6. KOLEJNY RAZ W HOGWARCIE

W Norze panowała śmiertelna cisza, kiedy Severus i Harry dotarli tam po południu na pogrzeb. Dla Harry'ego Nora i szczęście znaczyły prawie to samo: to było pierwsze miejsce, gdzie Harry poczuł prawdziwą radość i szczęście. A teraz pogrążone było ono jakby w głębokim śnie - nieruchome, ciche, jakby każdy najmniejszy kawałek szczęścia zniknął stąd na zawsze. Okna były zamknięte jak zmęczone smutkiem oczy. W ogrodzie nie poruszał się nawet jeden gnom.

Snape wyglądał, jakby go to nie poruszyło, ale on nigdy wcześniej tutaj nie był, pomyślał Harry; ale on sam był zdenerwowany i przeraźliwie bał się spotkania z Weasley'ami. Oczywiście, mówiono mu wielokrotnie, że śmierć Freda nie była jego winą, że on tylko bał się o Aresa, ale i tak nie mógł sobie wybaczyć. Fred zaakceptował go jako Quietusa Snape'a i nigdy nie był uprzedzony do syna Mistrza Eliksirów, w przeciwieństwie do wielu innych Gryfonów i jego młodszego brata. Fred i George zawsze byli gotowi towarzyszyć Harry'emu w wycieczkach do Hogsmeade. Obaj byli w grupie, która starała się uratować Severusa i jego syna przed Voldemortem, a teraz... Fred Weasley był martwy.

I kolejne wspomnienie - z czasów, kiedy Harry był nadal Harry'm Potterem - bliźniacy pomagali mu tak wiele razy, że nie dało się tego zliczyć. Wielokrotnie ich pomoc była tylko dobrym żartem czy jakąś prostą psotą, ale to poprawiało często ponury nastrój Harry'ego - nawet na drugim roku, kiedy prawie wszyscy wierzyli i traktowali go, jakby był dziedzicem Slytherina... Cóż, w pewien pokrętny sposób BYŁ - może nie dziedzicem Slytherina, ale potomkiem dość mrocznych przodków, chociaż ani jego ojciec, ani matka z pewnością nie byli mrocznymi czarodziejami.

Ale wracając do teraźniejszości, Fred był martwy i nikt nie mógł go przywrócić do życia. Nagle Harry poczuł, że byłby bardzo wdzięczny, gdyby mógł oprzeć się na kimś w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niestety, jedyną nadającą się do tego osobą byłby Severus, a ich relacja nadal nie była wystarczająco głęboka, aby Harry mógł to zrobić. Więc chłopiec westchnął i starał przygotować na to, co go czekało. Severus zapukał grzecznie do drzwi, zamiast wkroczyć do środka, jak to było w jego zwyczaju. Stare, brązowe drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Otworzył im Bill.

- Profesor Snape, Quietus - rudzielec uśmiechnął się słabo i zaprowadził ich do zatłoczonej kuchni. - Obawiam się, że jesteśmy na razie trochę przeciążeni - przeprosił bez przekonania i zniknął pośród stojących tam ludzi, najprawdopodobniej, by zawiadomić o ich przybyciu.

Nie weszli do pomieszczenia. Snape nienawidził zatłoczonych miejsc i Harry był zadowolony z tego powodu. Jego silna niechęć do bycia dotykanym zmniejszyła się znacznie, ale to wcale nie znaczyło, że lubił być otoczony i przyciskany z każdej strony. Chociaż zasadniczo nawet nie wiedział czy mógłby wytrzymać to uczucie, ponieważ nigdy wcześniej nie próbował.

Snape postanowił zatrzymać się w małym przedpokoju, dopóki coś się nie wydarzy, ale Harry podszedł do drzwi kuchennych i zajrzał do środka. Pomimo swojego niepokoju był ciekawy, kto jest w środku. Teraz jego spory wzrost znacznie mu pomógł. Kiedy stanął na palcach, widział ponad głowami innych, a kuchnia Weasley'ów nie była zbyt obszerna. Byli tam wszyscy członkowie Zakonu Feniksa i cała rodzina Weasley'ów - z wyjątkiem Percy'ego. Harry był tym zaskoczony i zły jednocześnie. Cóż, Percy i jego rodzina mieli różne poglądy polityczne - i zapewne również etyczne, ale to jego brat został zabity! A on nie przyszedł, chociaż nie był w więzieniu, w przeciwieństwie do wielu innych Aurorów. Harry poza tym nie miał żadnych wiadomości o tym zarozumiałym, ograniczonym dupku; nie wiedział nawet co teraz robi, gdzie pracuje - ostatnia wieść głosiła, że Ministerstwo wyrzuciło go z pracy niedługo po tym, jak Patil objął urząd ministra. Ich ostatnie spotkanie zmniejszyło do zera chęć Harry'ego do ponownego spotkania, więc nie był zawiedzony, było mu tylko przykro ze względu na innych członków rodziny.

Hermiona, która rozmawiała z Ginny, zobaczyła nagle wysoką postać Harry'ego stojącego w wejściu. Pomachała do niego, uśmiechając się. Ginny podążyła za jej wzrokiem i również lekko się uśmiechnęła. Hermiona przebywała w domu Weasley'ów już od trzech dni, aby pomóc pani Weasley i reszcie rodzinie przed pogrzebem, oferując ciche wsparcie im wszystkim. Teraz opuściła ich towarzystwo i zaczęła przeciskać się przez tłum.

- Cześć, Quiet - podeszła do Harry'ego i przytuliła go mocno. - Oni cię nie winią, wręcz odwrotnie, nie martw się - wyszeptała to tak cicho, że tylko Harry mógł usłyszeć. - To nie była twoja wina. Nie zasmucaj ich bardziej, obwiniając się, proszę.

Słowa Hermiony zmniejszyły niepokój Harry'ego, ale nadal nie wiedział jak stanąć twarzą w twarz z Ronem, którego odrzucił nawet po przeprosinach w ostatnim roku.

