11. NIGDY WIĘCEJ
Pierwszym czynem McGonagall po niechlubnym koszmarze Harry'ego było zmiana pola ochronnego wokół jego pokoju tak, by Hermiona zawsze mogła do niego wejść.
Pierwszym natomiast, co zrobił Harry po wyjściu ze szpitala, było stworzenie nowego pola wokół swojego pokoju, by zapewnić sobie trochę prywatności i rzucenie kilku silnych Uciszających Zaklęć. Rzeczywiście, postąpił mądrze: koszmary i wizje nie skończyły się, a on naprawdę nie chciał, aby wszyscy z jego domu o nich wiedzieli. Nie mogli zrobić nic, aby je powstrzymać; Madame Pompfrey nie mogła dać mu żadnego lekarstwa, Severusa to nie obchodziło, a Harry nie potrzebował zamieszania wokół siebie. Chociaż prawie każdego ranka najpierw szedł do gabinetu dyrektora i opowiadał mu wszystko, czego dowiedział się o planach Voldemorta podczas wizji. Koszmary były jego własnym problemem, nigdy o nich z nikim nie rozmawiał, tylko Hermiona wiedziała o ich istnieniu.
Och... i Severus, ale to naprawdę nie miało znaczenia. Już nie.
W miarę jak płynął czas i wrzesień zamienił się w październik, Harry czuł się coraz bardziej zmęczony. Rzadko kiedy udało mu się przespać dobrze noc, wciąż był przeciążony pracami domowymi i do tego wszystkiego dochodziły jeszcze treningi quidditcha, na które był zmuszony uczęszczać, pomimo wcześniejszych obietnic Seamusa. I nikt nie zdawał się zauważać jego stanu, z wyjątkiem Hermiony, ale... Tutaj był mały problem. On i Hermiona odbyli kilka okropnych kłótni po powrocie Harry'ego z Ambulatorium.
- Nie powinnaś pozwolić, żeby wszyscy dowiedzieli się jakim jestem żałosnym mięczakiem! - krzyczał na swoją przyjaciółkę. - Nienawidzę być w centrum ich uwagi, a teraz będę w centrum również ich litości... Nienawidzę tego! Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju?
- Ale Quiet... krzyczałeś i cierpiałeś... Byłam taka przerażona... - wyjąkała Hermiona.
- Nie obchodzi mnie to! - odkrzyknął Harry. - Nienawidzę tego, że wy wszyscy myślicie, że macie prawo wtrącać się w moje życie! NIE! Moje życie to moja sprawa i trzymaj się od tego z daleka!
- Ale...
- Żadnych "ale"! Zostaw mnie w spokoju! - powiedział Harry i zostawił Hermionę sparaliżowaną obok sali Transmutacji.
To była pierwsza kłótnia, a tuż po niej nastąpiły podobne, a wreszcie Harry naprawdę zdołał zranić Hermionę. Od tego czasu został pozostawiony w spokoju.
Tak, Harry doskonale wiedział, że Hermiona chciała tylko mu pomóc. Ale sam fakt, że prawie każdy uczeń w szkole zaczynał patrzeć z litością w jego kierunku, irytował go straszliwie. Nie był słabeuszem! Nie potrzebował niczyjej litości!
Ale zmęczenie pozostało i Harry szybko odkrył, że nie może już nadążyć ze swoimi lekcjami. Pierwszy znak ostrzegawczy pojawił się na Historii Magii, kiedy zasnął. A ponieważ Zaawansowana Historia liczyła niewielu uczniów (uczęszczało ich na nią tylko sześcioro), nawet profesor Binns nie mógł nie zauważyć śpiącego na biurku Harry'ego.
- Panno Granger, proszę obudzić pana Snape'a - powiedział do Hermiony i podszedł do Harry'ego. - I odprowadzić go do Ambulatorium.
To, że Harry zasnął na jego zajęciach, dla profesora Binnsa było jasnym znakiem, że był chory. Harry obudził się, kiedy Hermiona szturchnęła go w ramię, ale był tak zmęczony, że nie mógł zrobić nic, poza udaniem się z dziewczyną do Ambulatorium. Kiedy jednak tylko tam dotarli, Harry zaczął protestować i w końcu wrócili razem na lekcję Historii. Zażenowanie spowodowane zaistniałą sytuacją było wystarczająco silne, aby nie pozwolić mu zasnąć ponownie, ale pod koniec następnej lekcji Zaklęć zdał sobie sprawę, że musi znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu, ponieważ nie mógł przypomnieć sobie, czego uczyli się na lekcji.
Podczas obiadu Harry usiadł obok Aresa.
- Wyglądasz okropnie – zauważył jego przyjaciel. - Co się stało? Kolejny koszmar?
- Nie - skłamał Harry i pochylił się nad swoją zupą. - Nauka.
- Ach - przytaknął Ares. - Rozumiem. Ale w takim razie może powinieneś zrezygnować z niektórych zajęć. Historii, albo Zielarstwa...
- To są najmniej kłopotliwe zajęcia - wymamrotał w odpowiedzi Harry. - A inne są zbyt ważne, żeby z nich zrezygnować.
Ares odłożył widelec.
- A co stało się pomiędzy tobą a Hermioną? Wygląda to tak, jakby cię unikała.
- To nie twój interes – warknął Harry. - Zapytaj ją - dodał wstając i wychodząc z Hallu, obiad przerwany.
Kilka chwil później pomyślał, że głupio się zachował, ale nie czuł się na siłach, by wrócić do Wielkiego Hallu, a jego apetyt i tak zniknął. Z wściekłości uderzył pięścią w ścianę.
- Cholera - powiedział, kiedy twardy kamień spotkał się z jego palcami. - Cholera - powtórzył, kiedy łzy nagłego bólu i irytacji zaczęły zbierać się w jego oczach.
