4. NIESPODZIEWANY GOŚĆ
Harry obudził się następnego ranka z potwornym bólem głowy. Wszystko widział nieostro, czuł, jak głowa pulsuje mu wraz z rytmem bicia serca. Do tego miał wrażenie, jakby oczy chciały wyskoczyć mu z głowy. Poszedł do łazienki, by wziąć zimny prysznic, ale to nie złagodziło cierpienia, a Harry ze smutkiem odkrył, że po zeszłotygodniowych koszmarach nie zostało już ani kropli eliksiru przeciwbólowego. Wiedział doskonale, że nie ma wystarczającego doświadczenia w robieniu eliksirów, by wykonać samemu tę miksturę. A gdyby poszukał pomocy u Severusa, mężczyzna na pewno zapytałby, dlaczego Harry potrzebuje tego eliksiru, a on naprawdę nie chciał wspominać o swoich nocnych "przedstawieniach" z Voldemortem i jego sługami w rolach głównych.
Z drugiej strony był śmiertelnie zmęczony. Nocne zdarzenia, przybycie Eriki, śmierć starszego mężczyzny i rozmowa z Dumbledore'm wycisnęły energię z jego ciała i umysłu. Nie mógł jednak poddać się i pozwolić rzeczom po prostu dziać się wokół niego. Dzisiaj musiał zapoznać się z nową dziewczyną, spotkać Syriusza (jak zawsze) i Severusa (z jego zmiennymi humorami), i zupełnie nie czuł się na siłach, by stanąć z nimi twarzą w twarz. A już z pewnością nie z takim bólem głowy.
Harry opadł z powrotem na łóżko, by z zamkniętymi oczami choć przez kilka minut spróbować się odprężyć, kiedy zaskoczył go odgłos pukania w okno.
Brązowa sowa z Hogwartu siedziała na parapecie z wielkim, dobrze znanym listem przywiązanym do łapy. Harry wstał i podszedł chwiejnym krokiem do okna, masując kark. Wzrok znowu miał rozmazany.
Przeklęty ból głowy!
- Co mi przyniosłaś, mała? - zapytał sowy, która wyciągnęła nogę i pokazała Harry'emu kopertę. Najwyraźniej nie polubiła go zbytnio, ponieważ gdy tylko Harry odwiązał list, zahukała i wyleciała przez okno.
Harry zdołał ponownie przejść przez pokój i położył się z powrotem na łóżku. Położył kopertę na stoliku nocnym i przycisnął palcami skronie. W tym stanie nawet SUMy nie wydawały mu się ważne. Wyniki mogły poczekać. Harry jęknął z poczuciem całkowitej bezsilności.
Nagle otworzyły się drzwi.
- Quiet! Quiet! Dostałam trzynaście SUMów i mam wynik dziewięćdziesiąt trzy procent!
W odpowiedzi Harry złapał poduszkę i przycisnął ją do głowy.
- Nie wrzeszcz Hermiona! Głowa mi pęka! - poskarżył się, ale Hermiona nie przejęła się tym.
- No dalej! Zobaczmy twoje wyniki!
- Nie jestem ich ciekawy! Przynieś mi lepiej coś przeciwbólowego! - Harry jęknął głośno.
- Quietus, proooooszę - błagała Hermiona. Harry machnął ręką.
- No dobra. Ale pod jednym warunkiem: nie wrzeszcz!
Kiwnęła głową (choć, oczywiście, Harry nie widział tego) i otworzyła list z wielką ciekawością.
- Och..! - pisnęła, a Harry chrząknął z wyrzutem. - Zaliczyłeś trzynaście SUMów, jak ja, ale twój wynik... jest niesamowity!
Harry wzruszył ramionami, chociaż wiedział, że jego obojętność nie powstrzyma Hermiony przed zbyt głośnym jak na jego gust entuzjazmem.
- Dziewięćdziesiąt osiem i trzy dziesiąte procenta!!
Harry znowu wzruszył ramionami, ale myśl, że powie dziś Severusowi o swoim wyniku, ogrzała go wewnętrznie. Mężczyzna będzie z niego dumny.
Teraz Hermiona nareszcie zauważyła, że z Harry'm jest coś nie tak. Wybiegła z pokoju, ale szybko wróciła z małą buteleczką.
- Myślę, że Erika dostanie od Madame Pompfrey następny dziś po południu. Wypij to - powiedziała, wyjmując poduszkę z uchwytu Harry'ego. Harry wypił posłusznie eliksir i po kilku minutach wyniki wydawały mu się już bardziej interesujące. Zaczął widzieć normalnie, a jego głowa przestała odzywać się echem z każdym uderzeniem serca.
- Dzięki. - Spojrzał na Hermionę z wdzięcznością. - To było okropne.
Uśmiechnęła się i pociągnęła go za rękę.
- Chodź na śniadanie. Ona też tam będzie.
- Ona? - zapytał Harry mrugając z zamieszania.
- Erika, idioto.
- Rozumiem - wymamrotał nieszczęśliwie Harry. Nie wiedział, czy powinien być zadowolony czy nie, z powodu przybycia trzeciej dziewczyny do domu. Humor mu się pogorszył, gdy stwierdził, że nigdzie nie widać Syriusza i innych członków Zakonu (Syriusz poszedł na kurs jazdy samochodem), a przy stole siedzą dwie paplające dziewczyny: ta nowa i Ania. Nawet ślepiec zauważyłby, że się przyjaźnią
- Cześć - Harry uśmiechnął się.
- Cześć Quiet, wyobraź sobie, to jest Erika! Opowiadałam ci o niej, pamiętasz? - Ania rzuciła się Harry'emu na szyję, pocałowała w policzek i przyciągnęła bliżej do siedzącej dziewczyny. Harry zaczerwienił się a Hermiona zachichotała.
