13. ZACZAROWANY

Ciemność powoli zaczęła się rozjaśniać wokół niego. Ból zelżał, a później zniknął i coś miękkiego, puszystego otoczyło go, dotykając jego wrażliwej skóry. Nie otworzył jednak oczu. Nie chciał, aby zapiekły go z powodu jasności panującej w pokoju, w którym był...

A gdzie tak właściwie był?

Jego ostatnim wspomnieniem było...

Jakie było jego ostatnie wspomnienie?

Zaczął sobie przypominać. Wczorajsze popołudnie, krótki pojedynek z profesor Noir - nazywał ją w myślach Armenią - później popołudniowa drzemka, późna kolacja o północy i... ach tak. Poszedł do biblioteki, by zrobić pewne poszukiwania materiałów do eseju, zadanego przez McGonagall, a później czytał coś o jakichś nudnych warzywach. To było problemem. Temat był wyjątkowo nudny i zasnął, zasnął akurat na czas, aby mieć koszmarną wizję z Avery'm - i wiedział, że to właśnie było planem Voldemorta: zabić go poprzez jego wizje. Bydlak! Po jakimś czasie stracił przytomność i był zupełnie pewny, że zginie. Ale nie, nadal żył, był cały obolały, ale zdecydowanie żywy. Ktoś musiał go znaleźć.

Och, ktoś... Jak we śnie przypomniał sobie Severusa dającego mu jakieś eliksiry... ale nie. To było niemożliwe. Severus, ten Severus, który dałby mu eliksiry, umarł. Tego drugiego Severusa nie obchodził wystarczająco. To musiał być sen.

Nagle usłyszał jakiś dźwięk po prawej stronie łóżka, zaszeleściła szata i cichy, kobiecy głos odezwał się do niego: - Panie Snape? Nie śpisz?

Och, Madame Pompfrey.

- Eeemm... - jęknął i otworzył oczy. Konsekwencja tego była taka, jakiej się spodziewał: światło go oślepiło. Szybko znowu je zamknął.

Pielęgniarka wymamrotała coś i Harry poczuł delikatne dotknięcie na powiekach.

- Możesz teraz otworzyć oczy - powiedziała Madame Pompfrey. Harry posłuchał jej i szybko rozejrzał się dookoła. Ambulatorium, znowu. Westchnął. - Sugeruję abyś się tutaj przeprowadził. - Usłyszał uśmiech w głosie pielęgniarki. - I tak spędzasz połowę swojego czasu tutaj.

Harry spojrzał na nią gniewnie i jęknął, tym razem ostrzegająco.

- Wolałbym nie - wyraził swoje uczucia.

Pielęgniarka przytaknęła i szybkim ruchem ściągnęła koc z Harry'ego. - Zdejmij piżamę. Chcę zobaczyć twoje blizny.

Harry nie narzekał. To było aż zbyt znajome. Wciągnął głęboko powietrze i ściągnął górę piżamy. Podążając za wzrokiem pielęgniarki przyjrzał się uważnie szramom na piersi i ramionach. Skóra wokół nich była opuchnięta i czerwona, blizny były świeże i wściekle czerwone, uformowała się na nich cienka skorupa strupów. Jego skóra i tak już była zrujnowana. Prawie niemożliwe było znalezienie na nim zdrowego kawałka, a Harry wiedział aż za dobrze, że jego nogi nie były wcale w lepszym stanie. Był obrzydliwy. Budowa jego twarzy była straszna, ale całe jego ciało było odrażające. Dziwoląg. Teraz rzeczywiście był dziwolągiem.

Jego twarz zalała się rumieńcem zażenowania i był bardzo wdzięczny pielęgniarce, że nie poprosiła, aby zdjął również dół piżamy. Jego wdzięczność jednak zmniejszyła się znacząco, kiedy poprosiła go, aby nie rzucał już więcej Maskujących Zaklęć na swoje ciało.

- To są magiczne rany, panie Snape - wyjaśniła. - Każde Maskujące Zaklęcie tylko zwalnia proces leczenia.

- Ale ja nie chcę, aby były widoczne - zawył Harry. - Nie chcę, aby inni je widzieli...

- Załóż więc golf - odpowiedziała po prostu pielęgniarka. - I tak zawsze nosisz koszule z długimi rękawami. Jeśli założysz golf z długimi rękawami, nikt nie zobaczy twoich ran.

"Ale i tak zobaczą moją twarz" dopowiedział w myślach Harry sarkastycznie. Ale nie było sensu rzucać Glamour na swoją twarz. Wszyscy wiedzieli jak wygląda. "Najbrzydszy chłopak w Hogwarcie". Kiedyś, kilka tygodni temu, Hermiona powiedziała mu, że zmieni się bardzo w ciągu najbliższych lat - nie pozostanie na zawsze długorękim i długonogim niezdarnym nastolatkiem jakim był, ale każdego dnia, kiedy Harry widział siebie w lustrze, nie mógł jej uwierzyć. A widok Severusa również nie pomagał. Chociaż... cóż, Hermiona powiedziała kiedyś, że Severus był przystojny. Miał też kilka zdjęć swojego ojca i cóż... on nie był przystojny, ale nie wyglądał też okropnie.

- Będziesz musiał zostać spędzić tutaj dzisiejszy dzień i tę noc. Spróbuj się trochę przespać, panie Snape - powiedziała w końcu pielęgniarka i zostawiła Harry'ego w spokoju. Ale nie dane mu było długo nacieszyć się ciszą.

- Harry, jak się czujesz? - głos dyrektora był zmartwiony i pełen ciepła.

Harry tylko wzruszył ramionami.

- Lepiej, chyba. Kto mnie tu przyniósł? - zapytał.

- Severus.

- Och.. - Więc rzeczywiście miał rację.

- Wyglądał na dość wstrząśniętego.

Harry uśmiechnął się sarkastycznie.

- Wstrząśniętego? Nigdy nie sądziłem, że zaklęcie Noblestone'ów może wywoływać uczucia takie jak wstrząśnięcie.

- Zaklęcie Noblestone'ów? - zdumiał się Dumbledore.

