Morze leniwie szumia³o, krzes³o wydawa³o siê nieznoœnie twarde, a temperatura zdecydowanie za wysoka. Po co on tu siedzi? Dlaczego? To kompletny idiotyzm. Przecie¿ i tak niczego nie sprzeda. Móg³by daæ siê namówiæ Zackowi na wspólny spacer po mieœcie, a nie tkwiæ tutaj... 'G³upi, g³upi, g³upi...'
Nagle drzwi siê otworzy³y i do œrodka niepewnie wsunê³a siê g³ówka, a za ni¹ reszta postaci, bez w¹tpienia p³ci ¿eñskiej, na co wskazywa³y bezdyskusyjnie czarne warkoczyki. Dziecko z zawziêciem gryz³o jakieœ jab³ko, po czym skierowa³o na niego b³yszcz¹ce oczy i szurnê³o nogami.
- Bry, proszê pana! - powiedzia³o radoœnie.
Po otrz¹œniêœciu siê z osz³omienia Won z niema³ym trudem rozpozna³ w postaci May, wnuczkê Barleya z Yodel Farm. Czego ona mo¿e tu chcieæ? Mo¿e przynajmniej zapyta³aby siê, czy wolno, czy nie przeszkadza? Ta dzisiejsza m³odzie¿...
Myœli przerwa³a zarówno refleksja, ¿e zaczyna zachowywaæ siê jak starzec, oraz rzucenie ogryzka przez dzieciaka na pod³ogê.
- Co ty robisz? - warkn¹³.
- Nic... ogl¹dam.. nigdy tu jeszcze nie by³am... Wujaszka Zacka nigdy nie by³o, a jak by³ to nie pozwala³ ogl¹daæ - wyjaœni³a beztrosko May, rozgl¹daj¹c siê z zachwytem po tej rybackiej budzie.
- Nie dziwiê siê, skoro siê tak zachowujesz - powiedzia³ oschle - Chodzi mi o to - wskaza³ na ogryzek.
- A, to! - zdziwi³ siê ten potworny bachor - Panu to przeszkadza?
- Tak, przeszkadza - powiedzia³ Won, z trudem panuj¹c zarówno nad g³osem, jak i nad wypowiedziami.
- Przepraszam. Bo ja tego, nie wiedzia³am... Tu i tak jest brudno. Nie wiedzia³am, ¿e...
- S³ucham?
Dziewczyna w sposób po prostu bezczelny zaczê³a wskazywaæ r¹czk¹ poszczególne elementy.
- No, jest tu straszliwy ba³agan, te pud³a, liny na pod³odze... i wszêdzie s¹ pajêczyny i kurz, i resztki jedzenia te¿...
- Nie pozmywaliœmy jeszcze po obiedzie! - próbowa³ siê broniæ Won.
Ten dzieciak by³ naprawdê upiorny.
- No có¿, ten posi³ek wygl¹da, jakby sta³ tu tydzieñ... - powiedzia³a z namys³em.
- Natychmiast st¹d wyjdŸ! - za¿¹da³.
Zamruga³a oczkami i zrobi³a minkê w stylu kopniêtego szczeniaka, po czym zwiesi³a t¹ czarn¹ g³ówkê i po³o¿y³a rêkê na klamce, jakby na coœ czekaj¹c.
- No, wy³aŸ! - ponagli³.
Gdy drzwi siê zamknê³y, poczu³ siê co najmniej dziwnie. Ale przecie¿ zachowa³ siê najnaturalniej jak móg³, prawda? Prawda?
May jeszcze kilkakrotnie wydawa³a siê nie rozumieæ tego prostego przekazu. Widywa³ j¹ czasami, jak kopa³a piasek, zagl¹da³a jak ciekawskie zwierz¹tko przez przybrudzon¹ szybê, a kilkakrotnie próbowa³a wejœæ do œrodka. Jednak kilka kategorycznych "WYNOCHA!" podzia³a³o zniechêcaj¹co - aczkolwiek nie na tyle, aby odczepi³a siê ca³kowicie.