- Harry? – odezwał się niepewny głos za jego plecami. Westchnął.
- Tak, Ron?
Jego ex-przyjaciel poruszył się niespokojnie.
- Widziałem, jak wychodzisz w pośpiechu z Hallu. Chciałem tylko zapytać, czy mogę ci w czymś pomóc.
- Nie, nie możesz - odpowiedział chłodno Harry, nie odwracając się.
- W porządku - powiedział Ron i odgłos oddalających się kroków poinformował Harry'ego, że chłopak odszedł. Przez krótką chwilę Harry pomyślał, że Ron się obraził, ale ton jego głosu nie wykazywał żadnych tego oznak. Był spokojny, wyrozumiały - coś zupełnie nie "ronowego" - i Harry'ego naprawdę to zaskoczyło.
Czy Ron zaczął dorastać? Harry zamyślił się. Naprawdę, zachowanie Rona w ciągu ostatnich dni stało się dużo dojrzalsze niż kiedykolwiek wcześniej. W przeciwieństwie do jego towarzyszy z Gryffindoru, zawsze zostawiał Harry'ego w spokoju, nie zadawał mu głupich pytań, nie spoglądał na niego ze zmartwieniem. Była to też pierwsza okazja, kiedy zaoferował pomoc, a gdy poczuł niechęć Harry'ego, nie naciskał go dalej. Po raz pierwszy od miesięcy Harry pomyślał, że może zaakceptuje jego przeprosimy. Był to winien Fredowi, i może akceptując nieśmiałą pomoc Rona, mógł mu jakoś odpłacić.
Co mogło spowodować tak nagłą zmianę u Rona? Czy sprawił to ten przeklęty wypadek z wizją? Czy śmierć Freda? Nie, odbyli rozmowę po pogrzebie i Ron nie wydawał się rozumieć. Harry poddał się wreszcie. Ron się zmienił. To było najważniejsze.
Harry, chcąc wypróbować nowo odkryte oblicze Rona, zdecydował się usiąść obok niego podczas Zaawansowanej Transmutacji, ponieważ Hermiona była w zrozumiały sposób wściekła na niego, a Neville wolał towarzystwo Parvati. Ron uniósł brwi ze zdziwieniem, kiedy Harry usiadł obok niego, ale nie zaprotestował.
- Cześć, Ron - odezwał się Harry. - Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli tu usiądę?
- Nie, oczywiście, że nie - odparł łagodnie Ron. - To dla mnie zaszczyt.
- Nabijasz się ze mnie! - Harry uśmiechnął się lekko.
- Nie - odpowiedział Ron poważnie. - Tylko się cieszę, Quietus - położył akcent na ostatnie słowo.
- Quietus? - Harry spojrzał na niego pytająco.
- Quietus - przytaknął stanowczo Ron.
Patrzyli na siebie przez długą chwilę bez słowa. Przybycie McGonagall wytrąciło ich z tego dziwnego transu.
- Teraz, kiedy wreszcie skończyliśmy standardowy poziom zaklęć transmutacyjnych i teorii, chcę, abyście poczynili poważne przygotowania do nadchodzących tygodni. Zaklęcia, których będziecie się uczyć i używać, są bardzo wyczerpujące, zarówno fizycznie jak i mentalnie. Ci, którzy siedzą w tej sali - rozejrzała się z powagą - z pewnością pamiętają zeszłoroczny program, który składał się z dużej ilości teoretycznej pracy o magicznych transmutacjach oraz ćwiczeń. W tym roku będziemy właśnie rzucać takie zaklęcia. Ale – przerwała na moment i stała się jeszcze poważniejsza - ta praca będzie wymagała dobrej fizycznej i psychicznej kondycji. Dobrze... - rzekła i spojrzała wprost na Harry'ego. - Więc sugeruję, abyście byli przygotowani na pierwszy tydzień listopada, kiedy to zacznie się właściwa praca z transmutacji.
Harry westchnął. Doskonale rozumiał aluzje profesor. Ale były pewne problemy. Nie mógł spać i nie miał apetytu. Wiedział, że jego kondycja fizyczna jest daleka od dobrej.
Myślał o tym, kiedy profesor zatrzymała go po lekcji.
- Panie Snape, na chwileczkę.
Harry opuścił głowę i pozostał. Powinien wiedzieć...
- Tak, pani profesor?
- Naprawdę mi przykro, panie Snape, ale nie sądzę, abyś był w odpowiednim stanie fizycznym, by...
- Nie! - Harry szarpnął głową. – Będę w porządku do listopada, obiecuję! Nie chcę rezygnować z kolejnego zaawansowanego przedmiotu, proszę...
McGonagall westchnęła i pochyliła głowę.
- Nie miałam na myśli lekcji.
Ciekawość Harry'ego wreszcie zwyciężyła nad jego wstydem i spojrzał jej w oczy.
- W takim razie, co?
- Nie uważam, aby rozsądne było grać w quidditcha.
Harry potrząsnął głową.
- To nie do końca była moja decyzja, pani profesor - odparł niewesoło. - Ale myślę, że drużyna mnie potrzebuje. Nie chcę ich zostawiać. Prawie wszyscy w drużynie są nowi. Ron jako jedyny pozostał na tej samej pozycji, Seamus teraz gra jako ścigający, i nie czuje się najlepiej w nowej roli. Pałkarze, chociaż są dość dobrzy, czują się lepiej na ziemi niż na miotłach; trzech ścigających jest zupełnie niezdolnych do zsynchronizowania swoich ruchów, nasz kapitan gra w quidditcha dopiero od roku, podobnie jak Ron... A nasz pierwszy mecz przeciwko Krukonom odbędzie się za kilka dni. - Harry zaczerpnął głęboko powietrza i zmarszczył brwi. - Nie mogę odejść. Przynajmniej nie teraz, a może i nie w tym roku. Jestem im to winien. Zgodziłem się grać, pani profesor.
