8. ROZPADAJĄCY SIĘ ŚWIAT

Odzyskanie panowania nad sobą zajęło Severusowi dużo czasu.

- Lekcja skończona. Spakujcie swoje rzeczy i wyjdźcie - burknął do uczniów, którzy w pośpiechu zaczęli porządkować swoje rzeczy. - I dwadzieścia punktów od Slytherinu, panie Malfoy - dodał chłodno.

Malfoy pisnął głośno.

- Dwadzieścia? Dlaczego? Nie rzuciłem żadnego zabronionego zaklęcia!

Severus odwrócił się i podszedł do lekko zaniepokojonego chłopaka.

- Zgodnie ze szkolnymi zasadami rzucenie Obnażającego Zaklęcia na drugiego ucznia NIE jest dozwolone - wysyczał i Malfoy zagotował się w sobie.

- Nie rzuciłem Obnażającego Zaklęcia, proszę pana - zaprotestował. - Rzuciłem Re...

- Wystarczy! Dziesięć punktów od Slytherinu za twoje zuchwalstwo, panie Malfoy, i szlaban z panem Filchem dzisiaj wieczorem. - Zaskoczone spojrzenia z całej sali. - I uświadamiam ci, panie Malfoy, że zakaz używania Obnażających Zaklęć ma na celu ochronę prywatności przed czyimś natręctwem, a zaklęcie jakie właśnie rzuciłeś, było właśnie czymś takim. - Severus nagle zauważył, że wszyscy na nich patrzyli. - Och, i to oczywiście dotyczy wszystkich w szkole.

Ostatnie zdanie miało odpowiedni wpływ na uczniów: w ciągu jednej minuty sala była pusta, z wyjątkiem... z wyjątkiem rzeczy Pottera, które leżały porzucone na stole chłopaka.

Rzeczy Pottera. Świat nagle zakręcił się dookoła niego i Severus podszedł chwiejnym krokiem do stołu.

Potter.

Chaotyczne myśli przepływały przez jego umysł, a uczucia tłoczyły się w jego piersi: wiele, wiele myśli i uczuć, ścierających się ze sobą. Pierwszym uczuciem był szok, drugim ból - ból zdrady. Chłopak go zdradził: jego zaufanie, jego akceptację... I poczucie winy: nie miał prawa ujawniać tożsamości chłopaka przed wszystkimi - ale nie zrobił tego z własnej woli, po prostu nie mógł się powstrzymać... A potem obrzydzenie i złość: dotknął tego przeklętego Pottera, zaoferował mu pocieszenie, trzymał go i pomógł mu... Potter... syn jego największego wroga, odrażającego i idealnego Jamesa Pottera i jego żony mugolskiego pochodzenia - jakie to dla nich typowe!

I Albus! Albus okłamał go, jego wina była nawet większa niż Pottera, ponieważ to ON manipulował tym głupim chłopakiem!

Przeklęty facet! I przeklęty chłopak! W nagłym ataku wściekłości Severus uderzył pięścią w stół i kopnął krzesło, które przeleciało przez pomieszczenie i rozbiło się o szafę. Potłuczone kawałki fiolek rozsypały się po całym pokoju, ale Severus nie przejął się tym. Szalał z wściekłości i po pięciu minutach klasa wyglądała, jakby zaatakowało ją stado hipogryfów.

Jedyny stół, który Severus zostawił w spokoju, należał do Pottera. Nie chciał nawet na niego patrzeć. Kiedy tylko jego wściekłość zmniejszyła się trochę, wezwał skrzata i rozkazał mu zabrać rzeczy chłopaka z powrotem do jego pokoju, a po chwili dodał:

- I usuń jego rzeczy z moich kwater, proszę. - Skrzat przytaknął i zniknął z cichym "pop".

Teraz sala była wreszcie wolna od rzeczy tego małego głupka. I pozostanie wolna! Severusa nie obchodziło czym lub kim ten głupek Potter był, chłopak nie wejdzie już więcej do jego klasy, NIGDY!

Nowa fala wściekłości zalała jego umysł i Severus nie był nawet w stanie trzeźwo myśleć nawet przez chwilę.

Ten cholerny, przeklęty bachor! I Albus! Wykorzystali go, jakby był tylko szachowym pionkiem w ich grze, albo kawałkiem układanki, czymś, a nie kimś, istotą ludzką z uczuciami i rozumem!

Już miał rzucić kolejne paskudne zaklęcie na meble, kiedy drzwi się otworzyły i do komnaty wszedł Albus.

- JAK ŚMIESZ?!! - ryknął Severus, nie witając się ze starszym mężczyzną. - JAK ŚMIAŁEŚ?!!

- Severus, proszę - powiedział Albus spokojnym głosem, który tylko rozwścieczył jeszcze bardziej Mistrza Eliksirów.

- NIE INTERESUJĄ MNIE TWOJE PRZEPROSINY! WYNOŚ SIĘ! NATYCHMIAST! - wrzasnął i podszedł groźnie do swojego byłego przyjaciela.

- Severus! - Tym razem głos dyrektora był bardziej stanowczy i silniejszy, ale Severus po prostu to zignorował.

- Nie, Albus! Nie chcę już więcej słuchać twoich bajeczek! - ryknął i uderzył pięścią w stół. - I nie chcę już więcej widzieć tego dzieciaka!

- Severus, uspokój się!

- NIE! - Nagle jego zwykła, pozbawiona emocji maska wróciła na swoje miejsce. - Nie, Albus. Odmawiam przyjęcia pana Pottera na moje zajęcia z Zaawansowanych Eliksirów, i odmawiam opiekowania się nim dłużej. Już poprosiłem skrzata, aby usunął wszystkie jego rzeczy z moich pokoi. Jak tylko stąd wyjdę, zmienię zamykające zaklęcie w moich osobistych pokojach jak również w moim gabinecie.

- Nie możesz tego zrobić, Severus - westchnął starszy czarodziej.

