie.
- Co?
- Powiedziałeś, że nie lubiłeś go.
Harry wzruszył ramionami i zaczerpnął głęboko powietrza.
- Cóż, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem go, czekającego na ciebie w ciemnym korytarzu, prawie zbzikowałem. Potem mnie przedstawiłeś...
- Więc zdecydowałeś po pierwszym spojrzeniu, że go nie lubisz.
Harry desperacko potrząsnął głową. Rozmowa z paranoicznym byłym szpiegiem nie była łatwa, nie wspominając o okłamywaniu go.
- Tak, żałuję tego - Uśmiechnął się wreszcie. - A on powiedział, że... Severus, co teraz pamiętasz? Czy te Zaklęcia Lokalizujące Wspomnienia mają jakiś wpływ na twoją pamięć?
Mężczyzna zmarszczył brwi, zaśmiał się krótko i gorzko.
- Oczywiście, że nie. Nie sięgam pamięcią dalej, niż miesiąc wstecz, kiedy się obudziłem - jego śmiech ucichł. - Przynajmniej psychologiczna terapia pomaga mi radzić sobie z tymi dziurami w pamięci.
- Podali ci powód...?
Severus zaczął uważnie mieszać eliksir.
- Powiedzieli mi wiele rzeczy. Cassia podejrzewa, że nie rzuciłem zaklęcia prawidłowo, więc niemożliwe jest jego cofnięcie.
Harry zadrżał i przełknął bryłę zalegającą mu w gardle.
- Rozumiem... - To były złe wieści. Bardzo, bardzo złe wieści.
Pracowali w ciszy przez dziesięć minut. Potem Harry, czując się nieswojo, zdecydował powrócić do poprzedniego tematu.
- Więc, Baron powiedział ci - zaczął zupełnie neutralnym głosem - że zawiódł się na tobie, ponieważ dowiedział się kilka tygodni wcześniej, że zdradziłeś Voldemorta.
Słysząc imię Czarnego Lorda, Severus spojrzał ostro na Harry'ego.
- Voldemorta? - zapytał z rozdrażnieniem. - A co z Sam-Wiesz-Kim?
- Daj spokój, Severusie! - wykrzyknął Harry. - Zostałem wychowany przez mugoli. Poznałem jego imię, kiedy miałem szesnaście lat. Mugole nie boją się wypowiadać zwykłych imion!
- Mugole są głupi.
- Mugole są normalni - zripostował Harry i szybko zapytał: - Czy masz coś przeciwko, żebym opowiedział ci tę historię? Dowiesz się kilku rzeczy o... swojej przeszłości.
- Och, co za radość dowiedzieć się o swojej przeszłości od chłopaka, który... - Snape uśmiechnął się sarkastycznie i popatrzył ze złością na Harry'ego.
- Severusie! To nie twoja wina, że nie pamiętasz ważnych rzeczy. To...
- Więc czyja to wina?
Harry ponownie przełknął.
- Moja, jak sądzę.
- Twoja? - To było pytanie.
- Tak, moja - westchnął Harry. - Rzuciłeś na siebie Obliviate, aby obronić mnie przed Ministerstwem. Jestem ci winien pewne... eee... wyjaśnienia.
- Ty jesteś mi winien... - Z głosu Severusa sączył się sarkazm. Harry przytaknął. - W takim razie, proszę, powiedz mi prawdę o swojej matce.
Och, znowu temat matki. Harry nerwowo szukał jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.
- Nienawidzisz mugoli - powiedział.
- Zmieniasz temat.
Nie było wyjścia. Harry podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy Severusowi.
- Była czarownicą mugolskiego pochodzenia.
Westchnienie ulgi.
- Dzięki Merlinowi... nie była więc mugolką - wymamrotał pod nosem Severus.
Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Więc tylko zgadywałeś, kiedy powiedziałeś mi o wynikach testu.
- Nie - Severus na powrót zajął się kociołkiem i dolał kilka kropel krwi psidwaka. - Ale jak ci mówiłem, test krwi wykazuje tylko prawdopodobieństwo, a nie sprawdza je. To jest czarodziejski test krwi. Jeśli jedno z rodziców nie jest czarodziejem czy czarownicą, wyniki porównania są zazwyczaj poniżej dziewięćdziesięciu procent. Myślałem, że ktoś nie chce ujawnić mi tożsamości swojej matki, więc zdecydował się...
- To Dumbledore, nie ja - wymamrotał ponuro Harry.
- A nie pomyślałeś, że mówiąc "ktoś" nie miałem koniecznie na myśli ciebie?
- Nie sądzę, aby Dumbledore zatajał przez tobą tożsamości swojej matki - przerwał mu Harry, uśmiechając się nerwowo.
- Ty...! - Severus podniósł głos, ale zamilkł w połowie okrzyku i uśmiechnął się w odpowiedzi. - Masz rację. Więc co z tą pogawędką między mną i Saevusem?
Harry uśmiechnął się. Nie wiedział, czy to był wpływ robienia eliksiru czy czasu, jaki spędzał z mężczyzną, że był on teraz dla Harry'ego łagodniejszy, ale przywitał tę małą zmianę z radością.
- Zganił cię za zmianę stron, ale wyjaśniłeś mu swoje motywy i on je zrozumiał.
Severus spojrzał na niego krótko pytającym wzrokiem, ale jego uwaga nadal skupiała się na błyszczącym kociołku.
- Oto punkt kulminacyjny całego mojego dnia - rzekł łagodnie. - Zastanawiałem się, dlaczego opuściłem Czarnego Lorda, od kiedy odzyskałem przytomność. Zważywszy na raczej... interesujące... - Spojrzał kątem oka na Harry'ego. - ...traktowanie mnie przez dyrektora, nie mogę zrozumieć... - Znowu zamieszał eliksir. - ...dlaczego w ogóle zmieniłem strony.