- Zdrajczyni - wymamrotał Harry pod nosem i wygiął usta w wymuszony uśmieszek. - Jestem Quietus Snape. Miło mi poznać - powiedział i wyciągnął rękę w kierunku nowej dziewczyny.
Spojrzała na niego i przez chwilę Harry miał uczucie déja vu: był pewny, że gdzieś już tę twarz widział: ciemno brązowe, prawie czarne oczy, aksamitne czarne włosy, jasna cera, trójkątna twarz. Czas zatrzymał się na chwilę, kiedy przyjęła jego wyciągniętą dłoń.
- Erika Knight. Cała przyjemność po mojej stronie - powiedziała stanowczo. Czy to wyobraźnia Harry'ego, czy trzymała jego dłoń trochę dłużej niż normalnie? - Czy jesteś spokrewniony z Severusem Snape'm? - zapytała nagle.
- Taak, coś w tym rodzaju. Dlaczego pytasz? - odparł zdziwiony Harry.
- Nasz podręcznik do Eliksirów napisał przez niejaki Severus Snape, więc kiedy usłyszałam twoje nazwisko zastanawiałam się, czy jesteś jego krewnym.
- Quietus jest jego synem - wyjaśniła Hermiona, kiedy Harry nic nie odpowiedział. Erika jakby dopiero wtedy zauważyła, że w pokoju przebywa ktoś jeszcze. Właściwie Erika nie wyglądała na zadowoloną z obecności Hermiony. Harry zmarszczył brwi, próbując zgadnąć, co nowa dziewczyna miała do Hermiony.
- Och - Erica uśmiechnęła się szeroko do Harry'ego, który spojrzał na nią ze zdziwieniem. Zatrzepotała zalotnie rzęsami i odwróciła się. Harry przełknął ślinę, spoglądając na Hermionę, która chichotała cicho. Oczy Harry'ego rozszerzyły się. Czy to znaczyło, że ta nowa dziewczyna flirtowała z nim? Na tę myśl zrobiło mu się niedobrze. Po pierwsze: wiedział, że nie jest zbyt przystojny, raczej wręcz odwrotnie: miał cienkie, krótkie, ale lekko przetłuszczone włosy, bladą skórę z ziemistym odcieniem, wysokie i wystające kości policzkowe oraz duży nos - ale na szczęście nie haczykowaty jak u Severusa, bo nigdy go sobie nie złamał. Kiedy usiłował przełknąć kęs grzanki, pomyślał nagle o Leah i resztki jego apetytu ulotniły się.
Leah... jak mógł być takim idiotą, aby pomyśleć, że dziewczyna naprawdę go LUBIŁA? Albo nawet więcej: polubiła właśnie JEGO, ze wszystkich ludzi? Severus nie był przystojnym mężczyzną, Quietus senior również nie, a on był do nich tak podobny... Był głupi, kiedy myślał, że taka piękna dziewczyna jak Leah uważała go za choć trochę atrakcyjnego! To powinno być oczywiste od pierwszej chwili!
A teraz... Ta nowa dziewczyna (Harry nie potrafił nazywać jej Eriką nawet w myślach) flirtowała z nim, albo coś w tym rodzaju... To mogło oznaczać tylko jedną rzecz: pułapkę. Albo... ona po prostu chciała się pokazać z synem autora książki do Eliksirów... Ale ta ostatnia myśl była tak głupia, że Harry nie mógł powstrzymać krótkiego chichotu.
Obie dziewczyny spojrzały na niego ciekawie. Harry przewrócił oczami i wstał.
- Myślę, że ja... - ale nie dokończył.
- Och, daj spokój, Quietus - przerwała mu Hermiona. - Nie ma powodu do takiego pośpiechu! - Harry nie mógł uwierzyć, że Hermiona próbuje go zmusić by został. Z tą głupia dziewuchą, która...
Która uśmiechała się do niego. Żołądek Harry'ego wzburzył się i zrobiło mu się niedobrze.
- Nie mogę, Hermiona. Przepraszam - powiedział i uciekł.
Z pewnością nie chciał żadnych więcej "dziewczyn", ani nic w tym guście. Hermiona jako przyjaciółka (nie jako dziewczyna!) wystarczała mu. Mógł nawet z nią spać, jeśli chciał! Uśmiechnął się szeroko na tę myśl. A jeszcze szerzej na myśl o wściekłej minie Syriusza.
Cóż, kochał Syriusza, ale jego zachowanie było trochę irytujące.
Nie mógł się doczekać, kiedy Severus wyjdzie ze szpitala.
-----
Severus uznał za miłą niespodziankę, że chłopak pojawił się wcześniej niż zazwyczaj,
ale nie okazał tego. W zamian uśmiechnął się szyderczo (lekko, nic
przerażającego) i westchnął z udawaną irytacją.
- Więc postanowiłeś torturować mnie swoją nieznośną obecnością nawet dłużej - jęknął, a chłopak, ku jego zdumieniu, uśmiechnął się szeroko. Może naprawdę go znał, pomyślał mężczyzna.
- Otrzymałem dzisiaj swoje SUMy - powiedział Harry i podał mu brązową kopertę z Hogwartu. Snape uniósł brew i posłał chłopakowi długie, badawcze spojrzenie. Chłopak poruszył się niespokojnie i wskazał na kopertę. - Myślę, że powinieneś na to spojrzeć - wymamrotał.
- Powinienem? - Severus znowu uniósł brwi. Chłopak wygiął usta.
- To nie jest konieczność. Chciałem tylko, żebyś zobaczył to na własne oczy. Jeśli dobrze pamiętam, to ty otrzymałeś trzynaście SUMów i wynik dziewięćdziesiąt pięć procent. Mam nadzieję, że nie zrujnowałem za bardzo reputacji Snape'ów.
Coś w ruchach chłopaka było takie znajome... Czy to mogły być gesty Anny? pomyślał Severus i westchnął.