Won rzadko bezpoœrednio ingerowa³ w ¿ycie miasta. ¯y³ jakoœ z boku, g³ównie na portfelu Zacka, udaj¹c, ¿e siê czymœ zajmuje. Owszem, zdarza³y mu siê wizyty, na przyk³ad na farmie... Próbowa³, bo mia³ to po prostu zbytnio we krwi, aby nie próbowaæ. Mimo, ¿e sam osobiœcie stwierdza³, ¿e cud, ¿e go kijami nie pogoniono, w próbach nie ustawa³.
Skoñczy³ przemowê, informuj¹c¹ farmera - jak on, do cholery, mia³ na imiê? zaprawdê, wychodzi³ z wprawy... - jak cudowne i o niezwyk³ych cechach jab³ko zakupuje, po czym utkwi³ w nim wzrok, a na twarzu zawiesi³ s³odki, obrzydliwie obleœny uœmieszek. Spotka³ siê jedynie z grzecznym 'Nie, dziêkujê...'. Po zawodowym komentarzu na temat stanu jego sakiewki powlók³ siê na wzgórza, rozmyœlaj¹c. Po drodze ma³o nie potkn¹³ siê o jakieœ lisi¹tko, i stwierdzi³ w napadzie wisielczego humoru, ¿e to ca³kiem niez³y klient. Nie z³o¿y reklamacji, nie wytknie b³êdów, ba!, nawet nie powie 'nie'. Jednak szybka refleksja pt.: 'Ale zap³aciæ te¿ nie ma czym' sprowadzi³a Wona z hukiem na ziemiê. Przecie¿ wcale nie chcia³ zostawaæ handlarzem i to w dodatku TAKIM! Jego ambicje ¿yciowe naprawdê domaga³y siê czegoœ wiêcej! Czy to jego wina, ¿e ¿ycie jednak kapryœnie sprawi³o, ¿e mia³ do wyboru to, lub ¿ebractwo? Chocia¿ mo¿e ta druga opcja sprawi³aby, ¿e zyska³by wiêcej uznania w oczach ludzi, ni¿ go mia³ obecnie.
Powlók³ siê powolnym krokiem w stronê swojego czegoœ, co przy odrobinie dobrej woli mo¿na by nazwaæ domem, i po drodze ma³o nie wpad³ na May, zmierzajac¹ w stronê pla¿y. Dziecko spojrza³o przelotnie na jego twarz, skuli³o siê, po czym czymchnê³o bez s³owa pod bezpieczne skrzyd³a Yodel Farm. Won zawsze i starannie unika³ odwiedzin tam. Splun¹³ z niesmakiem, wcisn¹³ rêce g³êbiej w kieszenie p³aszcza, niemal¿e go rozrywaj¹c, po czym kontynuowa³ swoj¹ urocz¹ wêdrówkê.
- To tylko dziecko - b¹kn¹³ niepewnie Zack, przesuwaj¹c skrzynie.
- To upiór! - sprzeciwi³ siê niezbyt jasno Won - Przecie¿ normalny cz³owiek nie mia³by tyle uporu co ona! Nic tylko ³azi i ³azi po tej pla¿y i nie s³ucha, jak siê jej mówi, aby nie ³azi³a, to i tak ³azi i ³azi i ona to tak ³azi...
- Pla¿a jest dla wszystkich - zauwa¿y³ trzeŸwo Zack, jednoczeœnie dodaj¹c - Rusz siê lepiej i przesuñ o to, o tam.
- To znaczy gdzie? - zapyta³ Won, z niechêci¹ wstaj¹c z czegoœ, co przy odrobinie dobrych chêci mo¿na by³o nazwaæ ³ó¿kiem - I co?
- No tom skrzyniê o tam - wyjaœni³ Zack, powoli wymawiaj¹c s³owa.
Won, wci¹¿ nie wiedz¹cy o co chodzi, dotkn¹³ krórejœ ze skrzyñ.
- Nie tom skrzynie tylko tom skrzynie!
- Dobra, przyznajê siê, nie wiem, o któr¹ skrzyniê chodzi! Móg³byœ ³askawie jaœniej?
Zack podszed³ do owej skrzyni i przesun¹³ j¹ sam. Won wzruszy³ ramionami i przy wtórze przed³u¿aj¹cej siê ciszy klapn¹³ na ³ó¿ko.