Harry przewrócił oczami.

- Myślał pan, że przyniósł mnie tutaj tylko z dobroci serca? - Jego słowa były ostre i gorzkie. - Więc przykro mi poinformować pana, że profesor Eliksirów, Severus Snape działał tylko z powodu zaklęcia, które zmusiło go do ratowania mojego życia. Nawet jeśli sam nie był tego świadomy.

- Harry, nie nadążam za tobą.

Harry starł uśmieszek ze swojej twarzy.

- Czytałem o tym w pamiętniku mojego ojca. Napisał, że istnieje zaklęcie, rzucone na wszystkich członków rodziny Noblestone'ów. Ci, którzy są powiązani poprzez krew, nie są w stanie skrzywdzić siebie nawzajem.

- Nie krzywdzenie nie jest tym samym co ratowanie, Harry.

- Znając Saevusa, jestem dość pewny, że to zaklęcie dotyczy bardziej ratowania rodziny niż powstrzymywania przed ranieniem siebie.

Oczy Dumbledore'a zaiskrzyły.

- Więc uważasz, że to zaklęcie jest związane z Saevusem?

- Nie - Harry pokręcił głową. - Może to nie on je wymyślił, ale umarł, broniąc swojej rodziny. A bronienie jest czymś dużo większym niż "nie krzywdzenie", dyrektorze.

- Rozumiem o co ci chodzi, Harry. Ale co jeśli Saevus bronił swojej rodziny dlatego, że ją kochał?

Przez krótką chwilę Harry był zaskoczony.

- Ma pan na myśli, że on mnie lubi?

- Ciebie? - Dumbledore zmarszczył brwi. - Harry, czasami mam wrażenie, że mówimy różnymi językami.

Harry zachichotał cicho.

- Saevus pomógł wielu osobom uratować mnie w zeszłym roku. Pomógł nawet Remusowi i grupie Gryfonów. Myśli pan, że Krwawy Baron wystarczająco mnie lubi aby mnie uratować, gdyby nie Zaklęcie Noblestone'ów?

Dumbledore uśmiechnął się pod nosem.

- Zapytaj go. Ale myślę, że lubi ciebie tak samo, jak lubił twojego ojca i Severusa...

- Ale Severus mnie nie lubi - zaprotestował Harry. - Więc to zaklęcie musiało sprawić, że mnie uratował.

- Możliwe, nie wiem. Musisz również jego zapytać. Planuje wpaść dzisiaj do ciebie.

Harry przeraził się.

- Nie. Nie chcę go widzieć.

- Musisz, Harry. - Starszy mężczyzna spojrzał na niego ze współczuciem. - Nawet jeśli to trudne...

- Nie zgadzam się, że muszę, dyrektorze - powiedział Harry bezbarwnym głosem. - To nie ja zerwałem wszystkie kontakty między nami...

- A teraz to nie ty starasz się naprawić swoje błędy.

Harry nie odpowiedział, tylko umknął wzrokiem, na znak, że nie chce więcej o tym rozmawiać. Dyrektor zrozumiał tę niemą wiadomość i porzucił temat.

-----
- Harry? - Padma stała w drzwiach Ambulatorium. - Mogę wejść?

Harry przytaknął niepewnie, doskonale świadomy swojej widocznej szyi i ramion: jego piżama ani nie była golfem, ani nie miała długich rękawów, więc postarał się schować pod koc najszybciej jak to tylko możliwe. Dziewczyna weszła nieśmiało do środka.

- Przyniosłam ci twoją pracę domową i moje notatki - powiedziała.

- Dziękuję - zachrypiał Harry z zażenowania, nie wiedząc co odpowiedzieć. - A... jak dzisiaj lekcje?

- Nie tak źle - odparła. - Jak zawsze.

Siedzieli przez chwilę w ciszy.

- McGonagall zadała dzisiaj kolejny esej - powiedziała nagle dziewczyna i wyjęła kartkę ze swojej torby. - Tutaj, patrz.

Pochylili się nad kartką.

- I powtórzyła, że każdy, kto nie będzie we właściwej kondycji fizyczne, nie będzie mógł kontynuować nauki. - Spojrzała ze smutkiem na Harry'ego. - Obawiam się, że miała na myśli ciebie.

Harry zamknął oczy i kiwnął głową.

- Tak, ostrzegała mnie wcześniej... Ale ja i tak będę chodził nadal na zajęcia - rzekł stanowczo.

- Jeśli ci pozwoli - uzupełniła Padma, ale Harry warknął na nią:

- Nie będę jej pytał o pozwolenie. Zamiast tego porozmawiam z dyrektorem.

Patrzyli na siebie intensywnie - Harry trochę zły, Padma ze sporym rozdrażnieniem - i napięcie zaczęło wzrastać pomiędzy nimi, ale wtedy otworzyły się drzwi i oboje spojrzeli w stronę.

- Harry! - Hermiona podbiegła do jego łóżka i przytuliła go, zanim zdołał się poruszyć. - Och, Harry, tak mi przykro... - wyszeptała mu do ucha.

Harry zapłonił się i zobaczył zdezorientowaną minę Padmy, obserwującą manifestację uczuć Hermiony.

- W porządku. - Spróbował się uwolnić z jej uścisku, ale nie udało mu się. - Puść mnie, Hermiona. To boli.

- Och, przepraszam! - Dziewczyna przestraszyła się i wypuściła go pośpiesznie. - Tak się bałam, kiedy usłyszałam co się stało...

- Kto ci powiedział? - spytał ponuro Harry.

- Prawie Bezgłowy Nick. Powiedział mi, że Krwawy Baron znalazł cię w bibliotece i byłeś...

- Stop - Harry położył rękę na ramieniu Hermiony. - Nie chcę o tym rozmawiać.

Hermiona dopiero teraz spostrzegła towarzyszkę Harry'ego. Obie dziewczyny popatrzyły się na siebie ze skrępowaniem.

- Och, cześć, Padma - Hermiona przywitała ją cicho.