Ręka Harry'ego zadrżała i upuścił nóż na podłogę. Pochylił się, aby go podnieść.
- Powiedziałeś mi, że nie mogłeś zrozumieć dlaczego to Voldemorta wybrałeś na początku - powiedział, prostując się. Twarz Severusa pociemniała z gniewu.
- Ty...
- TY powiedziałeś mi wszystko, co o tobie wiem, Severusie.
Długie, badawcze spojrzenie.
- W porządku. Więc, dlaczego zmieniłem strony?
- Ponieważ twoi rodzice Śmierciożercy chcieli, aby twój brat służył Voldemortowi. Quietus tego nie chciał. Więc złapali go i przyprowadzili do Voldemorta, który torturował go na śmierć. Musiałeś asystować przy jego śmierci, ale odmówiłeś katowania go i ciebie również torturowano. Po jego śmierci powróciłeś z jego ciałem do Hogwartu i przyznałeś się Dumbledore'owi, że byłeś Śmierciożercą. Poprosiłeś go, aby wydał cię Ministerstwu. Nie zgodził się, a wtedy zaproponowałeś, że będziesz szpiegował dla niego Voldemorta.
- Voldemort... zabił mojego brata - wzrok Severusa zamgliło się. - Moi rodzice i ja służyliśmy mu, a on pomimo naszej służby zabił mojego brata.
- To twój ojciec sprowadził go na śmierć - wyszeptał Harry. - I to Voldemort uratował ci życie, kiedy twój ojciec chciał zabić również ciebie.
Severus, zostawiając za sobą kociołek, podszedł chwiejnym krokiem do najbliższego krzesła i osunął się na nie. Harry zajął jego miejsce i kontynuował mieszanie. Po długiej ciszy Severus zapytał:
- Czy ja kochałem swoich rodziców?
- Ty... - Harry zatrzymał się w porę. "Nie możesz dawać mu wskazówek, co do JEGO uczuć w przeszłości. A nawet więcej: najlepiej, jeśli w ogóle nie będziesz mówić o jego przeszłych uczuciach." Słowa Głównej Uzdrowicielki zabrzmiały ponownie w jego głowie.
- Nie sądzę, żebym mógł ci odpowiedzieć na to pytanie. Nie powinienem mówić ci o twoich przeszłych uczuciach. To może spowodować zakłócenia mentalne.
- Tak, Cassia mówiła mi o tym. - Znów chwila ciszy. - Co wiesz o moim bracie?
Harry lekko wzruszył ramionami.
- Tylko kilka rzeczy, o których ty i Dumbledore mi powiedzieliście. Był najlepszym uczniem w tym stuleciu, najpotężniejszym jasnym czarodziejem. Dyrektor chciał, aby został jego następcą. Był Krukonem, i - Harry uśmiechnął się - był taki jak ty i ja: wysoki, ciemnowłosy, kształt twarzy odziedziczył po Noblestone'ach. I miał czarne oczy, tak jak ty.
- Co z tymi Noblestone'ami? - zapytał ciekawie Severus. - Skąd o tym wiesz?
- Pokazałeś mi zdjęcia mojej babki, ostatniej żyjącej z rodu Noblestone'ów, Severusie. Wiem, że jestem również spokrewniony z rodziną Malfoy'ów, gdyż babka Draco Malfoy'a i moja były siostrami.
- A co z tobą i Draco? Jesteście przyjaciółmi? - zapytał Severus i wstał.
Harry gwałtownie potrząsnął głową.
- O nie! - Jego twarz wyrażała obrzydzenie. - On znienawidził mnie od pierwszej chwili. Wie, że ty zmieniłeś strony i powiedziano mu, że moja matka była mugolką...
- CO?! - Snape złapał Harry'ego za ramię z taką siłą, że chłopak zasyczał z bólu. - Ci ludzie myślą, że ja i mugolka... że zrobiłem to z mugolką... - Zaczerwienił się, drżąc z gniewu i obrzydzenia.
- Ty i Dumbledore wymyśliliście tę historię, aby mnie chronić...
- TY! - Snape uderzył pięścią w stół z taką siłą, że kociołek prawie się przewrócił. - Zawsze ty i ochranianie ciebie! Kim ty jesteś? Czemu takie ważne jest, aby ciebie ochraniać? Czemu ściga ciebie Ministerstwo? - potrząsnął Harry'm z wściekłością.
Harry uwolnił ramię od palców mężczyzny.
- Ojcowie powinni chronić swoich synów, Severusie. I to nie Ministerstwo mnie ściga, ale twój były Lord. Chociaż Voldemort ma również swoje wtyczki w Ministerstwie - Lucjusz Malfoy był jedną z nich...
- Czekaj - powiedział nagle Severus i poluźnił uchwyt. - Myślę, że rozumiem. Z powodu mojej zdrady Voldemort chce wymordować moją rodzinę, do której należysz ty i twoja matka, i twoi dziadkowie. - Spojrzał z wyczekiwaniem na Harry'ego. Harry zaś nie był w stanie wykrztusić słowa. Wniosek Severusa był inteligentny - ale było to kłamstwo, znowu.
Czy chciał kolejnego kłamstwa?
Rozmasował swoje sponiewierane ramię z bolesnym grymasem.
Co mógł zrobić, aby uniknął kolejnej serii kłamstw? Nic. Musiał przytaknąć. Więc Harry kiwnął głową twierdząco.
- A kim jest twoja matka? Gdzie ona jest? - zapytał delikatnie Severus.
- Nie mogę ci powiedzieć. Nigdy jej nie widziałem. Zmarła, kiedy byłem małym dzieckiem.