I znów mia³ wra¿enie, jakby zrobi³ coœ bardzo nie w porz¹dku. Mi³o by by³o siê tylko dowiedzieæ, co.
Nagle drzwi siê otworzy³y i do œrodka niepewnie wsunê³a siê g³ówka, a za ni¹ reszta postaci, bez w¹tpienia p³ci ¿eñskiej, na co wskazywa³y bezdyskusyjnie czarne warkoczyki. Dziecko z zawziêciem gryz³o jakieœ jab³ko, po czym skierowa³o na niego b³yszcz¹ce oczy i szurnê³o nogami.
- Bry, proszê pana! - powiedzia³o radoœnie.
Po otrz¹œniêœciu siê z osz³omienia Won z niema³ym trudem rozpozna³ w postaci May, wnuczkê Barleya z Yodel Farm. Czego ona mo¿e tu chcieæ? Mo¿e przynajmniej zapyta³aby siê, czy wolno, czy nie przeszkadza? Ta dzisiejsza m³odzie¿...
Myœli przerwa³a zarówno refleksja, ¿e zaczyna zachowywaæ siê jak starzec, oraz rzucenie ogryzka przez dzieciaka na pod³ogê.
- Co ty robisz? - warkn¹³.
- Nic... ogl¹dam.. nigdy tu jeszcze nie by³am... Wujaszka Zacka nigdy nie by³o, a jak by³ to nie pozwala³ ogl¹daæ - wyjaœni³a beztrosko May, rozgl¹daj¹c siê z zachwytem po tej rybackiej budzie.
- Nie dziwiê siê, skoro siê tak zachowujesz - powiedzia³ oschle - Chodzi mi o to - wskaza³ na ogryzek.
- A, to! - zdziwi³ siê ten potworny bachor - Panu to przeszkadza?
- Tak, przeszkadza - powiedzia³ Won, z trudem panuj¹c zarówno nad g³osem, jak i nad wypowiedziami.
- Przepraszam. Bo ja tego, nie wiedzia³am... Tu i tak jest brudno. Nie wiedzia³am, ¿e...
- S³ucham?
Dziewczyna w sposób po prostu bezczelny zaczê³a wskazywaæ r¹czk¹ poszczególne elementy.
- No, jest tu straszliwy ba³agan, te pud³a, liny na pod³odze... i wszêdzie s¹ pajêczyny i kurz, i resztki jedzenia te¿...
- Nie pozmywaliœmy jeszcze po obiedzie! - próbowa³ siê broniæ Won.
Ten dzieciak by³ naprawdê upiorny.
- No có¿, ten posi³ek wygl¹da, jakby sta³ tu tydzieñ... - powiedzia³a z namys³em.
- Natychmiast st¹d wyjdŸ! - za¿¹da³.
Zamruga³a oczkami i zrobi³a minkê w stylu kopniêtego szczeniaka, po czym zwiesi³a t¹ czarn¹ g³ówkê i po³o¿y³a rêkê na klamce, jakby na coœ czekaj¹c.
- No, wy³aŸ! - ponagli³.
Gdy drzwi siê zamknê³y, poczu³ siê co najmniej dziwnie. Ale przecie¿ zachowa³ siê najnaturalniej jak móg³, prawda? Prawda?
May jeszcze kilkakrotnie wydawa³a siê nie rozumieæ tego prostego przekazu. Widywa³ j¹ czasami, jak kopa³a piasek, zagl¹da³a jak ciekawskie zwierz¹tko przez przybrudzon¹ szybê, a kilkakrotnie próbowa³a wejœæ do œrodka. Jednak kilka kategorycznych "WYNOCHA!" podzia³a³o zniechêcaj¹co - aczkolwiek nie na tyle, aby odczepi³a siê ca³kowicie.
Won rzadko bezpoœrednio ingerowa³ w ¿ycie miasta. ¯y³ jakoœ z boku, g³ównie na portfelu Zacka, udaj¹c, ¿e siê czymœ zajmuje. Owszem, zdarza³y mu siê wizyty, na przyk³ad na farmie... Próbowa³, bo mia³ to po prostu zbytnio we krwi, aby nie próbowaæ. Mimo, ¿e sam osobiœcie stwierdza³, ¿e cud, ¿e go kijami nie pogoniono, w próbach nie ustawa³.