- A to co Ron ci zrobił, nie ma nic wspólnego z obecną sytuacją - Hermiona kontynuowała swoje szepty, jakby czytała w myślach Harry'ego. - Nie zrobiłeś nic złego.

- Panno Granger, proszę. - Chłodny głos Snape'a przerwał jej ciche słowa. - Czy mogę odzyskać swojego syna, czy chcesz tak wieszać się na nim całe popołudnie?

Hermiona puściła Harry'ego i kiedy na nią spojrzał, zauważył rumieniec na jej twarzy.

- Przepraszam, profesorze - mruknęła.

- Nie masz za co przepraszać - powiedział stanowczo Harry. - I dzięki.

Uśmiechnęli się krótko do siebie i Hermiona opuściła ich, próbując oznajmić pogrążonej w żałobie rodzinie, że przybyli.

- A więc, czy ona jest tylko przyjaciółką? - Harry nagle usłyszał z boku cichy głos Severusa i nawet, gdyby nie spojrzał na niego, to i tak usłyszałby jego stłumiony lekko ironiczny śmieszek.

- Tak. - Podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy Severusowi. - Ale nie tylko przyjaciółką. Jest prawdziwą przyjaciółką. Bardzo wspaniałomyślną i pomocną w dodatku. - Nie potrafił powstrzymać gniewu. Hermiona była jego przyjaciółką, a nawet więcej, była jego najlepszą przyjaciółką: była ona jedyną osobą, która wiedziała o nim prawie wszystko, a z drugiej strony nie pragnął już więcej dziewczyn obok siebie. Te dwie, które pociągały go w przeszłości, wystarczyły mu: w sekrecie Harry zawsze obwiniał się również o śmierć Cedrika, a w swoich snach oskarżał się nawet o to, że pozwolił Cedrikowi zginąć tylko dlatego, aby zdobyć jego dziewczynę... a co do Leah, najnowszej zwolenniczki Voldemorta... Cóż, lepiej było w ogóle o niej nie myśleć. Czasami, kiedy widywał ją w swoich wizjach, budził się cały we łzach, drżąc i czując niemożliwą do opisania pustkę. Dziewczyna była nadal piękna i wyglądała tak niewinnie... Nie wiedział, co o niej myśleć, więc starał się o niej nie myśleć w ogóle.

A nad całym tym tematem związanym z dziewczynami górowało proroctwo Trelawney. Harry dokładnie pamiętał sugestie swojego ojca o jego znaczeniu, które przeczytał w jego pamiętniku kilka miesięcy temu:

"I... jeszcze jedno. Wczoraj Lily pokazała mi książkę na temat proroctw. Szukała znaczenia mojego proroctwa od września i teraz podzielę się jej odkryciami z tobą.

Najpierw napiszę jeszcze raz proroctwo:

'Poprzez śmierć dasz życie; poprzez miłość jaką dasz ukochanej, ona pokona twojego wroga. Ale Czarny Lord powróci, kiedy jego czas nadejdzie i twój potomek będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią, by go pokonać i pozostać.'

Wyjaśniła, że umrę. Cóż, już to podejrzewałem. Powiedziała, że moja śmierć najprawdopodobniej przyczyni się do czyjegoś życia, chociaż to wyjaśnienie było dość mgliste również dla niej. To Lily pokona Voldemorta, ale tylko czasowo, jak wynika z drugiej połowy. Będziemy mieli dziecko, ciebie, ale twoje przeznaczenie nie jest takie pewne jak nasze. Możesz zdecydować, czy chcesz go pokonać czy nie. Jeśli wybierzesz to pierwsze, to aby ocalić świat z łap potwora, musisz umrzeć. Nie wiem, czy znasz jedyną możliwość uniknięcia Zabijającego Zaklęcia - jest nim poświęcenie. Ale to dotyczy nie tylko Zabijającego Zaklęcia, ale każdej zabójczej intencji. Tylko chętne poświęcenie jest w stanie ocalić i ochronić nasz świat. Najwyraźniej chodzi o TWOJE chętne poświęcenie.

Część dotycząca 'pozostania' jest kolejnym ciekawym tematem.

Myślę, że możesz zacząć pisać własny pamiętnik... jeśli wiesz, co mam na myśli..."

Czytał tę stronę tak wiele razy, że znał to już na pamięć. To cholerne proroctwo sugerowało jego przedwczesną śmierć, a Harry naprawdę nie chciał wdawać się w żaden związek, by zostawić kolejną osobę pogrążoną w żałobie, nie wspominając o tych dzieciach, o których jego ojciec napomykał w ostatnim zdaniu. Chociaż... był głodny miłości i uczucia, jak również innych, bardziej cielesnych rzeczy, ale zawsze ignorował te myśli, z wdzięcznością przyjmując to, co już otrzymał: przyjacielską troskę Hermiony, niechętne poświęcenie Severusa, głupią miłość Syriusza (ponieważ Syriusz go kochał, Harry dobrze o tym wiedział, tylko jego ojciec chrzestny kochał go na swój własny sposób, który najwidoczniej był bardzo odległy od oczekiwań Harry'ego co do miłości) i oddanie swoich pozostałych przyjaciół: Aresa i Neville'a.

Kiedyś byli również Fred i George...

- Severus, Quietus... - Pani Weasley przerwała zadumę Harry'ego. Jakoś udało jej się wydostać z kuchni, by ich przywitać. Harry nieświadomie spodziewał się, że będzie płakać lub głośno lamentować, ale ona była zupełnie spokojna: jej oczy były suche, chociaż nabiegłe krwią i zaczerwienione, z ciemnymi kręgami dookoła i była dużo szczuplejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Była silna i niezachwiana jak głaz, a Harry nagle pojął, że jego wcześniejsze wyobrażenie o niej było mylne. Nie była słaba. Nadal miała rodzinę, którą musiała się zająć, dwoje nieletnich dzieci i męża, inne dzieci walczące na wojnie, nie mogła sobie pozwolić na długą żałobę. Teraz uścisnęła ich ręce i zaprowadziła ich do pokoju, gdzie mogli przywitać resztę rodziny.