- Cześć - odpowiedziała chłodno Krukonka. Harry nie wyobrażał sobie, co mogłoby się dalej stać pomiędzy tymi dwiema, gdyby przybycie kolejnych osób nie rozwiązało problemu. Ares, Neville i Ron weszli do Ambulatorium.

W ciągu jednaj chwili skrzydło szpitalne zaczęło Harry'emu przypominać bardziej zatłoczony peron na King Cross niż miejsce medyczne, a w miarę jak mijał czas, efekty środków przeciwbólowych zaczynały słabnąć.

Harry nie pamiętał, czy kiedykolwiek był bardziej szczęśliwy, widząc pielęgniarkę, niż teraz. Surowa kobieta zdołała odesłać wszystkich kilkoma ostrymi słowami, ale potem skryła się w swoim gabinecie, a Harry jakoś nie miał ochoty wołać o leki przeciwbólowe. I tak mógł sobie poradzić z bólem. Zwolnił oddech, wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je powoli, koncentrując się na swoim oddechu, niczym innym. Ale ból nie chciał minąć. Wręcz odwrotnie, po chwili całe ciało drżało w rytm jego oddechu. Zesztywniał, plecy wygięły mu się z bólu. Po chwili nie zwracał już uwagi na otoczenie, był tak zatopiony w cierpieniu.

Wtedy kojąca dłoń dotknęła jego czoła, poczuł coś chłodnego, dotykającego jego ust: fiolkę. Posłusznie otworzył usta i przełknął płyn. Prawie natychmiast mgła bólu zniknęła z jego umysłu i jego wzrok przejaśnił się.

To był Severus, który nadal trzymał jego głowę. Kiedy tylko zobaczył, że Harry otworzył oczy, opuścił jego głowę na poduszkę.

- Dziękuję - wymamrotał Harry. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko uciekł wzrokiem na podłogę.

- Przyszedłem przeprosić - powiedział nagle, patrząc na Harry'ego, który odpowiedział bez zastanowienia:

- Dlaczego?

Krótka cisza.

- Zraniłem cię. Twoje ramię...

- Dziękuję, teraz już jest z nim w porządku - powiedział prędko Harry.

- Powinienem być bardziej delikatny.

- Ale nie byłeś - odpowiedź Harry'ego była szybka i chłodna.

- Nie byłem. - Mężczyzna wydawał się dość skrępowany, ale Harry nie śpieszył mu z pomocą.

- Dlaczego przyszedłeś tutaj i przeprosiłeś? - zapytał.

- Ja... - zaczął Severus wciągając głęboko powietrze, jakby przygotowując się na długą przemowę, ale nie kontynuował. - Nie wiem - wymamrotał wreszcie.

- Dlaczego uratowałeś mnie wczoraj? - Harry kontynuował przepytywanie.

To pytanie najwyraźniej zaskoczyło Severusa jeszcze bardziej niż poprzednie.

- Zegar na ścianie pokazał, że byłeś w śmiertelnym niebezpieczeństwie...

- I..? - głos Harry'ego nadal był chłodny i pozbawiony emocji. Tutaj leżało sedno powodów działania Severusa. To przeklęte zaklęcie, nic więcej.

- Poprosiłem Saevusa, ponieważ wiem, że cię lubi... i zobaczyłem, jak umierasz...

"Przynajmniej Dumbledore miał rację co do jednej rzeczy", pomyślał Harry.

- Ja nie umierałem - jego głos był tylko cichym szeptem. - Przeżyłem tortury tego rodzaju więcej niż jeden raz.

- Tak, Poppy mi powiedziała - przytaknął Severus i ich wzrok się spotkał.

- Rozumiem - Harry nie wiedział co o tym sądzić, więc pozostał cicho. Jeśli Severus czegoś chciał, mógł otworzyć usta i poprosić.

To mężczyzna wreszcie odwrócił wzrok.

- Chciałem przeprosić również za twoją myślodsiewnię.

Harry szarpnął głową na wspomnienie o kamiennej misie. Później tylko wzruszył ramionami.

- Nie musisz. To i tak był prezent od mojej korporacji. - Nie obchodziło go, czy zabrzmiało to jak wypowiedź rozpuszczonej znakomitości. Wspomnienie tamtego wieczoru nadal wystarczająco burzyło mu krew, aby czuć nienawiść do tego mężczyzny.

- Cóż, chciałem zapytać, czy ja... - Severus zamilkł.

- Czy ty..? - zapytał kąśliwie Harry.

- Czy ja nadal mam szansę spojrzeć w twoje wspomnienia.

Harry zbladł z wściekłości.

- Więc TO jest powodem tego, że tutaj jesteś. TO jest powodem tego, że czułeś potrzebę przeprosin! - wykrzyknął rozwścieczony.

- Nie, ja...

- STOP! - głos Harry'ego stał się jeszcze silniejszy, ale nagle uspokoił się. - Nie, profesorze. - Potrząsnął głową z determinacją. - Nigdy nie będzie pan miał szansy spojrzenia w moje wspomnienia. - Podniósł rękę, aby uciszyć starszego mężczyznę. - Ale coś panu powiem, ponieważ nie chcę, żeby pozostał pan nieświadomy w tej ważnej sprawie. Wie pan dlaczego mnie pan uratował? Tylko z powodu głupiego zaklęcia, jakie ktoś z rodziny Noblestone'ów rzucił na swoich krewnych, by bronili się nawzajem! Niech pan wie, że to nie pan mnie bronił wczoraj, ale zaklęcie! Więc nie mam za co panu dziękować, i niczego od pana już nie chcę. Pan wyłożył wszystkie swoje karty, całe tygodnie temu, a ja nie jestem wiecznie wybaczającym dzieckiem, rozumie mnie pan?

Mały cień niepewności pojawił się na twarzy Mistrza Eliksirów, ale szybko został zastąpiony przez gniew, który dorównywał wściekłości Harry'ego.

- Kim ty myślisz, że jesteś? - wrzasnął. - Nie masz prawa mówić do mnie tym tonem, i nic nie wiesz o moich motywach!

- I nie chcę nic o nich wiedzieć! - odkrzyknął Harry. - Zostaw mnie w spokoju!