-----
Kiedy chłopak wyszedł, Severus został sam w pustym, głuchym pokoju i porzucił
swoją zwyczajną maskę, kiedy opadł na łóżko, zupełnie wyczerpany. Chłopak nie
wiedział oczywiście, że każde spotkanie wyciskało z Severusa energię życiową -
był tak przekonany o ważności swojej obecności... A Dumbledore, oczywiście,
zgodził się z chłopakiem, a nie z Severusem.
Mistrz Eliksirów splótł dłonie pod głową i utkwił wzrok w suficie, głęboko zamyślony - jak robił za każdym razem, kiedy ten cholerny dzieciak wychodził. Tym razem próbował zrozumieć swoje własne uczucia: coś jakby troskliwość, ale też dezorientacja z powodu tak ZNAJOMEGO zachowania chłopaka.
Ponieważ zachowanie chłopaka było zbyt znajome. Przypominało Severusowi o kimś innym, ale nie wiedział o kim...
Przeklęta amnezja!
Często czuł, że jego myśli krążą, jakby miał coś w zasięgu ręki, coś ważnego - a cała rzecz umykała mu szybko, zanim zdążył ją uchwycić i zanalizować. Sprawa chłopaka była właśnie taka. Ta znajomość... Cóż, mówiąc prawdę Severus był dość pewny, że odpowiedź na jego pytanie mieściła się w tej części jego umysłu, na którą nie miało wpływu zaklęcie. Z pewnością znał tego chłopaka, tylko nie wiedział gdzie i kiedy go wcześniej spotkał.
I, oczywiście, nie był on synem Severusa.
Severus nie był głupi. By mieć dziecko potrzebne są pewne rzeczy. Stosunek płciowy był jedną z nich. Nie mógł spłodzić tego chłopaka, ponieważ nie uprawiał wtedy seksu. Albus nie wiedział o nim wszystkiego i to był poważny błąd dyrektora. Po tym pamiętnym i odrażającym wieczorze, kiedy otrzymał Mroczny Znak po zabiciu Galvanych, Severus po prostu nie potrafił uprawiać seksu. Ani zabijanie, ani gwałcenie kobiet nigdy nie było czymś, za czym tęsknił, a tamtego wieczoru został zmuszony do gwałtu i morderstwa. Na samo wspomnienie robiło mu się niedobrze, a jakiekolwiek dalsze współżycie seksualne stało się dla niego niemożliwe. Jego poczucie winy paraliżowało go nawet, jeśli tylko pomyślał o spaniu z kimkolwiek. A to się wydarzyło w 1976 roku.
Chłopak urodził się w 1979.
Więc nie mógł być jego synem. To było takie proste.
Więc dlaczego on i Albus wmawiali Severusowi coś odwrotnego? Dlaczego chcieli go przekonać? Dlaczego ktokolwiek chciałby, aby nazywano go jego synem?
Kim był ten chłopak?
Co znaczyły wyniki testu krwi?
Severus zaczął powoli, bardzo powoli wierzyć, że naprawdę miał brata. Każdy ślad na to wskazywał. Jego wspomnienia i emocjonalne dziury, opowieść Dumbledore'a i chłopaka, a raz nawet Cassia powiedziała mu, że spotkała Quietusa Snape'a tutaj, w szpitalu.
Severus nie czuł się zbyt dobrze, przywołując to imię. Quietus Snape. Za każdym razem, kiedy pomyślał o tym imieniu albo usłyszał je, nagły i ostry ból tętnił w jego głowie: skutek zaklęcia pamięci.
"Dla nieznanego mi powodu, rzuciłeś na siebie tak mocne zaklęcie, by wymazać ze swego umysłu Quietusa Snape'a, że ono nadal działa, co jest bardzo niezwykłe w przypadku takich zaklęć. Albo... coś się stało podczas rzucania zaklęcia..."
Severus obawiał się tego drugiego. Leczenie nie przynosiło żadnych rezultatów; nawet malutki fragment wspomnienia czy emocji nie powrócił, i najprawdopodobniej nigdy do tego nie dojdzie. Severus wkrótce zrozumiał, że musi zaakceptować ten fakt i nauczyć się z tym żyć. Musiał uformować swoje własne uczucia ponownie... Ale Cassia była tak pełna nadziei, podobnie jak Albus i ten chłopak - Quietus Snape.
Chłopak musiał być synem jego brata. I najprawdopodobniej jego brat nie ożenił się z mugolką, ale z czarownicą z mugolskim pochodzeniem... STOP.
Przepowiednia. Ta przeklęta przepowiednia o dziecku jasnego czarodzieja i czarownicy mugolskiego pochodzenia.
Jego brat czystej krwi ożenił się z czarownicą mugolskiego pochodzenia, więc ten chłopak był... najnowszym zbawicielem Albusa po śmierci głupka Pottera.
Najwidoczniej utkwił w roli ochroniarza Złotych Chłopców Albusa, chociaż w tym przypadku miał więcej szczęścia niż poprzednio. Ten chłopak był... cóż, był nastolatkiem i wielokrotnie zachowywał się stosownie do wieku, ale był dużo bardziej inteligentny i dojrzały niż Potter. Wszystko razem nadal nie znaczyło jednak, że lubił czy pragnął znowu tego zadania. Chłopak i Albus okłamywali go. Severus miał również złe przeczucie, co do przyszłych rewelacji.
I, mówiąc prawdę, pewien okruch wątpliwości w głębi serca wprawiał go w stan frustracji. A jeśli...? A jeśli chłopak BYŁ jego? To nie było zbyt prawdopodobne, ale... ale... było możliwe.
Ponieważ...
Ponieważ była jedna rzecz, co do której nie był pewny. W jego wspomnieniach było dużo dziur przed rokiem 1980. Prawie w ogóle nie miał żadnych wspomnień z tamtych lat.