- George... - Harry nie potrafił powstrzymać drżenia, kiedy na siebie spojrzeli. Jeśli pani Weasley była w złym stanie, to George wyglądał, jakby umierał. Jego twarz była żółtawa, oczy zamglone i pozbawione emocji, usta ściśnięte, wyginające się w szyderczy uśmieszek. Tylko skinął głową Harry'emu, ale potem zobaczył swojego starego profesora i przywitał go.

- Cieszę się, że pana widzę, profesorze - wymamrotał. - I chciałem podziękować panu za pomoc...

- Nie masz za co mi dziękować, panie George - Severus powiedział swoim najlepszym "snape'owym" głosem, chociaż jego ton był cieplejszy, niż zazwyczaj.

Harry wiedział, że mieli na myśli walkę, ponieważ widział ją całą w swojej wizji. W rzeczywistości to Snape starał się uratować życie Freda, ale był pod Fideliusem, co powodowało, że jego pomoc była zbyt powolna i trudna. Ale przynajmniej uratował George'a.

Dopiero teraz, po słowach Severusa, George odwrócił się do Harry'ego i objął do mocno.

- Hermiona powiedziała nam, że się obwiniasz. Przestań. To wina Voldemorta, nie twoja.

Podszedł do nich Ron.

- George na rację, Quietus - powiedział spokojnie, wyciągając dłoń. Harry przyjął ją i uścisnął mocno. - Profesorze... - Ron skinął głową w stronę Severusa, nadal w lekką antypatią w oczach.

Jeżeli Severus był zaskoczony, że jego "niby" syn był tak zaprzyjaźniony z Gryfonami, Harry nie wyczytał tego z jego twarzy. Stał tam tylko w groźnej postawie, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, patrząc na dyrektora, który do nich podszedł. Twarz starego mężczyzny była wychudła i pożółkła, zmarszczki na niej wydawały się głębsze niż kiedykolwiek wcześniej, jego oczy były zmęczone i jakby przyćmione. Nawet jego ruchy były powolniejsze i niepewne, brakowało w nich jego typowej energii i zdecydowania.

- Zostało nam jeszcze dziesięć minut - głos Dumbledore nadal jednak górował wyraźnie ponad przytłumionym gwarem rozmów. - Sugeruję, aby ci, którzy nie są członkami rodziny, wyruszyli na cmentarz. Mundungus wskaże wam drogę.

Pochód tłumu był cichy i ospały, po kilku krokach Harry znalazł się pomiędzy Hermioną a Severusem, który zerkał na dziewczynę jakby szacując ją. Harry'emu zdecydowanie nie podobały się te spojrzenia, ale to nie był czas ani miejsce by o tym dyskutować, więc zdecydował się ignorować je.

Uroczystość była długa i bolesna. Szczególnie ta część, kiedy - ku zdumieniu wielu ludzi - pokazał się Percy i stanął u boku swojej rodziny, nie opuszczając tego miejsca aż do zakończenia uroczystości. Pani Weasley, która aż do tej chwili wydawała się niewzruszona i silna, nagle załamała się, a jej zagubiony i odnaleziony syn wspierał ją.

Harry nie płakał. Nie było w nim już więcej łez. Patrzył tylko pustym wzrokiem, jak trumna zagłębiła się w dole, a kiedy usłyszał głuchy i beznamiętny odgłos grudek ziemi uderzających w jej wieko, zacisnął mocno zęby, zdecydowany, by nie płakać. Był tak zatopiony w swoich myślach i uczuciach, że dopiero głos Severusa wytrącił go z transu.

- Złap ją! - wysyczał mężczyzna, a Harry zamrugał z dezorientacją. Następny ruch Severusa był niesamowicie szybki. Okrążył Harry'ego i wsunął rękę pod ramię Hermiony i powstrzymał ją od upadku. W następnej chwili podniósł ją i odniósł na bok. Harry podążył za nim.

- Mamo, mamo... - słyszał ciche mamrotanie Hermiony.

- Hermiona? - zapytał niepewnie.

Dziewczyna spojrzała w górę, kiedy Severus posadził ją na ławce.

- Życie cuchnie - powiedziała drżącym głosem. Harry przykucnął obok niej.

- Już to mówiłaś.

- Wiem. Jednak ono nadal cuchnie.

- Tak, wiem - wyszeptał w odpowiedzi Harry po chwili ciszy. Spojrzeli na siebie, nie zauważając badawczego, ale rozumiejącego spojrzenia ciemnego, wysokiego mężczyzny.

-----
Na szczęście chłopak nie musiał uczestniczyć w procesie Malfoy'a, doszedł do wniosku Severus kilka dni po pogrzebie. Nie wyobrażał sobie, co zrobiłoby z nim kolejne ciężkie przeżycie. Inną rzeczą, z której Severus się cieszył, było to, że przenosili się do Hogwartu na ostatnie tygodnie letnich wakacji. Dumbledore powiedział mu, że zamknął kominek Severusa w szkole, więc musieli skorzystać z połączenia Fiuu dyrektora, ale to nie było ważne.

Za kilka minut zostawią za sobą to całe zamieszanie i nie będzie musiał już więcej przejmować się Blackiem, jego pasierbicą, swoimi uczniami i całym Zakonem. Będzie bezpiecznie sam, z wyjątkiem chłopaka, ale to było w porządku. Jego towarzystwo było zaskakująco znośne, czasami nawet przyjemne.

Cóż... co do pogrzebu Freda Weasley'a... pozwolił on zrozumieć Severusowi pewne bardzo istotne rzeczy dotyczące jego bratanka. Przede wszystkim, chłopakowi bardzo zależało na jego przyjaciołach. Severus podejrzewał i nawet oskarżył go, że czuje do tej Granger coś więcej niż tylko zwykłą sympatię... ale po prostu relacja tych dwojga była czymś innym, czymś więcej niż zwykłą przyjaźnią, w jego opinii. Ale czym było to "coś więcej"? Severus sądził, że to jednak nie była miłość. To było raczej wspólne poczucie samotności i opuszczenia, sieroctwo, nie posiadanie kogoś na kim się można było oprzeć. Oboje stracili swoje rodziny tej wiosny: rodzice Granger zostali zamordowani tej samej nocy, której on rzucił na siebie Obliviate, a teraz na dodatek rozgorzała na dobre wojna, i nikt nie mógł dojrzeć jej końca.