- Jak sobie życzysz - wysyczał Severus i wymaszerował z pokoju, jego szaty zafalowały za nim.

Harry popatrzył za nim z czystą nienawiścią.

- Dupek... - wyszeptał i opadł na poduszki.

-----
Po trzech dniach spędzonym w skrzydle szpitalnym Harry czuł, że zupełnie wyzdrowiał i zrelaksował się, głównie dzięki Eliksirowi Bezsennego Snu, który pielęgniarka dawała mu pod ścisłym nadzorem. Ta myśl nie opuszczała go, więc gdy tylko zamknął za sobą drzwi Ambulatorium, poszedł prosto do biblioteki. "Medyczne Eliksiry". Bardzo gruba, ciężka księga zawierała wszystko, czego teraz Harry potrzebował. Nie musiał długo szukać.

Eliksir Bezsennego Snu.

Składniki: piołun, skóra pijawki, bla-bla...

"Metoda warzenia, no dalej", pomyślał Harry.

Użycie i ostrzeżenia, to było to!

"... i jest bardzo istotne, że użycie eliksiru powinno być nadzorowane przez wyszkolonego uzdrowiciela lub pomoc medyczną, w celu uniknięcia uzależnienia..." znowu pełno bzdur, dalej, "... uzależnienie w pierwszym stadium nie wydaje się niebezpieczne. Jedynym negatywnym skutkiem jest to, że używający nie może już dłużej spać bez zażycia eliksiru. To stadium trwa zazwyczaj przez trzy lub cztery miesiące. Podczas tych miesięcy uzależnienie staje się widoczne nawet dla obcych: niezwykłe wahanie nastrojów na początku, prawie niekontrolowane wybuchy emocji później i powoli malejąca zdolność logicznego myślenia pod koniec. Ostatnie stadium jest niewyleczalne, podczas gdy pierwsze i drugie są teoretycznie do wyleczenia, chociaż odsetek wyleczonych ludzi plasuje się poniżej pięciu procent."

Harry zadrżał. Poniżej pięciu procent. Ryzykowne, bardzo ryzykowne. Jakoś umieranie wydawało się lepsze, niż taka powolna utrata racjonalnego rozumowania, ale co innego mógł zrobić? Musiał spać, jeśli chciał uczestniczyć w przyszłych lekcjach Transmutacji, jeśli chciał pozostać w drużynie quidditcha, jeśli chciał żyć - tak długo jak mógł, a nie tylko wegetować. Skrzywił się jeszcze raz, przysunął książkę bliżej i skopiował przepis na kartce.

To było to. A naprawdę nie będzie używać eliksiru codziennie. Nie ma mowy. Tylko wtedy, kiedy bezsenność stanie się nieznośna.

-----
- Cieszę się, że twoje oceny się poprawiły - Hermiona uśmiechnęła się do Harry'ego w kilka tygodni później, po lekcji Numerologii, patrząc z przyjemnością na najnowszy test przyjaciela. "Wybitna", jak za dawnych, dobrych czasów. - Jak to zrobiłeś? Mam na myśli to... odrodzenie.

Harry wzruszył ramionami i starał się nie wyglądać na winnego.

- Profesor Noir dała mi kilka dobrych rad - odpowiedział i szybko zmienił temat. - Mogę zobaczyć twój test?

- Oczywiście. - Dziewczyna wyjęła swoją kartkę z książki do Numerologii. - Proszę.

Harry prawie zakrztusił się z zaskoczenia, kiedy zobaczył stopień na górze. "P".

- Tylko P? - potrząsnął głową i spojrzał wprost na Hermionę. - Twoje oceny się pogarszają, moja droga.

- Daj spokój, Harry - Hermiona uśmiechnęła się, ale Harry widział, że był to uśmiech wymuszony. Ona również nie była szczęśliwa. Pamiętając uczucie, kiedy wszyscy dokuczali mu z powodu jego ocen, przełknął szorstkie słowa. Nie wspominając o tym, że oszukiwał przez ostatnie dwa tygodnie z pomocą Eliksiru Bezsennego Snu.

- Jeśli chcesz, możemy znowu uczyć się razem w bibliotece.

Hermiona wyglądała na zakłopotaną.

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Quiet.

- Dlaczego? - Harry był naprawdę zmieszany.

- Nie chcę urazić Aresa - powiedziała cicho. - Kiedy ja... eee... przytuliłam cię w skrzydle szpitalnym, on był bardzo zdenerwowany. Nic nie powiedział, ale jestem całkiem pewna, że myśli, że chodzę z nim tylko dlatego, bo ty nie chcesz ze mną chodzić...

- Co? - Harry nie mógł powstrzymać nagłego śmiechu. - Ale Hermiona, ja się w tobie nie kocham! Możesz mu powiedzieć i...

- Nie rozumiesz, Quiet? - zapytała Hermiona, z desperacją. - On nie uważa, że ty się we mnie kochasz! On uważa, że to ja się w tobie kocham!

- Ale ty się nie kochasz - Harry potrząsnął głową, czując się wyjątkowo głupio.

- Daj spokój, Quiet! - Hermiona uśmiechnęła się wymuszonym uśmiechem. - Jak wiele razy mówiłeś, że nie zaczniesz ze mną chodzić nawet, gdybym była jedyną dziewczyną na świecie?

- Niech pomyślę... - uśmiechnął się Harry, ale nadal czuł się zagubiony. - Przynajmniej dziesięć razy.

- Sam widzisz. Nie jestem tak tępa, aby po dziesięciu odmowach nadal chcieć z tobą chodzić!

Uśmiech Harry'ego rozszerzył się.

- Więc to znaczy, że jednak chciałaś ze mną chodzić! - rzekł z tryumfem.

- Głupi dupek - Hermiona przewróciła oczami.

- Głupia dziewczyna - Harry spojrzał na nią czule. - Więc? Wspólna nauka?

- Nie.

- Porozmawiam z Aresem.

- Zabiję cię, jeśli to zrobisz.

Harry poddał się.

- Dobrze.

