5. NOWE KŁAMSTWA

- Black.

- Snape.

Dwóch mężczyzn patrzyło na siebie z wyraźnie widoczną mieszaniną uczuć: gniewem, irytacją, zagubieniem i niechętną akceptacją.

Harry mógł zrozumieć zachowanie Syriusza, ale reakcja Severusa była dla niego zagadką. Severus naprawdę nienawidził Syriusza i był zły, kiedy dowiedział się, że Harry mieszka właśnie z nim... Nawet zaczął szkalować Blacka. A teraz wyciągał rękę do uścisku, niechętnie ale uprzejmie, a nawet więcej: grzecznie.

Najwyraźniej Harry nie był najbardziej zaskoczoną osobą w pokoju: Syriusz gapił się na Severusa całkiem ogłupiały i tak zaabsorbowany, że ledwo uchwycił zaoferowaną dłoń. Oczywiście Snape zauważył niezwykłe milczenie Syriusza.

- Co się stało, Bl... Syriuszu? - zapytał i nawet próbował się uśmiechnąć, ale był to raczej grymas niż prawdziwy uśmiech. Jego próba bycia przyjaznym zaszokowała Blacka jeszcze bardziej. Syriusz spojrzał przestraszonym wzrokiem na Harry'ego, który wzruszył lekko ramionami na znak, że też nie wie, co się dzieje.

Severus podążył za spojrzeniem Blacka na Harry'ego i chłopak posłał swemu wujowi szybki uśmiech, który tylko zmieszał Severusa jeszcze bardziej, chociaż Harry był pewny, że tylko on w tym pokoju potrafi rozpoznać uczucia mężczyzny. Mimo, że Severus rzucił na siebie Obliviate, pod wieloma względami był taki sam jak wcześniej.

Harry odchrząknął, Black poruszył się niespokojnie i zrobił krok do tyłu, Severus wymazał uśmiech ze swojej twarzy. Nagle Black zrozumiał, że zadano mu pytanie.

- Ni... nic, Sna... Severusie - zająknął się. - Tylko ty... ty...

Harry'emu zrobiło się żal swojego ojca chrzestnego. Severus najprawdopodobniej zaraz naurąga mu za jego "elokwencję". Ale ku ich wielkiemu zdziwieniu Severus pozostał uprzejmy. To była wymuszona grzeczność, co było wyraźnie widoczne, ale mimo to była to grzeczność.

- Tak, Black? - Mistrz Eliksirów postarał się wyrazić trochę zainteresowania.

W tym momencie zarówno Harry jak i Black byli przerażeni. Harry nie wiedział, co o zachowaniu Severusa myśli Syriusz, ale on sam podejrzewał, że Uzdrowiciele nafaszerowali Severusa jakimiś uspokajającymi i poprawiającymi humor eliksirami. A może ostatnia terapia wywołała jakieś mentalne problemy... Severus NIGDY nie zdobył się na coś więcej niż zdawkowa uprzejmość w stosunku do Blacka, nawet przed rzuceniem na siebie Obliviate.

Severus zauważył wymianę zmartwionych spojrzeń.

- O co chodzi? - burknął do Harry'ego, skonfundowany.

Chłopak potrząsnął mocno głową.

- Nic, tylko... twoje zachowanie. Ty i Syriusz nie jesteście w... przyjacielskich stosunkach. Nigdy nie byliście.

Ten komunikat Harry'ego uciszył Severusa na długie minuty. Syriusz nie ośmielił się powiedzieć słowa: nie chciał rozwścieczyć prawdopodobnie psychicznie uszkodzonego byłego mrocznego czarodzieja, który miał różdżkę wetkniętą za pasek. W obecnym momencie Syriusz był jedynie Charłakiem.

- Rzeczywiście - powiedział wreszcie Snape, ale ani Harry, ani Syriusz nie wiedzieli, o co mu chodziło.

- To trochę... przerażające, wiesz - Harry prawie szeptał. - Zanim rzuciłeś na siebie Obliviate, ty... ujmę to tak: nie lubiłeś go.

Severus uśmiechnął się.

- Nadal go nie lubię.

- Och - Harry poczuł się wyjątkowo głupio. - Więc dlaczego jesteś taki... taki...

- Staram się uszanować waszą relację - odpowiedział po prostu Severus i obaj - Harry i Syriusz - mieli problemy ze złapaniem oddechu. Black zbladł jak ściana i poczuł się bardziej bezbronny niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy jego ręka sięgnęła po brakującą różdżkę, Harry zaś omal nie zemdlał.

Severus wiedział! Ale skąd? Jak?

- Nie musisz się tak bać, Black. Nie zaatakuję cię, obiecuję. Chłopak - skinął w kierunku Harry'ego - powiedział mi, że Ministerstwo pozbawiło cię magii. Przykro mi.

Black wzdrygnął się, ale zapytał:

- Dlaczego nie nazywasz Quietusa po imieniu?

Pytanie zaskoczyło Severusa, ale odpowiedział na nie od razu.

- Rzuciłem na siebie zaklęcie pamięci z taką siłą, że nie jestem nawet w stanie myśleć o tym imieniu, nie wspominając o wypowiedzeniu go na głos. Chociaż postaram się przyzwyczaić do zwracania się do niego odpowiednio po imieniu. Będę miał na to cały miesiąc. Możemy więc iść? - Odwrócił się nagle do Harry'ego. - Nie chcę spędzać tutaj więcej czasu niż to potrzebne, i myślę, że twój... - Spojrzał niepewnie na Blacka. - Eee... Bl... Syriusz uważa tak samo.

Spięty Black przytaknął i przyjrzał się zmartwionym wzrokiem Harry'emu.

- Więc... jesteś pewny, że chcesz iść ze swoim... Sn... z Severusem? - zapytał i przełknął ślinę.

Harry wiedział, że Severus zauważył niepewność Syriusza, ale w przeciwieństwie do Syriusza Harry zaczął rozumieć to nienormalne zachowanie Severusa. Musiało chodzić o Annę, siostrę Syriusza... Z jakiegoś nieznanego powodu Severus myślał, że jest Harry synem Anny - i, co za tym idzie, Black jest wujem Harry'ego, oraz szwagrem Severusa. Na szczęście Syriusz był zbyt powolny, aby to zauważyć, ponieważ... Harry nie potrafił wyobrazić sobie jak zareagowałby, gdyby dowiedział się o tym dziwnym pomyśle Severusa.