Nadal nie wiedział, w co wierzyć.
Chciał wierzyć, że on (Quietus - spróbował nazwać go tym imieniem, ale nawet sama myśl o tym imieniu powodowała ból głowy)... że chłopak był naprawdę synem jego i Anny. Te znajome gesty wydawały się potwierdzać jego życzenia... ale oszukiwał się zbyt wiele razy w swoim życiu, więc nie mógł pozwolić, by jego ukryte emocje przysłoniły mu umysł. Ostrożnie Severus sięgnął po kopertę i otworzył ją powoli.
- Och... - to było wszystko, co mógł powiedzieć przez chwilę. Wyniki chłopaka były naprawdę niesamowite. - Nigdy nie widziałem tak wysokiego wyniku - dodał ciszej, ale chłopiec tylko wzruszył ramionami.
- Twój brat miał jeszcze wyższe. Otrzymał maksymalne wyniki...
- Niemożliwe - warknął Severus, ale dzieciak nie przejął się tym.
- Daj spokój, Severusie! Czemu bym to mówił, gdyby nie była to prawda?
Czemu? Rzeczywiście. Cóż, chłopak wspominał dzień wcześniej, że Qui... eee... jego brat był Krukonem i spodziewanym następcą Dumbledore'a.
- Nienawidzę tego, że wiesz więcej o moim życiu niż ja - wymamrotał Snape ponuro.
- Mogę ci pomóc wypełnić te... dziury, jeśli chcesz - Severus spojrzał na niego i nagle dostrzegł jasno zielone oczy chłopaka.
Zielone oczy.
Anna miała brązowe, piękne brązowe oczy. On miał czarne. Więc chłopak nie był jego... Pierś Severusa ścisnęło okropne uczucie szoku i rozczarowania. Ale... Stop! Ten przeklęty Black chyba miał zielone oczy, o ile dobrze pamiętał. A może to był ojciec Anny? Możliwe. Severus westchnął z ulgą.
Ale w takim wypadku, dlaczego chłopak powiedział, że jego matka była pochodzenia mugolskiego?
- Severusie? - zobaczył zatroskaną twarz chłopaka. - Czy coś się stało?
- Masz zielone oczy - powiedział, nadal pogrążony w myślach.
Czy zobaczył przebłysk strachu w oczach chłopaka?
- Oczywiście - odparł chłopiec. - Odziedziczyłem je od strony mojej matki.
Był więc synem Anny. Ciasna obręcz wokół piersi Snape'a rozluźniła się.
- Otrzymałem kolejny list tego ranka - usłyszał Severus. Spojrzał zagubiony w te jasno zielone oczy. - Ze szkoły - Severus wziął drugą kopertę i otworzył ją.
Obaj siedzieli w ciszy przez chwilę.
- Cóż, to było niespodziewane - zdołał wreszcie powiedzieć Severus.
- Taak - odparł chłopak i poruszył się niespokojnie.
- Na ogół Prefekci Naczelni wybierani są z siódmego roku.
- Wiem. Ale... Jutro kończę siedemnaście lat. - Chłopak uśmiechnął się. - A pojutrze wreszcie cię stąd wypuszczą.
- A ty wprowadzisz się do mnie - Severus uśmiechnął się szyderczo, ale nie włożył w to serca.
- Jeśli mi pozwolisz...
W oczach chłopaka była tęsknota i niepewność. Ku swojemu własnemu zdziwieniu, Severus stwierdził, że naprawdę chce, aby chłopak z nim zamieszkał.
- Jestem twoim prawnym opiekunem, jeśli dobrze pamiętam słowa Dumbledore'a. To znaczy, że będziesz ze mną mieszkać. A skoro ja nie chcę przeprowadzać się do domu Blacka, ty musisz przeprowadzić się do mojego, przepraszam.
- Przepraszasz? Za co?
- Black i ja nie jesteśmy przyjaciółmi.
Oczy chłopaka zalśniły wesołością.
- To mało powiedziane, Severusie! - Szybko jednak opanował swój wyraz twarzy. - Ale zawarliście pokój zeszłego lata i od tego czasu jesteście dla siebie uprzejmi.
"Pewnie zrobiliśmy to dla Anny" pomyślał Severus. Niestety, chłopak wyglądał za bardzo na Noblestone'a, by można było rozpoznać w nim cechy Anny... ale przynajmniej było absolutnie pewne, że jest Snape'm.
Po raz pierwszy od chwili, kiedy Severus odzyskał przytomność w szpitalu, przyjrzał się chłopcu dokładniej. Miał czarne włosy, krótko ostrzyżone, ale z jakiegoś powodu zaczesywał je gładko na czoło. Zielone oczy, wysokie kości policzkowe, duży nos - ale usta chłopca nie były tak wąskie jak jego. Nawet cała budowa twarzy wydawała się bardziej krągła. Ale bez wątpienia był Snape'm.
- Wyglądasz jak ja - słowa Severusa zaskoczyły chłopaka, który w międzyczasie zaczął przeglądać artykuł w Proroku Codziennym. Podniósł oczy, a potem się uśmiechnął.
- Ostatnim razem, kiedy to powiedziałem, odpowiedziałeś, że wyglądam jak moja babka.
Ach! Jego matka. Severus mógł przywołać w pamięci jej twarz, ale uczucia, które łączyły się z obrazem mentalnym były niepewne i niepokojąco puste.
- Co czytasz? - zmienił temat.
- Piszą tu, że proces Lucjusza Malfoy'a rozpocznie się w przyszłym tygodniu. - W oczach chłopaka pojawiło się zatroskanie. - Najprawdopodobniej będę zmuszony wziąć w nim udział jako świadek.
Humor Severusa nagle się pogorszył.
- Nie.
- Muszę. Będę pełnoletni i byłem tam, kiedy zabił panią Figg...