Twarz McGonagall wyrażała smutek. Smutek i wielkie zmęczenie.
- Nie mówisz, jakbyś chciał grać, panie Snape - powiedziała po chwili.
- Ponieważ tak właściwie nie chcę - odparł po prostu Harry. - Nadal nie wiem, dlaczego się zgodziłem znowu grać...
- Co z twoją miotłą? Jeśli dobrze się orientuję, pan Weasley ma twoją Błyskawicę. Zamierzasz ją odzyskać?
- Pani żartuje? - Mina Harry'ego wyrażała lekkie zaskoczenie. - Jestem jednym z cholernych właścicieli Międzynarodowej Magicznej "Muszli", dziedzicem rodu Potterów i tak dalej! - warknął. Nienawidził być bogaty. Nienawidził, ponieważ jedyną rzeczą, której nie mógł kupić za pieniądze była miłość. A dokładniej: miłość Severusa.
- Język, panie Snape! - McGonagall uniosła palec wskazujący, ale jej oczy się śmiały. – Więc, co z twoją miotłą?
Harry wzruszył ramionami.
- Otrzymam ją jutro. Nimbus 2100.
- Nimbus? Dlaczego nie wybrałeś kolejnej Błyskawicy?
- To byłoby nie fair względem innych graczy - odparł łagodnie Harry.
- Ale pan Weasley...
- On nie musiał okazać się najlepszy w wyścigach z przeciwnikami. W ten sposób nie jest tak nie fair.
- Rozumiem - McGonagall uśmiechnęła się, ale jej mina po chwili znowu spochmurniała. - Panie Snape, to nadal nie oznacza, że nie musisz przygotować się na przyszłe lekcje z Transmutacji. Musisz więcej jeść i spać.
- Wiem! - wykrzyknął Harry. - Ale jak? - dodał gniewnie.
- Z pewnością Eliksir Bezsennego Snu...
- Musiałem przestać z niego korzystać dawno temu - przerwał jej Harry. - Prawie się uzależniłem.
- Więc jak sobie radziłeś w zeszłym roku?
Harry już prawie otworzył usta, by odpowiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Powinien powiedzieć: "Spałem z Severusem"? Sama ta myśl sprawiła, że jego twarz nabrała karmazynowego koloru. Nagle nie wiedział, czy się śmiać czy płakać.
- Severus mi pomagał - wykrztusił z trudem.
Na jego szczęście, profesor źle zrozumiała jego rumieniec, biorąc go za znak smutku, i położyła rękę na ramieniu Harry'ego.
- Wiem, że rozdzielenie z nim jest dla ciebie wyjątkowo trudne, ale musisz znaleźć swój własny sposób, aby pokonać...
- Staram się - wyszeptał Harry. - Ale to jest takie trudne...
Weszli razem do Wielkiego Hallu, w ciszy.
Tej nocy Harry miał kolejną wizję.
Zaczęła się typową sesją tortur i bólem: Voldemort zaczął być coraz bardziej świadomy, że ktoś wyjawia jego sekrety; podejrzewał, że pomiędzy jego zwolennikami jest szpieg. Tu Severus rzeczywiście miał rację: stary paranoik nie wierzył w Veritaserum, tylko w ból. Harry był przerażony, kiedy odkrył, że paranoiczny strach Voldemorta przed serum prawdy przysporzy mu więcej bólu, niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić.
Po ponad dwóch godzinach fizycznych tortur i jednym Zabijającym Zaklęciu, Voldemort przerwał śledztwo i zwolnił większość swoich zwolenników, zatrzymując tylko Wewnętrzny Krąg - swoje najwierniejsze sługi.
- A teraz, kiedy jesteśmy wolni od szpiegów i wrogów, i nikt nie ma szansy zawiadomić urzędników Ministerstwa, pójdziemy uwolnić mojego najbardziej przebiegłego sługę z Liberty - Voldemort prawie wypluł ostatnie słowo, i po raz pierwszy w życiu Harry się z nim zgodził. Co za przewrotny pomysł, aby nazwać więzienie wolnością? Ale nie miał czasu na medytowanie o przekręconych słowach i znaczeniach: kiedy gniew Czarnego Lorda zaczął słabnąć, jego połączenie z Harry'm również zaczynało słabnąć. Harry ocknął się leżąc obok swojego łóżka, w piżamie mokrej od zimnego potu, z obolałymi mięśniami i całym ciałem drżącym na skutek wstrząsu. (Liberty - ang. wolność - przyp. tłum.)
Ale Harry nie miał czasu na zwlekanie i czekanie, aż ból przeminie. Zmusił się do wstania i zbierając całą siłę woli, włożył sweter i wyruszył do gabinetu dyrektora.
Pokój wspólny był pusty i ciemny, tylko wściekle czerwony żar w kominku dawał trochę światła. Harry zadrżał, kiedy chłodne powietrze dużego pokoju przedostało się przez jego mokre ubranie. Przedostał się przez portret Grubej Damy i musiał zatrzymać się, aby zaczerpnąć trochę powietrza. Bolało go. Z głębokim westchnieniem zaczął iść dalej; chwiejnym krokiem wyszedł z wieży Gryffindoru i pozostawił za sobą klasę Transmutacji, kiedy znowu musiał się zatrzymać. Nie był pewny, czy uda mu się zrobić kolejny krok. Oparł się o ścianę, przeklinając cicho swoją słabość, drżąc z wyczerpania, bólu i chłodu, kiedy lodowaty głos odezwał się za nim:
- Spacer podczas ciszy nocnej, panie Potter?
"Cholera" pomyślał Harry. Dobry moment, "drań zmartwychwstały" go przyłapał.
- Muszę iść do dyrektora - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Musisz wrócić do swojego dormitorium, Po...