- Oczywiście, że mogę, dyrektorze! - Severus wstał i spojrzał mężczyźnie prosto w twarz. - I to ZROBIĘ! Natychmiast! - Odwrócił się, by odejść.

- Severus, stój! - To był rozkaz, Severus doskonale to słyszał, ale nie chciał usłuchać. Zatrzymując się na chwilę w drzwiach, dodał:

- Jeśli chcesz mnie zwolnić, Albus, po prostu to zrób. - Odwrócił twarz do niego. - I od tej chwili nie jestem już członkiem Zakonu. Możesz korzystać z mojego dworu tak długo, jak mnie tam nie ma. - Ale kiedy chciał się ruszyć, stwierdził ze złością, że nie może. Jego nogi były przykute do podłogi, a drugie zaklęcie dyrektora uciszyło go.

- Wystarczy, Severusie. Po pierwsze, nie możesz zabronić Quietusowi uczęszczać na swoje lekcje. Ma odpowiednią ocenę, by na nie chodzić. Po drugie, nie możesz wyrzucić go ze swojego życia. Nadal jest twoim bratankiem, i potrzebuje ciebie. Po trzecie, nie możesz opuścić Zakonu. Potrzebujemy ciebie, twoich zdolności i lotnego umysłu. Twojej pomocy. - Dumbledore machnięciem różdżki uwolnił Severusa od zaklęć. Młodszy mężczyzna spojrzał na niego pogardliwie.

- Znam swoje miejsce, dyrektorze. Jestem tylko mordercą, który musi zrobić wszystko, co mu rozkażą. To miałeś na myśli?

- Nie, Severusie... - Twarz Dumbledore'a wykrzywiła się boleśnie. - Nie.

- Nie? Więc dobrze, NIE zaakceptuję Pottera w żaden sposób. NIE będę członkiem Zakonu, chociaż będę pomagał w pracy Madame Pompfrey swoimi eliksirami jako nauczyciel tej szkoły i przysięgam zachować w tajemnicy wiadomości o Zakonie. I wiesz co, Albus? Już ci nie ufam. Żegnam.

Severus powrócił do swoich komnat i stanął przed drzwiami. Szybko machnął różdżką, przycisnął palec wskazujący do białej plamki i wymamrotał kilka zamykających zaklęć. Wchodząc do pokojów sprawdził, czy skrzaty usunęły wszystkie rzeczy tego głupka Pottera. Ku jego uldze nie zauważył nic, co należało do niego, nawet zdjęcia zniknęły. Tylko drugie łóżko w sypialni wskazywało, że ktoś jeszcze tutaj mieszkał, ale Severus usunął je stanowczym "Evanesco".

Kończąc swoje zadania w kwaterach, powrócił do swojej zrujnowanej sali i poprawił jej stan kilkoma naprawiającymi zaklęciami, przygotowując do następnej lekcji.

Drugi rok, Ravenclaw-Hufflepuff. Najwyraźniej nic jeszcze nie słyszeli o wydarzeniach podczas ostatniej godziny, i Severus był za to bardzo wdzięczny losowi. Prawdopodobnie miała to być jego ostatnia normalna lekcja w tym tygodniu; jej jedynym denerwującym elementem było to, że nie znał uczniów, których uczył przez ostatni rok.

Ale lekcje Zaawansowanych Eliksirów z siódmym rokiem były dużo bardziej skomplikowane. Severus widział po ich twarzach, że już słyszeli o porannej rewelacji, ale żaden z nich nie był wystarczająco odważny, aby go zapytać. Severus uśmiechnął się, kiedy zauważył gniewną minę jedynej w grupie Gryfonki: panna Bell prawie gotowała się z gniewu - och, i o dziwo nie była w tym odosobniona. Moon - jeden z jego Ślizgonów - również wyglądał na wzburzonego.

Ciekawie było zobaczyć, jak ten przeklęty Potter wykorzystał swoją relację z Severusem. To tylko rozwścieczyło Severusa jeszcze bardziej.

Więc pod koniec lekcji znowu był zły.

Jego gniew nie zmalał, kiedy wspinał się po schodach do Wielkiego Hallu na obiad, i czuł, jak uwaga całej szkoły kieruje się na niego. Dotarł majestatycznym krokiem do stołu, usiadł i zaczął jeść, nie rozglądając się.

Nikt nie powiedział do niego ani słowa.

Kiedy poczuł, że zainteresowanie maleje, rozejrzał się szybko dookoła.

Chłopaka nie było.

Jego usta wygięły się w paskudnym uśmieszku.

-----
Harry stracił panowanie nad sobą, kiedy tylko zamknął drzwi od klasy Eliksirów. Poczuł gorycz w ustach, panika popłynęła jego żyłami, pozwolił nieść się nogom i pobiegł desperacko w stronę gabinetu dyrektora. Ale w głębi duszy wiedział, że nawet dyrektor nie znajdzie dobrego rozwiązania jego problemu.

Severus odrzuci go. To było kryształowo jasne. A teraz nie zostaną zamknięci razem, by jakoś pokonać swoje różnice i antypatie, a szczerze mówiąc, Harry nie czuł już antypatii do Mistrza Eliksirów.

Nie znał obecnego hasła do gabinetu dyrektora, więc zatrzymał się przed chimerą i oparł o nią zmęczony, zastanawiając się nad możliwymi przyszłymi skutkami porannej rewelacji w jego życiu i związkiem z Severusem. Ale nie miał czasu przemyśleć tego głębiej, ponieważ statua nagle odsunęła się i Dumbledore wyszedł.

- Poczułem twoją obecność, Quietus. - Uśmiechnął się do chłopaka, ale jego twarz spochmurniała, kiedy zobaczył bolesny wyraz twarzy Harry'ego.

- Może pan mówić do mnie Harry, dyrektorze - Harry uśmiechnął się gorzko. - Myślę, że za pół godziny cały świat czarodziejów dowie się, że Chłopiec-Który-Przeżył przeżył ponownie.

- Co się stało?