A chłopak mieszkał teraz z tym przeklętym kundlem.
Blackiem. Syriuszem Blackiem, bliźniaczym bratem Anny.
Anna.
Tak, Severus nie mógł wyobrazić sobie seksu z nikim, ale Anna była zawsze... dla niego kimś niezwykłym. A jeśli chłopak był naprawdę synem jego i Anny?
Po raz pierwszy Severus pozwolił sobie na tę myśl. Zwykłe zaakceptowanie faktów. Nigdy nie ożenił się z Anną, tego był więcej niż pewny. Jego wspomnienia dotyczące tego były bez zarzutu, ale co, jeśli Anna mu wybaczyła przed śmiercią i on po prostu wymazał to wspomnienie, by ochronić chłopca - syna jego i Anny?
Myśl nagle stała się zbyt bolesna. Jego serce zaczęło szybko walić i wydało mu się, że pokój jest zbyt ciasny i zbyt duszny.
Czy Anna naprawdę mu wybaczyła?
Czy naprawdę miał syna?
W takim wypadku chłopak nie był żadnym zbawcą świata, tylko zwykłym dzieciakiem, ale...
Ciągle były jakieś przeklęte "ale".
Było wiele rzeczy dotyczących ostatniego lata, o których ani Albus, ani chłopak nie chcieli mu opowiedzieć. Jak się dowiedział, że ma syna?
I dlaczego chłopak powiedział, że jego matka była czarownicą mugolskiego pochodzenia?
Severus prawie czuł falujące wokół niego morze kłamstw i zalewające go razem z głową.
Kimkolwiek ten chłopak był, nie był szczery. On i dyrektor próbowali go oszukać.
Nie mógł nikomu ufać. Był sam.
Znowu westchnął. Każdego wieczora, po wyjściu chłopaka, wpadał w podobną zadumę. I wynik zawsze był taki sam.
Nie mógł ufać nikomu. Był całkiem sam.
-----
- ... i nie chcę patrzeć bezczynnie jak niszczy każdego, kogo kocham! -
wykrzyczał Syriusz. Pięści Harry'ego zacisnęły się jeszcze mocniej.
- On mnie nie niszczy! - odkrzyknął porywczo.
- Za każdym razem, kiedy wracasz do domu, jesteś bardziej spięty. Tylko nie wmawiaj mi, że to nie on cię denerwuje!
- Tak, on, ale nie... - zaczął Harry, ale nie zdołał dokończyć zdania, ponieważ Syriusz spojrzał na niego zwycięsko i przerwał mu:
- Sam widzisz, kochał cię tylko dlatego, że jesteś członkiem jego rodziny. Teraz jednak cię nie rozpoznaje, więc traktuje cię tak samo jak wszystkich innych wokół siebie: ze złośliwością i uprzedzeniami. Jest dupkiem, Ha... Quietus.
- Na szczęście jeszcze tylko krótki tydzień i nie będę zmuszony żyć z tobą w jednym domu, Syriuszu! - Harry prawie wypluł te słowa. - W każdym razie to twoja wina, że to wszystko się tak potoczyło! Gdybyś nie zdecydował się odwiedzić Dumbledore'a tylko po to, żeby przekazać mu swoje podejrzenia o oszustwach Quietusa Snape'a...
- Nie poszedłem do Dumbledore'a by opowiadać mu takie głupoty! Poszedłem, aby powiedzieć mu pewne rzeczy dotyczące Ani i jej mugolskiej szkoły!
- Powinieneś wysłać więc Remusa! - wrzasnął Harry. - Prawie zginąłem przez to, że Malfoy był dyrektorem! Severus nie ma żadnych wspomnień z tego samego powodu! - Harry odwrócił się i wymaszerował do swojego pokoju.
- Dumbledore będzie tutaj o ósmej. Chce z tobą porozmawiać! - krzyknął za nim Syriusz ze złością. Harry nawet się nie odwrócił. W tej chwili nawrzeszczałby nawet na dyrektora bez zważania na konsekwencje.
Zatrzasnął drzwi z taką siłą, że kawałki tynku posypały mu się na głowę.
IDIOCI!
Schody skrzypiały pod jego nogami, kiedy biegł po nich na górę, przeklinając pod nosem. Już miał wejść do swego pokoju i zamknąć drzwi na klucz, kiedy zatrzymał go cichy głos Hermiony.
- Quietus, chcę z tobą porozmawiać.
Przez chwilę Harry chciał rzucić jakiś kąśliwy komentarz na temat Hermiony i jego w jednym łóżku, ale zdołał się ugryźć w język.
- Tak? - zapytał zmęczonym głosem.
- To coś... ważnego - wymamrotała niepewnie Hermiona. - Mogę wejść? - Machnęła ręką w stronę pokoju Harry'ego. - Nie chcę rozmawiać o tym tutaj.
- Oczywiście. Wejdź - Harry przewrócił oczami. Po prostu pięknie. Do czasu, kiedy pojawi się dyrektor, zostaną przyłapani w jednym pokoju - sami. Ta myśl sprawiła, że przyjrzał się badawczo Hermionie.
Cóż, nie potrafił zdecydować czy Hermiona jest piękna, czy nie. Była po prostu... w porządku. Harry lubił ją, albo nawet więcej: kochał ją jak kogoś bliskiego, ale to było wszystko. Nie był w niej zakochany. Czy może był? Co, jeśli był w niej zakochany? Zmusił się do analizy tego problemu tak poważnie, jak tylko był w stanie. Wreszcie potrząsnął mocno głową.
- Co to było, Quietus? Dlaczego potrząsnąłeś głową? - zapytała Hermiona po chwili.