Czuł się jednak opuszczony. W rzeczywistości od kilku dni planował poprosić Hermionę, aby uczyli się razem. Jej ostatni test był tylko wymówką, ale nawet ona odmówiła aby... aby z nim trochę pobyć. Tylko dwie osoby wykazywały ochotę, by spędzać z nim czas z własnej woli. Jedną z nich był Ron - wiele razy porzucał swoją dziewczynę, aby być z Harry'm. Wiele razy także oboje pojawiali się przy stole Harry'ego w bibliotece, choć Hannah była wyraźnie skrępowana. Harry wiedział doskonale, że jej dyskomfort i lekka antypatia były konsekwencją zdrady Leah i śmierci Cedrika: dwóch straszliwych rzeczy, które przytrafiły się domowi Hufflepuff. Wielu członków tego domu po prostu obwiniało go. A Hannah była w dodatku kimś w rodzaju przyjaciółki Leah, co wcale nie poprawiało sytuacji. Harry starał się porozmawiać z Ronem i przekonać go, żeby spędzał czas tylko ze swoją dziewczyną; że on sobie da radę sam, ale Ron nie słuchał.

A Harry nie wiedział, czy czuje ulgę czy może bardziej jest zirytowany, ponieważ nadal nie wiedział co myśleć, ani co czuć w stosunku do swojego byłego przyjaciela.

Jego drugim towarzyszem była Padma, która w przyjemny sposób różniła się od Eriki i była wyśmienitym partnerem do nauki, ale jej oczywisty cel towarzyski przerażał Harry'ego i odsuwał go od niej. Co więcej, w jej przypadku Harry nie widział tych samolubnych motywów kryjących się za jej działaniem, które kierowały Eriką. Ojciec Padmy był Ministrem, prawda? Nie potrzebowała więcej sławy i pieniędzy, prawda?

Harry nienawidził być nastolatkiem i wiele razy tęsknił za dorosłością. Wolałby być już ustatkowany, żonaty, mieć dzieci bez konieczności podejmowania decyzji, wyborów... Ale z drugiej strony był przekonany, że nigdy nie będzie dorosły. Nie zdąży...

I była jeszcze profesor Noir... I jej nowy pomysł pomocy Harry'emu, a on, ku zaskoczeniu i uldze McGonagall oraz Dumbledore'a, przyjął jej pomoc i teraz pracowali razem dwa razy w tygodniu, ćwicząc defensywne techniki pojedynków. Podczas tych dodatkowych lekcji kobieta nauczyła Harry'ego, jak przebijać się przez różnego rodzaju tarcze w praktyce (ze względu na niebezpieczeństwo tych technik ich praca w klasie była głównie teoretyczna z małą ilością praktycznych zadań) i jak reagować, jeśli ktoś przedostanie się przez jego osobiste mury.

W rzeczywistości Harry wątpił, czy kiedykolwiek użyje tych technik. Wiedział, że nie będzie mógł zniszczyć Voldemorta w pojedynku, rzucając Zabijające Zaklęcie, jeśli nie chciał stać się kimś jak mrocznym jak Tom Riddle, ale nie mógł też wiedzieć, czy nie będzie potrzebować tych technik, by dostać się do Voldemorta - i, przede wszystkim, jeśli chciał pracować z tą kobietą. Lubił w niej wszystko: jej metody nauczania, jej wdzięk podczas pojedynku, jej szybkie reakcje i ostry dowcip; kochał ich rozmowy po lekcjach, kiedy dyskutowali o nich przy herbacie. Ich rozmowy nigdy nie podejmowały osobistych tematów, a Harry był za to wdzięczny. I tak zbyt wiele osób starało się rozwiązać jego życiowe problemy.

- Pani profesor, chciałbym poprosić o przysługę - powiedział wreszcie po wspólnym treningu, kiedy usiedli, by się napić herbaty.

- Tak, panie Snape? Jeśli myśli pan o używaniu Niewybaczalnych w...

- Nie - Harry przerwał jej pośpiesznie. - Chodzi o coś innego. Ja... - zamilkł. Nie był pewny, czy profesor da mu zgodę. - Potrzebuję podpisanej notki od profesora, aby poszukać czegoś w Zakazanej Części biblioteki.

Twarz kobiety zmieniła się nagle; wyraz odprężenia uleciał, ustepując uwadze i napięciu.

- Dlaczego chcesz tę notki, panie Snape? Nie sądzę, abyś musiał wiedzieć więcej o Mrocznych Sztukach, niż już wiesz.

- Nie chodzi o Mroczne Sztuki, pani profesor - Harry potrząsnął głową. - Nie wszystko w tej części jest o Mrocznych Sztukach, i obiecuję, że nie dotknę żadnej książki dotyczącej tego tematu.

- W takim razie czego chcesz szukać?

Harry przełknął.

- Eee... czegoś na temat ludzkich dusz, proszę pani - powiedział. Przygotował się na następne "dlaczego" i nie wiedział jak na nie odpowiedzieć. Ale ono nigdy nie nadeszło.

- Nadal chodzi o Seve... to znaczy profesora Snape'a, prawda? - zapytała cicho, z takim ciepłem, że serce Harry'ego ścisnęło się z bólu. Profesor go lubiła, a teraz on ją okłamie, ponieważ nie chciał robić tych badań ze względu na Severusa.

- Tak - przytaknął i znienawidził siebie.

Chciał się pozbyć Voldemorta. Tak szybko jak to tylko możliwe, ponieważ pierwsze oznaki uzależnienia od eliksiru zaczynały być już widoczne. Tak, uzależnienia - do tego czasu Harry był zupełnie pewny, że uzależnienie wkraczało w pierwsze stadium: nadal nie używał eliksiru każdej nocy, tylko okazjonalnie, dwa-trzy(-cztery) razy w tygodniu; ale teraz, po trzech tygodniach zauważył, że spanie bez eliksiru było dość trudne. Nie wspominając o tym, że nigdy nie odpowiadały mu popołudniowe drzemki, i za każdym razem, kiedy nie brał eliksiru, musiał unikać spania w najbardziej niebezpiecznych momentach nocy. A było tylko kwestią czasu, kiedy Voldemort dowie się o zmianie jego rozkładu dnia i zaatakuje go o innej porze.