- Severus w jakiś sposób zgadł... a Malfoy rzucił na mnie Revelo... - jego głos ucichł i dotknął swojej widocznej blizny. - Myślę, że będzie bardzo zły na nas, ale głównie na mnie.

- Nie martw się, pójdę i porozmawiam z nim. Wszystko będzie dobrze - dyrektor starał się go pocieszyć, ale Harry potrząsnął głową.

- Powinniśmy byli mu powiedzieć. Teraz jest za późno.

- Ja tak nie uważam...

- Znam go, dyrektorze, prawdopodobnie lepiej niż pan. Jest zbyt emocjonalny, a my straciliśmy jego zaufanie. I nie wiem, czy jakoś będziemy w stanie je odzyskać.

Dumbledore uśmiechnął się do niego pocieszająco.

- Wszystko będzie dobrze - powtórzył.

- A moja fałszywa tożsamość? - zapytał Harry. - Teraz Voldemort będzie miał mnóstwo powodów, aby mnie zabić!

- Tym będziemy musieli zająć się później. Najpierw chcę porozmawiać z Severusem. Przyjdź do mnie po obiedzie.

Harry przytaknął i rozeszli się.

Harry nie wiedział jak dostał się do Wieży Gryffindoru: nie mógł sobie przypomnieć drogi od chimery do swojego łóżka, a teraz siedział na nim, jego buty stały obok, przyciskał kolana do piersi, twarz do kolan, a wewnątrz czuł taką pustkę...

Niespodziewanie z cichym "pop" pojawił się koło łóżka Harry'ego skrzat. Położył jego torbę i książki do Eliksirów na łóżku, uśmiechając się.

- Pan Snape rozkazał przynieść torbę Quietusa Snape'a do jego pokoju - powiedziało wesoło stworzenie i zniknęło.

Przez chwilę Harry nie wiedział, co myśleć o tym geście. Czy to był znak troski Severusa? Czy wręcz odwrotnie? Nie wiedział, ale zauważył plamy po różnych eliksirach na swoich nowiutkich książkach. Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu. Co mogło się stać po tym, jak opuścił lochy? Sięgnął ręką po książkę, ale zabrzmiały inne "pop" i znowu pięć skrzatów pojawiło się dookoła niego, po czym zaczęły pakować jakieś rzeczy do jego kufra i szafy.

- Stać! - krzyknął do nich Harry. - Co robicie?

Jakaś skrzatka odwróciła się do niego i Harry nagle ją rozpoznał. Mrużka.

- Pan Snape kazał nam opróżnić jego pokój z pana rzeczy - powiedziała. - Był bardzo zły.

Krew odpłynęła z twarzy Harry'ego.

- Ale... stójcie! To nie w porządku! Nie macie prawa usuwać moich ubrań...

- Właścicielem tamtej kwatery jest profesor Snape, nie Quietus Snape - westchnęła Mrużka. - I on jest starszym czarodziejem. Musimy go słuchać.

- Ale... - Harry nagle poczuł duszności, nie mógł powiedzieć ani słowa. "To nie w porządku!" wrzasnęło coś wewnątrz niego, kiedy patrzył jak skrzaty pakują i układają jego szaty i bieliznę, wraz ze stosem książek i zdjęciami. Zdjęciami starego Severusa, przedstawiającymi jego. Serce Harry'ego ścisnęło się i musiał skoncentrować się na swoim oddechu, jeśli nie chciał się naprawdę udusić.

Wyprostował nogi i usiadł na brzegu łóżka. Musiał iść do ubikacji. Nie chciał żyć. Myśleć. Oddychać. Kochać. Czuć. Dotykać. Nie chciał swojego życia... nie, nie, już nie.

Zanim zrobił krok, klęczał i znowu wymiotował, jak ostatniego popołudnia. Ale teraz czuł gorące łzy na twarzy i widział jak wpadają w jego wymiociny. Harry musiał oprzeć się na obu rękach, jeśli nie chciał podążyć ich śladem.

- Quietus Snape, proszę pana, potrzebuje pan pomocy? - usłyszał zmartwiony głos Mrużki.

Biorąc kilka głębokich wdechów, zdołał wykrztusić:

- Mrużko, proszę, zawołaj Zgredka. Powiedz mu, że Harry Potter go potrzebuje.

- Tak, proszę pana. Rozumiem, proszę pana - powiedziała skrzatka i zniknęła.

Nadal drżąc, Harry spróbował wstać, ale jego kończyny odmówiły współpracy, a żołądek ponownie się wzburzył. Klęczał tam, trzęsąc się jak szaleniec. Po prostu cudownie, pomyślał, czując jak znowu łzy zaczynają płynąć z jego oczu.

Starał się złapać oddech, ale tym razem naprawdę nie mógł oddychać. Szloch na spółkę z wymiotami zamknęły mu gardło i po kilku długich minutach walki, wszystko zasłonił mrok.

-----
Kiedy otworzył oczy, pierwszym co zobaczył była para ogromnych oczu patrzących wprost na niego.

- Harry Potter się obudził! - wykrzyknął radośnie Zgredek i uśmiechnął się szeroko. - Harry Potter wrócił do Hogwartu, wrócił do swoich przyjaciół, wrócił do Zgredka!

Harry ponownie zamknął oczy i ze smutkiem stwierdził, że straszliwie boli go głowa, co tylko się wzmogło na skutek głośnych krzyków Zgredka.

- Proszę, Zgredku, nie krzycz - wyszeptał i skrzat zamarł w połowie ruchu.

- Zgredek rani Harry'ego Pottera! - Stworek znów prawie wrzasnął. - Zły Zgredek! Zły Zgredek!

Harry nie miał nawet tyle energii, aby rozkazać przestać skrzatowi, zamiast tego przykrył poduszką głowę i zwinął się do pozycji płodowej.

Widząc jego cierpienie, Zgredek ucichł, zamilkł zupełnie i Harry słyszał, że skrzat zaczął porządkować jego rzeczy, a później sprzątać również chodnik.

Później skrzat usiadł na jego łóżku i zapytał łagodnie:

- Czy to prawda, że pan Snape jest ojcem Harry'ego Pottera?