- Nie jestem Potter, i muszę natychmiast znaleźć dyrektora! - powiedział Harry stanowczo, odpychając się od ściany.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru i... - ale Severus nie zdołał dokończyć. Nogi Harry'ego wreszcie się poddały i upadł na podłogę, jęcząc z bólu. - Wstań, chłopcze!
- Zrobiłbym to, gdybym mógł... - warknął Harry.
- Potter! - krzyknął gniewnie Severus.
- Nadal Snape!
- Co się tutaj dzieje? – odezwał się kobiecy głos. Harry westchnął z ulgą. Byli przed prywatnymi kwaterami McGonagall.
- Potter jest... - zaczął Severus, ale Harry po prostu go zignorował i miał nad nim strategiczną przewagę: gdy tylko jego Opiekunka Domu zobaczyła go drżącego na podłodze, pośpieszyła do niego i przykucnęła.
- Voldemort ma dzisiaj uwolnić Malfoy'a z Liberty - powiedział Harry i zakaszlał. - Nie wiem, czy będzie tam osobiście, ale jeśli nie, to na pewno pójdzie Wewnętrzny Krąg: około dwudziestu ludzi. Musimy zaalarmować Ministerstwo.
McGonagall przytaknęła i wstała.
- Severus, odprowadź pana... - McGonagall spojrzała na nich - ...swojego bratanka do Ambulatorium i powiedz Poppy, aby była gotowa. Muszę znaleźć dyrektora.
- Ale... - Severus chciał zaprotestować, ale McGonagall była szybsza i zniknęła za najbliższym rogiem. Mistrz Eliksirów westchnął. - Wstawaj, chłopcze.
Harry nie odpowiedział, tylko zaśmiał się krótko i sarkastycznie. Starał się podnieść już od kilku minut, a Severus tego nie zauważył!
- Powiedziałem: wstawaj! - wrzasnął gniewnie mężczyzna i złapał Harry'ego za ramię. Harry krzyknął, kiedy uchwyt zacieśnił się dookoła jego zmaltretowanych mięśni.
- Puść moje ramię! - Spróbował się uwolnić. – To boli!
- Wstawaj więc!
- Nie mogę, nie widzisz? - Ale żelazny uchwyt postawił go na nogi. Harry miał ochotę rozpłakać się.
Severus nie odpowiedział, tylko pociągnął Harry'ego do Ambulatorium.
- Puść mnie!
- NIE! - odkrzyknął Severus.
- Dlaczego? - głos Harry'ego stał się nagle cichy i słaby. - Ranisz mnie.
- Nie bądź beksą, chłopcze - powiedział sztywno Severus.
- Bydlak... - syknął Harry. W następnej chwili Snape przyparł go do ściany i przysunął swoją twarz do jego twarzy.
- To trzydzieści punktów od Gryffindoru, Potter. I...
- Chcesz mnie uderzyć? Więc to zrób! - powiedział spokojnie Harry. - Nie obchodzi mnie to. Tylko puść moje ramię, ty sadystyczny bydlaku.
Harry wiedział, że te słowa były złe i brutalne. Ale przed jego oczami zaczęły się pojawiać czerwone kręgi, a lodowaty ogień palił w miejscu, w którym Severus zaciskał palce. Nie mógł nic na to poradzić. Bolało go i był zdesperowany.
Ręka na jego ramieniu pozostała. Jedyną reakcją było jeszcze silniejsze zaciśnięcie uchwytu przez Severusa. Harry zaskomlał i nie był już w stanie powstrzymać łez.
- Bydlak, bydlak, bydlak... - powtarzał jak w transie, podczas gdy mężczyzna ciągnął go w stronę skrzydła szpitalnego. W ogólnym chłodzie wydawało mu się, że jego łzy są wyjątkowo gorące. Paliły jego spoconą skórę. Droga wydawała się ciągnąć w nieskończoność, świat zamglił się wokół niego. Nie był całkowicie przytomny, kiedy wreszcie Snape pchnął go na łóżko i zawołał "Poppy, chodź tutaj!" W tym momencie otuliła go przyjemna ciemność.
-----
- Harry, dobrze się czujesz?
Najpierw Harry pomyślał, że usłyszał głos Hermiony, ale kiedy ten tajemniczy ktoś powtórzył pytanie, poznał głos Eriki. Jęknął z gniewu i rozczarowania.
- Co tutaj robisz? - zapytał z zamkniętymi oczami.
- Chciałam zobaczyć, czy z tobą wszystko w porządku.
- Tak. Widziałaś mnie. A teraz idź.
- Nie bądź taki nieuprzejmy, Harry!
- Dlaczego nie? - Otworzył oczy i spojrzał na Erikę, która pochylała się nad nim. - Czuję się okropnie. A ty przyszłaś tutaj bez zaproszenia...
- Martwiłam się o ciebie - powiedziała dziewczyna.
- Martwiłaś? - Harry zmarszczył wściekle brwi. - Nie musisz się o mnie martwić. Nie jesteśmy sobie wystarczająco bliscy, żebyś się o mnie martwiła.
- Och, Harry - uśmiechnęła się Erika. - Nie widzisz, że mi na tobie zależy?
Harry nagle usiadł.
- Nie, nie widzę - burknął. - Widzę, że uganiasz się za mną i chcesz ze mną chodzić, chociaż nie wiem dlaczego. Słuchaj: ja nie jestem zainteresowany.
- Ale... - Uśmiech Eriki zniknął.
- Żadnych "ale". Nie jestem zainteresowany.
- W porządku - Erika zerwała się na nogi. - Ale mylisz się, jeśli wierzysz, że ta szlama będzie twoją dziewczyną. Ona jest...
- Zamknij się! - wrzasnął na nią Harry. - I nigdy, NIGDY więcej nie ośmielaj się mówić "szlama" w mojej obecności!
Twarz Eriki zaczerwieniła się.
- Ty jesteś czystej krwi!
