9. MINISTERSTWO I CZARODZIEJSKI ŚWIAT

Kiedy Dumbledore i Harry pojawili się przed Ministerstwem Magii, napotkali przynajmniej tuzin reporterów - oczywiście Rita Skeeter była wśród nich; co więcej, zdołała wypchnąć się przed swoich kolegów i zablokować dwójce przybyłych drogę do starej budki telefonicznej, która była wejściem do Ministerstwa.

Harry zbladł, Dumbledore się uśmiechnął, ale chłopiec widział, że nie był to prawdziwy uśmiech: tym razem nawet Dumbledore był trochę zdenerwowany. Przyciągnął Harry'ego bliżej siebie i szybko rozejrzał się dookoła.

- Więc, Harry Potter jest chłopcem-który-RZECZYWIŚCIE-przeżył. - Irytująca kobieta podeszła do nich, a Harry odwrócił głowę, by ukryć odrazę.

- Uważam, że nie mogę... - Dumbledore otworzył usta, ale natychmiast mu przerwano.

- Czy to prawda, że brat Severusa Snape'a jest ojcem chłopca?

- Tak, ale... - Dumbledore spróbował ponownie i Harry prawie schował głowę w swoich szatach, kiedy fotografowie zdołali się przecisnąć przez linię reporterów. W następnej chwili błysnęło przynajmniej dwadzieścia fleszy i Harry zaczerwienił się.

- Jak długo wiedział pan o jego prawdziwej tożsamości? - zadano kolejne pytanie.

- Od roku, ale...

- Czy to prawda, że Lily Evans jest jego matką?

- Tak, ale...

- Czy to pan celowo oszukał Ministerstwo w zeszłym roku fałszywymi zwłokami?

- Sytuacja nie jest taka prosta, i...

- Czy to prawda, że tożsamość Pottera została ujawniona przez przypadek?

- Tak, ale...

- Czy Severus Snape wiedział o tożsamości chłopca, kiedy przyjmował go z powrotem do rodziny Snape'ów?

- Tak, i...

- Czy to prawda, że źle rzucone Zaklęcie Pamięci zmieniło wspomnienia Snape'a tak mocno, że nie pamięta swojego własnego bratanka?

- Tak, ponieważ...

- Czy Snape będzie również teraz opiekunem chłopaka?

- Nie, on...

- Czemu nie przyszedł z panem, jeśli jest wujem chłopca?

- Ma inne rzeczy do zrobienia. Trwa rok szkolny i...

- Czy to prawda, że wyrzekł się chłopca, kiedy prawda wyszła na jaw?

- To przesada. On tylko... - Dumbledore znowu spróbował odpowiedzieć, ale tym razem to Harry mu przerwał.

- Dyrektorze, myślę, że nie warto odpowiadać na te pytania. I tak wypaczą całą historię. Zamiast tego postarajmy się dotrzeć do wejścia... - ale wtedy czyjaś ręka złapała go i odciągnęła od Dumbledore'a. Znowu błysnęło kilka fleszy.

- Puść moją rękę! - krzyknął gniewnie Harry i wyrwał ramię z mocnego uchwytu mężczyzny. - Nie dotykaj mnie!

- Czy to prawda, że po torturach Sam-Wiesz-Kogo nie możesz znieść dotykania?

- NIE! - wykrzyknął sfrustrowany Harry. - Tylko nienawidzę być szarpany i ciągany!

- Czy to prawda, że masz trwałe blizny na całym ciele?

Harry zbladł z czystej furii.

- To nie wasz przeklęty interes!

- Jak się teraz nazywasz? Harry Potter czy Quietus Snape?

Harry zacisnął zęby i nie odpowiedział.

- Panowie, przepuśćcie nas - Dumbledore zaczynał tracić spokój.

- Czy to prawda, że jego SUMy były lepsze od pańskich, dyrektorze? - zapytała Rita i tym razem Dumbledore odpowiedział bez wahania.

- Nie. Ale były lepsze niż kogokolwiek innego. - I tym razem to on złapał Harry'ego za ramię i poszedł w kierunku wejścia. Ale to było niewykonalne zadanie.

- Czy to prawda, że ostatni dziedzic Snape'ów nie jest więc w połowie mugolem?

- Lily Evans była czarownicą. - Dumbledore był teraz naprawdę zły i wysyczał te słowa.

- Jak pan myśli, czy ten fakt zwiększy możliwość akceptacji chłopca przez szlacheckie rody czystej krwi?

- Jasne - Dumbledore plunął sarkastycznie.

- Czy jest on teraz oficjalnie dziedzicem rodu Snape'ów?

- Zapytajcie profesora Snape'a... - wymamrotał pod nosem nieszczęśliwy Harry.

Na szczęście w tym momencie drzwi Ministerstwa otworzyły się i wyspała się z nich spora liczba Aurorów Ministerstwa. Oczyścili przejście prawie natychmiast.

- Nareszcie - mruknął Dumbledore i pośpieszyli do wejścia, podczas gdy flesze oświetlały ich drogę jak błyskawice.

- Nie wiem... Nie jestem pewny, czy będę ciekaw tego artykułu, jaki o mnie napiszą... - Harry drżał z frustracji. - Wyobrażam sobie nagłówki: "Harry Snape - najnowsza znakomitość szlacheckich rodów czarodziejskich czystej krwi! Szczególnie tych z córką na wydaniu."

Dumbledore uniósł brew i zachichotał cicho.

- Widzę, że nie zdołali zrujnować twojego poczucia humoru, Quie... Harry.

- Może pan do mnie mówić Quietus, dyrektorze. Tak mam na imię.

- Tak? - zapytał ciekawie Dumbledore. W międzyczasie dotarli do windy. Nie było już więcej fleszy, tylko podniecone odgłosy tłumu było słychać z ulicy.

- Tak. W zeszłym roku, kiedy Severus był nadal... nadal... - Harry westchnął. - Więc kiedy on nadal mnie pamiętał, zgodziliśmy się, że oficjalnie będę nazywać się po tego rodzaju wielkiej rewelacji nadal Quietus Snape, ale moim drugim imieniem będzie Harold - odpowiadam w każdym razie na oba imiona.

- Rozumiem.

- Panowie... - Białowłosy mężczyzna powitał ich, kiedy drzwi windy się otworzyły. - Albusie, cieszę się, że cię znowu widzę. Panie Potter... - Odwrócił się do Harry'ego i wyciągnął rękę. - Terry Boot. Miło mi poznać. Mój syn dużo mi o tobie opowiadał. Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że wysoko cię ceni.