Harry westchnął i włożył poduszkę pod głowę.

- Nie, Zgredku. On nie jest moim ojcem. Jest starszym bratem mojego ojca - wyjaśnił spokojnie.

- A gdzie jest ojciec Harry'ego Pottera? Zgredek pójdzie i przyprowadzi ojca Harry'ego Pottera do Harry'ego Pottera!

Tym razem ból był dużo silniejszy. Przyprowadzi jego ojca? Którego ojca? Jamesa Pottera czy Quietusa Snape'a? Ból był ostry jak sztylet wbijający się w pierś.

- Nie możesz go przyprowadzić Zgredku. On nie żyje. - Harry schował twarz w poduszkę i usłyszał swój własny, zawodzący głos przez pościel. - On nie żyje.

Mrok... Wszystko było pogrążone w mroku, a on płakał i szlochał w swoją poduszkę. On, Harry Potter, szesnastoletni chłopak płakał jak dziecko. Nadzieja czarodziejskiego świata, syn najpotężniejszego jasnego czarodzieja stulecia, wróg numer jeden Czarnego Lorda - był słabym, nędznym stworzeniem.... ból istnienia, wszystko tak bardzo bolało...

Zgredek przysunął się do niego, opatulił kocem drżącą postać i rzucił na niego rozgrzewające zaklęcie. Kilka chwil później zniknął tylko po to, aby pojawić się ponownie z kubkiem gorącej czekolady i kilkoma ciastkami. Kiedy Harry podniósł głowę, skrzat delikatnie wytarł mu twarz chustką i pomógł usiąść. Prawie się uśmiechnął, kiedy Harry wyciągnął rękę w kierunku nocnego stolika, ale zamiast kubka wziął tylko stojącą tam fotografię. Harry i Severus grający w szachy. Chłopiec poczuł, jak jęk ponownie wzrasta w jego gardle.

Wtedy z głośnym hukiem otworzyły się drzwi do jego pokoju i podbiegła do niego Hermiona, przytulając go bez wahania.

- Trochę czasu zajęło mi pokonanie zaklęcia anty-dziewczęcego waszego dormitorium - wyjaśniła, przygarniając Harry'ego mocno do piersi. - Ale jakoś mi się udało.

- Severus mnie nienawidzi. Wyrzucił mnie ze swojego życia - zajęczał Harry, nadal trzymając zdjęcie w ręku.

- Wróci mu rozsądek - Hermiona zacieśniła swój uścisk i Harry poczuł, jak łzy znowu zaczynają napływać mu do oczu.

- Nie wiem - wyszeptał. - Nie sądzę...

- Wyrzuć to z siebie, Harry. Jesteśmy tutaj sami. Nikt cię nie zobaczy... - Wyszeptała Hermiona do jego ucha i zaczęła go kołysać powoli, a Harry poczuł, jak ciężar na jego ramionach zmniejsza się. Spojrzał ponownie na zdjęcie i nie mógł przestać... Obrzydliwe, słabą i obrzydliwą rzeczą było płakać tutaj jak mała beksa, ale Harry czuł się taki zagubiony...

- Dlaczego ja? - wykrztusił. - Dlaczego zawsze ja?

- Ponieważ jesteś od nas silniejszy - wyszeptała w odpowiedzi Hermiona.

- Jestem słabszy od ciebie - zaprotestował Harry.

- Tylko smucisz się, Quiet, nie jesteś słaby. Po prostu wyrzuć to z siebie i będzie lepiej.

Łagodne słowa przebiły się poprzez bariery Harry'ego, ale nie miał on już żadnych łez, więc pozwolił Hermionie kołysać się, czekając aż się uspokoi do końca.

Nagle kolejna myśl przyszła Harry'emu do głowy.

- Gdzie są pozostali? I co ja im powiem? - zapytał, przestraszony.

- Jest pora obiadowa. Są w Wielkim Hallu i myślę, że Dumbledore wyda oświadczenie. I wreszcie będziesz mógł wszystkim powiedzieć prawdę.

- Z odrzuceniem przez Severusa na końcu, prawda? - odpowiedział urażony Harry.

- To nie jest koniec twojej historii, Quiet. Dalej, wypij swoją czekoladę. Podgrzałam ją zaklęciem.

Harry wypił gorący napój i wstał. Dziwne. Po wypiciu naprawdę gorącej czekolady czuł nawet większy chłód wewnątrz. Coś w jego piersi było jak... jak kawałek lodu. Czy to jego żołądek?

- Muszę iść do dyrektora. Chcesz iść ze...? - zapytał, ale nie zdołał dokończyć pytania: poczuł znowu nagły ból żołądka i musiał mocno się postarać, żeby nie zwymiotować. Przycisnął rękę do ust i zgiął się wpół.

- Och nie... - wyszeptała Hermiona i pociągnęła Harry'ego ostrożnie w kierunku łazienki, ale nie dotarli do celu. Kiedy tylko Hermiona otworzyła drzwi i wprowadziła Harry'ego do środka, chłopak nie mógł już dłużej się powstrzymać. Upadł na kolana i zwymiotował. Prosto na Hermionę.

Nie trwało to długo: miał tylko czekoladę w żołądku.

- Przepraszam - wymamrotał i spojrzał na Hermionę ze skruchą.

Ku jego zdziwieniu dziewczyna, usiadła przed nim na podłodze, a jej ramionami wstrząsnął stłumiony chichot. Widząc to, zły humor Harry'ego odrobinę się poprawił. Hermiona nagle wybuchnęła śmiechem, nawet łzy stanęły jej w oczach i po kilku minutach Harry przyłączył się do niej. To nie był radosny śmiech, ani trochę, jedynie inny sposób, by zrzucić z siebie choć trochę przygniatającego go ciężaru. Wreszcie Hermiona odzyskała panowanie nad sobą i wstała.

- Pójdę się przebrać. Poczekaj na mnie w pokoju wspólnym. Pójdę z tobą do dyrektora.