Ale to wszystko tylko utwierdziło Harry'ego w decyzji, aby powiedzieć Severusowi część prawdy. Przynajmniej tę część, która dotyczyła jego biologicznego ojca. Harry zadecydował o tym po kłótni z Dumbledorem, celowo ignorując rozkazy starszego mężczyzny, a teraz, kiedy widział, jak Severus stara się zaakceptować ludzi tylko z powodu błędnego założenia, tylko dlatego, że uważał, iż Harry był synem jego dawno zmarłej ukochanej, ta decyzja umocniła się. Nie mógł pozostawić Severusa w takiej sytuacji. Cholera, byłoby dobrze, gdyby jego wuj i jego ojciec chrzestny mogli się w końcu zaakceptować, ale Harry nie chciał, aby to pojednanie było oparte na kłamstwie.

Jak Dumbledore mógł twierdzić, że cel uświęca środki? Byli po Jasnej Stronie, więc dlaczego musieli używać mrocznych narzędzi, by osiągnąć swój cel?

Zbyt wiele razy w swoim życiu Harry był okłamywany. I sam musiał kłamać zbyt długo.

Był zupełnie pewny, że Severus go zrozumie, będzie wdzięczny za szczerość i będą w stanie zbudować dobrą i właściwą relację do początku roku szkolnego we wrześniu.

- Tak - odpowiedział na pytanie Blacka. - Mam nadzieję, że ty, Ania, Ares i Hermiona poradzicie sobie beze mnie - westchnął cicho.

- Zajmiemy się panem Nottem później - powiedział Severus stanowczym głosem. - Już przedyskutowałem ten temat z dyrektorem. Myślę, że będzie mógł się do nas wprowadzić za kilka dni.

- Ślizgoni... - wymamrotał Black pod nosem.

- Słucham? - zapytał chłodno Severus.

Black machnął ręką zbywająco i po szybkim uściśnięciu Harry'ego opuścił pokój.

- Co z nim? - westchnął Snape.

- Chodźmy do domu - Harry wskazał na kominek. - Nie chcę zostawać tu dłużej.

Severus spojrzał na niego pytająco.

- Kłóciliśmy się kilka razy - Harry odetchnął. - Uważa, że moje zachowanie nie było odpowiednie... nie okazałem właściwego szacunku dyrektorowi i on... och, to nic ważnego. Nie chcę o tym mówić. Przynajmniej nie tutaj.

Kilka minut później stali w salonie domu Severusa, otrzepując się z popiołu.

- Nienawidzę Fiuu - jęknął Harry. Nadal kręciło mu się w głowie.

- Nie mogliśmy się aportować. Dyrektor powiedział, że jeszcze się tego nie nauczyłeś.

- Nie. Miałem mnóstwo innych spraw na głowie.

Severus przytaknął i szybkim machnięciem różdżki skierował kufry na schody.

- Wspominałeś, że mieszkałeś tutaj zeszłego lata. Gdzie były twoje pokoje?

Ops... Nieoczekiwana sytuacja. Co miał odpowiedzieć? Jeśli powiedziałby prawdę, że mieszkali w tym samym pokoju, Severus zapytałby o powód. A nie mógł też skłamać: wszystkie jego rzeczy znajdowały się w ich wspólnym pokoju, razem z jego łóżkiem i garderobą. Co miał odpowiedzieć..? Chwilę. Miał pomysł.

- Mieszkałem razem z tobą w jednym pokoju. Twój dwór był kwaterą główną Zakonu, dopóki Black nie dał się złapać w gabinecie Dumbledore'a i... - ale nie zdołał dokończyć. Severus odwrócił się do niego jednym błyskawicznym ruchem, jego szaty zafalowały w typowy sposób.

- Mieszkałeś ze mną? W tym samym pokoju?

Ku zaskoczeniu Harry'ego w głosie Severusa nie było złośliwości, a jedynie zdziwienie. Kiedy przytaknął, Severus po prostu opuścił go w takim pośpiechu, że Harry osłupiał. Kiedy Snape wrócił po kilku minutach, Harry nadal stał w tym samym miejscu.

- Teraz wiem, że naprawdę jesteś moim synem - powiedział poważnie Snape i usiadł na schodach twarzą do Harry'ego.

- Czemu? - wymamrotał Harry. Nagle nie miał siły, aby zadać pytanie. Mógł tylko wymamrotać te dwie sylaby.

- Nigdy nie pozwoliłem nikomu mieszkać - a co ważniejsze: spać - ze mną w jednym pokoju, od kiedy opuściłem Hogwart jako uczeń. Podczas mojej służby u Voldemorta stałem się zbyt paranoiczny, aby dzielić z kimkolwiek pokoje, więc podejrzewam... - ale Harry, zebrawszy całą siłę woli, przerwał mu.

- Nie, Severusie - powiedział zmęczonym głosem i podszedł chwiejnym krokiem do ściany. - Nie jesteś moim ojcem. - Wszystkie kolory zniknęły z twarzy Severusa. - Chociaż przez cały zeszły rok udawałeś go.

Powoli osunął się do pozycji siedzącej, kuląc się i przygotowując na nadchodzący gniew Severusa. Nigdy jednak nie nadszedł. Tylko ciche, zagubione pytanie:

- Czemu..? - Takie samo, jakie Harry wymamrotał kilka minut wcześniej.

- Jestem synem twojego brata, Severusie. Synem Quietusa. Twoim bratankiem. - Podniósł wzrok i spojrzał w oczy Severusowi. Zakłopotanie zmąciło jego wzrok.

- Okłamałeś mnie.

- Dumbledore mnie zmusił.

Cisza była tak przeszywająca, że uszy Harry'ego prawie eksplodowały, kiedy krew tętniła mu w skroniach.

- Rozumiem.

- Prosiłem go wiele razy, żeby z tym skończyć.

- I?

- Kategorycznie zabronił mi mówić ci prawdy.

To był dziwny obrazek: ich dwóch, siedzących u podnóża niezbyt czystych schodów, w półmroku wymieniających krótkie zdania.

- Dlaczego?