- Jestem gotowy, Severusie - powiedział chłopak wchodząc do pokoju. - Możemy ruszać.

- Możesz tu wracać, kiedy tylko chcesz - odparł krótko Severus. Ponownie dobrze się mu przyjrzał. Cóż, on był Snape'm - a ta myśl zawsze jakoś ogrzewała go wewnętrznie. Szczerze mówiąc, nie tylko to ogrzewało go dziwnie, ale nawet sama obecność chłopaka miała na niego silny wpływ. Po raz pierwszy w tym obecnym (po rzuceniu Obliviate) życiu Severus czuł coś w rodzaju przynależności, i nawet obowiązek, by opiekować się chłopakiem był zdecydowanie dobrym ciężarem.

- Och, Severus, Quietus, dobrze ponownie was widzieć - głos Dumbledore'a zaskoczył go i ze zdziwieniem Severus zauważył, że już znajdowali się w gabinecie dyrektora. Spojrzał na starszego mężczyznę, który siedział za stosem papierów z okularami na końcu nosa.

- Widzę, że jesteś zajęty, Albusie - westchnął Severus, myśląc o swoich własnych dokumentach i potrząsnął głową z rozdrażnieniem.

- Cóż, faktycznie dość zajęty. - Dumbledore wstał i przeciągnął się. - Ale i tak chcę porozmawiać z Quietusem - zwrócił się do chłopaka. - Wiem, że z pewnością byłeś zaskoczony, kiedy dowiedziałeś się, że zostałeś wybrany Prefektem Naczelnym w tym roku, chociaż nigdy nie byłeś zwykłym prefektem. Więc, skontaktowałem się z Minervą i...

- Stop! - głos Severusa przerwał nagle ten łagodny potok słów. - Co wspólnego ma Minerva z obowiązkami Quietusa jako prefekta?

Dumbledore wyglądał na zaskoczonego i spojrzał znad okularów na chłopca, który potrząsnął głową. Dumbledore westchnął i zwrócił się do Severusa.

- On jest w Gryffidorze, Severusie - oznajmił spokojnie.

Severus zauważył, że obaj oczekiwali z jego strony gwałtownej reakcji, ale on nie wybuchł. Mimo wszystko nie było to takie niespodziewane. Jedynym nie-gryfońskim przyjacielem chłopaka był Ares Nott, outsider w Slytherinie, wszyscy pozostali byli Gryfonami: Granger, bliźniaki Weasley, nawet Neville, którego spotkał w szpitalu...

- Mogę sobie wyobrazić zaskoczenie uczniów, kiedy dowiedzieli się, że mój syn - zaakcentował ostatnie słowo nieco sarkastycznie - jest w rzeczywistości Gryfonem. A już szczególnie ciekawy jestem jak zareagowali Ślizgoni.

Dumbledore wzruszył niepewnie ramionami i skinął w stronę chłopaka.

- Tego nie jestem w stanie ci opowiedzieć, Severusie. Nie było mnie tutaj. To stało się za rządów Lucjusza.

Dziwny dzieciak uśmiechnął się z zakłopotaniem.

- Nie wiedzieli co o tym myśleć. Myślę, że nieźle ich to zaszokowało. Ale większość z nich nie przejęła się tym, do jakiego domu należę - powiedział.

- Poczekaj! - Severus był zdezorientowany. - Co z tym Lucjuszem i twoim przydzieleniem?

Krótka cisza.

- Posłuchaj, Quietus nie został przydzielony na początku roku... - Jednak dyrektorowi ponownie przerwano.

- Ależ Albusie! To wbrew szkolnym regułom!

- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru - dodał cicho chłopak. Obaj mężczyźni spojrzeli na niego pytająco. - Za łamanie zasad przez dyrektora - wyjaśnił. - Był kiedyś Gryfonem, więc uznałem za właściwe odjąć punkty Gryfonom.

Dyrektor uśmiechnął się pierwszym prawdziwym uśmiechem od wielu tygodni, i nawet kilka znajomych ciepłych iskierek ponownie zaświeciło w jego oczach. Nawet Severus potrząsnął głową z rozbawieniem.

- Zgadzam się z tym młodzieńcem - spojrzał na swojego starego przyjaciela - ale chcę wiedzieć z jakiego powodu nie został przydzielony.

Dobry humor Dumbledore'a zniknął.

- Żaden z was nie chciał, aby Quietus został oddzielony od ciebie, Severusie - wyjaśnił delikatnie. - Po części stało się to z powodu twojego niepokoju. Chciałeś ochronić przed ewentualnymi zwolennikami Voldemorta pośród uczniów...

- Rozumiem - Severus naprawdę rozumiał część swych wcześniejszych uczynków. Ale wszystko, co było powiązane z chłopakiem, wydawało się zbyt dziwne, zbyt emocjonalne. A on nigdy nie uważał się na kogoś, kto kieruje się emocjami.

-----
Nadal rozmyślał o swoich wcześniejszych motywach, kiedy znajomy kształt pojawił się przed nim w lochach.

- Miło widzieć was ponownie, Severusie, Quietusie.

- Proszę pana... - Chłopak ukłonił się lekko duchowi, we wzorowo uprzejmy sposób.

- Seavusie - Severus dołączył do niego.

- Twój syn jest coraz bardziej podobny do ciebie i twojego brata, Severusie. Możesz być z niego dumny. Jest uprzejmy jak ty i mądry jak niegdyś Quietus.

Severus doznał nagłego uczucia, jakie zawsze ogarniało go, kiedy wspominano jego dawno zmarłego brata: była to dezorientacja, pustka, tęsknota i, o dziwo - ból.

Więc tylko przytaknął Krwawemu Baronowi i podszedł do drzwi swojej kwatery. Chwilkę zabrało mu dostanie się do środka.

Krótkim machnięciem różdżki zapalił lampy i rozpalił ponownie w kominku.