- Dobra - westchnął Harry i poczuł, że może będzie miał siłę, aby przejść od Wieży Gryffindoru do chimery.

-----
Uśmieszek zniknął z twarzy Severusa, kiedy dyrektor wstał. Mistrz Eliksirów nagle zdał sobie sprawę, co się stanie, ale zbyt ryzykowne byłoby teraz uciec - posądzono by go o tchórzostwo, gdyby to zrobił, więc musiał pozostać na swoim miejscu, z podniesioną głową, patrząc prosto na swoich uczniów, bez strachu czy wyrzutów sumienia.

- Jak zapewne słyszeliście, tego ranka miał miejsce mały wypadek na lekcji Zaawansowanych Eliksirów szóstego roku i jestem pewny, że krąży teraz o tym wiele pogłosek. Nie do mnie należy opowiedzenie całej historii, musicie poprosić o to swojego kolegę; ja chcę podzielić się z wami tylko najważniejszymi szczegółami: tak, to prawda, że jeden z waszych przyjaciół, Quietus Snape, w rzeczywistości jest chłopcem znanym jako Harry Potter. Nie jest jednak prawdą, że wasz profesor, Severus Snape, jest jego ojcem. Ojcem Quietusa Snape'a był brat waszego profesora, który zginął szesnaście lat temu, przed narodzinami Harry'ego. Później adoptował go James Potter i Harry dorastał jako jego syn. Poprzedniego lata, po ucieczce z więzienia Voldemorta, profesor Snape przyjął go z powrotem do rodziny Snape'ów. To wszystko, co musicie o nim wiedzieć. I jeszcze coś: nie zadręczajcie go pytaniami. Przeszedł wiele w ciągu ostatnich miesięcy. Dziękuję.

Dyrektor usiadł i Severus, na krótko wymuszając na swojej twarzy uprzejmy wyraz, wstał i wyszedł z Hallu, ignorując zaskoczone głosy uczniów.

Tak, krótkie wyjaśnienie Dumbledore'a potwierdziło wiele podejrzeń Severusa, jakie wcześniej żywił co do młodego Pottera, ale nie zmniejszyło jego podejrzeń w stosunku do dyrektora i tego durnego chłopaka. A jeśli oszukiwali go przez dwa lata? Potter nie mógł być jego krewnym. Po prostu nie mógł. Tak, istniał test krwi, który potwierdzał oświadczenie tych dwóch - ale co, jeśli ktoś zdołał zmodyfikować krew chłopaka? Albo przyrządy pomiarowe? Albo coś innego? Jak wiele razy rzucano na niego Obliviate? Czy to prawda, że sam to zrobił, czy to również było kłamstwem? Pokręcił gniewnie głową.

Nigdy więcej nie zaufa Dumbledore'owi. Nie chciał już więcej mu ufać. Czuł się oszukany, zdradzony, wyśmiany, odrzucony i wykorzystany.

Cholera! Cholera! Cholera! Dość tego! Już nigdy więcej nie będzie niczyim pionkiem! Najwidoczniej uratował Pottera sprzed Voldemortem, i niech to wystarczy! Cóż, jeśli TA historia była prawdziwa. Tylko Największy Bydlak mógłby to potwierdzić.

Nie, Severus zdecydował, że nie będzie myślał o chłopaku ani Albusie przez kilka dni. Chciał trochę powietrza, trochę wolności, aby to przemyśleć.

I z całą pewnością nie pragnął powrotu chłopaka.

Przeklęty nikczemny idiota! Jak mógł myśleć, że wyprowadzi Severusa w pole? Jak mógł myśleć, że wybaczy mu po tych wszystkich kłamstwach? Nie, zdecydowanie nie.

Żadnego wybaczenia.

Wszyscy mogą iść do diabła. Włącznie z nim.

-----
- Więc on nie chce mnie na swoich lekcjach Zaawansowanych Eliksirów - zdołał jakoś wykrztusić.

- Tak - westchnął Dumbledore. - Starałem się go zmusić...

Harry potrząsnął głową.

W pokoju zaległa ciężka cisza i Harry nagle poczuł, że Dumbledore ma dla niego więcej złych wieści. Przygotował się na nie i podniósł głowę.

- Tak, proszę pana?

Hermiona spojrzała na niego z ciekawością. Nie rozumiała pytania Harry'ego, Dumbledore przeciwnie, doskonale je zrozumiał.

- Dwa dni temu, kiedy poukładałem ponownie swoje akta i dokumenty, wpuściłem skrzaty domowe, aby wysprzątały mój gabinet. I... - Jego oczy zachmurzyły się - ...one znalazły różdżkę Severusa.

- Ale on miał swoją różdżkę, dyrektorze! - wykrzyknął Harry z niedowierzaniem.

- Tak, ponieważ ja dostarczyłem mu jedną, kiedy nadal leżał w szpitalu. Po tym jak wypuszczono go z aresztu, wszystkie rzeczy, które miał ze sobą, zatrzymano w Ministerstwie jako dowody przeciwko Lucjuszowi Malfoy'owi. Różdżkę też - ponieważ to była różdżka Malfoy'a, nie jego.

Gwałtowne wciągnięcie powietrza. Żołądek Harry'ego ponownie skręcił się w ciasny supeł.

- Och nie, nie, nie, nienienie... - Zaczął znowu drżeć. Hermiona zamrugała zdziwiona.

- I...? - zapytała.

- Myślę, że profesor Snape zostawił ją tutaj, kiedy wyruszył ratować Harry'ego.

Hermiona była bystra, ale tym razem po prostu nie mogła zrozumieć, o czym mówił dyrektor.

- To znaczy, Hermiono, że rzucił na siebie Zaklęcie Pamięci różdżką Malfoy'a. Obcą różdżką - Harry potrząsnął głową i zadygotał. - To znaczy, Hermiono, że nigdy nie odzyska swoich wspomnień.

- Ale z pewnością...

- Quie... To znaczy Harry ma rację, panno Granger. Cofnięcie Zaklęcia Pamięci jest bardzo trudnym zadaniem, ale cofnięcie...