- Terry Boot? - wykrzyknął z niedowierzaniem Harry i nagle przypomniał sobie popołudnie w Hogsmeade, kiedy ogłuszył Terry'ego, ponieważ... och, ponieważ ojciec Neville'a torturował jego... - Och... Ale ja... ja...

- Tak, wiem, opowiedział mi. Zrobiłeś właściwą rzecz tamtego dnia, panie... och, czy możesz mi powiedzieć, jak się teraz nazywasz, chłopcze?

- Quietus Harold Snape, proszę pana. I miło mi poznać.

- Więc, panie Snape, zapewniam cię, że mój syn nie żywi do ciebie żadnej urazy. Nawet więcej: szanuje cię. - Harry tylko kiwnął głową: brakowało mu słów. - Wejdźcie, przygotowałem dokumenty, o jakie prosiłeś, Albusie. Oficjalny Identyfikator Ministerstwa również przybędzie lada moment. Przykro mi, ale tym razem musimy rzucić na ciebie Zaklęcie Identyfikujące, panie Snape - zwrócił się do Harry'ego. - Wiesz, na ogół nie wolno...

- ...rzucać tego na żyjąca osobę. Tak, wiem - westchnął Harry.

- Cóż, widzę, że słyszałeś o tym.

- Dość sporo - wymamrotał Harry.

- I musimy usunąć każde zaklęcie, jakie masz na sobie - dokończył pan Boot.

- Dobrze. Mam na sobie tylko Glamour, i nie jadłem, ani nie piłem żadnego eliksiru od czterdziestu dwóch godzin.

- Doskonale - przytaknął poważnie mężczyzna. - Mogę usunąć Glamour?

Harry wzruszył ramionami.

- Oczywiście. Myślę, że i tak pan wie o moich bliznach.

- Tak - westchnął pan Boot. - Myślę, że wszyscy w Ministerstwie słyszeli o tych bliznach po twoim wypadku z Aurorami w zeszłym roku.

- Harry, czy wiesz, dlaczego Zaklęcia Identyfikującego nie wolno rzucać nikomu poza uprawnionym Identyfikatorem? - zapytał nagle Dumbledore.

- Oczywiście, dyrektorze - powiedział Harry. - Jest dość bolesne. I niebezpieczne.

- Przykro mi, że musi to zostać zrobione... kwestia twojej tożsamości...

- Wiem - Harry spojrzał poważnie na urzędnika. - I cieszę się, że ta tajemnica nareszcie się zakończy.

Siedzieli w ciszy, dopóki nie przybyła młoda kobieta, Identyfikatorka. Uśmiechnęła się do nich.

- Cześć, Terry. Widzę, że to ja otrzymałam szansę przywrócenia czarodziejskiemu społeczeństwu nadziei w tych straszliwych czasach - odwróciła się do Harry'ego - i jestem naprawdę szczęśliwa, że jesteś tutaj, panie Potter. Wszyscy czujemy, że pańskie pojawienie się przywróciło nadzieję. Może wygramy tę wojnę.

Uśmiechnęła się, ale jej słowa były śmiertelnie poważne.

- Potrzebowałem względnego spokoju zeszłego roku, aby się wyleczyć - odpowiedział cicho Harry.

Wszyscy w pokoju zamilkli. Wreszcie kobieta westchnęła i ponownie uśmiechnęła się, tym razem smutno.

- Przepraszam, że muszę sprawić ci ból. Czy masz na sobie jakieś zaklęcia?

- Revelo - wymamrotał Harry, wskazując na siebie swoją różdżką. - Już nie - powiedział. - Mogę usiąść?

- Oczywiście. I przygotuj się, to będzie długie i bolesne. Możesz krzyczeć, ten pokój jest dźwiękoszczelny - Harry przytaknął i usiadł w najbliższym krześle, ręce mocno zacisnął na poręczy. - Justify!

Harry zagryzł wargę, by nie krzyczeć z bólu. Zaklęcie rzeczywiście sprawiało ból. Harry miał wrażenie, że ktoś rozrywa jego ciało, i nie tylko ciało, ale każdą cząstkę jego jestestwa, jakby niewidzialne dłonie chciały rozszarpać go na kawałki. To bolało... to bolało absolutnie wszędzie i Harry nie mógł uwierzyć, że jeszcze nie krwawi. Jego ciało naprężyło się pod wpływem tortury i wtedy ktoś wybuchł w jego głowie, pomiędzy jego wspomnieniami, poszukując jakiegoś samowyobrażenia czy samoidentyfikacji, ale w międzyczasie rozdzierający ból nie zmniejszył się. Zaklęcie przeszukiwało całe jego ciało, całe jego istnienie: jego ciało, geny, jego umysł, duszę...

Dlaczego tortura się jeszcze nie skończyła? Czy to nie wystarczyło? Harry zakrztusił się, jego palce zaciśnięte na poręczach zrobiły się białe.

"Niech to się skończy" modlił się "niech to się skończy, zatrzymajcie ból, to boli jak Tormenta, jak Łamiące Kości zaklęcie Notta, jak Cruciatus... Niech to się skończy."

Jego głowa zaczęła pulsować, oczy go piekły.

"Kiedy to się skończy?!!" wrzeszczał w myślach Harry.

Nowa fala bólu rozlała się po jego ciele, jak gorący, płynny metal. Zacisnął jeszcze mocniej zęby i poczuł znajomy, metaliczny smak w ustach: przegryzł sobie wargę.

I nagle się skończyło.

Harry osunął się na krześle, powieki miał mocno zaciśnięte, jego ciało drżało na skutek wcześniejszego bólu. Chwilę później Harry poczuł otaczającą go parę ramion, ktoś zaczął go kołysać, mówiąc półgłosem nad jego głową:

- Możesz pisać, Terry. Jego biologicznym ojcem jest Quietus Salazar Snape, syn Severusa Salazara Snape'a i Qirqe Atheny Noblestone, znajdziesz ich ID pośród tych swoich dokumentów. Jego matką jest Lily Evans, córka Thomasa Evansa i Iris McAuley - oboje mugole, ale myślę, że ich ID znajdziesz gdzieś w dokumentach. Czułam również silne zaklęcie adopcyjne, co czyni chłopca również jedynym dziedzicem rodu Potterów. Jego ojczym nazywał się James Alfred Potter, syn Harolda Winstona Pottera i Armeny Helen Knight, ich ID znajdziesz zapieczętowane w aktach Potterów; myślę, że musisz ponownie otworzyć te dokumenty. Urodził się 31 lipca 1980 i znalazłam również na nim ślady Niewybaczalnych: rzucono na niego Zabijające Zaklęcie dwukrotnie, Imperius pięć razy, Cruciatus dziewięćdziesiąt dwa razy, o mój Boże... - Głos Identyfikatorki przycichł, kiedy cytowała główne identyfikujące elementy krótkiego życia Harry'ego i przytuliła go mocniej, ale nadal kontynuowała dyktowanie. - Jego bliskimi krewnymi, którzy mogą ogłosić się jego opiekunami są: Petunia Evans, córka Thomasa Evansa i Iris McAuley, siostra jego matki i Severus Nobilus Snape, syn Severusa Salazara Snape'a i Qirqe Atheny Noblestone. Innym członkiem rodziny jest Syriusz Italicus Black, ojciec chrzestny, syn Syriusza Brutusa Blacka i Itali Lilian Nott...