- Bał się twojej reakcji. Że odrzucisz mnie i pozostanę sam, bezsilny w czarodziejskim świecie.

- Dlaczego myślał, że ciebie odrzucę?

- Ponieważ nie pamiętasz Qui... swojego brata. Nie pamiętasz swojej miłości do niego. Bał się, że jesteś zbyt paranoiczny, żeby mnie przyjąć.

- Rozumiem.

Cisza.

- Dlaczego mi więc powiedziałeś? Mogłeś dalej kłamać. Prawie przekonałem samego siebie, że jesteś moim synem.

Harry potrząsnął głową i poczuł, jak łzy napływają mu do oczu.

- Nie chciałem, żebyś mnie kochał z powodu kłamstwa. Chciałem twojego... poprzedniego uczucia. Kochałeś mnie dla mnie samego... - Zamknął oczy i dodał: - Nie chciałem, żebyś dalej żył w kłamstwie. Odkryłbyś to wcześniej czy później. I nigdy byś mi nie wybaczył...

- Rzeczywiście - powiedział Severus, ale jego głos nie był tak chłodny, jak Harry się spodziewał.

- I nie chciałem żebyś... wierzył, że jestem synem Anny.

Severus podniósł głowę.

- Skąd o niej wiesz? - zapytał wrogo.

- Powiedziałeś mi o niej.

- Ja. Tobie. Powiedziałem. Nie bądź śmieszny, chłopcze.

Harry desperacko potrząsnął głową.

- Nie, naprawdę powiedziałeś mi, że ją kochałeś. Że była bliźniaczą siostrą Syriusza i Voldemort zabił ją wraz z całą rodziną. Ocalał tylko Syriusz. Ale do tego czasu porzuciła cię, kiedy się dowiedziała, że zostałeś Śmierciożercą.

Oczy Severusa zamgliły się.

- Taak - wymamrotał z roztargnieniem.

- Moja mama była czarownicą mugolskiego pochodzenia. Nigdy jej nie znałem. Umarła, kiedy byłem dzieckiem. Zostałem wychowany przez jej mugolską rodzinę. W zeszłym roku, kiedy zostałeś zdemaskowany i już nie byłeś szpiegiem, Dumbledore opowiedział ci o mnie i poprosił, żebyś wziął mnie pod swoją opiekę i przedstawił czarodziejskiemu światu. Zgodziłeś się udawać mojego ojca i ogłosiłeś się opiekunem. Teraz oficjalnie jestem twoim synem, i jak widzisz, nawet najdokładniejsze testy krwi to potwierdzają. Myślę, że to dlatego, że byliście do siebie z bratem niemal bliźniaczo podobni. Albo... - Wzruszył lekko ramionami. - Właściwie nie wiem.

Snape odchylił się do tyłu i oparł łokcie o wyższy stopień.

- Więc jesteśmy spokrewnieni.

- Tak - powiedział Harry z nutką strachu. Mężczyzna najwyraźniej zauważył to, gdyż pośpiesznie dodał:

- Nie obawiaj się. Nie wyrzucę cię tylko dlatego, że nie pamiętam szczegółów naszego wcześniejszego współżycia.

- Dzięki - wymamrotał Harry.

- Przynajmniej wiem, że nie jestem zupełnym idiotą - Severus uśmiechnął się niepewnie.

- Dlaczego?

- Zawsze tak głupio się czułem, próbując pozbierać kawałki mojej przeszłości - i po prostu nie mogłem nigdzie cię znaleźć. Nic. Nigdzie. Wreszcie założyłem, że mam w pamięci więcej dziur, niż w rzeczywistości.

- Przepraszam, że tak długo ciebie oszukiwałem.

Tym razem głos Harry'ego był stanowczy i dobrze słyszalny. Severus spojrzał na niego spokojnie.

- Przeprosiny przyjęte. Kim była twoja matka, tak przy okazji?

Harry zamknął mocno oczy i powiedział najspokojniej jak mógł, starając się, żeby jego głos miał szczere brzmienie:

- Nie znam jej. Moi krewni nigdy mi o niej nie mówili. Ona i twój brat nie byli małżeństwem. Więc praktycznie byłem - i nadal jestem - bękartem. Niechcianym dzieckiem. I dokładnie tak mnie traktowali. Nienawidziłem żyć z nimi. Ty pierwszy zaakceptowałeś mnie takiego jaki jestem, za to kim jestem... - jego głos ucichł. Severus odchrząknął, skrępowany. Wstał ze schodka.

- Cóż, myślę, że możemy ugotować coś lekkiego na obiad, jeśli jesteś zainteresowany.

- Tak, jestem - powiedział ochoczo Harry, idąc za jego przykładem. - Ale najpierw chciałbym urządzić nasz... ups, nie wiem teraz gdzie mieszkać. Jesteśmy teraz tutaj tylko we dwóch, i mamy mnóstwo pokoi.

Severus skinął do niego uspokajająco głową i zaprowadził na piętro.

- Wybierzmy więc dla ciebie odpowiedni pokój.

- Dziękuję.

-----
Następne dni upłynęły w miłym spokoju, kiedy zaczęli na nowo uczyć się żyć razem. Harry zaoferował pomoc w laboratorium eliksirów i Severus, znając już zdolności chłopaka, pozwolił mu sobie pomagać. Wieczorem czytali lub grali w szachy w salonie, ale noce spędzali w osobnych sypialniach. Harry rzucił potężne Wyciszające Zaklęcia wokół swojego własnego pokoju, by zapobiec jakimś niefortunnym odkryciom Severusa na temat jego koszmarów i wizji. Modlił się do wszystkich możliwych bogów, aby nie mieć wizji o Avery'm i jego skalpelu.

Severus zachowywał się wobec niego zadziwiająco serdecznie. Chociaż nadal wydawał się urażony z powodu kłamstw, które Harry i Dumbledore opowiadali mu w szpitalu. Harry'emu było wstyd, kiedy myślał o rzeczach, które nadal przed nim ukrywał.