- Możesz odmówić bycia świadkiem.
- Ale ja nie chcę.
Temperatura pomieszczenia nagle zdała się wzrosnąć.
- Nie. Będziesz. Zeznawał - wycedził Severus powoli i stanowczo. Chłopak westchnął.
- Wiem, Severusie, że zostanie skazany na dożywocie nawet bez mojego udziału. I wiem, że myślisz, że go lubisz. NIE! - podniósł rękę, kiedy Severus spróbował mu przerwać. - Powiedziałem "myślisz", ponieważ nie pamiętasz pewnych rzeczy. - Głos chłopka był teraz tylko cichym szeptem. - Ostatniego lata on był jednym z twoich oprawców. On... on... - chłopak przełknął ślinę - zmiażdżył ci dłonie. Madame Pompfrey spędziła kilka godzin na ich leczeniu.
Severus popatrzył na swoje dłonie. Chłopak kłamał... prawda? To była ulubiona zabawa Lucjusza z jego ofiarami... Ale Severus z pewnością nie był dla niego zwykłą ofiarą! Oni byli przyjaciółmi! Był ojcem chrzestnym Draco! Lucjusz z pewnością nie skrzywdził go w ten sposób! A jednak... kiedy badał swoje dłonie, przypomniał sobie o dziwnym uczuciu lekkiego bólu, który atakował go za każdym razem, kiedy starał się zrobić w szpitalnym laboratorium coś, co wymagało precyzji i staranności. Czy to było...? To musiało być... Żadne rany zadane przez Śmierciożerców nie mogły być wyleczone do końca, z powodu mrocznych intencji, które leżały za tymi odrażającymi czynami. Przypominało to efekty Niewybaczalnych: ich skutki nigdy nie mogły zostać usunięte bez reszty - zagłębiały się głęboko w podświadomość ofiary.
Severus uśmiechnął się oschle. Nie pamiętał zdarzeń, ale część jego umysłu nadal nosiła wspomnienia o tamtych dniach.
- Przynajmniej nie był to Avery - mruknął z fałszywą radością.
- Avery torturował Ha... Pottera - powiedział nagle chłopak dziwnym, cienkim głosem.
Severus skrzywił się.
- Miał więc szczęście, że zginął. - Uśmiechnął się szyderczo.
Chłopak głośno przełknął.
- Dlaczego?
- Mroczna Magia - odpowiedział Severus bez zastanowienia. - Każde podobne zdarzenie przywołuje tak silnie wspomnienie, że cięcia mogą się otworzyć ponownie, nawet jeśli tylko skaleczy się palec nożem...
- Jak długo to może trwać? Z pewnością wspomnienia z czasem się zacierają... - wtrącił chłopak.
Usta Severusa wykrzywiły się.
- O nie. To jest trwałe mroczne zaklęcie. Nie może zostać wyleczone czy osłabione. - Ale dlaczego twarz chłopaka tak zbladła?
- Co do Malfoy'a... - Chłopak nagle zaczął mówić dalej. - Jako dyrektor szkoły odegrał ważną rolę w moim porwaniu. Gdyby nie ty i moi przyjaciele, zostałbym zabity przed wszystkimi Śmierciożercami jako przykład. Powoli i boleśnie.
Coś w piersi Severusa zamarzło na tę myśl. Wiedział dokładnie, o czym mówił chłopak. Ale sama myśl, że jego SYN zostałby zabity w ten sposób...
- Co zrobiłem? - wyszeptał.
- Ogłuszyłeś Malfoy'a i przebrałeś się za pomocą Eliksiru Wielosokowego. Najpierw starałeś się skontaktować z Dumbledore'm, ale Zakon nie mógł ci pomóc: niedługo przed moim porwaniem miało miejsce kilka ataków na mugolskie rodziny, które miały dzieci czarodziejów. Dumbledore, jako były dyrektor, znał je, więc on i Zakon ruszyli im z pomocą. Ty zaalarmowałeś Lupina, który poszedł za tobą z kilkoma Gryfonami, ale wszystko co mogliście zrobić, to rozproszyć uwagę Śmierciożerców. Wszystko wydawało się beznadziejne, kiedy przybyli Aurorzy Ministerstwa...
- Skąd wiedzieli gdzie iść?
- McGonagall zawiadomiła ich i przekazała dokładny adres.
- A skąd ona go znała?
- Ostatniego lata Lupin i Black znaleźli Czarny Dwór, kiedy nas szukali. Lupin podejrzewał, że to jest najnowsze miejsce spotkań sił Voldemorta. Przed odejściem poprosił Hermionę, żeby poszła i powiedziała o tym McGonagall...
- Kiedy szukali nas ? - przerwał mu Severus.
Na chwilę chłopak zamilkł i zmarszczył brwi. Potem wzruszył ramionami.
- Och, daj spokój! Przejęzyczyłem się. Kiedy szukali was, oczywiście.
Severus przez chwilę przyglądał się podejrzliwie chłopakowi i bardzo niepokojące uczucie zatamowało mu oddech.
- Nie byłeś tam, prawda? - Miał nadzieję, że Voldemort nie torturował jego syna.
- Nie - powiedział stanowczo chłopak. - Po prostu źle się wyraziłem.
Powoli Severus wypuścił powietrze, które wstrzymywał i nawet jego walące serce zaczęło zwalniać. - Dzięki Bogu - wyszeptał pod nosem i poczuł, jak w piersi rodzą mu się nowe uczucia: troska o syna, i jako konsekwencja tego: silna nienawiść do Voldemorta oraz jasne zrozumienie swojej decyzji o zmianie stron. Jeśli miał chociaż w części podobne opiekuńcze uczucia względem brata, to nic dziwnego, że jego śmierć zmieniła jego życie raz na zawsze.