- Syriusz nie może zostać moim opiekunem? - przerwał jej Harry. - Jak...?

- Tylko w wypadku, jeśli twoi krewni się ciebie wyprą - odpowiedziała poważnie kobieta. - Ale to długa procedura, panie Snape, i nie sądzę, aby była konieczna.

Harry, zapominając o swoim wcześniejszym bólu, zaśmiał się gorzko.

- Nie?

Dumbledore odpowiedział na nie zadane przez kobietę pytanie.

- Jest bardzo prawdopodobne, że jego krewni się go wyrzekną - powiedział ze smutkiem. - Ale dopóki nie jest to pewne, możemy wyznaczyć pana Blacka jako tymczasowego opiekuna. Zapytałem go o to wczoraj i chętnie podejmie się tego zadania. Będzie tutaj niedługo, aby podpisać dokumenty.

- Będę potrzebowała zgody jego krewnych, dyrektorze. - Twarz kobiety zdradzała konsternację.

- Są tutaj - Dumbledore wyjął z kieszeni dwa - DWA! - złożone dokumenty. Nagle resztki sił opuściły ciało i duszę Harry'ego.

- Oni... oni... - przełknął. - Oni wiedzą i... oboje Dursley'owie i Seve... profesor Snape?

Dumbledore skinął głowa twierdząco, nie patrząc na niego.

- Oni... oni odrzucili mnie? - Gardło Harry'ego było zbyt ściśnięte, aby mógł mówić normalnym tonem: jego głos był cienki i drżący. - Severus... wyparł się mnie?

- Słuchaj, Quietus, to tymczasowe rozwiązanie, daj Severusowi czas i... - zaczął Dumbledore, ale Harry mu przerwał:

- Mogę zobaczyć ten dokument? - Był na krawędzi płaczu, ale CHCIAŁ zobaczyć jasny znak zdrady Severusa. MUSIAŁ zobaczyć.

Dumbledore podał mu złożoną kartkę.

- Proszę.

Ręce Harry'ego zadrżały, kiedy rozkładał papier. Wyraźnie i dokładnie, było na niej napisane charakterem pisma Severusa:

Niniejszym ja, Severus Nobilus Snape (ID: 03958912111) deklaruję, że nie zamierzam ogłosić się opiekunem mojego mniemanego bratanka, Quietusa Snape'a (wcześniej znanego jako Harold James Potter) i zezwalam odpowiedniemu urzędnikowi Ministerstwa wyznaczyć dla niego odpowiedniego opiekuna, do czasu, aż będzie miała miejsce procedura odrzucenia. Jestem świadomy, że moje odrzucenie nie zmienia statusu dziedziczenia wcześniej wspomnianego chłopca, jeśli jego związek z rodem Snape'ów zostanie potwierdzony.
Z poważaniem,
Severus Nobilus Snape
Mistrz Eliksirów Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa

- Nie potrzebuję jego pieniędzy! - warknął gniewnie Harry. - Ja nie...

- Panie Snape - głos pana Boota przerwał jego tyradę. - Spadek jest legalnie twój, to nie dobroczynność ze strony twojego wuja. W tym momencie jesteś jedynym dziedzicem rodu Snape'ów, chociaż tak długo jak żyje twój wuj, tylko część twojego ojca należy do ciebie. Z drugiej strony, całe dziedzictwo Potterów należy do ciebie, włącznie z domem w Walii; połową Międzynarodowej Magicznej Korporacji Muszla, która jest jedną z największych magicznych kompanii, starym zapieczętowanym skarbcem w Banku Gringotta, Doliną Godrika, jak również skarbcem Potter-Evans...

Harry zbladł.

- Ale to... to...

- To całkiem sporo - pan Boot dokończył za jąkającego się Harry'ego. - Kiedy będziesz pełnoletni, zostaniesz jednym z najbogatszych potomków czystej krwi Wielkiej Brytanii. Och, i tak długo jak pan Black się nie ożeni i nie będzie miał potomka, ty i panna Anna Black jesteście spadkobiercami majątku Blacków.

Harry musiał zamknąć oczy, ponieważ pokój zaczął wirować. Był bogaty, bardzo, bardzo bogaty. Miał więcej pieniędzy niż Dursley'owie, i prawdopodobnie nawet więcej niż Malfoy'owie.

Nigdy nie miał tak wiele pieniędzy. I nigdy tak jasno nie czuł, że są na tym świecie rzeczy, których nie kupi się za pieniądze.

-----
Severus nienawidził nieustannego zamieszania, jakie wszyscy czynili wokół tego głupka Pottera. Nienawidził pełnego rozczarowania spojrzenia Dumbledore'a, cichego szoku uczniów - a przede wszystkim nienawidził hymnów pochwalnych w gazetach i głupich, łzawych historyjek, jakie tam publikowano. Było tak wiele artykułów dotyczących "zmartwychwstania" Pottera, że oficjalne wybory przeminęły jak jakieś nieważne wydarzenie, i chociaż Patil wygrał, Severus nie widział w gazetach jego zdjęcia na tytułowej stronie, tylko Potter i wciąż Potter.

Skonfiskował przynajmniej siedemnaście egzemplarzy przeróżnych gazet i magazynów jednego ranka, i odjął w sumie ponad dwieście punktów, w tym również Slytherinowi. Przeczytał tylko jedną z nich, ale tak go rozwścieczyła, że prawie rzucił klątwę na McGonagall, która ponownie przyszła z nim porozmawiać. Nie był to reportaż tej przeklętej Rity Skeeter, zdobył egzemplarz "Nowoczesnego Czarodzieja" - ulubionego magazynu rodów czystej krwi, ale nawet ten artykuł zagotował mu krew. Jego tytuł brzmiał "Quietus Snape - już nie pół krwi". Oczywiście, że nie. Okazało się, że jego matką była czarownica, nie mugolka.