Wtedy coś go tknęło.

Zegar. Zegar na ścianie.

Nagła panika ścisnęła go za gardło, ale nie wiedział dlaczego.

Zegar był czymś zupełnie nowym w tym pokoju. Miał dwie wskazówki, które teraz wskazywały na Dom.

Quietus. Severus. Dom.

Ale to nie to go uderzyło.

Przez krótką chwilę doskonale widział inną pozycję. Severus - Dom. Quietus - NB.

Doskonale mógł sobie wyobrazić, co miało znaczyć NB.

Największy Bydlak. Voldemort.

Spojrzał w stronę chłopaka, ale tej już zniknął w kuchni, a ciche pobrzękiwanie porcelany oznajmiało, że robił herbatę. Severus odłożył ich bagaże na podłogę i podszedł do kominka, ponieważ coś dostrzegł.

Zdjęcia. Na półce nad kominkiem stały oprawione w ramki fotografie. Przełknął ciężko. Wiele, wiele zdjęć samego chłopca, kilka ich wspólnych. I on - uśmiechający się w sposób, o jaki wcześniej nigdy w życiu zupełnie się nie podejrzewał: szczęśliwie. A uśmiech docierał aż do jego oczu...

Severus patrzył jak sparaliżowany na swój własny wizerunek, który mrugnął do niego i pomachał mu, potem objął ramieniem chłopaka, który również wyglądał na szczęśliwego. Nagle przypomniał sobie swoją pierwszą z nim rozmowę, kiedy obudził się w szpitalu.

"Jak dużo straciłem?"

"Co masz na myśli?"

"Czy byliśmy w dobrych stosunkach?"

"Prawdę mówiąc, w bardzo dobrych."

To stało się niedługo po tym, jak życie wróciło do jego ciała. Ktoś go kąpał. Och, to był ten chłopak... znowu.

Podszedł do swojego biurka. Kolejne zdjęcie jego i chłopca, grających w szachy. Musiało wcześniej mieć dla niego specjalne znaczenie, ponieważ postawił je na swoim biurku. Kiedy sięgnął ręką po fotografię, potrącił stos papierów, które ześlizgnęły się i rozsypały powoli po podłodze, pokrywając podłogę niczym wielgachne płatki śniegu. Testy z eliksirów i eseje. Sprawdzone i niesprawdzone razem.

Zapomniał o zdjęciu i pochylił się, by pozbierać papiery z podłogi.

Pierwszy, który podniósł, należał do Neville'a Longbottoma. Test. I to perfekcyjnie wykonany test.

- Severusie..? - odezwał się za nim lekko zaniepokojony głos.

Wynurzył się zza biurka i wyprostował.

- Tak..? - zapytał poważnie.

- Twoja herbata. - Chłopak uśmiechnął się z ulgą i postawił kubek na biurku. Severus tylko skinął głową i otworzył górną szufladę swego biurka. Tutaj był. Jego dziennik uczniów. Trochę dziwnie było czytać w nim daty; to były daty roku, z którego nie miał absolutnie żadnych wspomnień. Otworzył na liście uczniów piątego roku. Nazwiska były znajome, z dwoma wyjątkami: nie było na niej Pottera, natomiast nazwisko Quietusa zostało dodane na końcu. Obok niego widniała ocena W - "Wybitna". To nie było nic zaskakującego. W szpitalu Severus przekonał się o wiedzy chłopaka i jego umiejętnościach na tym polu. Ale obok nazwiska Longbottoma... niewiarygodne, a jednak tam była, napisana jego własną ręką. "Przewyższająca Oczekiwania". Longbottom. Przewyższająca. Oczekiwania. Śmieszne.

Szybko przebiegł wzrokiem całą listę, szukając jeszcze jakiejś szokującej zmiany, ale nie znalazł.

Tylko Longbottom.

Nagle zerwał się na nogi i opuściwszy kwatery skierował się do własnego laboratorium. Kiedy tam wszedł, wyglądało na nie naruszone, z wyjątkiem tego, że cała papierkowa robota została wykonana i wszystkie dokumenty leżały w porządku na biurku. Wyniki egzaminów końcowych: SUMów i OWTMów. Lekko drżącymi rękami podniósł stos z SUMami i przekartkował je do "L".

Longbottom - znalazł prawie natychmiast. "Przewyższająca Oczekiwania" - znowu.

Ciężko opadł na swoje krzesło. Co stało się w tym ostatnim roku? Gdzie zgubił swój zdrowy rozsądek? Ten niezdarny Longbottom jako warzyciel eliksirów?

Pozbierał wszystkie dokumenty i zaniósł je do kwatery. Kiedy wrócił, chłopak nie wyglądał na zaskoczonego.

- To Neville, prawda? - zapytał, uśmiechając się szeroko. Severus burknął coś w odpowiedzi i upuścił swoje brzemię na biurko, powodując na nim natychmiastowy i całkowity bałagan.

Spędzili pozostałą część popołudnia w przyjemnej ciszy: on uczył się na nowo nazwisk swoich byłych pierwszorocznych, sprawdzając kolejne testy i egzaminy i przygotowując klasy OWTM Eliksirów: jedną zamiast dwóch, ponieważ po prostu nie było dostatecznie wielu uczniów, którzy wystarczająco dobrze poradzili sobie na egzaminie, by dostać się na te zajęcia. Snape, Longbottom, Patil, Malfoy, Nott, Bullstrode z klasy Slytherin-Gryffindor i następnych pięcioro z innych domów: Boot, Brocklehurst, Abbot, Perks, i kolejna Patil. Cóż, to będzie interesujące mieć kolejne bliźnięta na OWTM Eliksirów, chociaż wiedział, że dziewczyny nie były tak utalentowane jak Weasley'owie.

Przy okazji Weasley'ów... Niezbyt stare wspomnienie przyszło mu na myśl: on i tych dwóch przeklętych chłopaków warzących jakieś głupie eliksiry w środku nocy, tuż po tym, jak ich przyłapał. Fred z uśmiechem na twarzy, kiedy wreszcie im się udało... Nagle kłujący ból wstrzymał mu oddech na chwilę. Fred Weasley odszedł na zawsze.