- To było twoim tematem w zeszłym roku, prawda? - Hermiona nagle odwróciła się do Harry'ego. - Napisałeś swój esej o cofaniu skutków Zaklęć Pamięci?

Harry przytaknął.

- Tak - westchnął i przygarbił się. - Cóż, najwidoczniej zawsze może być gorzej - wymamrotał, ale nie miał już siły, aby płakać. - To znaczy, że mam znowu mojego dobrego, starego profesora Eliksirów, który mnie nienawidzi i który nie zgodził się na moją obecność na lekcjach.

- Tak - Dumbledore opuścił głowę.

- W porządku - Harry wstał. - Więc nie będę uczęszczał na te lekcje.

- Quiet, myślę, że będziesz potrzebował tych lekcji w przyszłości. Masz talent do Eliksirów, nie możesz tego tak po prostu porzucić!

- Nie będę z nim walczył - powiedział stanowczo Harry. - Mogę uczyć się Eliksirów w bibliotece, jeśli będę chciał. Nie obchodzi mnie to. Mam sześć innych zaawansowanych przedmiotów. To wystarczy. Wielu uczniów z szóstego roku ma tylko trzy albo cztery - dodał. Hermiona przytaknęła, pokonana.

- Racja, Quiet - powiedziała.

- Harry, myślę, że jutro będziemy musieli udać się do Ministerstwa, żeby wykonać trochę papierkowej roboty o tobie, o twoim pochodzeniu, twoim prawdziwym wieku, twoim przyszłym imieniu i myślę, że będziemy musieli poszukać dla ciebie również opiekuna.

Ramiona Harry'ego opadły jeszcze bardziej.

- Taak - wymamrotał słabo. - Nie sądzę, abyśmy zdołali przekonać Severusa, aby nadal był moim opiekunem.

- Możemy wyznaczyć tymczasowego opiekuna, jeśli Severus...

Harry wzruszył ramionami.

- Myślę, że to bezcelowe. On mnie nie uzna. A Syriusz zostanie moim opiekunem z własnej woli. To pewne - uśmiechnął się smutno. - Mieliśmy swoje różnice zdań, ale nie sądzę, aby odrzucił ten pomysł.

- Dobrze, Harry. Myślę, że powinieneś odwiedzić Ambulatorium i poprosić Madame Pompfrey o jakiś Uspokajający Eliksir.

- Dobrze, proszę pana - Harry odwrócił się do drzwi.

- I Harry... - Dumbledore zawołał za nim. Harry odwrócił się i spojrzał na niego. - To moja wina. Tak mi przykro, mój drogi chłopcze.

Harry zamknął oczy na chwilę, ale potem znowu je otworzył.

- Nie ma sensu nad tym debatować, dyrektorze. Taka jest obecna sytuacja, bez znaczenia, kto do niej doprowadził. Wina nie leży tylko po pańskiej stronie: Severus i ja również popełniliśmy błędy. Nie winię pana.

I była to prawda. Harry nie winił dyrektora. Chociaż nie zgadzał się z nim, później zrozumiał, że starszy mężczyzna musiał brać zbyt wiele rzeczy pod uwagę i po prostu źle ocenił sytuację.

- Może gdybym spędził z nim więcej czasu, znowu zacząłby mnie lubić - dodał zamyślony Harry. - Ale nie zrobiłem tego. A on... on mnie nie lubi. Wczoraj mieliśmy kłótnię o moje blizny. Gdybym wiedział... - Machnął ręką. - Nie wiedziałem.

- Harry, daj mu czas - wyszeptał słabo Dumbledore.

- Spróbuję, dyrektorze.

-----
Pokój wspólny Gryffindoru był zatłoczony, chyba siedzieli tam prawie wszyscy Gryfoni. Cóż, może rzeczywiście wszyscy, zastanowił się Harry, kiedy Hermiona i on weszli do środka przez drzwi za portretem Grubej Damy.

Chwilę później zauważył, że nigdzie nie widać było Rona.

Po dłuższej chwili ciszy, Neville odezwał się jako pierwszy.

- Więc, jesteś Harry'm - zagaił niepewnie.

Harry podniósł swoje jedwabiste włosy z czoła. Słynna blizna była doskonale widoczna na jego bladej skórze. Jej widok zelektryzował wszystkich obecnych.

- Więc to prawda...

- Niewiarygodne...

- Harry żyje...

- Znowu przeżył Sam-Wiesz-Kogo...

Harry skrzyżował ręce na piersi i rozejrzał się dookoła.

- Więc..? - spojrzał na nich.

- A czy ty... czy ty naprawdę jesteś krewnym Sn... to znaczy profesora Snape'a? - wypalił Dean, a Harry widział, że wielu chciało zadać to samo pytanie. Dumbledore już poinformował Harry'ego o swoim ogłoszeniu w Wielkim Hallu po obiedzie.

- Tak, jestem jego bratankiem - odpowiedział spokojnie.

- Więc ty... ty naprawdę wyglądasz w ten sposób? - Dean wskazał na Harry'ego, który uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Pozwolę wam na użycie na mnie każdego rodzaju zaklęcia Revelo, jeśli chcecie dowodu. To jest mój prawdziwy wygląd.

- Ale ty wyglądasz jak on! - krzyknęła Lavender. Ktoś się zaśmiał, i nawet uśmiech Harry'ego się poszerzył.

- Oczywiście. On i ja odziedziczyliśmy rysy twarzy i budowę po mojej babce. I jego brat również był do niego niezwykle podobny.

- Czy kiedykolwiek spotkałeś swojego prawdziwego ojca? - zapytał Colin, ale jego rówieśnicy uciszyli go:

- Dumbledore powiedział, że jego ojciec umarł przed jego urodzeniem, idioto!

- Taak - wymamrotał Colin. - Ale w takim razie... czy naprawdę trzeba było mu mówić o jego ojcu? To znaczy, już miał jednego martwego ojca...