Cały artykuł był utrzymany w podobnym tonie. "Odrzucony przez wuja", "najbogatsza sierota Czarodziejskiego Świata", i długa, łzawa historia o jego niewoli w Koszmarnym Dworze, jego ucieczce, jego heroizmie, bezinteresowności, wybitnych SUMach, odznaczeniu za uratowanie życia Fudge'a, i tak dalej, bez końca. I zdjęcia, zdjęcia i zdjęcia: ten bałwan i Albus pojawiający się przed Ministerstwem, bachor ukrywający się za szatami Albusa, chłopak patrzący się szeroko otwartymi oczami na kamerę, znikający w budynku Ministerstwa; pojawiający się ponownie w wejściu, i jego cholerna blizna wyraźnie widoczna na czole.

Potter, napuszony dupek, ograniczony, idiotyczny zbawca, zawsze on! Severus zacisnął pięści z gniewu. Potter powrócił, a społeczność czarodziejów zachowywała się, jakby już wygrano wojnę! Głupie nadzieje! Chłopak był tylko nieodpowiedzialnym dzieciakiem. Jeśli mu ufali, wojna była już jakby przegrana!

Severus był tak wściekły, kiedy wchodził do Wielkiego Hallu na obiad, że odebrał czterdzieści punktów swojemu własnemu domowi tylko dlatego, że dwóch drugoroczniaków wpadło na niego na korytarzu. Najpierw chciał zjeść obiad w swoim pokoju, ale później zmienił zdanie; nie chciał, by ktokolwiek wziął go za tchórza. Zmierzy się z chłopakiem! To, co się stało, nie było jego winą. To nie on oszukiwał innych. To nie on nadużył czyjegoś zaufania. Dlaczego miałby się wstydzić?

Temperatura w Hallu zdawała się opaść, kiedy wszedł. Wzdrygnął się w duchu, starając się ignorować fale nienawiści i awersji. I tak nigdy nie był niczyim ulubieńcem. Chociaż chłodne milczenie jego towarzyszy było trochę niepokojące. Ale to nie był ich cholerny interes.

Niemniej jednak bardzo trudno było mu przetrwać obiad.

Gdy tylko wrócił do swojego gabinetu, pierwszą osobą jaką spotkał, był inny złoty chłopiec Gryffindoru: charłak Black, który przybył nawrzeszczeć na niego, jak domyślał się Severus, widząc byłego Animaga.

- Snape. Musimy porozmawiać - powiedział mężczyzna, nie dbając o takie drobiazgi jak powitanie.

- Nie musimy - odparł Severus i otworzył drzwi swojego gabinetu. Ale Black nalegał.

- Byłeś opiekunem chłopca przez rok. Teraz ja wziąłem to na siebie. Musimy porozmawiać.

Coś w tym było, rzeczywiście.

- Czego chcesz? - burknął zirytowany.

- Powiedzieć ci, co mam do powiedzenia, zadać kilka pytań i wyjść.

- Dobrze. Masz piętnaście minut.

- Wystarczy - Black przytaknął. Severus wprowadził go do gabinetu.

Usiedli naprzeciwko siebie i ku zaskoczeniu Severusa, Black zaczął uprzejmą rozmowę.

- Wyobrażam sobie, że jesteś wściekły, Snape. Wierzę, że czujesz się zdradzony. Ale musisz zrozumieć, że to nie Quietus cię zdradził. On zawsze chciał ci powiedzieć prawdę, odkąd odzyskałeś przytomność w szpitalu...

- Nie masz na to dowodów, Black, ale kontynuuj - wtrącił Severus.

Black zbladł i najwidoczniej przełknął jakiś brutalny komentarz.

- Prawda. Nie mam dowodu. I nie mam innych dowodów, co do waszej wcześniejszej relacji, niż moje doświadczenia, ale nawet ty nie możesz zaprzeczyć, że odkąd obudziłeś się ze śpiączki, chłopak był zawsze przy twoim boku. Pomagał ci, troszczył się o ciebie. On cię kocha, a ty odrzuciłeś go jak... jak... - Black zająknął się i Severus wykorzystał ten moment, by wtrącić swój komentarz.

- Znowu nie masz żadnego dowodu, Black. Skąd mogę wiedzieć czy naprawdę się o mnie troszczy, czy może całe to zachowanie było tylko działaniem mającym na celu zapewnienie sobie ochrony? A może Albus i on mieli na myśli coś innego - skąd mam to wiedzieć? Nie chcę już więcej kłamstw, i nie potrzebuję tego cholernego Pottera, nawet, jeśli jest bękartem mojego brata...

- Ty... ty... - Black zrobił się purpurowy i wstał z krzesła, górując nad Snape'm. - Właśnie nazwałeś go bękartem...

- A co? Jest nim, czyż nie? Mój brat nie ożenił się z tą Evans. To James święty Potter ocalił biedną dziewczynę przed... - ale nie zdołał dokończyć. W następnej chwili ciężka pięść wylądowała na jego policzku i krzesło, na którym siedział, przewróciło się. Severus wyciągnął różdżkę, ale gdy zdołał wstać, aby zaatakować swego wroga, okazało się, że gabinet był już pusty. Charłak uciekł.

-----
- Nie prosiłem, żebyś z nim rozmawiał! - warknął Harry na swojego ojca chrzestnego. - Czemu to zrobiłeś? Wiedziałeś, że to tylko zaogni sytuację jeszcze bardziej!

- Qui... Harry, ja tylko chciałem pomóc!

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy! Doskonale radzę sobie sam! - wrzasnął Harry i wymaszerował z pustej sali, w której spotkał swojego obecnego legalnego opiekuna.

Chyba jeszcze nigdy nie pragnął bardziej, by jego życie się skończyło. To było po prostu za dużo. Za dużo.