- Nie jestem w tobie zakochany - odpowiedział nieśmiało Harry, nie mając pewności, czy jego słowa przypadkiem nie urażą Hermiony. Oczy dziewczyny rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Oczywiście - odparła i uśmiechnęła się. - Jesteśmy przyjaciółmi.
Harry z ulgą wypuścił powietrze z płuc. Uśmiechnął się również.
- Przepraszam, jeśli cię obraziłem.
- Nic się nie stało - odparła Hermiona i usiadła na łóżku Harry'ego. - Jest jednak coś, co muszę ci powiedzieć o Ani.
- Ani? - Harry zaciekawił się.
- Tak, o niej. Grałam z nią w szachy dzisiaj po południu i rozmawiałyśmy o wielu rzeczach. Opowiadała mi o swoim dawnym życiu z rodzicami i o dziewczynie z sąsiedztwa.
- Taak, Erika, prawda? - Harry zakrył usta, by ukryć ziewnięcie.
- Tak, ona. Myślę, że to ta dziewczyna, którą poszukuje Sam-Wiesz... - pod przeszywającym wzrokiem Harry'ego poprawiła się: - Voldemort.
Nagle całe zmęczenie Harry'ego ulotniło się.
- Co? Dlaczego tak uważasz?
- Cóż, zobaczmy fakty. Według mnie Erika jest czarownicą. Robiła wiele śmiesznym rzeczy, o których opowiadała mi Ania, a których nie potrafię wyjaśnić w żaden inny sposób. Mieszkały na tej samej ulicy Dębowej. I mam też coś w rodzaju dowodu. Crabbe i Goyle porwali rodzinę z domu - tak mówił mi profesor Lupin. Jeśli są podobni do synów, to nie grzeszą inteligencją. Rodzina Ani mieszkała na Dębowej 6, a dziadkowie Eriki mieszkają na Dębowej 9. Ale numer na ścianie domu Ani często się przekręcał, bo był przybity tylko pojedynczym gwoździem...
Harry zbladł.
- Czy ty... czy ty myślisz, że jej rodzina została wymordowana tylko z powodu odwróconego numeru? - Ledwo zdołał wykrztusić to pytanie przez ściśnięte gardło. Hermiona tylko skinęła głową. - Więc TO było powodem, że dwóch mężczyzn wysłano do Ameryki: żeby szukali dziewczyny, która wróciła po wakacjach do domu.
Przez chwilę siedzieli nieruchomo, wstrząśnięci.
- Musimy to powiedzieć Dumbledore'owi - Harry nagle wstał. - Będzie tutaj za dziesięć minut. My... my możemy mieć tylko nadzieję, że nie jest za późno.
Dumbledore spóźnił się. Nie pojawił się o ósmej i nadal go nie było w Black Manor o dziewiątej. Niektórzy członkowie Zakonu pojawili się na kolacji, ku rozgoryczeniu Harry'ego było ich dziesięciu: całkiem sporo. Znał tylko Fletchera i Lupina, ale już spotkał Dawna i Andrewsa, kiedy Dumbledore przedstawił ich w zeszłym roku jako tych, którzy starali się uratować Severusa i jego z Koszmarnego Dworu.
Oni również czekali na Dumbledore'a. By zabić czas, grali w transmutacyjne gry, aby rozbawić Anię: transmutowali wazę do zupy w fort, sztućce w małe armie, talerze w przeróżne rodzaje broni i rozpoczęli ogromną bitwę na stole. Ania piszczała ze śmiechu, Syriusz wycofał się na kanapę z butelką wina, Lupin i Hermiona zagłębili się w rozmowie na jakiś na pewno ciężki temat (z pewnością coś naukowego), a Harry przyłączył się do Fletchera. Mężczyzna był wyśmienity w transmutacji: był w stanie przemieniać wszystko we wszystko bez większych problemów, podczas gdy inni robili mniejsze i mniej istotne zmiany, więc po godzinie Harry i Fletcher już wygrywali wojnę.
- Jesteś doskonały w transmutacji! - wykrzyknął Harry po bardzo mądrym posunięciu, kiedy Fletcher zamienił część obrusa w fosę i część wrogiej armii utonęła.
- Jestem Mistrzem Transmutacji, tak jak twój ojciec jest Mistrzem Eliksirów - Fletcher uśmiechnął się dumnie.
- Dlaczego więc nie uczysz? - zapytał z ciekawością Harry.
- Stopień Mistrza nie służy tylko do nauczania. Przed wybuchem tej wojny pracowałem dla firmy produkującej przeróżne rodzaje mebli z transmutowanych resztek materiałów. Byłem generalnym kontrolerem: musiałem sprawdzać każdy kawałek, jaki zrobiliśmy, by zobaczyć, czy transmutacje była kompletna i dokładna, czy nie pozostały jakieś pozostałości po poprzednim materiale. To bardzo trudna praca i wymaga nie tylko wielkich umiejętności z Transmutacji, ale również fizycznej kondycji. Kocham tę pracę i zamierzam do niej wrócić po wojnie. - Na krótką chwilę wyraz twarzy Fletchera wyrażał smutek. - Z Arabellą... - Pozwolił swemu smutkowi być widocznym przez chwilę, a potem szybko mówił dalej: - W każdym razie profesor McGonagall jest bardzo dobrą nauczycielką i profesjonalistką w naszej dziedzinie. Nie chcę jej miejsca.
Harry przytaknął i wojna trwała dalej. Ale zanim zdążyli pokonać armię napastników, przerwało grę przybycie Dumbledore'a.
Mężczyzna wyglądał na zmęczonego i postarzałego.
- Albus! - wykrzyknął Fletcher. - Co się stało?
Dumbledore prawie upadł na krzesło i spojrzał krótko na Blacka, który porwał Anię na ręce i pobiegł z nią po schodach na górę.