Skoñczy³ przemowê, informuj¹c¹ farmera - jak on, do cholery, mia³ na imiê? zaprawdê, wychodzi³ z wprawy... - jak cudowne i o niezwyk³ych cechach jab³ko zakupuje, po czym utkwi³ w nim wzrok, a na twarzu zawiesi³ s³odki, obrzydliwie obleœny uœmieszek. Spotka³ siê jedynie z grzecznym 'Nie, dziêkujê...'. Po zawodowym komentarzu na temat stanu jego sakiewki powlók³ siê na wzgórza, rozmyœlaj¹c. Po drodze ma³o nie potkn¹³ siê o jakieœ lisi¹tko, i stwierdzi³ w napadzie wisielczego humoru, ¿e to ca³kiem niez³y klient. Nie z³o¿y reklamacji, nie wytknie b³êdów, ba!, nawet nie powie 'nie'. Jednak szybka refleksja pt.: 'Ale zap³aciæ te¿ nie ma czym' sprowadzi³a Wona z hukiem na ziemiê. Przecie¿ wcale nie chcia³ zostawaæ handlarzem i to w dodatku TAKIM! Jego ambicje ¿yciowe naprawdê domaga³y siê czegoœ wiêcej! Czy to jego wina, ¿e ¿ycie jednak kapryœnie sprawi³o, ¿e mia³ do wyboru to, lub ¿ebractwo? Chocia¿ mo¿e ta druga opcja sprawi³aby, ¿e zyska³by wiêcej uznania w oczach ludzi, ni¿ go mia³ obecnie.
Powlók³ siê powolnym krokiem w stronê swojego czegoœ, co przy odrobinie dobrej woli mo¿na by nazwaæ domem, i po drodze ma³o nie wpad³ na May, zmierzajac¹ w stronê pla¿y. Dziecko spojrza³o przelotnie na jego twarz, skuli³o siê, po czym czymchnê³o bez s³owa pod bezpieczne skrzyd³a Yodel Farm. Won zawsze i starannie unika³ odwiedzin tam. Splun¹³ z niesmakiem, wcisn¹³ rêce g³êbiej w kieszenie p³aszcza, niemal¿e go rozrywaj¹c, po czym kontynuowa³ swoj¹ urocz¹ wêdrówkê.
- To tylko dziecko - b¹kn¹³ niepewnie Zack, przesuwaj¹c skrzynie.
- To upiór! - sprzeciwi³ siê niezbyt jasno Won - Przecie¿ normalny cz³owiek nie mia³by tyle uporu co ona! Nic tylko ³azi i ³azi po tej pla¿y i nie s³ucha, jak siê jej mówi, aby nie ³azi³a, to i tak ³azi i ³azi i ona to tak ³azi...
- Pla¿a jest dla wszystkich - zauwa¿y³ trzeŸwo Zack, jednoczeœnie dodaj¹c - Rusz siê lepiej i przesuñ o to, o tam.
- To znaczy gdzie? - zapyta³ Won, z niechêci¹ wstaj¹c z czegoœ, co przy odrobinie dobrych chêci mo¿na by³o nazwaæ ³ó¿kiem - I co?
- No tom skrzyniê o tam - wyjaœni³ Zack, powoli wymawiaj¹c s³owa.
Won, wci¹¿ nie wiedz¹cy o co chodzi, dotkn¹³ krórejœ ze skrzyñ.
- Nie tom skrzynie tylko tom skrzynie!
- Dobra, przyznajê siê, nie wiem, o któr¹ skrzyniê chodzi! Móg³byœ ³askawie jaœniej?
Zack podszed³ do owej skrzyni i przesun¹³ j¹ sam. Won wzruszy³ ramionami i przy wtórze przed³u¿aj¹cej siê ciszy klapn¹³ na ³ó¿ko.
I znów mia³ wra¿enie, jakby zrobi³ coœ bardzo nie w porz¹dku. Mi³o by by³o siê tylko dowiedzieæ, co.