-----
Kiedy Harry dotarł do domu, nadal trząsł się potężnie. Głupie przejęzyczenie!
Prawie się ujawnił! Ale Severus... zachował się tak dziwnie. Nie był dzisiaj w
tym swoim spokojnym, jakby utajonym stanie ciągłej paranoi. Zachowywał się jak
jego Severus: wydawał się zmartwiony i w jakiś sposób zdeterminowany.
Co mogło spowodować taką zmianę? Czy Severus przywykł do myśli, że Harry był jego synem? Harry zadrżał. To byłaby katastrofa. Jeśli wreszcie odkryje prawdziwą tożsamość Harry'ego po miesiącach wiary, że ten jest jego synem... Och nie.
Powinien powiedzieć prawdę Severusowi. Nawet, jeśli Dumbledore się nie zgodzi. Harry ryzykował, że straci go na zawsze.
- Cześć, Quiet - Hermiona uśmiechnęła się do niego z sofy. Siedziała tam z podwiniętymi nogami i czytała. - Coś się stało?
- Prawie się wsypałem - mruknął Harry ponuro i usiadł obok niej. - Gdzie jest twoja nowa przyjaciółka?
- Erika? - Hermiona potrząsnęła głową. - Ona nie jest moją przyjaciółką. I jest w pracowni z Dumbledore'm i swoimi rodzicami. Co z profesorem Snape'm?
- Dlaczego? - Harry zignorował ostatnie pytanie Hermiony.
Hermiona przewróciła oczami.
- Pomyśl. Wczoraj straciła dziadków. Została zaatakowana. Z pewnością rodzice chcą się dowiedzieć, co się stało, jak i dlaczego.
- Myślę, że wiedzą dlaczego. W końcu z tego powodu opuścili Brytanię.
- Och, rozumiem - Hermiona przytaknęła. - A co z twoim ojcem?
- Nie wiem - wymamrotał Harry. - Zachowywał się tak... po ludzku... - Harry otworzył usta, aby wyjaśnić, co się stało wcześniej, ale przerwał mu głośny krzyk.
- NIE, ALBUSIE! POSŁUCHAŁEM CIĘ PIĘTNAŚCIE LAT TEMU, ALE TERAZ CHCĘ WALCZYĆ! NIE KAŻ MI WRACAĆ DO DOMU PO TYM, JAK ZAMORDOWANO MOICH RODZICÓW!
Hermiona i Harry wymienili zaskoczone spojrzenia. Po krótkiej ciszy:
- HOGWART BYŁ WYSTARCZAJĄCO BEZPIECZNYM MIEJSCEM, BY CHRONIĆ HARRY'EGO POTTERA!
Znowu cisza.
- NIE!
Cisza.
- ZOSTAŁ ZABITY PODCZAS WAKACJI! ZOSTANIEMY TUTAJ! JESTEŚMY DOROŚLI! NIE MOŻESZ ROZKAZYWAĆ NAM PRZYJŚĆ CZY ODEJŚĆ, KIEDY TOBIE SIĘ ZACHCE! CHCĘ SAM PODEJMOWAĆ MOJE WŁASNE DECYZJE!
Hermiona uśmiechnęła się, rozbawiona. Harry mruknął:
- Zgadzam się...
Kilka minut później podekscytowana Erika została wyproszona z gabinetu. Była tak nieswoja, że nawet nie próbowała flirtować z Harry'm. Upadła na krzesło w teatralnej pozie.
- Zostajemy w Brytanii - powiedziała.
- Taak - przytaknęła Hermiona. - Słyszeliśmy to.
- Tata był trochę nerwowy - wyjaśniła szybko Erika. Najwyraźniej poczuła się lepiej, ponieważ nałożyła nogę na nogę i pochyliła głowę, pozwalając włosom opaść na twarz. W jej zamierzeniu to miał być atrakcyjny widok, pomyślał Harry, ale wszystko, co mógł zrobić, to powstrzymać dławiący go śmiech.
Doprawdy, dlaczego eee... no cóż, piękna dziewczyna chciała przyciągnąć uwagę takiego brzydkiego typa jak on? Nie wspominając o tym, że sposób zachowania Eriki raczej odpychał Harry'ego, skuteczniej niż cokolwiek innego.
Harry'emu więc od razu ulżyło, kiedy państwo Knight opuścili Black Manor wraz ze swoją córką. Skorzystał z okazji i zaatakował Dumbledore'a.
- Proszę pana, Severus zostanie pojutrze wypuszczony ze szpitala. Nie będę go już więcej oszukiwał. Dzisiaj omal nie wymknęło mi się...
- Quietus, musisz to robić.
- Nie widzę powodu, dlaczego. Nawet jeśli nie lubi Harry'ego Pottera, to myślę, że jest wystarczająco dobrym aktorem, by grać odpowiednio swoją rolę. Zwłaszcza, że w Hogwarcie już nie będę mieszkał z nim, tylko w Wieży Gryffindoru. Nie jestem już także niewydarzonym bałwanem na Eliksirach. Myślę, że mogę zdobyć jego szacunek jako ja, sam. I nadal jestem jego bratankiem.
- Nie, Quietus. Nie możemy ryzykować jego równowagi...
- TO NIE JEST RYZYKO! - wrzasnął Harry, ale zaraz zmusił się do ściszenia głosu. - Wszyscy wiedzą, że rzucił na siebie Obliviate. To może być dobrym wytłumaczeniem jego zmienionego zachowania w stosunku do mnie...
- Harry, posłuchaj mnie. - Twarz dyrektora była wyjątkowo poważna. - Nienawiść Severusa do Harry'ego Pottera, z jakichś niezrozumiałych powodów była niezwykle silna. W rzeczywistości, gdybyście nie byli krewnymi to wątpię, czy by ciebie zaakceptował...