Szczerość Harry'ego najwidoczniej poruszyła Severusa, ale sprawiła również, że stał się ostrożniejszy. Harry kilkakrotnie zauważył, że mężczyzna przygląda mu się z zamyśleniem i czuł jego badawczy wzrok śledzący każdy jego ruch. Cudownie. Był zmuszony żyć ze szpiegiem udając, że jest kimś innym, nie sobą. Czasami bawił się myślą, że powie Severusowi całą prawdę, ale krótkie komentarze na temat Harry'ego Pottera podczas ich rozmów przekonały go, że Severus nadal nienawidził zmarłego Pottera z niesamowitą siłą. Kiedy Harry, przywołując całą swoją odwagę, zapytał go wreszcie o jego silną nienawiść, otwarta odpowiedź Severusa powstrzymała wszystkie myśli Harry'ego o ujawnieniu się.

- Słuchaj, chłopcze, Potter był głupim, bezczelnym bachorem. Pewnie nie powinienem go tak nienawidzić, ponieważ już nie żyje, ale nie mogę nic na to poradzić. To pochodzi z moich doświadczeń z nim i z tych dziur w pamięci, które zapewne są jakoś powiązane z jego ojcem, perfekcyjnym, odrażającym Jamesem Potterem i jego towarzyszem, tym dupkiem Blackiem - który nie jest twoim krewnym, dzięki Merlinowi... A Potter nigdy nie zrobił nic, aby przekonać mnie, że jest wart akceptacji. Zawsze pozwalano mu na wszystko, nawet dyrektor przymykał oczy na jego głupie gierki i to jego wina, że moja rola jako szpiega została odkryta... I słuchaj, zginął na próżno, a wszyscy ci ludzie, którzy w niego wierzyli są teraz bezsilni i przerażeni. Idiota, zawsze był idiotą, i do tego rozwydrzonym idiotą.

Harry przeżył kilka trudnych chwil, próbując się powstrzymać przed spoliczkowaniem Severusa lub wrzeszczeniem na niego, kiedy słuchał tej jego głupiej przemowy, ale w końcu udało mu się przecierpieć ją w ciszy, ucierając w moździerzu suszoną skórkę boomslanga z niesamowitą siłą.

Od tamtego czasu starał się jak mógł, aby nie wymknęło mu się nic podejrzanego: starał się nie mówić za dużo i unikać problematycznych tematów. Ale była jedna rzecz, na którą nie mógł nic poradzić: wizje prawie każdej nocy i jego śmiertelne zmęczenie później.

W ciągu pierwszych dni używał Eliksiru Bezsennego Snu, ale musiał przestać, jeśli nie chciał się zatruć, więc szybko jego pobyt z Severusem zamienił się w cichy koszmar: noce bez snu i następujące po nich dni pod badawczym spojrzeniem.

Harry nie wiedział, co począć. Był na krawędzi. Chciał się wydostać, zatrzymać i po prostu zasnąć albo choćby zdrzemnąć gdzieś, gdzie nie byłby obserwowany.

Ale wtedy wydarzyło się coś, co pomogło mu rozwiązać ten problem, chociaż w zupełnie inny sposób, niżby chciał.

Było ciche piątkowe popołudnie, kiedy Dumbledore wezwał Zakon, aby przedstawić nowych członków. Dyrektor chciał, aby Mistrz Eliksirów był obecny i Harry był szczęśliwy z tego powodu, ponieważ to znaczyło, że Severusa nie będzie w domu przez co najmniej pięć godzin. Tak więc, gdy tylko mężczyzna wyszedł, Harry położył się do łóżka i zasnął - tylko po to, aby obudzić się trzy godziny później z krzykiem.

Voldemort zaatakował Black Manor.

-----
Do czasu, kiedy Harry zbiegł do salonu, Ania, Syriusz, Hermiona, Ares i Fletcher już tam dotarli. Ania płakała, Ares trząsł się, Hermiona stała przy oknie, a Syriusz kłócił się z Fletcherem przyciszonym głosem. Żaden z dorosłych nie zauważył Harry'ego, ale Hermiona, która zauważyła jego odbicie w szybie, pośpieszyła do niego i przytuliła go mocno.

- Sam-Wiesz-Kto zaatakował Black Manor - wyszeptała mu do ucha.

- Wiem. Fred zginął - powiedział Harry głuchym głosem.

- Wizja..? - zapytała Hermiona. Harry tylko przytaknął. - Syriusz miał na wszelki wypadek awaryjny portkey. Refleks jego i Fletchera uratowały nas.

- Ale wy byliście pod działaniem Fideliusa, z wyjątkiem Aresa. Byliście tam bezpieczni - Harry uwolnił się z objęć Hermiony.

- Przepraszam - wymamrotała dziewczyna i puściła go. - Tak się bałam...

- To była moja wina - wymamrotał Harry i zatoczył się do tyłu. - Moja cholerna wina...

- Nie - Hermiona potrząsnęła głową. - Mieliśmy ponad tydzień, żeby się przeprowadzić. Zakon powinien się już do tego czasu przenieść.

- Ja... - Harry nie zdążył dokończyć. Syriusz, który w międzyczasie skończył rozmowę z Fletcherem, zobaczył Harry'ego stojącego w drzwiach.

- TY! - wrzasnął. Wszyscy spojrzeli na Harry'ego, a w pokoju zapadła cisza. W pięciu krokach Syriusz doskoczył do Harry'ego.

- TY! - powtórzył i uniósł rękę.

- Nie!! - krzyknęła Hermiona.

- Syriusz, nie! - wykrzyknął Fletcher w tym samym momencie.

Ale było za późno. Dwa szybkie, silne uderzenia trafiły Harry'ego w twarz - drugie zadane wierzchem dłoni - aż zatoczył się na ścianę. W następnej chwili miał już różdżkę w dłoni i...

- Expelliarmus! - krzyknął, przywołując jednocześnie trzy różdżki: Aresa, Hermiony i Fletchera. - Syriusz ma rację. To moja wina. Fred zginął i...

- ALE ZA TO ARES ŻYJE, TY IDIOTO! - krzyknęła Hermiona i stanęła pomiędzy Blackiem a Harry'm, patrząc na mężczyznę z obrzydzeniem. - Nigdy więcej go nie dotykaj! To nie była jego wina! Zakon miał ponad tydzień by się przenieść!

- Dowiedzieli się o nas z powodu jego głupoty - wysyczał Syriusz.

- Może i popełnił pomyłkę, ale bronił przyjaciela! - Hermiona nie odstąpiła.