Nie był dorosły - zrozumiał to. A może nawet dorośli czuli ból? Desperację? Strach? Smutek? Potrząsnął głową. Miał tylko szesnaście lat! A ostatnie dni były zbyt długie i męczące. Reporterzy, Ministerstwo, ból zaklęcia, i pierwszy raz, kiedy usłyszał imię matki swojej matki! Nikt nigdy mu nie powiedział, jak miała na imię jego babcia! I wreszcie dwa oświadczenia o odrzuceniu. Po prostu złamały mu serce. Nikt go nie potrzebował, jego dziadkowie, jego ojczym i rodzice: wszyscy nie żyli, a dwoje krewnych pozostałych przy życiu miało go w nosie. A przede wszystkim Severus... Severus, który pocieszał go po jego koszmarze zaledwie trzy dni temu, teraz odrzucił go i udawał, że Harry już nie istnieje, i napisał ten okropny list... Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Owszem, Dumbledore i on wykorzystali jego zaufanie, ale zemsta była dużo okrutniejsza niż wina, i w dodatku tylko Harry ponosił konsekwencje, Dumbledore uszedł bez draśnięcia, chociaż to był jego pomysł!

Harry poważnie myślał, że nie ma w sobie już więcej łez po nieustannym płaczu ostatnich dwóch dni, ale jego wzrok znów był rozmazany, oczy wilgotne, kolana uginały się pod nim, jakby opuszczały go wszystkie siły. Czego cały świat chciał od niego? Był tylko słabym chłopakiem; nie był zbawcą, ani bohaterem, a teraz znowu płakał jak dziecko. Nienawidził siebie.

- Co jest, Snape? Tatuś cię porzucił? - odezwał się za nim chłodny, sarkastyczny głos. Harry nie odwrócił się. Nie chciał, aby Malfoy zobaczył jego mokrą od łez twarz i czerwone oczy. Wystarczyło, że musiał zmierzyć się sam ze swoją słabością.

- Mój ojciec umarł, Malfoy, ponad szesnaście lat temu - powiedział spokojnie, zbyt zmęczony, by walczyć.

- Wiesz o kim mówię - Malfoy'a najwidoczniej nie zbiła z tropu łagodna odpowiedź Harry'ego. - Bardzo uwielbiałeś Severusa. Nazywałeś go tatą, no nie?

- Tak - odpowiedział Harry. - Ale wydaje mi się, jakby to działo się lata temu - dodał, a jego głos brzmiał, jakby wydobywał się z głębokiej, ciemnej dziury.

- Nostalgiczni jesteśmy, nieprawdaż? - Złośliwe kpiny trwały dalej.

- Nie. Tylko smutny. Teraz, gdybyś był tak wspaniałomyślny... Zostaw mnie w spokoju, Malfoy.

- Nie sądzę, aby twój kochany profesor cię kiedykolwiek uznał. Dlaczego miałby to zrobić?

- Dlaczego? - powtórzył Harry, ale jego myśli były gdzie indziej. Zachichotał krótko i gorzko. - Taak, dlaczego? I dlaczego miałoby mnie to obchodzić? - Nagle odwrócił się i spojrzał Malfoy'owi w oczy, nie dbając już czy blondyn zobaczy jego łzy, czy nie. - Dlaczego miałby ktokolwiek mnie obchodzić? Dlaczego miałbym wściekać się na twoje kpiny? - Rozłożył ramiona i wzruszył nimi. - Nie wiem, ale jakoś utknąłem w tym świecie i obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą i mówią. To nie jest łatwe, Malfoy. Nienawidzę tego. - Obszedł lekko zaskoczonego Ślizgona i pożegnał się z nim.

- Do zobaczenia jutro na Numerologii - powiedział Harry ze sztuczną uprzejmością i wyszedł. Nie zaszedł jednak zbyt daleko, kiedy zatrzymał go łagodny, kobiecy głos.

- Panie Snape, proszę na słowo.

Harry spojrzał nieufnie na Opiekunkę swojego domu, naprawdę nie był gotowy na kolejną rozmowę.

- Tak, pani profesor?

Wprowadziła go do jakiegoś pokoju i po chwili Harry z zaskoczeniem zorientował się, że są w prywatnej kwaterze nauczycielki. Jego oczy rozszerzyły się i rozejrzał się dookoła. Podobnie jak u Severusa, pokoje McGonagall nie były udekorowane kolorami domu. Dominującymi tu kolorami były: ciemna zieleń, niebieski i nieco bardzo ciemnej czerwieni - prawie brązu. Profesor wskazała mu krzesło obok kominka i Harry usiadł posłusznie. Surowa czarownica usiadła naprzeciwko i wyjąkała:

- Harry, ja... ja... - Harry'emu szczęka opadła. Nigdy nie widział, aby jego nauczycielce Transmutacji brakowało słów. Nie wspominając o tym, że nigdy wcześniej nie nazwała go po imieniu.

- Tak? - Przełknął ślinę.

- Chciałam tylko powiedzieć, że przykro mi, że tak się to wszystko ułożyło...

- To nie pani wina - Harry uśmiechnął się smutno.

- Słuchaj, Harry. Rozmawiałam z Severusem tamtej nocy. Nie...! - podniosła głos widząc, że Harry ma zamiar jej przerwać. - Nie chodzi o jego status twego opiekuna. Po prostu starałam się go przekonać, aby przyjął cię na swoje lekcje Zaawansowanych Eliksirów. Odmówił.

- Tak, wiem.

- Wiem, że lubisz Eliksiry - Harry tylko wzruszył ramionami, w tej chwili jedynym rodzajem emocji, jaki mógł czuć, była pustka - i tylko chciałam zachęcić cię, żebyś nie porzucał swoich studiów nad eliksirami. Jestem pewna, że panna Granger chętnie ci pomoże, albo nawet pan Longbottom, jeśli ich poprosisz... i może później, kiedy Severus odzyska zdrowy rozsądek, przyjmie cię z powrotem - nie zostaniesz w tyle.

Harry zdołał przytaknąć, spięty.

- Musisz wiedzieć, że my: twoi nauczyciele będziemy zawsze przy tobie, jeśli będziesz nas potrzebował. Nie wstydź się prosić o pomoc. Wszyscy wiemy, że przeżywasz teraz trudne chwile. Trudniejsze niż kiedykolwiek, chociaż ty zawsze musiałeś mierzyć się z trudnymi sytuacjami...

Harry skinął głową. Nie miał nic do powiedzenia. Czuł się, jakby przebywał w próżni. Horror vacui. Nicość przerażała go, ale nie czuł się na siłach by z tym walczyć. (łac. dosł. obawa próżni, lęk przed pustką - przyp. red.)

Jak odurzony, pozwolił McGonagall odprowadzić się do swojego pokoju. Poczuł - nie bez wstydu i rozdrażnienia - delikatne dłonie przebierające go w piżamę i te same dłonie otulające go kocem, tak jak robił to Severus... Poczuł eliksir w ustach... piołun... och, Eliksir Bezsennego Snu... Powoduje uzależnienie, pomyślał Harry, ale przecież nie brał tego eliksiru od miesięcy...