- Arcus miał szpiega pośród ludzi Voldemorta. Ten człowiek został dzisiaj zabity wraz z całą rodziną. Nie miał żony ani dzieci, ale zostali zabici jego rodzice i siostry.
- Kto? - zapytał cicho Dawn.
- Nemus Flitwick.
Nagłe sapnięcie.
- Czy był on krewnym profesora Flitwicka? - zapytała Hermiona.
- To była rodzina jego brata. Nemus był synem jego brata - Dumbledore przytaknął ponuro. - Byłem odwiedzić go po tym, jak się dowiedziałem. Jest załamany. Nie ma żadnej innej rodziny. Aż do teraz nie chciał uczestniczyć w wojnie. Teraz zapytał, czy może dołączyć do Zakonu. Chce walczyć.
- Zemsta jest niebezpieczną rzeczą, Albusie - powiedział spokojnie Fletcher.
- Tak, wiem o tym. - Dyrektor przytaknął poważnie. - Ale prosiłem go od tak dawna, aby do nas dołączył...
Mężczyzna przytaknął. Harry poczuł zawroty głowy.
- Czy profesor Flitwick jest teraz w niebezpieczeństwie? - zapytał nagle. - Jako członek rodziny szpiega...
Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem, ale Dumbledore westchnął.
- Kazałem mu przeprowadzić się do Hogwartu nawet na wakacje. Na początku się opierał, ale później udało mi się go przekonać... To nie było łatwe. - Nagle życie powróciło do oczu starszego mężczyzny. - Ale mam inne złe wieści, panowie. Ostatnią rzeczą, jaką dowiedzieliśmy się od szpiega, było to, że Voldemort planuje coś tej nocy. Bardzo ważny atak na osiedle mugolskie, ale nie wiemy nic więcej.
Krótki okrzyk wyrwał się Hermionie. Harry spojrzał na nią zdziwiony, ale nagle zrozumiał.
- Erika! - oboje wykrzyknęli w następnej chwili, a kiedy wszyscy w pokoju spojrzeli na nich z wyczekiwaniem, zaczęli referować swoją dzisiejszą rozmowę.
Dumbledore nie przerywał ich opowieści, tylko głaskał i rozczesywał brodę palcami, a od czasu do czasu kiwał głową twierdząco.
- Wszystko wydaje się pasować. Quietusie, ta trzecia dziewczynka, o której ci wspominałem, kiedy rozmawialiśmy o proroctwie, nazywała się Erika Knight...
- Córka Rogera! - odezwał się nagle Andrews. Dumbledor potwierdził.
- Tak, to jego dziecko. Najwyraźniej żyli w przebraniu i pod Fideliusem w ciągu ostatnich kilku lat, więc Voldemort nie mógł ich dopaść w Ameryce; podejrzewam, że to ten sam kamuflaż i Fidelius, który rzuciłem na nich piętnaście lat temu... Ale nie pomyśleli, że Erika nie jest bezpieczna ze swoimi dziadkami... - Dumbledore wstał. - Musimy tam natychmiast iść. Nawet, jeśli atak nie jest skierowany na nią, to musimy zabrać ją w bezpieczne miejsce najszybciej, jak to możliwe. Mundungus, ty zostaniesz tutaj...
- Dlaczego? - spytał Fletcher zdecydowanie.
- Potrzebuję wyszkolonego czarodzieja tutaj, z dziećmi i Syriuszem.
Harry prychnął. Dziećmi?
- Formalnie jestem dorosły! - poskarżył się. Zgodnie z fałszywym życiorysem miał siedemnaście lat. A nawet w rzeczywistości miał prawie szesnaście! Miał urodziny za niecały tydzień!
- Formalnie, ale nie naprawdę - powiedział Dumbledore i pozostali się z nim zgodzili. Dyrektor podszedł do Harry'ego. - Nie mogę zostawić cię bez profesjonalnej opieki. Jeśli Severus dowiedziałby się o tym, położyłby mnie trupem w mgnieniu oka.
- Nie lubi mnie aż tak, dyrektorze. - W oczach chłopca odbił się smutek. - I nie sądzę, aby kiedykolwiek zaczął.
- Nadzieja nie przynosi wstydu - odpowiedział Dumbledore cichym głosem. Łzy stanęły Harry'emu w oczach.
- Ojciec to napisał. - Walczył z tymi krępującymi łzami, tym razem mając na myśli ojca w biologicznym znaczeniu. - Ale nadzieja przyniosła mu "wstyd", dyrektorze. - Odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Smutek. Smutek ścisnął jego pierś.
-----
Prawie natychmiast po wyruszeniu grupy Harry poszedł do łóżka, aby złapać
trochę snu przed swymi zwykłymi nocnymi wizjami lub koszmarami, ale nie spał
więcej niż godzinę, ponieważ głośny dźwięk zakłócił spokojną atmosferę domu.
Harry obudził się koło północy, słysząc głosy powracających ludzi. Wpierw nie
mógł się podnieść, gdyż jego serce waliło tak szybko, że nie mógł nawet
oddychać. Więc leżał tylko i słuchał wrzawy i odgłosów zamieszania na parterze.
Ktoś wrzeszczał, ktoś inny tłumaczył coś głośno, drzwi często trzaskały głośno,
potem jakieś szkło rozbiło się na kawałki, kiedy ktoś coś upuścił (czy raczej
cisnął? Harry nie mógł zdecydować).
- Poppy, Poppy, szybko!
- Nie wiem, gdzie jest Dawn...
- ...on umrze...
- Mówiłem ci, żeby nie zostawać w ogrodzie! To nie było bezpieczne!
- ...mojej różdżki nie da się naprawić...
- Cholera, przynieście nowe prześcieradło! To jest całe zakrwawione!