A dlaczego chciał studiować wiedzę o ludzkiej duszy?

Ponieważ Voldemort był prawie nieśmiertelny. A Harry nie chciał, aby żył wiecznie, nawet jeśli Harry w jakiś sposób zdoła poświęcić siebie i ochronić przed nim świat. Wieczność wydawała się zbyt długim czasem, nawet z bezsilnym Voldemortem. I Harry zdecydował: nie umrze sam. Zabierze Największego Bydlaka ze sobą.

-----
Severus nie wiedział, co się z nim dzieje, ale czuł, że czegoś mu brakuje, albo że o czymś zapomniał, o czymś... ważnym. Albo dopiero miało go to ominąć? Był drugi grudnia, a on był taki niespokojny... Było już po zajęciach, a teraz miał dużo wolnego czasu by... by co?

Nienawidził tego uczucia, a teraz było ono dość powszednie. Musiało to znowu mieć coś wspólnego z jego Obliviate. Westchnął i wyjął swoją pelerynę z szafy. Pójdzie na spacer: pogoda była ładna i słoneczna, chociaż było bardzo zimno, idealny dzień na spacer w okolicy zamku.

Najwidoczniej wielu uczniów pomyślało tak samo, ponieważ ziemie dookoła były pełne dzieci: bawiących się, śmiejących, krzyczących... a Severusowi wydawało się to nieodpowiednie. Śmiech - tego dnia? Uśmiechnął się gniewnie i nagle skierował się w stronę Hogsmeade. Nawet jeśli nie było to zbyt bezpieczne. Chciał... nie wiedział czego chciał. Jego nogi prowadziły go i w dziwnym odurzeniu pozwolił im na to, rozmyślając o chłopcu, Quietusie, o jego chłodzie i odrzuceniu. To prawda, że Severus go nie lubił, ale jego odrzucenie mimo wszystko było bolesne, a jego podejrzenie, że Severus uratował go tylko z powodu głupiego rodzinnego zaklęcia, było głupie. A może nie? To pytanie Severus zadawał sobie przez całe tygodnie. Może to była dziwna myśl dla takiego typa jak on, ale nie podobało mu się to, że miałby uratować chłopaka tylko dlatego, że zmusiło go do tego zaklęcie.

I ślady działalności Avery'ego na całym ciele chłopca... i to znajome uczucie, kiedy wziął go na ręce... jego słowa brzmiały tak znajomo... Nie mógł być po tym naprawdę zły na niego. Owszem, pokłócili się w skrzydle szpitalnym następnego dnia, ale gdzieś głęboko wewnątrz wiedział, że chłopak miał rację.

Jego kroki zwolniły i pozwolił sobie przypomnieć. Pierwsze wspomnienie chłopaka ze Św. Mungo - Quietus go kąpał. Odwiedził go jak tylko mu uzdrowiciele pozwolili. Chłopak nigdy nie protestował przeciwko szorstkiemu traktowaniu, nawet zachęcał Severusa, by rzucił na niego Zaklęcie Identyfikujące. Dopiero teraz Severus zrozumiał, że chłopak chciał, aby on wiedział... a później jego zaufanie, Quietus zawsze mu ufał, chociaż wiedział, że Severus był Śmierciożercą...

A od czasu tej nieszczęsnej lekcji eliksirów... mężczyzna czuł, że krew w jego żyłach zamienia się w lód. Dlaczego nie pomyślał o tych wcześniejszych tygodniach, kiedy pracowali, mieszkali razem? Dlaczego jego pierwszym uczuciem względem chłopca była nienawiść? Tylko dlatego, że był Potterem? No cóż, nie było to pierwsze uczucie, ponieważ był w dość dużym szoku, ale miał tygodnie by przemyśleć to wszystko, by przyswoić to sobie - i by przypomnieć sobie tego chłopaka, w szpitalu, w jego laboratorium, w jego kwaterach...

Prawie nie zauważył, że jego nogi zatrzymały się.

Podniósł oczy i omal nie dostał ataku serca.

Stał przed starym, zniszczonym pomnikiem.

Quietus Snape

Upadł na kolana, zawładnęła nim panika.

Chłopak?

Nie mógł oddychać. Nie mógł myśleć.

Potrzebował ponad dziesięciu minut, aby odzyskać zdrowy rozsądek i przeczytać następny wers pod spodem.

1960 - 1979

Klęczał na grobie swojego brata.

-----
Następnego dnia nadal był pod wpływem szoku. Po prostu nie pamiętał, co robił podczas lekcji, był w stanie takiego oszołomienia, że Minerva musiała mu przypomnieć o radzie pedagogicznej tego popołudnia. Nadal miał to dziwne, zupełnie nieznajome uczucie: jakby ktoś go trzymał, czuł wszechogarniające ciepło, coś odległego, duszącego i bolesnego; tak, bolesnego, ponieważ był świadomy, że to uczucie przywiązywało go do osoby, która umarła dawno temu.

Nikt mu właściwie nie powiedział niczego o jego bracie i ich stosunkach, chociaż Dumbledore wielokrotnie wspominał, że byli sobie bardzo bliscy, ale aż do wczorajszego popołudnia wydawało się to tylko zwykłym stwierdzeniem, albo dziecinną opowieścią: on, blisko z kimś? Ale zaraz po powrocie z cmentarza odszukał stare pudełko, które zawierało jego fotografie i otworzył je po raz pierwszy, odkąd odzyskał przytomność w Św. Mungo.

I byli na nich wszyscy, których nie pamiętał: jego matka, jego ojciec i on. Nie pamiętał go wcześniej, ale natychmiast rozpoznał. Ręce Severusa drżały, kiedy podnosił zdjęcia, jedno po drugim... później inne podobizny, zdjęcia o których nie pamiętał: Quietus i James Potter, Quietus i rodzina Potterów, Quietus i Lily Evans, a wreszcie Quietus i on, siedzący obok siebie na brzegu jeziora, roześmiani.