- Życie cuchnie - zabrzmiały jego ostatnie słowa, i ku jego zdziwieniu, smutny głos, tak odmienny od zwykłego głosu poważnej profesor McGonagall, odpowiedział mu:

- Tak, to prawda.

-----
Następne dni mijały w otępieniu i Harry był teraz bardzo wdzięczny Dumbledore'owi i McGonagall, że uczynili go Prefektem Naczelnym. Miał swój własny pokój i nie musiał przebywać we wspólnym dormitorium, pod presją badawczego wzroku Rona, współczującej przyjaźni Neville'a oraz zainteresowania Deana i Seamusa. W swoim pokoju był sam po lekcjach i nie musiał się uczyć w bibliotece, gdzie mógł wpaść w każdej chwili na Severusa.

Nie chciał na niego wpadać. Nie chciał go spotykać, ani nawet patrzeć na niego. Nie chciał zobaczyć chłodu i awersji w znajomych czarnych oczach, nie pragnął złośliwych komentarzy i kwaśnego sarkazmu - to z tego powodu nie starał się nawet kłócić z nim o lekcje Zaawansowanych Eliksirów. O nie, Harry miał wystarczająco problemów bez lekcji, gdzie byłby wyśmiewany. Naprawdę nie potrzebował tego.

Nawet teraz Harry nie rozumiał zachowania swojego wuja. Ale nie chciał zadawać pytań.

Gdy nadszedł weekend, Harry ze zdziwieniem stwierdził, że nawet go nie widział.

Podczas wspólnych posiłków najtrudniej było go unikać. Na ogół pomagała Harry'emu Hermiona, chociaż nie celowo: wchodzili razem do Hallu, a chłopiec zawsze uważał, żeby stać po prawej stronie dziewczyny, tak by zasłaniała mu stół profesorów. I zmuszał się, by nie patrzeć w tamtą stronę. Nie obchodziło go, czy Severus uważa go za tchórza.

Sobotni poranek był jednak inny. Nigdzie nie widział Hermiony i musiał sam pójść do Wielkiego Hallu. Tylko kilku uczniów jadło tam swój posiłek i żaden z nich nie był przyjacielem lub kolegą z klasy Harry'ego, więc usiadł samotnie na swoim stałym miejscu, ale kątem oka zauważył, że Severus jest obecny. Apetyt opuścił go zupełnie, ale zmusił się do wypicia przynajmniej kubka soku dyniowego i odwrócił się, by uciec.

Prawie mu się udało. Prawie. Ale zatrzymał go głos dyrektora.

- Quietus, proszę.

Zatrzymał się, czując jak każdy mięsień jego ciała się napina. Jeśli odwróciłby się do dyrektora, musiałby stanąć twarzą do Severusa. Sok dyniowy przez moment usiłował uciec mu z żołądka i Harry przełknął z wysiłkiem, aby uniknąć kompromitacji na środku Hallu. Wyprał swoją twarz z wszelkich emocji i powoli odwrócił się.

- Tak, panie dyrektorze?

- Proszę, przyjdź do mojego gabinetu o dziesiątej. To ważne.

- Dobrze, panie dyrektorze - odpowiedział i niechcąco jego oczy zawędrowały do czarnego, wysokiego mężczyzny obok Dumbledore'a. Mężczyzna umknął spojrzeniem. Harry westchnął i wyszedł.

- Quietus, czekaj! - usłyszał kolejny głos, kiedy wyszedł z Hallu.

To była Erika, najnowsza członkini dobrego, starego domu Slytherina. Następna osoba, którą chciał dopaść Voldemort - ale teraz, kiedy prawda o tym, że Harry przeżył, wyszła na jaw, dziewczyna była dużo bezpieczniejsza. Teraz, kiedy było jasne, że jest synem Quietusa Snape'a (który mógłby zostać następcą Dumbledore'a - Hermiona pokazała Harry'emu artykuł, gdzie mógł przeczytać nawet TĘ informację!), wiadomo było, że to on jest prawdziwym wrogiem Czarnego Lorda, jednym jedynym, który mógł z nim walczyć i go pokonać. Tak, to było jasne dla Czarnego Lorda - Harry to widział w swej wizji, czuł wściekłość i furię, wypełniającą wężopodobne ciało; widział czerwone oczy, w których lśniła żądza zemsty i wycierpiał z powodu zaklęć rzucanych w ataku gniewu na sługi Voldemorta.

Harry westchnął i odwrócił się do dziewczyny.

- Tak..? - zapytał zmęczonym głosem.

Erika podeszła do niego.

- Ja... ja tylko chciałam powiedzieć, że nie powinieneś się tak izolować. Że... że musisz spróbować...

Harry potrząsnął głową z rozdrażnieniem.

- Dlaczego niby miałbym? Potrzebuję czasu, by przyzwyczaić się do obecnej sytuacji. I nie jestem zbyt towarzyskim człowiekiem.

- Ale jesteś w każdej gazecie! - wykrzyknęła z niedowierzaniem dziewczyna.

- To nie był mój wybór - warknął Harry. - Nie prosiłem o rozgłos!

- Och, rozumiem... - Spojrzała na Harry'ego i nagle zmieniła temat. - Słyszałam, że nie będzie ciebie na lekcjach Zaawansowanych Eliksirów. Czy to prawda? - Harry tylko przytaknął. Erika przełknęła i mówiła dalej. - On... on przyjął mnie na zajęcia, ale ja nie wiem, czy... Więc, w mojej dawnej szkole szliśmy innym programem nauczania i ja tylko chciałam zapytać, czy ty...

- Czy ja...? - zapytał Harry po krótkiej przerwie.

- Czy ty mógłbyś mi pomóc i pokazać, czego uczyliście się w zeszłym roku...

Harry zmarszczył brwi.

- Dlaczego ja? Ares i Malfoy w twoim domu chodzą na Zaawansowane Eliksiry, albo Pansy...

Erika uśmiechnęła się lekko.

- Nie znam ich, a ciebie tak.

- Naprawdę? - Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom. - Spotkałaś mnie wcześniej tylko raz!

- Tak, ale... ty jesteś najlepszy z Eliksirów. I ty... ty również znasz program zaawansowany, pracowałeś z profesorem Snape'm w zeszłym roku...

Harry przytaknął ponuro.