Wszystko wokół niego się zmieniało.

Wstał, zamierzając iść do łóżka. Ku jego zaskoczeniu chłopak zasnął na sofie, z książką na twarzy, a strony szeleściły poruszane jego oddechem. Severus nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zdjął ostrożnie książkę i przywołał koc. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie chłopak spał, kiedy mieszkał tutaj razem z nim. Kiedy tylko wszedł do sypialni, znał już odpowiedź. Westchnął, odwrócił się i szybkim machnięciem różdżki lewitował chłopaka do łóżka, które najwyraźniej należało do niego.

Kiedy wrócił z łazienki, zgasił wszystkie światła w pokoju, ale jakoś wydawało mu się to nieodpowiednie, więc zapalił jedną lampę, znajdującą się blisko łóżka chłopaka. Potem nie mógł zasnąć z powodu cichego szmeru oddechu drugiej osoby. W końcu w rozpaczliwym natchnieniu rzucił Uciszające Zaklęcie dookoła łóżka.

Od razu było lepiej.

Zasnął.

-----
- ...więc mówię ci, Severusie, chłopakowi byłoby lepiej w Ravenclawie niż w Gryffindorze - Flitwick dokończył swój długi wywód. - Jest naszym najlepszym uczniem.

Siedzieli w pokoju nauczycielskim, tuż po śniadaniu, czekając na Dumbledore'a, aby przedstawił im swoją najnowszą ofiarę nauczyciela Obrony przed Czarną Magią.

- Dumbledore nigdy by się na to nie zgodził, Filiusie - ziewnął Severus. - A osobiście uważam, że chłopakowi odpowiada obecna sytuacja.

- Ale jego talenty...

- Masz z nim lekcje, Filius. Możesz go nauczyć czego tylko chcesz.

- Nie uważam, aby otoczenie Gryfonów pomagało mu osiągnąć cel, Severusie. Jego wyniki obniżyły się, odkąd został tam przydzielony.

- Naprawdę? - Severus uniósł brew. - Kiedy przyjrzałem się jego wynikom SUMów, omal nie zemdlałem. Były prawie perfekcyjne, chociaż był w tym czasie dość rozproszony. Ja umierałem w szpitalu, jego przyjaciele byli zmartwieni po tym, jak ledwo przeżył spotkanie z Voldemortem... Myślę, że musimy wziąć również te rzeczy pod uwagę, Filius.

Mały nauczyciel Zaklęć uśmiechnął się.

- Nie wiedziałem, że wspierasz Gryffindor, Severusie.

- Oczywiście, że nie! - wykrzyknął oburzony Severus.

- Z twoim synem w tym domu sprawisz, że w najbliższym roku również zdobędą Puchar Domów.

Och, wiedział o tym: Minerva nie zapomniała wytknąć mu, że w ostatnim roku Gryffindor wygrał Puchar Domów.

- Filius... - W końcu chciał już zakończyć tę sprzeczkę. - Gdybym mógł, to kłóciłbym się z Albusem, aby umieścił chłopaka w moim domu, nie sądzisz?

Jego kolega zaczerwienił się mocno, słysząc słowa Severusa.

- Myślę, że masz rację - mruknął. - Słuchaj, ja tylko... - ale nie dokończył. Dumbledore przybył wraz ze swą najnowszą ofiarą. Ogólny nastrój poprawił się natychmiast. Nową nauczycielką była młoda kobieta po trzydziestce. Miała brązowe włosy i brązowe oczy, i bardzo ciepłe spojrzenie.

Severus spojrzał na nią z umiarkowanym zainteresowaniem. Pierwsza dobrze wyglądająca osoba po tylu brzydkich i/lub nie utalentowanych nauczycielach. Mogła być niekompetentna, ale przynajmniej było na co popatrzeć. Przez krótką chwilę Severus zastanawiał się nad podzieleniem się tą uwagą ze swoim bratankiem, ale potem zrezygnował. To nie była ojcowska rzecz. Albo może była, zważywszy na wiek chłopaka, ale jako jego profesor nie mógł mu mówić takich rzeczy.

- Armenia Noir - przedstawił ją Dumbledore. Dziewczyna wydawała się mu dość znajoma, ale po twarzach swoich towarzyszy poznał, że oni natychmiast ją rozpoznali. - Auror pierwszej rangi, kiedyś pracowała dla Ministerstwa, ale po tym, jak uczyniła kilka komentarzy na temat metod przesłuchiwań jej towarzyszy ("Och, kolejny Rycerz Prawdy" pomyślał sarkastycznie Severus, gdzie byli pozostali kiedy on był pod "opieką" Ministerstwa?) Ministerstwo zwolniło ją. Od tamtego czasu pracowała jako doradca do spraw bezpieczeństwa dla Banku Gringotta we Francji i Szwajcarii. Nasz najnowszy wiceminister wyznaczył ją na rok, życząc jej szczęścia - tak jak i my czynimy, po tak wielu nieszczęśliwych wypadkach.

Prawdę mówiąc, dobrze było mieć wreszcie kogoś kompetentnego. Chociaż w zeszłym roku, jak dowiedział się od chłopaka, poprzedni nauczyciel - Arabella Figg, była również dobrym wyborem. Szkoda, że na koniec została zabita przez Malfoy'a. Najwyraźniej klątwa Harolda Pottera nadal wisiała nad tą posadą. Przez chwilę Severus zastanawiał się, jaki będzie koniec najnowszej koleżanki. Czy przeżyje ten jeden rok?

Kiedy Severus tak się zastanawiał, najnowsza członkini grona pedagogicznego zajęła miejsce obok niego. Zesztywniał, skrępowany. Nie lubił kobiety wystarczająco, aby cieszyć się jej towarzystwem, nie wspominając o rozmowie. Więc odwrócił głowę i spojrzał na Minervę, chcąc o coś zapytać, ale ona kłóciła się z Flitwickiem, zapewne o jego bratanka.

A nowa kobieta postanowiła przedstawić się Severusowi.