Harry, odzyskując nad sobą panowanie, dotknął delikatnie ramienia Hermiony.

- Proszę, Hermiono... - nie dokończył. Nagle drzwi otworzyły się, a w następnej chwili zalali pokój czarodzieje i czarownice: lewitując omdlałe ciała lub trzymając się za zranione kończyny.

- Co się stało? - zapytał Fletcher pierwszego czarodzieja, który wszedł.

- Dumbledore przełamał Fideliusa Zakonu, aby objąć ochroną nowych członków, którzy nie byli jeszcze pod jego wpływem. Walczyliśmy. W końcu napastnicy uciekli. Straciliśmy troje ludzi. Dumbledore i Snape zostali tam, czekając na Ministerstwo. - Mężczyzna zakaszlał, zmęczony. - Snape powiedział, że ma różne medykamenty w swoim laboratorium. Powiedział, że jego syn będzie do naszej dyspozycji...

Fletcher przytaknął i próbował znaleźć Harry'ego w panującej wrzawie. Nigdzie nie mógł go dojrzeć. Black również zniknął. Fletcher zaklął potężnie i obiecał sobie, że złapie byłego Animaga i da mu lekcję na temat osobistych konfliktów w niebezpiecznych sytua... Ale pojawienie się Harry'ego przerwało jego gniewne rozmyślania. Chłopiec niósł kilka butelek, a za nim szedł wściekły, zmarszczony Black, z dłońmi wypełnionymi różnymi fiolkami.

Black postawił eliksiry na stale i wyszedł z pokoju po prześcieradła. Harry oddał różdżkę Fletcherowi, który transmutował kilka polan sprzed kominka w dodatkowe krzesła i łóżka. Chaos powoli uspokajał się

Harry obawiał się chwili, kiedy przybędzie Dumbledore z Severusem. Ta myśl posyłała bolesne fale w kierunku jego żołądka. Wiedział, że to była jego wina. Zachował się nieodpowiedzialnie i dziecinnie. Fred zginął z powodu jego głupoty. Fred... Wspomnienie jak umierał w jego wizji powracało wciąż od nowa. Przykucnął pod ścianą, płacząc cicho.

Ostry krzyk wyrwał go z tej cichej żałoby. To był Syriusz , Hermiona i... Dumbledore. Krew Harry'ego zastygła. Nie miał gdzie się ukryć przed słusznym gniewem. Nie mógł oddychać, kiedy pomyślał o swoich niesprawiedliwych pretensjach i wrzaskach sprzed tygodnia. Hermiona miała wtedy rację. Dumbledore miał rację. Praktycznie zabił Freda i tych dwoje, o których wspominał czarodziej...

- ... nie możemy go obwiniać, Syriuszu. - Nagle usłyszał głos dyrektora. - Powinniśmy byli wyprowadzić się natychmiast z twojego domu. Ale łudziłem się myślą, że jesteśmy silnie chronieni przez Zaklęcie Fideliusa. Powinienem pomyśleć o nowych członkach Zakonu i Aresie. Powinienem wezwać Strażnika Sekretu i zmodyfikować zaklęcie. Ale było tyle innych spraw i zapomniałem o tym. To raczej moja wina niż Ha... jego.

Harry spojrzał na Dumbledore'a szeroko otwartymi oczami. Dumbledore prawie go ujawnił! Ku jego uldze, wydawało się, że nikt inny nie zauważył tego potknięcia, ale serce Harry'ego biło szaleńczo i poczuł, jak jego ciało oblewa pot.

- Powiedziałam to samo Syriuszowi - powiedziała Hermiona. - Ale on... on uderzył Ha... jego.

Tym razem jednak Severus podniósł wzrok, który jak dotąd wbijał w podłogę i spojrzał pytająco na pozostałą trójkę. Syriusz zbladł, ale na szczęście sytuacja mu sprzyjała.

- Ja... ja byłem wściekły. Powiedziałem mu, że... - wymamrotał udając, że się przestraszył o te uderzenia.

- Quietus, chodź tutaj - powiedział dyrektor poważnym głosem.

Harry wstał i podszedł chwiejnym krokiem do małej grupki. Czuł, jak pali go twarz od uderzeń, a w ustach nadal miał słony smak łez. Dyrektor dotknął jego ramienia i zaprowadził małą grupę do pracowni. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Harry opuścił głowę przed Dumbledore'm.

- To była moja wina, dyrektorze.

- Nie - usłyszał znajomy głos. - Nie, Quietusie. Nie była.

Pomarszczona, stara ręka dotknęła jego ramienia i Harry nie potrafił już dłużej nas sobą panować. Oparł się wprost na piersi dyrektora, jęcząc wśród szlochów, które wstrząsały całym jego ciałem:

- Powinienem wiedzieć. Mówił mi pan... Hermiona mi mówiła... Fred uratował mnie w zeszłym roku. Zabijam wszystkich wokół mnie. Nie mam już siły! Widziałem jak on wydaje rozkazy swoim sługom i powinienem wiedzieć, co to znaczy... - płakał w szaty Dumbledore'a.

- Severusie... - Dyrektor spojrzał na Mistrza Eliksirów. - Proszę, idź i przynieś Uspokajający Eliksir. Teraz.

Severus, który kręcił się niespokojnie obok Hermiony, spojrzał jeszcze raz badawczo na swojego płaczącego bratanka i poszedł do laboratorium.

- Musisz się pozbierać, Quietus - odezwał cicho starszy mężczyzna. - Nie jesteś odpowiedzialny za to, co się stało. A Severus wróci za chwilę i nie wolno ci tak paplać, ponieważ on się dowie...

- Dyrektorze, myślę że jego problem polega na tym, iż nie może w nocy spać. Już od tygodni ma wizje każdej nocy - powiedziała nagle Hermiona. - Jest wyczerpany. Profesor Snape dowie się prędzej czy później. Quietus ma rację. Powinien mu powiedzieć prawdę.

- Nie - odparł stanowczo Dumbledore.

- Już mu powiedziałem, że jestem jego bratankiem - wyszeptał słabo Harry. - Ale, Hermiona, nie ośmielę się powiedzieć mu prawdy o swojej tożsamości. Nie chcę go stracić.