- Tak samo jak ty, idiotko! - Harry nagle poczuł chęć, żeby jej przyłożyć. - Moja matka była pochodzenia mugolskiego, tak samo jak twoja!
- C-co? - zająknęła się dziewczyna. - Jak...?
- Jesteś idiotką - Harry z powrotem położył się na łóżku. - Voldemort chce cię dorwać z powodu proroctwa o potomku czarodzieja czystej krwi i czarownicy z rodziny mugolskiej, czy coś takiego. To znaczy, że twoja matka była pochodzenia mugolskiego, tak jak moja. Mam rację?
Erika nie odpowiedziała, tylko umknęła wzrokiem.
- Więc rzeczywiście mam rację. Jesteś więc jeszcze głupsza, niż myślałem. Chciałaś mnie zadowolić tymi bzdurami o czystej krwi?
Wzruszenie ramion.
- Więc nie jesteś zainteresowany - rzekła chłodno dziewczyna. - Pójdę w takim razie.
- Zrób to - Harry uśmiechnął się z zadowoleniem i patrzył jak opuszcza skrzydło szpitalne. Pokręcił głową. Czysta głupota!
Przybycie Madame Pompfrey przerwało jego zadumę. Pielęgniarka zatrzymała się przy jego łóżku i pochyliła się nad nim.
- Czujesz się lepiej, panie Snape?
- Tak, dziękuję - odpowiedział Harry. - W porządku...
- Cóż, chcę zobaczyć te twoje blizny - powiedziała kobieta. - Muszę sprawdzić...
- Nie sądzę, żeby było to ważne - Harry szybko jej przerwał. - Nic z nimi się nie dzieje.
Pielęgniarka wsparła dłonie na biodrach.
- Do mnie należą takie decyzje, młodzieńcze. Więc zdejmij górę piżamy, chcę się im bliżej przyjrzeć.
Harry westchnął, ale usłuchał. Nie było sensu się spierać: i tak wiedziała o tych bliznach.
- Znowu Glamour, kochanie? - Kobieta potrząsnęła głową, patrząc gładką skórę Harry'ego.
- Nienawidzę, kiedy są widoczne - wymamrotał zirytowany Harry.
Pielęgniarka skinęła głową i rzuciła na niego Revelo.
- Och - rzekła. - Twoim bliznom rzeczywiście nic nie jest – powiedziała, naśladując wcześniejsze mamrotanie Harry'ego. – Ale za to masz brzydki siniec na ramieniu. Niech no zobaczę... - Delikatnie dotknęła zmaltretowanej skóry i Harry zasyczał. - Boli?
Skinięcie głową.
Madame Pompfrey spojrzała zamyślona na Harry'ego.
- Kto to był? - zapytała cicho.
- To nic ciekawego - Harry przełknął. - Nic takiego.
- Twoje mięśnie są poważnie uszkodzone.
- Cóż, miałem bójkę, ale nie...
- Kiedy? - kobieta mu przerwała.
- Wczoraj wieczorem.
- Przed wizją? - Harry przytaknął ponownie. - Kogo spotkałeś po wizji?
- Profesora Snape'a i profesor McGonagall. Dlaczego?
- Kto cię tu przyprowadził? To był Severus, prawda? - Madame Pompfrey powoli robiła się zła - Harry widział oznaki gniewu na jej pobladłej twarzy i w zwężonych oczach.
- Tak.. – mruknął.
- To był on, prawda?
- Kto? - Harry odpowiedział pytaniem na pytanie, chociaż wiedział, co miała na myśli pielęgniarka.
- Severus to zrobił - wskazała ramię Harry'ego.
Harry nic nie odpowiedział, tylko opuścił wzrok na swoje dłonie. Słyszał jak kobieta wyszła i po chwili wróciła z lekarstwem. Delikatnie zwilżyła nim siniec.
- Będzie bolało przez kilka dni. Silny uchwyt uszkodził bardzo wrażliwe mięśnie, więc staraj się nie używać tej ręki przez jakiś czas, dobrze?
Harry skinął głową i włożył z powrotem górę piżamy.
- Mogę teraz iść?
Pielęgniarka przewróciła oczami, ale krótkim machnięciem ręki w kierunki drzwi wyprosiła Harry'ego z ambulatorium
- Możesz iść.
-----
Kiedy Severus przybył, gabinet dyrektora był pusty. Mistrz Eliksirów chrząknął
z irytacji i usiadł w jednym z miękkich foteli, które stały przed masywnym
burkiem, przeładowanym dokumentami, papierami, kałamarzami z różnokolorowymi
atramentami, piórami i kilkoma małymi srebrnymi rzeczami, które starszy
mężczyzna tak bardzo lubił. Siadając w fotelu, Severus nagle zdał sobie sprawę,
że nigdy nie był w tym gabinecie sam, albo raczej: że nie przypominał sobie
takiego faktu... Co było naprawdę dziwne, zważywszy, że uczył w tej szkole od
prawie dwudziestu lat. Ten fakt jednak umocnił go w podejrzeniu, że nigdy nie
był zaufanym człowiekiem Dumbledore'a, nie mówiąc już o przyjaźni między
nimi... A teraz, to uczucie zawodu rozwścieczyło go, chociaż w ciągu ostatnich
dni zawsze czuł smutek, kiedy nad tym się zastanawiał.
Nigdy nie był wystarczająco godny zaufania, aby wyjawić mu sekret Pottera; zawsze mu rozkazywano jak smarkaczowi: zrób to, zrób tamto, chroń go, idź jeśli jesteś gotowy, jeśli jesteś przygotowany... Przygotowany! Co cud, że Voldemort nie zabił go od razu, gdy tylko się pojawił tamtej pamiętnej nocy... i później, kiedy został wezwany ponownie, by zabić, by okazać swoją lojalność...