- Severus Snape? - zapytała go. Jęknął i odwrócił się do niej.

- Tak - odpowiedział chłodno. Jego ton ostudził nieco entuzjazm rozmówczyni.

- Znałam twojego brata - zagadnęła przyjaźnie. - Był na czwartym roku, kiedy ja zaczęłam naukę. Byłam w Ravenclawie, jak on.

Nagle Severus ożywił się. Wreszcie mógł czegoś dowiedzieć się o ojcu chłopaka i swoim bracie. Więc wymusił na swojej twarzy uśmiechopodobny grymas.

- Naprawdę? - zapytał, starając się, aby nie brzmiało to zbyt chłodno czy odpychająco.

- Tak. I jestem taka szczęśliwa, że Arcus został najnowszym ministrem! Z pewnością wiesz, że byli najlepszymi przyjaciółmi - (Severus nic nie powiedział, tylko kiwnął głową.) - chociaż później, kiedy Quietus zaczął spędzać więcej czasu ze starym Potterem ich przyjaźń osłabła...

- Co? - zapytał zażenowany Severus. Czy on dobrze słyszał? Jego brat i Potter?

Nowa koleżanka wybuchnęła śmiechem.

- Och, widzę, że nadal nie zgadzasz się z wyborem przyjaciół twojego brata. Najwidoczniej nic się nie zmieniłeś.

Severus uspokoił się najszybciej jak potrafił. Nadszedł czas, aby wykorzystać sposoby, jakich nauczył się, będąc szpiegiem. Przybrał neutralny wyraz twarzy.

- Nie. Tylko miałem wypadek tego lata z Zaklęciem Pamięci i nadal mam pewne problemy z przypomnieniem sobie niektórych ludzi - po namyśle dodał: - jak na przykład Potterów.

- Rozumiem - powiedziała kobieta z powagą. - Więc nie pamiętasz relacji swojego brata i Potterów.

- Nie - odparł Severus z podobną powagą. W głębi duszy zastanawiał się, czy chłopak wiedział o tym i postanowił mu nie mówić, czy również był niedoinformowany. W międzyczasie kobieta zaczęła opowieść.

- Nie było sekretem w pokoju wspólnym Ravenclawu, że twój brat nie lubił przebywać w domu. Z tego co słyszałam, nigdy nie wracał do domu z wyjątkiem letnich wakacji. Wtedy, na jego czwartym roku, dyrektor Dumbledore powiedział mu, aby trenował pod opieką Harolda Pottera - jak zapewne wiesz, posada Obrony była przeklęta już podczas naszych czasów w Hogwarcie, więc mieliśmy sporo niekompetentnych idiotów... - Oboje uśmiechnęli się. - ...więc twój brat uczęszczał na dodatkowe kursy obrony, z tym starszym facetem... Jestem pewna, że to on przeklął tę pracę...

Severus uniósł brew.

- Jeśli wiedziałaś, że ta posada rzeczywiście jest przeklęta, to dlaczego zgodziłaś się uczyć OPCM?

Kobieta wzruszyła ramionami.

- Nalegałam, że będę uczyć tylko przez rok - przeciętny czas każdego nauczyciela i mam nadzieję, że przeżyję. - Potem dodała ciszej: - I mam oczywiście nadzieję, że znajdę sposób, by odczynić tę klątwę.

Nie mogli kontynuować rozmowy, ponieważ Dumbledore wreszcie otworzył pierwsze zebranie i przez trzy długie godziny musieli się skoncentrować na planach zajęć, klasach, uczniach i podręcznikach. Pod koniec trzeciej godziny Severus nie mógł myśleć o niczym, poza gorącym prysznicem i dobrą książką do poczytania - w ciszy. Więc opuścił pokój nauczycielski i wrócił do własnych komnat.

-----
Wizengamot, ku ogromnej uldze Harry'ego, skazał Lucjusza Malfoy'a na pozbawienie magii i dożywocie w Liberty. I nie musiał nawet uczestniczyć w długich rozprawach, składając zeznania na temat winy tego bydlaka, co do zabójstwa Arabelli Figg, chociaż za jego "szybkie myślenie i działanie" jak to powiedział mu pan Patil, został zgłoszony do Orderu Merlina drugiej klasy, za ocalenie żałosnego życia poprzedniego ministra. Harry dość ostrożnie pokazał list Severusowi, nie wiedząc czy ten zbagatelizuje jego działanie, czy będzie go wychwalał.

Cóż, Severus oczywiście nie zrobił nic, co Harry podejrzewał. Wyglądał na zupełnie nie zainteresowanego, machnął lekceważąco ręką i powiedział:

- Te rodzaje odznaczeń są głupie, równie dobrze można żyć bez nich... - Harry pomyślał o pewnym wieczorze, kiedy on i Hermiona uwolnili Syriusza, a Severus wpadł z wrzaskiem do Skrzydła Szpitalnego, ponieważ stracił okazję, aby dostać awans. Kwaśne winogrona, prawda? - Lepiej byś zrobił, krojąc staranniej tę nać mandragory, niż tracąc czas na takie bzdury... - burknął, a Harry pochylił głowę, uśmiechając się.

Ich relacja przybrała postać normalnych, rodzinnych stosunków, chociaż ta zażyłość, do jakiej przywykł Harry, nie wróciła. Grali w szachy, robili eliksiry, chodzili razem do Hogsmeade, ale nie prowadzili żadnych prawdziwych rozmów, i Harry nie wiedział, co o tym sądzić. Czasami spotykał Severusa zagłębionego w rozmowie z nową nauczycielką i nie potrafił odgadnąć powodu. Podobała mu się? Nie wyglądało na to, ale Harry nigdy wcześniej nie widział, jak wygląda Severus w takiej sytuacji, więc nie mógł być pewien. Kiedyś wydawało mu się, że usłyszał nazwisko "Potter" wspomniane w ich rozmowie razem z imieniem jego ojca i poczuł nagłe szarpnięcie w żołądku: jeśli Severus otrzyma jakieś informacje na temat przeszłych zdarzeń, to odkryje prawdę wcześniej czy później, a Harry był przekonany, że to będzie raczej prędzej niż później.