- O kim mówicie? - przeszkodził im podejrzliwy głos. Przez chwilę stali jak zamarznięci. Dumbledore jako pierwszy odzyskał nad sobą panowanie.

- O tobie, oczywiście - powiedział rzeczowo. - Twój młody bratanek - położył akcent na tym słowie - boi się, że cię straci.

- Czemu? - Głos Severusa brzmiał neutralnie.

- Obwinia się o to, co się dzisiaj stało. Boi się, że go odrzucisz.

Słowa Dumbledore'a były tak sugestywne, a wyjaśnienie tak naturalne, że nawet Black i Hermiona mu uwierzyli.

- Mój młody bratanek - Severus naśladował głos dyrektora - jest bardziej szczery od ciebie. A co do ciebie, Black... - odwrócił się do swojego byłego rywala. - Nigdy więcej go nie dotykaj.

Położył rękę na ramieniu Harry'ego.

- Chodź, chłopcze. Czas do łóżka - powiedział.

- Wrócę za chwilę - odwrócił się od drzwi - i znajdziemy miejsce dla wszystkich.

-----
Severus nie był głupi. Coś się działo, doskonale to czuł, ale nawet jego ostre zmysły nie mogły mu powiedzieć, co to było dokładnie. Coś, co dotyczyło jego bratanka. Tego... błyskotliwego, poważnego, miłego i tajemniczo znajomego chłopaka.

Czy ta znajomość była pozostałością z zeszłego roku? Czymś, czego nie dało się usunąć nawet Zaklęciem Pamięci? A może było to coś innego? Wciąż zadawał sobie te pytania w ciągu ostatniego tygodnia.

Czuł również nieustanne napięcie chłopca. I wzrastające z każdym dniem zmęczenie. Jakby jego bratanek w ogóle nie sypiał. Czasami miał wrażenie, że widzi skutki różnych zaklęć na ciele chłopaka: reakcje mięśni były tak charakterystyczne... Głównie po Cruciatus.

Ale...

Ale...

Zawsze to "ale". Kto mógłby rzucać te zaklęcia na chłopaka w Snape Manor, w środku nocy bez wchodzenia do domu i pokoju? Sprawdził system Fiuu, zaklęcia ochronne, nawet nałożył Zaklęcie Nadzoru na pokój chłopaka, które zasygnalizowałoby mu, jeżeli ktokolwiek wszedłby do niego.

Ale nic i nikt nie wchodził do jego pokoju. A mimo to chłopak wyglądał na coraz bardziej wyczerpanego. Cóż, Severus nie mógł nic wyczytać z jego twarzy - ale ruchy chłopca wiele wyjaśniały.

Maskujące Zaklęcia. Cholerny dzieciak używał jakiegoś rodzaju Glamourie, by coś ukryć.

Severus nigdy nie był ufnym człowiekiem. A w ciągu ostatnich dwudziestu lat stał się wręcz paranoikiem i był tego świadom. Ale ten chłopak NAPRAWDĘ coś przed nim ukrywał. Dlaczego? Nie mógł znaleźć odpowiedzi.

Od czasu do czasu miał ochotę rzucić Revelo na głupiego dzieciaka - ale zawsze się powstrzymywał. Z niejasnych dla siebie powodów wolałby, aby chłopiec opowiedział mu swoją historię sam. Jak opowiedział Severusowi prawdę o ich związku. Bez przymusu, presji, krzyków czy szantażu. I przeciwko woli Dumbledore'a. A to było coś!

Mimo wszystko, dziwna relacja pomiędzy chłopakiem a Dumbledore'm była trochę pogmatwana. Nigdy nie widział kogokolwiek - z wyjątkiem Voldemorta i jego sług - kto by się ośmielił otwarcie sprzeciwić temu starszemu mężczyźnie. A ten chłopak to zrobił. Niejednokrotnie. Słyszał jedną z ich kłótni w szpitalu. Były również małe wzmianki o późniejszych podobnych kłótniach. Nawet Dumbledore przyznał, że mieli pewne różnice poglądów.

Dziwne. Chłopak miał siedemnaście lat, prawda? Ale w takim razie... kim on był, aby sprzeciwiać się Dumbledore'owi? Kim był jego brat, że spłodził takie uparte dziecko?

Kiedy to pytanie wynurzyło się z głębin jego umysłu, Severus zaczął przeszukiwać rodzinne dokumenty i ruchomości, starając się dowiedzieć czegoś o swojej "krwi i kości". Nie znalazł zbyt wiele: tylko świadectwo urodzenia i śmierci. To drugie potwierdzało opowieść chłopaka na temat okoliczności śmierci jego brata. Wspominało, że Quietus Snape był torturowany przeróżnymi zaklęciami, ale to Avada Kedavra zakończyło jego życie.

Żadnych zdjęć, żadnych innych dokumentów, nic. Musiał zapytać Dumbledore'a albo tego dziwnego chłopca, jeśli chciał wiedzieć coś więcej.

Niemniej znalazł kilka zdjęć swoich i tego dzieciaka na półce nad kominkiem. Na jednym z nich siedzieli obok siebie na sofie w salonie, on obejmował chłopca ramieniem, podczas gdy tamten opierał się o niego wygodnie... Ale było coś dziwnego również w tych fotografiach: chłopak był młodszy, ale chorobliwie, niemal krańcowo wychudzony; jego kości policzkowe wystawały i miał ciemne kręgi dookoła oczu. Wyglądał tak mizernie, że jego marny stan obecny można było w porównaniu uznać za normalny.

Czy chłopak cierpiał z powodu jakiejś nieuleczalnej choroby? Czy Dumbledore zdecydował się wyznaczyć Snape'a jego opiekunem tylko po to, aby znaleźć lekarstwo? Ale w takim razie dlaczego nie powiedzieli Mistrzowi Eliksirów nic o tym problemie?

Kiedy tak mijały dni, nadeszły te nieszczęsne zdarzenia, które spowodowały śmierć Fredericka Weasley'a i ewakuację Zakonu Feniksa do Snape Manor, ku wielkiemu niezadowoleniu właściciela. Chłopak załamał się nerwowo z powodu śmierci młodego Weasley'a i to Severus towarzyszył mu w drodze do jego pokoju. Wtedy po raz pierwszy, od kiedy chłopak się wprowadził, wszedł do tego pokoju i mógł wyczuć w im obecność jakiś czarów... Zaklęć Wyciszających. Poczuł silną pokusę, aby złapać chłopaka i wytrząsnąć z niego prawdę, ale biedak był na wpół żywy, więc Severus pozwolił mu spać i zamiast tego natarł na dyrektora.