Może powinien być bardziej wdzięczny w stosunku do Pottera - ten bachor uniemożliwił mu dalsze szpiegowanie. Och, oczywiście, nigdy się nie dowie, czy ta historyjka o ich wspólnej niewoli i ucieczce była prawdziwa. Jego wspomnienia zniknęły na zawsze - teraz o tym doskonale wiedział - a podejrzewał to już w szpitalu, po długich i daremnych próbach Cassii, by przywrócić mu tę część wspomnień, na które rzucił Obliviate.
Nagle zabrzęczało w kominku i wysypało się z niego do pokoju tak wiele iskierek, że Severus oślepł od nagłego blasku. W następnym momencie znalazł się twarzą w twarz z niezwykle rozgniewanym Dumbledore'm. Wyraz twarzy starszego mężczyzny przestraszył Severusa, nawet jeśli nigdy by się do tego nie przyznał.
- Severusie... - Głos dyrektora był zaskakująco chłodny i niski. - Co zrobiłeś Harry'emu zeszłej nocy?
- Zabrałem smarkacza do Ambulatorium, tak jak poleciła mi - odpowiedział, a chłód w jego głosie dorównywał zimnemu tonowi dyrektora.
- Jestem pewny, że Minerva nie kazała ci jeszcze bardziej ranić chłopca, który i tak już cierpiał!
Severus spojrzał w oczy starszego czarodzieja. Głębokie niebieskie oczy były teraz lodowate jak biegun północny.
- Czy ten twój mały złoty pionek narzekał na moje traktowanie, Albusie?
- Severus! - nagle gniew Dumbledore'a wypełnił pokój i zamroził krew Mistrza Eliksirów. Teraz zrozumiał doskonale powód, dla jakiego Czarny Lord bał się tak bardzo dyrektora. - Nie, Harry nie narzekał. Ale ty... - Dumbledore podszedł bliżej i Severus w tym momencie bał się go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej bał się Voldemorta - ...ty go skrzywdziłeś.
- Bzdury, Albusie - odpowiedział zgrzytliwym głosem, ale bez typowej dla siebie pewności.
- Bzdury? - Oczy mężczyzny rzucały błyskawice. - Chłopak cierpiał na skutek przeróżnych zaklęć, głównie Cruciatus. Cały jego system mięśniowy był w szoku i zesztywniały, a twój "czuły" chwyt uszkodził mięśnie jego prawej ręki tak poważnie, że Poppy musiała go leczyć - Harry będzie odczuwał ból przez kilka dni! O czym myślałeś, robiąc mu to?
Pytanie zawisło w powietrzu i w gabinecie zaległa zupełna cisza. Wreszcie to starszy mężczyzna przerwał ją.
- Cokolwiek myślałeś, wyciągnę z tego dyscyplinarne konsekwencje.
Severus zmarszczył brwi.
- Chcesz mnie zwolnić, dyrektorze? - zapytał lodowato.
Głos starszego mężczyzny ponownie wiał mrozem.
- Naprawdę mnie to kusi, profesorze. Ale obawiam się, że w tych okolicznościach byłoby to równoważne z morderstwem. W zamian narzucę ci pewne reguły i jeśli kiedykolwiek usłyszę, że je łamiesz, zwolnię cię, obojętne czy to będzie morderstwo, czy nie.
- Słucham. - Głos Mistrza Eliksirów był płaski i pozbawiony wszelkich emocji.
- Po pierwsze: nigdy nie zbliżaj się ponownie do Harry'ego. Jeśli go dotkniesz... - nie dokończył, ale Severus zadrżał. Zdecydowanie nigdy nie słyszał, aby Dumbledore komukolwiek groził. - Po drugie: będziesz mniej surowy dla swoich uczniów. Myślę głównie o młodym panie Longbottomie. On nie jest odpowiedzialny za czyny swojego ojca. Po trzecie: jesteś zawieszony jako Opiekun Domu Slytherina.
- Ależ Albusie... - Severusa zaskoczyło ostatnie zdanie.
- Nie. Najwidoczniej nie jesteś wystarczająco odpowiedzialny, aby opiekować się dziećmi. Twoje uprzedzenia i nieodpowiedzialne zachowanie wyrządziło fizyczną krzywdę uczniowi. Nie pozwolę na to w tej szkole. Och, i twoja pensja zostanie zmniejszona o trzydzieści procent. Ostateczna decyzja w twojej sprawie zostanie oczywiście podjęta przez Zarząd.
- Albus, ja... - Severus spróbował wykrztusić jakieś przeprosiny, albo jakieś wyjaśnienia, ale dyrektor uniósł dłoń przerywając mu.
- Możesz odejść, profesorze.
Severus czuł jak świat zawirował wokół niego. Odejść? Zawieszony? Ale... dlaczego?
Tak, był trochę przykry wczoraj dla tego szczeniaka, ale... och, cóż. Dyrektor wolał tego smarkacza od niego. Żadna niespodzianka. Złoty Chłopiec Albusa, jego najcenniejszy Gryfon!
Kiedy opuścił gabinet, szok powoli zamienił się w głęboki, bardzo głęboki gniew, więc kiedy dotarł do swoich prywatnych kwater, był gotowy eksplodować.
Znowu!
Więc był wystarczająco dobry, aby opiekować się tym gówniarzem, kiedy był oszukiwany. Był wystarczająco dobry, aby szpiegować, by pracować dla Zakonu, by ryzykować życie, by uczyć, by przygotowywać eliksiry, by... myśli wirowały w jego głowie.
Do diabła z wszystkimi w tej szkole! Do diabła z Voldemortem – że też nie mógł po prostu odejść! Do diabła z jego młodzieńczą decyzją, by przyłączyć się do tego potwora! Do diabła z całym jego życiem, jakie był zmuszony wieść!