- Tak, ale to nie znaczy, że jestem najlepszą osobą do pomocy.

- Dobrze - dziewczyna poddała się. - Chociaż ja tylko chciałam, żebyśmy tylko raz nad tym usiedli.

- Raz? - zapytał Harry wiedząc, że zaraz wpadnie w jej pułapkę.

- Raz.

- Dobrze - zgodził się, pokonany. - Jutro po kolacji, w bibliotece, w sekcji Arabskiego Mistycyzmu. Przynieś ze sobą swoje książki do eliksirów.

- Oczywiście. - Uśmiechnęła się jeszcze raz do niego i odeszła. Harry zaczerpnął głęboko powietrza. Jeśli dziewczyna wiedziałaby, że zgodził się tylko z jednego powodu, byłaby wściekła. A powodem było to, że Erika Knight miała tak samo na nazwisko jak Armena Helen Knight, żona Harolda Winstona Pottera!

-----
- Harry? - Niepewny głos.

- Czy to naprawdę ty? - Kolejny.

- Mój kochany chłopcze - Szept.

- Gdybyśmy tylko wiedzieli...

Zdławione szlochy i pełne nadziei spojrzenia przywitały Harry'ego w gabinecie dyrektora.

Weasley'owie, znowu. Ale tym razem nikt nie ośmielił się go dotknąć, tylko patrzyli na niego. Pani Weasley była na granicy płaczu, pan Weasley uśmiechał się niepewnie, George wymusił spokój na twarzy, Bill był wstrząśnięty, w oczach Charliego pojawiły się ciepłe iskierki, Percy'ego zalał ciemny, szkarłatny rumieniec; Ginny była szczęśliwa, a Ron - cóż, Ron miał na twarzy podobny rumieniec jak Percy.

Brakowało tylko Freda - zawsze będzie go brakowało, pomyślał Harry i zadrżał. Freda brakowało. To była jego wina.

- Wróciłeś - wyszeptała pani Weasley.

- Nigdy nie odszedł, mamo - powiedział George i spojrzał chłodno na dwójkę rumieniących się braci. - Zawsze był tutaj. To było takie oczywiste... - przerwał, jakby czekając, aż jego brat dokończy zdanie, ale nie było już nikogo by to zrobić.

- Czy ty...? - Harry przyjrzał mu się niepewnie i chłopak przytaknął.

- Wiedzieliśmy to od pierwszej chwili, kiedy spotkaliśmy cię w Esach Floresach.

- Wy... ale jak? - zająknął się Harry.

- Po prostu. To byłeś ty. Tylko wygląd się zmienił, osoba za nową twarzą pozostała ta sama. Fred chciał powiedzieć Ronowi, ale najpierw nie byliśmy pewni. A później... Ron był takim...

- Dupkiem - wymamrotał Ron i George uśmiechnął się lekko.

- O tak, dupkiem, dokładnie. Więc zdecydowaliśmy, że tego nie zrobimy. Nie chcieliśmy narażać na niebezpieczeństwo ciebie czy profesora Snape'a - uśmiech George'a zgorzkniał - chociaż, jak słyszałem, w końcu zdołał cię narazić na niebezpieczeństwo...

Harry nagle uciekł wzrokiem na podłogę i wzruszył ramionami.

- Cieszę się, że prawda wreszcie wyszła na jaw. - Znowu spojrzał w górę. - Nienawidziłem tych wszystkich kłamstw. Półprawd, sekretów, ciągłego wyjaśniania. Teraz mogę znowu być sobą.

- Zawsze byłeś sobą, Quietus - odparł George.

Krótka cisza.

- Jesteś zawsze mile widziany w naszym domu - dodał w końcu pan Weasley. - Kiedykolwiek będziesz potrzebował rodziny...

Harry skulił się.

- Mam Syriusza - wymamrotał i zamknął oczy. - Ale i tak dziękuję...

- Nie, Harry, nie musisz za nic dziękować. - Pani Weasley nie mogła się już dłużej powstrzymać: podeszła do niego i przytuliła go mocno. - Jesteś dla nas jak syn. Nic się nie zmieniło.

"Wszystko się zmieniło" pomyślał Harry, ale tym razem zmusił się do opanowania. Nie chciał już żadnych więcej demonstracji swojej słabości.

Percy podszedł bliżej.

- Harry...

Harry mimowolnie odsunął się. Jego antypatia do Percy'ego nie zmalała ani trochę, nadal nie ufał mu wystarczająco by wybaczyć mu to wszystko, co wydarzyło się w ciemnej sali. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał chłodno na wyższego chłopaka.

- Nie chcę zemsty, Percy - powiedział lodowatym tonem. - Ale to nie znaczy, że mogę zapomnieć o twojej mściwości i nienawiści w stosunku do zwykłego chłopca - i teraz to naprawdę nie jest ważne, że tym chłopakiem byłem ja.

- Tylko chciałem przeprosić - głos Percy'ego zabrzmiał błagalnie.

- Ale ja nadal nie jestem gotowy, by wybaczyć.

- Ale Ron...

- Stój. Sprawa Rona jest zupełnie czym innym.

Coś we wzroku Rona zmiękło, gdy usłyszał słowa Harry'ego.

- Ale to co tobie zrobiłem, nie było wcale lepsze od tego, co zrobił Percy... - powiedział poważnie jego ex-przyjaciel.

- Nie - Harry potrząsnął głową. - To nie może być porównywane, Ron. To, co ty zrobiłeś było okrutne, to prawda, ale staliśmy twarzą w twarz, jeden na jednego i nie wykorzystałeś oficjalnej pozycji, aby mnie torturować - ponieważ jej nie miałeś. To przypominało raczej pojedynek, a ja powinienem być bardziej ostrożny. Ale sprawa Percy'ego... to co innego. Jako Auror Ministerstwa i dorosły był w bardzo delikatnej sytuacji. A ja byłem zupełnie bezradny, nie miałem swojej różdżki, i nie miałem możliwości odejścia.

Ron przytaknął i Percy zaczerwienił się jeszcze bardziej.

Tematy, które wyłoniły się później, na szczęście były dużo przyjemniejsze.

-----
Po tym jak Madame Pince wspomniała, że chłopaka Pottera nie było w bibliotece przez cały tydzień, Severus zdecydował się zabrać wreszcie te książki o eliksirach z działu Arabskiego Mistycyzmu. Jako Prefekt Naczelny, smarkacz siedział zapewne w swoim pokoju, albo włóczył się ze swymi wielbicielami - jak na gust Severusa, było pomiędzy nimi zbyt wielu Ślizgonów - więc było raczej niemożliwe, aby spotkał go w bibliotece niedzielnego wieczora.