- Albusie, muszę z tobą porozmawiać - rzekł, gdy tylko ostatni z niespodziewanych gości otrzymał miejsce do spania i zostali z dyrektorem sami. - Chodzi o chłopaka.

- Nie teraz, Severusie - Albus pokręcił głową. - Muszę skontaktować się z Poppy i Cassią, a także porozmawiać z Weasley'ami. Jutro rano mam spotkanie z zarządem szkoły, potem proces Lucjusza po południu i pojutrze. Muszę się skontaktować z Arcusem w sprawie dzisiejszych zgonów i nowego regulaminu szkoły - nie pamiętasz tego, ale Lucjusz jako dyrektor pozmieniał niektóre punkty regulaminu, więc musimy ponownie zatwierdzić stary... Przepraszam, mój drogi chłopcze, ale musisz zapytać Quietusa, jeśli chcesz odpowiedzi na swoje pytania.

- Nie, Albus. Nie chcę konfrontacji z nim. Jestem pewny, że znasz odpowiedzi na moje pytania i...

- Nie - odrzekł stanowczo Dumbledore. - I wierz mi, jeśli czegoś ci nie mówimy, to widocznie nie musisz o tym wiedzieć.

- Zrzucasz odpowiedzialność na chłopaka, Albusie. Jesteś nie fair w stosunku do niego. - Severus wziął głęboki oddech. - Dobrze. Oferuję ci umowę. Odpowiesz mi na jedno pytanie, a ja nie odejdę z Zakonu.

- Severus, nie szantażuj mnie - odpowiedział zmęczonym głosem Dumbledore. - Nie mam czasu na takie zabawy.

- Ja też nie - odparł chłodno Severus.

Patrzyli na siebie w ciszy. Wreszcie Dumbledore westchnął.

- Jedno pytanie, Severusie.

- Czy chłopak jest chory, Albusie?

Dyrektor, ku zaskoczeniu Severusa, zamknął oczy i pomasował obolałe skronie.

- Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie, Severusie. Technicznie nie jest chory. Nie cierpi na żadną chorobę czy coś w tym rodzaju.

- Ale..?

- Ale ma głębokie wewnętrzne blizny. Był bardzo źle traktowany w dzieciństwie, co ma swój wpływ również na jego zdrowie fizyczne.

- Masz na myśli, że był maltretowany, Albusie? - zapytał gwałtownie Severus.

- To już drugie pytanie, Severusie. Nie mogę...

- CZY BYŁ MALTRETOWANY? ODPOWIEDZ, ALBUSIE, NA LITOŚĆ BOSKĄ! - wrzasnął Severus na dyrektora i złapał starszego mężczyznę za ramię. - ODPOWIEDZ MI, odpowiedz, proszę! - Ostatnie słowa brzmiały jak błaganie.

- Tak, był, Severusie - wyszeptał pokonany dyrektor. - Ale proszę, nie pytaj go o to. Powie ci wszystko we właściwym czasie, kiedy poczuje, że znowu może ci ufać.

Cholera. Cholera, cholera...! Severus powtarzał to sobie, kiedy już leżał w swoim łóżku. Miał bratanka, który był jedną wielką tajemnicą i nad którym wcześniej się znęcano - na dodatek musiał udawać, że jest jego ojcem. Idealna podstawa do dobrych stosunków, pomyślał. Musiał zdobyć zaufanie maltretowanego dziecka - maltretowanego i najprawdopodobniej bardziej paranoicznego dziecka niż on, Severus Snape. Nie miał pojęcia, od czego zacząć.

-----
Drzwi otworzyły się cicho i ktoś wszedł do laboratorium.

- Mogę ci pomóc?

Severus podniósł wzrok. Chłopak wyglądał zdrowiej niż poprzedniego dnia: dobry sen miał na niego bezcenny wpływ. Przyjrzał się rysom tej znajomej twarzy: nadal były na niej widoczne ślady wyczerpania i bólu. Lata terroru nie mogły zostać wymazane przez jedną spokojną noc. A oczy miał podkrążone i posępne. Biedactwo.

- Jeśli chcesz... - Wzruszył ramionami.

Chłopak podszedł bliżej i zajrzał do kociołka.

- Modyfikowany Antywilkołaczy, prawda? - Spojrzał na Severusa.

- Nie mogłem oprzeć się pokusie zrobienia go samemu. - Mistrz Eliksirów uśmiechnął się lekko.

- To ty go stworzyłeś. - Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi i pochylił się nad stołem, aby sprawdzić listę składników.

- W artykule było napisane, że bardzo mi w tym pomogłeś.

Chłopak skierował na niego wzrok. W tym momencie, kiedy światło padło na chudą twarz, Severus dojrzał sinawe miejsce po uderzeniu. Prawie nieświadomie wyciągnął rękę i dotknął spuchniętej skóry.

- Co to?

Chłopak uniósł niepewnie palce do twarzy.

- Och... - powiedział i jego uśmiech zniknął. - Syriusz uderzył mnie wczoraj. Bo...

- Wiem - powiedział Severus, czując nagły przypływ gniewu. Chłopak skulił się, słysząc ostry ton. Severus dotknął delikatnie jego ramienia. - Nie jestem zły na ciebie. Jestem zły na Blacka. Nie miał prawa cię bić.

- Ale ja...

- Stop. Słyszałem całą historię od panny Granger i od dyrektora. Rozmawiałem dzisiaj rano z panem Nottem. Zrobiłeś to, co uważałeś za najlepsze. To było głupie, ale nie ponosisz winy za atak.

- Fred był moim przyjacielem - powiedział nagle chłopiec. Severus zaniepokoił się. Nie przywykł do takich sytuacji: chłopcy pogrążeni w żałobie...