- Gdzie są przeciwbólowe eliksiry?
- ...zajmij się nią...
- Albus, nie możesz..!
- Tutaj, pij!
- ...jakikolwiek uspokajający eliksir...
Potem szloch, desperacki i typowo kobiecy, Harry nie znał tego głosu.
- Dziadku, dziadku, nie umieraj...!
- ODSUŃ SIĘ, kretynie!
- On umrze!
Znowu głośne trzaskanie.
- Musimy go zabrać do Św. Mungo!
- Nie przeżyje drogi...
I tak dalej, bez końca. Ale kiedy Harry dotarł do bawialni, stwierdził, że chaos był nawet większy niż mógł wywnioskować z odgłosów. Wszędzie była krew, stary człowiek (sądząc po ubraniu: mugol) umierał na kanapie z Madame Pompfrey u boku. Kolejny, członek Zakonu, leżał na noszach z otwartymi oczami, jego źrenice były rozszerzone z bólu, i... ktoś leżał w kącie, a długa, ciemna peleryna przykrywała całe jego ciało, nawet głowę... Harry przełknął ślinę. Ktoś umarł. Domysły Hermiony i jego były prawidłowe: Voldemort miał zaatakować ulicę Dębową i wywiązała się okrutna walka pomiędzy Śmierciożercami a członkami Zakonu.
Z krótkich uwag i rozmów Harry wywnioskował przebieg zdarzeń: Śmierciożercy już byli na Dębowej, kiedy pojawił się tam Dumbledore i pozostałych dziewięciu mężczyzn. Słudzy Voldemorta już mieli zaatakować dom - tym razem właściwy (Crabbe i Goyle podobno nie byli obecni podczas ataku), ale aportujący się z głośnym trzaskiem członkowie Zakonu Feniksa rozproszyli ich uwagę na tyle, że Dawn zdołał wejść do domu i zaalarmował mieszkańców. Mógł pomóc dziewczynie i jej dziadkowi, ponieważ byli wystarczająco sprawni, aby uciec bez pomocy i spróbował również uratować starszą panią, kiedy grupa Śmierciożerców zaatakowała go i od tego momentu nikt nie wiedział, co się stało z Dawnem i starszą kobietą. Zarówno Erika jak i jej dziadek zostali ranni: ale Erika mogła wyczarować tarczę, więc jej obrażenia nie były zbyt poważne. Natomiast jej dziadek umierał: zaklęcie rzuciło nim o ścianę z taką siłą, że doznał poważnego urazu czaszki i kręgosłupa. Harry widział rozpacz na twarzy Madame Pompfrey. Wiedziała, że starego człowieka nie da się uratować.
Wreszcie Hermiona zabrała rozhisteryzowaną dziewczynę od jej umierającego dziadka i zaprowadziła ją do swojej sypialni. Niedługo potem starzec przestał oddychać. Harry wziął prześcieradło z krzesła i podał je pielęgniarce, która drżącymi rękami przykryła ciało.
- Nie mogłam uwierzyć, że zrobiłabym to ponownie - wymamrotała cicho. Harry wyciągnął dłoń i pomógł jej wstać. Tymczasem mężczyzna leżący na noszach stracił przytomność.
- On również umrze? - zapytał z obawą Harry.
Madame Pompfrey potrząsnęła głową.
- Nie. Jego rany są bolesne, ale nie zagrażają życiu. Możesz mi przynieść kubek herbaty, młodzieńcze?
Harry przytaknął i poszedł do kuchni. Zastał tam Fletchera, Lupina i Dumbledore'a pijących herbatę i pogrążonych w rozmowie.
- ...i jedna trzecia członków Zakonu już zginęła - wyszeptał słabo Lupin, a pozostali w milczeniu przytaknęli jego słowom. - Etherny, Arabella, McDougall, Dawn, Szare Siostry, Syriusz jest Charłakiem, z Severusa nie ma wiele pożytku...
- Za to liczba Śmierciożerców wzrasta z każdym przeklętym dniem - burknął Fletcher z mroczną ironią. - Wielu ze zwolnionych Aurorów poszło prosto do Voldemorta... z wyjątkiem tych, którzy są w Liberty. Mówiłem, że nie było najmądrzej wyrzucać ich w takim pośpiechu.
- Byli winni torturowania ludzi, Mundungusie - Lupin kaszlnął i odstawił kubek na stół.
- Przybędzie kilku nowych członków. Planowałem przedstawić ich jutro - powiedział Dumbledore i nagle odwrócił się do drzwi, gdzie stał Harry. - Wejdź, Quietusie. Herbaty?
- Tak, ale najpierw zaniosę jedną Madame Pompfrey - powiedział lekko podnieconym głosem Harry, pośpiesznie nalał kubek herbaty i wyszedł z kuchni.
- ...bliźniaki Weasley, również Charlie wrócił z Transylwanii aby nam pomóc, Barney Bones i jego żona. Cassia ponownie zapewniła mnie o swojej lojalności, jeśli będziemy potrzebowali medycznego wsparcia. Powiedziała mi również, że z Severusem jest coraz lepiej, chociaż jego wspomnienia nie wrócą przez jakiś czas. Będzie mógł dołączyć do nas od pierwszego sierpnia. Jego umiejętności robienia eliksirów nie zostały naruszone przez Zaklęcie Pamięci, nadal jest profesjonalistą jakiego potrzebujemy...
- To prawie dwadzieścia osób - powiedział Fletcher.
- Dziewiętnaście - dodał Dumbledore. - Plus Cassia.
- Musimy otworzyć ten wielki kominek w pracowni Poppy, jeśli chcemy przetransportować rannych z Hogwartu do Św. Mungo. Nie możemy oficjalnie używać portkey'ów: zbyt dużo fałszowania było przy nich w zeszłym roku. Jestem pewny, że Voldemort ma kogoś w Departamencie Transportu.