Colin był idiotą, ale coś w tym było, zauważył Harry, więc odpowiedział mu, zanim inni zdołali znowu na niego nawrzeszczeć.

- Nikt mi nie powiedział. Byłem w więzieniu Voldemorta z Se... profesorem Snape'm i jakoś to odgadliśmy.

- On nie wiedział? - Oczy Colina były okrągłe ze zdziwienia.

- Nie, nie wiedział. To był sekret mojej matki. - "I Dumbledore'a" dopowiedział w myślach.

- Dlaczego?

Harry lekko się zaczerwienił.

- Była w ciąży ze mną, kiedy mój ojciec został zabity. Nie chciała skandalu. Jeden z jej przyjaciół, James Potter, zaproponował, że się z nią ożeni.

- Twój ojciec został zabity? - zapytał Seamus ze smutkiem. - Kto go zabił?

- Voldemort - powiedział po prostu Harry.

- O mój Boże - wyszeptał ktoś.

- A dlaczego wyglądałeś jak James Potter, jeśli nie był on twoim prawdziwym ojcem? - Neville zdołał wreszcie odzyskać nieco opanowania po wcześniejszym szoku.

- Z powodu Zaklęcia Adopcyjnego - wyjaśniła Hermiona.

- A kim teraz jesteś? - zapytała Lavender.

- Słucham? - Harry spojrzał na nią, zmieszany.

- Jak się nazywasz?

- Och - Harry znowu się uśmiechnął. - Quietus Harold Snape. Miło mi was poznać.

Ktoś się zaśmiał.

- Ale jak chcesz, abyśmy się do ciebie zwracali? - pytała dalej Lavender.

Harry wzruszył ramionami.

- Quietus albo Harry... to nie ma znaczenia. Odpowiem na oba imiona.

Napięcie w pokoju trochę opadło. Ponownie wypełnił go zwykły gwar rozmów. Harry odpowiedział jeszcze na kilka pytań, potem usprawiedliwił się i poszedł do dormitorium chłopców z szóstego roku. Spotkać się z Ronem.

W sypialni było ciemno i przez chwilę Harry wątpił, czy Ron rzeczywiście tutaj jest. Ale wtedy usłyszał cichy odgłos zasuwania zasłon wokół łóżka i Harry wiedział, że Ron tutaj rzeczywiście był, ukrywał się.

- Ron? - zapytał łagodnie. - Jesteś tutaj?

- Dlaczego powiedziałeś Hermionie? Dlaczego nie powiedziałeś mnie? - usłyszał ciche, pełne nagany pytanie ze strony Rona. Harry zdenerwował się.

- Nie powiedziałem jej. Sama się domyśliła.

- Naprawdę? - Głos Rona był gorzki i cyniczny.

- Tak - odpowiedział ostro Harry. - Po tym, jak prawie mnie zabiłeś - Harry odwrócił się, zamierzając wyjść z pokoju, ale nagły okrzyk Rona zatrzymał go.

- Eee... Harry, poczekaj! - Ron odsunął zasłonę. - Ja... ja...

- Nadal jestem krewnym Severusa, Ron. Ten fakt nie zmienił się tylko dlatego, że ujawniono moją prawdziwą tożsamość. Nadal jestem potomkiem mrocznej rodziny, nadal jestem krewnym byłego Śmierciożercy i nadal jestem chłopakiem, którego pamiętasz z zeszłego roku - powiedział i spojrzał poważnie na Rona. - Nie przyszedłem tutaj zawiadomić cię, że nic się nie zmieniło. Wszystko się zmieniło, Ron.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Nie zraniłbym ciebie...

- Nie powinieneś mnie ranić nawet wtedy, jeśli nie wiedziałeś kim byłem, Ron.

- Zachowywałeś się tak podejrzanie. Nie wiedziałem, że to byłeś ty. Miałeś być synem Ślizgona, ale chciałeś się zaprzyjaźnić z nami...

- Ale ja nigdy nie starałem się ciebie skrzywdzić.

- To prawda. - Ron westchnął. - Byłem wyjątkowym dupkiem.

- Tak, byłeś - Harry przytaknął.

- Przepraszam, Harry. - Ron ponownie zniknął za swoimi zasłonami.

Harry spojrzał na zasłonięte łóżko, potem odszedł.

I tak był czas na kolację.

-----
Wielki Hall był zbyt jasny i radosny w porównaniu do nędznego nastroju Harry'ego. Jego opanowanie zaczęło z wolna słabnąć, ale Hermiona trzymała się blisko niego i podtrzymywała go cicho na duchu swoją obecnością. Harry najpierw zamierzał pośpieszyć na swoje stałe miejsce, ignorując spojrzenia rzucane w jego stronę, ale zauważył pytający wzrok Aresa i zmienił zdanie. Podszedł do niego zamiast do stołu Gryfonów i stanął za swoim starym miejscem przy stole Slytherinu.

Większość Ślizgonów patrzyła na niego tak zszokowana, jakby był istotą pozaziemską, ale Janus i Ares zareagowali szybko i zrobili mu miejsce między sobą.

- Miałem rację - powiedział Ares, uśmiechając się.

Harry przewrócił oczami w udawanym rozdrażnieniu.

- Tak, miałeś. Szczęśliwy teraz?

- Absolutnie! - Uśmieszek Aresa zmienił się w szczery uśmiech. - Nie myśl, że żałuję decyzji zostania twoim przyjacielem tylko dlatego, że jesteś Cholernym-Harry'm-Potterem!

- Nie jestem Harry'm Potterem, Ares. Nadal jestem Harry'm, albo Quietusem, jeśli wolisz, ale z całą pewnością nie jestem Potterem.

Ares spojrzał na niego.

- Och, prawda. Nie jesteś. Zdecydowanie. - Wybuchnęli śmiechem.

Malfoy i jego gang z demonstracyjnym obrzydzeniem starali się nie patrzeć na Harry'ego i Aresa, ale wielu Ślizgonów starało się przysunąć bliżej do nich: nie chcieli stracić ewentualnych rewelacji Harry'ego.