- Zaakceptował mnie na długo przedtem, zanim dowiedzieliśmy się o naszym pokrewieństwie!
- Tak, w zupełnie ekstremalnej sytuacji, Harry. Ale teraz nie mamy szansy stworzenia podobnej.
- Moglibyśmy mu wytłumaczyć...
- Reaguje zbyt emocjonalnie i za bardzo kieruje się swoimi uprzedzeniami, aby zaakceptować taki fakt.
- Nieprawda!
- Harry! - wykrzyknął niecierpliwie Dumbledore. - Pomyśl o tym trochę! Nienawidził ciebie z powodu twoich rodziców. Był do ciebie tak uprzedzony, że nic, co robiłeś, nie mogło przekonać go o tym, że jest w błędzie! Próbowałem rozmawiać z nim o tobie wielokrotnie. Nie słuchał. Odmówił odbycia nawet krótkiej rozmowy z tobą. Skreślił cię, gdy miałeś jedenaście lat. Owszem, bronił cię, ale dlatego, że twoja matka była wystarczająco sprytna, aby zmusić go do złożenia przysięgi na jego brata...
- Czy mówi mi pan, że nie jest dobrym człowiekiem? - warknął Harry.
- Nie. Mówię ci, że nie jest człowiekiem racjonalnym. Nie możesz mu nic wyjaśnić. Nie możesz go oświecić. Cóż, jeśli by cię kochał, to możesz, ale w innym wypadku musisz użyć emocjonalnych argumentów i naciskać go, aby coś zrobił.
Harry otworzył usta by zaprotestować, ale słowa Dumbledore'a uciszyły go. Była w nich szczera prawda. Cholera, on naprawdę wiedział to wszystko o Severusie! Był taki podobny do Syriusza - nic dziwnego, że obaj nienawidzili się z taką zawziętością...
Ale...
Tak, było zbyt dużo tych "ale".
- Domyśli się, dyrektorze - powiedział wreszcie Harry. - Domyśli się wreszcie i to zniszczy nieodwracalnie naszą relację. Może i nie jest racjonalnym człowiekiem, jeśli chodzi o jego relacje z innymi, ale to nie znaczy, że jest idiotą. Pozbiera kawałki do kupy i domyśli się w najgorszym momencie, zobaczy pan...
- Musisz więc uważać, Harry - odrzekł mu w końcu dyrektor. - Trwa wojna i chcę, abyś był pod opieką Severusa. Jest potężnym i znakomicie wyszkolonym czarodziejem. Gdyby nie on, już byś nie żył.
- Wiem - powiedział chrapliwie Harry. - Ale...
- Nie, panie Snape. - Nagle w głosie Dumbledore'a zabrzmiały kategoryczny ton, co dowiodło Harry'emu, że nie ma miejsca na dyskusje. - Będziesz się zachowywał jak jego syn. Żadnych protestów. Muszę iść. - Wstał. Harry poszedł za nim. - Bądź ostrożny. Wszystko będzie dobrze.
Kiedy Dumbledore zniknął w płomieniach kominka, Harry wymamrotał ponuro:
- Nie zgadzam się.
-----
Tej nocy Harry i Hermiona znowu siedzieli w bawialni, nie mogąc spać. Hermiona,
okręcona kocem, patrzyła bezmyślnie w płomienie, przyglądając się, jak tańczą w
kominku. Harry przeglądał "Mroczne Wojny w XX wieku" z miernym
zainteresowaniem. Od czasu do czasu czytał jakieś ciekawsze akapity, cały czas
pamiętając o tym, że za niecałą godzinę będzie miał szesnaście lat. To była
spokojna noc i Harry był pewny, że to będą najlepsze urodziny w jego życiu (z
wyjątkiem może tej nocy, kiedy po raz pierwszy spotkał Hagrida). Czasami zerkał
na zegar ścienny, aby się upewnić, że nie przegapi tego momentu, a kiedy
zrozumiał, że Hermiona zauważyła jego spojrzenia, uśmiechnął się
przepraszająco.
Hermiona wzruszyła ramionami.
W następnej chwili kominek eksplodował. Różnobarwne iskierki i popiół wypełniły pokój, kiedy ktoś wypadł z płomieni i runął na dywan przed sofą. Hermiona krzyknęła, Harry skoczył na równe nogi i wycelował różdżkę w późnego gościa.
Jednak nie wyglądało na to, by przybysz chciał ich zaatakować. W rzeczywistości nawet się nie poruszał.
Harry opuścił różdżkę (do tego czasu Hermiona również miała swoją w ręku) i podszedł do nieruchomego ciała. Kiedy pochylił się, omal nie zemdlał.
- To Ares! - Odwrócił swojego przyjaciela na plecy. - Jest nieprzytomny.
- To cholernie oczywiste - wymamrotała Hermiona, ku zaskoczeniu Harry'ego. Hermiona przeklinała? Dziewczyna wzruszyła ramionami i odłożyła różdżkę na stolik.
- Hermiona, kto dzisiaj ma dyżur? - zapytał Harry, podczas gdy sprawdzał skaleczenia na twarzy i szyi Aresa.
- Fletcher, jak prawie zawsze - westchnęła Hermiona i pośpieszyła w kierunku drzwi. - Przyprowadzę go.
Harry tylko przytaknął, skupiając uwagę na Aresie. Chłopiec pojawił się w bardzo złym stanie. Harry nie widział zbyt wielu siniaków, ale skutki przeróżnych zaklęć nadal były widoczne. Harry rozpoznał je po reakcjach mięśni, jakie powodowały. Głównie Tormenta, ale nie w swojej edukacyjnej wersji, jak stwierdził ze smutkiem.
Nieprzytomny chłopak zadrżał i Harry przykrył go ciepłym kocem Hermiony, podczas gdy czekali na przybycie Fletchera. Nie musieli czekać długo.