- System Fiuu też nie jest bezpieczny - sprzeciwił się Lupin. - Nigdy nie był.
- Ten kominek i połączenie nie jest częścią systemu Fiuu, Remusie - wyjaśnił Dumbledore. - To niezależna linia. Zbudowanie go było pomysłem Harolda, ale Quietus dużo mu pomógł.
- Harold? - zapytał Lupin.
- Harold Potter, ojciec Jamesa, jak podejrzewam - powiedział Fletcher i przeciągnął się. - I Quietus, brat Severusa. Byli niesamowitym duetem w Zakonie. - Uśmiechnął się.
- Nie wiedziałem - odparł Lupin. - Dołączyłem do Zakonu dopiero rok temu. Więc James też był członkiem?
- Od śmierci jego rodziców. Lily dołączyła rok po nim, po śmierci Quietusa w grudniu. Byli dobrymi przyjaciółmi. Jego śmierć wstrząsnęła Lily - wyjaśnił Fletcher. Lupin przytaknął poważnie. Oczywiście, że byli dobrymi przyjaciółmi! Owoc ich "przyjaźni" stał teraz z oczekiwaniem w otwartych drzwiach.
- Czy mogę dołączyć do Zakonu? - zapytał nagle Harry.
Trzech mężczyzn spojrzało na niego z ciekawością.
- Wejdź, drogi chłopcze - Dumbledore uśmiechnął się. - Herbaty?
- Tak, poproszę - powiedział Harry, ale nie pozwolił rozproszyć swojej uwagi. - Czy mogę zostać członkiem Zakonu?
- Po ukończeniu szkoły - odparł Fletcher, marszcząc brwi.
- Dlaczego? Chcę walczyć teraz! - rzekł Harry z entuzjazmem. - Jestem gotowy...
- Musisz najpierw skończyć szkołę, Quietusie - powiedział spokojnie Dumbledore. - Nie posyłamy na wojnę dzieci.
- Nie jestem dzieckiem! - Teraz Harry był naprawdę wściekły. Już drugi raz tego dnia Dumbledore nazwał go dzieckiem. - Dlaczego mnie tak traktujecie?
Fletcher już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale krótkie machnięcie ręki Dumbledore'a uciszyło go.
- Wiemy o tym, Quietusie. Ale nie chcemy cię poświęcić...
- Musicie mnie poświęcić - odparł cicho Harry. Fletcher prychnął z irytacją, a Lupin uniósł brwi.
- Quietus, interpretacja tego proroctwa może być błędna. MAM nadzieję, że nie musimy cię poświęcać. MAM nadzieję, że jest inny sposób, aby znowu się uwolnić...
- Objaśnienie proroctwa okazało się prawdziwe, co do innych rzeczy w przeszłości. Nie rozumiem, dlaczego nie miałoby być prawdziwe również jeśli chodzi o przyszłość.
- Ponieważ przyszłość nie jest czymś stałym i określonym. Jest nią grupa różnych możliwości, wiele decyzji - zawsze masz możliwość podjęcia innej decyzji, wybrania innej drogi. Znajomość przepowiedni może nas ostrzec, pomóc, ale z pewnością nie determinuje naszego losu.
- Nie zgadzam się z tym - odparł gorąco Harry. - Myślę, że jeżeli proroctwo jest prawdziwe, to nie mamy realnej szansy zmienić przyszłości. Każda próba sprowadzi nas do jej wypełnienia, jak w tragediach greckich, gdzie aktorów spotyka ich los, ponieważ chcieli uniknąć go za wszelką cenę.
- To jest literatura, Quietusie. A życie nie jest literaturą - Dumbledore powoli pokręcił głową.
- Nie, nie jest. Jest gorsze i okrutniejsze - zgodził się Harry. Usiadł obok niego i łyknął herbaty ze swego kubka.
- Nie bądź fatalistą, Quietus. Zobaczysz, że życie ma swoje własne sztuczki. Nie jesteś w stanie ich ogarnąć.
Harry wbił wzrok w dno kubka.
- Tęsknię za Severusem - wyszeptał. Dumbledore położył rękę na ramieniu Harry'ego, ale kiedy ten wzdrygnął się, dyrektor szybko cofnął rękę.
- Nie możesz być członkiem Zakonu, ale jestem pewny, że możesz pomóc Severusowi przy eliksirach - powiedział Lupin i znowu zakaszlał. - Pójdę poszukać Poppy. Myślę, że potrzebuję Pieprzowego Eliksiru na to przeziębienie. - Wstał i wyszedł, a Fletcher podążył cicho za nim.
- Nie chcę go już więcej okłamywać, dyrektorze. Kiedy wreszcie to odkryje, nigdy nie będę miał szansy odzyskać jego zaufania. Proszę - dodał, kiedy ujrzał determinację na twarzy dyrektora.
- Kiedy wyjdzie ze szpitala, będziesz mu mógł powiedzieć część prawdy. Ale nie możesz ujawnić swojej tożsamości.
- Wiem - odparł Harry. - Ale i tak w końcu się dowie. W ciągu tygodnia.
- Grałeś tę rolę przez rok.
- Ale on był szpiegiem, i to jedynym, którego Voldemort nie zdołał zdemaskować, zanim on sam...
- Wiem.
Cisza zaległa w kuchni.
- Myślę, że to zaklęcie nie zostało rzucone odpowiednio - powiedział Harry. - Może być nieodwracalne.
- Cassia myśli tak samo.
- Severus również.
Westchnęli.
- Co możemy więc zrobić? - zapytał wreszcie Harry.
Dumbledore spojrzał na niego ze szczerym smutkiem.
- Nie wiem, Harry. Nie wiem.