A ich rodzice oddali go Voldemortowi, i wszystkie jego nadzieje, szczęście, beztroski śmiech przepadł. Pozostała tylko jedna rzecz: stary, porysowany pomnik, niewyraźny napis i dwie daty.

Ból i gorycz przenikały jego myśli, jego serce, i chociaż nadal nic nie pamiętał o swoim bracie, wiedział, że coś ukrywał się pomiędzy tymi zaciemnionymi wspomnieniami, i on był znajomy, szokująco znajomy.

Quietus Snape. Teraz już tylko jakieś kości w zimnej ziemi. I już nigdy go nie spotka.

- ... i nie mogę się zgodzić z moimi młodszymi kolegami. Dostęp do tej części biblioteki jest ograniczony nie bez powodu. Nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy pozwolić uczniowi na wolny wstęp do niej. To bardzo, bardzo niebezpieczne - Madame Pince westchnęła głośno.

- Harry nie chce uczyć się Mrocznych Sztuk - wyjaśniła Armenia z lekkim poirytowaniem. - Mówiłam wam to, i jeśli chcecie, możemy rzucić zaklęcia na książki o Mrocznych Sztukach tak, żeby nie mógł ich używać.

- Nie wszystko co niebezpieczne, jest uważane za mroczne, pani profesor - słowa madam Sprout zaskoczyły prawie wszystkich w pokoju. Severus nie pamiętał, kiedy po raz ostatni usłyszał tę kobietę odzywającą się na zebraniu nauczycieli, ale to musiało być całe lata temu. - I jest powód, dla jakiego każdą z tych książek zdecydowaliśmy się umieścić w Zakazanej Części.

- Będę go nadzorować.

- Wolny wstęp czyni nadzorowanie nieco problematycznym, moja droga - warknęła gniewnie Madame Pince.

- Myślę, że możemy zaufać panu Snape'owi. - Kolejne zaskoczenie: profesor Binns zdecydował się dołączyć do dyskusji. - Jest bardzo zacnym uczniem, mądrym i pilnym.

Krótka cisza. Wszyscy potrzebowali trochę czasu, aby zregenerować się po szoku, jaki wywołała wypowiedź ducha: po pierwsze to, że otworzył usta; po drugie to, że wiedział o kim mówili. Dumbledore uśmiechnął się, a McGonagall zachichotała cicho, zakrywając usta dłonią.

- To nie jest kwestia zaufania - powiedziała nagle profesor Sinistra. - Nie możemy mu dać wolnego dostępu. To nie byłoby fair w stosunku do pozostałych uczniów...

- On jest naszym najlepszym uczniem, Silvio - McGonagall wreszcie skończyła chichotać, by skoncentrować się na swojej koleżance. - Jest Prefektem Naczelnym i myślę, że potrzebuje każdej pomocy, jakiej możemy mu udzielić.

Hagrid i Vector przytaknęli, słysząc te słowa, ale Flitwick stanął na swoim krześle.

- Przykro mi, ale nie mogę się z tobą zgodzić, Minervo. Cóż, nie sądzę, aby pan Snape był niewart zaufania, lub że otrzymanie dostępu byłoby obrazą dla reszty uczniów, ale ja widzę, że już teraz jest przeładowany swoimi zaawansowanymi lekcjami, a jego stopnie...

- Jego stopnie poprawiły się w ciągu ostatniego miesiąca, Filiusie - przerwała mu McGonagall, a profesor Noir przytaknęła energicznie.

- Cóż, właśnie ta nagła poprawa martwi mnie - Flitwick skrzyżował ręce na piersi.

- Co masz na myśli? - zapytała młoda kobieta.

- To nie jest naturalne. On coś planuje, ponieważ chce dorównać naszym oczekiwaniom. On...

- Śmieszne! - profesor obrony zerwała się na nogi i pochyliła do przodu. - Dałam mu radę, aby zmienił swoje pory snu, to wszystko!

Twarz Dumbledore'a pociemniała i nawet McGonagall skrzywiła się nieznacznie. Ale wtedy odezwał się Severus: - Zgadzam się z Filiusem, Sivią i innymi. Nie możemy pozwolić, aby miał wolny dostęp do ograniczonej części. Znając jego historię...

- Jego historię, Severusie? - warknęła McGonagall. - Jaką historię?

- Wiesz o czym mówię, Minervo. Chłopak sprawia same kłopoty. Zawsze miesza się w podejrzane sytuacje z podejrzanymi osobami... - zamilkł. Nagła cisza w pokoju nauczycielskim uciszyła również jego. - Co..? - zapytał niepewnie.

Dumbledore westchnął.

- Ten chłopak już nie istnieje, Severusie. - Spojrzał na swoich kolegów. - Poddaję tę kwestię pod głosowanie. Czy możemy dać Quietusowi Snape'owi wolny dostęp do Zakazanej Części czy nie? Kto się zgadza?

Dumbledore, Noir, Vector, Hagrid, McGonagall i Binns podnieśli ręce.

- Sześć głosów. Kto się nie zgadza?

Severus, Sinistra, Flitwick, Sprout, Pince.

- Pięć głosów. Kto się wstrzymuje?

Trelawney i profesor od Mugoloznawstwa.

- Problem rozwiązany - oświadczył Dumbledore i usiadł z powrotem. - Quietus Snape może korzystać z Zakazanej Części i...

- Jako najbliższy krewny chcę zawetować decyzję - Severus wstał.

- Nie masz żadnych praw co do chłopca. - Nauczycielka Obrony również wstała. Jej głos był nerwowym sykiem. - Wyrzekłeś się go. W świetle prawa nie jest już twoim krewnym.

- Armenia ma rację, Severusie. Usiądź - słowa dyrektora były ostre i ostateczne.

- Ale ja...

- Oficjalnie odrzuciłeś go. Nie masz prawa wetować naszej decyzji.

- Zawiadomię więc Blacka - Severus uśmiechnął się z sarkazmem.