Nie, zdecydowanie nie bał się spotkania z dzieciakiem, po prostu chciał uniknąć jego widoku: Potter z twarzą Snape'a! Skandal! Chociaż tak właściwie to nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego zaczął nienawidzić chłopaka z taką siłą. To było dość niezrozumiałe uczucie, ale głębokie i silne, a jego poczucie zdrady podsycało je tylko. Może Minerva miała rację i coś się stało z tym głupim Zaklęciem Pamięci - jeśli to rzeczywiście on sam rzucił to przeklęte zaklęcie, a nie Albus albo ten typek...

Na szczęście dział Arabskiego Mistycyzmu był pusty i mógł spokojnie przeszukiwać regały. Severus uśmiechnął się, kiedy wyjął gruby tom z wyższej półki; już miał usiąść i zacząć go czytać, kiedy ciszę biblioteki zmąciły czyjeś głosy.

Męski i dziewczęcy głos. Severus uśmiechnął się i szybko odłożył książkę na miejsce. Może będzie mógł odjąć kilka punktów przed pracą, jeśli przyłapie tę parę w kompromitującej sytuacji. Wysunął się z działu Arabskiego i zatrzymał za sąsiednim rzędem regałów: wydawało się dość logiczne, że para szukająca intymności, wybierze wcześniej wspomniany dział.

- Co teraz? - zapytał dziewczęcy głos. Był raczej nieznajomy, Severus przypuszczał więc, że to musiała być najnowsza członkini jego domu, ta Knight.

- Przyniosłaś ze sobą swoje podręczniki do eliksirów? - Serce Severusa prawie się zatrzymało. To był Potter!

- Oczywiście. Kazałeś - odpowiedziała dziewczyna i Severus uśmiechnął się znowu. Dziewczyna flirtowała ze szkolną znakomitością!

- Dobra. Przyniosłem moje książki z piątego roku i notatki, jakie robiłem podczas lekcji. Zobaczmy...

Nic ciekawego: przewracanie kartek, cichutkie skrzypienie, kiedy ktoś poruszył się na krześle.

- Ares powiedział mi, że jesteś najlepszy w Eliksirach - zagruchała dziewczyna. Severus przewrócił oczami.

- Taaa... Byłem - odparł powoli Potter i przekartkował kolejną książkę. - Już nie jestem członkiem tej klasy.

- Czemu nie poprosisz profesora, żeby... - nie zdołała dokończyć, Potter jej przerwał.

- To nie twój interes. Przyszliśmy tutaj, żeby sprawdzić twój program Eliksirów, a nie rozmawiać o ostatnich wydarzeniach z mojego życia. - Potter najwidoczniej nie był świadomy zainteresowań dziewczyny.

- Więc, czy to prawda?

- Co? - burknął Potter. Och, czyżby zaczynał się denerwować?

- To, co piszą gazety.

- Co dokładnie masz na myśli? - zapytał z udawaną uprzejmością. - Wypisują mnóstwo rzeczy.

Severus prawie się zaśmiał. Potter w żaden sposób nie mógł zrozumieć, że właśnie daje się wciągać w rozmowę, której chciał za wszelką cenę uniknąć.

- To o profesorze Snape'ie. - Uch, och. Potter nie zareagował, więc dziewczyna dokończyła. - Że cię wydziedziczył.

- Co?! - wykrzyknął z niedowierzaniem Potter. - Bzdury. Nie wydziedziczył mnie, nie jestem jego dziedzicem - Potter zaczął tłumaczyć. Brawo, panno Knight! Piękna pułapka! - Tylko odrzucił możliwość zostania moim opiekunem, to wszystko. - Zapewne spojrzał wściekle na dziewczynę, ponieważ przez kilka długich chwil panowała cisza, a po chwili chłopak zaczął dziewczynie tłumaczyć program zeszłego roku, chociaż najwidoczniej tylko te partie, których nie uczyła się w szkole. Severus musiał przyznać sam przed sobą, że chłopak rzeczywiście był bardzo dobrym uczniem z Eliksirów. Co wcale nie znaczyło oczywiście, że pozwoli mu chodzić na zajęcia.

Po chwili Severus znudził się i zdecydował się odejść, ale dziewczyna nagle zadała kolejne pytanie bardzo cichym głosem.

- A... czy to prawda, że Snape...

- Profesor Snape dla ciebie - przerwał jej głośno Potter. On najwidoczniej nie zamierzał szeptać.

- ... że profesor Snape - kontynuowała dziewczyna zniżonym głosem - jest Śmierciożercą?

Na chwilę zapadła cisza i Severus pomyślał, że dziewczyna byłaby wyśmienitą reporterką, nawet lepszą niż ta przeklęta Rita Skeeter.

- Jak śmiesz?! - wysyczał nagle Potter. - Jak śmiesz?!

- C-co? - zająknęła się dziewczyna.

- Jak śmiesz oskarżać go o taką zbrodnię?! - głos Pottera nadal był ostrym sykiem. - Jak śmiesz wypaczać jeszcze bardziej kłamstwa wypisywane w gazetach? Znasz odpowiedź. Wszędzie możesz ją przeczytać!

- Ale ty żyłeś z nim przez rok. Znasz go lepiej...

- Zejdź mi z oczu - powiedział nagle Potter nadspodziewanie spokojnym głosem.

- Ale...

- Powiedziałem: wynoś się! Korepetycje skończone. Poszukaj sobie innego chłopaka do flirtowania. Ja nie jestem zainteresowany.

Uch, och, znowu. Potter nie był takim półgłówkiem, na jakiego wyglądał.

- Pożałujesz tego, Harry - głos dziewczyny był pełen urazy.

- Nie sądzę, abym żałował, jeśli odejdziesz. Ale z pewnością zrobię coś, czego będę później żałował, jeśli się stąd nie wyniesiesz natychmiast!

Po odejściu dziewczyny Potter nie poruszył się przez długi czas.

Kiedy Severus ostrożnie wyjrzał ze swojej kryjówki, zobaczył, że chuda postać pochylała się nad stołem, z twarzą ukrytą w dłoniach, i tylko jej drżące ramiona zdradzały, że płacze. Severus znieruchomiał i po raz pierwszy w ciągu ostatnich dni niewielkie uczucie zakłopotania zaczęło łagodzić jego silną nienawiść, jaką czuł do chłopca.