Wszedł do kuchni i chwycił z lodówki całą butelkę Płomiennej Whisky. Wziął szklankę z kuchennej szafki, napełnił i wypił jednym wielkim łykiem. Alkohol prawie natychmiast rozprzestrzenił się po jego ciele i zaognił jego zmysły. A jego gniew jeszcze bardziej.
Ten piekielny gówniarz, znowu! Zrujnował Severusowi całe życie i reputację! Co powiedzą jego koledzy, kiedy dowiedzą się o tych dyscyplinarnych konsekwencjach? Co powiedzą jego uczniowie, kiedy dowiedzą się o jego zawieszeniu? Co pomyślą w Ministerstwie, jeśli dowiedzą się o jego "agresywnym zachowaniu"? ledwo udało mu się uniknąć dożywocia w Azkabanie! Czy wsadzą go znowu do więzienia?
Desperacja i wściekłość mieszały się w nim.
I wszystko przez tego przeklętego bydlaka, syna jego mitycznego brata!
Cholera!
Wlał do gardła druga porcję whisky i rzucił szklanką o ścianę, gdzie rozbiła się na tysiąc maleńkich kawałeczków. Złapał butelkę i wymaszerował do bawialni. Czuł, jak alkohol zaczyna pobudzać jego ciało i wziął kolejny długi łyk wprost z butelki.
I wtedy ktoś zapukał do drzwi.
-----
Harry był bardzo niespokojny. Myślodsiewnia była nareszcie gotowa. Harry nie
wiedział dokładnie czego od niej oczekiwać i czego spodziewać się po pokazaniu
jej Severusowi, ale miał w sercu nadzieję, że Severus spojrzy w myślodsiewnię i
zrozumie, i uwierzy w jego szczerość, w jego miłość.
Może nawet jeśli stosunki między nimi nigdy nie będą już takie same, może mężczyzna go zaakceptuje i będzie go nazywać właściwym imieniem. A może (ale to była mała, bardzo mała iskierka nadziei), odzyska to coś, co kiedyś razem dzielili.
Włożył myślodsiewnię do pudełka i zapieczętował je ostrożnie, po czym wyruszył z nim do jakże znajomych lochów. Severus był wczoraj bardzo gwałtowny. Ale teraz Harry miał nadzieję, że jego poczucie winy pomoże mu przyjąć myślodsiewnię, spojrzeć w nią...
Więc poszedł.
Przycisnął pudełko mocno do piersi lewą ręką, prawa nadal pulsowała boleśnie. Z pewnością Severus nie wiedział, co mu robił wczorajszej nocy. Mężczyzna nie wiedział, że Harry wcześniej cierpiał z powodu pewnych wrednych zaklęć torturujących. I był również zdenerwowany. Harry wiedział, że Severus nadal obwiniał jego i Dumbledore'a, i czuł się oszukany.
Ale może teraz...
Zatrzymał się przed drzwiami kwatery Severusa - nie próbował nawet naciskać palcem na białą plamkę, wiedział, że nie będzie w stanie otworzyć drzwi - i zapukał grzecznie.
-----
Powstrzymując silną ochotę, by głośno zakląć, Severus odstawił na stoliczek
butelkę, podszedł do drzwi i otworzył je gwałtownym ruchem.
Szczeniak...
-----
Kiedy później Harry próbował sobie przypomnieć, co się stało po tym, jak Snape
otworzył drzwi, stwierdził, że nie może dokładnie przywołać tych zdarzeń.
Pierwsza rzecz była jasna: mężczyzna złapał go za ubranie i wciągnął do środka,
zamknął drzwi i rzucił uciszające zaklęcia - to wszystko wydarzyło się w jednej
chwili. Harry nawet nie zdołał otworzyć ust, a Severus już pochylał się nad
nim, wrzeszcząc coś o zawieszeniu i dyscyplinarnych konsekwencjach, o
nieodpowiedzialnym zachowaniu i bezczelnych, głupich nastolatkach - Harry
naprawdę nie rozumiał ani słowa.
Ale czuł whisky w oddechu Severusa i to go przeraziło.
Severus nie był taki.
A może był.
Mężczyzna jednak nie dotknął go.
Po dziesięciu minutach ostrych reprymend mężczyzna wreszcie zapytał:
- I, jeśli wolno spytać, co ty właściwie tutaj robisz?
Harry bez słowa podał mu pudełko. To sprawiło, że mężczyzna zamilkł na chwilę, otworzył je i patrząc do środka wyjął Myślodsiewnię. W następnej chwili ciężka, kamienna misa została rzucona o ścianę z taką siłą, jakiej Harry jeszcze nigdy w życiu nie widział.
- W co ty sobie pogrywasz, chłopcze?! Czemu myślisz, że dam się nabrać na twój najnowszy sposób manipulowania mną? Oszczędź mi swoich kłamstw! - wrzasnął mężczyzna, ale Harry nie słyszał już nic: jakby oglądał film w zwolnionym tempie, widział jak misa uderza w ścianę i rozbija się na kawałki, a jej zawartość: kleista ciecz, powoli spływa po ścianie i zaczyna znikać, aż w reszcie nie zostaje po niej nic... nic, absolutnie nic, jak z ich byłej relacji, która teraz wydawała się niczym więcej, jak odległym snem. Harry poczuł jak wewnętrznie znowu zostaje rozdarty i kurczy się, stare bóle i rany jakie otrzymał, jego przeszłość wybuchnęła z taką siłą, że Harry prawie się udusił.
Odwrócił wzrok od kawałków misy i spojrzał na mężczyznę stojącego przed nim.
- Nienawidzę cię - powiedział po prostu.
I wyszedł.
W pewien sposób po tej konfrontacji jego słabość zniknęła i nie czuł potrzeby, aby płakać. Czuł się dużo lepiej, niż w ciągu ostatnich tygodni, jakby część jego życia została zamknięta raz na zawsze, jakby długo odwlekana decyzja została wreszcie podjęta.