- Możesz. Ale nie teraz, siadaj - rozkazujący ton był nie do zignorowania. Severus osunął się na swoje krzesło i schował twarz w dłoniach. Dopiero kiedy jego koledzy zaczęli wychodzić z pokoju, opuścił je.

Nie wiedział jak długo tak siedział. Wreszcie parująca filiżanka herbaty, która pojawiła się przed nim, wytrąciła go z jego zamyślenia.

- Severus... - powiedział cicho Dumbledore.

Podniósł głowę.

- Dlaczego wszyscy chcecie, aby zginął? - zapytał nagle starszego mężczyznę.

Dumbledore uniósł pytająco brwi.

- Co masz na myśli, Severusie?

- Tą decyzją utwierdzicie go w mniemaniu, że to on ma uratować czarodziejski świat, że to on jest odpowiedzialny za starcie Voldemorta z powierzchni ziemi.

- Nie uważam, że ta decyzja popchnie go w tym kierunku.

- Nie? Jak myślisz, dlaczego chce wolnego dostępu? Nie wiem co on dokładnie planuje, ale wiem, że coś planuje.

- Ale dlaczego to ciebie martwi, Severusie?

- Nie wiem. Ale nie chcę, żeby zginął. Może to zaklęcie rodzinne, nie wiem, ale nie chcę, aby zginął.

Długa, pełna zrozumienia cisza zaległa w pokoju. Sączyli herbatę ze swoich filiżanek, ale żaden z nich nie chciał przerwać tej ciszy. Dopiero kiedy przybył skrzat i zaproponował ciasteczka, rozmowa potoczyła się dalej.

- Gdzie byłeś wczoraj, Severusie?

Słaby uśmiech pojawił się na twarzy młodszego mężczyzny.

- Byłem na cmentarzu w Hogsmeade. Nie chciałem tam iść, spacerowałem tylko i nagle znalazłem się przy grobie mojego brata. To było takie dziwne... jakby moje ciało wiedziało jak się tam dostać, a kiedy tam stałem, czułem jakby on tam ze mną był...

- Wczoraj była rocznica śmierci twojego brata, Severusie. Co roku tego dnia odwiedzałeś jego grób.

- Najwidoczniej część moich wspomnień nie została zupełnie usunięta... - wymamrotał gorzko Mistrz Eliksirów. - Powiedziałeś mi, że byliśmy bliscy. To prawda?

- Tak - przytaknął dyrektor. - Kochałeś go bardziej niż kogokolwiek innego w swoim życiu. Z wyjątkiem Harry'ego, później.

Severus poruszył się niespokojnie.

- Harry... - powiedział cicho. - Nie wiem, dlaczego czułem do niego tak silną nienawiść...

- Czułeś? - Starszy mężczyzna pochylił się ciekawie do przodu. - To znaczy, że już go nie nienawidzisz?

- Nie, nie nienawidzę go, Albusie. Nie znam jednak tego przyczyny.

Filiżanka stuknęła cicho, kiedy Dumbledore odstawił ją na spodek.

- Myślę, że mogę odpowiedzieć na twoje pytanie - powiedział nagle.

- Które pytanie? - głos Severusa zabrzmiał obojętnie.

- O twoją nienawiść w stosunku do Harry'ego - Spojrzał na młodszego kolegę, który przytaknął ze średnim zainteresowaniem. - To zaczęło się od twojej walki z Jamesem Potterem i Syriuszem Blackiem na twoim pierwszym i drugim roku. Kiedy Quietus przyszedł do szkoły, w twoim trzecim roku, wpadli na pomysł, że zemszczą się na nim, zamiast na tobie, ponieważ on był młodszy i bardzo ufny. Wymyślili dowcip związany z mandragorą, który prawie go zabił. Od tamtego czasu nienawidziłeś ich i myślę, że działanie Jamesa Pottera ratującego ci życie też nie pomogło...

- On ratował skórę swoich przyjaciół! - warknął gniewnie Severus. - Miał gdzieś moje życie, Albusie!

- Wiem o tym, Severusie. I kiedy Harry przybył, był taki podobny do Jamesa... - Dumbledore nie kontynuował. Pozwolił Severusowi pomyśleć o konsekwencjach.

- Nienawidziłem chłopaka ze względu na Jamesa Pottera. Nienawidziłem Jamesa Pottera za to, że zaatakował mojego brata, którego kochałem. A później, chłopak okazał się być moim bratankiem, synem osoby, na której zależało mi najbardziej... - nagle jego wzrok się przejaśnił. - Byłem idiotą, że nienawidziłem chłopaka tylko z powodu jego ojca. I byłem idiotą, że kochałem go znowu tylko z powodu jego ojca! - wykrzyknął, uderzając pięściami w kolana.

- Severusie, nie kochałeś chłopaka tylko ze względu na jego ojca. Najpierw nauczyłeś się go kochać jako Harry'ego Pottera. Dodatkowym bonusem było, że okazał się twoim bratankiem. Przyjąłeś go z powrotem do swojej rodziny...

- Ale ja już go nie kocham! Tak, nie nienawidzę go, ale nie potrafię go kochać! Nawet go nie znam, i myślę, że udało mi się go odpędzić ode mnie, najdalej jak tylko to było możliwe. Nie ma już odwrotu, Albusie.

- Jesteś pewny? - Oczy Dumbledore'a nie iskrzyły jak zwykle. Wydawał się stary i zmęczony.

- Rozmawiałem z nim. Pokłóciliśmy się, ale zrozumiałem jedno. Moją jedyną drogą powrotną do niego byłoby moje... uczucie. Ale jedynym moim uczuciem w stosunku do niego jest poczucie winy - nie najlepsza podstawa do zbudowania dobrej relacji!

- Spróbuj poznać go lepiej, Severusie.

Mistrz Eliksirów zaśmiał się gorzko.

- A w jaki sposób mogę to zrobić, Albusie?

- Przyjmij go z powrotem na swoje lekcje i zaoferuj mu korepetycje, ponieważ stracił trzy miesiące.

Plan Dumbledore'a brzmiał interesująco. Severus wstał i przeciągnął się.

- Spróbuję, Albusie - powiedział i podszedł do drzwi. - Dobranoc.