- On i George byli jednymi z pierwszych w szkole, którzy mnie zaakceptowali, chociaż powiedziano im, że jesteś moim ojcem. A teraz, on nie żyje... A ja nigdy mu nie podziękowałem za to, że próbował nas ratować. - Chłopak przykucnął i przycisnął czoło do boku biurka. Severus poczuł się zdecydowanie głupio.

Co miał począć z płaczącym chłopakiem? Co rodzice robili w takich sytuacjach? Gdyby chłopak był trochę młodszy... ale on miał siedemnaście lat! Nie przypominał sobie, żeby on płakał jako dorosły...

Nie. Był JEDEN raz. Kiedy dowiedział się o śmierci Anny. Severus nagle przypomniał sobie dokładnie to popołudnie. Był w swoim mieszkaniu w Londynie. Wrócił kilka minut wcześniej z pracy i podniósł swój egzemplarz "Proroka codziennego", by przejrzeć go przy relaksującej filiżance herbaty. Kiedy po raz pierwszy zobaczył tytuł, pomyślał, że to musi być pomyłka.

"Mroczny Znak nad Black Manor" głosił tytuł artykułu na pierwszej stronie. I było tam także zdjęcie krzątających się Aurorów Ministerstwa i nieruchome ciała ofiar. Anna...

I kolejne wspomnienie: jego pierwsze morderstwo. Dzieci, dorośli... Uczucie, że zrobił coś niemożliwego do naprawienia; coś tak przerażającego, że nigdy nie zostanie mu wybaczone...

A ten chłopak obwiniał się o śmierć przyjaciela.

Powoli, niepewnie okrążył biurko i zbliżył się do chłopca tak ostrożnie, jakby ten był dzikim, płochliwym zwierzakiem, i przykucnął koło niego.

- To nie była twoja wina, Quietus. - Nazwał chłopaka po imieniu po raz pierwszy. - To był nieszczęśliwy wypadek. Próbowałeś uratować Notta. Nie zrobiłeś nic złego.

Chłopak teraz prawie wył. Severus czuł, jak serce bije mu w gardle. Co zrobił źle? Widział, jak paznokcie chłopaka drapią solidne drewno biurka, jak zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że jego kostki zrobiły się białe i walnął w mebel z niespodziewaną siłą.

- Powinienem być bardziej ostrożny. Jestem tylko nieodpowiedzialnym idiotą... - Jego głos załamał się

- Nie - Severus czuł się zagubiony. Nie był najlepszy w pocieszaniu. - Nie jesteś nieodpowiedzialny. Nie jesteś idiotą. To nie była twoja wina. - Dobry Boże, jak wiele razy miał jeszcze powtarzać te słowa, aby przekonać tego smutnego dzieciaka?

- Nie chcę już dłużej żyć - wykrztusił chłopak pomiędzy szlochami.

Serce Severusa zamarło. To były jego własne uczucia. Jak wiele razy chciał tego samego, kiedy przypominał sobie swoje własne winy, pomyłki i grzechy?

Ale...

Ale...

Znowu to przeklęte "ale". Chłopak z pewnością nie miał a sumieniu takich grzechów! Dlaczego był więc aż tak zdesperowany?

Zaciskając usta, Severus złapał chłopca za nadgarstki, siłą oderwał go od biurka i zmusił dzieciaka, aby na niego spojrzał.

- Spójrz na mnie - mruknął, tłumiąc swoje własne wątpliwości. - Spójrz mi w oczy.

Powoli, bardzo powoli chłopak odwrócił zalaną łzami twarz w stronę Severusa, dusząc się od tłumionego płaczu.

- To. Nie. Była. Twoja. Wina - powtórzył Severus, wypowiadając osobno każde słowo. - Słuchaj. To jest wojna. Każda wojna ma swoje ofiary. Nie zawsze możesz uniknąć utraty ludzi, którzy są tobie bliscy.

Krótkie mrugnięcie i zdradzony wzrok nagle sprawiły, że Severus zrozumiał, że teraz chłopak myślał o nim, jako o jednym z tych utraconych ludzi. Poczuł, jak mięśnie chłopca rozluźniają się.

- Wiem - odparł cienkim, ochrypłym głosem. - Ale nie muszę tego lubić.

- Nie, nie musisz - zgodził się Severus.

- Nic już nie będzie takie samo - wyszeptał chłopiec.

- Życie zawsze takie jest - wymamrotał Severus.

- Wiem. - Chłopak opuścił głowę, jego ramiona znowu zadrżały i upadł na pierś Severusa. Mistrz Eliksirów zesztywniał ze zdziwienia, ale oparł się pokusie, aby odskoczyć. To było coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Nigdy nie był typem pocieszyciela, więc nikt nigdy nawet nie próbował szukać u niego pociechy. Ale... to nie było coś odstręczającego. Wręcz przeciwnie, to było nawet dość miłe uczucie, więc poklepał chłopca po plecach w (według niego) pocieszający sposób i pozwolił mu płakać. Kiedy chłopak wyczuł jego akceptację, objął Severusa i krótko go przytulił.

- Dziękuję, Severus - powiedział i wytarł oczy rękawem. - Ale zdaje się, że musimy zajrzeć do twojego eliksiru. Śmierdzi.

Severus, ku swojemu własnemu zdziwieniu, wolałby przedłużyć tę chwilę bliskości, ale eliksir naprawdę śmierdział. Zerwał się na nogi.

- Jest w porządku...! - Uśmiechnął się do chłopaka i wyciągnął do niego rękę, aby mu pomóc wstać. - Ale musimy się pośpieszyć. Za kilka minut musimy rozpocząć drugą fazę.

- Oczywiście.

Pracowali szybko w przyjemnej ciszy. Kiedy już eliksir bulgotał spokojnie na ogniu, a wszystko było przygotowane do trzeciej fazy, usiedli na chwilę. Oglądając ponownie na twarzy chłopca ślad po uderzeniu, Severus wstał nagle i wyjął z szafki leczniczy balsam.

Podszedł do okna.

- Podejdź tutaj. - Skinął ręką w stronę chłopca. Ten posłuchał.

Marszcząc brwi, Severus ostrożnie nałożył balsam na siniec. Chłopak spiął się trochę, ale zaraz rozluźnił pod wpływem delikatnego dotyku.

- To przyjemne. - Uśmiechnął się z zamkniętymi oczami. - Dziękuję.

- Proszę bardzo.