Ich relacja z Severusem skończyła się.
Przed kolacją zatrzymał go Dumbledore.
- Harry, proszę na słowo.
- Co się stało? Atak się udał?
- Nie - Dumbledore uśmiechnął się lekko. - Udało nam się ich zablokować. W międzyczasie Lucjusz Malfoy został pozbawiony magii i nie sądzę, aby kiedykolwiek był jeszcze przydatny dla Voldemorta.
- Och - Harry'emu ulżyło. - Cieszę się, że to słyszę - dodał.
- Ale nie o nim chciałem rozmawiać.
Harry zatrzymał się i odwrócił do starszego mężczyzny.
- A o czym?
- O Severusie...
- Nie - Harry stanowczo przerwał. - Nie jestem zainteresowany.
- Najpierw chcę powiedzieć tobie.
- Nie musi pan, dyrektorze. On jest... - Harry zamilkł na chwilę i zastanowił się - ...on już nic dla mnie nie znaczy.
Czy to wyobraźnia Harry'ego, czy mina Dumbledore'a rzeczywiście natychmiast zmieniła się w odległą? Nie wiedział dokładnie, ale każdy znak radości i szczęścia zniknął z tej starej twarzy, pozostał na niej tylko smutek i powaga.
- Co się stało? - zapytał łagodnie dyrektor.
- Nic - Harry potrząsnął głową. - Tylko... myślę, że mam już dość. Absolutnie dość. Madame Cassia powiedziała mi, że nie widzi nadziei dla Se... dla niego na wyleczenie. A on... on się zmienił. A teraz mnie nienawidzi. Zrozumiałem, że nie mogę go odmienić. Więc zdecydowałem, że zostawię go w spokoju. Nie chcę więcej poniżania, wyśmiewania... To wystarczyło.
- Czy to agresja Severusa...? - Dumbledore wskazał na ramię Harry'ego. Harry przytaknął.
- Tak.
I rzeczywiście, to był prawdziwy powód. Albo przynajmniej jeden z powodów.
- Harry, musisz zrozumieć, że to nie jego wina, nie całkowicie...
Harry wzruszył ramionami.
- To nie jest ważne. Jest inną osobą i pozostanie nią. Nie chcę, aby narzucano mu moją obecność, i zdecydowanie nie chcę jego obecności w pobliżu mnie, nawet jeśli to nie jego wina. Chociaż ja się nie zgadzam. Jest dorosły. Powinien być dojrzalszy.
Dumbledore westchnął.
- Wiesz, Zaklęcie Pamięci zafałszowało jego emo...
- ... cje, oczywiście, że wiem! - warknął gniewie Harry. - Ale dorosły musi wiedzieć, jak używać zdrowego rozsądku, nawet wtedy, kiedy jest rozproszony emocjonalnie! Miał ponad miesiąc, aby przywyknąć do myśli, że ja - Harry Potter czy ktokolwiek, jestem z nim spokrewniony! Ale on zdecydował zignorować ten fakt. Nigdy nie próbował dojść ze mną do porozumienia i całe to jego zachowanie jest dla mnie dowodem, że miał pan rację, kiedy mówił pan, że nie możemy powiedzieć mu prawdy. Próbowałem wyjaśnić. Przeprosiłem. Ale więcej nie będę tego robił. Już nie jestem zainteresowany.
Jego wcześniejszy chłód zniknął i poczuł w zamian wściekłość.
- Teraz przepraszam, dyrektorze. - Nie był już w stanie rozmawiać o Severusie. Dumbledore skinął głową i odszedł.
Ale niedługo po tym, jak pożegnał się ze starszym mężczyzną, poczuł silny uchwyt na swoim ramieniu - swoim nadal obolałym ramieniu - i ktoś pociągnął go w stronę ciemnego korytarza z taką siłą, że upadł na kolana. Ból w jego ramieniu męczył go i musiał walczyć, aby nie wrzasnąć, pokazując swoją słabość.
Stał nad nim Malfoy z różdżką w wyciągniętej ręce, wskazującą na Harry'ego.
- Cokolwiek mówi twój kochany wujek Snape, naprawdę jesteś moim kuzynem. Nie mogę cię zabić. Nawet nie mogę cię zranić tak bardzo, jak bym tego chciał. - Pochylił się tak blisko, że Harry czuł jego oddech. - Ale znajdę właściwy sposób, aby zemścić się za mojego ojca. Czarny Lord wie, że to ty byłeś szpiegiem, i wierz mi, nie zostawimy tego małego odkrycia odłogiem.
- O czym ty bredzisz? - rzucił gniewnie Harry, ale silny uchwyt powstrzymywał go przed jakimikolwiek agresywnymi ruchami.
- Zabiję cię, wierz mi, znajdę sposób. Ale do tego czasu... Dowiesz się, co znaczy ból, prawdziwy ból!
- Idiota - Harry uwolnił ramię i wciągnął głęboko powietrze. - Wiem czym jest ból. Nie przestraszę się tego twojego przedstawienia! Nie możesz nic mi zrobić!
Tym razem Malfoy nie tylko się uśmiechnął, ale nawet zaśmiał głośno.
- Nie? A co z tymi twoimi snami?
I zanim Harry zdołał odpowiedzieć, jasnowłosy chłopak wysunął się z mrocznego korytarza. Przyciskając pulsujące ramię do piersi, Harry siedział tam przez długie, bardzo długie minuty. Nagle znów nie miał pewności, czy dalej warto żyć.
A następnego ranka Dumbledore ogłosił, że Draco Malfoy nie jest już uczniem tej szkoły. Odszedł.
A kilka dni później Harry był zmuszony oglądać bardzo zdeterminowanego młodego mężczyznę, zabijającego swoją pierwszą ofiarę i wyciągającego ramię, by przyjąć Znak, którego już nigdy nie będzie mógł zmyć.