- Żyje? - było pierwszym pytaniem Fletchera, kiedy wszedł do pokoju. Szybko zgasił ogień w kominku.
- Tak. Rzucano na niego różne zaklęcia, ale jutro powinno być dobrze. Nie potraktowano go żadnym Niewybaczalnym.
- Zobaczymy - Fletcher uklęknął obok Aresa i sprawdził go dokładnie swoją różdżką. - Żadnych Niewybaczalnych, nawet Imperius. Dzięki Merlinowi.
- Uderzono go kilkakrotnie Biczującym Zaklęciem - westchnął Harry, obserwując ręce Fletchera.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał Fletcher i zdjął z Aresa koszulkę.
- Reakcja skóry. Nie był chłostany w rzeczywistości, bo nie ma poprzecinanej skóry, ale te siniaki na całym ciele - Harry wskazał niektóre - zdradzają, co się stało. Niektóre z nich mają przynajmniej tydzień - dodał ze smutkiem.
- Nie potrzebuje profesjonalnej opieki, ale muszę zaalarmować dyrektora. Nie wiem, jak się tutaj dostał... - Fletcher wstał.
- Powiedziałem mu, żeby tutaj przyszedł w nagłej potrzebie - powiedział Harry.
Twarz Fletchera pociemniała z gniewu.
- Dumbledore nie będzie zachwycony - powiedział. - I ja również nie jestem. To było bardzo nieodpowiedzialne z twojej strony.
- Co miałem mu powiedzieć? - warknął Harry. - Jego rodzice są Śmierciożercami. Jego matka chciała, aby do nich dołączył. Miałem się z nią zgodzić? Ares nawet zaproponował mi, że da się naznaczyć i będzie szpiegiem dla Zakonu. To ja go przekonałem, żeby tego nie robił. - Spojrzał poważnie Fletcherowi w oczy. - Myślę, że Zakon powinien bardziej uważać na dzieci ze Slytherinu. Nie są przygotowane, by poradzić sobie ze swoimi problemami. Wiem, że głupią rzeczą było zaoferowanie mu schronienia tutaj, ale nie mogłem wymyślić niczego innego. Tutaj jest pod ochroną...
- Ale jego matka i wtyczki Sam-Wiesz-Kogo w Ministerstwie mogą nas z łatwością namierzyć. System Fiuu nie jest bezpieczny.
- Ale my nie możemy się aportować. A portkey'e są rzadkie i można ich użyć tylko raz, poza tym trzeba mieć zezwolenie Ministerstwa na ich użycie. A widzę po jego stanie, że to była naprawdę wyjątkowa sytuacja.
Fletcher wreszcie się poddał i poszedł zawiadomić dyrektora. Hermiona z Harry'm lewitowali Aresa do pokoju Harry'ego i położyli go na jego łóżku.
Tam znalazł ich Dumbledore. Nie wyglądał na szczęśliwego. W rzeczywistości dyrektor był wyczerpany, jego twarz głęboko znaczyły bruzdy zmęczenia i irytacji.
- Następnym razem, kiedy będziesz komuś chciał zaoferować coś takiego, Quietusie, powiedz nam wcześniej, proszę - powiedział, oglądając Aresa.
- Chciałem tylko mu pomóc.
- Zagroziłeś innym swoją lekkomyślnością!
- Jesteśmy pod Fideliusem. Nikt nie może nas znaleźć, nawet jeśli tańczyłby przed naszym domem! - warknął Harry.
- Nie mogą nas znaleźć, ale mogą znaleźć Kwate...
- Mam nadzieję, że nie dyrektorze - słaby głos przerwał Dumbledore'owi. - Nie przyszedłem bezpośrednio tutaj. - Ares spróbował usiąść, Hermiona szybko mu pomogła. Kiedy wreszcie siedział wygodnie, powiedział: - Poszedłem najpierw do Dziurawego Kotła. Poczekałem tam dwadzieścia minut i potem poszedłem do Św. Mungo. Przyszedłem tutaj ze szpitala.
- Kto ci to zrobił? - zapytał Harry wskazując na sińce. Ares zaczerwienił się.
- Mój wuj. Ogłuszyłem go i uciekłem - wymamrotał sucho. Potem podniósł głowę i spojrzał na dyrektora. - Nie chciałem dołączyć do Sam-Wiesz-Kogo. Moja matka chciała, żebym rzucił szkołę, ponieważ dostałem wystarczająco SUMów, aby zająć właściwe miejsce w kręgu Czarnego Lorda... Oparłem się. Potem zaprosiła brata ojca, by mnie przekonał - Ares spuścił wzrok. - On... on był bardzo agresywny. Przychodził co trzeci dzień i mnie bił. Dzisiaj chciał mnie zabrać do... Sam-Wiesz-Kogo. Myślę, że by mnie zabili, z powodu odmowy. - Odetchnął głęboko. - Panie dyrektorze, przepraszam za te kłopoty. Nie wiedziałem...
- Ty nie musisz przepraszać, młodzieńcze - westchnął Dumbledore i znowu popatrzył na Harry'ego. - Za to pan Snape powinien się ze mną skontaktować przed podjęciem tak niebezpiecznej decyzji, która dotyczy wielu innych osób...
- Co miałem więc zrobić? - Harry nie potrafił wstrzymać zgryźliwego tonu. - Potrzebował pomocy i obrony. Tylko dlatego, że nie jest... - zatrzymał się w porę. - ...że nie jest Quietusem Snape'm, nie znaczy, że nie jest wart ochrony...
- Wystarczy! - Dumbledore był teraz naprawdę zły. - Nie zabraniałem ci pomagania swoim przyjaciołom. Chodzi mi o to, że nie zapytałeś nikogo dorosłego, zanim podjąłeś decyzję...
- NIENAWIDZĘ tego, że wszyscy mogą podejmować decyzje, oprócz mnie! - wrzasnął Harry. - Albo decyzje o mnie!