Nadal nie rozumiał, dlaczego Severus nie zauważył jego regularnych wizji, gdyż chociaż bardzo starał się cierpieć w ciszy, wiedział, że czasem krzyczał dość głośno, ale mężczyzna nie budził się. A Severus sypiał bardzo lekko. To była zagadka. A Harry bał się dnia, kiedy Severus odkryje jego sekret.

Ale Severus nie odkrył go.

Aż do ostatniej nocy spędzonej wspólnie.

-----
To stało się dwa dni po ostatnim spotkaniu grona pedagogicznego, kiedy nauczyciele rzucili ochronne zaklęcia, które miały chronić Hogwartcki Ekspres. Według tego, co rok temu Severus powiedział Harry'emu, każdego roku używano innego rodzaju ochrony, aby uniknąć ewentualnego ataku, gdyby ktoś poznał kod, jakiego użyli poprzednio.

Harry nie widział zwykłej, zakapturzonej osoby w kręgu, więc od początku ulżyło mu, że Voldemort nie dowie się o sprawach szkoły. Ale rzeczy, które nastąpiły po jego odkryciu, były mniej przyjemne. Voldemort był zły z powodu braku ważnych informacji, więc ukarał dwoje nowych członków Wewnętrznego Kręgu za nie wykonanie zadania, chociaż krzyczeli głośno, że starali się skontaktować ze szkolnym agentem i nie mogli dowiedzieć się nic o nim (albo niej - to nie było jasne dla Harry'ego). Jeden z nich nawet zasugerował, że Dumbledore musiał zdemaskować tę osobę (zawsze nazywali swoją wtyczkę "szkolnym agentem"). Voldemort wpadł w tym większą wściekłość, słuchając ich głupich wymówek i zaordynował krótką torturę "tylko dla zabawy".

Harry przygotował się na pierwsze uderzenia, ale był pewny, że długo nie wytrzyma w ciszy. Będzie się wił i może nawet krzyczał, kiedy zaklęcia staną się coraz cięższe, a jego siła woli stawała się coraz słabsza.

W międzyczasie modlił się w duchu, aby nie przyszedł Avery i żeby nikt nie użył Zaklęcia Noży, ale kiedy Goyle rzucił Zaklęcie Łamiące Kości nie mógł już dłużej wytrzymać.

Krzyknął, kiedy poczuł, jak kości w kończynach łamią mu się na pół i zimny pot oblewa jego ciało. Wiedział, że nie będzie już więcej informacji tej nocy, więc starał się uciec z tej wizji, ale tak samo jak wiele razy wcześniej, tak i tym razem nie był w stanie.

Nowa fala bólu ponownie zacisnęła się na jego piersi: jakby usiadł na nim olbrzym, jego żebra wydawały się łamać niczym patyczki w ręku dziecka.

Zaczął płakać.

Wtedy ktoś wybudził go z tej wizji.

Wiedział, że to musiał być Severus.

Otworzył oczy i starał się złapać oddech. Jego oczy napotkały zatroskany wzrok Severusa.

- Co to było? - zapytał łagodnie mężczyzna, ale przez dłuższą chwilę Harry nie mógł odpowiedzieć: po prostu nie miał wystarczająco dużo powietrza w płucach.

- Koszmar - odrzekł po chwili.

- Pocisz się - Severus dotknął jego twarzy.

- Wiem - odpowiedział i usiadł, zamierzając iść do łazienki i wziąć prysznic.

Severus zmarszczył brwi, kiedy zauważył, że przepocona piżama chłopca przylgnęła do jego ciała. Do czasu, kiedy Harry wrócił z łazienki, Severus zmienił mu pościel na suchą. Harry spojrzał na niego z wdzięcznością, kiedy wsunął się pod ciepły koc.

- Czy po to rzucałeś Uciszające Zaklęcia wokół swojego pokoju w Snape Manor, żeby nikt się nie dowiedział o twoich koszmarach?

Harry nie wiedział co odpowiedzieć, więc tylko przytaknął niepewnie.

- Dlaczego?

Harry nie odpowiedział, tylko spojrzał na swój koc.

- Zawsze ci się śni, że cię torturują? - Kiedy Harry nie otworzył ust, Severus mówił dalej. - Czy twoje koszmary są zawsze takie ciężkie? - Harry starał się zagrzebać w swoim materacu. - Odpowiedz mi! - warknął nagle Severus i Harry szarpnął się do tyłu.

Westchnienie.

- Przepraszam. - Niepewne dotknięcie na jego ramieniu. Tak kiedyś robił Severus. Ale teraz, ten Severus nie był taki jak dawniej. Harry zaczął drżeć. - Proszę. Powiedz mi. - Usłyszał cichy głos Severusa, ale po prostu nie był w stanie mówić, więc tylko zapłakał cicho w poduszkę. - Co robiłem w przeszłości, kiedy cię budziłem?

- Trzymałeś mnie - wymamrotał Harry nie dbając o to, czy Severus to dosłyszał czy nie. Wiedział, że Severus już więcej nie będzie go trzymał. Nigdy. Nigdy więcej.

Ale wtedy ręce mężczyzny wsunęły się pod niego i został podniesiony z łóżka, odwrócony twarzą do Severusa, a niepewne ramiona objęły go w ostrożnym uścisku tak, że jego twarz naciskała na ramię jego byłego taty i... nagle uspokoił się. Nie chciał myśleć o zmianie charakteru Severusa i ich odległej relacji. Nie chciał niczego więcej, tylko tych bezpiecznych ramion, jak za dawnych czasów... i Harry pozwolił sobie na płacz.

-----
Severus nie poruszył się. Nie wiedział dlaczego, ale cała ta sytuacja była taka znajoma - i również tak boleśnie dobra.

Trzymał mocno chłopaka tak długo, jak ten płakał; czuł jak ręce chłopca zaciskają się na jego piżamie, czuł wilgoć łez na swoim ramieniu i czuł się jak w domu.

Ktoś go potrzebował. Ktoś na nim polegał. Ktoś do niego należał.

Był w domu.

Prawda?