Rozmowa ze Ślizgonami była zupełnie inna od tej z Gryfonami. Byli bardziej zainteresowani jego niewolą i późniejszą rekonwalescencją niż stopniem pokrewieństwa z rodziną Snape'ów i Harry stwierdził, że łatwiej było mu z nimi rozmawiać. Chociaż i ta rozmowa miała swoje trudne momenty.

- Czy to prawda, że masz nie wyleczalne przeklęte blizny na sobie? - zapytał jakiś piątoklasista.

- Skąd o nich wiesz? - Harry spojrzał na niego zdziwiony.

- Wszyscy to podejrzewali. - Chłopak wzruszył ramionami. - Po ataku Weasley'a - dodał.

- Och, rozumiem - Harry zaczerpnął głęboko powietrza. Nie chciał rozmawiać o swoich bliznach. Nienawidził ich i chciał, aby zniknęły.

- Torturowali cię?

- Tak - przyznał niechętnie Harry.

- A jak uciekłeś? - zapytał Janus.

- Och, to jest dużo ciekawsze - Harry uśmiechnął się i jego humor się poprawił. - To było konsekwencją naszego pokrewieństwa... - zaczął przywoływać w pamięci zdarzenia zeszłorocznego lata. Przeszło mu przez myśl, że nigdy nie wyobrażał sobie takiego dnia, kiedy będzie je wspominał siedząc właśnie przy stole Slytherinu! Patrzył na twarze Ślizgonów, ich zaciekawione spojrzenia (nawet kilka z grupy Malfoy'a) i czuł, że większość z nich sympatyzowała dużo bardziej z nim i Severusem, niż z Voldemortem. Czuł ich obrzydzenie i odrazę do tortur Czarnego Lorda, oraz ciche poparcie dla nadziei i życia.

Jego opowieść była długa, a ponieważ często mu przerywano, trwała dłużej niż sama kolacja. Coraz więcej uczniów z innych podchodziło, by wysłuchać jego historii, więc musiał zaczynać opowieść od nowa przynajmniej z pięć razy.

W pewnym momencie zauważył, że jego Opiekunka Domu stoi tam również z dyrektorem i kilkoma innymi nauczycielami.

Nawet Malfoy został.

Jedyną osobą, która nie podeszła do stołu Slytherinu, był Severus. Wyszedł, gdy tylko skończyła się kolacja.

Harry poczuł, jak serce znowu go zakłuło.

-----
Severus nie wyobrażał sobie, co w opowieści chłopaka mogło być tak ciekawego, że cały stół Slytherinu - jego stół na litość Boską! - słuchał go z taką uwagą, jak jeszcze nigdy nikogo. Miał pewne domysły, co do tej opowieści, chociaż nie chciał jej usłyszeć. Nie chciał kolejnego steku kłamstw i półprawd. Chłopak mógł opowiadać całej szkole o swoim fałszywym świecie, ale on nie chciał do tego dołączać. Absolutnie!

Nawet nie udając, że słucha Albusa, wstał i odwrócił się, aby wyjść. Na chwilę złowił wzrok chłopaka - Severus nie starał się odgadnąć, o czym myślał - i wymaszerował z Hallu.

Później tego wieczora odwiedziła go Minerva. Severus nie chciał nawet jej wpuścić. Skrzyżowała jednak ramiona w stanowczym geście i powiedziała mu, że nie odejdzie dopóki nie powie tego, co chce powiedzieć.

Severus poddał się, zaciskając zęby.

- Nie możesz zabronić mu uczęszczania na twoje lekcje, Severusie - powiedziała. - Jest jednym z najlepszych uczniów, jakich ta szkoła kiedykolwiek miała, lepszym niż ty byłeś, lepszym niż był Albus. I jest bardzo utalentowany w Eliksirach. Zrujnujesz jego przyszłość swoim egocentryzmem.

- Oszukali mnie, Minervo.

- I co jeszcze? Mnie również oszukiwali, i to dłużej niż ciebie. A ty byłeś jednym z moich tak zwanych oszustów. - Twarz McGonagall była wyjątkowo poważna. - Severus, nie zachowuj się jak dziecko! Albus chciał jedynie chronić Quietusa...

- Nie nazywaj go tak!

- To jego imię, Severusie!

- NIE! - zaprotestował Severus, jego twarz w gniewie przybrała brzydki, ceglasty kolor. - Quietus było imieniem mojego brata, nie JEGO!

- Twój brat był jego ojcem! Na prawo otrzymać po nim imię.

- Więc ty nadal wierzysz w opowieść Albusa - wypluł gorzko Severus. - Ja już mu nie wierzę. Nie interesuje mnie on, ani chłopak i te ich bajeczki. Już powiedziałem Albusowi, że odchodzę z Zakonu, a po tym roku szkolnym odchodzę również z Hogwartu.

- Severus! Postaraj się zachowywać jak dorosły!

- Zachowuję się jak dorosły, Minervo! - prychnął oburzony Severus.

- O nie, Severusie. Zachowujesz się jak siedmiolatek. Chłopak nadal jest twoim bratankiem, jesteś za niego odpowiedzialny, nie możesz udawać, że...

- CO?! Mówisz mi o mojej odpowiedzialności? Nie wierzę własnym uszom! Słuchaj Minervo, chłopak może poprosić Blacka, żeby ten został jego opiekunem, ma Albusa jako dziadka, jeśli chce, ma ciebie jako... jako... cokolwiek, to nie ma znaczenia, ale ja już dłużej nie będę do jego dyspozycji!

- Jesteś głupcem, Severusie - powiedziała McGonagall, a jej wzrok był ostry jak skalpel. - Może to Zaklęcie Pamięci usunęło coś więcej niż tylko niektóre wspomnienia. Może usunęło ludzką część ciebie. Dobranoc.

Severus patrzył gniewnie na zamknięte drzwi.

Przeklęty Albus! Przeklęta Minerva! I przeklęty chłopak, który sprawił, że znienawidził ludzi, których kiedyś uważał za przyjaciół!