Ares i Hermiona patrzyli osłupiali na obu czarodziejów. Stali twarzą do siebie i chociaż żaden z nich nie miał różdżki w ręku, ani nie robił żadnych gwałtownych ruchów, wrogość była prawie namacalna w powietrzu. Obaj promieniowali taką mocą, jakby niewidzialne siły ich osobowości zmagały się ze sobą - tak, że cały pokój zdawał się wibrować.
- Młody człowieku, zachowuj się! - powiedział Dumbledore już normalnym głosem.
- Nie jestem swoim ojcem, proszę pana - warknął Harry poprzez zaciśnięte zęby. - Zrobię to, czego wymaga ode mnie los, ale do tego czasu - zmrużył oczy i szyby zadrżały w oknach - chcę żyć moim życiem. MOIM życiem.
- Zbyt wiele istnień stawiasz na szali, Quietus. Musisz brać pod uwagę innych, którym zagrażasz, zanim podejmujesz jakąś decyzję.
- A kto weźmie moje życie pod uwagę? Ja zawsze muszę szanować i brać pod uwagę życzenia innych. Ale kto uszanuje MNIE?!
- Ja ciebie szanuję, Severus cię szanuje...
- Nieprawda! - znowu krzyknął Harry. - Nigdy nie zyskam jego szacunku i miłości, zanim umrę!
- Poświęcenie nie oznacza śmierci, Quietus.
Nagle całe napięcie zniknęło i ramiona Harry'ego opadły.
- Niech mnie pan nie oszukuje. Nie zniosę już więcej kłamstw. - Powiedziawszy to, Harry opuścił pokój, zamykając za sobą delikatnie drzwi.
Ani Hermiona, ani Ares nie ośmielili się spojrzeć na dyrektora. Cała sytuacja była zbyt krępująca. Nie wiedzieli jak zareagować, co powiedzieć. Przez długą chwilę żadne z nich się nie poruszyło. Wreszcie to dyrektor jako pierwszy wyłamał się z owego żywego obrazu. Hermiona westchnęła. Ares osunął się z powrotem do pozycji leżącej.
Ale nieprzyjemna sytuacja wcale nie miała się skończyć. W następnej chwili drzwi znów tworzyły się z trzaskiem i stanął w nich Syriusz, trzymając mocno Harry'ego za ramię.
- Przeproś! NATYCHMIAST! - burknął.
Harry zacisnął z uporem usta.
- Syriuszu! Puść go - rzekł spokojnie Dumbledore.
- Ale...
- Puść go - powtórzył dyrektor - i idź po Veritaserum do gabinetu.
Black niechętnie posłuchał, ale zanim wyszedł, posłał Harry'emu ostatnie spojrzenie pełne nagany.
- Ufam Aresowi - powiedział nagle Harry, masując swoje sponiewierane ramię. - Nie musi pan go sprawdzać.
- Ufałeś również Leah, Quiet - powiedziała cicho Hermiona.
- Nie przeszkadza mi to - powiedział Ares. - Chcę, by mnie sprawdzono.
Harry przebiegł spojrzeniem po wszystkich obecnych w pokoju i wzruszył ramionami.
- W porządku - powiedział twardo i wyszedł z pokoju.
Po chwili wahania Hermiona poszła z nim. Znalazła go w kuchni.
- Harry, co ty wyprawiasz?
- Nie używaj tego imienia! - wysyczał do niej Harry. - I to nie jest twój interes!
Hermiona zamrugała, zdezorientowana.
- Ale... ty zawsze byłeś taki spokojny wcześniej...
Harry zaśmiał się smutno.
- Zaczynam nienawidzić tego, że każdy ma więcej kontroli nad moim życiem niż ja - powiedział po prostu. - Nie jestem już dzieckiem. Chcę podejmować swoje własne decyzje, nawet, jeśli są błędne czy głupie.
Hermiona podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
- W każdym razie Dumbledore miał rację. Powinieneś komuś powiedzieć...
- Wiem! - wykrzyknął Harry i strząsnął dłoń dziewczyny z ramienia. - Ale zdarzyło się zbyt wiele innych rzeczy i zupełnie o tym zapomniałem.
Hermiona westchnęła z ulgą.
- Czy to znaczy, że przeprosisz dyrektora? - spytała z nadzieją.
- Nie - burknął Harry. - Mam już dość jego i tych jego manipu...
- Quietus!
- Zostaw mnie w spokoju! - Harry uderzył pięścią w stół. - Zrobię wszystko, co będzie ode mnie chciał, ale nich nie oczekuje przeprosin! - Osunął się na krzesło, oparł łokcie na stole i ukrył twarz w dłoniach. - Nienawidzę tego, że zawsze muszę być silny, że zawsze muszę myśleć o innych, że zawsze odmawia mi się szansy na normalne życie...
Hermiona usiadła obok niego.
- Nie myśl, że jesteś w tym osamotniony - zaczęła. - Wszyscy musimy uważać na życie innych wokół nas. Wszyscy mamy swoje problemy, wszyscy musimy cierpieć z powodu rzeczy, jakie życie nam narzuca. - Nagle wstała. - A Dumbledore jako dyrektor i przywódca Zakonu ponosi o wiele większą odpowiedzialność niż ty, czy ja. Nie może pozwolić sobie na koncentrowanie się na jednej sprawie i na jednym życiu. Może wydaje ci się okrutny, ale musi rozważać więcej rzeczy podejmując każdą decyzję, niż ty możesz sobie wyobrazić. Wcześniej byłeś zawsze taki ostrożny. Ale teraz zachowujesz się skamlające małe dziecko, które nie widzi dalej niż koniec swego nosa.
Harry słyszał jak wyszła i pozostał sam w kuchni.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - wymamrotał i zamknął oczy.
